Ogólnie nie wiem po co to w zasadzie piszę Może żeby nie zapomnieć...
Ok, nie opowiem jak szukałam działki wymarzonej, bo moja wymarzona to jest na Marszałkowskiej. Wzięłam jaka się podobała mamie, była funkcjonalna, tania i miała dobry dojazd do Wawki (praca). A że mamie się wszystkie podobały, bo ona w mieście po prostu nie chce, no to szybko poszło.
Nie opowiem o skrzętnym wybieraniu projektu, bo wybór miał zasady jak wyżej. Padło na prosty dom - 140 m z poddaszem użytkowym i garażem.
Nie będzie mrożących krew w żyłach opowieści o papierologii, bo opatrzność nad wariatami czuwa Trafiłam na pana, który miał mi dom budować. To było przed moją obecnością na tym forum i nie miałam pojęcia co mnie czeka. Pan mnie uświadomił dokumentacyjnie. Kiedy skończył wyliczanie, jedyne co powiedziałam to było nieparlamentarne i poprosiłam o powtórzenie powoli. Pan popatrzył na mnie jak na obrzydlistwo okropne, westchnął, pomamrotał coś o idiotach, którzy się porywają na rzeczy, o których nie mają pojęcia i powiedział: "dawaj pani te papiery". Nie miałam papierów, bo nawet projektu do końca nie odebrałam. Kolejne mamrotanie pana, a nie powiem brzydkie też padały, coś wspominał o tym, że jakby wiedział co ze mnie za jedna to by sobie darował, i sobie poszedł. Jak się okazuje poszedł po urzędach... Załatwił papiery, czasami coś tam podpisywałam i już. Okazuje się, że załatwił poprawnie. Chciałam mu zapłacić, ale powiedział, że sobie odbije przy budowie. Nie odbił sobie, bo wyjechał. Do Szwajcarii i niech mu się tam szczęści.
A ja zostałam bez pana do budowania domu. Ale pojawił się następny (tak to jest z facetami:-) ). Też było śmiesznie, bo pan mnie zapytał z czego ja to chcę budować. Ja na to: "z cegiełek chyba, nie?" Ubawił się setnie, nie wiem czemu.
Ogólnie podziwiam ludzi, którzy potrafią snuć godzinami opowieści o tym z czegóż to ich domki są pobudowane. Ja potrafię tylko powiedzieć, że z Ytonga. I już. I blachę ma na dachu. Nie mam pojęcia czy mi się to na łeb nie zawali. Nawet gdybym wiedziała z czego to i tak nie miałabym pojęcia o czym do mnie mówią. Fajnie, że Wy wszyscy tak się orientujecie - ja nie wiem i nie chcę wiedzieć. W końcu do dziś nie wiem do końca jak działa samochów, a kupuję taki na jaki mnie stać. I tak jest z domem. Może to lekkomyślne, ale... trudno, stało się.
I tak się to plecie. Kiedyś przyjechałam na budowę, a tam światełko się pali. Pytam skąd ono - panowie na to: "z elektrowni, he he he". Okazało się, że majster załatwił. Myślałam, że na dziko jakoś, ale nie, następnego dnia przyjechał pan z elektrowni, kazał podpisać, zapłacić za "przyłącze", cokolwiek to jest i już. Zadzwoniłam do rzeczonej elektrowni, żeby się upewnić, czy on jakoś nie fałszywy ten pan od nich i czy nie zapłaciłam za frajer (mogłam sprawdzić przed zapłaceniem, to fakt:-) ) Okazało się, że pan prawdziwy, papiery są w porządku...
Z wodą przyszedł sąsiad, o którym nie wiedziałam, że go mam, bo tam goła gleba koło mnie, ale go mam. Już teraz zresztą stan zamknięty mu stoi. I on to właśnie (sąsiad, a nie jego stan zamknięty) tę wodę załatwia.
To o czym mam się tu dzielić? O wykończeniówce...
Na dzień dzisiejszy mam dach, ogrodzenie, nie mam okien, a więc od tego zacznę.