Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    382
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    428

Entries in this blog

maksiu

Dziennik Maksia

04.04.2003

 

 


Dziś był dziwny dzień, z jednej strony właśnie dziś uprawomocniło się moje pozwolenie na budowe, ponadto ugadałem się z kierownikiem budowy co do szczegółów, a chwile potem zadzwonił telefon od szefa ekipy która miała w przyszłym tygodniu zaczynać budowę, z informacją że sorry, ale oni rezygnują, bo znaleźli lepsza prace.

 


Wnioski z dnia dzisiejszego:

 


1. Co masz zrobić jutro zrób dzisiaj (umowe z budowlańcami miałem podpisać w poniedziałek)

 


2. Jeśli wszystko idzie jak we śnie to nie odbieraj telefonów :)

 


3. Pij mleko - będziesz wielki

 

 

 


[ Ta wiadomość była edytowana przez: maksiu dnia 2003-04-04 17:03 ]

maksiu

Dziennik Maksia

04.04.2003

 

 


Dziś był dziwny dzień, z jednej strony właśnie dziś uprawomocniło się moje pozwolenie na budowe, ponadto ugadałem się z kierownikiem budowy co do szczegółów, a chwile potem zadzwonił telefon od szefa ekipy która miała w przyszłym tygodniu zaczynać budowę, z informacją że sorry, ale oni rezygnują, bo znaleźli lepsza prace.

 


Wnioski z dnia dzisiejszego:

 


1. Co masz zrobić jutro zrób dzisiaj (umowe z budowlańcami miałem podpisać w poniedziałek)

 


2. Jeśli wszystko idzie jak we śnie to nie odbieraj telefonów :)

 


3. Pij mleko - będziesz wielki

 

 

 


[ Ta wiadomość była edytowana przez: maksiu dnia 2003-04-04 17:03 ]

maksiu

Dziennik Maksia

28 marca 2003r.

 

Odebrałem dziś projekt zastępczej organizacji ruchu, na czas prowadzenia wykopów pod wodociąg. Projekt jest już uzgodniony z policją, jeszcze tylko brakuje pieczątki zarządcy drogi, ale to już w poniedziałek

maksiu

Dziennik Maksia

28 marca 2003r.

 

Odebrałem dziś projekt zastępczej organizacji ruchu, na czas prowadzenia wykopów pod wodociąg. Projekt jest już uzgodniony z policją, jeszcze tylko brakuje pieczątki zarządcy drogi, ale to już w poniedziałek

maksiu

Dziennik Maksia

Marzec 2003

 

Nadchodzi wiosna, nareszcie puściły lody i to dosłownie, szybko zniknął lód z dróg. Pojechałem zobaczyć jak wygląda masz ziemia w czasie roztopów, a tu miłe zaskoczenie, nawet nie było błota, może w jednym czy dwóch miejscach troszkę grząsko, ale pozostała część działki naprawdę w dobrym stanie. No i znalazł się słupek graniczny, którego szukałem zimą. W starostwie leżą już papiery na pozwolenie na budowę, mam nadzieje że już niedługo dostanę upragniony papierek. W międzyczasie domawiam się w szczegółach z szefem ekipy budowlanej. W zasadzie to dwóch ekip, bo jedna będzie stawiać całą „murarkę”, a druga dach. Wiem że powinienem preferować ekipę robiącą od fundamentu po dach, ale akurat tym razem taki składak powinien wyjść mojemu domkowi na lepsze, niż by pierwsza ekipa robiła mi też dach. Byłem w banku, temat wiadomy – kredyt. Najpierw nie miałem zdolności kredytowej na kwotę którą chciałem pożyczyć, ale na to znalazł się sposób. Co najciekawsze to nawet podniosłem o 5 tys. wysokość kredytu i starczyło mi zdolności kredytowej. Długo zastanawialiśmy się z żoną, na temat waluty kredytu, zwyciężyło rozwiązanie – niewielkie ryzyko, poczucie stabilności – czyli po prostu frank szwajcarski. Na razie gromadzimy niezbędne dokumenty dla banku, poza tym pani z banku stwierdziła, że najlepiej byłoby gdyby na naszej działce cośkolwiek już było, wystarczy stan zero. Wtedy bank ma większą pewność że nie zdefraudujemy pieniędzy z kredytu na inne cele niż budowa. Jakaś logika w tym jest, na szczęście mamy za co zrobić stan zero, a nawet starczy na przyłącza.

maksiu

Dziennik Maksia

21 marca 2003

 

Pierwszy dzień kalendarzowej wiosny. Piątek. Tak to był naprawdę piękny dzień, tego bowiem dnia miałem w rękach przez jakieś dwie minuty pozwolenie na budowę, ale niestety musiałem zwrócić do poprawki. Na pozwoleniu zgadzało się niemal wszystko o co wystąpiliśmy, nie zgadzał się tylko odbiorca pozwolenia, czyli my z żoną. Muszę tu napisać jednak kilka miłych słów o pani inspektor ze starostwa, która to pozwolenie na budowę wystawiała. Naprawdę się przejęła zaistniałą sytuacją i w tempie ekspresowym (jak na urząd, wiem co pisze, sam pracuje w urzędzie, ale innym) poprawiła decyzję, załatwiła podpisy wszystkich wymaganych świętych na tym kwitku i już w poniedziałek 24 marca zadzwoniła do mnie żebym odebrał moje pozwolenie na budowę. Teraz musze poczekać dwa tygodnie na to aby pozwolenie się uprawomocniło. Specjalnie mi się nie śpieszy, aczkolwiek mógłbym już zacząć załatwiać przyłącza. Najzabawniejszy jest fakt, iż tego pozwolenia ma kto mi oprotestować, albowiem mam tylko trzech sąsiadów, ale za to jakich. Pierwszy z nich to gmina (działka z rowem melioracyjnym, słowem totalny nieużytek), drugi kobieta która nie żyje od kilku lat (chciałem załatwić zgodę na przysunięcie do granicy garażu, ale z w/w powodu temat okazał się nie do przeskoczenia) i wreszcie trzecim sąsiadem jest ... kto czytał uważnie co napisałem wcześnie już się pewnie domyśla, dokładnie – trzecim sąsiadem jesteśmy sami sobie.

maksiu

Dziennik Maksia

25 marca 2003

 

Komplet dokumentacji budowlanej pokserowany w trzech kopiach, oryginał zamknięty w szafce w domu. Zaczynam załatwiać przyłącza. Na pierwszy ogień poszła... woda. Od razu pierwszy sukces, okazało się że nie musze wnosić żadnej opłaty przyłączeniowej czy jak ją tam zwał (np. opłaty na rozwój sieci), jakby nie patrzeć to 600 zł w kieszeni. Zawiozłem do wodociągów ksero projektu części wodnej, albowiem wodociągi muszą wystawić oficjalne pozwolenie na to abym mógł rozpocząć wykonywać przyłącze. Mają przysłać stosowne pozwolenie pocztą w terminie dwóch tygodni. Na tym jednak nie koniec, wodociąg biegnie w ziemi po drugiej stronie drogi asfaltowej, ktoś kto miał podobną sytuację już się pewnie uśmiechnął pod nosem, bo wie co zaraz napisze. Droga co prawda asfaltowa, ale nie szersza niż ze 4 metry, natężenie ruchy może ze 2 samochody i jeden autobus na godzinę (oczywiście w godzinach szczytu, bo zdarzało się że przez kilka godzin poza autobusem nikt nie przejeżdżał), ale przepisy to przepisy. Tak więc muszę zwrócić się do zarządcy drogi, w tym wypadku jest to gmina, o zajęcia pasa drogowego na czas wykonywania robót, czyli kopania. A to znowu potrwa, urzędy pracują w cyklach dwu tygodniowych lub miesięcznych w zależności od konkretnej sprawy, moja na szczęście łapie się na cykl dwu tygodniowy, a jak mi obiecano to nawet na tygodniowy. Myliłby się kto myśląc że to już koniec przygód w związku z wykopem pod wodociąg, otóż do owego wniosku za zajęcie pasa drogowego trzeba dołączyć projekt zastępczej organizacji ruchu, uzgodniony, zatwierdzony i podbity zarówno przez policję jak i kierującego ruchem, w tym wypadku starostę, a konkretnie dyrektora zarządu dróg powiatowych. Dopiero z takim bardzo ważnym (im więcej pieczątek tym ważniejszy) dokumentem można się zgłosić do mojej gminy, tam jeszcze tylko należy wypełnić odpowiedni wniosek, no i oczywiście wnieść stosowną opłatę. Dopiero jak dostanę decyzję o zajęciu pasa drogowego, będę mógł wbić szpadel w poszukiwaniu wody. Tak czy siak projekt organizacji ruchu zamówiony, ma być jeszcze w tym tygodniu. Znajomy z wodociągów przegląda projekt i już grzeje łopatę. Na szczęście urządzenie typu kret nie będzie potrzebne, przebijemy się pod drogą stalową tudzież żeliwną rurą, w końcu to tylko 4 metry.

 

Cdn

maksiu

Dziennik Maksia

Marzec 2003

 

Nadchodzi wiosna, nareszcie puściły lody i to dosłownie, szybko zniknął lód z dróg. Pojechałem zobaczyć jak wygląda masz ziemia w czasie roztopów, a tu miłe zaskoczenie, nawet nie było błota, może w jednym czy dwóch miejscach troszkę grząsko, ale pozostała część działki naprawdę w dobrym stanie. No i znalazł się słupek graniczny, którego szukałem zimą. W starostwie leżą już papiery na pozwolenie na budowę, mam nadzieje że już niedługo dostanę upragniony papierek. W międzyczasie domawiam się w szczegółach z szefem ekipy budowlanej. W zasadzie to dwóch ekip, bo jedna będzie stawiać całą „murarkę”, a druga dach. Wiem że powinienem preferować ekipę robiącą od fundamentu po dach, ale akurat tym razem taki składak powinien wyjść mojemu domkowi na lepsze, niż by pierwsza ekipa robiła mi też dach. Byłem w banku, temat wiadomy – kredyt. Najpierw nie miałem zdolności kredytowej na kwotę którą chciałem pożyczyć, ale na to znalazł się sposób. Co najciekawsze to nawet podniosłem o 5 tys. wysokość kredytu i starczyło mi zdolności kredytowej. Długo zastanawialiśmy się z żoną, na temat waluty kredytu, zwyciężyło rozwiązanie – niewielkie ryzyko, poczucie stabilności – czyli po prostu frank szwajcarski. Na razie gromadzimy niezbędne dokumenty dla banku, poza tym pani z banku stwierdziła, że najlepiej byłoby gdyby na naszej działce cośkolwiek już było, wystarczy stan zero. Wtedy bank ma większą pewność że nie zdefraudujemy pieniędzy z kredytu na inne cele niż budowa. Jakaś logika w tym jest, na szczęście mamy za co zrobić stan zero, a nawet starczy na przyłącza.

maksiu

Dziennik Maksia

21 marca 2003

 

Pierwszy dzień kalendarzowej wiosny. Piątek. Tak to był naprawdę piękny dzień, tego bowiem dnia miałem w rękach przez jakieś dwie minuty pozwolenie na budowę, ale niestety musiałem zwrócić do poprawki. Na pozwoleniu zgadzało się niemal wszystko o co wystąpiliśmy, nie zgadzał się tylko odbiorca pozwolenia, czyli my z żoną. Muszę tu napisać jednak kilka miłych słów o pani inspektor ze starostwa, która to pozwolenie na budowę wystawiała. Naprawdę się przejęła zaistniałą sytuacją i w tempie ekspresowym (jak na urząd, wiem co pisze, sam pracuje w urzędzie, ale innym) poprawiła decyzję, załatwiła podpisy wszystkich wymaganych świętych na tym kwitku i już w poniedziałek 24 marca zadzwoniła do mnie żebym odebrał moje pozwolenie na budowę. Teraz musze poczekać dwa tygodnie na to aby pozwolenie się uprawomocniło. Specjalnie mi się nie śpieszy, aczkolwiek mógłbym już zacząć załatwiać przyłącza. Najzabawniejszy jest fakt, iż tego pozwolenia ma kto mi oprotestować, albowiem mam tylko trzech sąsiadów, ale za to jakich. Pierwszy z nich to gmina (działka z rowem melioracyjnym, słowem totalny nieużytek), drugi kobieta która nie żyje od kilku lat (chciałem załatwić zgodę na przysunięcie do granicy garażu, ale z w/w powodu temat okazał się nie do przeskoczenia) i wreszcie trzecim sąsiadem jest ... kto czytał uważnie co napisałem wcześnie już się pewnie domyśla, dokładnie – trzecim sąsiadem jesteśmy sami sobie.

maksiu

Dziennik Maksia

25 marca 2003

 

Komplet dokumentacji budowlanej pokserowany w trzech kopiach, oryginał zamknięty w szafce w domu. Zaczynam załatwiać przyłącza. Na pierwszy ogień poszła... woda. Od razu pierwszy sukces, okazało się że nie musze wnosić żadnej opłaty przyłączeniowej czy jak ją tam zwał (np. opłaty na rozwój sieci), jakby nie patrzeć to 600 zł w kieszeni. Zawiozłem do wodociągów ksero projektu części wodnej, albowiem wodociągi muszą wystawić oficjalne pozwolenie na to abym mógł rozpocząć wykonywać przyłącze. Mają przysłać stosowne pozwolenie pocztą w terminie dwóch tygodni. Na tym jednak nie koniec, wodociąg biegnie w ziemi po drugiej stronie drogi asfaltowej, ktoś kto miał podobną sytuację już się pewnie uśmiechnął pod nosem, bo wie co zaraz napisze. Droga co prawda asfaltowa, ale nie szersza niż ze 4 metry, natężenie ruchy może ze 2 samochody i jeden autobus na godzinę (oczywiście w godzinach szczytu, bo zdarzało się że przez kilka godzin poza autobusem nikt nie przejeżdżał), ale przepisy to przepisy. Tak więc muszę zwrócić się do zarządcy drogi, w tym wypadku jest to gmina, o zajęcia pasa drogowego na czas wykonywania robót, czyli kopania. A to znowu potrwa, urzędy pracują w cyklach dwu tygodniowych lub miesięcznych w zależności od konkretnej sprawy, moja na szczęście łapie się na cykl dwu tygodniowy, a jak mi obiecano to nawet na tygodniowy. Myliłby się kto myśląc że to już koniec przygód w związku z wykopem pod wodociąg, otóż do owego wniosku za zajęcie pasa drogowego trzeba dołączyć projekt zastępczej organizacji ruchu, uzgodniony, zatwierdzony i podbity zarówno przez policję jak i kierującego ruchem, w tym wypadku starostę, a konkretnie dyrektora zarządu dróg powiatowych. Dopiero z takim bardzo ważnym (im więcej pieczątek tym ważniejszy) dokumentem można się zgłosić do mojej gminy, tam jeszcze tylko należy wypełnić odpowiedni wniosek, no i oczywiście wnieść stosowną opłatę. Dopiero jak dostanę decyzję o zajęciu pasa drogowego, będę mógł wbić szpadel w poszukiwaniu wody. Tak czy siak projekt organizacji ruchu zamówiony, ma być jeszcze w tym tygodniu. Znajomy z wodociągów przegląda projekt i już grzeje łopatę. Na szczęście urządzenie typu kret nie będzie potrzebne, przebijemy się pod drogą stalową tudzież żeliwną rurą, w końcu to tylko 4 metry.

 

Cdn

maksiu

Dziennik Maksia

Październik 2002

 

Ani się obejrzeliśmy a już zrobił się październik Wystąpiliśmy o decyzje o warunkach zabudowy, oraz o warunki techniczne przyłączy – prądu i wody. Na razie nie mamy tylko takie media w okolicy, a konkretnie kilka metrów od granicy, ale miejscowość jest rozwojowa i w ciągu kilku najbliższych lat (2-3) na pewno będzie kanalizacja i prawdopodobnie gaz. Powoli kompletujemy dokumentację, architekt jest już po kilku konsultacjach, projekt zaczyna nabierać realnych kształtów, myślę że będzie dobrze. Dzięki uprzejmości sąsiada zrobiliśmy ostatecznie porządek z dzikim bzem, powyrywaliśmy korzenie ciągnikiem, nigdy nie sądziłem że taki niepozorny krzaczek może mieć taki system korzeniowy. Teraz nasz działka zaczyna przypominać miejsce nadające się pod budowę. Zostały co prawda małe ruinki w narożniku działki, stała tam kiedyś jakaś murowana z białej cegły obórka czy cos takiego, ale daliśmy sobie na razie z tym spokój, trochę gruzu na budowie się przyda.

 

Listopad-Grudzień 2002

 

Zrobiło się zimno, mokro, smutno i ogólnie nieciekawie. U nas obecnie prace wyłącznie projektowe, projekty przyłączy już prawie gotowe, uzgodnienia w trakcie, projekt domu też coraz bliższy ukończeniu, a my powoli zapadamy w sen zimowy. Najciekawsze jest to że jak spadł śnieg to nie mogłem na działce znaleźć jednego słupka geodezyjnego, jak się okazało wiosną jak śniegi puściły, szukałem o dwa metry za blisko. Pewnie ktoś się zdziwi, że zachciało mi się szukać słupków zimą, no cóż musiałem zrobić precyzyjne pomiary, trzeba było dokładnie zaplanować gdzie ma stać szafka z prądem, gdzie furtka, gdzie śmietnik czy też gdzie brama wjazdowa. Mierzyliśmy razem z architektem, w końcu plan zagospodarowania działki chciałem żeby był precyzyjny.

 

Styczeń-Luty 2003

 

Sen zimowy w pełni, no może nie całkiem, bo zaczął się wyścig w poszukiwaniu ekipy do stanu surowego, no i pogoń za materiałami. Ekipa została wybrana, materiały też, zasnąć już nie mogłem dalej, bo ciągle śni mi się budowa. Generalnie rodzina stwierdziła, że zapadłem na chorobę budowlaną. Nie wtajemniczonych informuje czym się to objawia: przed wszystkim notoryczne zmęczenie, niedosypianie w nocy, przeliczanie wszystkiego na bloczki BK, cegły czy kto co tam akurat potrzebuje, i dalej przyrośnięty do ręki kalkulator i oglądanie wszystkiego co ma choćby luźny związek z budową. Koledzy w pracy, stwierdzili że to i tak już przypadek beznadziejny, więc przestali reagować i machnęli ręką.

 

 

 

[ Ta wiadomość była edytowana przez: maksiu dnia 2003-03-27 21:14 ]

maksiu

Dziennik Maksia

Październik 2002

 

Ani się obejrzeliśmy a już zrobił się październik Wystąpiliśmy o decyzje o warunkach zabudowy, oraz o warunki techniczne przyłączy – prądu i wody. Na razie nie mamy tylko takie media w okolicy, a konkretnie kilka metrów od granicy, ale miejscowość jest rozwojowa i w ciągu kilku najbliższych lat (2-3) na pewno będzie kanalizacja i prawdopodobnie gaz. Powoli kompletujemy dokumentację, architekt jest już po kilku konsultacjach, projekt zaczyna nabierać realnych kształtów, myślę że będzie dobrze. Dzięki uprzejmości sąsiada zrobiliśmy ostatecznie porządek z dzikim bzem, powyrywaliśmy korzenie ciągnikiem, nigdy nie sądziłem że taki niepozorny krzaczek może mieć taki system korzeniowy. Teraz nasz działka zaczyna przypominać miejsce nadające się pod budowę. Zostały co prawda małe ruinki w narożniku działki, stała tam kiedyś jakaś murowana z białej cegły obórka czy cos takiego, ale daliśmy sobie na razie z tym spokój, trochę gruzu na budowie się przyda.

 

Listopad-Grudzień 2002

 

Zrobiło się zimno, mokro, smutno i ogólnie nieciekawie. U nas obecnie prace wyłącznie projektowe, projekty przyłączy już prawie gotowe, uzgodnienia w trakcie, projekt domu też coraz bliższy ukończeniu, a my powoli zapadamy w sen zimowy. Najciekawsze jest to że jak spadł śnieg to nie mogłem na działce znaleźć jednego słupka geodezyjnego, jak się okazało wiosną jak śniegi puściły, szukałem o dwa metry za blisko. Pewnie ktoś się zdziwi, że zachciało mi się szukać słupków zimą, no cóż musiałem zrobić precyzyjne pomiary, trzeba było dokładnie zaplanować gdzie ma stać szafka z prądem, gdzie furtka, gdzie śmietnik czy też gdzie brama wjazdowa. Mierzyliśmy razem z architektem, w końcu plan zagospodarowania działki chciałem żeby był precyzyjny.

 

Styczeń-Luty 2003

 

Sen zimowy w pełni, no może nie całkiem, bo zaczął się wyścig w poszukiwaniu ekipy do stanu surowego, no i pogoń za materiałami. Ekipa została wybrana, materiały też, zasnąć już nie mogłem dalej, bo ciągle śni mi się budowa. Generalnie rodzina stwierdziła, że zapadłem na chorobę budowlaną. Nie wtajemniczonych informuje czym się to objawia: przed wszystkim notoryczne zmęczenie, niedosypianie w nocy, przeliczanie wszystkiego na bloczki BK, cegły czy kto co tam akurat potrzebuje, i dalej przyrośnięty do ręki kalkulator i oglądanie wszystkiego co ma choćby luźny związek z budową. Koledzy w pracy, stwierdzili że to i tak już przypadek beznadziejny, więc przestali reagować i machnęli ręką.

 

 

 

[ Ta wiadomość była edytowana przez: maksiu dnia 2003-03-27 21:14 ]

maksiu

Dziennik Maksia

Maj 2002

 

Mieliśmy poukładane życie, mieszkanie, prace, słowem niemal idylla, a jak mówi przysłowie, wszystko co dobre szybko się kończy. A wszystko zaczęło się niewinne, chcieliśmy sprzedać mieszkanie żony, dołożyć trochę grosza i kupić mieszkanko bliżej obecnego miejsca zamieszkania. Na razie mieszkamy z moimi rodzicami, przestrzeni dużo, bo to domek typu kostka, ale jednak ciągnęło na swoje. Przełomowa okazała się rozmowa z teściem, który stwierdził, gdyby był na naszym miejscu to nie kupowałby mieszkania, ale budował dom. Jak stwierdził różnica w kosztach nie wielka, a wygoda mieszkania w domku ogromna. Tu akurat przyznałem mu racje, bo sam mieszkam w domku od 5 lat, wcześniej mieszkanie na osiedlu z wielkiej płyty i wiem jaka to różnica. No i od słowa do słowa wyszło na to że mamy szukać działki budowlanej. Na szczęście udało się dość sprawie, szybko i korzystnie sprzedać mieszkanie, co dawało możliwość swobodnego zakupu ziemi. Poszukiwania ziemi rozpoczęliśmy od objazdu wszystkich wiosek dookoła, niestety skutek był mizerny, raptem dwie działeczki, z czego jedna od razu odpadła, a druga też nie była tym czego oczekiwaliśmy. Jak to bywa w takich przypadkach, działka pojawiła się na horyzoncie zupełnie niespodziewanie. Znalazłem ogłoszenie, zadzwoniłem, umówiłem się na spotkanie, i obejrzałem działkę. Było to w zasadzie to o co nam chodziło, z jednym małym wyjątkiem, była trochę większa niż chcieliśmy. Po negocjacjach cenowych doszliśmy do wniosku, że najwyżej się ją podzieli na dwie i będziemy mieli drugą jako rezerwę finansową. Tak też zrobiliśmy, 14 maja 2002 roku podpisaliśmy umowę przedwstępną, a po sprawdzeniu wszystkich niezbędnych dokumentów (miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, księga wieczysta, ewidencja gruntów), 17 maja 2002 podpisaliśmy akt notarialny kupna naszej działki. Radości nie było końca, w końcu nie codziennie kupuje się ziemię, swój kawałek świata

 

Czerwiec 2002

 

Miesiąc minął głównie na nawiązywaniu kontaktów z ludnością tubylczą, czyli naszymi przyszłymi sąsiadami. Jak to w życiu, niektórzy są w porządku, a inni... sami wiecie. Jeden z sąsiadów trzymał na części naszej działki swoje maszyny rolnicze, ale jak się okazało to porządny człowiek i umówiłem się że jak będą przeszkadzać (te maszyny) to je zabierze, a w zamian ma od czasu do czasu popatrzeć co tam na naszej ziemi się dzieje. W czerwcu jak to w czerwcu, ruszyła roślinność i trzeba było, trochę ją popryskać chemikaliami.

maksiu

Dziennik Maksia

Lipiec 2002

 

Ruszyliśmy sprawę podziału działki, geodeta obiecał że do końca miesiąca sprawa zostanie załatwiona, jak się później okazało – nie dotrzymał słowa. A u nas sianokosy i pokrzywokosy w najlepsze, środek chemiczny niewiele pomógł, trochę tylko powiędło, więc przypuściliśmy drugi atak, tym razem środek dwa razy mocniejszy, pogoda bardzo dobra, ostre słońce, więc będzie lepszy efekt. Udało nam się po znajomości założyć księgę wieczystą dla naszej działeczki, nie ma jak układy i układziki.

 

Sierpień 2002

 

Pierwsza połowa miesiąca to karczowanie działki, tym razem chemikalia pomogły pokrzywki pousychały aż miło patrzeć. Robimy czystki, tniemy, wyrywamy, jak popadnie, działka zaczyna wyłaniać się spod gęstwiny zielska, zaczyna też pokazywać jak naprawdę wygląda ukształtowanie terenu. Przy okazji przydał się sąsiad (ten od maszyn), bo pousuwał nam całe wykarczowane zielsko, które poskładaliśmy w stogach (a co z tym zrobił sąsiad sami się domyślcie) Geodeta musiał zrobić wznowienie granic, bo nie było starych słupków i wyszło na to że mamy o 22 m2 więcej działki niż w papierach. Zaczęliśmy rozmawiać z architektem o projekcie domu, obejrzałem chyba wszystkie projekty jakie są w serwisie Nowy Dom na Onecie i w projekty w serwisie Muratora. Niestety żaden nie pasował nam dokładnie do tego co chcieliśmy. Zapadła się decyzja o projekcie indywidualnym, architekt zebrał nasz wymagania i oczekiwania i ... wyjechał na urlop.

 

Wrzesień 2002

 

Geodeta skończył prace, działka podzielona, gmina wydała decyzję zatwierdzającą podział, tak więc mamy teraz dwie działki. Złożyliśmy też do gminy podanie o wycinkę drzew, a konkretnie jednej dużej topoli i paru małych, jak się okazało na te małe nie trzeba było, ale trzeba było na krzewy bzu czarnego, miła pani inspektor od drzewek wszystko wyjaśniła, podanie poprawiłem na miejscu i po niespełna tygodniu już miałem w ręku pozwolenie na zrobienie porządku z drzewami. W tym miejscu chciałem wyjaśnić wszystkim ekologom, że ta topola naprawdę zagrażała zdrowiu i życiu ludzi przebywających na działce, obok niej stały już same kikuty (pnie bez korony) dwóch innych topól, które już wcześniej połamały się robiąc wiele szkód. A dziki bez też miał pecha, bo rósł w salonie i na tarasie. Ale spokojnie, wszystkiego nie wyciąłem, pozostał jeszcze jesion rosnący w rogu działki i 4 piękne lipy rosnące wzdłuż drogi. Poza tym jak już będzie stał dom to posadzę trochę roślinności, jakieś krzewy, może z jedno lub dwa drzewka.

maksiu

Dziennik Maksia

Maj 2002

 

Mieliśmy poukładane życie, mieszkanie, prace, słowem niemal idylla, a jak mówi przysłowie, wszystko co dobre szybko się kończy. A wszystko zaczęło się niewinne, chcieliśmy sprzedać mieszkanie żony, dołożyć trochę grosza i kupić mieszkanko bliżej obecnego miejsca zamieszkania. Na razie mieszkamy z moimi rodzicami, przestrzeni dużo, bo to domek typu kostka, ale jednak ciągnęło na swoje. Przełomowa okazała się rozmowa z teściem, który stwierdził, gdyby był na naszym miejscu to nie kupowałby mieszkania, ale budował dom. Jak stwierdził różnica w kosztach nie wielka, a wygoda mieszkania w domku ogromna. Tu akurat przyznałem mu racje, bo sam mieszkam w domku od 5 lat, wcześniej mieszkanie na osiedlu z wielkiej płyty i wiem jaka to różnica. No i od słowa do słowa wyszło na to że mamy szukać działki budowlanej. Na szczęście udało się dość sprawie, szybko i korzystnie sprzedać mieszkanie, co dawało możliwość swobodnego zakupu ziemi. Poszukiwania ziemi rozpoczęliśmy od objazdu wszystkich wiosek dookoła, niestety skutek był mizerny, raptem dwie działeczki, z czego jedna od razu odpadła, a druga też nie była tym czego oczekiwaliśmy. Jak to bywa w takich przypadkach, działka pojawiła się na horyzoncie zupełnie niespodziewanie. Znalazłem ogłoszenie, zadzwoniłem, umówiłem się na spotkanie, i obejrzałem działkę. Było to w zasadzie to o co nam chodziło, z jednym małym wyjątkiem, była trochę większa niż chcieliśmy. Po negocjacjach cenowych doszliśmy do wniosku, że najwyżej się ją podzieli na dwie i będziemy mieli drugą jako rezerwę finansową. Tak też zrobiliśmy, 14 maja 2002 roku podpisaliśmy umowę przedwstępną, a po sprawdzeniu wszystkich niezbędnych dokumentów (miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, księga wieczysta, ewidencja gruntów), 17 maja 2002 podpisaliśmy akt notarialny kupna naszej działki. Radości nie było końca, w końcu nie codziennie kupuje się ziemię, swój kawałek świata

 

Czerwiec 2002

 

Miesiąc minął głównie na nawiązywaniu kontaktów z ludnością tubylczą, czyli naszymi przyszłymi sąsiadami. Jak to w życiu, niektórzy są w porządku, a inni... sami wiecie. Jeden z sąsiadów trzymał na części naszej działki swoje maszyny rolnicze, ale jak się okazało to porządny człowiek i umówiłem się że jak będą przeszkadzać (te maszyny) to je zabierze, a w zamian ma od czasu do czasu popatrzeć co tam na naszej ziemi się dzieje. W czerwcu jak to w czerwcu, ruszyła roślinność i trzeba było, trochę ją popryskać chemikaliami.

maksiu

Dziennik Maksia

Lipiec 2002

 

Ruszyliśmy sprawę podziału działki, geodeta obiecał że do końca miesiąca sprawa zostanie załatwiona, jak się później okazało – nie dotrzymał słowa. A u nas sianokosy i pokrzywokosy w najlepsze, środek chemiczny niewiele pomógł, trochę tylko powiędło, więc przypuściliśmy drugi atak, tym razem środek dwa razy mocniejszy, pogoda bardzo dobra, ostre słońce, więc będzie lepszy efekt. Udało nam się po znajomości założyć księgę wieczystą dla naszej działeczki, nie ma jak układy i układziki.

 

Sierpień 2002

 

Pierwsza połowa miesiąca to karczowanie działki, tym razem chemikalia pomogły pokrzywki pousychały aż miło patrzeć. Robimy czystki, tniemy, wyrywamy, jak popadnie, działka zaczyna wyłaniać się spod gęstwiny zielska, zaczyna też pokazywać jak naprawdę wygląda ukształtowanie terenu. Przy okazji przydał się sąsiad (ten od maszyn), bo pousuwał nam całe wykarczowane zielsko, które poskładaliśmy w stogach (a co z tym zrobił sąsiad sami się domyślcie) Geodeta musiał zrobić wznowienie granic, bo nie było starych słupków i wyszło na to że mamy o 22 m2 więcej działki niż w papierach. Zaczęliśmy rozmawiać z architektem o projekcie domu, obejrzałem chyba wszystkie projekty jakie są w serwisie Nowy Dom na Onecie i w projekty w serwisie Muratora. Niestety żaden nie pasował nam dokładnie do tego co chcieliśmy. Zapadła się decyzja o projekcie indywidualnym, architekt zebrał nasz wymagania i oczekiwania i ... wyjechał na urlop.

 

Wrzesień 2002

 

Geodeta skończył prace, działka podzielona, gmina wydała decyzję zatwierdzającą podział, tak więc mamy teraz dwie działki. Złożyliśmy też do gminy podanie o wycinkę drzew, a konkretnie jednej dużej topoli i paru małych, jak się okazało na te małe nie trzeba było, ale trzeba było na krzewy bzu czarnego, miła pani inspektor od drzewek wszystko wyjaśniła, podanie poprawiłem na miejscu i po niespełna tygodniu już miałem w ręku pozwolenie na zrobienie porządku z drzewami. W tym miejscu chciałem wyjaśnić wszystkim ekologom, że ta topola naprawdę zagrażała zdrowiu i życiu ludzi przebywających na działce, obok niej stały już same kikuty (pnie bez korony) dwóch innych topól, które już wcześniej połamały się robiąc wiele szkód. A dziki bez też miał pecha, bo rósł w salonie i na tarasie. Ale spokojnie, wszystkiego nie wyciąłem, pozostał jeszcze jesion rosnący w rogu działki i 4 piękne lipy rosnące wzdłuż drogi. Poza tym jak już będzie stał dom to posadzę trochę roślinności, jakieś krzewy, może z jedno lub dwa drzewka.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...