Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    382
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    435

Entries in this blog

maksiu

Dziennik Maksia

30 kwietnia 2003

 

Na godzinę 9 rano zamówiłem beton, gdy przyjechałem na budowę o godzinie 8.40, grucha z betonem już stała, a moja ekipa bratała się przy kawie z operatorem gruszki. Gdy wreszcie dobrze rozpoczęli dzień, czyli wypili kawę, przystąpili do pracy. Fakt, że zbyt dużo pracy na ten dzień nie mieli, trzeba było tylko wylać i zatrzeć beton. Nie minęła godzina, gdy beton już zajmował należne mu miejsce, a ekipa kończyła zacieranie betonu. Dużymi krokami zbliżał się najważniejszy dla nich moment, czyli zapłata za wykonany etap prac. Pojechałem zatem do banku, pobrałem pieniążki i wróciłem do uradowanej od ucha do ucha ekipy. Tak zadowolonych twarzy już dawno nie widziałem. Umówiłem się że jak tylko dostanę kredyt natychmiast do nich zadzwonię i mogą wracać stawiać ściany, a na razie przerwa na budowie. Jeszcze tylko w czwartek 8 maja inspekcja na budowie przedstawiciela banku i oby już niedługo wypłata pierwszej transzy kredytu.

maksiu

Dziennik Maksia

30 kwietnia 2003

 

Na godzinę 9 rano zamówiłem beton, gdy przyjechałem na budowę o godzinie 8.40, grucha z betonem już stała, a moja ekipa bratała się przy kawie z operatorem gruszki. Gdy wreszcie dobrze rozpoczęli dzień, czyli wypili kawę, przystąpili do pracy. Fakt, że zbyt dużo pracy na ten dzień nie mieli, trzeba było tylko wylać i zatrzeć beton. Nie minęła godzina, gdy beton już zajmował należne mu miejsce, a ekipa kończyła zacieranie betonu. Dużymi krokami zbliżał się najważniejszy dla nich moment, czyli zapłata za wykonany etap prac. Pojechałem zatem do banku, pobrałem pieniążki i wróciłem do uradowanej od ucha do ucha ekipy. Tak zadowolonych twarzy już dawno nie widziałem. Umówiłem się że jak tylko dostanę kredyt natychmiast do nich zadzwonię i mogą wracać stawiać ściany, a na razie przerwa na budowie. Jeszcze tylko w czwartek 8 maja inspekcja na budowie przedstawiciela banku i oby już niedługo wypłata pierwszej transzy kredytu.

maksiu

Dziennik Maksia

29 kwietnia 2003

 

Z samego rana powitał mnie widok ostro pracującej zagęszczarki do piasku, czyli jednak dopiąłem swego. Przywiozłem też z rana kilka paczek styropianu (8cm szerokości) na ocieplenie z zewnątrz ścianek fundamentowych. Oczywiście do tego klej do styropianu. Wtorek był akurat dniem w którym dość sporo musiałem pojeździć po okolicy, a co najważniejsze tego dnia odwiedziłem bank wraz z żoną i kompletem dokumentów, dokumenty zostały w banku, żona wróciła ze mną do domu. Gdy wpadłem jeszcze po południu na budowę, po budowlańcach nie było już śladu, ale za to praca została wykonana. Styropian poprzyklejany do ścianek fundamentowych, piasek dobrze zagęszczony, czyli wszystko przygotowane na wylanie płyty betonowej na gruncie.

maksiu

Dziennik Maksia

29 kwietnia 2003

 

Z samego rana powitał mnie widok ostro pracującej zagęszczarki do piasku, czyli jednak dopiąłem swego. Przywiozłem też z rana kilka paczek styropianu (8cm szerokości) na ocieplenie z zewnątrz ścianek fundamentowych. Oczywiście do tego klej do styropianu. Wtorek był akurat dniem w którym dość sporo musiałem pojeździć po okolicy, a co najważniejsze tego dnia odwiedziłem bank wraz z żoną i kompletem dokumentów, dokumenty zostały w banku, żona wróciła ze mną do domu. Gdy wpadłem jeszcze po południu na budowę, po budowlańcach nie było już śladu, ale za to praca została wykonana. Styropian poprzyklejany do ścianek fundamentowych, piasek dobrze zagęszczony, czyli wszystko przygotowane na wylanie płyty betonowej na gruncie.

maksiu

Dziennik Maksia

28 kwietnia 2003

 

Prace nad fundamentami powoli zbliżają się do końca, ekipa kończy izolować ścianki fundamentowe. Od samego rana wpadła na plac budowy druga ekipa do rozprowadzenia kanalizacji, chłopaki tak się rwali do pracy że aż nie zauważyli jednego pionu w przyszłej kuchni (zresztą jedynego w tym pomieszczeniu). Najfajniejsze było tłumaczenie, zapytałem się dlaczego nie ma tu (pokazałem palcem gdzie) wyjścia rury kanalizacyjnej, na co jeden z robotników po wnikliwym przejrzeniu projektu stwierdził: 'Tu nie ma rury spustowej w projekcie, jest tylko wejście wody'. Moje kolejne pytanie spowodowało konsternacje, zapytałem się bowiem co w takim razie jego zdaniem dziać się będzie z tą wodą która ma tu wchodzić, bo według mnie logiczne było że skoro woda wchodzi to i woda wychodzi. Powtórne jeszcze wnikliwsze przejrzenie projektu i stała się jasność, 'o kurcze, faktycznie jest tu rura, że też pan to wypatrzył', jak miałem nie wypatrzyć skoro projekt śni mi się po nocach i mogę powiedzieć na wyrywki o każdej porze dnia i nocy, gdzie co ma być. Poza tą jedną mała wpadką musze ich pochwalić, bo naprawdę miło było na nich patrzeć jak pracują. Inna sprawa, że ja trochę podpadłem, albowiem nie dogadałem się z moją ekipą budowlaną odnośnie piasku, do wypełniania fundamentów. Byłem przekonany że jak w sobotę facet woził piasek, to oni od razu zamówili brakującą ilość piasku na poniedziałek, a tymczasem okazało się że wcale nie zamówili, a jedynie powiedzieli facetowi od piasku, że jeszcze będzie im potrzebny. Na szczęście żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku i z pomocą przyszedł telefon komórkowy, nie minęła godzina jak rozległ się charakterystyczny warkot jadącego kamaza pełnego piasku. A tak swoją drogą jak kiedyś budowano skoro nie było komórek, chyba rozumiem dlaczego budowy ciągnęły się naprawdę długimi latami, jeśli w każdej nawet najbłahszej sprawie trzeba było jeździć i załatwiać wszystko osobiście. Druga sprawa która wypłynęła przy okazji piasku to fakt, iż moja ekipa nie posiadała zagęszczarki, nastąpił mały zgrzyt, albowiem pamiętam jak dziś iż zarzekali się że takową posiadają. Z pomocą przyszedł kierownik, który obiecał załatwić ów sprzęt, ale jak dążyłem napomknąć szefowi ekipy, nie na mój koszt. Tak więc dzień w miarę owocny, fundamenty zaizolowane, piasek przywieziony, kanalizacja rozprowadzona.

maksiu

Dziennik Maksia

28 kwietnia 2003

 

Prace nad fundamentami powoli zbliżają się do końca, ekipa kończy izolować ścianki fundamentowe. Od samego rana wpadła na plac budowy druga ekipa do rozprowadzenia kanalizacji, chłopaki tak się rwali do pracy że aż nie zauważyli jednego pionu w przyszłej kuchni (zresztą jedynego w tym pomieszczeniu). Najfajniejsze było tłumaczenie, zapytałem się dlaczego nie ma tu (pokazałem palcem gdzie) wyjścia rury kanalizacyjnej, na co jeden z robotników po wnikliwym przejrzeniu projektu stwierdził: 'Tu nie ma rury spustowej w projekcie, jest tylko wejście wody'. Moje kolejne pytanie spowodowało konsternacje, zapytałem się bowiem co w takim razie jego zdaniem dziać się będzie z tą wodą która ma tu wchodzić, bo według mnie logiczne było że skoro woda wchodzi to i woda wychodzi. Powtórne jeszcze wnikliwsze przejrzenie projektu i stała się jasność, 'o kurcze, faktycznie jest tu rura, że też pan to wypatrzył', jak miałem nie wypatrzyć skoro projekt śni mi się po nocach i mogę powiedzieć na wyrywki o każdej porze dnia i nocy, gdzie co ma być. Poza tą jedną mała wpadką musze ich pochwalić, bo naprawdę miło było na nich patrzeć jak pracują. Inna sprawa, że ja trochę podpadłem, albowiem nie dogadałem się z moją ekipą budowlaną odnośnie piasku, do wypełniania fundamentów. Byłem przekonany że jak w sobotę facet woził piasek, to oni od razu zamówili brakującą ilość piasku na poniedziałek, a tymczasem okazało się że wcale nie zamówili, a jedynie powiedzieli facetowi od piasku, że jeszcze będzie im potrzebny. Na szczęście żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku i z pomocą przyszedł telefon komórkowy, nie minęła godzina jak rozległ się charakterystyczny warkot jadącego kamaza pełnego piasku. A tak swoją drogą jak kiedyś budowano skoro nie było komórek, chyba rozumiem dlaczego budowy ciągnęły się naprawdę długimi latami, jeśli w każdej nawet najbłahszej sprawie trzeba było jeździć i załatwiać wszystko osobiście. Druga sprawa która wypłynęła przy okazji piasku to fakt, iż moja ekipa nie posiadała zagęszczarki, nastąpił mały zgrzyt, albowiem pamiętam jak dziś iż zarzekali się że takową posiadają. Z pomocą przyszedł kierownik, który obiecał załatwić ów sprzęt, ale jak dążyłem napomknąć szefowi ekipy, nie na mój koszt. Tak więc dzień w miarę owocny, fundamenty zaizolowane, piasek przywieziony, kanalizacja rozprowadzona.

maksiu

Dziennik Maksia

27 kwietnia 2003 r. (Niedzielna inspekcja)

 

Ponieważ w sobotę 26 kwietnia nie mogłem być na budowie, zatem dziś zrobiliśmy wraz z żoną i ojcem inspekcje na budowie. Okazało się że ekipa skończyła stawiać ścianki fundamentowe, sporą ich część zdążyli już pomalować askowilem i częściowo zasypać piaskiem. Generalnie coraz bliżej końca etapu fundamentowego, jak dobrze pójdzie to w środę go zakończą i mają na razie wolne dopóki nie załatwię kredytu.

maksiu

Dziennik Maksia

27 kwietnia 2003 r. (Niedzielna inspekcja)

 

Ponieważ w sobotę 26 kwietnia nie mogłem być na budowie, zatem dziś zrobiliśmy wraz z żoną i ojcem inspekcje na budowie. Okazało się że ekipa skończyła stawiać ścianki fundamentowe, sporą ich część zdążyli już pomalować askowilem i częściowo zasypać piaskiem. Generalnie coraz bliżej końca etapu fundamentowego, jak dobrze pójdzie to w środę go zakończą i mają na razie wolne dopóki nie załatwię kredytu.

maksiu

Dziennik Maksia

25 kwietnia 2003

 

Gdy przyjechałem na budowę koło godziny 11 mało nie dostałem zawału serca. Ścianki fundamentowe biegnące równolegle do drogi, stały asymetrycznie na ławach, natomiast te prostopadłe do drogi stały dokładnie tak jak powinny. Szybki telefon do kierownika, 20 minut później kierownik czerwienił się już ze wstydu. „Jak do tego doszło, jak to możliwe”, ja nie wiem, to on odpowiadał za wyznaczenie zarówno ław jak i narożników. Okazało się że wymurowane ścianki fundamentowe mają dokładnie takie wymiary, jak powinny mieć, a to ławy są za krótkie. Jak stwierdził kierownik, na tych ławach mógłby spokojnie stanąć budynek z czterema kondygnacjami, ale on poczuwa się do winy i zaraz wymyśli z majstrem jak ten defekt usunąć. Stanęło na tym, że dwie nieszczęsne ławy zostaną poszerzone o brakujące 20 cm, dozbrojone i zalane betonem na koszt kierownika, a co taki wredny jestem!.

A że byłem już dostatecznie naładowany energią mogącą kruszyć mury, pojechałem od razu do energetyki wykłócić się o swój prąd, a właściwie o jego brak. Widać musiałem być naprawdę groźny, albowiem po wykonaniu telefonu do montera, pani z stwierdziła że już wyjeżdżają. Faktycznie, byli tam jeszcze przede mną. No i pojawił się zgrzyt. Monter stwierdził że to ja powinienem kupić i zamontować bezpieczniki w skrzynce zk3, ja upierałem się że to skrzynka energetyki i tam się niczego nie dotykam. Może ktoś z szacownych kolegów i koleżanek wyjaśni mi jak to faktycznie powinno być? Aby nie tracić czasu, chwilowo ustąpiłem i pojechałem kupić te bezpieczniki, wszak bardziej zależało mi na tym wreszcie mieć prąd. I stała się jasność, mam już swój prąd na budowie. Można wreszcie odpalić betoniarkę, teraz praca powinna pójść dużo szybciej. Faktycznie, gdy wróciłem na budowę po pracy, stała już większość ścianek fundamentowych. Okazało się jednak że majster źle wyliczył ilość bloczków i brakło około 120 sztuk, zamówiłem na sobotę z samego rana, mają też powoli zacząć zwozić piasek do zasypywania fundamentów. Na poniedziałek umówiłem się na rozprowadzenie kanalizacji pod podłogą, no i jak dobrze pójdzie to w przyszłym tygodniu skończą temat fundamentów i wyleją szlichtę betonową.

maksiu

Dziennik Maksia

25 kwietnia 2003

 

Gdy przyjechałem na budowę koło godziny 11 mało nie dostałem zawału serca. Ścianki fundamentowe biegnące równolegle do drogi, stały asymetrycznie na ławach, natomiast te prostopadłe do drogi stały dokładnie tak jak powinny. Szybki telefon do kierownika, 20 minut później kierownik czerwienił się już ze wstydu. „Jak do tego doszło, jak to możliwe”, ja nie wiem, to on odpowiadał za wyznaczenie zarówno ław jak i narożników. Okazało się że wymurowane ścianki fundamentowe mają dokładnie takie wymiary, jak powinny mieć, a to ławy są za krótkie. Jak stwierdził kierownik, na tych ławach mógłby spokojnie stanąć budynek z czterema kondygnacjami, ale on poczuwa się do winy i zaraz wymyśli z majstrem jak ten defekt usunąć. Stanęło na tym, że dwie nieszczęsne ławy zostaną poszerzone o brakujące 20 cm, dozbrojone i zalane betonem na koszt kierownika, a co taki wredny jestem!.

A że byłem już dostatecznie naładowany energią mogącą kruszyć mury, pojechałem od razu do energetyki wykłócić się o swój prąd, a właściwie o jego brak. Widać musiałem być naprawdę groźny, albowiem po wykonaniu telefonu do montera, pani z stwierdziła że już wyjeżdżają. Faktycznie, byli tam jeszcze przede mną. No i pojawił się zgrzyt. Monter stwierdził że to ja powinienem kupić i zamontować bezpieczniki w skrzynce zk3, ja upierałem się że to skrzynka energetyki i tam się niczego nie dotykam. Może ktoś z szacownych kolegów i koleżanek wyjaśni mi jak to faktycznie powinno być? Aby nie tracić czasu, chwilowo ustąpiłem i pojechałem kupić te bezpieczniki, wszak bardziej zależało mi na tym wreszcie mieć prąd. I stała się jasność, mam już swój prąd na budowie. Można wreszcie odpalić betoniarkę, teraz praca powinna pójść dużo szybciej. Faktycznie, gdy wróciłem na budowę po pracy, stała już większość ścianek fundamentowych. Okazało się jednak że majster źle wyliczył ilość bloczków i brakło około 120 sztuk, zamówiłem na sobotę z samego rana, mają też powoli zacząć zwozić piasek do zasypywania fundamentów. Na poniedziałek umówiłem się na rozprowadzenie kanalizacji pod podłogą, no i jak dobrze pójdzie to w przyszłym tygodniu skończą temat fundamentów i wyleją szlichtę betonową.

maksiu

Dziennik Maksia

23 kwietnia 2003

 

 


Godzina 8 rano, na budowie stawił się kierownik, celem odebrania zbrojenia, Okazało się zrobione solidnie. Czekamy na pierwsza gruszkę z betonem, wreszcie o 9.10 rozległo się radosne: „jedzieeeeeeeeeeeeeeeee!!!”. No to lejemy panowie... 9 m3 betonu poszło błyskawicznie. No dobra, czekamy na drugą gruszkę. Tymczasem wyraźnie posunęła się do przodu robota z przyłączem wodnym, wcinka zrobiona, zawór na razie zakręcony, rura pod drogą już leży, a chłopaki montują studzienkę wodomierzową. O ile dobrze pamiętam to mam chyba dokładnie taką samą jak Joasia i Jasiu, chyba że się mylę. W każdym razie sprawia porządne wrażenie, widać że swoje musi kosztować :). No dobrze, to niech tu sobie pracują, ja też wracam do pracy, przez te wszystkie dni miałem tylko jeden dzień urlopu, a reszta dni po prostu latam, trochę w pracy, trochę na budowie. Na razie wykazują w pracy dużo zrozumienia, dzięki chłopaki. Wpadłem na budowę koło 12, a tu dopiero opróżniają drugą gruszkę z betonem. Pan Władek, szef budowlańców przeliczył na kalkulatorze ile jeszcze potrzeba betonu, wyszło że 1m3 więcej niż zakładaliśmy na początku, na szczęście ze zmianą zamówienia nie ma problemu. Rozliczyłem się z kierowcą za dotychczas dostarczony beton i umówiłem się że resztę ureguluje następnego dnia, albowiem musiałem wracać do swojej pracy i trochę efektywnie popracować, wszak zebrało się trochę zaległości. Tak więc nie byłem obecny przy wylewaniu ostatniej gruszki z betonem, ale zaraz po pracy pojechałem zobaczyć jak wygląda mój hangar :). Nie było źle, przy okazji okazało się że mam już swoją wodę, proszę jaki ładny dzień, tyle nowości na budowie.

 

 

 


[ Ta wiadomość była edytowana przez: maksiu dnia 2003-04-27 07:56 ]

maksiu

Dziennik Maksia

24 kwietnia 2003

 

Ponieważ pogoda dopisuje, zatem majster w porozumieniu z kierownikiem postanowił że już dziś zaczynają stawiać ścianki z bloczków fundamentowych. O godzinie 9 pojawił się na budowie samochód z bloczkami, cementem, papą i askowilem. Samochód szybko i sprawie się rozładował, co prawda zareklamowałem dwa worki z cementem, ale przyjechały w to miejsce nowe wraz z drugim transportem bloczków. Okazało się że zapomniałem poprzedniego dnia zamówić piasku do murowania, ale szybko to naprawiłem i już po pół godzinie pojawiło się na budowie 12 ton piasku. Ponieważ musiałem szybko wracać do pracy, nie byłem obecny przy stawianiu narożników fundamentów, ale był za to obecny kierownik. Dlaczego o tym pisze, okaże się za chwile. Tego dnia dużo już nie zrobiono, albowiem nadal nie było prądu, na szczęście miał być już jutro, wiec już nie pojechałem oglądać budowy po pracy.

maksiu

Dziennik Maksia

23 kwietnia 2003

 

 


Godzina 8 rano, na budowie stawił się kierownik, celem odebrania zbrojenia, Okazało się zrobione solidnie. Czekamy na pierwsza gruszkę z betonem, wreszcie o 9.10 rozległo się radosne: „jedzieeeeeeeeeeeeeeeee!!!”. No to lejemy panowie... 9 m3 betonu poszło błyskawicznie. No dobra, czekamy na drugą gruszkę. Tymczasem wyraźnie posunęła się do przodu robota z przyłączem wodnym, wcinka zrobiona, zawór na razie zakręcony, rura pod drogą już leży, a chłopaki montują studzienkę wodomierzową. O ile dobrze pamiętam to mam chyba dokładnie taką samą jak Joasia i Jasiu, chyba że się mylę. W każdym razie sprawia porządne wrażenie, widać że swoje musi kosztować :). No dobrze, to niech tu sobie pracują, ja też wracam do pracy, przez te wszystkie dni miałem tylko jeden dzień urlopu, a reszta dni po prostu latam, trochę w pracy, trochę na budowie. Na razie wykazują w pracy dużo zrozumienia, dzięki chłopaki. Wpadłem na budowę koło 12, a tu dopiero opróżniają drugą gruszkę z betonem. Pan Władek, szef budowlańców przeliczył na kalkulatorze ile jeszcze potrzeba betonu, wyszło że 1m3 więcej niż zakładaliśmy na początku, na szczęście ze zmianą zamówienia nie ma problemu. Rozliczyłem się z kierowcą za dotychczas dostarczony beton i umówiłem się że resztę ureguluje następnego dnia, albowiem musiałem wracać do swojej pracy i trochę efektywnie popracować, wszak zebrało się trochę zaległości. Tak więc nie byłem obecny przy wylewaniu ostatniej gruszki z betonem, ale zaraz po pracy pojechałem zobaczyć jak wygląda mój hangar :). Nie było źle, przy okazji okazało się że mam już swoją wodę, proszę jaki ładny dzień, tyle nowości na budowie.

 

 

 


[ Ta wiadomość była edytowana przez: maksiu dnia 2003-04-27 07:56 ]

maksiu

Dziennik Maksia

24 kwietnia 2003

 

Ponieważ pogoda dopisuje, zatem majster w porozumieniu z kierownikiem postanowił że już dziś zaczynają stawiać ścianki z bloczków fundamentowych. O godzinie 9 pojawił się na budowie samochód z bloczkami, cementem, papą i askowilem. Samochód szybko i sprawie się rozładował, co prawda zareklamowałem dwa worki z cementem, ale przyjechały w to miejsce nowe wraz z drugim transportem bloczków. Okazało się że zapomniałem poprzedniego dnia zamówić piasku do murowania, ale szybko to naprawiłem i już po pół godzinie pojawiło się na budowie 12 ton piasku. Ponieważ musiałem szybko wracać do pracy, nie byłem obecny przy stawianiu narożników fundamentów, ale był za to obecny kierownik. Dlaczego o tym pisze, okaże się za chwile. Tego dnia dużo już nie zrobiono, albowiem nadal nie było prądu, na szczęście miał być już jutro, wiec już nie pojechałem oglądać budowy po pracy.

maksiu

Dziennik Maksia

22 kwietnia 2003

 

Święta, święta i po... Na szczęście udało się zebrać trochę pieniędzy dla banku, co prawda nie cała potrzebną kwotę, ale już naprawdę nie dużo brakuje. O 8 rano zajechałem na budowę, a chłopaki, się zbroją J. Na szczęście stali nikt nie podprowadził. Obejrzałem wykopy i coś mi nie pasowało, bo 5 minutach gapienia się w projekt olśnienie. Nie ma wykopu na słupek na którym opierają się schody!!!. Faktem jest że nie ma go na rysunku ław fundamentowy, ale jest na przekrojach architektonicznych, wszak projekt to całość, a nawet logika powinna moim budowlańcom podpowiedzieć że schody muszą się na czymś opierać. Było trochę kręcenia nosem, że już deskowanie zrobione i trzeba teraz kawałek rozebrać, ale jak postawiłem sprawę jasno, że to ich przeoczenie, a nie błąd na rysunku to przyjęli to do wiadomości i zabrali się za wykop pod ten słupek. Tymczasem pojawiła się ekipa od przyłącza wodnego, kopią, dłubią, oby do przodu. O przyłączu później. Zostałem plac budowy i poleciałem zamawiać materiały. Na czwartek zamówiłem 600 bloczków na fundament (2,3 zł/sztuka), cement 2 tony, 80 m2 papy (wiecie słynne 2 warstwy na lepiku J) i Askowil (to ten lepik). Jeszcze tylko mały wypad z wizytą do Szczecina do Thomas Beton. Szczerze mówiąc na planie miasta łatwiej było ich znaleźć niż w naturze, ale wasz dzielny inwestor jest twardy, a nie miendki (jak to mawiał jeden z bohaterów Big Brothera) i znalazł wytwórnie betonu. Zamówienie złożone, pierwsza grucha z betonem na budowie w środę o 9 rano. Wracając zajechałem ponownie na budowę, a tam zbrojenia przybywa z każdą chwilą, natomiast coś cienko posuwa się do przodu sprawa przyłącza wodnego. Dziś już tego nie skończą, ale obiecali że jutro już na 100% będzie własna woda.

maksiu

Dziennik Maksia

22 kwietnia 2003

 

Święta, święta i po... Na szczęście udało się zebrać trochę pieniędzy dla banku, co prawda nie cała potrzebną kwotę, ale już naprawdę nie dużo brakuje. O 8 rano zajechałem na budowę, a chłopaki, się zbroją J. Na szczęście stali nikt nie podprowadził. Obejrzałem wykopy i coś mi nie pasowało, bo 5 minutach gapienia się w projekt olśnienie. Nie ma wykopu na słupek na którym opierają się schody!!!. Faktem jest że nie ma go na rysunku ław fundamentowy, ale jest na przekrojach architektonicznych, wszak projekt to całość, a nawet logika powinna moim budowlańcom podpowiedzieć że schody muszą się na czymś opierać. Było trochę kręcenia nosem, że już deskowanie zrobione i trzeba teraz kawałek rozebrać, ale jak postawiłem sprawę jasno, że to ich przeoczenie, a nie błąd na rysunku to przyjęli to do wiadomości i zabrali się za wykop pod ten słupek. Tymczasem pojawiła się ekipa od przyłącza wodnego, kopią, dłubią, oby do przodu. O przyłączu później. Zostałem plac budowy i poleciałem zamawiać materiały. Na czwartek zamówiłem 600 bloczków na fundament (2,3 zł/sztuka), cement 2 tony, 80 m2 papy (wiecie słynne 2 warstwy na lepiku J) i Askowil (to ten lepik). Jeszcze tylko mały wypad z wizytą do Szczecina do Thomas Beton. Szczerze mówiąc na planie miasta łatwiej było ich znaleźć niż w naturze, ale wasz dzielny inwestor jest twardy, a nie miendki (jak to mawiał jeden z bohaterów Big Brothera) i znalazł wytwórnie betonu. Zamówienie złożone, pierwsza grucha z betonem na budowie w środę o 9 rano. Wracając zajechałem ponownie na budowę, a tam zbrojenia przybywa z każdą chwilą, natomiast coś cienko posuwa się do przodu sprawa przyłącza wodnego. Dziś już tego nie skończą, ale obiecali że jutro już na 100% będzie własna woda.

maksiu

Dziennik Maksia

18 kwietnia

 

Dzień rozpoczął się od biegania po hurtowniach stali z zapotrzebowaniem na zbrojenie fundamentów. Wreszcie stal została zakupiona, ale pojawił się problem z transportem, bo i ile drut wiązałkowy mogłem wrzucić do swojego samochodu o tyle, zwinięty fi6 na strzemiona nie chciał jechać moim samochodem, średnica zwoju 130 cm, średnica bagażnika 115cm. Wcześniej umówiłem się że stal fi10 i f12 przywiozą mi na budowę we wtorek z samego rana, ale zależało mi na teraz zależało mi na tym fi6, bo chłopaki chcieli już robić strzemiona. W trakcie załatwiana transportu dla tego nieszczęsnego fi6 częściowo (dlaczego częściowo, o tym za chwilę) mnie olśniło, po co jeździć dwa razy, niech mi dziś zawiozą wszystko stal.

Dlaczego napisałem że częściowo? Dlatego że jak już jechał samochód z dłużycą (pręty długości 12 m) to trzeba było zażyczyć sobie aby również i fi6 był w prostych prętach, a nie w zwoju, których trzeba było później prostować metodą drzewo-samochód. Następnym razem będę mądrzejszy. Po przyjeździe stali na plac budowy pojawił się kolejny problem, gdzie ją złożyć, wszak to piątek przed świętami Wielkiej Nocy i musi poleżeć aż do wtorku. Działka na razie nie ogrodzona, aby samochody z dużymi materiałami miały jak wjechać, generalnie nieduże materiały leżały u sąsiada na podwórku (25 metrów od budowy), ale stal bardzo niewygodnie było by tam najpierw wnieść, a później wynosi. Cóż podjęliśmy decyzję, a właściwie to ja podjąłem naciskany przez ekipę aby złożyć wzdłuż płotu sąsiada, a oni zobowiązali się ją ładnie powiązać i trochę przymaskować aby przeleżała do wtorku, wszak to około 800 kg potencjalnego złomu. Czas pokazał że jednak udało się stal dobrze zamaskować, bo nie zginał ani jeden pręt. Tego dnia ostatecznie dogadałem się z wykonawcą przyłącza wodnego, zrobi to we wtorek po świętach. Jeszcze tylko szybka wizyta w gminie, celem złożenia podania o zajęcie pasa drogowego, na szczęście udało się po znajomości załatwić sprawę od ręki, inna sprawa że miałem już z kompletem opinii przygotowany projekt zastępczej organizacji ruchu. Tak więc woda we wtorek, a co z prądem? W energetyce, bardzo chętnie by podpisali umowę i założyli licznik, ale nie mają od podwykonawcy protokołu odbioru wykonanego przyłącza, może po świętach. Ciągle nie rozwiązanym zostaje temat kredytu, na razie na fundament kasiorki powinno wystarczy, a potem pewnie przerwa. Trochę nie rozumiem logiki działania banku, klient sam pcha się do płacenia co miesiąc przez 20 lat po 500 zł z kawałkiem, a oni jeszcze kręcą nosem, rozumiem zabezpieczenia typu hipoteka itd., ale po co wymóg udokumentowania kompletnego zbilansowania kosztorysu? Tym bardziej że brakuje mi zaledwie 20 tys. co rozłożone na najbliższe planowane 3,5 roku budowy wcale nie straszy jakąś kosmiczną kwotą. Cóż święta przed nami, trzeba objechać rodzinę i pożyczyć na jakiś miesiąc trochę grosza, aby zadowolić bank.

maksiu

Dziennik Maksia

18 kwietnia

 

Dzień rozpoczął się od biegania po hurtowniach stali z zapotrzebowaniem na zbrojenie fundamentów. Wreszcie stal została zakupiona, ale pojawił się problem z transportem, bo i ile drut wiązałkowy mogłem wrzucić do swojego samochodu o tyle, zwinięty fi6 na strzemiona nie chciał jechać moim samochodem, średnica zwoju 130 cm, średnica bagażnika 115cm. Wcześniej umówiłem się że stal fi10 i f12 przywiozą mi na budowę we wtorek z samego rana, ale zależało mi na teraz zależało mi na tym fi6, bo chłopaki chcieli już robić strzemiona. W trakcie załatwiana transportu dla tego nieszczęsnego fi6 częściowo (dlaczego częściowo, o tym za chwilę) mnie olśniło, po co jeździć dwa razy, niech mi dziś zawiozą wszystko stal.

Dlaczego napisałem że częściowo? Dlatego że jak już jechał samochód z dłużycą (pręty długości 12 m) to trzeba było zażyczyć sobie aby również i fi6 był w prostych prętach, a nie w zwoju, których trzeba było później prostować metodą drzewo-samochód. Następnym razem będę mądrzejszy. Po przyjeździe stali na plac budowy pojawił się kolejny problem, gdzie ją złożyć, wszak to piątek przed świętami Wielkiej Nocy i musi poleżeć aż do wtorku. Działka na razie nie ogrodzona, aby samochody z dużymi materiałami miały jak wjechać, generalnie nieduże materiały leżały u sąsiada na podwórku (25 metrów od budowy), ale stal bardzo niewygodnie było by tam najpierw wnieść, a później wynosi. Cóż podjęliśmy decyzję, a właściwie to ja podjąłem naciskany przez ekipę aby złożyć wzdłuż płotu sąsiada, a oni zobowiązali się ją ładnie powiązać i trochę przymaskować aby przeleżała do wtorku, wszak to około 800 kg potencjalnego złomu. Czas pokazał że jednak udało się stal dobrze zamaskować, bo nie zginał ani jeden pręt. Tego dnia ostatecznie dogadałem się z wykonawcą przyłącza wodnego, zrobi to we wtorek po świętach. Jeszcze tylko szybka wizyta w gminie, celem złożenia podania o zajęcie pasa drogowego, na szczęście udało się po znajomości załatwić sprawę od ręki, inna sprawa że miałem już z kompletem opinii przygotowany projekt zastępczej organizacji ruchu. Tak więc woda we wtorek, a co z prądem? W energetyce, bardzo chętnie by podpisali umowę i założyli licznik, ale nie mają od podwykonawcy protokołu odbioru wykonanego przyłącza, może po świętach. Ciągle nie rozwiązanym zostaje temat kredytu, na razie na fundament kasiorki powinno wystarczy, a potem pewnie przerwa. Trochę nie rozumiem logiki działania banku, klient sam pcha się do płacenia co miesiąc przez 20 lat po 500 zł z kawałkiem, a oni jeszcze kręcą nosem, rozumiem zabezpieczenia typu hipoteka itd., ale po co wymóg udokumentowania kompletnego zbilansowania kosztorysu? Tym bardziej że brakuje mi zaledwie 20 tys. co rozłożone na najbliższe planowane 3,5 roku budowy wcale nie straszy jakąś kosmiczną kwotą. Cóż święta przed nami, trzeba objechać rodzinę i pożyczyć na jakiś miesiąc trochę grosza, aby zadowolić bank.

maksiu

Dziennik Maksia

17 kwietnia 2003

 

Tego dnia na plac budowy weszła ekipa. O godzinie 8 na placu budowy pojawił się kierownik budowy i wraz z ekipą rozpoczął wytyczanie narożników ław fundamentowych. Okazało się iż nie jest to wcale takie dziecinnie proste, inna sprawa że jak ktoś nie potrafi odczytać poprawnie wymiarów z rysunku to i są potem problemy. W zasadzie problem wynikał z tego że na rysunku architektonicznym z rzutem parteru omyłkowo odczytano wymiar ściany wraz z ociepleniem, zamiast bez niego (dziś zastanawiam się dlaczego nie użyto rysunku ław fundamentowych, tam były wymiary czarno na białym, bez dodawania i odejnowania). Po pierwszym wyznaczeniu narożników ław okazało się że wymiary boczne zgadzają dokładnie, ale za to przekątne różnią się aż o 10 cm. Szybka decyzja i zaczynamy wszystko od początku. W trakcie wyznaczanie pierwszego narożnika (punktem odniesienia był narożny słupek geodezyjny działki) okazało się że kołek do którego był przywiązany sznurek, wcale nie był wbity w osi krzyża na słupku, ale kompletnie z boku, no i mamy błąd 8 cm. Sprawdziliśmy wszystkie interesujące nas słupki i kołki, na szczęście reszta była opalikowana poprawnie. Kolejna próba wyznaczenia narożników budynku dała już lepszy wynik, wymiary boczne w porządku, za to przekątne znowu rozbieżność, tym razem 6 cm. Nie ustąpiłem, kazałem poprawić, wreszcie kolejna próba dała wynik satysfakcjonujący, rozbieżność na przekątnych 2 cm, co przy wyznaczaniu ław fundamentowych uznaliśmy za wynik do przyjęcia. Jak się okazało kilka dni później, trzeba było jednak jeszcze raz wszystko sprawdzić, ale do tego jeszcze wrócę. No dobrze, szef ekipy złożył zamówienie na materiały na dzień następny, a sam wraz ze swoimi ludźmi rozpoczął kopanie wykopu pod ławy. Gdy wróciłem na plac budowy po pracy, połowa ław była już wykopana. Okazało się że niezbędne będzie jednak częściowe deskowanie wykopu, ponieważ koparka wybrała ziemię za głęboko.

maksiu

Dziennik Maksia

17 kwietnia 2003

 

Tego dnia na plac budowy weszła ekipa. O godzinie 8 na placu budowy pojawił się kierownik budowy i wraz z ekipą rozpoczął wytyczanie narożników ław fundamentowych. Okazało się iż nie jest to wcale takie dziecinnie proste, inna sprawa że jak ktoś nie potrafi odczytać poprawnie wymiarów z rysunku to i są potem problemy. W zasadzie problem wynikał z tego że na rysunku architektonicznym z rzutem parteru omyłkowo odczytano wymiar ściany wraz z ociepleniem, zamiast bez niego (dziś zastanawiam się dlaczego nie użyto rysunku ław fundamentowych, tam były wymiary czarno na białym, bez dodawania i odejnowania). Po pierwszym wyznaczeniu narożników ław okazało się że wymiary boczne zgadzają dokładnie, ale za to przekątne różnią się aż o 10 cm. Szybka decyzja i zaczynamy wszystko od początku. W trakcie wyznaczanie pierwszego narożnika (punktem odniesienia był narożny słupek geodezyjny działki) okazało się że kołek do którego był przywiązany sznurek, wcale nie był wbity w osi krzyża na słupku, ale kompletnie z boku, no i mamy błąd 8 cm. Sprawdziliśmy wszystkie interesujące nas słupki i kołki, na szczęście reszta była opalikowana poprawnie. Kolejna próba wyznaczenia narożników budynku dała już lepszy wynik, wymiary boczne w porządku, za to przekątne znowu rozbieżność, tym razem 6 cm. Nie ustąpiłem, kazałem poprawić, wreszcie kolejna próba dała wynik satysfakcjonujący, rozbieżność na przekątnych 2 cm, co przy wyznaczaniu ław fundamentowych uznaliśmy za wynik do przyjęcia. Jak się okazało kilka dni później, trzeba było jednak jeszcze raz wszystko sprawdzić, ale do tego jeszcze wrócę. No dobrze, szef ekipy złożył zamówienie na materiały na dzień następny, a sam wraz ze swoimi ludźmi rozpoczął kopanie wykopu pod ławy. Gdy wróciłem na plac budowy po pracy, połowa ław była już wykopana. Okazało się że niezbędne będzie jednak częściowe deskowanie wykopu, ponieważ koparka wybrała ziemię za głęboko.

maksiu

Dziennik Maksia

14 kwietnia 2003 r

 

Długo czekaliśmy na to kiedy nadejdzie ten dzień, no i się doczekaliśmy. Z samego rana pognałem na naszą działkę, bo wiem na 7.30 byłem umówiony z operatorem koparki. Zajeżdżam, a tam... koparki, ani śladu, ale za to stoi samochód z energetyki, a panowie w zielonych kubraczkach kopią rowek pod przyłącze elektryczne i na słup. Koparka przyjechała po 15 minutach, wytłumaczyłem operatorowi co ma zrobić, a sam rozpocząłem negocjacje z ekipą od prądu na temat szafki pod licznik. Oczywiście szybko pojawiło się tradycyjne stwierdzenie „Jak się da, to się zrobi, w sumie możemy się dogadać”. No i się prawie dogadałem, ustaliliśmy stawkę i pognałem do hurtowni kupić wszystko co potrzebne, czyli szafka Pl 1.2 + fundamencik, trzy bezpieczniki S301 C25, 10 metrów kabla YKY 5x10, oczywiście najpierw do banku po pieniążki. Błyskawicznie załatwiłem wszystko i wróciłem na budowę. W międzyczasie koparkowy zdążył zdjąć całą warstwę z roślinnością i zrzucił wszystko na jedną pryzmę. W tym czasie energetycy zdążyli zjeść drugie śniadanie, po czym stwierdzili że za chwilę przyjedzie słup i będą go stawiać. Faktycznie po chwili przyjechał samochód ze słupami, nawet im to sprawie poszło, szybko poskręcali i postawili. Ale tego chyba było już za dużo jak dla nich, bo się zapakowali w samochód i pojechali sobie, a ja zostałem z samochodem załadowanym materiałem na wykonanie mojej szafki, z czego sam fundament swoje waży. Żeby go nie wozić, wywaliłem go z bagażnika i poleciałem załatwić jeszcze kilka spraw, z nadzieją że elektrycy jeszcze wrócą, a fundamentu mi nikt nie ukradnie. W tym czasie koparka cały czas pracowała, ale jak się okazało pojawiły się problemy, albowiem co chwila wychodził z ziemi jakiś kamień, a co gorsza, każdy kolejny większy od poprzedniego. No nic, trudno niech kopie dalej, a ja pomknąłem do miasta. Po 1,5 godziny wróciłem, i okazało się że pojawiła się nowa ekipa elektryków, no więc cała gadka od początku, no wiecie, że szafka, że fundament, że jakaś kasa się znajdzie, no i znowu ustaliłem cenę, jeszcze tylko pokazałem palcem gdzie ma stać szafka. Koparka cały czas ostro pracuje, momentami staje prawie dęba, ale nic to, widzę że facet się zawziął, więc tylko go jeszcze zdopingowałem do pracy. Ja nadal ganiam, bo jeszcze ostatnie kwestie trzeba było wyjaśnić z szefem ekipy która ma u mnie budować, umowa już prawie gotowa. Jeszcze tylko konfrontacja oko w oko, kierownik budowy kontra szef ekipy. Stanęło na moim, mój kierownik górą. Ekipa wchodzi na budowę w czwartek, czyli mam jeszcze dwa dni względnego spokoju. Kolejny powrót na budowę, a tu już szafki ZK i PL stoją podłączone, kabel przeciągnięty między słupami, słowem elektryczność coraz bliżej. Koparka, choć właściwie to taka spycharko-koparka, pracuje całą parą, coraz bliżej końca pracy. Elektrycy porobili wszystko co mieli do zrobienia, zainkasowali pieniążki za moją szafkę i pojechali. Nawet się nie obejrzałem, a tu zrobiła się już godzina 16, o kurcze to już ponad osiem godzin, nawet nie wiem kiedy to zleciało, wreszcie po kolejnych trzydziestu minutach wreszcie koniec pracy. Uffff to był naprawdę ciężki dzień, ale za to sporo udało się załatwić, kolejne takie wariactwo w czwartek, gdy na plac wejdzie ekipa, a potem we wtorek, gdy będą robić przyłącze wodne. Aby podsumować dzisiejszy dzień powiem tak: szaleństwo straszliwie, ale jaka radość, gdy z każdym ruchem koparki widać coraz więcej zmian, no i ten dreszczyk podniecenia. Oby tak dalej.

Fotki do obejrzenia od jutra na mojej stronie

maksiu

Dziennik Maksia

14 kwietnia 2003 r

 

Długo czekaliśmy na to kiedy nadejdzie ten dzień, no i się doczekaliśmy. Z samego rana pognałem na naszą działkę, bo wiem na 7.30 byłem umówiony z operatorem koparki. Zajeżdżam, a tam... koparki, ani śladu, ale za to stoi samochód z energetyki, a panowie w zielonych kubraczkach kopią rowek pod przyłącze elektryczne i na słup. Koparka przyjechała po 15 minutach, wytłumaczyłem operatorowi co ma zrobić, a sam rozpocząłem negocjacje z ekipą od prądu na temat szafki pod licznik. Oczywiście szybko pojawiło się tradycyjne stwierdzenie „Jak się da, to się zrobi, w sumie możemy się dogadać”. No i się prawie dogadałem, ustaliliśmy stawkę i pognałem do hurtowni kupić wszystko co potrzebne, czyli szafka Pl 1.2 + fundamencik, trzy bezpieczniki S301 C25, 10 metrów kabla YKY 5x10, oczywiście najpierw do banku po pieniążki. Błyskawicznie załatwiłem wszystko i wróciłem na budowę. W międzyczasie koparkowy zdążył zdjąć całą warstwę z roślinnością i zrzucił wszystko na jedną pryzmę. W tym czasie energetycy zdążyli zjeść drugie śniadanie, po czym stwierdzili że za chwilę przyjedzie słup i będą go stawiać. Faktycznie po chwili przyjechał samochód ze słupami, nawet im to sprawie poszło, szybko poskręcali i postawili. Ale tego chyba było już za dużo jak dla nich, bo się zapakowali w samochód i pojechali sobie, a ja zostałem z samochodem załadowanym materiałem na wykonanie mojej szafki, z czego sam fundament swoje waży. Żeby go nie wozić, wywaliłem go z bagażnika i poleciałem załatwić jeszcze kilka spraw, z nadzieją że elektrycy jeszcze wrócą, a fundamentu mi nikt nie ukradnie. W tym czasie koparka cały czas pracowała, ale jak się okazało pojawiły się problemy, albowiem co chwila wychodził z ziemi jakiś kamień, a co gorsza, każdy kolejny większy od poprzedniego. No nic, trudno niech kopie dalej, a ja pomknąłem do miasta. Po 1,5 godziny wróciłem, i okazało się że pojawiła się nowa ekipa elektryków, no więc cała gadka od początku, no wiecie, że szafka, że fundament, że jakaś kasa się znajdzie, no i znowu ustaliłem cenę, jeszcze tylko pokazałem palcem gdzie ma stać szafka. Koparka cały czas ostro pracuje, momentami staje prawie dęba, ale nic to, widzę że facet się zawziął, więc tylko go jeszcze zdopingowałem do pracy. Ja nadal ganiam, bo jeszcze ostatnie kwestie trzeba było wyjaśnić z szefem ekipy która ma u mnie budować, umowa już prawie gotowa. Jeszcze tylko konfrontacja oko w oko, kierownik budowy kontra szef ekipy. Stanęło na moim, mój kierownik górą. Ekipa wchodzi na budowę w czwartek, czyli mam jeszcze dwa dni względnego spokoju. Kolejny powrót na budowę, a tu już szafki ZK i PL stoją podłączone, kabel przeciągnięty między słupami, słowem elektryczność coraz bliżej. Koparka, choć właściwie to taka spycharko-koparka, pracuje całą parą, coraz bliżej końca pracy. Elektrycy porobili wszystko co mieli do zrobienia, zainkasowali pieniążki za moją szafkę i pojechali. Nawet się nie obejrzałem, a tu zrobiła się już godzina 16, o kurcze to już ponad osiem godzin, nawet nie wiem kiedy to zleciało, wreszcie po kolejnych trzydziestu minutach wreszcie koniec pracy. Uffff to był naprawdę ciężki dzień, ale za to sporo udało się załatwić, kolejne takie wariactwo w czwartek, gdy na plac wejdzie ekipa, a potem we wtorek, gdy będą robić przyłącze wodne. Aby podsumować dzisiejszy dzień powiem tak: szaleństwo straszliwie, ale jaka radość, gdy z każdym ruchem koparki widać coraz więcej zmian, no i ten dreszczyk podniecenia. Oby tak dalej.

Fotki do obejrzenia od jutra na mojej stronie

maksiu

Dziennik Maksia

Dziś kilka znaczących wydarzeń, przede wszystkich uprawomocniła się moja decyzja o pozwoleniu na budowe. Po drugie zgłosiłem rozpoczęcie robót, a co za ty idzie odebrałem dziennik budowy. Oficjalnie zaczynam z budową w następny poniedziałek tj. 14 kwietnia, choć korci mnie aby jeszcze w tym tygodniu dokładnie zniwelować teren. Ponadto muszę doszczegółowić temat z moją nową ekipą, albowiem stara w piątek zrezygnowała z pracy. W dalszym ciągu czekam na pozwolenie na wykonanie przyłącza wodnego, ponoć już zostało wystawione i wysłane, widać Poczta Polska nie wie że mi się śpieszy.
maksiu

Dziennik Maksia

Dziś kilka znaczących wydarzeń, przede wszystkich uprawomocniła się moja decyzja o pozwoleniu na budowe. Po drugie zgłosiłem rozpoczęcie robót, a co za ty idzie odebrałem dziennik budowy. Oficjalnie zaczynam z budową w następny poniedziałek tj. 14 kwietnia, choć korci mnie aby jeszcze w tym tygodniu dokładnie zniwelować teren. Ponadto muszę doszczegółowić temat z moją nową ekipą, albowiem stara w piątek zrezygnowała z pracy. W dalszym ciągu czekam na pozwolenie na wykonanie przyłącza wodnego, ponoć już zostało wystawione i wysłane, widać Poczta Polska nie wie że mi się śpieszy.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...