Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    247
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    298

Entries in this blog

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Znalazłem w odległości 20 km ekipę kończącą budowę dachu na niewielkim chlewiku. Dochodziło południe a obaj cieśle byli trzźwi. Dach wprawdzie prosty, jednospadowy wyglądał na zrobiony starannie. Spytałem, czy nie mogli by zrobić dachu na mojej chałupie. Owszem, chętnie, ale najpierw muszą skończyć to co zaczęli. Zrozumiałe. Umówiliśmy się, że przyjadę po nich za kilka dni. Obejrzą, ocenią, wycenią i jak się zgodzę zaczną pracę.

Należało tylko zakupić materiały. Podjechałem z listą potrzeb do pobliskiego tartaku. Krokwie, deski, belki. W hurtowni zakupiłem odpowiednie gwoździe oraz papę do przykrycia dachu. Rolki papy przywiozłem w 2 ratach. Golf nie dał rady na raz.

Materiały drewniane miały być przygotowane przez tartak za dwa dni. Problem transportu. Moje autko do przewożenia krokwi długości 6 m nie było specjalnie przystosowane. Ale ja jestem dzieckiem szczęścia. Kiedy opuszczałem tartak wjechał na teren ciężarowy Star. Krótka rozmowa z kierowcą i byliśmy umówieni.

Cdn.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Mąłżonka chciała ramy zielone, ale tak by było widać strukturę drewna. Polecono nam specjalną zieloną bejcę stosowaną przez PKZ do renowacji zabytkowych detali drewnianych. Bejca, preparat zabezpieczający przed wszelkim robactwem i innymi grzybami i na to wszystko dobry lakier bezbarwny (najlepszy jaki udało się kupić). Kilka dni roboty. Okna powieszone w przen=myślny sposób schły po nałożeniu kolejnych warstw. Kiedy już wszystko wyschło podjechałem do stolarza by umówić termin montażu. Sobota rano. Przyjechał z bratem. Robota paliła im się w rękach. Chwila i stare okna jedno po drugim wylatywało... za okno. A tak się natrudziłem by te okniane zwłoki okleić folią!

Nowe skrzynkowe okna prezentowały się wspaniale.

Chałupa zaczęła nabierać wyglądu domu, i nie wyglądała już jak opuszczona przez Boga i ludzi rudera.

Następny zaplanowany etap remontu to dach. Do dziś nie wiem dlaczego nie spytałem pana Romka czy by nie podjął tego zadania.

Zacząłem szukać wykonawcy. W tym celu zacząłem objeżdżać pobliskie wsie stopniowo oddalając się od naszej posiadłości. Rozglądałem się, czy gdzieś, ktoś nie buduje, rozpytywałem miejscowych.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Jesśi ktoś myślał, że coś się tragicznego stało to sorry. Obudziłem się skoro świt o jedenastej, a może nawet później. I w zasadzie do połowy czerwca nic ciekawego się nie działo. Zadnych włamań.

W połowie czerwca, ledwie wróciłem do domu z pracy - telefon. K..... mówi okna gotowe! Zaraz zaraz, jaki K......, Jakie okna? No zamawiał pan? W tym momencie przypomniałem sobie rozmowę z sympatycznym stolarzem od okien. Kiedy przyjadę? W sobotę. Przyjadę z oknami w południe usłyszałem.

Faktycznie samochód z przyczepką pełną okien zaparkował na mojej działce około 12 w sobotę. Padło tylko jedno pytanie - kiedy zamontować?

Umówiłem się, że sam polakieruję okna, a mistrz zamontuje, oczywiście dodając szyby!

Jeśli chodzi o tego człowieka to na priwa mogę każdemu podać jego namiary i wiem, że nie będę wstydził się tej rekomendacji. Jemu chce się chcieć, a to co mu się chce, to robi dobrze.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Wiadomo, że w takiej sytuacji płacz nic nie pomoże. Przedmioty rzecz nabyta. Były, nie ma. Należało raczej pomyśleć nad zabezpieczeniem chałupy przed następnymi "wizytami".

Zostałem zaproszony przez gospodarzy od których kupiona została chałupa na wesele. Dobra okazja by zbratać się z miejscową społecznością, poznać ludzi. Przyznam się, że pierwszy raz byłem na weselu na wsi. Było super. Obserwowałem uważnie zwyczaje, obyczaje i zachowanie biesiadników. Książkę by można napisać. Zaskoczony byłem, że dla "zmęczonych" przygotowane specjalne pomieszczenie wypoczynkowe. Obok mnie siedziało młode małżeństwo. Kiedy nasz sąsiad zbyt pofolgował i wyglądał na naprawdę zmęczonego z "twarzą w kotlecie panierowanym" gdy orkiestra zaczęła grać, dziewczyna wstała i jak gdyby biorąc go do tańca wyniosła sali. Musiała być krzepka, bo chłopak nie był drobnej postury.

Z sąsiadami rozmawiałem o życiu na wsi, o chęci wyniesienia się na stare lata z miasta, o problemach jakie to stwarza i oczywiście o niedawnym włamaniu. Doradzono mi założenie okiennic. Sąsiad przy stole był stolarzem, więc po 5 minutach ubiliśmy interes. Zrobi solidne okiennice, materiał jest, a pracy brak więc spadam im z nieba bo kasa będzie. Mieszkali kilkanaście kilometrów dalej, samochodu nie mieli więc umówiłem się, że zmierzę okna i podrzucę kartkę z wymiarami jemu do domu. Zadowolony z takiego obrotu sprawy nad ranem wróciłem do chałupy i zapadłem w głęboki sen. Wesele kończyło się przed 6 rano, bo trzeba wydoić krowy! To było dla mnie nowe.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Zgłoszenie o włamaniu przyjęto. Przesłuchano mnie w charakterze świadka, pouczono o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań. Musiałem opisać co zginęło i jaką miało wartość. Jaką wartość może mieć wyszczerbiony kubek po cioci? Nie wiedziałem, a skłamać nie chciałem bo groiło to ciężkim więzieniem. Byłem bardziej zestresowany niż w momencie odkrycia kradzieży.

Ekipa dochodzeniowo-śledcza przyjechała tego samego dnia na miejsce zdarzenia czyli do mojej chałupy. Z walizeczki pan inspektor wyjął pojemnik z proszkiem którym opylił na czarno co tylko się dało, popędzlował mięciusieńkim pędzelkiem po proszku i przy pomocy folii samoprzylepnej zjął dużą ilość odcisków palcy. Do plastikowej torebli schował znalezionego peta. Miał to być materiał dowodowy. Następnie przy pomocy aparatu fotograficznego Praktica wykonał masę zdjęć i odjechał. Zastanawiałem się czyje odciski zdjęto. Włamywaczy, moje, a może któregoś z naszych gości? Moich odcisków nie wziął do porównania.

Zebranego materiału było tak dużo, że zakład kryminalistyki miał pracę na parę miesięcy. Byłem przekonany, że sprawa złapania złodzieja to kwestia dni.

Cdn

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Lata 1994 - 1996 były dla mojej rodziny wyjątkowo przykre. Pogrzeb za pogrzebem. Łącznie 17 wizyt na cmentarzach gdzie żegnaliśmy najbliższych. A później w wielu przypadkach musiałem opróżniać mieszkania z tego co bliscy gromadzili przez życie.

Wiele sprzętów i drobnego wyposażenia mieszkań lądował w chałupie. Sztućce, talerze, meble, pościel. Chałupa zaczęła się zapełniać tym co żywym do życia potrzebne. Wiele z tych sprzętów przypominało nam tych co już odeszli. Do czasu.

Wynajętą furgonetką zrobiłem kilka kursów na Mazury wożąc to, co się jeszcze mogło przydać w okresie remontu i korzystania z chałupy jako miejsca rekreacji. Również mieszkanie odchudziło się trochę o sprzęty, które jak życie pokazywało niezbędne nie były.

Niedługo cieszyliśmy się nowymi nabytkami. Złodzieje musieli podjechać traktorem z przyczepą. Wszystko co się dało załadowali i odjechali w siną dal. Zgłosiłem kradzież na posterunku policji. (Nie był to 13 posterunek tylko jedyny w gminie)

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Ogłoszenie o dzierżawie działki wisiało odpowiednio długo na tablicy i nadzedł dzień przetargu. Przyjechałem do chałupy poprzedniego dnia wieczorem, a że palić nie miałem czym, skuliłem się w śpiworze i wytrzymałem jakoś do rana. Działka 17 arów kieskiej ziemi. Cena wywoławcza 0,2q pszenicy za rok.

Godzine przed przetargiem byłem już w UG, wpłaciłem wadium (50 zł) i spokojnie czekałem na godzinę 11.30 kiedy przetarg miał się rozpocząć. innych chętnych nie było.

Zaczął się przetarg. Już miałem zrobić postąpienie o 0,1 q pszenicy czyli 10 kg, gdy nagle otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł jakiś miejscowy jegomość. "A Ty co chcesz?" Spytał prowadzący przetarg. "No ja w sprawie przetargu, pasuje mi ten kawałek, obok mojego pola" "S........., warszawiak kupuje" Drzwi zamknęły się z drugiej strony nim zdążyłem zaproponować nieznanemu sąsiadowi zaoranie tego kawałka i ciągnięcie z niego wszelkich korzyści. Przetarg oczywiście wygrałem. Jako rolnik całą gębą miałem ponad hektar we władaniu. Wiedziałem, że zielonym do góry.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Objechałem okoliczne wsie w poszukiwaniu stolarza który mógłby zrobić okna. Jednemu się nie opłacało, drugi własnie wyjechał, trzeci nie miał czasu, czwarty dopiero we wrześniu... Zacząłem się zastanawiać, czy bezrobocie na terenach popegieerowskich to prawda, czy mit. Skwaszony wracałem do chałupy na nocleg, gdy zobaczyłem niezachęcający napis "Stolarz" wykonany czarną farbą na kawałku deski. Tonący brzytwy się chwyta, więc bez obaw chwyciłem się tej deski.

 


Rozmowa była krótka i rzeczowa. Okna - oczywiście, Gdzie? Jaki rozmiar? Przyjadę, zmierzę wszystkie, bo w starych domach to może być różnie. Czy mają być oszklone? Kit czy silikon? Jaki kolor?

 


 


Prawie zapomniałem języka w gębie.

 


Nieśmiało spytałem czy dać zaliczkę. ZALICZKĘ? Jak zamontuję to pan zapłaci. Na kiedy zrobić? Połowa czerwca? Będzie zrobione.

 


Po całym dniu poszukiwań miałem wrażenie, że Pana Boga złapałem za nogi.

 


Cdn

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Zbyt długo nie może być pięknie. W marcu dostaliśmy pisemko z Urzędu Gminy o wymiarze podatku za rok 1995. Nie kilkadziesiąt, jak mówili sprzedający, ale prawie 1000 polskich złotych. Za co!

Cóż było robić. Postanowiłem złożyć reklamację. Może urzędnik w gminie się pomylił i doliczył nam kilkadziesiąt hektarów?

Miła pani w Urzędzie zaczęła sprawdzać i ... "niestety panie Tomaszu. Ma pan mniej niż hektar, nie jest pan rolnikiem, więc podatek jak od działki rekreacyjnej." To co ja mam robić." W myślach przeklinałem moment, że zgodziłem się wziąć te pół ha łąki dodatkowo. "Trzeba dokupić lub dodzierżawić od gminy kawałek ziemi, będzie powyżej hektara i policzymy jak rolnika." Powędrowałem do Wydziału Gruntowego. Rzut oka na mapę i jest. Paseczek ziemi przy mojej łące oddany za rentę. Można wydzierżawić. Bedzie ogłoszony przetarg, kto wygra ten bierze. Termin przetargu za kilka tygodni.

Skoro już byłem na Mazurach zacząłem rozglądać się za możliwością zrobienia nowych okien. Chciałem, by to były zwykłe wiejskie okna, skrzynkowe. Nie zamierzaliśmy robić z chałupy pałacu. Była od stu lat wiejską chałupą i taką miała pozostać. Oczywiście marzyliśmy o bieżącej wodzie, ciepłej i zimnej, toalecie, łazience i innych udogodnieniach cywilizacyjnych. Miały być, ale charakter wiejskiego domu miał pozostać.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Nadeszły ferie zimowe. Syn chodził jeszcze do szkoły, żona - oświata. Wziąłem kilka dni zaległego urlopu, załadowaliśmy do samochodu trochę żarcia, turystyczną butlę z gazem, świece, lampę gazową, ciepłe ubrania, grube śpiwory i w drogę.

Mróz był solidny, śniegu mało. Ale co to znaczy mróz na wschodnich Mazurach w pobliżu suwalszczyzny - polskiego bieguna zimna mieliśmy dopiero zobaczyć.

W nocy temperatura spadała do około -27 stopni. W chałupie były wprawdzie 2 piece i trzon kuchenny, ale po pierwsze nie mieliśmy opału, a po drugie jak się okazało jeden piec był kompletnie zawalony w środku.

Temperatura w domu była taka jak i na zewnątrz. Rozpoczęliśmy poszukiwania opału. W starej walącej się drewutni było trochę porąbanych gałęzi, w stodole znalazłem kilka wiaderek węgla. Starczyło to na dwa pierwsze dni. Temperatura w domu zaczęła się podnosić i mniej więcej po dobie intensywnego palenia była już dodatnia. Z pobliskiego lasu ściągneliśmy trochę gałęzi, ale ręce marzły. Obok domu w wysokiej trawie leżał płotek. Poszedł do pieca. Wióry z drewutni wybraliśmy do czysta. I odkryliśmy skarb w oborze. Suche krowie "placki". Jak to się świetnie paliło! Naprawdę dawało dużo ciepła. Kuchnia i jedyny mały piec rozgrzane były prawie do czerwoności. Pod koniec pobytu można było zdjąć kurtki i zniknął "chuch". Piec był bardzo ciekawy. Jak kominek. przez szpary pomiędzy kaflami można było podziwiać płomienie. Placki skończyły się w dniu naszego powrotu. To były fantastyczne ferie. A jakie widoki! Oszronione drzewa, zające i sarny podchodzące pod dom. Tego w mieście nie ma.

Uznaliśmy zakup za bardzo udany. Trochę przerażał nas zakres prac do wykonania i związane z tym koszty. Ustaliliśmy priorytety. Okna, dach, prąd. Kolejność obojętna. Miałem się tym zająć z nadejściem wiosny. Zostawiliśmy trochę rzeczy by nie wozić wszystkiego za każdym razem i żegnaj chałupo. Do wiosny.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

"Dobre Twoje, dobre moje". Czciliśmy zawarcie umowy kupna sprzedaży. Rano, skoro świt około 13 obudziłem się z potwornym bólem głowy. Po stwierdzeniu, że jeśli boli to znaczy, że jeszcze żyję rozpoznałem u siebie objawy 100% "gląkwy".

Powlokłem się od domu miłych gospodarzy do MOJEJ chałupy. 3 kilometry żwirową drogą. "Ze spuszczoną głową, powoli." Nie sądziłem, że kupno małej walącej się chatki może przyprawić o taki ból głowy. Pocieszałem się myślą, że nie kupiłem jakiejś okazałej rezydencji, bo pewnie wtedy ból byłby nie do wytrzymania.

Chałupa stała dokładnie w tym samym miejscu, w jej otoczeniu nic się nie zmieniło, ale była moja. Tak prawdę powiedziawszy, to nawet nie wiedziałem dokładnie gdzie są granice mojej posiadłości. Ot sprzedający machnął ręką, że tu jest granica. Ważniejszą informacją było to, że roczne opłaty (podatki lokalne) to tylko 70 zł i to rozłożone na 4 kwartalne raty.

W sylwestrowy poranek czułem się już dobrze i wróciłem do Warszawy.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Tak się szczęśliwie składało, że wydział ksiąg wieczystych znajdował się w pobliżu. W małych miejscowościach wszystko jest w pobliżu. Wpadłem do pokoju z kompletem dokumentów ciągnąc sprzedającą za sobą. Trochę się zasapała bo było po schodach do góry. "Założenie księgi to 2 tygodnie" Niejeden z forumowiczów byłby zachwycony tak krótkim terminem, ale mnie zależało na przyspieszeniu. Chciałem być posiadaczem chałupy JUŻ.

Do Sylwestra pozostało tylko kilka dni. Bieg do najbliższego sklepu z tym co na Sylwestra otwieramy o północy. 3 panie w pokoju, 3 opakowania tego co trzeba i bieg powrotny. "A czy nie można by na jutro?" Tu św. Mikołaj. Sylwester. "Będzie za 15 minut gotowe, zaniesiemy do kancelarii notarialnej osobiście." To są uroki małych miejscowości.

Następnego dnia jedziemy w komplecie do notariusza. Komplet to znaczy sprzedająca i jej mąż oraz ja. Płacę z duszą na ramieniu przed wejściem do biura umówioną kwotę. A jak powiedzą nie?

Akt (notarialny już czekał.) Sprawdzenie tożsamości, dokumentów i małe zaskoczenie. Oni chcą mi sprzedać nie tylko siedlisko, ale i przyległą łąkę. Razem prawie hektar. Po jaką cholerę mi łąka? Nie zamierzam chodować krów bo syn ma uczulenie na te zwierzaki, a ja się ich boję. Zaczynam dyskutować odmawiając, ale mąż sprzedającej nalega. Bierz. Chciał, nie chciał, biorę. Cena bez zmian. Kupuję wszystko co zostawił dziadek.

W drodze powrotnej dowiaduję się, że to nie jest koniec transakcji. Transakcję należy uczcić. Stajemy pod sklepem monopolowym.

Cdn.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Do grudnia udało nam się sprzątnąć zastane pobojowisko. Wraz z chałupą mieliśmy kupić drewniany kredens pomalowany wieloma warstwami olejnej farby i trochę obniżony bo poprzedni właściciele byli niskiego wzrostu, niewielką drewnianą półkę i ciekawostka niewielki regał mocno nadgryziony zębem czasu, ale kształtem przypominający do złudzenia stolik na sprzęt RTV.

Do Bożego Narodzenia nic się nie działo. W pierwszy dzień po świętach listonosz przyniósł telegram: "Sprawa spadku załatwiona STOP Prosze przyjechac podpisac umowe. STOP"

Natychmiast pojechałem zaopatrzony w notarialne pełnomocnictwo żony do zawarcia transakcji, gotówkę i błogosławieństwo całej rodziny by się udało. Podjechałem do gospodarzy. Mieli już prawomocne postanowienie o nabyciu spadku. Pozostało tylko ustalić termin u notariusza.

Z tym nie było kłopotu. W okresie między świętami a nowym rokiem Kancelarie notarialne nie cierpią na nadmiar klientów. Podyktowałem dane sprzedającej i kupujących niezbędne do wypisania aktu i padło pytanie o księgę wieczystą...

Nie była założona.

Cdn

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Zaprosiliśmy szwagra, inżyniera budowlanego z dużym doświadczeniem zawodowym by obejrzał chylącą się do upadku chałupę i ocenił, czy da się ją jeszcze wyremontować. Opinia była pozytywna, choć nie krył on, że czeka nas wiele pracy i sporo niespodzianek. O kosztach wolał się nie wypowiadać, a my woleliśmy nie pytać. Po co psuć sobie humor?

W czwartek rano przyjechał do nas zięć staruszka z wieścią, że dziadka zabrało w nocy pogotowie i że niestety teść zmarł...

Pojechałem do notariusza odwołać piątkowe podpisanie aktu notarialnego. Szczęście w nieszczęściu struszek zostawił testament w którym zapisał chałupę wraz działką córce u której mieszkał. Pomogłem napisać pismo do sądu o stwierdzenie nabycia spadku. Nowi właściciele potwierdzili chęć sprzedaży siedliska, ale zarządali zadatku. 25% umówionej ceny. Miałem opory. Dać albo nie dać, to było pytanie. Dałem. Przez kilka nocy nie mogłem spać. Gospodarze pozwolili nam zatrzymać klucze od kłódki i przyjeżdżać do chałupy kiedy tylko chcemy.

Najtragiczniej wyglądały okna, a właściwie to co z nich zostało. Kupiłem kilka opakowań grubej polietylenowej folii i resztki ram owinąłem folią. Ponieważ okna były podwójne, były cztery warstwy folii. Na strychu, w miejscach największych przecieków istawiłem przeróżne naczynia. Garnki, miski, wiaderka, puszki. Codziennie sprawdzałem jaka pogoda nad Mazurami i w razie silnych opadów deszczu wsiadałem w samochód by opróżnić naczynia.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Właściciel mał ponad 90 lat i mieszkał w tej samej wsi z córką i zięciem. Chałupa stała od czasu śmierci jego żony, tj od siedmiu lat niezamieszkała.

Negocjacje w sprawie zakupu prowadził zięć. Staruszek siedząc pod piecem tylko przytakiwał. Był już niewidomy i rozpoznał nas przy następnej wizycie po głosie. Mieliśmy dużo szczęścia. Wieś prawie w 100% została zasiedlona w ramach Akcji "Wisła". Niektórzy dostali akty własności od ludowej władzy, niektórzy tylko prawo mieszkania w określonym domu. Masz gospodarz akt własności, starannie złożony i ukryty za ramą ikony posiadał. Upraszczało to znacznie formalności związane z zakupem.

Trochę strachu przeżyliśmy przy negocjowaniu ceny, kiedy towarzysząca nam znajoma w pierwszym zdaniu wygadała się ile mamy kasy. Ale cena została zaakceptowana. Uff!

Pojechałem do Giżycka umówić się z notariuszem. Z uwagi na wiek sprzedającego i jego stan zdrowia pani notariusz zaproponowała, że przyjedzie na miejsce, by staruszka nie męczyć. Akt podpisany miał być w piątek.

Dostaliśmy klucz od wielgachnej kłódki strzegącej chałupę i zaczeliśmy robić porządki.

Cdn

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Obok domu stał budynek gospodarczy. Chlewik, co rozpoznaliśmy po korytach, zbudowany z kamienia i dobudowana w 1969 roku (napis wyryty w tynku) obora. Dookoła pusto. Najbliższe zabudowania jakieś 500 m dalej. Następne ledwo widoczne gdzieś daleko. Do lasu 200m, a może nawet mniej.

Kiedy wchodziliśmy na podwórko nadleciał bocian, siadł na dachu obory i siedział tam przez cały czas naszego pobytu obserwując nas z góry. Zajęliśmy jego teren łowiecki?

Obok domu, w odległości niecałego metra od ściany rosła potężna lipa Obwód pnia ponad 2 m. Obok lipy pompa, która o dziwo działała, ale woda leciała jakaś dziwna. Kolor miała jak mocna kawa z mlekiem.

Druga lipa, trochę o trochę skromniejszym pniu, ale za to podwójnym rosła obok stodoły.

Nie wiem co zadziałało. Lipa jak z Czarnolasu, bocian, a może odludzie i bliskość lasu? Postanowiliśmy odszukać właściciela i wiedzieliśmy, że to jest to, czego szukamy.

Cdn

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Chałupa stała jakieś 50 m od drogi, zasłonieta kamienną, walącą się stodołą. Przedarliśmy sie przez gąszcz pokrzyw i innych nadzwyczaj dorodnych chwastów. Naszym oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy. Resztki okien bez szyb, krzywe drzwi zamknięte na ogromniastą kłódkę. Po krótkim zastanowieniu się weszliśmy do środka przez okno. Na podłodze leżaly śmiecie w ilościach niewyobrażlnych. Papiery, opakowania po lekach, sztuczna szczęka, widać już niepotrzebna, sznurki, stare ubrania, buty, puszki po konserwach, butelki itp.

W 2 pomieszczeniach były kaflowe piece które lata swej świetności miały już za sobą. W kuchni węglowy trzon o popękanej płycie, bez kilku fajerek.

Brak licznika elektrycznego, powyrywane kontakty. Pełna demolka. Na strychu gruba warstwa gliny, wędzatnia przy kominie i podobne "skarby" jak na dole. Przez otwory w dachu sączyły się promienie słońca. Co większe dziury pozatykane były szmatami i gazetami.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

We wsi mieszkał jeden ze spadkobierców. Niestety tylko jeden. On to pomału rozbierał starą chałupę na opał. A pozostali? Szczecin, Śląsk, Stany Zjednoczone. Nie było sposobu by do wszystkich dotrzeć. Po paru miesiącach starań musieliśmy zrezygnować.

 


I znów sprawa zakupu siedliska ucichła na jakiś czas.

 


Jednak nie na długo. Nasz sąsiad i przyjaciel kupił niewielką zagrodę na Mazurach w powiecie giżyckim. Domek nieduży, gliniany, około 60 m2, jakaś drewniana szopa, murowany budynek gospodarczy i zaniedbany wiśniowy sad. Kilka starych jabłoni, ogromna grusza. Koniec wsi, cisza i spokój. Kiedy moja żona się o tym dowiedziała dostałem delegację. "Jedź i nie wracaj póki nie znajdziesz czegos podobnego."

 


Pojechałem dalej nieprzekonany do sensowności bycia rolnikiem.

 


U kolegi było fajnie, jezioro niedaleko, piwco, wieczorem ognisko. Żyć nie umierać. Dla świętego spokoju sumienia zrobiliśmy jakąś wycieczkę po okolicy. Nic nie było na sprzedaż.

 


Po kilku dniach przyjechała moja żona i zaczęła mnie rozliczać. Dowody mego lenistwa były. Piękna opalenizna, wypoczęta mina, trochę puszek po piwie. W opowieść że to zeszłoroczne puszki nie uwierzyła.

 


Od następnego ranka zaczęło sie intensywne szukanie.

 


Był rok 1994. Opuszczonych gospodarstw było sporo. Niektóre nawet w dobrym stanie. Problemem było odszukanie właścicieli. Szwagierka naszego sąsiada pokazała nam przepiękny dom. Z klinkierowej cegły, z gankiem. Stał na uboczu ponad kilometr od wsi. Okna były wyrwane, przepiękne kaflowe piece zrujnowane. Widoczne były jeszcze ślady przedwojennej instalacji CO. Właściciel mieszkał niedaleko. Nie chciał sprzedać. (Po kilku latach ten dom, a włąściwie to co z niego zostało, został rozebrany i sprzedany na cegłę).

 


Drugi dom, położony na wzgórzu nad jeziorem wzbudził nasz zachwyt. Ruina była to straszliwa, ale miejsce wspaniałe. Niestety właściciel burknął tylko, że "trzyma to dla Niemca" i tyle.

 


Moja żona to nadaje się na "Herloka Szolmsa" Nie wiem w jaki sposób, ale dowiedziała się o chałupinie stojącej pod lasem. Trudno było trafić. O wjechaniu na działkę nie było mowy. Chwasty na 2 metry wysokie.

 


Cdn.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Skoro zacząłem pisać, to będę pisał nie robiąc przerw tak długich jakie były.

Sprawa domu na wsi wróciła po kilkunastu latach. Mimo moich oporów: a po co, nie, chałupa na wsi? Zaczeliśmy szukać. Te wycieczki z ogłoszeniami w ręku były nawet ciekawe. Zjeździliśmy podlasie i suwalszczyznę. Ale albo cena była nie taka, albo położenie nam nie odpowiadało, albo spadkobierców było tak dużo, że nie sposób było sie dogadać w sprawie zakupu, o cenie nie wspominając.

Pewnego razu wylądowaliśmy na końcu świata. We wsi Jagłowo kończy się droga. Drewniana chałupa stała jako ostatnia w rzędzie. Nad brzegiem Biebrzy, na w srodku Biebrzańskiego Parku Narodowego. Drewniana, kryta dachówką. Biebrza 10 m za domem. Przed domem wspaniały widok ba biebrzańskie bagna. W skład siedliska wchodziła jeszcze kapliczka z napisem: (cytuję z pamieci) "Panie, pobłogosław te nasze pola, te nasze łąki, krowy, nasze konie, kury i kaczki..."

Sam dom był w stanie nazwijmy agonalnym. Belki ścian wprawdzie jeszcze trzymały sie nieźle, ale kilka krokwi niewytrzymało ciężaru dachówek i zapadło się. Środek tez nie wyglądał zachęcająco. Podłogi nie było, ziała dziura będąca kiedyś piwnicą, ściany działowe zostały rozebrane i użyte jako opał przez zapobiegliwego sąsiada. W dobrym stanie był budynek gospodarczy zbudowany z pustaków. Po przeanalizowaniu "za" i "przeciw" byliśmy zdecydowani kupić tę ruinę. Miejsce było naprawdę wspaniałe. Koniec świata. To nas fascynowało.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Po 2 tygodniach wypoczynku w ośrodku zakładowym zamieszkaliśmy w wiejskiej chałupie za płotem. Posiłki w ośrodku, ale spanie za płotem i KO już nas nie męczył. Odkrylismy, że w miejscowym GSie są produkty których w Warszawie brak, zaprzyjaźniliśmy się z gospodarzami. Gdy moja żona powiedziała, że chciałaby mieć tu domek letniskowy, gospodyni zaoferowała sprzedaż kawałka swojej łąki. Nie, to było dla mnie za dużo. Ja warszawiak, mam posiadać jakąś łąkę Coś wybudować? Eeeeeee.

 


Pod koniec pobytu dowiedzieliśmy się, że cukier sprzedawany będzie wyłącznie na kupony, czyli kartki. W miejscowym GSie kupiliśmy kilka kilogramów, podobnie jak i miejscowi, bez kartek. Herbaty nie słodziliśmy, ale może się przyda.

 


I to w zasadzie koniec pierwszego rozdziału. Sprawa gruntu i chałupy na wsi ucichła na wiele lat. W tamtych latach, to informacja dla młodszych forumowiczów, by nabyć kawałek rolnego gruntu trzeba było być rolnikiem. "Miastowy" by nabyć ziemię musiał zdać egzamin na rolnika.

 


Mnie się nie chciało, a różne sprawy rodzinne spowodowały, że sprawa domu na wsi ucichła na wiele lat

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Dawno dawno temu, gdy moje dzieci były całkiem małe, a na mojej brodzie nie było siwych włosów i czaszka szczyciła się kompletem owłosienia przy pomocy peerelowskich zz spedziliśmy 2 tygodnie na zakładowych wczasach, blisko granicy z ZSRR, nad samym Bugiem. Pomijając KO i estetykę ośrodka (wczesny Gierek) okolica była bardzo ładna.
tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Jak wszyscy, to wszyscy, więc i dziadek też

Historia chałupy komtura mazurskiego jest długa. Sięga czasów gdy wielu szanownych forumowiczów nie było jeszcze na świecie. Nie chodzi tu o to, że remontowana z wielkim trudem chałupa ma jakieś 100 lat, ale że mnie, warszawiaka z dziada pradziada koleżanka małżonka namówiła by jesień naszego życia spędzić nie w mieście a zdala od zgiełku wielkiego miasta.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...