Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    100
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    106

Entries in this blog

Anisia3

Nadal nie mam internetu w domu. I neostrady mieć nie będę. Z Tepsa jest cały cyrk. Najpierw mieli przenieść numer. Przyjechał monter i szukał puszki. Skoro od lat tam nie ma telefonu, a jest tylko linia, to nie wiem jak on sobie to wyobrażał, ale cóż. Nie znalazł. Po miesiącu zaproponowali nam łącze radiowe. Tylko po co mi łącze radiowe? Odmówiliśmy. MIja kolejny miesiąc i nic, oni dalej zastanawiają się nad naszym kablem. Aż któregoś pięknego dnia znów nie wytrzymałam i dzwonię do Tepsy. I cóż się okazało? Że zrezygnowaliśmy z telefonu. To jest instytucja, którą należałoby wystrzelić w kosmos. Do dziś czekam na odpowiedź na piśmie. Chociaż mija juz trezci tydzień.

 


Aktywowałam więc GPRS w Plusie, ale tez coś nie możemy sobie poradzić z nim.

 


A tak poza tym, to wróciłam do pracy. I jak można się było spodziewać, po tym jak tryz lata temu szef chciał mnie zwolnić tylko mu się nie udało, bo odwołałam się do sądu. Sprawy nie było, bo firma wycofała się z wypowiedzenia, więc teraz poddano mnie mobbingowi. A na dwa tygodnie przed powrotem do pracy, kiedy poinformowałam szefostwo, że wracam, powiedział mi naczelny, że chyba tylko po wymówienie. Trzy dni byłam już w pracy i trzy dni nie zostałam zauważona na zebraniu redakcji. Poza tym kierownictwo wysyłało mnie do domu. Oczywiście nie dając mi na piśmie, ze jestem zwolniona z obowiązku świadczenia pracy. Tak więc przez prawie 8 godzin z przerwą na jedzenie siedzę przy biurku. Jak długo to potrwa? Nie wiem. Zależy kiedy będą chcieli wręczyć mi wypowiedzenie i co w nim będzie. Zastanawiam się, czy odczekają miesiąc, żeby powołać się na to, że nic nie napisałam. Tyle, że nic nie mogę pisać. Kierownik po wyjściu od szefa wyraźnie to zaznaczył.

 


- Nic nie pisz, bo ja i tak będę musiał powiedzieć, że to jest złe.

 


A wczoraj to już myślałam, że z krzesła spadnę, jak na dzień dobry podszedł do mnie zastępca naczelnego i zapytał po co przychodzę do pracy. Jak go uświadomiłam, że dopóki nie dadzą mi na piśmie, ze jestem zwolniona z obowiązku świadczenia pracy, to sobie nie pójdę. Będę siedzieć i już. Coś mruknął pod nosem i poszedł. Nawet nie chce mi się domyślać, czy on naprawdę takich rzeczy nie wie, czy tylko mnie podpuszczał. A jak sobie pójdę, to dyscyplinarka. No cóż, pożyjemy, zobaczymy.

Anisia3

Pod górkę, czyli dziennik Anisi

Nie mogłam już wytrzymać, żeby czegoś nie napisać, chociaż nadal nie mam internetu w domu i teraz korzystam z niego u szwagra. Ale zdjęć nie będzie, bo wiadomo, nie mam mozliwości ich wkleić. Za to podziele sie swoimi wrażeniami z mieszkania w domku. Lepiej byłoby pisac na gorąco, ale póki jeszcze zupełnie nie zapomniałam co wtedy myślałam, to będzie dopiero dzisiaj.

 


A wprowadziliśmy się do własnego domku dwa dni po dziesiątej rocznicy ślubu. Prawie zdążyliśmy. Oczywiście zamieszkaliśmy na budowie. Nadal na niej mieszkamy, bo ciągle coś robimy. Ale w momencie przeprowadzki zrobiona była tylko nasza sypialnia i pokój Sary. Z łazienki korzystaliśmy i korzystamy nadal tej starej, ale już na dniach wchodzi nasz znajomy i zaczniemy powolutku robić łazienkę dla dzieci.

 


A jak było? Fantastycznie. Na dole kartony, cały salon w kartonach i kawałakach mebli. Tych które dało się rozłożyć. Na szczęście pogoda w momencie przeprowadzki dopisała i nie padało, więc nic nam nie zamokło. Panowie z firmy przeprowadzkowej uwinęli się migiem. Za to cały dzień wcześniej pakowaliśmy wszystko do kartonów. Właściwie to ja pakowałam, bo Tomek był w pracy i tylko porozkładał niektóre meble. W godiznie zero zabrał dzieci, moją mamę i psa na działkę, a ja pilnowałam znoszenia mebli i kartonów. Jako, że wejście nie było jeszcze przygpotowane, bo taras nie był ułozony to meble wnosili przez drzwi balkonowe. Żeby nie poniszczyli nam elewacji Tomek zbił tymczasowy płotek, utrudniający panom przechodzenie obok narożnika domu. Płotek stoi do dziś.

 


Był szampan i pizza na obiad. Przy stole w ogródku.

 


I pamietam pierwszy poranek we własnym domu. Obudziłam się i widzę niebo w jednym oknie. Patrzę w drugą stronę, a tam drugie okno - łazienkowe, bo nie mamy drzwi wewnętrznych. A tam, w tym drugim oknie też niebo. Piękne, błękitne i dyndające tuż przy oknie gałązki modrzewia sąsiadów. Poczułam się jak na wczasach nad morzem. Nie wiem dlaczego nad morzem, ale takie miałam wrażenie. Ten modrzew, który tak mnie wkurzał, bo strasznie śmieci, przestał mnie drażnić. Fajnie wygląda i przesiadują na nim ptaki i wiewiórki też tu zaglądają. Kiedyś wkleję takiego rudzielca siedzącego na tym modrzewiu. Igły i szyszki ze śmiecącego drzewa można przeżyć. Trochę sprzątania, chociaż nie wszędzie można sięgnąć szczotką, ale radość z ptasiego i wiewiórczego towarzystwa - bezcenna.

Anisia3

Mała przerwa w układaniu podłóg, bo... przyjechali górale z naszymi schodami.

 


Strach się bać

 


- to ulubione powiedzonko górala nr 1, który robił nam schody. Powtarzał je mniej więcej co dwie minuty. ale że chłopaki sympatyczne to jakoś dało się to wytrzymać.

 


Przyjechali we wtorek, na klatce schodowej u nas ma byc parkiet tak jak w salonbie, więc, żeby schody miały na czym stanąć musieliśmy zerwać się bladym świtem i na działkę układać parkiet. Jak chłopaki dotarli do Łodzi to parkietu było ułożone ze trzy rzędy. Dobrze, że przyjechali to jeszcze parę uwag nam dali (w końcu parkiet układaliśmy pierwszy raz).

 


Tak więc oni mierzyli i wycinali dziury w ścianach a mąż układał klepki. Żeby nie było, że ja nic nie robiłam. wybierałam odpowiednie klepki.

 


I po jakichś trzech godzinach zagęszczenie fachowców na metr kwadratowy sięgnęło zenitu. Na zdjęciu nie załapał się mąż.

 


Górale montują schody.

 

 


http://images28.fotosik.pl/52/f71e113d09751150.jpg

 


Pracowali solidnie. Noc spędzili na budowie. Jak przyjechałam na drugi dzień, to sprzątali po sobie. Moje piękne olejowane schody są. Jestem baaardzo zadowolona. Tym samym pięknie dziękuję Agduś, bo to od niej dostałam namiary na górala stolarza. Super.

 


Tu kawałek moich schodów, obecnie już przykrytych gustownymi dywanikami z kartonów i zawiniętymi folią.

 

 


http://images28.fotosik.pl/52/068c0a3763a2d71b.jpg

 


Lepsze zdjęcia wkleję, jak juz będę mogła zdjąć "dywaniki".

Anisia3

Dzisiaj wpis błyskawiczny i minimalistyczny. Przed nami długa droga. Jedziemy po dzieci, bo juz baaardzo za nimi tęskinimy. One za nami pewnie też. A jeszcze wymyslilam sobie, że po drodze zahaczymy o Tykocin. I może wypijemy kawkę z

 


Tolą. Nie wiem, jak nam sie to uda, bo ani samolotu, ani nawet helikoptera nie mamy, ale co tam.

 


Pierwsze trzy godziny pracy w naszej sypialni, przed przerwą na kawę.

 

 


http://images30.fotosik.pl/47/9a5eeababd6e08d0.jpg

 


I kilka godzin później. Prawdziwa podłoga, a nie beton. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności pochodzenia boso.

 

 


http://images28.fotosik.pl/46/8ef9f0faf9f103ca.jpg

Anisia3

Parę osób czeka na taras, a tymczasem deski leżą ciągle w odwrotnej pozycji i nie ma czego pokazywać. Za to dzisiaj będzie na tapecie... tapeta.

 


Pokój przed.

 


Ściana zagruntowana i schnie.

 

 


http://images23.fotosik.pl/45/c09aa959dafa2668.jpg

 


Stół do tapet przygotowany.

 

 


http://images25.fotosik.pl/45/d5a697b53d4d3168.jpg

 


I wreszcie o godz. 0.30. ściana prawie skończona.

 

 


http://images23.fotosik.pl/45/7c11c2c7bad0dd4e.jpg

 


A teraz do roboty... znowu.

Anisia3

Pisałam ostatnio o panu z Knaufa, który miał do nas przyjechać. Oczywiście przyjechał i... nic nie zobaczył, bo tynk, który reklamowaliśmy już dawno przykryty prawdziwym goldbandem. Ale pogadalismy sobie, powiedział nam parę ciekawostek. Jedną anegdotę aż przytoczę tutaj.

 


Jak to w Knaufie reklamacje uznawali

 


Jakiś klient kupił kilkanaście płyt k-g i przed montażem... rozpakował je zdzierając papier przyklejony z tyłu. W Knaufie o mało nie umarli ze śmiechu i chociaż na papierze reklamacja nie była uznana, to facet dostał nowe płyty. Właśnie za to, że się tak ubawili.

 


A u nas - pomalutku jakoś idzie. Niestety, pomalutku, bo robimy wszystko sami, we dwoje z Tomisiem.

 


Ręce bolą strasznie. Wczoraj pomalowalam naszą sypialnię. Sama! Tomek zajął się przykręcaniem legarów w korytarzyku na górze, a ja za pędzel. Właściwie to za wałek, bo pędzlem to tylko przy oknach wywijałam. Jedna warstwa farby już jest na ścianach. Jako drążek teleskopowy do wałka świetnie spisuje się kij od mopa. Dzisiaj nasza sypialnia wzbogaciła się również o legary, bo wszystkie leżą w korytarzyku i nie można się ruszyć. Musimy więc jakoś je rozparcelować po pokojach. Do tego ponosiłam trochę wiader z gruzem i piaskiem i rano nie mogłam się ruszać. Ale część opaski wokół domu jest zrobiona. Przynajmniej zasypane fundamenty, które nie były po ociepleniu wysmarowane dysperbitem.

 


Sypialnia nabiera kolorów, a póki nie nabierze, to wkleję zdjęcia czegoś zupełnie innego.

 


Nasz biedny świerczek, który poważnie ucierpiał w czasie budowy, bo jedna ekipa nadłamała czubek, ale jakoś go przykleili i rósł. Niestety, kolejna ekipa od ociepleń zlamała ten czubek całkowicie. Na dodatek drzewko rosło trochę za blisko domu. Może bardziej za blisko schodów, których jeszcze nie ma. I musieliśmy go przestawić. Mam nadzieję, że się przyjmie. W końcu przesadzaliśmy go w moje imieniny. Tu już w nowym miejscu.

 

 


http://images30.fotosik.pl/41/3566fa462a43fef6.jpg

 


Nawet widać miejsce, gdzie rósł do tej pory. To ta czarna plama na lewo od niego. Teraz stała się ulubionym miejscem naszego psa. Uwala się tam co trochę.

 


W tle za świerkiem ułożone na dwuteownikach legary pod tarasik. I Tomisio, który wprawdzie nie należy do miłośników ekwilibrystyki, a tu musiał się wykazać.

 

 


http://images30.fotosik.pl/41/e0a5aa2f9db42a20.jpg

 


Szkoda nam było desek przykręcać do legarów, bo jeszcze troche brudnych robót w środku. Dlatego na razie deski leżą tylko na legarach. Na dodatek odwrócone do góry nogami, żeby na nie nie nadeptać.

Anisia3

Myślalam, że dzisiaj będzie już zrobiony tarasik przed wejściem, a tu figa z makiem. Zawsze tak jest, że z jakąś bzdurą schodzi tyle czasu, że na to co się zaplanowało już go nie wystarcza. Z powodu głupiej deski, którą przymocowaliśmy pod metalowym progiem, żeby tam nie było szczeliny, nie udało sie ułożyć tarasu. Kiedy Tomisio walczył na górze z wyrównywaniem tynku na ścianie ułożyłam legary na dwuteownikach. Niestety, jeszcze nie przykręcone. Może dzisiaj wieczorem przykręcimy. A póki co taki oto widok mamy otwierając od środka drzwi wejściowe.

 

 


http://images29.fotosik.pl/36/0bb4e3e661b07da1.jpg

 


Trzeba się troszkę pogimnastykować, żeby dostać się do domu i żeby z niego wyjść też. Tak mi przyszło do głowy, że to dobre zabezpieczenie przed złodziejami. Nie sposób uciekać szybko np. trzymając telewizor. No chyba, że ktoś jest kaskaderem.

 


Na jutro zapowiedział się do nas pan z Knaufa. Reklamowałam tynk Goldband, kupiony w Leroyu. Otworzyliśmy worek i okazało się, że jest szary. Na dodatek malutki kawałek odpadł od ściany, ale to akurat mogła być nasza wina, bo mąż dobijał przez deskę puszkę z kablami. A tynk był jeszcze mokry. Tak więc zabrałam całe półtora worka, które dokupowaliśmy i reklamowałam. Sprzedawca jeszcze usiłował mi wmawiać, że goldband jest szary. Gdyby nie to, że już z tona tego tynku jest u mnie na ścianach, to może bym mu uwierzyła. W każdym bądź razie kasę oddali bez problemu, nawet za ten otwarty worek. Ale za to pan z Knaufa chce koniecznie zobaczyć powód naszej reklamacji. A niech ogląda, co mi tam. Nie wiem, czy dopatrzy sie czegokolwiek, bo już ten szary został przykryty prawdziwym goldbandem. Wydaje mi się, że pomyliły im się po prostu worki i maszynowy, który jest szary, wpakowali do worków z goldbandem. Właściwie nic się nie powinno dziać, ale niby dlaczego mam płacić jak za goldbanda skoro maszynowy tynk Knaufa jest tańszy o około 7 zł za worek?

Anisia3

Wczoraj pogoda pokrzyżowała mi szyki. Miałam skończyć malować deski na taras, ale co wyszłam z pędzlem to zaczynało padać. Jak sie schowałam to deszcz też znikał. I tak w koło Macieju. Pomalowałam trzy deski i niestety nie wyglądają najlepiej. Jakieś takie łaciate. Ale z powodu tego deszczu miałam też swoją własną tęczę. Własną, bo oglądaną z okna własnego domku. Piękna.

 

 


http://images27.fotosik.pl/32/5f754a6e03737353.jpg

 


Tak więc malowanie skończyłam dzisiaj. Jeszcze raz muszę deski pociągnąć lakierobejcą, żeby i lepiej zabezpieczyć, i ciut przyciemnić, bo wydaje mi się, że na słupach kolor wyszedł właśnie nieco ciemniejszy.

 


A tak w ogóle to ustaliłam termin przeprowadzki. Tomek na to:

 


- A z kim ustaliłaś?

 


Głupie pytanie, prawda?

 


Ale nie zdradzę terminu. Bo ja juz tak mam, że jak się komukolwiek czymś pochwalę albo opowiem co sobie zaplanowałam, to nigdy sie nie uda. Zawsze coś się zawali. Dlatego na razie trzymam to w tajemnicy. Chociaż co tu dużo mówić - przeprowadzimy sie na budowę, a nie do wykończonego domu.

Anisia3

Jak to możliwe, że ponad dwa tygodnie mnie tu nie było?

 


A może postępów za bardzo nie było widać... Teraz chyba też niewiele, ale sobie skrobnę w dzienniku.

 


Właściwie ostatnie dni to minęły mi na użeraniu się z fachowcami. A to po raz chyba już dziesiąty musiał przyjechać hydraulik na poprawki, a to chłopaki, którzy wykańczają nam klatkę schodową i obrabiają okna znikają na trzy dni... Nie wyrabiam już. Powiedziałam mężowi, że znienawidzę ten dom przez różnych nieszczęsnych robotników. A on na to: a co ci dom winny? No właściwie to chyba nic.

 


Ale hydraulik to chyba przeszedł sam siebie. Nawet nie jestem w stanie policzyć ile razy już przyjeżdżał po skończonej robocie. Dobrze, że przyjeżdża, bo kasę dostał, to mógłby się już nie pojawić. Ciągle coś nie tak z centralnym ogrzewaniem. A to zawory wstawili nie takie i musieli wymienić, bo miałbym na poddaszu wyjście z podłogi zamiast ze ściany, a to z kaloryfera kapała woda (nadal zresztą kapie), a to daszek od kwasówki nie dojechał. Ostatnio dla odmiany gdzieś przy rozdzielaczach przeciekała woda. Jak zadzwoniłam, żeby mu o tym powiedzieć, to stwierdził, że to przecież nie jego wina. Zaczęliśmy się poważnie z mężem zastanawiać czyja. Może nasza, a może elektryka, no bo skoro nie hydraulika...

 


W tamtym tygodniu skończyłam szlifowanie belek w pokojach. Nawet zrobiłam fotki, ale niewiele na nich widać, to i nie będę wklejać. Tzn. nie widać, że wyszlifowane, bo belki widać. Już mam tak dosyć tych robót budowlanych, że poszłam do Leroya i zakupiłam tapety do naszej sypialni i do pokoju Sary. Wprawdzie położyć ich jeszcze nie można, ale musiałam kupić coś innego niż klej, kolejny worek Goldbanda, bo akurat zabrakło, czy gipsu. Zdjęć tapet też dzisiaj nie wkleję, ale za to wkleję coś zupełnie innego. Błyskawiczny konkurs.

 


Co to jest?

 

 


http://images27.fotosik.pl/29/d5cfdaab68f3d252.jpg

 


Kiedy kilka dni temu przesuwaliśmy stalowe dwuteowniki, bo dałam ogłoszenie, żeby je sprzedać. Pod blachą, która zaplątała się między dwuteownikami, oczom moim ukazał się taki widok jak na zdjęciu. Narobiłam oczywiście krzyku na pół osiedla. I tu następuje rozwiązanie konkursu: to mrowisko. Pełno mrówek i jeszcze więcej jaj. Niesamowity widok, jak mrówki zaczęły uprzątać jaja, które nagle zostały odkryte. Wygląda jakby biegały bez ładu i składu, a po 15 minutach mrowisko wyglądało tak:

 

 


http://images26.fotosik.pl/29/1c6795dae29911c7.jpg

 


Zagęszczenia jaj już nigdzie nie było. Pochowane w korytarzach, które bezlitośnie zalaliśmy wodą. Szkoda mi było tych biednych mrówek. Tak pracowały, ale ja ich nie chcę na działce.

 


Mąż poprzenosił dzisiaj trochę desek podłogowych na poddasze. Nadźwigał się, chociaż mieli nam pomóc ci od klatki schodowej. Niestety trudno na nich liczyć. Pojawiają się i znikają. Ostatnio, właściwie tylko jeden się pojawia. Chyba jest mu głupio, bo nawet go nie op... Patrzył na mnie jak malowałam sobie deski tarasowe i czekał na ochrzan. A ja tymczasem zmieniłam taktykę. Nie drę się. W ogóle się nie odzywam. Aż chłopaczyna w końcu stwierdził, że zabierze się do roboty. Jak powiedział tak też zrobił. Ciekawe, czy jutro znowu się zjawi. A my przez nich będziemy musieli przesunąć montaż schodów.

 


Dobrze, że pogoda w końcu się zrobiła, bo mogłam przynajmniej pomalować deski na taras. Skakanie po murku jest mało wygodne i niezbyt bezpieczne, bo pod spodem dziura z wjazdem do garażu i trzeba ten taras jak najszybciej zrobić. Pomalowałam kilka desek i tak mnie boli kręgosłup. Nie wiem, jak dam radę ze wszystkimi. A wypadałoby je pociągnąć dwa razy.

 


Tak wyglądają po pierwszym malowaniu.

 

 


http://images28.fotosik.pl/29/4a0b8d8447671ba3.jpg

 


Prawda, że śliczne?

Anisia3

Ojojoj! Jak ja dawno nic nie napisałam. Aż spadł moj dziennikczek na 4 stronę.

 


Inna sprawa, że aż tak wiele to się nie działo. Ale wydarzyła się jedna bardzo ważna rzecz, która sprawiła, że dom stał się bardziej domowy.

 


Znajomy męża razem z kolegą obrabiają nam okna. Zaciągnęli gipsem salon i kuchnię. W niedzielę chłopaki maja pracowac nad klatką schodową. To niełatwe zadanie. Mój Tomek wymiękł przy niej. Nie dość, ze właśnie na klatce schodowej stykają się dwa światy: stary i nowy, to jeszcze klatka nie ma schodów, a otynkować ściany i wyrównać różne poziomy trzeba. Tymczasem od sufitu na poddaszu do schodów prowadzących do garażu jest około 6 metrów. I nic pomiędzy. Po prostu można się uczyć latać.

 


Ale ja właściwie nie o tym. Otóż trzy dni temu przywieźliśmy drewno na podłogi. Zjechało całe piękne drewienko. Dechy sosnowe na poddasze i parkiet na parter. W domu od razu zaczęło tak fajnie pachnieć świeżym drewnem. Mmm.

 


Musieliśmy odpalić ogrzewanie. Tak delikatnie grzejemy, ale trzeba. Upały się skończyły, a w domu nie jest jeszcze suchutko. Swoją drogą to zastanawiam się, czy hydraulicy nie schrzanili podłączenia grzejników. Kaloryfery jakoś dziwnie sie nagrzewają. U góry ciepłe, a na dole jeszcze zimne. Wprawdzie po jakimś czasie na dole też się nagrzewają, ale mam wrażenie, że i tak są chłodniejsze niż na górze.

 


Ostatnie trzy dni minęły mi w ogóle pod znakiem drewna. Najpierw drewno na podłogi. Wczoraj postanowiłam wreszcie zabezpieczyc słupy na tarasie, bo czas leci, a drewno niezabezpieczone. Tak więc zakupiłam puszkę Sadolinu w kolorze piniowym i malowałam słupy i poziome belki naszego tarasu. Tarasu, którego wprawdzie jeszcze nie ma, ale piękne, ryflowane deski już są!

 


Malowałam, malowałam.....

 

 


http://images23.fotosik.pl/12/68f7c3393e6865c7.jpg

 


I wymalowałam.

 

 


http://images24.fotosik.pl/12/e9d9cad47549a499.jpg

 


Kolor trochę się różni od okien i drzwi. Ale dobranie identycznego jest niemożliwe, a mieszanie preparatów przekracza moje siły.

 


Ach, nie pochwaliłam się naszymi podłogami. Są. Na razie wszystkie leżą w salonie. Taras też.

 

 


http://images24.fotosik.pl/12/19fe9e2bb2096589.jpg

 

 


A jak wczoraj zaczęłam z drewnem to już nie mogłam skończyć. Małż zabawiał się tynkiem w naszej sypialni, a ja za pomocą wiertarki i specjalnej tarczy na rzepy szlifowałam słup w pokoju Sary. Praca z drewnem jest naprawde przyjemna. Wprawdzie pył włazi wszędzie, ale drewno tak ładnie pachnie. I pięknie wygląda. Nie mam niesteyty zdjęcia mojej pracy szlifierskiej. Zresztą jeszcze nieskończone. Prędko zresztą nie będzie skończone, bo szlifowania jest sporo.

 


Ach i jeszcze jedna miła rzecz nastąpiłą wczoraj. Ostatecznie rozstaliśmy się z elektrykiem. Tzn. on oddał nam dziennik budowy z wpisem i wszelkimi uprawnieniami, a my mu zapłaciliśmy. Był na nas wściekły, bo nie dostał tyle pieniędzy ile wypisal na kartce, tylko tyle na ile się umówiliśmy. A liczone było od punktu. 22 zł za punkt. Pracę zaczynał jego kolega i rozprowadzal elektryke na parterze. Ten zaś robił poddasze, kończył parter i podłączal wszystko do rozdzielni. Dlaczego on pzryszedł do roboty, a nie kolega nie wnikałam. Przydszedl, robi, OK. A na koniec przedstawił swoją wycenę. Oczywiście nieco inną niz ustalałam z jego kolegą. Ale skoro facet przejął robotę i nie renegocjował warunków umowy, to dla mnie wszystko jasne. Ja z kolei nie wnikałam jak oni się rozliczą i dlaczego tylko ten kończy. Oprócz wyższej wyceny za puknt wpisał jeszcze 200 zł za rozdzielnię. Tymczasem jako, że rozdzielnię robili obaj jeszcze w zeszlym roku, kiedy stał tylko stary budynek, za rozdzielnię miałam nie płacić dodatkowo. Ponieważ za nową rozdzielnię i nowe kable od skrzynki dostali kasę jeszcze na jesieni. I oczywiście teraz już pieniędzy za to nie dostał. Cwaniaczek. Uff, to już ostatni fachowiec z gatunku tych, którzy muszą być na budowie.

 


POdliczyłam, ile kosztowała nas elektryka. W domu 3073,25 zł plus około 2000 za rozdzielnię wcześniej i nowy kabel od skrzynki do domu daje w przybliżeniu 5070 zł.

Anisia3

MÓJ PIERWSZY RAZ

 


Dzisiaj po raz pierwszy ugotowalam we własnej kuchni. I nie była to woda na herbatę, gotowana w garnuszku i za pomocą grzałki. Ale bób w garnku na prawdziwej kuchence. Wprawdzie kuchni jeszcze nie ma i na razie oczywiście nie ma warunków, aby się o nią starać, ale mamy płytę kuchenną, którą musieliśmy zakupić. Właściwie to jak się wczoraj okazało nie musieliśmy, ale po kolei.

 


Otóż kilka miesięcy temu kupiliśmy od forumowicza piec gazowy razem z zasobnikiem i różnymi dziwnymi rzeczami, potrzbnymi do podłączenia. Cena była atrakcyjna, więc długo się nie zastanawialiśmy. Jedyny mankament tego kociołka był taki, że zamontowane miał dysze na propan-butan, a my mamy gaz ziemny. I trzeba było te dysze wymienić. Piec nowy, nigdy nieużywany, więć gwarancja nam idzie dopiero od wczoraj czyli od pierwszego odpalenia kotła przez serwisanta firmowego. Ale... Żeby odpalić kocioł muszą być dysze wymienione. Żeby wymienić dysze i ustawić piecyk musi być gaz. A gaz można podłączyć jak jest odbiornik. No i sytuacja patowa - odbiornik jest a jakoby go nie było. Zdecydowaliśmy się więc kupić tę płytę trochę wcześniej, bo przecież i tak gdzieś w połowie wakacji tzreba byłoby tego zakupu dokonać. Płytę wybraliśmy już dawno. To Gorenje z dwoma palnikami gazowymi i dwoma elektrycznymi. Tak profilaktycznie, coby nie znaleźć się któregoś dnia bez możliwości ugotowania obiadu. Bo wiadomo - różne rzeczy się zdarzają: a to Ruscy gaz odcinają, a to elektrownia ma kłopoty. Liczymy na to, że obie te ewentualności na raz nie wystąpią.

 


Kiedy wczoraj przyjechali panowie z gazowni okazało się, że jednak mogą podłączyć gaz i zainstalować licznik chociaz urządzenie odbiorcze nie działa. Chociaż wcześniej wszyscy nam mówili co innego.

 


A jako że mieliśmy podłączoną kuchenkę, to zabrałam z domu garnek, bób, zakupiony przez mojego małża dzień wcześniej, a którego nie ugotowałam (bobu oczywiście, nie męża) i ochrzciliśmy naszą kuchnię.

 

 


http://images24.fotosik.pl/2/2f403b42fbe8775d.jpg

 


Chociaż bez soli, to i tak smakowało nieźle.

 


Teraz mam ogromną prośbę do wszystkich czytających dziennik, żeby się uaktywnili. Bardzo proszę o pomoc i radę. Jakoś w wątku we wnętrzach nie mogę się doczekać, to pomyślalam sobie, że może tutaj ktoś mi pomoże.

 


Nie wiem jak podzielić ściany w salonie, żeby były tam i tapety i farba. Chcę umieścić na jednej ścianie tapetę, którą widziałam u kasiR. Tapeta biała w drobne, czarne kwiatuszki firmy Rasch. Wymyśliłam sobie, że będzie na ścianie graniczącej z kominkiem. Na zdjęciu jest to ta krótka ściana z oknem na samej górze. I teraz nie wiem, czy farbą pomalować całą sąsiednią dużą ścianę z drzwiami tarasowymi, czy jakoś ją podzielić między farbę i tapetę. Czy dać również tapetę naprzeciwko czy nie? Biję się z myślami już kolejny dzień i nie wiem. Aha, farba ma byc w kolorze morelowym, najlepiej z widocznymi zacierkami. Będę wdzięczna za wszelkie sugestie. Wpisujcie je do komentarzy.

 

 


P.S. Ale ze mnie gapa. Wklejam rzut parteru dla przypomnienia. To duże pomieszczenie po lewej to salon.

 

 


http://images20.fotosik.pl/161/784851e1bd8235c6.jpg

Anisia3

Jakiś czas temu mialam wkleić zdjęcia z dziełem mojego męża, czyli otynkowana przez niego ścianą. Pierwszy kawałek nie wyszedł zbyt rewelacyjnie, więc pewnie jakieś zaprawki gipsowe będzie musiał zrobić. Ale już nastepna próba wyszła rewelacyjnie. Ściana jest gładziutka. Gdzieniegdzie tylko widać ślady zacierania. Gładkość na zdjęciu raczej nie będzie widoczna, ale i tak muszę go pochwalić.

 


Tu widać:

 

 


http://images21.fotosik.pl/368/587c6bf066c42679.jpg

 


Ta ściana obok w dziwnym lokorze. to właśnie prefabrykowany keramzytobeton. I nie będzie tylkowana. U nas właściwie tynk trzeba nałożyć tylko na ściany działowe i tak trochę dziwnie to wygląda. Ale wymyślilam sobie juz dawno, że fragmentami będą u nas tapety. A jako, że tapeta lubi gładkie, to będzie właśnie na ścianach nośnych, prefabrykowanych. Gdzieniegdzie trzeba porobić zaprawki szpachlą, bo są małe otworki. Przy tapecie w jakieś wypukłe wzory pewnie w ogóle nie dałoby się tego zauważyć, ale jak będzie gładka... A na pewno będzie. Do pokoiku Sary, właśnie kończy się tynkować, już wybrałyśmy wzór. Niestety, na stronie producenta go nie znalazłam, ale w Leroyu jest. To będzie sawanna. Z dużymi zwierzakami.

 


A dla Piotrusia chyba jakieś maluchowe wzory: domki albo misie. Jeszcze nie wiemy.

 


Z kolei do naszej sypialni chciałabym coś ciemniejszego. Nie znoszę jak mam brudną ścianę u wezgłowia. A ona niestety nie znosi być czysta. Przynajmniej u nas tak jakoś wychodzi. Na dodatek dzieci, które chętnie pakują sę nam do łóżka, tez nieźle smarują ją swoimi łapkami. No nie wiem, jak to się dzieje, ale już po dwóch, trzech miesiącach, miejsce za głową wygląda jak chlewik. [/url]

Anisia3

Mam rozwiązanie dla halogenów w naszych łazienkach na poddaszu. Nie będziemy robić dziur w folii i wełnie. Zrobimy jednak jakiegoś łamańca pod ścianami, żeby nie obniżać jeszcze bardziej sufitów. Ale to w trudnej na razie do przewidzenia przyszłości.

 


Dziś za to odzyskaliśmy 138 zł za płytki klinkierowe na parapety zewnętrzne. A było to możliwe poniekąd dlatego, że od kilku dni mój mąż wkurzał się coraz bardziej na brak auta i kłopoty z dojazdami na działkę. Aż wczoraj zakupiliśmy za całe 5 tys. PLN 15-letnią toyotę. Na nic więcej nie możemy sobie pozwolić, bo i tak na razie nie dostaliśmy kasy z ubezpieczenia za nasze stare uno. A toyotka, chociaż nie pierwszej młodości to i tak w lepszym stanie niż nasz uniak. Oczywiście nie dzisiaj tylko przed wypadkiem. No i właśnie, jako że nie trzeba różnych rzeczy pakowac do plecaka albo reklamówek, to załadowaliśmy dwa kartony klinkieru, które się ostały, do bagażnika - bo oczywiście fachowcy jak zwykle machnęli się przy wyliczeniach materiału - i pojechaliśmy do sklepu. Na szczęście płytki przyjęli.

 


Jeszcze mamy do odzyskania około tysiąca złotych za dachówkę i różne akcesoria. Bo też trochę źle się policzyło.

 


A propos liczenia. Tomek wyliczył, że dojazdy na działkę komunikacją miejską kosztują nas więcej niż benzyna. Przy dwóch osobach. A jak jeździmy tam czasem wszyscy czworo?! Mam na myśli psa, a nie Piotrusia, bo on póki co jeździ za darmo. A kundel musi kasowac bilet za 2,40 zł. Fakt, miejsca też zajmuje wcale niemało.

 


Z powodu wczorajszych zakupów Tomek wczoraj prawie w ogóle nie tynkował. Raptem jeden pasek. Ale za to po niedzieli zamiast tracić dwie godziny na dojazdy... Musze przyznać, że wcale źle mu to nie idzie. Poza fragmentem ściany, gdzie poprawki będą nieuniknione, zaryzykowałabym stwierdzenie, że efekt jest wcale nie gorszy niż gdyby robili to fachoffcy. Następnym razem zrobię fotki.

 


Dziś polowałam z aparatem na sójkę. Chyba sójkę. Oto efekt.

 

 


http://images12.fotosik.pl/72/ca3736dc6ee52773.jpg

 


Ciekawe, ile czereśni dla nas zostanie? I ile będzie się nadawało do jedzenia?

Anisia3

Dziś będzie troszkę zdjęciowo. Ale fotki będą starego domku. Tzn. tego co kupilismy i co weszło w skład naszego domu. Właściwie to pomyślalam sobie, że warto pokazać co tam było, żeby potem było widać różnicę. Nie remontujemy całego domu, raptem 30 metrów, ale roboty jest z tym co niemiara. Naprawdę gorsze to niż budowa nowego. Co troche są jakieś niespodzianki. Jak np. ta z wylewlką. Mąż skuł stare płytki w starym korytarzu. Pod psodem była wylewka, wszystko OK. Ale jak przyszli fachowcy od ogrzewania, tyo okazało się, że pod wykładziną w dawnej kuchni, a naszym wiatrołapie, nie ma wylewki, tylko jest stara płyta - coś na kształt wiórowej, ułożona na deskach. Nawet mieliśmy to zostawić i po rozprowadzeniu instalacji położyc stare dechy na nowo, na to płytę OSB i dopiero przykleić płytki. Ale daliśmy sobie spokój. Mąż zrobił tu wylewkę. W pokoju, który był pokojem, nie będziemy jednak starych dech wywalać. Tam rurki od co poprowadzone są dokładnie pod ścianą. Wycięte tylko kawałki desek, więc na nie położymy nowa płytę OSB. Deski są suche, w dobrym stanie, to zdecydowaliśmy je zostawić.

 


A tak wygląda korytarzyk. Korytarzyk nadal będzie korytarzykiem między wiatrołapem, pokoikiem, starą łazienką i przejściem do salonu i klatki schodowej. Dzisiaj zrywałam resztki tapety, którą widac na podłodze. Świetnie tez maluje sie widok na usyfioną łazienkę z dziura w ścianie po termie i nowymi rurkami do ciepłej wody.

 

 


http://images12.fotosik.pl/64/b691fac0a81033f3.jpg

 


Dawna ściana zewnętrzna, Teraz będzie właśnie korytarzowo - klatkowa. Na drzwiach naklejona złota myśl pt. 100 procent

 

 


http://images11.fotosik.pl/68/9182579eb982776f.jpg

 


I widok z korytarzyka na wiatrołap i drzwi. Kiedyś była tu kuchnia.

 

 


http://images12.fotosik.pl/64/63dcacf199965823.jpg

 


Jeszcze kawałek tapety został mi do zerwania i stare kasetony.

 


Jak wydazry sie na tym odcinku coś nowego, to oczywiście dam znać. Chociaż nie wiem, czy prędko to nastąpi. Musimy szybko przysposobić górę do zamieszkania, żeby się przeprowadzić. Nawet jeśli będzie zrobiona tylko częściowo.

 


A właśnie dzisiaj mam ogromny dylemat łazienkowy. Miały byc w łazienkach halogeny na suficie i punktowe oświetlenie przy lustrach. Ale... No właśnie. Halogeny potrzebują trochę miejsca nad karto-gipsem. Nigdy wcześniej nie podejrzewałam halogenów o taka ekspansję "drank nach Osten". A one potrzebują aż 11 cm do góry i 8 dookoła siebie. Czyste szaleństwo. Trzeba byłoby wycinać dziury w wełnie, bo wełna i folia są przecież od razu nad płytami. Jaki sens ma wycinanie dziur w ociepleniu?

 


Pobieglam szybko wieczorem do Leroya, coby zrobić rozeznanie w halogenach i wróciłam jeszce głupsza niż wcześniej. Przez moment nawet zastanawialam się nad ledami, ale to jeszcze większe szaleństwo - 3 sztuki tego cudu techniki kosztuje 217 zł. I czy na pewno nie wytwarza tyle ciepla i nie potrzebuje tak dużo przestrzeni?

 


O matko! Pytanie mnożą się jak króliki. Jeszce teraz przyszedł mi do głowy pomysł, żeby zrobić fragmentami sufit podwieszany. Nieźle, sufit podwieszany na suficie podwieszanym. Ale łazienka będzie dość niska i nie wiem czy to dobry pomysł. Może jakieś fikuśne wycinanki w suficie?

 


Nie wiem. Jestem wykończona.

Anisia3

Od dziś mamy swoje prawdziwe, docelowe drzwi. Z samego rana zadzwonili panowie z Budrexu, że już wyjeżdżają ze Srocka. Chociaż oni mieli do nas około 50 km, to i tak musieli czekać. Tak to jest jak podróżuje się komunikacją miejską. Na dodatek z przesiadkami.

 


Ale drzwi są, a wyglądają tak.

 

 


http://images21.fotosik.pl/350/aed8e82d35f29a4d.jpg

 


Musieli jeszcze na dodatek ściąć kawałek styropianu, bo chlopakom przy ociepleniu źle się wymierzyło i drzwi nie otwierałyby się do końca. Teraz trzeba będzie tę wewnetrzną krawędź poprawiać. Jak ja nienawidzę już tych wszystkich fachowców. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby jakaś robota była super wykonana, bez najmniejszych zastrzeżeń. Zawsze coś się znajdzie i potem trzeba ich ścigać, żeby poprawiali. No i właśnie jutro ma przyjechać hydraulik, bo podejście do grzejników na poddaszu zrobili mi od spodu. A miało wychodzic ze ściany. Na dole dało się dobrze zrobić, a na górze już się pewnie nie chciało, bo cięcie ścian z keramzytobetonu nie należy do łatwych i przyjemnych. Mieli poprowadzić rurki po podłodze, tu bez żadnych cięć. Na parterze musieli robić szlice tak to się ponoć nazywa. Ale na górze będą deski na legarach, więc nie było takiej potrzeby. To chłopaki ułatwili sobie zadanie i wszędzie pojechali po wierzchu. A my tego nie zauważyliśmy. Ciągle coś trzeba było pokazywac i tłumaczyć, że te rurki jakoś umknęły naszej uwadze. Hydraulik obiecał, że przyjedzie i zobaczy, ale chce, żebyśmy kupili nowe zaworki, bo tych ponoć już nie wymienią. Wszystkich chyba pogięło. Dlaczego mamy płacić za ich błędy? Nie zapłaciłam w sklepie jeszcze za wszystko, bo nie dostałam daszka do wkładu kominowego. Tak naprawdę to komin w ogóle jeszcze nie zapłacony. Jak nie będą chcieli wymienić to chyba nie pozostanie nic innego jak tylko odliczyć sobie te zaworki.

 


Wracając do drzwi to przy tej okazji policzyłam nasze wydatki na całą stolarkę okienno-drzwiową.

 


Okna 10700 zł


okna dachowe - 3 sztuki + wyłaz 3267 zł


drzwi 2100 zł


Razem 16.067 zł

 

 


Troszkę sobie z Tomisiem popracowaliśmy. Nie za dużo, bo w dwie godziny wiele nie da się zrobić, ale musieliśmy wracać, bo wróżka Sara obdarzała mądrością Śpiącą Królewnę. W przedszkolu był Festiwał Sztuki Małego Dziecka. Jak co roku dzieciaki pokazywały jakieś swoje dokonania. Jako że nasza pociecha jest już w najstarszej grupie, a starszaki zawsze wystawiają bajkę, a nie zajmują się pierdołami jak maluchy czyli tańcem z kwiatuszkiem albo czymś w tym stylu, to trzeba bylo pędzić.

 


W czasie dzisiejszej krótkiej przerwy na pracę powstał kawałek ściany w miejscu dawnego okna.

 

 


http://images20.fotosik.pl/405/3443997436b41121.jpg

 


Tak inwestor Tomisio załatwial stare okno na świat.

 


A tak inwestorka Anisia pozbywała się starej tapety z naszego pokoiku na parterze, szumnie zwanego gabinetem.

 

 


http://images22.fotosik.pl/117/cd16f3a447e118ee.jpg

Anisia3

Daszek nad wejściowym tarasem zrobiony. Brakuje mu jeszcze rynny, ale to maly pikuś. Rynna na razie poczeka. Są ważniejsze wydatki.

 


Taki sobie daszek, a zmienia wygląd domu. Zobaczcie.

 

 


http://images20.fotosik.pl/392/92233ffb83d56801.jpg

 


Akurat zrobiłam tylko jedno zdjęcie i nie widac całej ściany, właściwie to dwóch ścian, bo tu przecież jest zlamanie. Ale różnicę widać. W srodę przyjadą drzwi docelowe. Pan z Budrexu dzwonił do mnie juz ponad tydzień temu, że maja drzwi i chcą przyjechać. Jednak odsuwałam ich, żeby juz montowali po tym daszku i po wylewce w wiatrołąpie. Dziś pan z Budrexu zadzwonił po raz kolejny. Nie był zbyt szczęśliwy, że nie chce drzwi w poniedziałek, a dopiero w środę. Ale takie życie. jazda na budowę z dziećmi, za to bez auta to męczarnia. Tam tez nic nie można zrobić. Już malutki Piotruś jest znośniejszy, bo przynajmniej siedzi cicho, jak dostanie zabawki do piasku. Gorzej z Sarą. Ciągle kręci się pod nogami, marudzi... Tak więc wymyśliłam, że drzwi mogą zamontowac jak moja mam przyjedzie do nas i zaopiekuje się dziećmi, czyli do środy.

 


Tymczasem mój mąż uporał się z wylewką. Dziś rano ją zacierał, a zanim ja z dziećmi dotarłam na działkę, to nawet zagruntował ściany na klatce schodowej, żeby je otynkować. No właśnie i tu pojawił się problem, bo Waldek w poniedziałek zabiera rusztowanie do Warszawy. A klatka schodowa wysoka. Jak sięgnąć pod sufit poddasza? Zwłaszcza kiedy nie ma schodów? Zmontowalismy więc rusztowanie. We dwoje. Złożyć ramki niby nietrudno, ale jak trzeba je ustawić na wąskich belkach nad schodami do garażu, to już nie jest takie proste. Ale daliśmy radę. Tyle tylko, że już nic więcej nie zrobilismy, bo trzeba bylo wracać do domu. A poza tym okazało się, że przywieżli nam ze składu przeterminowany tynk Goldband. Dobrze, że nie zapłacony, bo płacę im przelewem. Tomek na dodatek jeszcze na wieczór szedł do pracy. Współczuję mu. ja jestem wykończona, ale przynajmniej siedzę w domu. I winka moge się napić. Z moich własnych wiśni i czereśni.

 


A propos czereśni i owoców w ogóle. Pusty śmiech mnie ogarnia, jak słyszę ciągle ostatnimi czasy narzekania w radiu i telewizji, że nie będzie owoców. A jak juz będą to strasznie drogie. Rolnicy tacy biedni. Klęska nieurodzaju zapowiada się w tym roku. Oni zawsze tacy biedni. Jak nie klęska nieurodzaju, to dla odmiany w następnym roku maja klęsku urodzaju. Katastrofa goni katastrofę. Jeszcze nie słyszałam - w moim wcale nie takim krótkim życiu, żeby kiedykolwiek byli zadowoleni.

 


Tymczasem wystrczy popatrzec na naszę drzewka jka to klęska nieurodzaju szykuje się w tym roku. Nawet wczoraj chłopaki od daszku zauważyli, że na brak owoców raczej nie będziemy narzekać.

 


Zrobiłam dzisiaj fotki. Nie wiem, czy będzie dobrze widać, bo czereśnie jeszcze zielone, więc między liśćmi słabo widoczne. Na pierwszym planie czereśnia, a z tyłu wiśnia. Też zdrowo obsypana owockami.

 

 


http://images20.fotosik.pl/392/55bf05897979c076.jpg

 


A tu zbliżenie. Takie kiście na gałęziach są co kilka centymetrów.

 


 

 


http://images21.fotosik.pl/336/464bc635b8d1d5fe.jpg

 


Mam nadzieję, ze nie będą tak robaczywe jak rok temu. jeden oprysk zronbiłam. Tera chyba akurat pora na drugi, ale nie bardzo mam kiedy to zrobić. Może po niedzieli się uda. Jak myślicie? Czy czytają mnie jacyś ogrodnicy, i coś doradzą?

 


W każdym bądź razie spróbuję w przyszłym tygodniu zrobic drugi oprysk.

Anisia3

Ciemno się już zrobiło, a mój mąż szaleje na działce. Nad ranem pojechał zacierać wylaną wczoraj wylewkę w wiatrołapie. A że zabraklo mu zaprawy i został kawałek mniej więcej metr na dwa, to musial zamówić jeszcze i późnym popołudniem pojechał kończyć. Wróci pewnie ostatnim autobusem. Och, taka bieda bez samochodu, że aż trudno to opisać. Dopiero jak go zabraknie to widać jak człowiek uzależnia się od tego blaszanego pudla. My na dodatek mamy kawał drogi na działkę, chociaż budujemy się jeszcze w granicach miasta. No, ale miasto nie takie małe.

 


Ja też musiałam podjechać dzisiaj. Dobrze, że udalo mi się zostawić Piotrusia z mężem. To sobie chłopaki po południu pospaly trochę, a dziewczyny pojechały na działkę. Trzeba było zapłacic Waldkowi za drewno, bo tydzień temu jego chłopaki odbierali nam belki wyheblowane przez stolarza. Belki jechały aż z Brzezin, bo już nie szukalam stolarza tutaj, tylko jak Waldek dał namiar na skład drewna i stolarza, u którego sam często zamawia różne rzeczy, to skorzystałam i już. Belki są potrzebne na zadaszenie tarasu przy wejściu. tak więc dla wzrokowców mam dzisiaj wreszcie jakąś fotkę. Wprawdzie nie będzie to daszek w całości, tylko dopiero konstrukcja, ale zawsze coś tam widać. I widać , jak chłopaki pracują.

 


http://images20.fotosik.pl/388/1cbd6a0050cde69f.jpg

 


Jutro będą kłaść dachówkę.

 


Przez ostatnie kilka dni był brat mojego męża. Pomagal Tomkowi porządkowac działkę. Coś tam widać, ale żeby był porządek to bym, nie powiedziała. Nie dlatego, żeby się obijali. Po prostu w głowie się nie mieści, że po budowie, a właściwie w jej trakcie, tworzy się tyle śmieci, gruzu i nie wiadomo czego jeszcze. No i wynieśli trochę rupieci z garażu. Oczywiście jeszcze nie wszystko, ale znów będzie sporo złomu do sprzedania. A przypomnę, że dwie tony już wywieźliśmy. Już nie wiem jak nazwać to co robił na tej dzialce poprzedni właściciel. Bo zbieractwo to chyba już nie jest. Jutro jak nie zapomnę, to sfotografuję trochę tego bałaganu. A jest tam chyba wszystko od opon - nawet wyglądających na dobre - przez stare garnki po beczkę! z miałem.

Anisia3

Myślalam, że jak każę naszym paprokom od karton-gipsów umyć uackane farba okna i trochę dachówek, bo jeszcze leżą na poddaszu od momentu układania ich na dachu, to mnie wyśmieją i powiedzą, żebym poszła w diabły. Tymczasem wczoraj jeden powiedzial, że podjedzie Rzeczywiście jak dzisiaj przyjechałam to na górze stało wiaderko z wodą, dachówki były przetarte. Trudno to nazwac myciem, ale przynajmniej farby na nich bylo. Gdyby chociaż trochę myśleli, to przykryliby je folią z opakowania wełny mineralnej. Wala się ta folia po podlodze, ale gdzieżby tam wpaść na pomysł, żeby przykryć okna i dachówki? Czy naprawdę ci fachowcy muszą być tak bezmyślni?

 


Koniec końców jeden paprok przyjechał i coś tam umył.

 


Za to mój mąż przestal się dziwić takim gigantom jak kodi gdynia, który sam wybudował dom. Stwierdził, że jak się zrobi samemu, to wcale nie jest gorzej, a często nawet o niebo lepiej. Gorzej tylko z czasem.

 


Właśnie teraz ze szwagrem przygotowują, a może już wylewają wylewkę w wiatrołapie. Jak układali tam rury do co i wody to trzeba było zerwać starą posadzkę. Okazało się, że nie ma tam wylewki tylko dechy na stalowych tregrach i do tego przymocowana płyta wiórowa. Dechy zdrowe i nawet mieliśmy je z powrotem położyć i dać nową płytę OSB. Ale jednak będzie nowa wylewka. Nie ma tego dużo, raptem 12 m kw. Między tregry został wsypany gruz, na to pójdzie wylewka i już. Gruz po to, żeby wylewki nie dawać 12 cm, a może i więcej, tylko ze 4.

 


Ach, i dzisiaj dostaliśmy pismo z PZU, że wycenili nasze auto na 3 tys. zł. Z czego chcą nam wypłacić 2200 zł, bo resztę możemy sprzedać za 800 zł. Na polisie mamy wartośc 5 tys. zł więc się odwołaliśmy. Zobaczymy.

Anisia3

Ciagle jestem pod wrażeniem forumowego spotkania. To naprawdę wyjątkowe forum i wyjątkowi ludzie. Ale nie będę tu powtarzać tego, co napisałam w zupełnie innym wątku.

 


Czy ktoś przebudowywał nowy, jeszcze nieskończony dom?

 


Już nie wiem co o tym myśleć. My chyba jednak jesteśmy nienormalni. Wydawało się, że zastanowiliśmy się nad różnymi rzeczami, że wiemy czego chcemy... A jednak nie do końca. Wzęłam dziś miarkę na budowie, bo jakoś wydawalo mi się, że nie zmieści się lodówka. Tzn. do kuchni wejdzie albo lodówka, albo piekarnik w słupku. Ponieważ wymyśliłam sobie, że musi być w słupku, stylizowany na stary piec. No i... rzeczywiście nie wejdą obydwie rzeczy. Kuchnia po postawieniu ścianki oddzielającej spiżarnię zrobila się tak mała. No gorzej niż klikta w blokach. I co robić? Burza mózgów wspólnie z mężem. Mierzymy, wyliczamy. Kicha. Jak by nie patrzeć - jedno i drugie się nie zmieści. Zabraknie kilku centymetrów. Zadzwoniliśmy po naszego przyjaciela, który niedaleko robi wykończeniówkę. Irek popatrzył i stwierdził, żęby jednak wywalić w diabły ściankę. Tak więc nie będziemy mieć spiżarni przy kuchni.

 


Dobrze, że mąż chociaż nie wylał nadproża nad drzwiami. Tak z tym zwlekal, bo ścianka postawiona gdzieś do wysokości 2 m, że doczekal się "niewylewania"

 


 


A tak chcialam mieć spiżarnię przy kuchni. Ale robić sobie kuchnię wielkości 6 m kw w domu to chyba jednak głupszy pomysł. Wprawdzie stół będzie w salonie, gdzie jest dla niego przewidziane miejsce, ale mimo wszystko, byłoby ciasno.

 


Spiżarnia - po chwili namysłu - a wlaściwie to nie wymagalo to w ogole namysłu, bo jedyne miejsce gdzie można ją umieścić, będzie pod schodami do garażu. Z jednej strony to nawet lepiej, bo dużo chłodniej tam będzie. Jest nieco poniżej powierzchni gruntu. I wyjdzie nam większa niż przy kuchni. Może to i lepiej. Tylko dlaczego nie można wszystkiego dobrze wymyślić od razu? Właściwie to od momentu jak stanęły ściany, ja ciągle mam jakies nowe koncepcje. Gdyby nie było za późno, to pewnie przebudowałabym ten dom gruntownie.

Anisia3

Śledzą nas czy co?

 


Taka myśl mnie najszła, że chyba nas śledzą różne firmy. Pół biedy jak tylko firmy, ale w firmach pracują ludzie, a ludzie są różni. Ale zdanie skonstruowałam A chodzi o to, że dzisiaj na priva znów dostałam ofertę skorzystania z usług jakiejś firmy. Tym razem zajmującej się ogrzewaniem. A ze dwa miesiące temu ktoś inny przysłał mi informację na temat zakładania alarmu.

 


Z jednej strony to dobrze, że to firmy szukają klientów, chociaż na forum osotanio tyle sie mówi, że z tym jest coraz gorzej. Ale z drugiej strony trochę to niepokojące, że ktoś śledzi każdy nasz ruch. Jakoś tak poczułam się trochę niepewnie.

 


Powiedzcie, czy was też nękają różnymi ofertami, czy ja może jakaś przewrażliwiona jestem? [/url]

Anisia3

Jestem już po rozmowie z panem hydraulikiem, który usiłował naciągnąc mnie na dodatkowe 500 zł za włożenie rury kwasoodpornej do komina. Nastawiłam się bojowo juz wczoraj. Nawet przygotowałam sie psychicznie do tego, że będę szukać nowego hydraulika, który skończy robotę, bo jak facet się nie zgodzi, to powiem mu "do widzenia". Koleżanka akurat mi się napatoczyła to zawiozła mnie z Piotrusiem na działkę. Przy otwieraniu drzwi wpadł mi cały zamek do środka wkładka jest trochę za mała i lata. No i klapa. Deszcz pada, stoimy przed domem i mokniemy. Włamywacz ze mnie żaden. Mąż przez telefon udzielał mi instrukcji jak wygiąć gwóźdź i zrobic z niego wytrych, żeby dobrać się do zamka. Oczywiście nic mi z tego nie wyszło, ale przyjechał hydraulik. Postanowiłam rozmowę o rurze odłożyć na później i poprosiłam o pomoc w otwarciu drzwi. I... udało mu się. Jak zwiedziliśmy pomieszczenia z wodą, to powiedziałam, ze nie zgadzam się na płacenie dodatkowo za zamontowanie rury. A pan mówi: dobrze. Jak się umówiliśmy, to niech tak zostanie. Oniemiałam na chwilę, bo byłam przygotowana na jakieś trudne rozmowy. Pomijam fakt, że szukał chyba głupiego co bez gadania lekką ręką wywali kilkaset złotych. A nuż się uda. Ale niech w takim razie kończy tę robotę, nie trzeba będzie szukać następnego fachofffca.

 


Zapomniałam chyba podziękować Agduś od której dostałam namiar na stolarza od schodów. Fajny góral. Przyjechał do nas, pomierzył. Nie okazał się być rewelacyjnie tańszy od stolarza z okolic. Różnica w cenie to 500 zł, ale ten zrobi nam schody ze spocznikiem, takie jak miały być. Jest spora klatka schodowa i spokojnie się tam zmieszczą, a facetowi, który początkowo mial robić schody jakoś ten spocznik nie leżał. Namawiał nas na schody zabiegowe. One rzeczywiście wyglądają ładnie, ale wygodne nie są. Co innego jak ktoś ma schody na poddasze wychodzące z salonu, ale przy osobnej klatce schodowej? A my po tych schodach będziemy przecież chodzić po kilka razy dziennie, przez wiele lat. No i materiału też idzie na takie ze spocznikiem trochę więcej. Nie tylko na spocznik, ale te 5 czy 6 stopni zabiegu trzeba dodać w normalnych schodach. Dodatkowo góral zrobi nam dechy, którymi obłożymy kleszcze na poddaszu. Oczywiście za materiał musimy zapłacić, ale przywiezie docięte, wyheblowane. Nie trzeba będize już latać za tymi dechami.

Anisia3

Uuuu, ależ dawno mnie tu nie było!

 


Tymczasem u nas sprawy budowlane w ciągu ostatnich dni zeszły na dalszy plan i dopiero dzisiaj jakoś pomału wracamy do budowlanego świata. A to za sprawą wypadku, który zdarzył się w poniedziałek, 30 kwietnia. Najechał na nas na skrzyżowaniu facet. Mieliśmy zielone światło, droga pusta, bo ludize powyjeżdżali na długi weekend i nagle trach! Czuję potworny ból w brzuchu, nie mogę oddychać, z tyłu Sara zaczyna przeraźliwie krzyczeć. I w ogóle przez moją głowę przelatują myśli: jak to? co się dzieje? przecież mieliśmy zielone, chyba mieliśmy zielone, nie zauważyłam czerwonego. Mąż prowadził, ale zawsze jakoś obserwuję drogę, nawet jak siedzę na miejscu pasażera. Naraz dookoła siebie widzę tłum ludzi, mąż krzyczy, żebym zabrała dzieci, a ja nie mogę złapać tchu i ten ból w brzuchu. Chyba zorientował się, że mu nie pomogę, wyciągnął dzieci z auta, ktoś podszedł próbował otworzyć drzwi z mojej strony, ale się nie dało. Tamten samochód wjechał właśnie w moje drzwi, uderzając częściowo w słupek między przednimi a tylnymi drzwiami. Może dzięki temu nic mi się nie stało.

 


Słyszę jak facet, który w nas walnął twierdzi, ze to on mial zielone. Kilka osób krzyczy na niego. Podeszła do nas kobieta, która jak się okazalo, jechała za nami i zdążyła wyhamować, żeby nie uderzyć w jego samochód już po tym jak on trafił w nasz. Sama zgłosiła się na świadka. W niej cała nadzieja, bo ten baran nie przyznaje się do winy, nie przyjął mandatu, bo... jest kierowcą zawodowym i nie mógl tak się pomylić.

 


Tak więc ostatanie kilka dni to wizyty w przychodni, na pogotowiu i budowa jakoś odpłynęła.

 


A wcześniej... oj nie wiem, czy nie psowodowałam, że hydraulik, który u nas pracował przy centralnym ogrzewaniu nie zrezygnował z pracy.

 


Było to tak. Pojechałam zobaczyć jak idzie karton-gipsiarzom. weszłam na górę i krew mnie zalała. Faceci, którzy twierdzą, że są super i na tej robocie się znają po raz kolejny robią coś nie po mojej myśli i jeszcze mnie przekonują, że tak się robi wszędzie. A chodziło tym razem o obróbkę okien dachowych. Zamocowali płyty prostopadle do okien, a nie tak, że górna krawędź jest równoległa do podłogi a dolna prostopadła. W ten sposób ograniczyli nam ilość wpadającego do pokoju światła. Noooo nie! Jak się zdenerwowałam to już nie mówiłam cicho. Wygarnęłam im wsyztstkie błędy, kazałam poprawiać, bo za coś takiego nie zapłacę. A jeden do mnie, że w takim razie oni poproszą o nowe profile. Tego jeszcze brakowało, żebym płaciła za ich błędy! Jak źle zrobili to niech poprawiają i sami kupują materiał skoro część zniszczyli. Jak już wspomniałam dosyć głośno zrobiło się na poddaszu a oni jeszcze wyłączyli radio jak ja zaczęłam krzyczeć. Efekt był taki, że jak zeszłam po naszych pseudoschodach, skonstruowanych przez mojego męża na czas budowy, to dwaj hydraulicy na dole stali na baczność.

 


Oczywiście w tej wściekłości ryknęłam na nich, że wszystko sprawdzę i wyszłam na chwilę z domu, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Jak się na drugi dzień okazało właśnie wtedy jeden z hydraulików był w pracy po raz ostatni.

 


Jak wyszłam na dwór, to przypomniałam sobie, że od około dwóch miesięcy wożę (hm, dziwnie wygląda to słowo), tak więc mam w samochodzie kartkę papieru formatu A4 z napisaną złotą myślą budowlaną. Jednym z kilku wspaniałych praw, którego nauczyłam się właśnie na tym forum:

 


100 proc. wynagrodzenia należy się za 100 proc. wykonanej roboty, 100 proc. jakości i w 100 proc. dotrzymanym terminie.

 


Przyniosłam kartkę, przykleiłam na starych drzwiach i uprzedziłam wszystkich obecnych, że będę się tego trzymać.

 


Dla rozładowania atmosfery wkleję zdjęcie, wykonane już ładnych kilka dni temu skrzynki do rozdzielaczy na parterze. Jest sliczniutka i pięknie mieści się w ścianie. Niestety, na poddaszu będziemy mieć skrzynkę natynkową, bo nie da się w cienkie ściany wstawić takiej.

 


http://images20.fotosik.pl/304/ee64abde241eea96.jpg

Anisia3

Taka refleksja mnie dziś naszła: że my budujący to nie wiemy czego chcemy. Wściekaliśmy się na chłopkaów jak musieliśmy im co dzień dokupować po wokrku kleju do siatki albo do styropianu. Wściekaliśmy się na jak zabrakło kleju do bk. Tu właściwie nie na nich tylko na skład, który za mało wyliczył. Ale chłopaki później też źle wyliczyli, bo parę dni temu zabrakło mężowi kleju do wymurowania malutkiej ścianki między kuchnią a spiżarnią. Kleju zabrakło ponad tydzień temu, ale nie mamy go do dziś, bo w najbliższych dwóch składach zabrakło.

 


A, zapomnialam o styropianie, którego zabrakło całkiem sporo, bo około 10 m kw. Też szlag nas trafiał.

 


O mało nie zabiliśmy chłopkaów, jak okazalo się, że skończyła się podbitka i trzeba dokupić dwa panele czyli 2 m kw.

 


Wściekaliśmy się, bo to oni liczyli. No to jak wyliczyli? Ciągle musimy czegoś dokupować.

 


Ale jak wczoraj mąż odkrył w kącie dwa pudełka klinkieru, to dopiero nas trafiło. Sprawdzamy - wszędzie parapety zrobione, nigdzie nie brakuje płytki, a dwa pudełka leżą. No i jak wyliczyli?

 


Ano właśnie. Tak źle i tak niedobrze.

 


Dziś na dodatek okazało się, że w starym domku nie wszędzie są wylewki. Byliśmy przekonani, że są zrobione po całości. Tymczasem mąż wywalal stare progi i okazało się, że pod płytkami, które mieli w korytarzyku jest wylewka, ale pod wykładzinami w starej kuchni i pokoju nie ma. Na deski przybita jest płyta wiórowa i na tym były wykladziny PCV. Tam gdzie byla kuchnia, będzie wejście i wiatrołap. To jedyne miejsce w domu, gdzie położymy kafle. I nie wiadomo, co zrobić zrywac wszystko do zera, czy przyklejać na płytę wiórową?

 


Starej chałupki raptem 30 metrów, a ciągle z nią problemy. I pomyśleć, że chcielismy kupić starą chałupę do generalnego remontu. To byłby dopiero dramat.

Anisia3

Karton-gipsiarze pracują. Nawet całkiem sprawnie. Tylko musieli po dwóch dniach pracy zdejmować folię w jednej łazience. Do ich obowiązku należy położenie drugiej warstwy wełny - 5 cm. Oczywiście tylko na skosach i w łazienkach, bo w pokojach tzn. nad pokojami rozwiniemy ją sami na górze nad położoną już 15, bo przecież belki mają być widoczne. Przyjeżdżam dwa dni temu po poludniu na budowę, a tam folia ułożona pod pierwszą warstwą welny. Chyba z 10 razy mówilam, że tu sufity będą obniżone i wełnę kładziemy tradycyjnie. Ale gdzie tam. Przymocowali stelaże i przyczepili folię, a wełny 5 nie. Dzwonimy do nich imówię, że mają robić od nowa, a oni coś tam zaczynają mętnie tłumaczyć, że tak się robi. Na drugi dzień rano folia już była zdjęta, ale panowie nadal usiłują mnie przekonać, że dobrze zrobili, zawsze tak robią i nigdy reklamacji nie było. Folię według nich układa się między warstwami wełny. A ich kolega to tak robi od 28 lat i oni od niego się uczyli. Wściekła jak nie wiem, powiedziałam, żeby się doszkolili i poczytali może trochę. Oni nadal przekonani, że mają rację. A ja, że to mój dom i mam być po mojemu. Panowie lekko zdenerwowani zapytali jak mają przyczepić w takim razie folię. Uświadomiłam ich, że jest coś takiego jak taśma dwustronna. Poprosli, że by im przynieść. No nie miałam wyjścia jak przespacerować się do składu. Na szczęście blisko. I przyniosłam im 6 rolek.

 


Dzisiaj mordowali się z wełną na klatce schodowej. Dobrze, że jeszcze nie wyjechali chłopcy od elewacji, to przynajmniej rusztowanie było do wykorzystania. Tego to im nie zazdroszczę, bo rusztowanie stoi na dechach, opartych na 3 centymetrowym wystającym kawałku ściany fundamentowej a z drugiej strony na stropie na parterze. Pod sobą mają jakieś 6 metrów w dół. Jakby spadali to na betonowe schody do garażu. Raczej niewesoło by było.

 


Dzisiaj zawiozłam im prezent - płytę dodaną w tym miesiącu do "Muratora" na temat wykańczania poddasza. Poradziłam, coby opatentowali swój sposób ocieplania.

 


Spotkalam się też z panem od instalacji CO i wod. - kan. Zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Ciekawe czy w poniedzialek jego wycena też się do takowego przyczyni? Nasz gazownik, wcześniejszy, mnie wkurzył, bo już trzeci tydzień robi wycenę. A miał zaczynać instalacje po Świętach. Jak ja mam serdecznie dosyć wszystkich fachowców. I ich terminów. [/url]

Anisia3

Dzisiaj mi trochę lepiej, ale wczoraj jak wróciłam z budowy to chciało mi się płakać. Takie fajne sufity sobie wymysliliśmy na poddaszu i figa z makiem. Tak to przynajmniej wczoraj wyglądało.

 


A wymyśliliśmy sobie, że zostawimy na wierzchu kleszcze. Wełna będzie nad kleszczami, tylko w korytarzu i łazience sufity będą ciut obniżone i tam nie zależało nam na pokazywaniu drewna. Tak sobie myśleliśmy, że kleszcze ładnie się wyszlifuje, zabejcuje na ładny, ciepły kolor. Od spodu nabije się deski, żeby tworzyło coś na kształt pełnej krokwi. Będzie pięknie. No i właśnie wczoraj do pracy przystąpili karton-gipsiarze, przykręcili listwy startowe do jednego kleszcza w naszej sypialni i... różnica poziomów jest 2 cm. Widać gołym okiem. I teraz tak: jak będą tryzmać poziom desek, to sufit będzie krzywy, a jak poziom poziomu to w niektórych miejscach kleszcza zniknie nawet połowa. Cały urok belek na wierzchu znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co to za belka, którą ledwo widać?

 


W dfomu burza mózgów. Już prawie skłonni bylismuy zrezygnować z odkrytych kleszczy i zrobić równe, tradycyjne sufity Szkoda roboty i straconej powierzchni nad pokojami, bo skoro wełna nie musi być nad kleszczami, to tam można było zrobić dodatkowe nieużytkowe poddasze z graciarnią. No i nie będzie drewna na wierzchu, a tak mi się ten pomysł spodobał. Kiedy zrobili dach, wyglądało całkiem ładnie i równo.

 


Zadzwoniłam do znajomych, którzy mają widoczne belki na poddaszu. O, jka dobrze, że są ludzie, którzy budowali przed nami i czasem mają podobne pomysły.

 


Leszek szybko naprowadził mnie na właściwy tor myślenia.

 


- Spokojnie, drewno budowlane, to wiesz, nie jest zbyt piękne, nieobrobione. Pewnie jak byś wcześniej o tym pomyślała, to zamówilibyście inne deski, ale musisz przyzwyczaić się do tego, że w trakcie budowy różne pomysły przychodzą do głowy w ostatniej chwili.

 


W każdym razie oni zrobili tak: te surowe kleszcze i belki, bo też je mają co ileś tam krokwi, obłożyli ładnymi deskami, coś na kształt korytka. Poziom reguluje się wtedy tymi ładnymi dechami, a co jest w środku, to przecież nikogo nie obchodzi czy dwa cm "w tę czy we wtę". Kamień z serca mi spadł. Belki na suficie będą.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...