Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    52
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    83

Entries in this blog

Jolla

Dziennik budowy Jolli

cd.

 

W listopadzie 2005 zamówiliśmy projekt przez internet. Cały czas sprawy posuwały sie do przodu a my jakoś nigdy nie rozmawialiśmy o konkretach. Ponieważ jestem osobą, w której życiu coś sie dzieje, co raz mocniej nakrecałam się przyszłą budową

Jeszcze jesienią ogrodzilismy działkę , mamy bardzo fajnego sąsiada od którego kupilismy działkę nasze 831 m . Załatwił wszystko ponieważ jest często w domu i ma już jakieś doświadczenie, kupił siatkę, załwtwił ludzi do kopania, malowania słupków, całej roboty my tylko zapłaciliśmy 1000 zł za 60 m nowej siatki, dwa boki były już ogrodzone, tym sposobem nasza działeczka została ogrodzona ze wszystkich stron i to dosłownie nie mieliśmy na nią wstepu bo nie było furtki , w czasie podziału geodeta przesłał nam projekt podziału wraz z furtką , która znajdowała sie na jednym boku, który za akceptowaliśmy , ale coś tam pomieszał i przy podziale furtka została za ogrodzeniem , zimą i tak nie potrzebne nam było wejście.

 

Przez całą zimę śledziłam pilnie forum, czytała wszystkie posty , najbliższe memu sercu były oczywiście tematy dotyczące naszego domku Marysia, przez forum poznałam Rafała i Kasię , którzy budują lekko zmienioną wersję Marysi -Iskierkę na tej samej ulicy.Śledzę postępy Andrzejki i uczę się.

 

Na początku grudnia 2005 zaczęłam szukać telefonicznie geodety, trafiłam na drugą kobietę na swojej drodze budowy (pierwsza pani projektant)bardzo sympatyczna pani, zapytałam czy nie zna jakiegoś architekta , a ona poleciła mi kolejną panią , która zajeła się adaptacją projektu. Wszystko przebiegał sprawnie i w bardzo miłej admosferze. Pani architekt poleciła mi pania która zrobiła projekt zjazdu, załatwiła wszystkie formalności i oddała gotowe zezwolenie na budowę.

 

W tak zwanym między czasie zaczęłam szukać ekipy do budowy, nie było żadnych castingów, poprostu polecony wykonawca. Pierwsza rozmowa była przed świetami, wszystko zostało omówione, mielismy zapłacic określoną cenę za wykonanie stanu surowego otwartego tj. 120 tyś za robociznę i materiały , nic nas nie obchodziło. Pani architekt robiła adaptację, dokonaliśmy kilka zmian i poszerzenie o 0,5 m grażu i kotłowni.

 

3 stycznia mielismy podpisać umowę.Zjawił się wykonawca, ale pojawił się problem, do tej pory załatwiałam wszystko , wybór projektu, kupno ,sprawy w starostwie, znalezienie geodety, formalności z kupnem działki, znalezienie architekta, aż w końcu do podpisania umowy swoje trzy grosze dołożył mój mąż. Nie podobało się jemu, że wykonawca chciał w dniu podpisania zaliczkę na prawie 20 tyś , a nie chciał dać potwierdzenia, że materiały które kupujemy wcześniej sa naszą własnością, byliśmy przygotowani na zapłacenie tej zaliczki, ale mąż chciał potwierdzenie. Wykonawca powiedział że da potwierdzenie jak zaksięguja coś tam w składzie , na to mój mąż że wtydy da mu pieniądze , miało to trwać jakieś 2 tygodnie. Potem były teksty o braku zaufania ja starałam się łagodzić sytuację , bo nie chciało mi się nic szukac i taki układ mi odpowiedał, że my płacimy i nic nas nie obchodzi. Jednak po 1,5 godzin. rozmowy wykonawca się obraził i powiedział że w tej sytuacji nie podpiszemy umowy, że on ma dużo chętnych i rezygnuje.

Zostałam z niczym wsiekła na męża, ąle nie dawałam tego po sobie poznać, ochłonęłam, przemyślałam sprawę i zabrałam sie do szukania nowej ekipy . Czasu mało bo dobre ekipt i tanie miały już zaklepane terminy. Poprosiłam o pomoc naszą panią architekt, poleciła mi wykonawcę, z którym już pracowała i inwestorzy byli z niego zadowoleni. Umówiliśmy się na rozmowę w porównaniu do pierwszego wykonawcy, który przy każdym spotkaniu nadawał około 2 godzin pan wypadł kiepsko, przyszedł na 5 minut, wysłuchał zabrał projekt i już.

Poprosiłam o wycenę roboty i kosztorys na materiały, pan nic nie notował nic nie mówił.

Drugie spotkanie trwało też niewiele dłużej pan znów mało mówił podał cenę i poszedł.

Podzwoniłam po kilku wykonawcach, ale terminy były na jesień a ja chciałam jak najszybciej. Zdecydowaliśmy się na wykonawcę poleconego przez architekta, pan przyszedł z najkrótszą umową jaką widziałam

tak , krótką jak jego wizyty. Jedno zdanie , że wybuduje dom i podpisy. Pokazałam mu przygotowaną moją umowę przeczytał i zaakceptował, nie wpisywaliśmy jedynie daty rozpoczęcia i końca budowy. Ponieważ nie robimy żadnych planów , a tylko działamy na zasadzie rozpędu, nie mamy umówionych żadnych ekip na potem więc co ma byc to będzie i tak nie planowaliśmy przeprowadzki w tym roku. Musimy sie oswoić z myślą zmiany zamieszkania. Mamy gdzie mieszkać i to całkiem nie żle, 3 pokoje 64 m dla 3 osób i suni.

 

Umowę podpisalismy i zbiłam cene za wykonanie o 10 %.

Potem jeszcze kilka spraw papierkowych, koleżanka kolejna kobieta zrobiła nam projekt przyłącza wody, architektka poleciła nam panią kierownik budowy, fajnie pracuje się z kobietami, poza tym podeszłam do tego na takim luzie,że właściwie nie było wcale kłopotów i wszystko szło sprawnie i miło.

Jedyny mały problem w całym załatwianiu spraw to kabel wysokiego napięcia na naszej działce w ziemi. Otóż kupując dziłakę na mapkach widniał kabel WN z adnotacją nieczynny, do likwidacji przez ZE. Okazało się , że pani geodetka nie chciała zrobić bez tego kabla mapek do celów projektowych napis nie wystarczył. Chcielismy kabel usunąć , ale okazało się, że nie ma właściciela bo nie należy on do ZE tylko do zlikwidowanej kopalni piasku . Było trochę nerwów, ale pismo , od ZE że nie jest to ich własność i że jest to bez napięcia i że usuniemy to w trakcie budowy wystarczyło żeby dostać pozwolenie.

 

Wracając do naszego wykonawcy po podpisaniu umowy nie spotkaliśmy się więcej, jakaś krótka rozmowa przez telefon i tyle.

Czekaliśmy długo na upragniona wiosnę i.........

Jolla

Dziennik budowy Jolli

Początki są zawsze trudne

 

 


A więc ......Lepiej późno niż wcale

 


Długo zabierałam się do założenia dziennika, ciągle nie był to odpowiedni moment, a kiedy już nastąpił to nie było czasu.

 


Kilka lat temu wielu naszych sąsiadów kupiło działki z myślą o budowach, my wtedy nawet o tym nie marzyliśmy, ale kiedy oni rozpoczeli budowy zaczeliśmy myśleć o kupnie działki.

 


Zawsze mieszkaliśmy w bloku na jakimś osiedlu, nie myslałam,że może być inaczej, wszystko w zasięgu ręki sklepy, autobusy, punkty usługowe, rozrywka.

 


Nieśmiałe rozmowy na temat kupna działki zaczęłam z mężem jakieś 3 lata temu, złożyłam zlecenia w kilku biurach nieruchomości, ale długo nic nie mogliśmy znaleść, albo nie ta cena , albo nie ten metraż, brak dojazdu innego niż samochód, za głośno, za daleko i tak dalej. W końcu udało się znaleść to miejsce na ziemi gdzie jest cicho, blisko 9 km do centrum miasta, 7 km do pracy , wieś gdzie jest poczta, apteka , szkoła, bank, sklepy, 500m do autobusu miejskiego (zawsze boję się że jak zepsuje się auto to nie będę miała jak dojechać do pracy), który jeździ co 30 min. Wieś jak nie wieś do wjazdu na autostradę 4 km, do lasów 500 m.

 

 


Umowę przedwstępną zawarliśmy w grudniu 2004 roku. 6 miesięcy czekaliśmy na załatwienie formalności z wydzieleniem działki. Ostateczną umowę podpisaliśmy w maju 2005 roku. Mój mężuś nie myślał,że coś tam będziemy budować, bo właściwie nigdy o tym nie rozmawialiśmy, miała to być lokata. Jednak już za chwilę jak dostaliśmy wpis do księgi zaczęłam załatwiać wstępne warunki zabudowy i ogladać projekty. Nie jestem wyjątkiem obejrzałam chyba z 6000 tyś projektów, w między czasie tak niby siłą rozpędu załatwiałam inne formalności. Mąż myślał wcześniej o domku , ale takim do remontu, tych też obejrzeliśmy ładnych kilka ale zawsze coś mi sie w nim nie podobało i potrafiłam przkonać męża że to nie to, a poza tym trzeba będzie dużo włożyć w remont. Mój ślubny bał się formalności i papierków , więc objecałam, że wszystko biorę na siebie.

 

 


W październiku 2005 dostalismy wstepne warunki zabudowy, podpisalsmy umowę z ZE i Wodociągami.

 

 


Poszukiwania projektu ruszyły pełną para po moich prawie rocznych poszukiwaniach maż włączyl się również, mieliśmy określone założenia dom prosty w budowie, z garażem w bryle, salon połączony z kuchnią i nie wielki metraż , miał też być pokoik na dole, ale przy wymiarach , które założyliśmy że nie przekraczamy i przy wielkości salonu powyżej 30 m nie było nic.

 


Wybór padł na Marysię z horyzontu, było to zresztą ten projekt, który wybrałam w styczniu 2005 zaraz po podpisaniu umowy przedwstępnej.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...