Dzień dobry.
Będzie to historia o budowaniu naszego ostatniego domu. Dlaczego ostatniego? Choć nigdy nie mów nigdy, ale po 6 przeprowadzkach obiecałem Iwonie, Szymonowi i Maćkowi, że to ostatnia. Słowa zamierzam dotrzymać.
Zaczęło się w listopadzie ubiegłego roku, kiedy zdecydowaliśmy, że Kraków będzie miejscem, w którym będziemy żyli. Dlaczego? To dłuższa historia, którą - jeśli ktoś ciekaw - opowiem przy piwie i grillu z okazji zakończenia budowy.
Najpierw miała być działka, a na niej zaprojektowany tylko dla nas wymarzony dom. Moja kochana żona Iwona co tydzień znikała z mieszkania w mieście oddalonym o 300 km od Krakowa i penetrowała okolice. Co zobaczyła - fotografowała. Po jej powrocie do domu oglądaliśmy dossier na ekranie komputera odrzucając działki, które nam nie pasowały.
Dziesiątki lokalizacji. W kwietniu wybraliśmy się wspólnie na wizję lokalną do Krakowa (właściwie pod Kraków), aby zobaczyć The Best of... Nie było ciekawie, a to za blisko drogi, a to druty wiszą, a to za daleko od miasta.
Kwiecień - zmiana decyzji. Nie mamy czasu, aby budować od początku. Za rok musimy już mieszkać. Szukamy surowego otwartego, taki który nas zachwyci i da się dostosować do naszych potrzeb.
I znów dzielna dziewczyna wsiada w samochód i odbywa 300 kilkometrowe wahadełka (ze trzy). Technologia wyboru ta sama - oglądanie, fotografowanie, selekcja, wspólna wizja lokalna.
Wreszcie jest. 200 m kw. w G. pod Krakowem, z dobrych materiałów, na fajnej działce. Tylko cena nie ta. Negocjacje trwają dwa miesiące. Miękniemy i podajemy swoją "ścianę". - Super. Lecę powiedzieć żonie. Cieszę się, że to Wy - mówi sprzedający.
Następnego dnia umawiamy się na zasadniczą rozmowę telefoniczną (te 300 km). Pada sakramentalne STOI.
Uzgadniamy formę płatności, terminy umowy notarialnej, detale.
W domu krzycze do chłopaków i Iwony, że właśnie kupiłem dom. Planujemy ogród zimowy, chłopaki dzielą się pokojami - Szymon nad garażem, Maciej narożny, aranżujemy wnętrze.
Po weekendzie dnia telefon z biura nieruchomości
- Czy Państwo umawiali się z Panem X na sprzedaż domu - pyta pośrednik.
- Jesteśmy już po słowie - potwierdza żona.
- No bo ten pan podpisał wczoraj umowę przedwstępną z kim innym . To dziwne, bo wiem, że się dogadaliście, ale tak zrobił.
Zamurowało mnie, kiedy się dowiedziałem. Padło STOI, SŁOWO, a tu po cichu bez powiadomienia po dwóch miesiącach rozmów...
Zadzwoniłem do Pana X. Wyjaśniłem mu na czym polega umowa dwóch mężczyzn (przepraszam za seksizm), wykonałem mu bezpłatną wycenę jego honoru, opowiedziałem o standardach i godnym zachowaniu. Całkiem spokojnie. Tyle mojego, że chyba coś dotarło, jeszcze przez dwa dni dzwonił próbując zaproponować rekompensatę w postaci specjalnej ceny na następny dom (to taki prywatny deweloper). Oczywiście nie będę planował przyszłości swoje rodziny opierając się o słowo takiego gościa.
Koniec końców dobrze wyszło. Na listę priorytetów wraca drugi dom, jedyny który nas zachwycił podczas oglądania, a który odrzuciliśmy ze względów praktycznych.
Nowoczesny projekt jaki lubimy, przestrzeń, rozmach. Od razu powiedzieliśmy super drugą myślą było to, że niestety nie możemy sobie na niego pozwolić. Dlaczego? 350 m. kw użytkowiej. 33 metry długości, dwa dachy, garaż 50 m. kw! Jak się okazuje po wpadce z pierwszym domem tylko ja tak myślałem. Iwona nie porzuciła nadziei. Podejmujemy romantyczną decyzję: szacujemy koszty wykończenia i jeśli nie będzie bardzo źle - bierzemy!
Zaprzyjaźniony architekt przyjechał, pooglądał wykonanie powiedział że ok. i obiecał wycenę kosztów robót wykończeniowych. Po tygodniu przysłał. Decyzja - damy radę! Bierzemy dom marzeń
Na początku sierpnia kupiliśmy. Mamy
- więc solidne fundamenty (wiemy od wykonawców i sąsiada, że zrobione jak pod halę maszynową)
- ściany z Porothermu
- więźbę
- fajną działkę
- bramę garażową leżącą gdzieś w Krakowie.
Na razie
- mamy zgodę architeków autorów na zmianę projektu
- wnieśliśmy o przepisanie projektu na nas
- pytamy o WZ dla przyłącza gazowego
- zleciliśmy projekt zmian zaprzyjaźnionemu architektowi
- czekamy na kosztorys z firmy wykonawczej
Do roboty.
To zakrzyk przede wszystkim do dzielnej żony, która z chłopakami jest już w Krakowie. Ja będę dojeżdżał w weekendy, a na stałe dołączę w grudniu.
Na razie wszystko na głowie Iwony! Formalności, ekipy cały ten młyn. Będę asystował telefonicznie i ... za pośrednictwem tego dziennika budowy...
Zapraszam do obserwowania zmian, komentarzy i proszę o duchowe wsparcie
Zdjęcia wystawię jak się nauczę :)