Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    82
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    125

Entries in this blog

Mikrusek

Pan Cezary (bo tak nazywał się elektryk) sprawił dobre wrażenie-rozmowny, chętny do tłumaczenia, miły facet po prostu :)

 


Przyjechał do nas ostatecznie uzgodnić lokalizację przyłączą. Okazał się przedstawicielem jakiejś firmy z Ostrowa, podwykonawcy Energii. Ustaliliśmy co trzeba, pan pojechał my o sprawie zapomnieliśmy (może nie zupełnie :)).

 


Po paru dniach telefon- jak wygląda sprawa ze statusem naszego gruntu- czy mamy warunki zagospodarowania ? Trochę się zdziwiłem, ale pan Cezary tłumaczył, że gdybyśmy mieli warunki, to byłoby szybciej, bo tak to on musi o coś tam do gminy wystepować, a tak by nie musiał itp. Nie przejąłem się za bardzo- bo lada dzień warunki powinny być. Umówliśmy się, że jak tylko je dostanę, to natychmiast je mu wyślę.

 

 


Na tym oczekiwaniu czas minał do czerwca 2005 r. Wreszcie 30.06.2005r. odebrałem upragniony papier :)

 


Czymprędzej wysłalem go do pana Cezarego.

 


I tutaj nie wiem za bardzo co się zaczęło dziać, mam nadzieję, ze na tym wyjdę dobrze..Ale po kolei:

 


Elektryk obiecał, że ZK stanie w ciągu kilku tygodni. Nic, jeszcze nam się nie śpieszyło (budowę mieliśmy zacząć w wakacje 2005 r, ostatecznie-przez te papierki-przesunęliśmy termin na wiosnę 2006 r). We wrześniu telefon. Dzwoni Pan Cezary z prośbą: czy nie mógłbym napisać i wysłać mu pisma adresowanego do Energii z prośbą o przesunięcie terminu założenia ZK u mnie na 15 listopada (ze względu na przedłużające się formalności). Zacząłem coś podejrzewać, ale ostatecznie się zgodziłem - w piśmie była konkretna data, więc problemu być nie powinno.

 

 


CDN

Mikrusek

Nie wiem co było gorsze- sąsiedzkie imprezy, głośna muzyka, ciasne mieszkanie...ale decyzja o rozpoczęciu budowy coraz bardziej w nas dojrzewała...

 


Na jej drodze stały tradycyjne przeszkody...formalności...

 


Wiosną podsumowaliśmy co musimy jeszcze załatwić, żeby dostać pozwolenie na budowę.

 


- działka z aktem notarialnym - była

 


- warunki przyłączenia energii - były

 


- warunki przyłączenia wody - brak

 


- plan zagospodarowania/warunki zabudowy- brak

 

 


Najpoważniejszy wydał nam się punkt ostatni, od niego zaczęliśmy.

 


Zacząłem dowiadywać się, jak wygląda sprawa z uchwaleniem miejscowego planu zagospodarowania. I nie było różowo...Plan był, ale za każdym razem,kiedy przychodziło do jego uchwalania ktoś go oprotestowywał. Raz sprawa oparła się o NSA i tak w kółko..A przez to my dalej mieliśmy 20 arów pięknych rolnych nieużytków...

 


Pomyślelismy, pogłówkowaliśmy :) i wymyśliliśmy chyba najprostsze (jedyne ? ) wyjście z tej sytuacji: wystąpienie do gminy o ustalenie warunków zabudowy. Sąsiada z wybudowanym budynkiem mielismy, droga była, ziemia słaba (V kl)...Nie powinno być problemów...

 


Po skompletowaniu wszystkich mapek wniosek złozylismy...

 

 


Czas mijał...W oczekiwaniu nia warunki zabudowy postanowiłem dowiedzieć się co słychać w sprawie naszego złącza ZK.

 


Zadzwoniłem do Energii, powiedziałem o co mi chodzi, a Pan Elektryk na to: "na umowie jest data, do tego czasu zrobimy przyłącze". Niby OK, ale ta data mijała za dwa lata...A my chcieliśmy juz !!! Argumenty do Pana Elektryka nie trafiały..."jeżeli pan chce szybciej, to trzeba wystapić o warunki tymczasowe (?), my je wydamy, pan to zrobi na swój koszt i prąd będzie". Ech...

 


Trochę się zmartwiłem...Sam budować nie chciałem (koszty...), w ostateczności ostatnią deską ratunku pozostawał sąsiad.

 

 


Aż tu nagle- w maju chyba - ktoś dzwoni domofonem. Odbieram- a tu pan przedstawia się jako elektryk w sprawie mojego przyłącza.

 


Mojego zaskoczenia chyba nikt nie opisze (dwa miesiące temu prąd miałem mieć za dwa lata...:)).

 


Porozmawialiśmy i okazało się, że naprawdę zabierają się za podłączenie naszych działek :)

 


A jak to się działo- w następnym poście :)

Mikrusek

Decyzja o rozpoczęciu budowy powoli w nas dojrzwała (a może po prostu szykowaliśmy się finansowo ? :)). W każdym bądź razie na początku 2005 roku powędrowałem do EneriiPro porozmawiać o jakimś prądzie na naszych działeczkach :)

 


Sprawa okazała się w miarę prosta- oczywiście nie obyło sie bez stosu dokumentów, mapek itp. Po dwóch podejściach- wniosek został złożony :)

 


Dosyć szybko ( nie mam przy sobie dokumentów, a nie pamiętam dokładnie kiedy) dostałem warunki przyłączenia. Okazało się, że w naszym przypadku sprawa jest prosta-wystarczy wzdłuż granicy działki wykopać dziurę, w dziurze przeciąc kabel, podłączyć go do naszej szafeczki i zakopać- tak wygląda zrozumiałe tłumaczenie z kilku stron warunków przyłącznia

 


Uspokojony- decyzję odłożyłem na półkę.

 


I tak ponownie czas mijał...Nastała wiosna AD 2005.

Mikrusek

Nastał czas na rozmowy ze sprzedającym. Umówliśmy się na konkretny termin, ja zaopatrzyłem się w rekwizyt i pojechałem...

 


Na miejscu pierwsza wpadka...Pan Staszek jest po operacji wątroby, w związku z czym nastąpiły pewne komplikacje...w negocjacjach...:)

 

 


Nie było jednak tak źle- rekwizyt zupełnie się nie zmarnował :)

 

 


Negocjacje trwały i trwały...W końcu zakończyły się sukcesem- kupiliśmy dwie działki :), od ceny wyjściowej utargowałem parę procent :)

 

 


Później notariusz (przy nim najadłem się strachu...praktycznie w przeddzień podpisania aktu notarialnego pan Staszek wylądował w szpitalu..ze swoją wątrobą...może to nie fair, ale przed oczyma stanęły mi różne wizje, które miały wspólny mianownik: nie kupię działek...Na szczęscie na samo podpisanie mój sprzedawca ze szpitala się wydostał :)).

 


I tak szczęśliwie- 23 X 2003 r staliśmy się właścicielami działki(ek) o łącznej powierzchni 2054 m2 :)

 

 


Po tym etapie nastąpiła chwila oddechu :), która trwała do początku 2005 r.

 


, kiedy to nastąpiła kolejna mobilizacja :)

Mikrusek

Działka, którą sobie upatrzyliśmy była położona 9 km od naszego obecnego miejsca zamieszkania, w kierunku "za miastem".

 


Na pierwszy rzut oka - w porządku. Droga (hm...:)) jest, prąd też, jacyś ludzie w okolicy się budują- pewnie nie będzie źle.

 


Na drugi rzut oka poszły dokumenty w gminie-zwłaszcza interesował nas miejscowy plan zagospodarowania. Pojechaliśmy- okazało się, że to nie takie proste- Pani Urzędniczka nie była w stanie odczytać z map jaki status ma nasz kawałek pola...Trzeba wypełniać podanie i...to co najgorsze...czekać....

 


W końcu mieliśmy w ręku dokument- upatrzony teren był gruntem rolnym klasy V...

 


Nic to- czas na drugie podejście do urzędu...Pominę nasze zabiegi i rozmowy :) podam tylko fakty: planu zagospodarowania dla "naszego" fragmentu wsi nie ma, w ewidencji gminy grunty widnieją jako rolne. Trochę nas to zmartwiło...ale - w trakcie uchwalania jest nowy plan zagospodarowania, który obejmuje "naszą" działkę. Więc nie ma tego złego...:)

 


Ale...jak to dokładnie wygląda i jaki status ma nasza działka w tym nowym planie- nie dowiemy się od ręki...Za tydzień czy dwa plan będzie wyłożony do wglądu, wtedy można przyjechać i zobaczyć...

 

 


W domu krótka narada...Czekać na plan czy kupować "w ciemno", licząc że grunt docelowo będzie budowlany ?

 


Przeanalizowaliśmy fakty (obok ktoś się buduje, jest droga, prąd-grzechem byłoby zatrzymywać ten kawałek jako kolejny nieużytek. Ponadto- może ktoś nas uprzedzi i kupi prędzęj ?) Decyzja: kupujemy !

Mikrusek

Lato-jesień 2003

 


Rozpoczęliśmy szukanie. Wymagania były w miarę jasno sprecyzowane- działka ponad 1000 m2, w spokojnej okolicy, zdala od miasta, ruchu i innych udogodnien cywilizacji. Wiedzieliśmy również w jakiej okolicy chcemy mieszkać- były to północne okolice Wrocławia.

 


Oj, kilometrów zrobiliśmy sporo...Było oglądanie ogłoszeń, jazdy "w ciemno", rozlepianie ogłoszeń. Wreszcie jest !- działka jak marzenie: na skraju wsi, z dobrym dojazdem, okolica wyglądała na miłą, spokojną i sympatyczną. W odległości paru kilometrów majaczyły się drzewa oraz jakiś niebieski budynek. Ślicznie :) !

 


Byliśmy bardzo zainteresowani- wypytywaliśmy o szczegóły, zapytałem o ten niebieski budynek. Sprzedający wzruszył ramionami: "nie wiem, jakiś magazyn czy coś".

 


Uradowani wróciliśmy do naszego mieszkanka.

 


Na drugi dzień moją sprytniejszą połowę coś tknęło- zaczeła wczytywać się w materiały dostępne w sieci, a dotyczące gminy oraz perspektyw jej rozwoju (na szczęście Urząd Gminy stanął na wysokości zadania i stronka była niczego sobie). Co się okazało....?

 

 


Niebieski budyneczek to było wysypisko śmieci...W planach- gminne wysypisko śmieci...Uff, dzięki Ci Boże za dociekliwe kobiety :)

 

 


Kolejne dni mijały na objazdach, szukaniu, rozmowach, negocjacjach...Wreszcie- ogłoszenie w gazecie-o sprzedaży dwóch działek, cena wyglądała na w miarę atrakcyjną. Decyzja- jedziemy zobaczyć.

Mikrusek

Ponad pięc lat temu kupiliśmy nasze pierwsze mieszkanko. Czteropiętrowy blok, dwa pokoje, w miarę cicha (jak na miasto) okolica. Pamiętam naszą radość- wreszcie upragnione cztery kąty, własne- po całej plejadzie wcześniej wynajmowanych mieszkań. Później było malowanie, szykowanie,urządzanie i wreszcie zaczęliśmy mieszkać.

 


Po pierwsze euforii zaczęliśmy zauważać mankamenty...A to sąsiad z tarasu pod naszym balkonem postanowił pobalować do rana, a to córki sąsiadki zza ściany postanowiły przesłuchać nową płytę...Niby standardowe uroki mieszkania w bloku- ale może się starzeję... ? :)

 


W każdym razie zapadła decyzja o poszukiwaniu działki :)



×
×
  • Dodaj nową pozycję...