08 wrzesień 2007
No i mamy pierwszą sobotę budowlaną po urlopie. Wymyśliłem sobie, że zajmę się rurami spustowymi od rynien. Podczas urlopu nie zdążyłem, a teraz jak instalator demoluje dom w środku, można na spokojnie zabrać się za te rynny. Na szczęście tym razem w hurtowni mieli wszystkie potrzebne elementy składowe systemu rynnowego. Zakupów dokonałem w piątek, żeby w sobotę można było od rana zabrać się za robotę. Mój samochodzik znowu przeistoczył się w wóz dostawczy, bo wiozłem m.in. rury które wystawały prawie metr z samochodu. Oczywiście wszystko dobrze zabezpieczone.
W sobotę rano okazało się, że zapomniałem jeszcze o łącznikach rur i musiałem pojechać jednak do hurtowni. W sumie to nawet było na rękę, bo z nieba rosiło mżawką. Gdy wróciłem już z całym towarem (w międzyczasie dostałem jeszcze telefon od instalatora, żebym kupił profile do górnej łazienki) na szczęście pogoda się odrobinkę poprawiła. Ponieważ nie miałem rusztowania, musiałem poradzić sobie inaczej, rozstawiłem kobyłki, na nie deski, a na deskach paczki styropianu. Wbrew może pozorom, było to bardzo stabilne rozwiązanie. Najwięcej czasu zajęło oczywiście zamontowanie pierwszej rury spustowej. Nigdy tego wcześniej nie robiłem, więc trzeba było obmyśleć jak to zrobić, aby było prosto i dobrze.
Najpierw wyznaczyłem więc środek rury, przeniosłem ten wymiar na ścianę i przy pomocy poziomicy wyznaczyłem pionową linię. Następnie wiertarka i wywiercenie dwóch otworów na uchwyty. Kolejna czynność to przykręcenie rury spustowej przy pomocy uchwytów do ściany, ale jeszcze nie na gotowo, ale tak aby można było tą rurę przesuwać góra-dół. Teraz najważniejsza część, trzeba było dopasować kolanka i wymierzyć jaki długi kawałek rury trzeba uciąć, aby połączyć elementy spustowy rynny z rurą która była zamocowa przy ścianie. W rzucie poziomym było to około pół metra, a pod kontem wychodziło oczywiście więcej. Gdy już znałem wymiar pozostało tylko uciąć rurę, złożyć wszystko ze sobą, dokręcić uchwyty i gotowe. Można było zabierać się za następny spust, a potem jeszcze dwa razy to samo. Nieco inaczej było przy daszku ganku. Tam odpadało cięcie rury łączącej rurę ze spustem. Tam wystarczyło złożyć ze sobą dwa kolanka, łącznik i rurę. Dwa otwory na uchwyty i było po sprawie. Oczywiście fajnie się tak pisze o tym wszystkim, w naturze było nieco gorzej, bo co chwilę zaczynało padać i trzeba było przerywać pracę.
Najgorsze było dopiero jednak przede mną. Już podczas montażu tych rur czułem, że coś mnie łamie w krzyżu, ale to taki jakby zmęczeniowy ból, więc go nieco zbagatelizowałem. Na koniec pracy posprzątałem po sobie, deski zaniosłem tam gdzie ich miejsce, styropian też. No i pojechałem do domu. Niby było wszystko w porządku, ale jak podjechałem pod bramę, to ... nie mogłem wysiąść z samochodu. Tak mnie okropnie zabolały te plecy, że nie mogłem ruszyć nogą. Chyba z piętnaście minut zajęło mi wydostanie się z samochodu, a tu trzeba było otworzyć bramę i garaż, wjechać do garażu i znowu wysiąść. W każdym razie poruszałem się jakbym grzybów szukał, z nosem przy ziemi, zgięty w pół. Sam nie wiem co to było, czy się przesiliłem, czy może przemarzły mi korzonki czy też coś innego. W niedziele było tylko odrobinkę lepiej. Trzeba się szybko postawić na nogi, bo w przyszłym tygodniu trzeba zabrać się za rozkładanie styropianu na podłogach.
A co poza tym, hmm instalacje układają się po woli. Pojawiła się reszta rurek. Przy okazji wymyśliłem, żeby w miejsce gdzie rurki c.o. krzyżują się z rurkami od odkurzacza centralnego położyć dodatkowo folie między rurkami. Czy to coś pomoże nie wiem, ale raczej nie zaszkodzi. Nadal nie wiem co z tym magnetyzerem, jakoś nikt z czytelników nie podzielił się doświadczeniami. No trudno.
link do zdjęć - http://212.244.189.200/index.php?id=08wrzesien2007" rel="external nofollow"> 08 wrzesień 2007