Dzisiaj miałam nerwowy dzień.
Rano zawieźliśmy Kondzia do przedszkola i tu skucha. Mały kazał się odprowadzić do samej bawialni a potem zawiesił mi się na nogach i w płacz Rety jak on mnie trzymał, serce mi prawie pękło. Wytłumaczyłam mu kilka rzeczy i przejęła go "ciocia". Za nic nie chciał mnie puścić. Jessu masakra jakaś.
Pojechaliśmy na działkę spotkać się z właścicielem firmy, której zleciliśmy krycie dachu i z ich ekipą. Dachówka była juz zamocowana - spadła z niej spinka.
Panowie obejrzeli odpryśnięte dachówki i tu nie było dyskusji - do wymiany. Weszliśmy jeszcze na strych i pokazaliśmy drugi ubytek w koszu przez wyłaz. W sierpniu przyjadą wymieniać dachówki i poprawić jeszcze kosmetycznie kilka rzeczy które mnie wkurzały.
Zakupiliśmy płytki chodnikowe na podjazd do brawy - 100 sztuk.
Ot na dzisiaj tyle.
Gdybyście w okolicy widzieli żółte Vito ze zdjęciem przypominającym nasz dom to - takkk to jest nasz dom a raczej dach i jego reklama a raczej firmy