Jezusie, Maryjo, Józefie Święty - jak spojrzałem na datę ostatniego postu to mnie zawstydziło aż.
Do pisanie jest trochę ale postaram się streścić wszystko, żeby nie wyszło z tego Quo vadis.
Około początku września prace zakończył płytkarz, popełniając po drodze kilka mniej lub bardziej irytujących wpadek wynikających z nieuwagi, nadmiernej pewności siebie lub bezmyślności.
Przy rozliczeniu próbował mnie przećwiczyć z ceną, ale zapłaciłem tyle ile mu powiedziałem, wzbudzając jego focha, bo znowu za płytki chciał skasować ok 60 PLN plus zabudowa spłuczki, plus półki, plus pińcet, plus dodatek za krzywe ściany, plus rozłąkowe, plus szkodliwe, plus.... echhhhh...
Generalnie rzecz biorąc nie dziwię mu się, bo żeby wyżyć pracując w takim tempie faktycznie trzeba wołać wysoką stawkę.
Na koniec okazało się, że jedna płytka w górnej łazience pękła na cięciu i trzeba ją wymienić - pan J. bardzo był nierad, bo fuga epoksydowa, bo znowu powrót do tej przeklętej łazienki. Tak czy owak musiał tam wrócić żeby poprawić spitoloną zabudowę wanny. Zrobił co musiał, ale już po zapłaceniu okazało się, że fuga na zabudowie a co gorsze przy tej jednej wymienianej płytce ma ciemniejszy kolor. Spojrzałem na faktury i na wiaderko - wszystko gra. Zapytany pan J. stwierdził, że poprzednio robił na raz połówkę wiaderka, a teraz zrobił z ćwiartki i może stąd różnica. Ma to poprawić, ale szczęśliwy jest z tego powodu niezmiernie.
Na początku września w końcu zamontowaliśmy POŚ. Sąsiad koparką zrobił dół, podsypaliśmy go jedynie cementem i wstawiliśmy zbiorniki. Po zalaniu wodą sprawdziłem poziomy i okazało się, że pierwszy zbiornik był niżej niż drugi (pewnie po zalaniu wodą siadło trochę podłoże). Cóż było robić, pompa dziarsko wypompowała zawartość i z krzyża wyciągnęliśmy zbiornik. Po skorygowaniu dna zbiornik wylądował na powrót w dole. Poziomy już ok.
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-09-05006.jpg
Rozpoczęliśmy akcję zasypywania. Sąsiad przyjechał koparką i łyżką przemieszał piasek z wykopu z cementem i takim szarym budulcem zasypaliśmy oczyszczalnię. Jeszcze na wierzch styrodur i wyrównanie terenu.
Po zakopaniu wygląda tak jakby ktoś zakopał stary parowóz
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-10-17005.jpg
Pan Leszek zrobił zabudowę schowka i garażu a zaraz potem pojawiła się brama garażowa.
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-10-17002.jpg
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-10-18004.jpg
Nareszcie około połowy października byliśmy gotowi żeby pan Marcin powiesił kaloryfery, zamontował zbiornik cwu i przygotował się do montażu kotłowni.
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-10-18006.jpg
Kocioł przy jechał chwilę później. Bardzo czekałem na ten moment, bo zbliżała się zima i bałem się o instalację.
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-10-31001.jpg
Za chwilę o dalszych zmaganiach z kotłem podczas pracy.
Równolegle z montażem kotłowni przyszli mistrzowie od ocieplenia. Początek był dobry, praca szła wartko. Rano przyjechałem zobaczyć postępy, bo umówiliśmy się, że siatka i klej idzie dopiero po odbiorze warstwy styropianowej. Wszystko cacy, szczeliny zapiankowane, okna obrobione, rozpoczęło się wiercenie pod kołki - zezwoliłem na dalsze prace na wschodniej ścianie.
Po kolejnych kontrolach zaczęły się schody: styropian nie podepchnięty pod krokwie, szczeliny zapiankowane na 0,5 cm tak, że wypadał po dotknięciu. Ale najbardziej mnie zalała krew, jak stojąc którejś niedzieli przed wschodnią ścianą zauważyłem pod klejem i siatką ślady kołków tylko w max 10 miejscach (tych, które nawiercili w mojej obecności przy pierwszym odbiorze). Gwoździem posprawdzałem łączenia płyt w miejscach gdzie nie widać było kołków. Jak się nietrudno domyślić, kołków ani widu, ani słychu. Pognałem do blaszaka sprawdzić ile jest kołków. I co? Z 800 zostało 20-30 szt. Z ciśnieniem 500/450 wetknąłem gwoździa w miejsca gdzie miały być te nieliczne kołki. Pudło - nie było ani jednego - zapchali wyfrezowane otwory styropianem i zakleili siatką. W krótkich męskich słowach poinformowałem pana, że w poniedziałęk o godz. 7.00 przyjeżdżam i zastaję na miejscu komplet kołków, a na temat jakości prac pogadamy osobiście. Główny majster wymówił się, że to jago pracownicy ukradli i odebrał im kołki i nie pracują już u niego. Akurat !!! Nie miałem jednak zdrowia na prowadzenie dochodzeń. Ważne, że w końcu nie dałem się wydymać. Niestety pod siatką znalazły się dwie ściany bez kołków. Na dużej ścianie pofrezowali otwory nacinając siatkę i kładąc dodatkową warstwę siatki i kleju. Na ścianie wejściowej pozaklejali kołki łatkami z siatki i prawdopodobnie będzie ich czekać w tym roku przed tynkiem siatkowanie i klejenie tej ściany. Inspekcje przeprowadzałem nawet o północy bo mnie krew zalewała.
W sumie przy odbiorze nie miałem zastrzeżeń co do końcowego efektu, ale na jednej ścianie jest spora nierówność, której gołym okiem nie widać, ale pod łatą wyszła. Wyceniliśmy to na 300 zł. Po ociepleniu domek wygląda tak:
Ściana wschodnia:
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-10-31003.jpg
Ściana wejściowa:
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-11-02001.jpg
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-11-07002.jpg
Ogród:
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-11-07006.jpg
i ściana zachodnia:
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-11-07001.jpg
Po zakończeniu prac przy ociepleniu zrobili jeszcze parapety zewnętrzne z podokienników ceramicznych. Okna nareszcie od zewnątrz były kompletne.
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-11-26002.jpg
Pod koniec listopada w końcu umówiłem dekarzy i instalatora na końcowy etap instalacji, tzn. wieszanie solarów. Poszło sprawnie i po kilku godzinach prace zakończono.
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-11-21001.jpg
Pozostało jeszcze napełnienie glikolem i wio... W słoneczne dni przy mrozach po 15 stopni w baniaku było ponad 30 stopni. Bardzo mi się to podoba
Teraz o kotle - ze względu na jego układ (komora spalania przed zbiornikiem paliwa) przewód od czopucha do komina jest dość długi - około 1,5 m. Podczas odpalania, po wstępnym zadymieniu całej okolicy i domu oczywiście piec zaczął się pocić. Pan Marcin powiedział, że to normalne i wkrótce ustanie. Miał rację, jednak po kilku dniach zastałem w naszej wspaniałej czystej kotłowni taki widok:
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2009-11-24003.jpg
Ściany, kocioł i podłoga zasyfione smołowatą mazią, która nie puściła po użyciu rozpuszczalników, po kilku konsultacjach postanowiłem zatrzymać kocioł i ocieplić przewód. Ocieplenie prowizoryczne z wełny 5 cm załatwiło sprawę.
Nagle zaczął się jednak pojawiać komunikat o przegrzaniu podajnika oraz dym w zasobniku. Kocioł nie ma zabezpieczenia wodnego przeciw cofnięciu się ognia, jedynie przy dużej temperaturze przepychają do komory spalania świeże, chłodne paliwo. Znowu telefony i forum - przegrzewa się na podtrzymaniu bo jest za duży ciąg. Można go zmniejszyć wstawiając w przewód kominowy regulator ciągu. Razem z trójnikiem i przesyłką to ponad trzy stówki.
Pozostał tylko problem cofającego się dymu. W końcu poradzono mi, żeby zamontować w końcu nawiew do kotłowni - przesuwałem to w czasie, aż w końcu to zrobiłem i od kilku dni spokój.
Przed świętami pan Leszek osadził parapety wewnątrz i zakończył gładzie w salonie, gabinecie i hallu dolnym i górnym. Myślałem, że to wystarczy, ale jednak tynki były tak spieprzone, że zdecydowałem się na usługi trolli od Secama. W kilka dni zakończyli prace, potem dwa razy przyjechali na poprawki i gładzie są w całym domu.
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2010-01-31003.jpg
No i w końcu drzwi wejściowe - po długim miętoleniu tematu i rozważaniach: drewno-blacha trafiliśmy na drzwi Art-Tom spod Oławy. Najpierw porozmawiałem z panią z działu sprzedaży, potem z firmą, która sprzedaje te drzwi a na końcu skontaktowałem się z właścicielem. Namówiłem go na upusty dla Grupy Wrocławskiej i sam dostałem drzwi w niezłej cenie.
Pozostaje tylko uzupełnienie styropianu wkoło drzwi i zrobienie prowizorycznego odbojnika, żeby nie wydrzeć drzwi z zawiasami.
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/2010-02-13001.jpg
Ostatnio pani Beata zaprojektowała nam kominek. Zmieniła się koncepcja. Już nie ma kozy, bo byłaby za blisko telewizorni. Wkład arysto narożny w skromnej, prostej zabudowie.
http://i33.photobucket.com/albums/d93/trabi-wrc/Budowa/KOMINEKITV.jpg
Casting ma wykonawcę wyłonił pana Andrzeja. Zdjęcia jego prac nastrajają optymistycznie, ale wolę na razie nic nie mówić.
Jak sobie tak patrzę, że większość mojego pisania to jakieś wpadki, miny i partactwa, to myślę sobie, że chyba jakoś ponadstandardowo nas trafia.
Aha - teraz wisienka na tort - w listopadzie dostałem zapalenia płuc i dość długo byłem na chorobie. W związku z chorobą i depresją pracowniczą miałem dość słaby czas. W zakupionym świeżo samochodzie zaczęło chrupać w półosi, w aucie żony pękła chłodnica i zagotowała silnik z wizją na gruuuubą naprawę wartą połowę wartości samochodu. W zasadzie bzdury, bo to tylko sprawa kasy, ale dobijało mnie to strasznie. Po drodze wydarzyło się kilka mniej lub bardziej osłabiających epizodów, ale apogeum przyszło w pewien czwartek. Otóż pojechałem na budowę, żeby dostarczyć podokienniki, uzgodnić pewne sprawy z p. Leszkiem i doglądnąć zagrody. Umówiłem się z p. Leszkiem, że obmuruje mi wejście rury spalinowej przez ścianę do komina. Pan Leszek spytał, czy mam zaprawę do szamotu. Poszedłem więc do blaszaka pamiętając, że z komina zostało jeszcze wiaderko zaprawy. Zacząłem się rozglądać szukając zaprawy, a że w blaszaku rządzili ociepleniowcy to wszystko było poprzestawiane. Wszedłem, stanąłem pół kroku od wejścia, obróciłem się w lewo i dostrzegłem znajome wiaderko. Zrobiłem krok w jego kierunku.......... i dostrzegłem trzonek grabi pędzący w moją stronę. Nie zdążyłem nic zrobić. Zaokrąglona końcówka trzonka przysoliła mi prosto w oko. Myślałem, że się ocielę. Siadłem w sekundzie na ziemi i na ślepo zacząłem szukać czegoś zimnego. Po kilku chwilach, otworzyłem prawe oko i poszedłem przemyć oko. Spróbowałem je otworzyć i zobaczyłem wszystko na biało. Szlag, jeszcze to na dodatek. Nadszedł pan Leszek, zobaczył, że się trzymam za oko i pyta co się stało. Powiedział co i jak, a on na to: Hehe to tak jak w kreskówkach.
Trochę puściło mi ciśnienie. Za jakiś czas doszedłem do siebie i oprócz żałosnego wyglądu przez kilka dni nic się nie stało. Samochód żonki po wymianie chłodnicy okazał się cudem ocalony.
Na dodatek wyniki badań wskazały, że drugi pokój dziecięcy będzie miał lokatora (lub lokatorkę) Depresyjne stany prawie natychmiast prysły, przesunęliśmy sobie termin przeprowadzki na lato i teraz podchodzimy do tego na luzie.
Mam nadzieję, że mimo zakończenia finansów w najbliższej przyszłości będę miał wkrótce co pisać.
Pozdrav
- Czytaj więcej..
-
- 0 komentarzy
- 1 937 wyświetleń