Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    247
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    302

Entries in this blog

tomek1950

Po pierwsze ostatnio bardzo się opuściłem z pisaniem. Wybaczcie proszę. Walczę z przeciwnoscią materii. Kuję sciany, ryję bruzdy i szlifuję sufit. Pył jest wszędzie. Jutro koniec tych kurzących prac i w pomieszczeniu kuchni zacznę układać osobiście glazurę, ciągnąć kabelki elektryczne i montować rurki do wody i kanalizacji.

 


Po drugie ostatnie posty były zupełnie niebudowlane. Idąc za ciosem pozwolę sobie jeszcze na jeden, pewnie nieostatni, post niebudowlany. Może ktoś z czytających to co wkleję pniżej skorzysta.

 

 

 



"Sprawdź czy chleb ci szkodzi! Czy jesteś jednym ze 100?”

 


http://www.celiakia.org.pl" rel="external nofollow">http://www.celiakia.org.pl

 


Polskie Stowarzyszenie Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej serdecznie zaprasza 2 czerwca 2007r na II Międzynarodowy Dzień Celiakii, rodzinny piknik organizowany na Rynku Nowego Miasta w Warszawie.


Podczas pikniku chcemy przybliżyć wszystkim uczestnikom oraz mediom tematykę związaną z celiakią oraz problemy ludzi na diecie bezglutenowej. Pomogą nam w tym przybyłe gwiazdy, znani aktorzy i artyści kabaretowi.


Będzie to impreza mająca na celu uświadomienie jak największej liczbie osób istnienie choroby i chorych, którym szkodzi zwykły chleb, podstawowy pokarm w polskiej tradycji żywieniowej. Ponadto będzie to jedyna okazja do spotkania i poznania się osób będących na diecie bezglutenowej, przybyłych z całej Polski w dniu ich święta, które od wielu lat obchodzone jest w Europie.

 


Celiakia - (choroba trzewna) nie jest alergią, choć często jest z nią mylona. Jest trwającą całe życie chorobą o podłożu genetycznym, charakteryzującą się nietolerancją glutenu - białka zawartego w zbożach (pszenicy, życie, jęczmieniu, owsie). W efekcie zniszczenia przez gluten kosmków jelitowych pokarm wchłania się w minimalnych ilościach, co prowadzi do wystąpienia różnorodnych, poważnych objawów klinicznych. Jedyną metodą leczenia celiakii jest stosowanie przez całe życie ścisłej diety bezglutenowej.

 


Do niedawna celiakia uznawana była za rzadkie schorzenie występujące głównie u małych dzieci. Nie jest to prawdą - choroba może ujawnić się w każdym wieku, obecnie najczęściej wykrywa się ją u osób 40-50 -letnich. Nie leczona celiakia prowadzi do poważnych problemów zdrowotnych - z osteoporozą, bezpłodnością, zaburzeniami psychicznymi i nowotworami układu pokarmowego włącznie. Celiakię diagnozuje się badaniem krwi na poziom specyficznych dla niej przeciwciał, a następnie wykonuje prosty zabieg pobrania maleńkiego fragmentu jelita do badania (biopsję).

 


Jest to pod względem częstości występowania druga po hipolaktazji (mleko) nietolerancja pokarmowa człowieka. Ostatnie badania nad jej występowaniem szacują częstość zachorowań na 1:100 osób (tak więc w Polsce chorych jest ok. 380 000 osób!). Niestety - wykrywa się jedynie kilka procent z wszystkich przypadków. Pozostałe osoby nie są świadome choroby, której co prawda nie można wyleczyć, ale z którą można normalnie żyć, jeśli stosuje się ściśle zasady diety bezglutenowej.

 


Dokładne informacje na temat imprezy:

 


I Termin – 2 czerwca 2007 r., sobota


II Organizator – Polskie Stowarzyszenie Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej


III Miejsce – Rynek Nowego Miasta w Warszawie, godz. 12.00-19.00


IV Patroni medialni – Rzeczpospolita, Newsweek, Onet.pl, Radio Kolor


V Uczestnicy ze strony organizatorów:


- producenci żywności bezglutenowej ( Ultraeuropa-sponsor główny imprezy, Bezgluten, Schaer, Glutenex,Thermomix, Pecivarne, Finax )


- dystrybutor pierwszego w Polsce domowego testu z krwi na celiakię (wykrywa przeciwciała tTG)


- lekarze gastrolodzy i dietetycy – porady lekarskie i dotyczące diety będą prowadzone przez cały dzień


- Szpital AM im. Prof. Szejnacha – patronat naukowo-medyczny


- Polskie Stowarzyszenie Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej – będzie można zapisać się do Stowarzyszenia oraz poprzeć naszą inicjatywę zmian prawnych dotyczących celiakii (petycja)


- inne organizacje pozarządowe związane z celiakią i dietą bezglutenową

 


VI Atrakcje:

 


- Grażyna Wolszczak, Emilia Krakowska, Emilian Kamiński , Justyna Sieńczyłło, Wojciech Błach i Małgorzata Teodorska - będą gotować bezglutenowo, przeprowadzać konkursy itp


- „Kabaret Skeczów Męczących” i „Kabaret Grzechu Warty”


- Mad Science – szaleni naukowcy przeprowadzą eksperymenty fizyczne i chemiczne


- programy widowiskowe dla dzieci, konkursy, warsztaty plastyczne (będą wykonywane prace z produktów bezglutenowych)


- kawiarenka bezglutenowa – ciasta, ciastka, pyszna kawa, herbata


- bezglutenowe degustacje przez cały dzień oraz możliwość zakupu produktów bezglutenowych po atrakcyjnych cenach


- możliwość poszerzenia swojej wiedzy - książki, broszury, ulotki, informacje o chorobie i diecie


- wywiady, rozmowy z zaproszonymi gośćmi

 


Wszelkie informacje, także o chorobie, diecie i o naszym Stowarzyszeniu znajdują się na stronie internetowej: http://www.celiakia.org.pl" rel="external nofollow">http://www.celiakia.org.pl


Serdecznie zapraszamy!

 

 


Nasze Stowarzyszenie

 

 


Jesteśmy organizacją pozarządową, która powstała w październiku 2006 r., „na bazie” Fundacji „Celiakia”, przejmując jej wszystkie zadania i cele. Chcemy nieść wszechstronną pomoc chorym na celiakię i ich rodzinom, jak również wszystkim będącym z różnych powodów na diecie bezglutenowej. Naszą misją jest szerzenie wiedzy o celiakii w społeczeństwie, pogłębianie jej wśród chorych i ich rodzin, współpraca ze środowiskami medycznymi, a przede wszystkim jednoczenie samych chorych wokół głównego celu, jakim jest poprawa jakości ich życia w świecie „pełnym glutenu”. Pracy jest bardzo dużo, ale wierzymy, że z pomocą wielu życzliwych osób uda się stopniowo realizować nasze cele:

 


- upowszechnianie wiedzy o chorobie w mediach poprzez różnego rodzaju akcje informacyjne, zmniejszające niezrozumienie, a jednocześnie zwiększające świadomość społeczną i poziom wykrywalności choroby

 


- nagłaśnianie problemów związanych z kosztami diety, uzyskaniem zasiłku pielęgnacyjnego; próby inicjowania zmian prawnych w celu wprowadzenia w Polsce rozwiązań krajów UE

 


- informowanie o problemach dorosłych chorych, obalanie mitu celiakii jako choroby małych dzieci, z której się z czasem wyrasta

 


- uświadamianie producentów żywności o potrzebie pełnej informacji o składnikach produktu (ustawa o składnikach alergizujących)

 


- zorganizowanie wszechstronnej pomocy dla nowo zdiagnozowanych chorych, ich rodzin, w tym prawnej i psychologicznej, a także stworzenie miejsca, w którym każdy zainteresowany uzyska pełną informację o celiakii i nietolerancji glutenu

 


- szeroka współpraca ze środowiskiem lekarskim w kwestii celiakii

 


- wspieranie i śledzenie działalności badawczej dotyczącej celiakii

 


- integrowanie i jednoczenie osób na diecie bezglutenowej wobec wspólnych problemów

 

 


Zapraszamy do zapisania się do Stowarzyszenia – deklaracja członkowska:


http://www.celiakia.org" rel="external nofollow">http://www.celiakia.org

 

 

 


Będę w jednym ze stoisk. Nie napiszę w którym, ale chyba jestem łatwo rozpoznawalny.

 


Zapraszam

tomek1950

Dziś 8 maja. W rodzinie komtura święto. Urodziny Żony komtura, Majki (proszę nie mylić z Majką forumową).

 


Dziś rano dostałem SMSa. Rodzina się nam powiększyła. O 8:15. 3100/55

 


Czy mogła Komturowa dostać piękniejszy prezent urodzinowy? Chyba nie.

tomek1950

Wczoraj po południu wytaszczyłem maszynerię i ruszyłem uprawiać swoje "hektary" pod winorośl. Po zabronowaniu praca wydawała się być łatwiejsza. Grunt był przeorany na głębokość prawie pół metra i wyrównany broną. Łatwiej było, ale nie do końca. Wprawdzie leżące na wierzchu kamienie zostały wcześniej wyzbierane, ale jednak z każdym przejazdem glebogryzarki wychodziły nowe. Wielki traktor przejechał po poletku ciągnąc za soba wielki pług, jak burza. 5-cio konna glebogryzarka to jednak nie potężny ciągnik. W porównaniu z terenem niezaoranym było jednak znacznie łatwiej i szybciej. Wieczorem poczułem wykonaną pracę kościach. :)

 


A dziś miałem bardzo miłą wizytę. Odwiedził mnie forumowicz (S.0.Ł.T. Maniak), mieszkający niedaleko, a pochodzący z "mojej" wsi. Czytał ten dziennik, a ponieważ jest zapalonym ogrodnikiem, to niewielką winniczkę również posiada. Czyli na Mazurach można. Można mieć winogrona. To miałem na myśli. :)

 


Dostałem od niego owoc jego pracy - butelkę czerwonego wina z własnych winogron. Spróbujemy razem z komturową. :)

tomek1950

Wielkie święto. Przyjechał sąsiad i wybronował całe moje zaorane kilka dni wczesniej. Teraz trzeba wyzbierać kamienie i resztę korzonków wszelkiej maści, przejechać kilka razy "glebogryzałką" i można sadzić. Zielonym do góry

 


Pogoda piękna i wreszcie ciepło. na termometrze + 19 stopni w cieniu

tomek1950

Pierwszego maja przyjechała do mnie komturowa z koleżanką. Niestety wizyta krótka bo praca wzywa. I co to za długi weekend?

 


Wieczorem, pierwszego, jak już było całkiem ciemno wciągnąłem flagę na maszt. 2 maja święto flagi, 3 maja rocznica Konstytucji.

 


W święto flagi wyjechałem "glebogryzałką" na pole. Qurcze czułem się jak prawdziwy rolnik. Sztukę kierowania oporną maszyną miałem jednak opanowaną. Na zaoranej ziemi było również łatwiej. Tylko te kamienie. Mniejsze i większe. Musiałem zatrzymywać maszynę i odrzucać to co wykopała. Jak przejadę całe pole chyba bedę miał kamienne ogrodzenie winniczki. Na tym co przeryłem, a powstały dwa tarasy szerokości maszyny posadziłem ponad 60 sosen. Mam prywatny las będą grzyby. Te sosenki posadzone są na górze zakładanej winnicy, będą chronić winorośle od zimnych, północnych wiatrów.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Traktorzysta obiecał zabronować zaorane pole następnego dnia. Zadowolony pojechałem do Warszawy. Resztę sadzonek zostawiłem zadołowane w ziemi mając nadzieję, że kilka dni, do mojego powrotu przeżyją. Wróciłem wczoraj późnym wieczorem. Niestety potężne skiby jak były, tak i zostały. Muszę jutro uruchomić maszynę i przegryzać się przez bruzdy i skiby. Ciekawe czy będzie łatwiej, ziemia wzruszona, czy trudniej. Bruzda, skiba, bruzda skiba...

Dziś dalszy ciąg prac w domu. Dalsze kucie bruzd na rury i przewody. Muszę założyć nowe obwody pod piekarnik, płytę kuchenną, mały boiler. Poprzesuwać kilka kontaktów i wyłączników, bo są wyżej niż będzie dolna krawędź wiszących szafek. Na materiały wydałem prawie cały zasiłek dla bezrobotnych. Dobrze, że komturowa pracuje, więc z głodu nie umrę.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Skoro powiedziało się "A" to trzeba powiedzieć "B" i całą resztę abecadła. Widać winorośl jest w stanie rosnąć nawet w klimacie mazurskim. Na ten rok zaplanowałem założenie większej winnicy. Od kuzynki dostałem około 100 sadzonek. Z Warszawy przytargałem "glebogryzałkę" i zacząłem hi, hi "uprawiać ziemię".

Ta gleba chyba nigdy pługa nie widziała. Gliniasta, kamienista, twarda ja skała. Glebogryzarka zamiast ją gryźć, toczyła się po powierzchni. Dobrze, że w chwili wyrwania rączki rozlączało się sprzęgło i maszyna zatrzymywała się sama. Jeden przejazd, a własciwie pogoń za uciekającą maszyną, drugi, trzeci. Pomału udało się okiełznać niesforne "ustrojstwo". Po 20 przejazdach zagonek przed domem był gotowy. Udało się wsadzić kilka winorośli.

Uznałem, że nabrałem odpowiedniej wprawy w posługiwaniu się maszyną, wystawiłem sobie prawo jazdy na "glebogryzałkę" i pojechałem, pchając te motorowe taczki na miejsce gdzie miała powstać prawdziwa winnica. To miejsce to nachylony w kierunku południowym niewielki stok. Uruchomiłem maszynę i tak jak poprzednio zaczęła się walka. Kto silniejszy. Najfajniej musiało wyglądać zawracanie. Maszyna nie ma wstecznego biegu i by przejechać pole ponownie trzeba zawrócić. Podskakiwała maszyna, podskakiwałem ja. Nie wiem kto wyżej. Kilka tygodni wcześniej prosiłem kilku miejscowych o pomoc w zaoraniu ugoru. Oczywiście odpłatnie, ale chęci nie było. Kiedy tak "spacerowałem" w podskokach z maszyną drogą przejeżdżał samochód. Kierowca zahamował. Nieszkaniec wsi. Podszedł, popatrzył z politowaniem na warszawiaka biegnącego za upartą glebogryzałką i bez zbędnych słów obiecał zaoranie poletka komtura. Po godzinie od strony wsi ukazał się potężny traktor z doczepionym pługiem. Żelastwo wlazło w twardą glebę na jakieś pół metra jednocześnie odwracając ziemię na drugą stronę. W pól godziny zaorane zostało kilkaset metrów zbocza. Najwięcej czasu zajęło zawracanie potężnej maszyny na niewielkim skrawku pola.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Pomysł winnicy na części mej "komturskiej posiadłości" chodził mi po głowie od kilku lat. Wprawdzie te okolice to polska Syberia, do naszego bieguna zimna czyli Suwałk niedaleko, ale czemu nie spróbować? Odpychałem te mysli od siebie sam stukając się w głowę, która za każdym razem dudniła pustką tam panującą, ale w tym dudnieniu mozna było usłyszeć: spróbuj... spróbuj...

 


Wreszcie uległem. Nie byłem w stanie wytrzymać tego głosu. Poważnie zacząłem obawiać się o swoje zdrowie psychiczne. Zakupiłem w pewnym dobrym gospodarstwie ogrodniczym kilka sadzonek winorośli i posadziłem przed południową ścianą domu. Przeczesałem internet w poszukiwaniu informacji jak te roslinki pielęgnować. Dosyć to wszystko skomplikowane, a kupiona ponadto książka na temat naukowego przycinania pędów winorośli narobiła mi takiego zamętu w głowie, że po jej przeczytaniu nie wiedziałem kompletnie ciąć, czy nie, w którym miejscu i kiedy. Rozciągnąłem tylko druty i w miarę wzrostu pomagałem roślinkom się doń przyczepiać. Dodatkowo, by zachęcić je do bujnego wzrostu przemawiałem do nich czule. Jesienią wokół każdej winorośli usypałem dość duży zgrabny kopczyk i miałem nadzieję, że zbyt zimno im nie będzie. I miałem rację. Zima wprawdzie była ostra, mróz do 27 stopni, a śniegu niewiele, przetrwały. Wiosną wypuściły pąki które rozwinęły się w listki a nawet pokazały się małe kwiatki. Winogronka rosły całe lato powoli zmieniając barwę z zielonej w granatowo czerwoną. Grona były wprawdzie niewielkie i dość rzadkie jednak to były bardzo młode roślinki.

 


Do zbioru przystąpiłem pod koniec września. Dużo tego niebyło, jakieś pół kilograma z czterech krzaków.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Spadłem na 5 stronę, przepraszam, postaram się poprawić, ale zbyt dużo się dzieje, nie tylkow sferze remontowej. Później napiszę i o tym. Jestem w euforii po dzisiejszym dniu. Wybiegam więc w przyszłość

 


Ziemia pod wymarzoną winnicę mazurską została dziś zaorana. Za dwa lata może będą pierwsze owoce, a za trzy pierwszy sok z wytrawnych, czerwonych winogron.

 


Obiecuję poprawę, proszę nie bić. Wprawdzie nie oddam, bo jestem łagodnego usposobienia, ale bijącemu może ręka spuchnąć.

tomek1950

Mazurska chałupa komtura

Niepisałem kilka dni dziennika, bo byłem wkurzony na siebie. Na własna głupotę. Narobiłem sobie dodatkowej roboty. I pozbawiłem chałupkę całkowicie wody. W ostateczności mogłem czerpać wodę z węża ogrodowego.

 


Jak do tego doszło?

 


Miałem wywiercić otwór w ścianie łazienki. Rurki doprowadzające wodę do umywalki były w odległości około 20 cm. Ściana cienka, ale cegła twarda jak skała. Oryginalna z Prus Wschodnich, przedwojenna. Specjalnie na tę okazję kupiłem lepsze wietło widiowe bo wiedziałem co mnie czeka. Przyłożyłem się, wiertło powoli wchodziło w scianę.

 


I nagle w otworu trysnęła woda i to pod dość dużym cisnieniem. Szczęśliwie nie na wiertarkę. Mam wprawdzie różnicówkę, ale...

 


Pędem do piwnicy by zakręcić zawór. Woda przestała ciec. Zacząłem się zastanawiać skąd do diabła ta rura w tym miejscu?

 


No tak, początkowo w łazience mieliśmy mały 15 litrowy boiler. Po zamontowaniu dużego niepotrzebne już rurki zostały skrócone i zaślepione. Zapomniałem o tym

tomek1950

Wiosna. Znów wiec będzie ornitologicznie.

 


Dziś rano zobaczyłem pierwszego bociana. Stał, na obu nogach na gnieździe w sąsiednie wiosce. Kiedy wracałem nad lasem zobaczyłem parę ptaków krążących w powietrzu. Duże były. W zeszłym roku widziałem w tym miejscu parę orłów. Ponieważ nie jestem ornitologiem rozpoznanie drapieżników przychodziło mi z trudnością. Szczerze mówiąc to zupełnie ich nie rozpoznawałem. Orzeł, myszołów, kania, jastrząb i parę innych wyglądało początkowo tak samo. Jedne były większe, inne mniejsze. Nie smiejcie się proszę. Czy ktos z miastowych nieprofesjonalnych ornitologów potrafi rozróżnić gawrona od kruka?

 


Te ptaki które zauważyłem... to były bieliki. Tak na 99% nad moją głową bujała w powietrzu para bielików. Od innych drapieżców różnią się kształtem ogona. Taki mądry jestem, bo sporo czasu spędziłem grzebiąc w książkach i internecie. :)

 


Pewności jednak nie mam.

 


Po północy, a więc dziś mysiałem wyść do samochodu. Otworzyłem drzwi i nagle do wiatrołapu wleciał przestraszony ptaszek. Wróbelek mazurelk. Często siadywał i nocował pod daszkiem nad drzwiami. Tłukł się biedak o ściany i sprzęty i nie miał zamiaru wyfrunąć na zewnątrz.

 


Cióż miałem robić? zamknąłem drzwi. Zgasiłem światło. Musi biedak przekimać do rana w wiatrołapie. Mam nadzieję, że się nie zestresuje zbytnio.

 


Dobranoc

tomek1950

Dziś z samego rana miałem sympatyczną przygodę. Pojechałem po swoją jednoosobową ekipę. Droga przez las, kręta, pełna dziur. Jechałem powoli. W pewnym miejscu las się kończy i kilkaset metrów droga prowadzi przez łąki. Później mały mostek nad kanałem melioracyjnym, kilka zakręrów. Z obu stron drogi rowy wypełnione wodą i porośniete trzciną. Zwolniłem i powoli, na drugim biegu omijałem liczne dziury w szutrowej nawierzchni. Ostatni zakręt i... zdębiałem. Na środku drogi, w odległości kilkunastu metrów, zobaczyłem parę żurawi. Stanąłem. Żurawie też. Patrzyliśmy na siebie znieruchomiali przez kilka sekund.

 


W końcu żurawie odwróciły się i majestatycznie uniosły w powietrze.

 


A ja nie miałem aparatu.

 


Wspomnienie jednak pozostanie.

tomek1950

Zostanę przy szlifowaniu stropu. Jedno pomieszczenie zrobione. To znaczy strop i belki wyszlifowane. Będzie trochę drobnych poprawek, ale to pryszcz. Co dalej ze stropem? Wosk, lakierobejca. Nie wiem jeszcze. Koleżanka małżonka będzie decydowała o kolorystyce. Ja się na tym nie znam.

 


Dziś zawartość kuchni wylądowała w pokoju Sodoma i Gomora Herbata zginęła nie wiadomo gdzie, chleba nie mogę odszukać. Przynajmniej nie przytyję. Bałagan w chałupie okropny. I ten kurz. Strop w kuchni będzie chyba skończony jutro. Waham się czy już rozbierać prowizoryczne murki na których dotychczas oparty był blat roboczy i zlewozmywak. Czas mysleć o zakupie mebli do kuchni. Wiąże się to z przesunięciem zlewozmywaka, a więc kucie bruzd na rury, przesunięcie kilku kontaktów. Tyle, że te meble to w planach więc w tej chwili nie wiadomo gdzie mają być kontakty.

tomek1950

Od dziś deseczki szlifują się rękami najemnego, młodego chłopaka. Sympatyczny, nawet starannie pozamiatał, a pracował bardzo sumiennie i zrobił naprawdę dużo. Może jutro skończy pierwsze ponieszczenie.

 


Ciałem jednak znów odbiec od remontu i opisać coś ciekawego.

 


To było wczoraj. Wyszedłem rano, po sniadaniu na papierosa. Wiem, że niezdrowo, ale z męskich przyjemności golenie mi odpadło, więc coś w zamian. Dość daleko od domu na środku dużego pola zauważyłem parę żurawi. Tańczących żurawi. Właściwie to tańczył jeden. Dreptał w miejscu, podskakiwał, machał skrzydłami, tanecznym krokiem to zbliżał, to oddalał się. Obserwowałem ten taniec przez lornetkę kilkanascie minut. Ten taniec był niesamowity. Brakowało tylko muzyki.

tomek1950

Odbiegnę dziś od chronologii. Dzień dzisiejszy, a własciwie kilka ostatnich, które spędzam samotnie w "komturii". Przyjechałem w sobotę wieczorem. Cel przyjazdu: "Wyszlifować strop (belki i deski) przynajmniej w jednym pomieszczeniu."

 


Strop jest drewniany. Belki 20x20, dechy niektóre szerokie na prawie 40 cm mają około 100lat. Przez ten czas mocno zbrązowały, kolejne pokolenia które tu mieszkały wbijały w belki niezliczone ilości gwoździ. Na belkach widać ślady obróbki siekierą. Ponieważ w pewnym okresie oryginalny strop zakryty został od spodu deskami, obity trzcina i otynkowan,y w wielu miejscach na belkach pozostały ślady zaprawy. Te dechy z trzciną usunęliśmy dość dawno. Nadszedł czas by zacząć robić w "komturii" ładnie.

 


Na pierwszy ogień poszedł jeden pokój. Wyniosłem co się dało, założyłem gustowny granatowy kombinezon, maseczkę p. pyłową, gogle i przystapiłem do raźno do pracy. Pierwszego dnia próbowałem różnych technologii. Śzlifierka oscylacyjna, szczotka obrotowa, wiertarka z tarczą do szlifowania (papier przyczepiany na "rzepa").

 


Boczne powierzchnie belek to była pestka. Wprawdzie nie wszędzie można dotrzeć narzędziem i niektóre miejsca będą wymagały "ręcznego dopracowania" wygląda to nieźle.

 


Schody zaczęły się kiedy musiałem szlifować belkę od spodu i leżące na niej deski. Po kilku chwilach przestawałem widzieć. Po pierwsze, pył osiada na goglach, po drugie w powietrzu zaczyna unosić się tyle pyłu, że wygląda to jak gęsta mgła. Maseczka p. pyłowa skutecznie ogranicza oddychanie. Po kilku minutach szlifowania w ten pozycji mam dosyć. Nic nie widzę, a w gardle i w nosie mimo maski mam pokłady pyłu. No i ręce drętwieją.

 


Kiedy spojrzałem na swoje odbicie w lustrze... łysina zniknęła, tyle że resztk włosów przybrały rudą barwę, a czółko miało kolor jak opalenizna pewnego polskiego mulata.

tomek1950

I zaczęlo się sztukowanie. Zrobiliśmy z synem remanent tego co mamy i spis tego co będzie potrzebne. Niestety obie listy różniły się w wielu miejscach. To co zostało było w większości nieprzydatne w pracach które zamierzaliśmy wykonac. Trochę styropianu zagospodarowałem w ten sposób, że wyłożyłem od góry strop w wiatrołapie. Nie do końca, bo jeszcze został kawałek desek do ułozenia. Uporządkowałem instalację elektryczną w łazience. Kabelki wreszcie przestały smętnie zwisać z puszek. Żona była zadowolona.

 


Teren wokół komturii, to niczym nie skażona przyroda. Chwasty na terenie który kiedyś, w dalekiej przyszłości zamienić ma się w piękny ogród wyrastają nad podziw dorodne, mimo, że ziemia tu niezbyt urodzajna. Najpiękniejsze okazy mają po 2 m.

 


I coś mi się zamarzyło. Posadzić na tym ugorze winorośl. Czy będą rosły, czy nie wymarzną, czy owoce dojrzeją przed zimą? Trzeba było sprawdzić doświadczalnie. Zakupiłem u specjalisty od fajnych roślinek kilka sadzonek różnych odmian, podobno najbardziej odpornych na mrozy i posadziłem. Zielonym do góry.

tomek1950

Wszystko w tej naszej "komturii" niewykończone. No może nie wszystko. Wykończony został kredyt i oszczędności. Ceny materiałów poszły w górę robocizna też do tanich nie należała, ale wyboru nie mieliśmy. Kredyt trzeba spłacać, a rata nie mała, bo staruchom kredytu na 30 lat nie dają.

 


Trochę materiałów kupionych wcześniej było. Postanowiłem, że co dam radę zrobić zrobić sam to zrobię. Dwóch lewych rąk nie mam. Na pierwszy ogień poszło dokończenie instalacji elektrycznej. Kiedyś nawet miałem uprawnienia. Dawno to było, ale było. Zresztą te prace były proste. Montaż gniazdek, wyłączników, Przeciągnięcie kilku przewodów, lub przesunięcie gniazdka bo życie pokazało, że wygodniej będzie w innym miejscu.

 


Zamontowałem światło w piwnicy. Nie trzeba już tam schodzić z latarką.

 


Największą pracą którą w dużym stopniu wykonał samodzielnie syn to ułożenie na górze drewnianej podłogi. Deski kupione były rok wcześniej. Nawet nieźle mu to wyszło. Zostały do przybicia listwy i obrobienie drewnem otworu wejściowego + jakaś balustrada i klapa. Zimą, kiedy będziemy w domu sami, nie ma sensu ogrzewać niezamieszkałego poddasza.

tomek1950

Siedzieliśmy na tarasie. Pogoda była wspaniała. Poranna zabawna przygoda ze źrebakiem wprawiła wszystkich w dobry humor. Nawet "napastowana" nie żywiła do zwierzaka urazy. Rozmowy toczyły się, jak to zwykle w takich sytuacjach, o dzieciach, pracy, perspektywach. Czasami przebąkiwano o nadchodzącej emeryturze. Obiad wzięły dziewczyny na siebie. Moja teściowa mawiała: Gdzie kucharek sześć, tam... cycków dwanaście. Obiadek wyszedł taki sobie. Cała masa jarzyn, surówek, a gdzie mięsko? Jako intendent musiałem dbać tylko o napitki. Pracu zbyt dużo nie miałem, bo dziewczyny nie były trunkowe i nie musiałem uzupełłniać zapasów. To co mnie najbardziej ucieszyło po obiedzie, że gary i talerze chyba same się pozmywały. Nie zauważyłem nawet jak i kiedy.

Postny obiadek odbiłem sobie przy wieczornym grillu. Karkóweczka którą zamarynowałem poprzedniego wieczoru i przez prawie dobę dojrzewała w chłodnej piwnicy była krucha, soczysta i aromatyczna.

Po kolacji padło hasło "idziemy do sauny". Wszyscy byli za i nagle zgrzyt. Sześć kobiet, w tym komturowa i ja jeden rodzynek w tym towarzystwie. Rozgorzała dyskusja, jak ten problem rozwiązać. Część z nas, bywała wielokrotnie w koedukacyjnych saunach. Trzy dziewczyny nigdy w saunie nie były i one miały największe opory.

tomek1950
Dopiero przyprowadzenie klaczy na nasze podwórko pomogło. Z niechęcią, z opuszczoną głową, powoli, podobnie jak ja zaraz po kupnie chałupki, szedł za swą mamą mały źrebak. Co kilka kroków stawał, odwracał głowę w kierunku "komturii" i nawet z oddali wpatrywał się głęboko w największe "błękitne oczy".


×
×
  • Dodaj nową pozycję...