Kilka zdjec okolic naszej ziemi. Te plamy powyzej (ponizej?) na zdjeciu satelitarnym, to oczywiscie jeziorka :) Mamy tam dzikie ptaki - kaczki, czarne labedzie, a ostatnio pojawily sie czaple (albo jakies podobne...)
http://wiki.melbourne.pl/dzialka06.jpg http://wiki.melbourne.pl/dzialka07.jpg
http://wiki.melbourne.pl/dzialka09.jpg http://wiki.melbourne.pl/dzialka11.jpg
zdjec samej dzialki nie dalam, bo wyglada to teraz juz znacznie inaczej. Bok stoja domy, ale wrzuce jedno stare - widok zza jeziorka-bajorka na wjazd na nasza slepa uliczke o wdziecznej nazwie Marbella Waters
http://wiki.melbourne.pl/dzialka04.jpg
Jak już wcześniej wspominalam, ziemie kupiliśmy już dość dawno - decyzja i pierwsza drobna zaliczka byla w lipcu 2005, a oficjalna data nabycia (czytaj: uruchomienia kredytu) to 14 września 2005 (w urodziny mego meża :) ).
Dzialke kupiliśmy znienacka... Już od pewnego czasu świtala nam myśl, że warto by splacać kredyt, a nie co miesiac tysiąc dolarów placić za wynajem (teraz nawet ciut wiecej). Poza tym dom bylby nasz wlasny (no, moze w wiekszej cześci banku niż nasz, ale juz szczegól), można by go urządzi wedlug wasnego uznania, wbić gwoźdź w ściane, jesli tylko zapragniemy i nikt co pól roku nie bedzie nam lazil po domu i sprawdzal, czy jest czysto i czy niczego nie zniszczylismy!
Kolejne pytanie bylo - jak budowac. Tzn najpierw decyzja: budujemy sami, tzn bierzemy podwykonawcow. Ta opcja wydawala nam sie logiczna, jednak jak sie okazalo, w au taka logiczna nie jest. Robia mase problemow - przede wszystkim z kredytem. Jak sie buduje pod klucz, a prawie wszyscy tak robia, to mozna dostac nawet 100%, a jak samemu to 60%. Zbyt malo Kolejne tygodnie szukania, szperania i decyzji - jednak z bolem serca budowa pod klucz. No i znowu problem - kogo wybrac. Projekty srednio mi sie podobaly, ale w koncu wybralismy jakis znosny. Cena w miare. Lista zmian i udoskonalen zrobiona, zaliczka zaplacona - dopiero wowczas mozna dostac szczegolowa wycene i kontrakt. Okazalo sie, ze za kazdy drobiazg inny niz w podstawowej wersji (nawet gdy nasze rozwiazanie tansze) musielismy doplacac i to sporo. Znowu dyskusje, kombinowanie i ... jednak bedziemy budowac sami. Tak wiec powrot do punktu wyjscia.
Wszystkich przemyslen w tych minionych tygodni nie bede opisywac Aczkolwiek byla wersja by budowac szkielet metalowy, drewniany, kupic kit-home, czyli wszystkie materialy w zestawie itp. No i projekt - marzylam o domu z poddaszem, ale takich tu nie widzialam, jednak kiedy przeprowadzilismy sie w poblize naszej dzialki na druga strone miasta (do centrum odleglosc taka sama, ale miedzy poprzednim domem a obecnym 45km) znalezlismy kilka takich domow i marzenie, ktore juz odplywalo w sina dal, odzylo! Stanelo na tym, ze zdecydowalismy sie na wspolprace ze firma o ladnej nazwie http://www.storybook.com.au/" rel="external nofollow">Story Book Cottages (czyli SB).
Ich oferta jest skierowana do owner builderow (w skrocie OB) - czyli w wolnym wlascicieli budujacych, co oznacza dokladnie to, ze sami nadzorujemy budowe, zatrudniamy podwykonawcow do poszczegolnych prac i co chcemy i umiemy, mozemy zrobic sami. Niby nic takiego, bo kazdy z was przez to przechodzi, ale tutaj jest to niemalze sensacja. Teraz juz po fakcie, bo budowa ruszyla, wiec zli prorocy zamilkli, ale ilesmy sie nasluchali!
Ale wracam do SB - oferuja oni indywidualny projekt, robiony nie tylko pod wymagania, ale takze pod mozliwosci finansowe, pomagaja zalatwic formalnosci (moze kiedys napisze, bo raczej nam opozniali to niz pomagali...), zalatwiaja materialy do stanu surowego zamknietego - czyli do lock-up'u (wprowadzam niektore slowka angielskie, bo choc w mowie zwyklej nie mieszamy polskiego z angielskim, a jak sie przypadkowo zdarzy to tepimy sie nawzajem, to jednak slownictow budowlane stanowi tu wyjatek), no i co najwazniejsze: robia szczegolowa estymacje kosztow, co potrzebne dla nas, ale przede wszystkim dla banku. Phil - szef SB (fantastyczny czlowiek, uczciwy, slowny i taki, ze by nieba nam uchylil - w przeciwienstwie do jego pracownikow) skontaktowal nas z Karen. To bylo najlepsze, co moglo sie wydarzyc! Jako, ze za nami stoi SB, jeden z bankow, w ktorym niegdys pracowala Karen (teraz jest konsultantem/agentem kredytowym), zgodzil sie nam dac nawet 90% calosci kosztow! Po dyskusji z Karen i podliczeniach wyszlo, ze 80% nam starczy (zawsze mozna poznie podniesc do 90%), zwlaszcza, ze do 80% nie placi sie ubezpieczenia kredytu (kilka tysiecy dolarow - podczas gdy na calym dom ok 210tys chcemy wydac, a na ziemie poszlo 157tys). No i wlasnie na tym kredycie dobrodziejstwo SB sie skonczylo, aczkolwiek byla to kwestia na tyle kluczowa, ze wprost nie wypada narzekac, a jednak...
Opoznienia byly od samego poczatku. Pierwsze przedstawienie planow opoznilo sie o 3 tygodnie, pozniej bylo coraz gorzej (przesuwanie terminow, wysylanie planow z bledami i wmawianie mi, ze jest ok, tudziez klamanie, ze cos wyslali, podczas, gdy do dzisiaj nie doszlo). Liczylismy, ze fundament bedzie gotowy przed Bozy Narodzeniem, a potem to juz tylko sie modlilismy, zeby choc pozwolenie na budowe bylo (od 19-21grudnia do 15 stycznia wszystkie firmy budowlane pozamykane - wakacje i nic sie w tym czasie nie da zalatwic)... No i sie cudem udalo - pozwolenie przyznano nam 21 grudnia, przyszlo poczta 27
Od SB dostalismy tez liste podwykonawcow, ktorzy sa sprawdzeni i znaja ten typ budownictwa. Na poczatku grudnia umowilam sie wstepnie na polowe lutego z ciesla, ktory mial nam robic szkielet (ang frame - czyli rama). Wyslalam plany do wyceny. I .... cisza. Nie moglam sie dodzownic przez caly miesiac! Zakichane wakacje. 10 stycznia zadzownil, ze dostal plan i przygotuje na jutro (sic!) wycene, no i ze robote moze robic ... w polowie marca (miesiac pozniej niz ustalalismy!). Tak wiec czekaja na wycene zaczelismy szukac kogos innego - z listy SB. Nikt nie byl zainteresowany - wszyscy po drugiej stronie miasta, czyli 60-80km od nas. Jeden sie zlitowal, ze ewentualnie moze w maju (ha ha ha). Wyceny sie nie doczekalismy (choc niby ja wyslal fax, ciekawe, ze inne faxy dochodza, a ten od niego nie). Kolejne telefony, w koncu go zlapalam, a on zdziwione, ze dzownie, bo zostawil mi wiadomosc na skrzynce glosowej (mam wylaczana, wiec jakim cudem!?), ze jesli juz to moze w polowie kweitnia i tak w ogole to on nie jest zainteresowany. Chcialam wymusil choc wycene, bo w koncy mial (?) juz przygotowana. Rzucil kwote znacznie wyzsza od estymacji (znal ja), pewnie na odczepnego, zeby nie chciala go ani w kwietniu ani maju, czyli nigdy
W miedzyczasie umowilam sie na prace z hydraulikiem i gosciem od slaba -plyty fundamentowej (rury wodne i od kanalizacji sa prowadzone, przed zalaniem slaba). I nagle klops - nie mamy nikogo do zrobienia szkieletu!
Telefon do Phila z SB - wystawil nas ten wasz super ciesla polecany, co mam zrobic? Czekac nie mozemy, bo przyjezdza znajomy z Polski nam pomagac, wiec na poczatku marca musi byc gotowe, by mial co robic. Plil ziemie i niebo poruszyl i znalazl Ale... Scott moze albo teraz jak najszybciej ,albo w kwietniu. No i kolejny zgryz - trzeba zamowic drewno na szkielet, czyli zaplacic duuuuuzo tysiecy. Planowalismy mala przerwe miedzy slabem, a framami (szkieletem), by bank zdazyl nam zwrocic kase, a tu trzeba zaplacic jeszcze przed wylaniem slaba. Chcielismy zalatwic krotkoterminowa pozycze, ale nie tak latwo, mamy troche kart kredytowych, kredyt na dom - aplikacje jedna za druga byly odrzucane. Zostala ostatnia deska ratunku - Karen - niech cos wymysli! No i wymyslila i nie tylko to, ona jeszcze przekonala bank, zeby zamiast pozyczki wyplacil nam 30tys z gory, od razu w dniu uruchomienia kredytu. Wiec pieniadze sa, wprawdzie dopiero za tydzien (bo dadza nam nie na konto, ale czek bezposrednio dla SB, ktorym juz zaplaciclam wczesniej, wiec beda nam kase zwracac, co troche potrwa - przelewy bankowe), na szczescie nasi przyjaciele poratowali. Dziekujemy Wam w tym miejscu baaardzo serdecznie.
W srode 24 stycznia hydraulik polozyl nam rury. Rano nastepnego dnia spotkanie z naszym ciesla. Bardzo przyjemny czlowiek. Z duzym doswiadczeniem, choc jeszcze mlody, a takze nie tylko robotnik, ale tez nieco bardziej obyty - widac to po tym, jak wyraznie i czysto mowi po angielsku (z niektorymi to chyba sie cudem dogaduje ), no i innych zainteresowaniach - jest ratownikiem, bierze udzial jako ratownik (?) w zawodach plywackich i na lodziach (akurat z lodzia z przegladu wracal).
Ze szczescia skaczemy pod niebo. Stres odlatuje i chcialo by sie napisac, ze ten etap zakonczony "happy endem".
Niestety za szybko Guray, ktory mial nam robic slab - jeden, 2 dni po hydrauliku, przesuwa prace o 10 dni... Czarne chmury wracaja! Scott (od szkieletu) moze robic albo teraz albo w kwietniu, potrzebuje 2-3 tygodnie (wszystkie framy robione recznie z belek drewnianych, bez prefabrykatow, dach takze recznie ciety i zbijany), a zaczac nie moze, bo slaba nie ma!
I tu chcialo by sie dopisac, ze ostatecznie wszystko zakonczylo sie dobrze. Ale zakonczenia jeszcze nie ma Dzis spotkanie z Gurayem, moze jednak da sie zrobic slab w tym tygodniu. Na honor juz go bralismy, teraz sprobujemy na litosc
PS kombinuje z polskimi literkami (mam wszystkie oprocz ł (to przekleilam z innej strony) i ę - skrot alt+e uruchamia mi inny program, musze zmienic konfuguracje). Niebawem powinny sie wszystkie literki pojawiać. Za literowki tez z gory przepraszam.