Od prawie dwóch lat jestem właścicielem domu, stojącego na 10-cio arowej działce i wybudowanego na krótko po II wojnie - czyli przełom lat 1946 ÷ 1950. Pierwszy jego kapitalny remont został przeprowadzony z początkiem lat 80-tych. Przynajmniej takich informacji udzielili mi poprzedni właściciele, pozbywając się niechcianego kłopotu. Przyznam, iż również takie było moje pierwsze wrażenie, kiedy oglądałam mój "przyszły" nabytek.
Dziś nie żałuję niczego - choćby przez wzgląd na święty spokój, jaki dostałam od losu. Dziś najważniejsze dla mnie jest to, że mam mały domek, budynki gospodarcze, ładną działkę i w głowie jeden wielki plac remontowo-budowlany.
Jak już wspomniałam wcześniej - mieszkam w tym domu. Od momentu jego nabycia, "coś tam" w nim zrobiłam i zamieszkałam wraz z dziećmi. Jednak, to "coś tam" nie można nazwać gruntownym remontem. To wszystko było raczej odświeżane "na szybko".
Zatem, co mnie czeka przy "recylkingu" staruszka?
- wymiana dachu - to idzie na pierwszy plan,
- wymiana wszystkich okien i drzwi frontowych,
- ocieplenie domu,
- wymiana podłóg wraz z nową wylewką,
- wyrównywanie ścian i sufitów w całym domu,
- wymiana drzwi wewnętrznych,
- kapitalny remont łazienki i kuchni,
- całkowita demolka części budynków gospodarczych,
- nowe zagospodarowanie całej działki łącznie z nowym ogrodzeniem,
- itd, itd, itd...
A, co jeszcze "wypadnie" do wymiany po drodze? Hm... nie wiem, i na obecną chwilę nie chcę wiedzieć. Wiem tylko, że do tej wyliczanki chciałabym jeszcze dopisać wymianę całej instalacji elektrycznej i CO. Jednak, ta wymiana pozostanie do realizacji na "może kiedyś". Tu trzeba się liczyć z realiami - a przecież moje realia są takie, jakie są i głową muru nie przebije.
Na obecną chwilę, jestem umówiona na jutro (29.04), a najpóźniej poniedziałek (2.05) z dekarzem, by ostatecznie określił mi cenę za robociznę, potwierdził najbliższy wolny termin (sierpień), jak i podał w większym już przybliżeniu wartość samego materiału. Muszę przyznać, iż boję się tego spotkania. Ale, to nic...
... od czegoś przecież trzeba zacząć - prawda?
Ktoś, kiedyś powiedział "marzenia się spełniają - trzeba im tylko czasem pomóc, by się spełniły". Pamiętam, jak sama swego czasu straszliwie marzyłam o cichym i spokojnym domku. Domek już mam. Teraz pozostało mi już tylko zadbać o to, by był to domek z moich marzeń. Także... myślę i mam nadzieję, że kiedy sama wkroczę w 5-tą dekadę własnego życia, taki domek już będzie.
PS - mam również swoje miejsce na forum, pod tym samym tytułem, co dziennik - o czym, zresztą, świadczy mój pierwszy wpis w dzienniku, będący raczej próbą przed faktycznym "startem". Teraz nadszedł czas, by to wszystko uzupełnić ...