Projektu kostki nadal nie ma Jest to dla mnie chyba najtrudniejszy projekt od samego początku, bo trzeba przy tym zaprojektować w naszym przypadku prawie cały ogród a do tego wymyślić wszystko tak, aby było nas na to stać. Cyba to drugie jest trudniejsze Miałam to nawet robić dziś, ale po całym dniu zajęć na szkoleniu już mi się po prostu nie chce liczyć tych pól, metrów bierzących i rysować na papierze milimetrowym Ale to moja wina - tak to jest jak się chce mieć kostkę w 2 kolorach a do tego jeszcze jakieś brzego z kostki granitowej. Z tej granitowej to nie wiadomo w ogóle, czy coś wyjdzie, bo musimy mieć całość materiału z jednej firmy jeśli transport ma być darmowy. A nie wiadomo, czy oni granitową mają i po ile. Najwyżej będę później myśleć
Za to jutro będziemy zamawiać płot betonowy, który osadzi nam nieoceniona ekipa p. Darka. Za transport naszego płotu z zza wągrowca pan policzył tylko 130 zł a za 2m wysokości przęsło - 100 zł. Jakby ktoś miał jeszcze wątpliwości - płot będzie betonowy i dzięki temy przystępny cenowo - na 42m wyniesie nas ok. 3000. Szkoda, że kostka i jej ułożenie to wydatek idący w kilkanaście -wyjdzie minimum 13.000 za kostkę z ułożeniem, ale nie licząc piasku i utwardzenia wjazdu.
Za to teren działki i jego ogarnięcie dostarcza nam ponadprzeciętnych emocji. Mogę smiało powiedzieć, że wczorajszy dzień był jednym z gorszych w życiu i wczoraj wszystkim mówiłam, żeby nigdy nie porywali się na budowę domu!
ALe od początku. Wszystko zaczęło się w czwartek. Na piątek umówiona byłam z panami od koparki i od pisaku - na równanie terenu działki i podwyższenie terenu. Ale u nas akurat powróciłą zima - wiatr lodowaty, śnieg w nocy i od rana. A cała działka do uprzatnięcia z resztek budowlanych i smieci, coby koparka mogła operować. Przeraziłam się i za namową Ojca zadzwoniłam do panów, że nie wjadą (bo śnieg i deszcze rozluźniły naszą glinę), zakopią się i w ogóle lepiej całą operację przenieć na przyszły tydzień. Stwierdzili, że przesadzam i przyjadą sami ocenić. Po południu przyjechali, ocenili, że luzik - wszystko sie uda, nawet taras obsypać - byle działka była uprzatnięta. Problem polega na tym, że działka malutka i jej uprzątnięcie polega na wniesienu wszystkiego do garażu.
We trójkę w mężem i Tatą (my z mężem w strojach nie przygotowanych na taką akcję) do późnego wieczora sprzątaliśmy wszystko. Ja nie maiłam nawet kurtki- co zaowocowało juz w wieczoem jakąś ciekawą odmianą zapalenia zatok i utrudnieniami w mimice twarzy
Wszystko pięknie - stawiłam się z Tatą i narzędziem do przecięcia płotu przed 8, bo o 8 miał być koparkowy. Płot przecięty, koparkowy przyjechał i zaczął rozgarniac, to co już na działce.
Cała akcja z nawożeniem, wywożeniem części naszej gliny trwała do 15. Ja choć początkowo miałam być cały dzień na działce i malować sypalnię musiałam się udać nieopodal na przechowanie, bo braki w gładziach i wyprawkach parapetów uniemożliwiły mi pracę. A PW zjawił się w piątek tylko na chwilę, żeby ze mną porozmawiac i zobaczyć, co mi nie pasuje. Ale o to mniejsza.
Na wezwanie panów stwiłam się ok. 14.00 z powrotem. No a tam czekała mnie niespodzianka - w ogólnym bałaganie i błocie pan koparkowy przejechał po studzience kanalizacyjnej stojacej na granicy naszej działki. Studzienka się zarwała, klapa wpadła do środka a wraz z nią kupa gliniastego błota. Nie możecie sobie nawet wyobrazić jak wyglądało wokoło - teren obok jest nieutrwardzony i wiecznie zalany- tworzy maź błocka. Teraz ta breja sięga od kostek do kolan i niewprawny może tam nawet zgubić kalosze.
Teraz sobie wyobraźcie - piątek po południu a ja z rozwaloną ziejącą dziurą w ulicy zatkaną studzienką, pod którą podpięci są sąsiedzi. Ze sobą brak namiarów na kanalizatora, wokoł pracująca koparka a domu nikogo, kto poda mi telefony. Mąż nie mógł mi pomóc w żaden sposób, teściowe na wakacjach, koledzy w pracy - z nikąd ratunku. Co się nadzwoniłam, nadenrwowałam to moje. Pomóc usiłował mi pan od piasku, ale nic to nie dalo, bo jego kanalizatorzy nie odberali telefonu. Inni nie chceli się podjąć. W końcu ok. 16 mąż mógł nawiązać ze mną kontakt i wyciąnął mi z forum namiar na kanalizatora od Kasi (tego, który u nas robił przyłącze) - jeszcze raz dowód, że bez forum zginiesz. W międzyczasie piaskowy odjechał i skończył koparkowy. I nie był, co zrozumiałe zachwycony, że nie chcę mu zapłacić za robotę do wyjaśnienia sytuacji. Najpierw twierdził, że nie widział studzienki (mówiliśmy, że tam jest), później powiedział, że od tego ma ubezpieczenie, że się zdzwonimy i odjechał. A ja zostałam z tym klopsem na budowie. ZImno mi było strasznie, z nerwów i nie wiem z czego jeszcze trzęsłam się cała byłam na prawdę na granicy płaczu. W końcu udało mi się dodzwonić do kanalizatora i on podał mi telefon do odpowiedniego wydziału w Aquanecie. Tam podano mi telefon do pogotowia kanalizacyjengo. W pogotowiu pan przyjął zgłoszenie i powidział, że przyjadą- nie wiadomo o której, może ok. 18.00. Powiadomiliśmy sąsiadów, że kanalizacja zatkana. I czekamy na telefon od ekipy pogotowia. W międzyczasie dzwoni koprakowy i wymieniamy się informacjami. Podał mi nr polisy i telefon na ubezpieczyciela. Procedura jest taka, że muszę sobie ściągnąc sama odszkodowanie z jego polisy. Dzwonię tam i pytam co muszę przygotować - notuję, masa różnych papierów, dokumentacja fotograficzna - zgłaszam szkodę. Przed 18 dzwonię do pogotowia- kiedy będą - nie wiadomo - zadzwonią. Jedziemy po aparat (wczesniej zabezpieczjąc dziurę). Dzwoni pogotowie - już jadą. Wracamy. Robię fotki, choć już ciemno. Panowie z pogotowia bardzo mili, ale przerażeni błotem. Przez długie minuty próbują wyciągnąć roztrzaskaną klapę. My świecimy im latarkami, ja do tego pstrykam dokumentację fotograficzną. W końcu przebrany w specjalny kombinezon pan schodzi do studzienki. Dokonuje się odetkanie (njagorzej było jak zaczęły płynąć nagromadzone ścieki śąsiadów ). Niestety drugi pan nie wymanewrował w błocie i nie przebrany w kombinezon, ale w zwykłych ciuchach przewrócił się jak długi w tą warstwę błota Wyglądał strasznie - baliśmy się, że coś się mu stało Na szczęście był tylko cały zabłocony- nawet z butów błoto później wylewał. No i wściekł się - ale nie na nas na szczęście tylko na sytuację. Zniknął, bo musiał się przebrać i dalej pracowal tylko jeden. Po odetkaniu założona została nowa pokrywa a miejsce zabezpieczone prętami i czerowono-białą taśmą. No i umywszy się z błota - panowie odjechali. Byli na prawde wspaniali i mogę powiedzieć, że podziwiam ich i ich pracę! My musileiśmy jeszcze zabezpieczyć płot w paru miejscach i po 20 wrócilismy do siebie. Byłam na takiej adrenalinie cały czas, że nawet nie miałam głupawki ze śmiechu, co zdarzyło się dzień wcześniej
A dodatkowo koparka sie jednak zakopywała w nasze glinie i nie zasypała nam strony pod tarasem - czeka nas więc ręczne zwożenie taczką piasku i ziemi
Jedyny plus - wjazd został "ogliniony" i zasypany żwirem - można już chodzić suchą nogą i nawet panowie z pogotowia wjechali
Teraz będziemy się bujać jeszcze prawdopodobnie z ubezpieczeniem- chyba, że pogotowie nas nie skasuje. Prawdopodobnie tak będzie Ale i tak musimy zgromadzić papiery. Jesteśmy już umówieni z koparkowym a w poniedziałek bedę musiała pojechać do Aquanetu.
Budowa - powiedzcie mi- na co my sie porywamy I niech tylko ktoś spróbuje powiedzieć, żeby się w takich sytuacjach nie denerwować Jja już miałam wizję, że nikogo nie znajdziemy i odetniemy na cały weekend sąsiadów od kanalizacji Całe szczęscie, że się udało - uff [/url]