28 stycznia 2004
Minął prawie miesiąc od kiedy pisałam…..czyli już cały miesiąc mieszkamy.
Zleciało to szybciutko…..i chyba po tych wszystkich przeprowadzkach jakie do tej pory mieliśmy (w czasach studenckich co roku z akademika na wakacje i po wakacjach z powrotem, potem też jeszcze co najmniej z 4 razy)….samo wydarzenie przeprowadzki nie było jakimś wielkim wydarzeniem…..ale jeśli wziąć pod uwagę, że jest to pierwsze NASZE WŁASNE lokum to jest coś.
Na razie w fazie cały czas urządzania nie ma czasu na cos innego. Wkrótce myślę że może zacząć brakować nam naszych super sąsiadów, których mieliśmy do tej pory. Mieszkaliśmy w hotelu asystenta wiec życie potrafiło tam być barwne….czasem to takie trochę przedłużenie czasów studenckich. Do najbliższych sąsiadów mogliśmy chodzić na boso – mieszkali dokładnie naprzeciwko i trzeba było zrobić tylko jeden wielki krok.
Ale jak zacznie się robić ciepło, to znów będzie czas na ogród. Poza tym możemy teraz zaprosić więcej osób i jeszcze ulokować ich wszystkich do spania…..gdyby się przedłużyło….
Starsze dziecię czasem chodzi trochę zbuntowane, chyba najgorzej jej się przyzwyczaić do nowej sytuacji. My wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać, młodsze dziecię jeszcze nieświadome i może nawet nie będzie pamiętać wcześniejszego miejsca zamieszkania, a Karolina zostawiła koleżanki, ciężko jest tez nam na razie zgrać jej zajęcia dodatkowe z naszymi godzinami pracy …..mam nadzieję ze się powoli ułoży….
A teraz do konkretów.
Kuchnia – szafki są na dole, i na górze też 2 wylądowały – na razie. Brakuje okapu i jeszcze jakiejś małej, może narożnej szafki. Chciałabym aby wszystko było już na swoim miejscu, bo na dzień dzisiejszy to dużo rzeczy w kuchni nie ma jeszcze swojego miejsca – pewnie też dlatego że w spiżarni tez jest brak szafek, a część rzeczy chciałam tam umieścić.
Kuchenkę nową codziennie wieczorem czyszczę specjalnym płynem….ciekawe jak długo jeszcze będę miała na to ochotę. Małżonek się zdziwił, że TAKĄ kuchenkę też trzeba czyścić…..tak jakby ceramiczne się nie brudziły w ogóle…..
A i co odkryliśmy – lodówka bardzo głośno chodzi. Nadaje się do wymiany to wiedziałam, ale że tak głośno chodzi?? Odkryłam to dopiero teraz (kuchnia razem z salonem gdzie obecnie śpimy).
O, ze spaniem to tez fajnie było.
Zamieszkujemy teraz parter (wystąpiliśmy o pozwolenie na użytkowanie przed zakończeniem wszystkich robót budowlanych), czyli mamy do dyspozycji salon i 2 pokoje. Na początku miało być tak, że jeden pokój zajmuje córka, a w drugim my z Małym. Jednak okazało się że siostrzyczka braciszkowi wmówiła że jeden pokój jest jej a drugi jego. No i efekt był taki, że po umieszczeniu łóżeczka, szafek, wszystkich zabawek oraz całej naszej szafy ubraniowo-garderobianej, na nic innego nie ma miejsca !!
Zastanawialiśmy się jak to będzie, gdyż do tej pory Mały spał w jednym pokoju z nami. Otóż, przywiązanie do terenu pojawiło się bardzo szybko. W drugim dniu mieszkania mąż poszedł po coś do pokoju gdzie śpi syn, a on krzyczy z drugiego końca domu: Tato, co robisz w moim pokoju ????
I tym to sposobem trafilismy na stałe do salonu
Kominek – sprawuje się super ! Niestraszne nam były 15 stopniowe mrozy. Grzeje wodę i kaloryferki w wystarczającym stopniu – w domu w ciągu dnia utrzymujemy temperaturę ok. 20 stopni, w nocy nie spadło poniżej 18-19. Wieczorem ok. 23 ładujemy kominek na maxa i o 6 jest na tyle żaru że nie trzeba na nowo zapalać, tylko dołożyć drzewa.
Wczoraj za to się porobiło - podczas naszej nieobecności tak się nadymiło w całym domu, jakby na środku ktos rozpalił ognisko. Nie wiem skąd to się wzięło. Drzewo trochę mokre, ale takie było od samego początku, ciąg w kominie jest taki ze jak nie zamkniemy szybru, to wyrwało by to drewno chyba w całym kawałku.
Szambo – po niecałych 3 tygodniach mieszkania trzeba było wywieść szambo. Stało się to trochę wcześniej niż sądzilismy, ale fakt do tych 3 tygodni trzeba dołożyć jeszcze używanie kibelka od chwili jego podłączenia, czyli gdzieś od września. Kosztowało nas to 2x50 PLN, gdyż beczka była na 6m3, a nasze szambo ma 10m3 i gościu musiał zrobić 2 kursy.
Drzwi wewnętrzne – na ten temat będzie krótko – w dalszym ciągu brak. Żeby wejść do łazienki trzeba odchylić koc
Kotłownio-pralnio-suszarnia – tutaj dumnie rozpiera się piec, a za piecem plątanina rurek, pompy, wymiennik ciepła, jakiś zbiornik i takie tam różne cudeńka, które ostatecznie zapewniają ciepło w domku.
Zawisła tu też część szafek kuchennych ze starej kuchni – dzięki temu mam miejsce na różne chemiczno-kosmetyczne zapasy. Stoi tu pralka, a właściwie 2, bo przy przeprowadzce w piwnicy znalazła się nasza poczciwa stara pralka wirnikowa (mniejsza wersja Frani, czyli Światowid), która pamięta jeszcze czasy akademickie.
Spokojnie też można rozłożyć suszarkę. Miejsca jest dosyć.
Brakuje jeszcze zlewu, ale z tym się nie pali.
Przedsionek (wiatrołap) – wreszcie zamalowaliśmy cała zaprawę (rękoma mojej mamy) co ją było widać dookoła zamontowanych drzwi do garażu i kotłowni. Tutaj pomieszkują buty, niestety jeszcze bez szafki.
na dzisiaj to tyle...i tak dużo za dużo