Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    155
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    199

Entries in this blog

siłaczka

domek dla szóstki

Parę zdjęć dziś robionych. Słońca mało.

 

 


Nawłoć. Trochę jej ciężko pod lipą, ale kwitnie.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/336.jpg

 


Malope po ostatnich deszczach aż kładzie się na ziemi.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/337.jpg

 


Maliny owocują drugi raz.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/338.jpg

 


Kosmos dopiero zaczyna kwitnąć.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/339.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/341.jpg

 


Astry przysłała jedna Babcia, a posadziła druga. A że w warzywniku - to nic.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/340.jpg

 


A tę wyspę na trawniku wymyśliłam sobie biało-różowo-liliową: tamaryszek, tawuła, bzy, ognik, piwonie, stokrotki, trzmieliny, pięciornik, migdałek... Ale potem Babcia z Krysią posiały słoneczniki, nasturcje, nagietki i zrobiło się kolorowo. Słoneczniki nie mogą utrzymać własnego ciężaru.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/334.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/335.jpg

siłaczka

domek dla szóstki

31 sierpnia 2007 r.

 

 


Wpisałam datę i przypomniałam sobie, że równo 2 lata temu odbywał się przetarg na naszą działkę. Ile emocji... I wszystko pod znakiem zapytania. Pamiętam, że zadzwoniłam wtedy do domu, a Mama Jacka powiedziała: „Bogu dzięki!”

 

 


Odstraszacz kun przyszedł wczoraj pocztą (jak to ludzie kiedyś mogli żyć bez allegro???) i został podłączony na noc. I noc była spokojna... Jest jeszcze taka możliwość, że z powodu przewlekłego niewyspania spaliśmy twardo i po prostu nie słyszeliśmy żadnych harców. W instrukcji tego urządzenia piszą, że zagnieżdżone kuny wymagają dłuższego wypłaszania (2-3 tygodnie).

 


Wszystkie dziewczyny zgodnie twierdzą, że słyszą dźwięki z tego odstraszacza, ale im nie wierzę. Ja nie słyszę NIC, a słuch mam ponoć jak nietoperz.

 


Agata zasugerowała, że może z wiekiem zanika zdolność słyszenia niektórych dźwięków. Możliwe, bo ja nie słyszę w ogóle muzyki w niektórych młodzieżowych "piosenkach".

siłaczka

domek dla szóstki

30 sierpnia 2007 r.

 

 


Kłopot jest!

 


Od paru dni i nocy coś nam spaceruje po dachu. Nie daje spać i niepokojąco skrobie. Sprawia wrażenie, że chce się dostać do środka. Mysz? Szczur? Kuna? Nietoperz? Nie wiemy.

 


Jacek twierdzi, że porusza się między dachówką a deskami, czasem bardzo szybko. Mnie się wydaje, że słychać bliżej, w warstwie ocieplenia. Tuż nad moją głową, znienacka i o 4 albo 5 rano koniec spania. Upodobało sobie to coś naszą sypialnię, to znaczy dach nad nią, choć Ala mówiła, że przy komputerze też słyszała skrobanie.

 

 


Nasza Fiona zupełnie na te odgłosy nie reaguje, choć na w ogrodzie trzyma w ryzach wszystkie krety i nornice.

 

 


Musimy coś z tym zrobić. Jacek wymyślił, że ultradźwiękowy odstraszacz pomoże.

 

 


PS

 


Właśnie poczytałam na forum o kunie. Pasuje jak nic. I ponoć odstraszacz nie bardzo pomaga. Będziemy próbować.

siłaczka

domek dla szóstki

27 sierpnia 2007 r.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/328.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/329.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/330.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/332.jpg

 


Pięknie zakwitły słoneczniki, malope, nagietki, aksamitki, mieczyki, astry, łubin, dalie i groszek pachnący (kwiaty na zdjęciach siane przez Krysię).

 


Kosmosy na razie idą w liście, ale za to są imponujące, nigdy takich nie miałam. Wzeszły bardzo gęsto, więc porozsadzałam je po całym ogrodzie. Z daleka wyglądają jak młodziutkie modrzewie. A kiedy zakwitną... Bardzo lubię te kwiaty.

 

 


Co do modrzewi, to najdorodniejsze sięgają mi już pod nos. To niesamowite. Zaledwie półtora roku temu sadziliśmy 20-centymetrowe maleństwa.

 

 


Posadziłam pod domem winobluszcz pięcioklapowy, już się przyjął. Strasznie mi się podobają domy obrośnięte dzikim winem.

 

 


Krysia działa w warzywniku. Po udanych zbiorach groszku, kalarepki i fasolki, posiała jeszcze koperek, posadziła truskawki i poziomki. Żałujemy, że tak mało posiałyśmy ogórków, bo całkiem nieźle urosły. W przyszłym roku warzywnik ma być większy, bo odzyskany został teren zawalony pobudowlanym drewnem. A drewno chętnie wziął sąsiad. Przerzuciliśmy tylko przez płot.

siłaczka

domek dla szóstki

21 sierpnia 2007 r.

 

 


Zupełnie nowy rozdział, czyli oczko wodne.

 

 


Nazywane przez nas stawem, a przez obcych czasem obraźliwie błotkiem, bajorkiem albo brodzikiem. Mnie się podoba „sadzawka”.

 


Jak zwał, tak zwał - z całą pewnością jest naszym oczkiem w głowie. Od 3 tygodni niczym innym się nie zajmujemy, a do końca jeszcze daleko.

 


Wykop został ostatecznie zmieniony, pojawiły się półki. Pod folią są rozłożone stare wykładziny spełniające rolę włókniny. Z jednej strony położyliśmy wełnę mineralną, bo tam grasują nornice.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/323.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/324.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/317.jpg

 


Folię ułożyliśmy we trójkę bez większych problemów. A potem zaczęliśmy lać wodę. Lać i lać... Na początek 10 metrów, a potem jeszcze dwa. Nie do pełna, nie po brzegi, bo staw ma za zadanie wyłapywać deszczówkę i na razie to się odbywało bez problemu. Poziom wody podnosił się po ulewie o kilka centymetrów. Jeszcze nie wiemy, co będzie na przykład po tygodniowych deszczach, ale na wszelki wypadek jest przelew, który odprowadzi wodę.

 


Dużo zachodu jest z kamieniami, które mają ukrywać folię. Zwozimy je po trochu, skąd się da i układamy. Monika robi to z upodobaniem.

 


Do mniejszych kamieni dziewczyny, do większych panowie. Przyczepka jest nieoceniona.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/322.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/325.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/326.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/327.jpg

 

 


Teraz walczymy o czystość wody, bo glony mnożą się jak głupie. Posadziliśmy rośliny (niektóre już nawet mają nowe przyrosty, widać, że się przyjęły). Potem wpuściliśmy rybki, przywiezione z nadzieją, że zjedzą larwy komarów. No i pracuje już pompa z filtrem.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/318.jpg

 


Niestety, prawdą jest, że to nietanie. Folia PCV ok. 800 zł, pompa z filtrem prawie 300 zł, kosze do roślin 50 zł (większość roślin posadziłam w zwykłych czarnych donicach), juta 15 zł, rybki – nie wiem, bo się mąż nie chce przyznać – ale to oznacza, że niemało.

 

 


Z bólem serca stwierdzam, że na całą resztę ogrodu nie wydaliśmy tylu pieniędzy, co na ten kawałek wody. Ale marzenia kosztują. A Jacek zawsze marzył o własnym stawie.

siłaczka

domek dla szóstki

26 lipca 2007 r.

 

 


Zameldowaliśmy się pod nowym adresem i złożyliśmy wnioski o nowe dowody. Potem cała reszta urzędowych zmian w skarbówce, bankach itp.

 

 


Rzutem na taśmę, czyli za ostatnie posiadane pieniądze kupiliśmy folię do oczka wodnego. Tylko tak można będzie w końcu tę część działki uporządkować i ucywilizować. Póki co straszy ta wielka kałuża.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/313.jpg

 


Ścieżki już są wysypane drobnymi kamykami, więc można po deszczu przejść bez obawy zgubienia kapci – co niedawno zdarzyło się Babci na świeżo założonym trawniku.

 

 


Dokoła domu wciąż i wciąż mnóstwo pracy, więc znów grzebię w starych zdjęciach, żeby się przekonać, że już dużo zrobiliśmy i że było znacznie gorzej. Czasem myślę, że po prostu działka jest za duża i nie potrafię wszystkiego ogarnąć. Ale z drugiej strony strasznie się cieszę, kiedy mogę połazić i popatrzeć, jak rośnie. Rano łażę i po południu, i wieczorem. Słucham ptaków i świerszczy, skubnę po drodze zielsko i naprawdę czuję, że mam wakacje.

 

 


W środku prace leżą. Niemniej jednak garaż został kolejny raz odgruzowany i znów można się po nim poruszać, co nie zmienia faktu, że samochód nadal stoi pod chmurką.

siłaczka

domek dla szóstki

15 lipca 2007 r.

 

 


No i po obozie. Teraz się wreszcie zaczęły wakacje. Na razie dla mnie, bo Jacek wciąż zajęty.

 

 


Wciąż kopiemy i coraz więcej mamy trawnika. Powolutku to idzie, ale stale do przodu. Trawa się wyrównuje i już nie widać tych tygodniowych odstępów – pomijając świeżo założone, nie koszone jeszcze kawałki. Żeby wygodnie było kosić, wkopuję kamienie między rabatki a trawniki na poziomie gruntu. Żmudne zajęcie, ale niezmiernie ułatwiające pracę na przyszłość, więc dłubię. Muszę to jeszcze zrobić przy skalniaczku.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/319.jpg

 


Ogród młodziutki, wszystko nieduże, ale rośnie i cieszy oko. Zakwitły prawie wszystkie byliny w porze dla siebie stosownej. Zaczynają kwitnąć jednoroczne: nagietki i nasturcje. Dopiero teraz widzę, co mam, jak wysoko wyrasta, w jakim kolorze ma liście i kwiaty... więc planuję przemeblowanie jesienne.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/320.jpg

 


Wreszcie doczekaliśmy się końca formalności. Możemy się zameldować, jak tylko pani od tych spraw wróci z urlopu. A tu już prawie pół roku mieszkamy...

 

 


Skończyła się karencja w spłacie kredytu i oto w 19. rocznicę ślubu zapłaciliśmy pierwszą ratę za dom.

 

 


Na tę rocznicę kupiliśmy sobie trochę iglaków - posadziłam przy tarasie, przy podjeździe i wśród krzewów – nie będzie łyso zimą.

 

 


Zrobiony też drenaż z jednej strony domu, tam gdzie z górki spływała woda w czasie ulewy.

siłaczka

domek dla szóstki

21 czerwca 2007 r.

 

 


Dostałam w prezencie wierzbę szczepioną i perukowiec. Strasznie się cieszę, bo sama bym sobie pewnie nie kupiła.

 

 


Prace na działce i w domu bardzo spowolnione – koniec semestru, szaleństwo jak co roku.

 


Niemniej jednak Jacek skosił trawę i zielska dziko rosnące (kosiarka sprawuje się dobrze), a ja walczę z chwastami.

siłaczka

domek dla szóstki

11 czerwca 2007 r.

 

 


Mój mąż przez dwa popołudnia był brukarzem i oto jest chodniczek od nieistniejącej jeszcze furtki do schodów. Krysia powiedziała: Zupełnie jak na Starówce.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/321.jpg

 

 


Kosiarka została nabyta. Z allegro, jak zwykle. Używana, ale za to z aluminiową obudową. Mam nadzieję, że przyjedzie szybko, bo trawa pilnie domaga się koszenia. Wysialiśmy cały worek i chcieliśmy dokupić, ale tej samej mieszanki w sklepie brak. Więc znów z internetu ściągamy i czekamy....

 

 


Ja kopię i kopię po kawałku, wyciągam z ziemi kamienie, układam pod ścianami coś na kształt opaski. Na razie taka będzie.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/316.jpg


]

 


A tymczasem roślinki powolutku... Kwitnie ognik, tawułka, krwawnik i parzydło leśne. Powoli rozwija się lawenda i maciejka.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/333.jpg

 


A Jacek znów przywiózł drzewko, całkiem sporą śliwę czerwonolistną. Bardzo fajnie wygląda na tle zieloności lasu albo żółtej ściany domu – zależy jak patrzeć.

siłaczka

domek dla szóstki

3 czerwca 2007 r.

 

 


Ależ się zleciało - mieszkamy już 4 miesiące.

 

 


Jeszcze korzystamy z karencji w spłacie kredytu, ale koniec tego dobrego. W lipcu pierwsza rata.

 


Stale coś tam drobnego, a bardzo potrzebnego się kupuje do domu. Ostatnio: tabliczka z numerem domu. Została pomalowana i niebawem zawiśnie.

 


Lista zakupów jest oczywiście długa, ale większość musi poczekać.

 


Teraz chyba najpilniejszym wydatkiem jest kosiarka, bo pierwsza wysiana trawa ma już miesiąc. Nie ma wyjścia, trzeba kupić. No i trawa się skończyła, a pole czeka.

 

 


Po ostatnich burzach i ulewach postanowiliśmy radykalnie rozwiązać problem wody spływającej z górki pod dom. Dren już kupiony, jeszcze czekamy na żwir i trzeba przywieźć słomę. Znów będzie kopanie, ale trudno, nie ma rady.

 

 


Dostaliśmy trochę łupanych kamieni, w sam raz na ścieżkę. Jacek rozpoczął układanie, ale w połowie skończył, bo przecież nasi grali, trzeba było kibicować.

 

 


A ja się cieszę, bo z posadzonych roślin przyjęły się prawie wszystkie. Z opóźnieniem zaskoczył i jaśminowiec, i mahonia, i bluszcz, i wierzba mandżurska. Nigdy nie należy tracić nadziei.

 


Ja głównie skaczę przy kwiatkach, a Krysia chucha na swoje warzywa. Bardzo ładnie jej rosną, choć późno siane.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/314.jpg

 


Od paru tygodni piec ogrzewa tylko wodę. Jeden zasyp na miesiąc.

siłaczka

domek dla szóstki

26 maja 2007 r.

 

 


Przy tej upalnej pogodzie na poddaszu jest zdecydowanie za gorąco. Na parterze przyjemnie, a u góry jak w innej strefie klimatycznej.

 


Rekuperator spisuje się dobrze, ale nie mamy jeszcze wkładu letniego. Niestety, trzeba było dokupić. No i oczywiście przełączyć czerpnię na GWC.

 

 


Brakuje nam rolet w oknach dachowych. Do tej pory nie myślałam, że będą aż tak potrzebne. Nigdy nie mieliśmy takich okien, wszystkiego dopiero się uczymy.

 

 


W ogrodzie kawałek po kawałku pojawia się trawnik. Chodzimy i oglądamy: ta trawa ma 3 tygodnie, ta dwa, a ta jest tygodniowa. Bo tak się jakoś składa, że zwykle siejemy w soboty. Troszkę się obawiam, że będziemy mieli szachownicę trawnikową, ale liczę na to, że się kiedyś to wyrówna.

 


A na tle trawy znacznie lepiej wyglądają moje mizerne, choć obiecujące kwiatki.

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/315.jpg

 


Wszystko rośnie, a najbujniej chwasty, toteż mam co robić i tylko przeskakuję z rabatki na rabatkę. Kiedy kończę ostatnią, pierwsza już jest do pielenia.

 


A jednak z roślinami jest jak z dziećmi. Niepokorne i rosnące po swojemu czarują jednak zmęczonego rodzica uśmiechami – kwiatami. Czasem zaskakują listkiem wypuszczonym na pozornie suchej łodyżce. I znów chce się kopać, grabić, podlewać i nadskakiwać...

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/331.jpg

siłaczka

domek dla szóstki

12 maja 2007 r.

 

 


Zapowiadali deszcz, więc pomyślałam, że coś pożytecznego trzeba zrobić wewnątrz, bo ciągle ogród i ogród.

 

 


Kafelki w gospodarczym czekały na fugowanie, nie wiem jak długo. Zabrałam się za to dziś, jeszcze przed obiadem skończyłam i pięknie wyglądają. A potem Jacek kupił fajny wieszaczek na nasze kurtki robocze, powiesił go i jeszcze wieszaczek na klucze, co 3 miesiące na to czekał. I tak oto całkiem się inaczej zrobiło w tej kanciapie.

 

 


A skoro już wiertarka wyjęta, to obrazki u Babci na ścianę, a u Agaty dwie półki... A jeszcze pan domu przymocował do końca listwy przypodłogowe na górnym holu, a potem jeszcze zajrzał do rekuperatora i wyczyścił filtry (a było co czyścić). A pani domu odkryła, że prognoza jakaś pomylona była i że w ogóle nie pada, a nawet zniknęły kałuże. Więc poszła do ogrodu tak tylko się przejść, ale kwiatki chwastem zarastają, więc zaczęła pielenie... A potem pomyślała, że przekopie kawałek ziemi, bo nie jest bardzo mokro. A tymczasem pan domu naprawił próg, bo drzwi się kiepsko zamykały. I przyszedł zobaczyć, co robi żona. I pomógł kopać. A potem posiał trawę, bo pani już zagrabiła. I nawet ubił nasionka tym fajnym drewnianym tłuczkiem, który sam zrobił.

 


I poszli do domu, bo wieczór już był...

 


I minęła sobota, a dom coraz bardziej domowy. :)

siłaczka

domek dla szóstki

9 maja 2007 r.


 


W czasie majowego weekendu, kiedy pogoda nie pozwalała na hasanie po ogrodzie i kiedy połowa rodzinnego składu wybyła na harcerską imprezkę, pomalowałam drugi raz wszystkie futryny. Oczywiście najpierw szlifowanie papierem drobnoziarnistym. Śmierdzi ta lakierobejca niemożliwie, ale jaki efekt! No, teraz te futryny wyglądają jak trzeba.

 

 


Przyjechały też krzesła. Salon nabrał trochę szyku.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/311.jpg

 


Poza takimi drobiazgami prace w domu kompletnie leżą, bo działamy na zewnątrz. Ogród należy raczej do mnie, więc ryję, grabię, sadzę, pielę i tak w kółko. Efekty znikome i powolne. Jacek kręci beton, szaluje, wylewa (schody od strony ogrodu gotowe). Efekty szybkie i trwałe. Nie ma sprawiedliwości.

 

 


Czekamy na nową dostawę węgla, tym razem w workach (cena oczywiście wyższa) i zobaczymy, jak będzie się sprawować.

 

 


Lokatorów dzikich znów mamy. Te same ptaki co w zeszłym roku w wiatrołapie, uwiły sobie gniazdo pod dachem. Jest takie miejsce nad wejściem, gdzie się połacie krzyżują. Miało być wycięte, ale zostało i ptaki to wykorzystały.

 


A pod lasem pojawiły się konie. Właściciel stadniny zrobił nowy wybieg i teraz na nie częściej patrzymy niż na sarny. Regularnie bywa tam też para bocianów.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/312.jpg

 


Posadziliśmy trzy sosenki i całe mnóstwo jodeł kaukaskich i kalifornijskich. Teraz jedna część działki jest modrzewiowo-świerkowa, a druga sosnowo-jodłowa.

 

 


Dalie też powędrowały do ogrodu, nie wiem, czy nie za wcześnie. Kanny hoduję póki co w górnej łazience, która wciąż czeka na lepsze czasy. Posiałam też pierwszy raz w życiu rośliny w skrzynkach na rozsadę: szarłat wiechowaty, rudbekię letnią, gazanię i jakąś mieszankę skalniaków. I nawet wschodzą!

 

 


Jednoroczne do gruntu też posiane: wilec, groszek pachnący, nasturcja, astry, maciejka, nagietki – to Krysia (ale interesowna jest, bo sprawność ogrodniczki zdobywa). Słoneczniki mają rosnąć w takich śmiesznych kręgach na trawniku.

 

 


Czekam też na paczuszkę z nasionami, bo na przykład kosmosu nie można kupić u nas w żadnym sklepie. A rośnie szybko, wysoko i ładnie kwitnie aż do mrozów, więc na młodą, gołą działkę pożądany jest bardzo.

 

 


W ogóle zrobiłam się paskudnie zachłanna na wszelkie rośliny. Żebrzę i biorę wszystko, co mi dają. Liczę się z tym, że część się nie przyjmie. Już wiem, że nici z bluszczu i irgi, marnie wygląda jaśminowiec, mahonia i wierzba mandżurska. Przymrozek ściął pierwsze liście na orzechach i kwiaty serduszki. Ale większość roślin ma się dobrze i rośnie powolutku. A mnie się marzy ogród bujny i wesoły, przelewający się zielenią i kolorami kwiatów.

siłaczka

domek dla szóstki

23 kwietnia 2007 r.

 

 


Krzesła wypatrzyliśmy na allegro, już zamówione. Mam nadzieję, że będą pasować.

 


Nigdy nie mieliśmy miejsca na duży stół, nie mówiąc już o krzesłach. Właściwie wciąż nie mogę uwierzyć, że teraz będziemy taką prawdziwą jadalnię mieli.

 

 


Do ogrodu kupiłam sobie tamaryszek. 8 zł tylko...

 


A Jacek przywiózł mi kosodrzewinę. :) To takie od dawna marzenie, chyba z sentymentu do gór. I tak się cieszę, że nie mogę się zdecydować, gdzie ją posadzę. Z tamaryszkiem było tak samo. Parę dni biegałam z doniczką.

 

 


Dzwonek i lampa nad wejściem została zamontowana. Coraz mniej sterczących kabelków.

 

 


W sobotę przywieźliśmy całą przyczepkę darowanej zieleniny do sadzenia. Było co robić... I tym sposobem mam do podlewania coraz więcej roślin. Dziś przez godzinę chodziłam z konewką, ale lubię to robić. Nawet, a może zwłaszcza wtedy, kiedy wracam późnym popołudniem z pracy.

 

 


A dziś sadziłam kanny. W doniczkach na razie, bo wyczytałam, że dzięki temu wcześniej zakwitną. Spróbuję.

 

 


Tymczasem Jacek przygotował miejsce do zalania betonem miejsca na węgiel. Trochę żałujemy teraz, że nie mamy piwnicy, choćby pod garażem. Tak to jest, jak się pierwszy raz buduje.

 

 


Ekogroszku spaliliśmy od początku grudnia 5 ton, czyli ok. tony na miesiąc. Trochę nam się te rachunki nie zgadzają, bo ostatnia dostawa poszła nam jakby za wcześnie - piec był przełączany na pracę letnią nocą, a nawet na całe dnie, bo było za ciepło. Przy takim trybie pracy jeden zasyp wystarczał nam na 10-12 dni (zimą ok.7 dni), a jednak węgiel się już skończył. Być może nie dowieziono nam 3 ton, a na przykład 2,5. Nie sprawdziliśmy tego. A to ponoć normalny proceder wśród dostawców. A zatem następnym razem - samochód na wagę. W końcu pół tony to 250 zł w plecy.

siłaczka

domek dla szóstki

17 kwietnia 2007 r.

 

 


Powoli kończymy ukształtowanie terenu działki. Mamy bardzo długą granicę wzdłuż drogi i właściwie cały ogród jest „na widoku”. W połowie obsadziliśmy świerkami i modrzewiami, ale zanim to urośnie... Zdecydowaliśmy "dolną" część osłonić od ulicy 1,5-metrowym ziemnym nasypem, który się obsadzi krzewami i drzewkami. Dzięki temu już teraz można usiąść przy ognisku bez obawy, że każdy przejeżdżający czy przechodzący będzie widział, co tam na kijku się smaży.

 

 


Posadziłam już irgę. Z sadzonych wcześniej chyba nic się nie przyjęło, ale czekam jeszcze.

 

 


Dziś w nocy tak wiało, że wyrwało nam jedno skrzydło bramy. Drewniany słupek nie wytrzymał ciężaru. No cóż, ogrodzenie w końcu tymczasowe, trzeba będzie kiedyś zrobić docelowe. Jednak doszliśmy do wniosku, że poza strefą wejścia, między bramą a furtką, zostaniemy przy siatce. A to i tak spory koszt.

 


Geodeta zrobił inwentaryzację powykonawczą. Papiery poszły do KB. Jeszcze okazało się, że brakuje odbioru przyłącza energetycznego.

 

 


Z urzędu gminy dostaliśmy numer posesji. Zamiast spodziewanej siódemki (naprzeciwko jest nr osiem) przydzielili nam jakieś śmieszne 1a.

 

 


Niestety, gmina właśnie kupiła kawałek ziemi obok nas i już wiemy, że będą tam działki budowlane. Żegnajcie widoki na pola i las! To kwestia czasu jeszcze, teren nieuzbrojony itp., a jednak szkoda. Tym bardziej mobilizuję się do urządzania ogrodu. Zanim za płotem padną sosenki, chciałabym mieć swój kawałek zieleni.

 

 


Jacek kupił lampy zewnętrzne, ale okazało się, że jest problem z zamocowaniem. Kupił więc jakieś wyjątkowo długie wkręty. No i leżą sobie lampy z wkrętami. Bo zawsze coś pilniejszego wyskoczy.

 

 


Czeka też dzwonek. Póki co goście stukają, pukają, czasem w okno kuchenne zamiast w drzwi, przyprawiając mnie o zawał niemalże.

 

 


Stół ogrodowy został wyeksmitowany na miejsce właściwe, czyli przed dom, bowiem w salonie zagościł stół salonowy. Strasznie się cieszę, bo do tej pory podejmowaliśmy gości jakoś tak niewygodnie. Jeszcze nie mamy krzeseł, to trochę większy wydatek.

siłaczka

domek dla szóstki

Reminiscencje budowlano-ogrodowe, czyli jak to po kolei było...


 


5 kwietnia 2007 r.

 

 


Jacek zrobił odprowadzenie deszczówki. Wszystkie rury podłączone, na końcu jedna grubaśna. Zamysł jest taki, że woda będzie spływała do stawu. Miało być oczko wodne, ale panów poniosła fantazja i staw będzie. Nie wiem, co z tego wyniknie. Wyobraźnia podsuwa mi smętny obrazek ogromnej kałuży.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/305.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/306.jpg

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/310.jpg

 

 


Dziś zalane zostały schody przed wejściem, do tej pory występowały w tej funkcji palety.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/308.jpg

 

 


Trelinka - właśnie się dowiedziałam, co to jest i że powinna być „trylinką”. Będziemy z tego mieli podjazd. Bo opcje były dwie: albo NIC ze względu na totalny brak funduszy, albo takie CÓŚ, po czym na pewno da się jeździć, nawet ciężarówką. Oczywiście, jeśli uda nam się dobrze położyć.

 


Jakoś mi się zawsze kojarzyła z PRL-em, więc bleee troszkę, ale poczytałam, że to wynalazek przedwojenny, sanacyjny znaczy się. A jak przedwojenny, to może być. Mój dziadek lubił mówić, że przed wojną wszystko było lepsze. Będę myśleć, że to plaster miodu. I już lepiej.

 


Mimo wszystko optymizm nas nie opuszcza, więc z nadzieją na przyszłe nasze bogactwo lub chociaż zamożność zostawiamy parę centymetrów na kostkę.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/307.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/309.jpg

 

 


Do umocnienia skarpy trzeba było dokupić płyty ażurowe.

 


Mój mąż jak widać rehabilituje się intensywnie (jedna trelinka ok.35 kg)

 

 


A w domu Jacek położył kafelki w pomieszczeniu gospodarczym i wygląda na to, że jeszcze starczy na spiżarnię.

 

 


Panowie hydraulicy zamontowali osobny licznik do wody na zewnątrz. Obawiam się, że sporo będziemy jej zużywać.

 

 


Geodeta obiecuje papiery w tym tygodniu. Zbytnio się nie śpieszymy, bo trzeba będzie mu zapłacić, a my jesteśmy spłukani do cna, a nawet jeszcze bardziej.

 

 


Ostatnie ciepełko pozwoliło nam nieco oszczędzić na ogrzewaniu. Piec przełączany w ciągu dnia na tryb letni spalił pełny zasyp w ciągu 10 dni. Raz nawet pozwoliliśmy sobie na niegrzanie 2 dni. Temperatura spadła do 19 stopni. Lekki chłodek, do wytrzymania, a do spania nawet przyjemny.

siłaczka

domek dla szóstki

Nieśmiałe ogrodu początki

 

 


Najpierw była zielona przeprowadzka. Zwieźliśmy, co się dało, z naszej-nie naszej już działeczki. Na dobry początek tuja, jałowiec płożący, irga, bukszpan, mahonia, orzech włoski, porzeczki, maliny, parzydło leśne, nawłoć, irysy, rudbekie, liliowce, marcinki, sasanki, zimowity, barwinek, lawenda, no i skalniaki z ulubioną macierzanką. Do tego darowane trzmieliny, bluszcz, fiołki, bergenia – dwie pełne przyczepki. Posadzone już wszystko, a nie bardzo widać. Tyle tego pola!

 


Drzewek owocowych nijak wyciągnąć się nie dało, zresztą niech tam sobie rosną. Trzeba nabyć nowe.

 

 


Potem moja Mama dowiozła co nieco. Bzy, fiołki, niezapominajki – wszystko się rwie do rośnięcia.

 

 


Sadzę, sadzę, końca nie widać. Staram się nadrobić jesienne zaległości.

 

 


Później od mojej Mamy dostałam jeszcze wierzbę zwykłą i mandżurską, dereń, jaśminowiec, żurawkę, serduszkę, konwalie, floksy i trochę takich „co to wiesz, na niebiesko kwitną...” Zobaczymy, jak zakwitną.

 

 


Truskawki też od Mamy - nie mogłam nie posadzić. I poziomki. I porzeczki. I maliny oczywiście. Nie wyobrażam sobie ogrodu bez owoców dla dzieci.

 

 


Z innego przepięknego ogrodu mam już zaklepane tawuły, trzmieliny we wszystkich kolorach, skalniaki o nazwach nie do spamiętania.

 

 


A Tobie Beatko przypominam, że mi obiecałaś tuje!

 

 


Dzisiaj miałam chwilę słabości i kupiłam migdałek szczepiony i ognik. Ale przysięgam, że poza tym cała zielenina jest wyłącznie wyżebrana bądź samodzielnie wyhodowana.

 

 


Większość roślin sadzę w ziemnych donicach. Wykopuję dołek i wsypuję porządną ziemię. W zeszłym roku kupiliśmy jedną wywrotkę czarnoziemu i teraz jest jak znalazł. Obawiam się, że w naszym piaseczku (miejscami w glinie) nic by nie urosło. Do tych prac taczka jest nieoceniona. To był dobry zakup.

siłaczka

domek dla szóstki

Wentylacja to podstawa

 

 


W poszukiwaniu ulubionych miseczek i dzbanuszków przetrząsnęłam któregoś dnia do końca spiżarnię. Do dna, do ostatniego kartonu. I załamka... Wilgoć! Już wcześniej czułam zapaszek nieciekawy, a teraz zobaczyłam wykwity. Beznadziejna taka spiżarnia. A wszystko przez to, że zlekceważyliśmy sprawę wentylacji („potem się zobaczy”). Na szczęście do kominów wentylacyjnych niedaleko, kanały wolne, bo korzystamy z mechanicznej.

 


Jacek wybił otwór, podłączył rurę i już jest. Nowa jakość życia! Różnica odczuwalna gołym nosem. A przy tym temperatura wyraźnie niższa od reszty mieszkania. I o to chodzilo!

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/304.jpg

 


Ten sam błąd dotyczy wiatrołapu, ale tam trochę częściej się powietrze wymienia w związku z ciągłym naszym łażeniem , więc problem mniejszy. A poza tym tam nie trzymam nic jadalnego. Ale gdybyśmy teraz budowali, to bym się na tę wentylację upierała.

siłaczka

domek dla szóstki

Kuchnię mam.

 


Wprawdzie troszku jej tam do kompletnego końca brakuje, ale jest.

 


Jeszcze parę razy z rozpędu poleciałam z czajnikiem pod prysznic, zanim przypomniałam sobie, że mam zlew i wodę w kuchni.

 


Meble nowe (w rzeczywistości znacznie mniej czerwone), a sprzęty stare. Wiek różny. Gazówka już pełnoletnia. Trzeba będzie osiemnastkę wyprawić.

 

 


Strasznie mi się podoba zlewozmywak pod oknem (w połowie, żeby okno otworzyć), bo do tej pory miałam dokładnie odwrotnie - światło za plecami. Podoba mi się ten blat razem z parapetem. I to, że przy kuchence mam blat po obu stronach, a nie miałam wcale. No i to, że nikt nie musi stawać na baczność, gdy otwieram zmywarkę. Wszystko jest OK, a co nie jest, tego głośno nie powiem.

 


Najwyżej mogę przyznać, że brakuje drzwiczek nad okapem i oświetlenia pod szafkami, bo to widać.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/301.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/302.jpg

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/303.jpg

 


Szefową kuchni jest póki co Mama i bardzo sobie ten nowy układ chwali.

 


Ja głównie parzę kawę i herbatę, bo gości przyjmujemy prawie codziennie, co jest oczywiście bardzo przyjemne, ale kompletnie paraliżuje postęp prac. Trzeba było zrobić jedną imprezkę i już.

 

 


Od gościa jednego dostałam w prezencie kwiatka wymagającego pilnego przesadzenia. Wygrzebałam jakieś doniczki, ziemię, i przesadziłam – 17 roślinek. Tak mi dobrze szło... Byłoby więcej, ale ziemi zbrakło. No i doniczek... Jakby się ktoś z wizytą wybierał, to ja doniczki bardzo chętnie...

 

 


Wiosną zapachniało. Wróble wrzeszczą, sikorki dzwonią, sroki już mają gotowe gniazdo na brzozie, no i pojawiła się parka, co wiosną w naszym wiatrołapie pisklaki wychowała (szare całe, tylko rude mają ogonki - nie mogę ich zidentyfikować).

 

 


Wyległam i ja na słoneczko. Walczę z zeszłorocznymi liśćmi, odgrzebuję przywalone ziemią iglaczki, wyłuskuję z kątów śmieci pobudowlane. Nie mam pojęcia, jak zrobię z tego ogród, ale ziemia tak czarująco pachnie, że chce się w niej grzebać.

 


Dziewczyny za mną jak kurczaki za kwoką. Pograbiły pobojowisko, nowe miejsce na ognisko wyszykowały - sezon się chyba zaczyna.

 

 


Przygotowałam miejsce na kompost, jeno deczko małe na taką dużą działkę. Samych odpadów kuchennych jest już sporo, a co tu mówić o chwastach.

 

 


Mieliśmy już nagraną cegłę z rozbiórki na ogrodowe ścieżki, ale ktoś tam odradził, że się nie nadaje. A mnie by to bardzo odpowiadało. Tak wizualnie. Kojarzy mi się ze starym ogrodem...

siłaczka

domek dla szóstki

Odkryłam dziś właśnie, że nasz dziennik był ponad 20 tys. razy otwierany. To znaczy, że jest trochę ukrytych czytaczy. Takich co zaglądają, ale się nie ujawniają. Rok temu ja sama ten proceder uprawiałam , a zima była długa...

 


Fajnie jest mieć taki dziennik, działa naprawdę mobilizująco. I podnosi morale, gdy się zagląda w zdjęcia mocno archiwalne... Wiem po sobie, że czasem działa też mobilizująco na czytających. :)

 

 


W związku z powyższym chciałabym coś budującego napisać, wstawić jakieś zdjęcie drewnianych schodów albo ślicznego kominka...

 


Niestety, niewiele się dzieje: po prostu mieszkamy - pieniędzy nie mamy.

 

 


Niedawno doszłam do wniosku, że jakoś zmieniła się nam ważność rzeczy. Kominka nie ma, ale jest ciepło. Futryny nie dokończone, ale drzwi się zamykają. Wnosimy na butach kilogramy piasku, ale tak łatwo można go zmieść i wyrzucić... Dobrze się mieszka.

 

 


Mimo kłującej w oczy prowizorki jest coraz bardziej domowo. Coraz więcej rzeczy odnajduję i witam z rosnącym zdumieniem. Robię selekcję, ździebko ubywa, resztę upycham po kątach. Takie są skutki przeprowadzki przypominającej ewakuację - bez planu i porządku.

 


Bałagan też całkiem domowy i już coraz mniej budowlany. Coś mi się wydaje, że pojemnik na śmieci zamówiliśmy za mały. Zarządziłam ścisłą selekcję odpadów.

 

 


Na kuchnię czekam, ma być w sobotę. Przywykłam do czekania.

 

 


Z minionego tygodnia: Zaprowadziliśmy jako taki porządek w garażu, który teraz przypomina skład budowlano – narzędziowy. Autko pierwszy raz nocowało pod dachem. Najwyższy czas, bo ledwo już zipało.

 


A tak wyglądają uporządkowane zapasy mojego męża. Wszystko widać, nie będzie szukania.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/299.jpg

 


Sikorki znalazły nas w nowym miejscu i skrzyknęły się na jedzonko. Z trzech słoninek najbardziej odpowiada im ta na płocie.

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/297.jpg

 


Pod lasem pokazały się wreszcie wyglądane z niecierpliwością sarenki. Całe stadko.

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/298.jpg

 


W środku też hasają zwierzaki. Fiona całkiem malutka przy Robinie.

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/300.jpg

 


Kot Babci pierwszy dzień przerażony spędził w szafie, ale teraz zwiedza dom, strasznie jest ciekaw wszystkiego.

 

 


Fiona szczęśliwa. Wypuszczana na dwór tak często jak zechce, szczeka na wszystkie strony (w bloku nie szczekała w ogóle) i oblatuje teren. Potem włazi do czyjegoś łóżka i odsypia. Niestety, najwyraźniej stwierdziła, że nasze legowisko jest najwygodniejsze.

siłaczka

domek dla szóstki

Mamy to za sobą!

 


Mamy to wreszcie za sobą! Wczoraj do końca przeprowadzaliśmy piwnicę - naszą blokową graciarnię.

 


To było naprawdę karkołomne zadanie, toteż odkładane tak długo, jak tylko się dało.

 

 


Na szczęście znalazło się dwóch silnych pomocników. Bez nich nie dalibyśmy rady.

 


Efekt: przyczepka śmieci wywieziona na wysypisko, a cały garaż zastawiony do granic wytrzymałości. Szafy, które rozpadły się w transporcie, poległy na działce.

 


Sądząc po drewnie zgromadzonym przez mojego zapobiegliwego męża, jest szansa na regały w spiżarni. Mam je obiecane.

 

 


A poza tym w świat poszły i cieszą kogoś innego: saneczki, trzy rowerki, parę worów ze słoikami, radio samochodowe, nasz pierwszy czarno-biały telewizor, a nawet radziecka lodówka Pamir (Mój Boże, Jacek sprzedał aparat fotograficzny, żeby ją kupić... Chciał mi zrobić niespodziankę. ) Taka piwnica to historia 18 lat naszego wspólnego życia. Mimo to pożegnałam ją bez żalu...

 

 


Nigdy więcej chomikowania: wyrzucać graty na bieżąco, nie upychać nic po kątach! Ha! Postanowić łatwo...

 

 


Jacek spędził dziś cały dzień na układaniu swoich narzędzi i od dwóch dni karmi piec drewnianymi odpadkami. Ja gorączkowo główkuję, gdzie przechowywać dalie i inne zimujące w piwnicy rośliny. Na razie wrzucam na strych.

siłaczka

domek dla szóstki

Widzę, że dziennik zamienił się w tygodnik. Mimo że mieszkamy, wciąż brakuje czasu.

 

 


Do niedzieli udało się doprowadzić salon do stanu dość przyzwoitego. Podłoga skończona, z wyjątkiem cokolików. Panowie kleili, panie fugowały.

 


Nam się podoba, naszym gościom też, bo są dobrze wychowani.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/295.jpg

 


Tak wygląda przejście z przedpokoju do salonu.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/293.jpg

 


Poczułam się w końcu zobowiązana do umycia okien i właśnie wtedy przypomniałam sobie, dlaczego nie chciałam domu. Całe to sprzątanie, mycie, szorowanie spada na mnie. A w salonie mam więcej okien niż w całym mieszkaniu i w dodatku dwa trzeba umyć od zewnątrz, z drabiny.

 

 


Dwa okna ubrane. Karnisze nowe, firanki stare – tak dla równowagi.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/296.jpg

 


W roli jadalni dla gości wciąż występuje nasz komplet ogrodowy. Trochę go trzeba było odświeżyć po przeżyciach budowlanych. Malowały dziewczyny. ("Mamo, wstaw zdjęcie - znów będą nas chwalić." A figa - za to, że zostawiłyście mnie samą z oknami. )

 

 


Dostaliśmy bujany fotel. Bambusowy. Chciałam go do sypialni, ale stoi w salonie i każdy chce go wypróbować, bo fajny jest.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/292.jpg

 


W niedzielę gościliśmy proboszcza naszego, który nam domek wraz z otoczeniem poświęcił, no i teraz po bożemu mieszkamy, choć nielegalnie - jakby się kto pytał, to pilnujemy budowy.

 

 


Cały czas czekamy na papiery od geodety, żeby pchnąć sprawę dalej. A tymczasem z gminy dostaliśmy formularz dotyczący naliczenia nowego podatku, energetyka przysłała nam końcowe rozliczenie z mieszkania i nową fakturę na dom – już według normalnej taryfy niebudowlanej. Czyli powoli przestawiamy się na nowe.

 


Jeszcze się na do widzenia wkurzamy na TPSA. Niech się wypchają, nie chcę mieć z nimi więcej do czynienia.

 


Te anteny na domku średnio mi się podobają, lecz cóż począć... To okienko na świat.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/291.jpg

 


Internet mamy radiowy. Na górnym korytarzu stoi już nowe centrum dowodzenia, czyli wreszcie święty spokój w sypialni. Niestety, skutek jest taki, że dzieci chodzą spać później od nas. Ale co tam – mają ferie.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/294.jpg

siłaczka

domek dla szóstki

Dziś Jacek postawił regały w naszym pokoju, mogłam zacząć porządkować książki. Żmudne zajęcie, w tym całym zamieszaniu zrobił się totalny miszmasz. Nie wszystko chciało się zmieścić, więc musiałam jeszcze uszczęśliwić Babcię najcięższymi książkami, bo u niej są najsolidniejsze półki. A może będzie miała ochotę poczytać przed snem „Wykłady z fizyki” albo „Mechanikę kwantową”?

 

 


Dzisiaj też nadejszła wiekopomna chwila – faceci zabrali się za podłogę w salonie. Do tej pory biedaczek - odrażająco betonowy - czekał cierpliwie na swoją kolejkę. On wie, że ostatni będą pierwszymi...

 

 


Powoli przyzwyczajam się do myśli, że nasz dom - piąte dziecko – już jest.

 


Od rozpoczęcia budowy do przeprowadzki minęło 10 miesięcy. Nie jest źle, zważywszy na komplikacje w czasie „ciąży” i nie zawsze kompetentny personel. Wprawdzie dziecko nosi znamiona wcześniaka i wymaga intensywnej opieki, jednak mam nadzieję, że je powoli odchuchamy. Nie jest idealne, ale dzieci się kocha takimi, jakie są...

siłaczka

domek dla szóstki

Stało się już jasnym, że kuchnia w obecnym stanie bardzo prowizorycznej prowizorki nie nadaje się do dłuższego użytkowania, zwłaszcza brak zlewozmywaka jest wkurzający.

 


Chciałam kuchnię zamówić gdzieś w okolicach Nowego Roku, ale mój mąż miał zamiar meble złożyć sam. Żal mu pieniędzy. Mnie też żal, ale co zrobić, czasu nie ma. Temat był drażliwy i konfliktogenny, toteż spychany na bok, póki co. Musiał dojrzeć, jak każdy problem.

 


Koniec końcem kuchnia została zamówiona. Wiem, że na fronty szafek trzeba poczekać 3-4 tygodnie, ale będę się bardzo cieszyć, jeśli postawią same skrzyneczki z blatem. Zlewozmywak z baterią został nabyty i czeka. Okap takoż. I znów trzeba było pójść na kompromis pomiędzy tym, co się podoba, a tym na co nas stać.

 

 


Na razie kuchnia nie nadaje się do publicznego pokazania, niemniej jednak funkcjonuje: lodówka, zmywarka, kuchenka i pomniejsze urządzenia działają, obiady się serwuje, a placki piecze. Normalnie...

 

 


W tygodniu Jacek wykonał mnóstwo drobnych, a bardzo potrzebnych prac w domu. Zamontowane są wszystkie listwy progowe, prawie wszystkie przypodłogowe, anemostaty, przymocowane regały u dziewcząt, powieszone karnisze, obrazki, lustra itp. Włączniki schodowe i krzyżowe wreszcie działają. Kolejne zatynkowane gniazdko odnalezione (o błogosławione zdjęcia!).

 


Ja dokończyłam fugowanie w łazience, szlifowanie gładzi, pomalowałam sufit i ściany, a wczoraj bawiłam się w krawcową, skracając firanki i zasłony, łącznie z tą prysznicową.

 

 


Łazienka już udomowiona. Pralka ze trzy razy odtańczyła taniec radości, zanim dała się ujarzmić.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/288.jpg

 


Drzwi do kuchni i wiatrołapu. No i proszę! Nikt nie widzi mojej kuchni!

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/290.jpg

 


Wczoraj Jacek z Andrzejem sklecili prowizoryczną barierkę przy schodach. Jest dość solidna, sprawdziłam. Poręcze z półki i części łóżek.

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/289.jpg

 


Od paru dni mamy dostęp do internetu i znów zaczyna się okupowanie komputera. A zatem najwyższy czas wyprowadzić go z naszej sypialni. Koniec zasypiania przy klikaniu.

 


PS I kto to mówi? Ja klikam, a Jacek próbuje zasnąć. Dobranoc!

siłaczka

domek dla szóstki

Nie da się ukryć - mieszkamy.

 

 


Przeprowadzka poszła sprawnie, bo obiecani sprzymierzeńcy nie zawiedli. Ukłony i podziękowania w stronę Wejherowa: Beata, Krzychu, Kamil i Łukasz – bez Was ta cała szopka by się nie udała. Z miejscowych byli jeszcze dwaj koledzy, a po południu przybył z odsieczą brat Jacka.

 

 


Pogodę mieliśmy jak na zamówienie, choć poprzedniego dnia lało. W obawie przed błotem zamówiliśmy jeszcze wywrotkę pospółki i rozgarnęliśmy to na wjeździe. Ręcznie, z pełnym poświęceniem. A i tak w sobotę traktor się zakopał, a w niedzielę utknęliśmy naszym samochodem.

 

 


Nasze graty rozparcelowaliśmy po pokojach i jest całkiem nieźle, bo nareszcie nie ciasno. Piętrowe łóżka dziewczyn zostały rozcięte i sprowadzone do parteru.

 


Najgorzej jest w naszym pokoju, bo tu nie pasuje żadna szafa ani regał na książki, wszystko za wysokie, trzeba przerabiać. Ale za to mamy materac. Po pierwszym spaniu nie chciałam już wracać na kanapę, po 18 latach wreszcie mamy sypialnię. Wprawdzie znaczna jej część zawalona książkami i czarnymi worami (zawartość wszystkich pawlaczy i schowków – nie wiadomo, co z tym zrobić), ale jest.

 

 


Przed przeprowadzką zdążyliśmy

 


- położyć kafle w kuchni, wiatrołapie i przedpokoju,

 


- doprowadzić łazienkę do stanu używalności - bez zbytniej dbałości o estetykę,

 


- wstawić drzwi wewnętrzne,

 


- załatwić rzecz wagi państwowej – antenę TV.

 

 


Dziś spędzamy drugą niedzielę w domku. Większość rzeczy została zlokalizowana, a niektóre znalazły docelowe albo tymczasowe miejsca. Mimo kurzu i bałaganu przetrwaliśmy tydzień pracy i szkoły, a teraz zaczynamy ferie, więc mam nadzieję, że zdążymy skończyć najpilniejsze prace.

 


Zdjęć z przeprowadzki brak. Nie było czasu i głowy. Łukasz coś pstryknął, ale teraz się byczy na nartach i zdjęć niet.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...