Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    155
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    273

Entries in this blog

siłaczka

domek dla szóstki

JEST!!! Dziś z PKO telefon, że udzielą nam kredytu. Jacek już wypełnia wniosek, żeby się czasem nie rozmyślili... Nie mamy jeszcze pozwolenia na budowę i paru potrzebnych do tego papierów, ale panie w banku radziły, żeby pośpieszyć się, załapać na jakąś promocję, może coś kupić przed końcem roku... Jak nam przyznają kredyt, to z zastrzeżeniem, że ruszy z chwilą dostarczenia pozwolenia na budowę. I kto by pomyślał, że i tak można...

 

 


Po tym kilkudniowym rozeznaniu już wiemy, że bank bankowi nierówny. W niektórych zdolność kredytową mamy, w innych nie, w niektórych tylko w PLN. Trzeba pytać, próbować, nic nie jest przesądzone.

siłaczka

domek dla szóstki

Dzisiaj dwa banki: BZ WBK i GE Money Bank stwierdziły, że udzielą nam kredytu. Światełko w tunelu już widać, ale były to tylko rozmowy przez telefon. Gdy złożymy wniosek i dostaniemy decyzję to uwierzę. Czekamy jeszcze na odpowiedź PKO BP - ma być jutro.
siłaczka

domek dla szóstki

Podział ról u nas tradycyjny: ja biadolę i nie dosypiam ze zmartwienia, a Jacek DZIAŁA, znaczy mailuje, obdzwania i objeżdża banki. Mam nadzieję, że skutecznie...

 

 


Wczoraj dorwaliśmy, zresztą trochę przypadkiem, prawnika od ksiąg wieczystych i też był zdziwiony tymi dziwacznymi przepisami. Obiecał sprawdzić i rzeczywiście zadzwonił wieczorem. Niewiele nowego powiedział ponad to, co już wiedzieliśmy, niestety... Niech ten przykład przemawia na naszą obronę. Bo tak chwilami myślę, że my idioty jakieś...

siłaczka

domek dla szóstki

Równiutki miesiąc musieliśmy czekać, żeby się dowiedzieć, że BPH wypiął się na nas i tyle. A takie mają śliczne granatowe teczuszki na dokumenty... Szkoda! Jeszcze w zeszłym tygodniu łudzili nas, że może pozytywnie, fachowcy obradowali nad takim ewenementem prawnym, a dziś telefon - dziękujemy.

 

 


Banków ci u nas dostatek, jeno obawy mam pewne, że historia może się powtórzyć. Na razie zastanawiamy się, czy w kolejnym banku (bankach?) stawiać sprawę jasno czy liczyć na to, że się nie zorientują. Ja jestem za wyłożeniem kawy na ławę - najwyżej odmówią od razu. Bo jakby w każdym banku czekać miesiąc na decyzję, to doczekamy nowej epoki lodowcowej.

 

 


Utknęliśmy... nawet nie chce mi się pisać...

siłaczka

domek dla szóstki

Za dobrze to wszystko szło, za łatwo, za szybko... Coś musiało nam wyskoczyć, jak zgniłe jajo.

 

 


Prawo ANR do pierwokupu i odkupu naszej ziemi jest podobno nie do przeskoczenia. Wynika z ustawy i tyle. Nikt tego zmienić nie może, oprócz tych 460, co tam siedzą u góry i sprawy zwykłych ludzi na pewno ich nie obchodzą.

 

 


Myśmy oczywiście o takim prawie wiedzieli, ale cały czas utrzymywano nas w przekonaniu, że to formalność, bo agencja z tego nie korzysta. Skąd mogliśmy wiedzieć, że bank będzie robił nam problemy? Wobec totalnego braku żywej gotówki, budowa na tej działce na razie stoi pod znakiem zapytania. Chyba że inny bank okaże się łaskawszy.

 

 


Jakby na przekór temu, projektant i geodeta wywiązali się z terminów. Dziś pocztą przyszedł PROJEKT. Zagadkowo uroczy i z naszym nazwiskiem przy dumnym "inwestor" (O ironio losu!). Zrobiłam sobie kawę i przejrzałam, jakbym się znała. Cóż... W takich chwilach jestem skłonna uznać wyższość umysłów ścisłych nad osobnikami humanistycznymi.

 

 


Geodeta ma gotowe mapki. Wystarczy pojechać i zapłacić. W sumie na dziś: 1400 zł za projekt i 600 dla geodety (wcześniej była zaliczka 400). Chciałabym w takim tempie zarabiać pieniądze...

siłaczka

domek dla szóstki

W ciągu tygodnia nastąpił pewien, niedostrzegalny dla osób postronnych, postęp w budowie, to znaczy przybyło kilka nowych papierków w coraz grubszej teczce. Dostaliśmy - nie bez nerwów i ponaglania pani w gminie - decyzję o warunkach zabudowy, bo wreszcie są wszystkie potrzebne uzgodnienia. Trwało to razem ponad 2 miesiące.

 

 


O tą decyzję dopominał się bank, bo z aktu notarialnego nie wynika, że nasza działka jest budowlana (kupiliśmy grunty rolne VI klasy). A bank musi mieć pewność, że na działce możemy budować. :) Później okazało się jeszcze, że Agencja ma prawo pierwokupu i że to bardzo się bankowi nie podoba. Więc i to jeszcze trzeba załatwić.

 

 


Tak oto potwierdza się prawda, że na pierwszej rozmowie w banku jest wszystko OK, a potem zaczynają się labirynty formalności. Co to będzie przy kredycie na budowę?

 

 


Mimo wszystko myślimy optymistycznie i dlatego zamówiliśmy projekt "modrzewiowego" w lustrzanym odbiciu. Już się robi, ma być za parę dni. Wszystkie zmiany, które Jacek pracowicie naniósł na rzuty, projektant uznał za nieistotne i niewymagające jego zgody.

 

 


Na działce bywamy tylko, żeby popatrzeć: liście spadają, lipa już na pół golutka. Ostatnio tuż za miedzą widzieliśmy dwie sarenki. Popatrzyły na nas i umknęły do lasu. Aparatu oczywiście nie mieliśmy.

 

 


Sprawdzaliśmy też, jak nam słońce do domu zagląda. Jest dobrze - po południu świeci prosto do salonu, omijając te gigantyczne modrzewie. :)

siłaczka

domek dla szóstki

Ciąg dalszy pomysłów architekta to strzecha. Tak! Trzcinowa strzecha zgodna z kaszubską tradycją budowlaną i pasująca do krajobrazu. Same zalety: dobra izolacja, niepalność, trwałość, oryginalność... Tylko dlaczego jakoś nie mogę się do tego przekonać? Może gdyby dom drewniany... Może letniskowy... Ale mój domek?

 

 


Nawiasem mówiąc, na pierwszym spotkaniu była mowa o blachodachówce, a tu nagle bęc - zmiana. Widać architekci też nie są zdecydowani. :)

 

 


Zarzuciliśmy też dwa kolejne pomysły: poszerzenie wiatrołapu kosztem kuchni - kuchnia jednak ważniejsza - i powiększenie wykusza - w przypadku kuchni zamkniętej i tak mija się z celem.

 

 


Dziewczyny nareszcie zaczęły interesować się budową. Podzieliły pokoje i na razie snują fantazje co do urządzenia.

siłaczka

domek dla szóstki

Dostałam polecenie służbowe od Motorka Budowy, żeby pisać, bo co to za dziennik, jak nie na bieżąco. Motorek wziął dodatkową pracę: ciężko i uczciwie zarabia na projekt. Efekt bonusowy jest taki, że w domu dziwnie spokojnie - nikt nie krzyczy na dzieci, że oglądają durne kreskówki.

 

 


Wczoraj ostatecznie, aczkolwiek nie bezboleśnie podjęłam decyzję dotyczącą kuchni: zamknięta i koniec. Na takie postanowienie złożyły się między innymi:

 


- to co przeczytałam na forum

 


- dwie nocki marnie przespane, połączone z rachunkiem sumienia na temat mojego zamiłowania do sprzątania

 


- widok smętnie schnących na stole talerzy, których nie można sprzątnąć, bo "dyżurna" od zmywarki nie raczyła wyjąć czystych naczyń.

 

 


Pan Piotr (architekt) z pewnością nie będzie zadowolony, że "zamykam przestrzeń" i "dubluję jadalnię", ale co tam. On nie będzie z nami mieszkał...

 

 


A tak w ogóle to pomysł wziął się z za małej powierzchni salonu (27m). Dobre sobie! Teraz mam 18 metrów salono-pracownio-garderobo-sypialni i jakoś funkcjonuję. Wyrysowałam sobie mój przyszły salon w odpowiedniej skali i orzekłam, że wystarczy. Musi! Nawet wtedy, gdy przyjadą na święta cztery córki z czterema zięciami i gromadką wnuków. Zresztą święta są tak rzadko, a na co dzień to my pewnie sami będziemy, stare grzyby...

 

 


Z pomysłów pana Piotra muszę zanotować jeszcze jeden, bo boję się, że zginie w zakamarkach pamięci: drzwi balkonowe w dolnej łazience - takie wyjście do ogrodu i "brudne" wejście do domu. Pierwszy raz o czymś takim słyszałam. Tak byliśmy zaszokowani, że dopiero w drodze powrotnej dzieliliśmy się wrażeniami. Najlepsza była reakcja naszej średniej córki (lat prawie 15): "Co? A jak się myć? Nie dość, że okna robicie... I po co? Może jeszcze przeszkloną ścianę za kabiną prysznicową?" O, to jest pomysł! I zamontujemy dodatkowo kamerę, żeby sprawdzać zużycie żelu...

 

 


Teraz coś mniej nowatorskiego, a bardziej praktycznego: powiększenie łazieneczki na dole do przyzwoitych rozmiarów. Kosztem pokoju na dole - coś za coś. To chyba dobra podpowiedź, bo tam ma być pralka (a prania mam duuuużo). Chcemy też zrobić drzwi na zewnątrz, ale w pomieszczeniu gospodarczym, żeby z praniem dokoła domu nie biegać.

siłaczka

domek dla szóstki

No to mamy teraz dwa domki wytyczone na działce. A co! Nie każdy może mieć. Stoją do siebie plecami i na waleta jak w kartach. Jakby co, to by się zmieściły.

 

 


Ostatnie dni były okropne, architekt wyskakuje z coraz to nowymi pomysłami, Jacek mnie popędza... A ja mam w takim stresie podejmować życiowe decyzje! Nawet nie mogę nic w tym dzienniku napisać, bo najpierw coś trzeba postanowić.

 

 


Dzisiaj próbowaliśmy zaplanować kuchnię (to w związku z nowymi propozycjami architekta). Nie wyobrażam sobie, żeby była mniejsza niż moja obecna, nie chcę też zasadniczo zmieniać mebli. Niezła gimnastyka! "Przestawiamy" ściany, mierzymy to, co mamy w kuchni. Jacek robi "rysunek techniczny", ja "wizualizację" Nie wszystko się mieści, ale może być... Kończymy. Ja do "Muratora", jeszcze raz czytam o kuchniach. Mówię, że może by jednak mieć jakiś stół w kuchni, no bo gdzie ja będę z dziewczynami lepić pierogi albo pierniczki wycinać... Jacek nic. Za chwilę pyta, gdzie będzie stał nasz obecny stół. Zabawa zaczyna się od nowa... Postawić ścianę czy nie, może pół ściany? "Jak chcesz, ty decydujesz, ale ja bym..." Jak tak dalej pójdzie, to poza etap papierowy nie wyjdziemy.

siłaczka

domek dla szóstki

Zdjęcia z wizji lokalnej:

 

http://www.konarzyny.edu.pl/my/13.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl/my/13.jpg

Czy tak będzie dobrze?

 

http://www.konarzyny.edu.pl/my/14.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl/my/14.jpg

Każdy centymetr jest ważny!

 

http://www.konarzyny.edu.pl/my/15.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl/my/15.jpg

Czy garaż dość szeroki?

 

http://www.konarzyny.edu.pl/my/16.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl/my/16.jpg

Czy to na pewno tu wbić palik?

 

http://www.konarzyny.edu.pl/my/plan_lipa.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl/my/plan_lipa.jpg

Tak wyglada nasza działka i plan usytuowania domu.

siłaczka

domek dla szóstki

Podobno od przybytku głowa nie boli... A my mamy działkę z wjazdem i od południa, i od wschodu (północnego wschodu). No i problem. Do tej pory braliśmy pod uwagę tylko ten pierwszy kierunek, bo... powodów było parę. Architekt uświadomił nam, że jest trochę za długi podjazd - większe koszty, a odśnieżać też trzeba będzie... Do tego doszło parę innych argumentów, więc dobra, wjeżdżamy od drugiej strony. Tu klops! "Nasz" (wciąż jeszcze nie nasz ) domek modrzewiowy przestał do tej koncepcji pasować. Obracany na wszystkie strony nijak nie chciał się ustawić.

 

 


Mam wrażenie, że cofnęłam się w czasie o dobre dwa miesiące. Od nowa wertujemy katalogi i projekty gotowe w internecie. Co chwilę pojawiają się nowe pomysły. Jacek ma jeszcze zadziwiająco dużo zapału, a mnie to już nie cieszy tak jak latem.

 

 


Architekt radził, żeby się nie spieszyć, jeszcze dać sobie czas, ale mamy już dostać z gminy WZ i wtedy już nic się pewnie zmienić nie da.

 

 


Ostatecznie robimy miniaturowe lustrzane odbicie "modrzewiowego" - chyba pasuje. Jacek dzwoni do projektanta z pytaniem, czy ma lustro projektu. Nie ma, ale może zrobić w ciągu kilku dni. Jeszcze się zastanawiamy nad wykuszem. Dodaje uroku - to fakt i na pewno doświetla salon. Więc może... Taki jest stan na dziś. Jutro "wizja lokalna". Wygląda na to, że modrzewiowy stanie pod lipą.

siłaczka

domek dla szóstki

Wróciliśmy od architekta. Po trzygodzinnej rozmowie mam taki mętlik w głowie, że nie wiem, czy dziś będę spać.

 

 


Architekta polecił geodeta. Zresztą się okazało, że to kolega Jacka z dzieciństwa, z sąsiedniej kamienicy. Znajomość dziś bez znaczenia, ale przynajmniej nie byliśmy anonimowi. Już przez telefon zasugerował, że może by zrobić projekt indywidualny, bo przeróbki to sporo zachodu, a koszt porównywalny, a nawet niższy. Jechałam tam z duszą na ramieniu, bo juź prawie "mieszkam" w "modrzewiowym", a tu ktoś chce mnie od tego odwodzić. W drodze próbowałam się bojowo nastawiać, ale wiem przecież, że łatwo ulegam sugestiom. Już nieraz zdarzało mi się kupić ciuch, który bardziej podobał się sprzedawcy niż mnie.

 

 


Jednak po obejrzeniu tego, co przywieźliśmy, architekt stwierdził, że przeróbki byłyby minimalne, prawie żadne, więc chyba warto projekt kupić.

 


Potem długo próbowaliśmy na papierze usytuować dom na działce. Nasza koncepcja chyba umarła śmiercią naturalną. Na razie stanęło na niczym, będą propozycje do zaakceptowania. Kompletnie postawione na głowie to, co dotyczyło stron świata. A ja się tyle naszukałam domów z salonem od odpowiedniej strony. Ale w końcu ostatnie zdanie należy do nas.

 

 


Jednak najbardziej skołowana byłam propozycją przemeblowania salonu, przesunięcia drzwi z holu i "otwarcia kuchni". Matko! To był jeden z moich priorytetów, krzywiłam się na wszystkie piękne projekty z otwartymi kuchniami. Cóż, dziwna jestem jakaś - sprzątanie nie jest moim ulubionym zajęciem. Zresztą w naszym domu (mieszkaniu) kuchnia jest posprzątana mniej więcej 3 minuty. Potem zawsze jest mniejszy lub większy bałagan, przeważnie większy.

 

 


W tej sprawie też stanęło na tym, że to my zdecydujemy. Niemniej jednak mam o czym myśleć. Chyba trzeba się z tym przespać.

siłaczka

domek dla szóstki

Teraz nowa rzecz nas goni. Lada dzień prowadzone będą prace przy wodociągu. Poprzedni właściciel działki, czyli Agencja, wyraził zgodę na przekopanie naszej działki w poprzek, a nas nikt nawet nie spytał. Wszyscy dokoła, łącznie z geodetą, zachęcali, żeby się absolutnie na to nie zgodzić, jeszcze walczyć. Więc Jacek mężnie "walczył", tj. powiedział pani wójt, że się nie zgadza... Najpierw były nerwy, ale skończyło się na kompromisowym: "Niech pan powie, gdzie mogą przekopać." Ha! Ale my nie wiemy, gdzie będzie stał dom.

 

 


Jacek wczoraj się duchowo nastawiał, a dziś wyposażony w precyzyjne przyrządy w postaci sznurka i kilku niedużych sztachetek "posadził" dom na działce, korzystając z pomocy najmłodszej córki.

 

 


Widziałam to dzieło po południu: fajne! Działa na wyobraźnię! Tylko jakiś maluśki i zagubiony mi się wydał "nasz domek" na tym polu...

 

 


Oto Krysia - "geodeta":

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/12.jpg

siłaczka

domek dla szóstki

Wczoraj byliśmy w banku. Trzeba było jak na spowiedzi wyznać, co mamy (do spłacania oczywiście ). Myślałam, że nas kijami popędzą, ale nie było tak źle. Młoda, miła pani policzyła co trzeba, no i wyszło, że "zdolni" jesteśmy, ale nijak nie możemy wytrzasnąć 20% wkładu własnego. Najwyraźniej kupiliśmy za tanio naszą działkę.

 

 


Na razie wymyśliliśmy takie wyjście: bierzemy kredyt (znaczy kredycik) na tzw. refinansowanie zakupu działki, żeby mieć te parę tysięcy potrzebnych teraz na wszystkie formalności do czasu pozwolenia na budowę. Działka pójdzie niestety pod zastaw (Vondraczek mi tu wychodzi na proroka). Optymistycznie zakładamy, że papierki załatwimy w miarę szybko i wtedy wnioskujemy o kredyt na budowę. Podobno do końca listopada bank ma jakąś promocję. Ale czy to jest realne?

 

 


Miła pani powiedziała, że jeśli nie mamy jeszcze wypisu z księgi wieczystej (a nie mamy), to na razie wystarczy akt notarialny... żeby nie przedłużać :) No, miło było, tylko mój mąż podejrzanie niechętnie z tego banku wychodził, a po 20 metrach pędem tam wracał "o coś jeszcze zapytać".

siłaczka

domek dla szóstki

Dziś opryskałem czymś na perz i inne niechciane roślinki całą strefę przygraniczną (uprzednio przeciągnąwszy sznurek od jednego kamienia granicznego do drugiego). Niedługo bedziemy sadzić świerki i modrzewie i trochę owocowych. Podobno październik to dobry miesiąc na sadzenie. Być może jeszcze przedtem wpuścimy na działkę ciężki sprzęt i trochę wyrównamy teren.

 

To nie kosmita, to ja przy opryskach:

 

http://www.konarzyny.edu.pl/my/11.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl/my/11.jpg

siłaczka

domek dla szóstki

Dzisiaj dwa kroki do przodu: Energa przysłała nam warunki przyłączenia, a geodeci wznowili granice. I trzeci, mały kroczek: Po południu sąsiad zaofiarował się, że powycina i spali dzikie drzewka i chaszcze zarastające "ogonek", który ma być drogą dojazdową.

 

 


Geodeci wymierzyli nam wszystko dokładnie. I co? I mamy 1900 metrów, a nie 1800. To chyba dobrze? Sąsiad, z którym granica przedtem stała pod znakiem zapytania, też zyskał 200 metrów.

 

 


Fachowcy, to jednak fachowcy! Myśmy szukali starych kamieni granicznych i nic, ani widu. A oni znaleźli! W jednym miejscu była wprawdzie tylko butelka, ale była, a oni wiedzieli gdzie. :)

 

 


Po południu oglądaliśmy swoje włości. Teraz już normalnie, a nie wirtualnie wiemy, jak działka wygląda, gdzie trzeba będzie postawić płot i gdzie ewentualnie można planować dom. Chyba pierwszy raz poczułam się na swoim.

 


Czyż ten kamyk nie jest piekny?

 

 


http://www.konarzyny.edu.pl/my/10.jpg

siłaczka

domek dla szóstki

Wreszcie namówiłam Jacka na wklejanie zdjęć. Parę się znalazło. Nawet takie sprzed koszenia:

http://www.konarzyny.edu.pl/my/1.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl/my/1.jpg

http://www.konarzyny.edu.pl//my/2.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl//my/2.jpg

 

Mróweczki przy pracy i po pracy.

http://www.konarzyny.edu.pl/my/3.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl/my/3.jpg

http://www.konarzyny.edu.pl//my/4.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl//my/4.jpg

 

Widok z naszej działki na północny zachód.

http://www.konarzyny.edu.pl/my/5.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl/my/5.jpg

http://www.konarzyny.edu.pl//my/6.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl//my/6.jpg

 

Nasz pies zaczął kopać fundamenty.

http://www.konarzyny.edu.pl/my/7.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl/my/7.jpg

http://www.konarzyny.edu.pl//my/8.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl//my/8.jpg

 

A to pani tych włości (jak Kochanowski - pod lipą):

http://www.konarzyny.edu.pl//my/9.jpg" rel="external nofollow">http://www.konarzyny.edu.pl//my/9.jpg

siłaczka

domek dla szóstki

Tym razem pisze Jacek. Tempo załatwiania formalności to nie moje tempo. Mowi się, że życie uczy cierpliwości. Parafrazujac powiedziałbym, że formalności (urzędowe) uczą cierpliwości. Po telefonicznej rozmowie z dyrektorem wydziału środowiska i rolnictwa w UW, nabrałem nadziei, że opinia do projektu decyzji o warunkach zabudowy niedługo nadejdzie (nie tylko naszej decyzji, ale i innych czekających z naszej gminy). Jutro jestem umówiny na następną rozmowę z tymże dyrektorem, może dowiem się czegoś wiecej.

Jak na razie chodzę (lub chodzimy) na działkę i próbuję planować, ale jak planować, jak nawet granica niepewna. W środę, mam nadzieję, będzie juz pewna.

siłaczka

domek dla szóstki

Wczoraj do zmroku walczyliśmy z naszym "sianem". Cuda się zdarzają: znalazł się chętny na to koszmarne suche zielsko. Podobno chce przykryć kopce z ziemniakami. Dlatego musieliśmy zwieźć wszystko w jedno miejsce. Zrobiła się wieeeeelka fura. Ciekawe, ile gość ma kopców, bo tak na moje oko musiałby mieć ze 100 metrów.

 

 


Teraz to już gołym okiem widać: perz, perz i perz. Przy tym nierówno jak na poligonie. Zaczynam się obawiać, że bez ciężkiego sprzętu się nie obędzie.

 

 


Kiedy kończyliśmy pracę, zrobiło się kompletnie ciemno i trochę straszno. Coś trzeba będzie z tym fantem zrobić, bo jak tam mieszkać?

 


siłaczka

domek dla szóstki

Dzisiaj nastroje takie jak pogoda: mglisto-deszczowo-dołujące. Z obliczeń wynika, że do pozwolenia na budowę potrzeba nam ok. 4 tysięcy. A w skarbcu pustki!

 

 


Sytuacja jest trochę patowa. Żeby zacząć budowę, trzeba wziąć kredyt, żeby dostać kredyt, trzeba mieć pozwolenie na budowę czyli trzeba mieć teraz na wydatki. Bez kasy ani rusz. Jacek zastanawia się, co by sprzedać.

 

 


Lepsza wiadomość: geodeta zapowiedział się na 12 października na wznawianie granic. Powtarzam sobie, żeby myśleć pozytywnie.

siłaczka

domek dla szóstki

Ja póki co myślę głównie o ogrodzie, a Jacek o pompie ciepła, rekuperatorach i dolnym wymienniku ciepła (ale się nam słownik wzbogacił ostatnio!). Na razie szuka, pyta, czyta i tak w kółko. Odbywa długie narady z moim bratem, który jest tego pomysłu orędownikiem podejrzanie entuzjastycznym. Brat jest budowlańcem, więc pewnie się zna, ale ja podchodzę do tego z dużą rezerwą, bo rozumek mój pojąć nie może zasady działania. Brzmi to wszystko za bardzo bajkowo albo może raczej sf.

 

 


Nasi blokowi sąsiedzi, co to też się szykują budować, przeżywają podobne rozterki. Zasięgali porad fachowców, a fachowcy, wiadomo - konserwatywni są niektórzy i wierzą tylko w ogień i dym (jak ja). Więc radzą kominek i składzik na drewno. Bo pompa ciepła to kaprys dla bogatych... I co tu robić? A zdecydować się trzeba, bo jakby co, to rezygnujemy z komina itd. W okolicy na razie niewielu zainstalowało pompę, ale może to tylko sprawa dużej kasy do wyłożenia.

 

 


Jedno na razie mi Jacek jasno wyłożył: działka będzie rozryta doszczętnie, zapomnij o sadzeniu czegokolwiek poza obrzeżami. No to zapominam. Na razie.

siłaczka

domek dla szóstki

Z tymi warunkami zabudowy też była historia. Przetarg w Agencji wyznaczono na 31 sierpnia, a Jacek gdzieś koło 20 zaczął naprzykrzać się w Gminie o ustalenie warunków zabudowy. W myśl zasady: po co mam kupować działkę, jeśli nie wiem, co tam będę mógł postawić. Może nie warto?

 


Jak wiadomo, gmina musi za taką decyzję zapłacić. Nie mam pojęcia, jak on tam nakręcił odpowiednie osoby, ale sprawę załatwił. Ciekawe, co by było, gdybyśmy działki nie kupili. Świeciłabym oczami, a trzeba wiedzieć, że tu się wszyscy znają.

 


Projekt takiej decyzji sporządza dla gminy pani architekt z miasta (25 km). Więc telefon do niej. Jacek namolny, jakby się paliło. Pani, że później (czas był urlopowy), bo musi przyjechać, zrobić zdjęcia sąsiednich posesji itp. Jacek łaps za aparat, popstrykał co trzeba. Przy okazji załatwił taką samą sprawę sąsiadom z bloku. Potem ekspresowe wywołanie i za parę dni do miasta. Pani była zadowolona, zdjęcia w porządku, do tego jakaś mapka, jakiś śmieszny papierek z energetyki. Zaczęła przygotowywać projekt.

 

 


Już na gębę było wiadomo, że dach musi być dwuspadowy (a my w tym czasie dopiero się decydowaliśmy). No więc wertowanie katalogów od nowa. Szczęśliwie natknęłam się na "modrzewiowy", który przedtem nie był brany pod uwagę. Oglądamy, decydujemy się. Jacek wysyła do pani od WZ maila z projektem i nieśmiałym pytaniem, czy się nada. "Dla mnie ten dach jest raczej wielospadowy, ale w decyzji napiszę, że główne połacie mają być dwuspadowe i powinno być dobrze". Co za ulga!

 


Przy okazji różne inne rzeczy dostosowała nam do "modrzewiowego": kąt nachylenia dachu, szerokość domu itp. Tak się zresztą złożyło, że domki obok bardzo podobne, więc wszystko legalnie.

 

 


W tej chwili czekamy na pozytywną opinię z Wydziału Środowiska i Rolnictwa w Gdańsku, nie mam pojęcia, dlaczego. Podobno trzeba czekać nawet do 3 miesięcy, a my niestety, żadnych znajomych tam nie mamy.

 

 


Kiedy odbieraliśmy akt notarialny, pani notariusz była zaskoczona, że już mamy (prawie) warunki zabudowy :"A gdybym ja chciała kupić tę działkę?" Nawiasem mówiąc, był jeszcze jeden chętny na naszą działkę, ale do przetargu nie podszedł. Wiedział, że my chcemy kupić, więc w dzień przetargu się zjawił. Chyba liczył na jakieś odstępne, ale nieopatrznie się wygadał, że nie wpłacił wadium. Głupio zrobił (że się wygadał), bo wcześniej uzgodniliśmy, że coś mu odpalimy, żeby się nie targować.

 

 


No cóż, na razie jesteśmy farciarzami. Ciekawe, co będzie dalej.

siłaczka

domek dla szóstki

Jacek jest od lat zapalonym fotografem. Powiedziałabym, że profesjonalistą, choć chleba z tego nie ma. Zmobilizowałam go, żeby tu jakieś zdjęcie wkleił, no i jest: nasza szóstka (jeszcze bez psa) w ostatnią gwiazdkę.

 


W związku z powyższym (tj. namiętnym pstrykaniem) nie mogę do dziś mu wybaczyć, że nie zrobił zdjęcia naszej działki w stanie dziewiczym, czyli przed skoszeniem. Obawiam się, że ten widok pójdzie w zapomnienie. Osty i inne badyle mnie sięgały po pachy, a co mniejsi osobnicy ledwo co wystawiali głowy. Były w tym gąszczu jakieś wisionki i brzózki - samosiejki, ale nie ostała się ani jedna. Jednego pięknego dnia miejscowy kosiarz, pan Gucio, wjechał tam straszną maszyną (nie widziałam, wiem z opowieści) i za 50 PLN ściął wszystko doszczętnie. Złamał przy tym nóż w kosiarce, ale dopiero jak wyjeżdżał, więc szczegół. Jacek opowiadał, że zabiłby niechybnie kogoś, kto stałby na drodze tego "pocisku".

 

 


Dopiero po skoszeniu zobaczyłam, ile to pola. I co ja z tym zrobię? Po samym grabieniu siana (piękna nazwa, ale nie oddaje istoty rzeczy) miałam odciski. Suche badyle zebraliśmy w imponujące kupki. Trochę próbowaliśmy spalić, ale zadymiliśmy okolicę, a niewiele ubyło. Teraz, po deszczach kupki się nieco zmniejszyły, ale i tak coś trzeba będzie z tym zrobić.

 

 


Muszę się przyznać, że ogrodniczką jestem zapaloną, pewnie mam to w genach. Wprawdzie do tej pory nie mogłam się pochwalić pięknym ogrodem, ale może to z braku możliwości... W każdym razie plany mam wielkie i ambitne, wizję świetlaną i niecierpliwość okrutną. A tu zima idzie. Że budowa zacznie się najprędzej na wiosnę - to jedno, ale przecie sadzić można już. Trzeba będzie chyba jakąś chemią potraktować chwasty, bo odrastają, jakby im zima była niestraszna. Na razie chciałabym założyć sad (sadek) w samym koniuszku działki, tam gdzie na pewno nie będzie kopania. No i żywopłot, choćby od strony drogi, do której i tak nie wolno nam się zbliżyć na mniej niż 8 m - tak mówi projekt WZ.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...