Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    34
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    79

Entries in this blog

master111111

Batuta Gosi i Grzegorza

No to jedziem. Zacznę od zewnątrz.

 


I stało się . Po prawie rocznej przerwie w końcu zabraliśmy się za nasza elewację . Bynajmniej nie zebrało się to z lenistwa ale z braku dość znacznej gotówki, jaką elewacja pochłonęła. Opłacało się zbierać nawet najmniejsze faktury, także od znajomych (o tym cii) , bo teraz to państwo nam oddało należne odpisy.

 

 


Z początku mieliśmy jedną firmę poleconą przez znajomych i głowy napchane opowieściami jak to trudno znaleźć kogoś do pracy. Panowie przyjechali , zobaczyli , pokrecili nosem i pojechali. Cenę wstępnie ustaliliśmy lecz przedtem chcieliśmy zobaczyć ich wykonawstwo. :) Jak zawsze chwalili się, że już masę domów wytynkowali strukturą ale z wymienieniem ich to mieli mały problem. Amnezja, czy co ? Polecili nam dwa budynki. I tu nie było już tak wesoło. Niby wszystko ładnie, ale jakoś nie tak, trudno było wskazać wyraźny błąd na elewacji (całe szczęście nie naszej) , jednak jak się patrzyło to powstawał jakiś niesmak. To tak samo jak z seksem u facetów . Nawet zaraz po. Niby nasycony ale wciąż mało. Z czasem podob no to mija. I tu tak samo . Pewnie chodziło o sposób zacierki. Kilka dni później jednak się rozmyślili, ponieważ doszli do wniosku, że jednak czasowo się nie wyrobią. Spad nam kamień z serca, ponieważ powierzyć tak ważną część budowy naszego gniazdka i nie być pewien efektom końcowym, to trochę za dużo. A tak , problem sam się rozwiązał.

 

 

 


Bogatsi już o kolejne doświadczenia, zaczęliśmy od nowa.

 


Rozpoczęło się od tego, że przejechałem się po sklepach budowlanych i pozbierałem wizytówki oraz zebrałem adresy od zaprzyjaźnionych sprzedawców. Dodatkowo, ze szczególną uwagą obserwowaliśmy samochody firmowe krążące po okolicy, zapisując numery telefonów. Zaczął się przesiew. Prawie za wszystkimi się umówiłem, pokazałem zakres prac i czekałem na ich ofertę cenową. Jedni się umawiali ale na tym się kończyło, inni byli słowni i punktualni. Z tymi pierwszymi raczej już się nie spotykałem , nawet jeżeli sobie poniewczasie przypomnieli o mnie. No bo jak to wygląda, żeby już na początku wyprawiać takie harce. Nie lubię tego. Istniała pewna prawidłowość. Jak budowlaniej przyjeżdzał lepszą furą to i cena rosła. Grosze auto , niższa cena. Zapraszam wszystkich na rowerach.

 

 


Wybór padł na miejscowa firmę budowlaną. Ceny jakie ustaliliśmy to 20 zł za m2 wykonania elewacji tynkiem cienkowarstwowym SILIKATOWO-SILIKONOWY WEBER TD336 Extra Clean , dokładnie baranek 1,5 mm. Był w promocji. W cenę wchodziło także poprawienie wykończenia ocieplenia, to jest założenia listew wykończających na dolnej krawędzi styropianu. Miało to utworzyć przede wszystkim równą krawędź, wzmocnić właściwości fizyczne oraz choć trochę przed gryzoniami. Użyliśmy zwykłych narożników z siatką, a nie takich jak rekomendują producenci – znacznie droższych. Trzeba przyznać, że świetnie się do tego nadały. Wspomnieć też należy o pasach na frontowej ścianie budynków, które wg nas bardzo ożywiają i wzbogacają całość.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/DSC05370.jpg

 


Oczywiście spisaliśmy umowę, w której koniecznie zawarł się punkt o gwarancji i należytym zabezpieczeniu kostki wkoło, okien i parapetów, rynien czy dachówek. :) Później bardzo się to przydało. Jednak nie było tak różowo jak miało być. Po pierwsze w trakcie podpisywania umowy firma miała jeszcze jako takie zasoby rąk do pracy. Miesiąc później dwóch pracowników odeszło i stanęliśmy prawie nad progiem ponownego wyboru wykonawcy. Umowa znowu się przydała. W skrócie podpisałeś, to teraz wykonaj. Szkoda tylko tego czasu. Zaplanowaliśmy, że prace zaczną się 1-szego czerwca i potrwają maksymalnie 3 tygodnie (z dużym zapasem na niekorzystna pogodę). Okazało się, że nie dość wszystko ruszyło 3 tygodnie późnie, to jeszcze przeciągnęło się 1,5 miesiąca. Szkoda, że w umowie nie znalazł się akapit o potrąceniu za każdy dzień zwłoki jako kolejny motywator do pracy. Pan Adam, jeden z tynkarzy i zarazem właściciel firmy, ma taką rotację pracowników, że tylko w trakcie pracy u nas przewinęło się ich pięcioro. Szczerze nie wiem czego teraz ludzie szukają, zwykli pomocnicy od przynieś/podaj, przebierają niczym dyrektorzy. Trudno w takich warunkach prowadzić interes, nie wiedząc czy jutro ktoś przyjdzie do roboty. Dniówka a na poziomie 100-120 złoty już nie wystarcza.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/DSC05350.jpg

 


Dodatkowych negocjacji dotyczyło wykończenie sztukaterii. Tutaj nie miał być kładziony baranek ale cekol C-35 zewnętrzny na gładko, a potem malowany farbą elewacyjną , również od Webera. Cekol nakładano bardzo pomysłowo, bo pędzlem. Było to bardzo pracochłonne. Kosztowało nas łącznie 500 zł i dużo marudzenia o dokładaniu na tym etapie. No ale przecież mieliśmy umowę.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/DSC05351.jpg

 


Idąc za ciosem pomyśleliśmy, że skoro i tak wkoło narobi się bałagan, to czemu nie wykonać od razu tynku w garażu i płytek na podłodze. A zaraz potem narodziła się myśl o tym, że skoro będzie już rozstawione rusztowanie, to jest to dobra okazja na wykonanie podbitki. A w ogóle, to w przyszłości chcieliśmy wykonać zadaszenie nad tarasem i żeby to wszystko ładnie współgrało z tworzącą się elewacja, to należy już teraz część konstrukcję wpuścić w nią – do muru. Słowem niekończąca się budowa.

 

 


Na tynk w garażu wybrałem najtańszy gipsowy maszynowy, bo to tylko garaż. 20 złoty za worek 30 kilowy. Wyliczyłem, zgodnie z danymi producenta, że powinno im starczyć 20 worków, co jednak okazało się nieprawdą. Wiem, że obcy nie szanują tak materiału jak ja sam, ale 37 worków ? Cóż począć, przecież tego nie zjedli. Z dwa worki zmarnowali z początku – jakieś problemy z regulacją pompy. Tu hamowałem moja małżonkę, przed wypominaniem im tego, żeby nie podgrzewać już dość napiętej atmosfery.

 


Zaraz po nich do garażu wkroczyłem ja. Do tej pory podłogę stanowił beton. Potwornie się to nosiło i kurzyło w domu. Rada na to jest dość prosta – trzeba położyć kafelki. Wykorzystaliśmy resztki (całe kafle) jakie nam pozostały z wcześniejszego kafelkowania innych pomieszczeń. Tak powstała opaska przy ścianach oraz pas środkowy wyznaczający stanowiska dla samochodów. Resztę kafelek dokupiliśmy w takim kolorze aby każda paproch nie rzucał się w oczy. Padło na Taurus gres 30x30 od Ceramika gres. To naprawdę godny polecenia produkt. Zauważyłem, że doszedłem już w układaniu do niezłej wprawy, jak na amatora. Położenie zajęło mi, z fugowaniem, dwa dni. Daje to 15 metrów dziennie i zaoszczędzenie około 900-ciuset zł , czyli wiecej niz kosztował cały materiał To lubię.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/DSC05362.jpg


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/P1330697.jpg


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/P1330698.jpg


Nie zmienia to jednak prawdy takiej, że nieważne ile by się zarabiało i oszczędzało, to na budowie i tak zawsze tych zaskórniaków jest za mało.

 

 


Niebawem zamieszczę kosztorys oraz więcej fotek.

 

 


cdn

master111111

Batuta Gosi i Grzegorza

Dziś dodam same fotki, ale przecież wiadomo, że jedno zdajecie to tysiąc słów.

 

 


To nasz drugi syn. Wiktor teraz jest w drugiej klasie. Świetnie się uczy, z matmy to prymus szkolny. Takiej pociechy to można sobie tylko wymarzyć.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/w1.jpg

 


Bardzo lubi się bawić z naszym psem Luną.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/luna.jpg

 


A oto Martyna, teraz to już prawdziwa panna na wydaniu. Świetnie tańczy i pstryka bardzo ładne fotki.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/M1-1.jpg

 

 


Nasze wspólne zdjęcia .

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/Panoramawsplne2.jpg

 

 


Ta piękność po prawej to moja Małgosia , obok Paweł (brat Małgosi), na drugim zdjęciu małżonka ma wraz ze mną

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/Panoramaz2.jpg

 


Na koniec kilka widoczków jakie bardzo często mamy okazję zaobserwować z naszej górki. Jednak to prawda, że przyroda to najpiękniejszy teatr .

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/p3.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/p2.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/P1.jpg

 


Cdn.

master111111

Batuta Gosi i Grzegorza

cdn.

 

 


Oj minęło już sporo czasu odkąd tu zaglądałem i cokolwiek napisałem. Różne były tego przyczyny o których raczej nie chcę pisać, wszak nie ma człowieka bez winy. :) W ramach przeprosin mojej Małgosi postanowiłem sprawić jej wielka niespodziankę, mam nadzieją, że miłą i długo oczekiwaną.

 


Jaki ze mnie idiota. Największy na świecie. Jak brak tolerancji może zaślepić i popsuć tak wspaniałe małżeństwo. Teraz już z tym koniec. Nie poddam się.

 

 


Tyle się wydążyło, można by kilka rodzin obdzielić, nasz domek wypiękniał, rozkwitł. Tak samo jak nasze małe stadko - dzieci. Choć żal bierze, że tak szybko rosną. Zacznę od najmniejszego.

 


Igor, fisiu, czy łapulcem też zwany tosz to istny anioł, z całą pewnością urodę czerpał garściami od żoneczki. I dobrze, bo ode mnie to tylko szpiczasty noś oraz długie ośle uszy mógł w niechcianym pakiecie genowym nabyć. O łysiejącej czuprynie już nie wspomnę. Oto cały ja.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/igu111.jpg

 


Może dokończę dalsze przygody naszego synka z WIELKIM serduszkiem.

 


Na umówiona wizytę 16 lipca nie pojechaliśmy, bo oczywiście zaczął się okres strajkowy naszej służby zdrowia. Nie wiadomo czy się cieszyć z odroczonego wyjazdu. Za to przyjął nas gdański oddział kardiologiczny i po badaniu szybko wróciliśmy do domu. Wszystko było na razie wporządku, oczywiście jak na dziecko za stentem w kanałach. Przez krótki okres jaki tu poprzednio przebywaliśmy zdążyliśmy sobie narobić wrogów. Nam to zwisa, mnie dodatkowo powiewa, ale Ci durni lekarze (czasami pielęgniarki) przez swoją zawisłość szkodzą naszemu maluszkowi. Może warto to trochę jaśniej wyjaśnić. Nie jesteśmy jakimiś krzykaczami, Małgosia to harda sztuka ale w środku ma serce ciepłe i miękkie.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/igu.jpg

 


Jak w poprzednim poście pisałem, odbywały się tam rozgrywki personalne, których ofiarą była nasza doktor prowadząca. Ordynator, użyję tu modnego ostatnio słowa, wywierał na nią moobbing. Co to oznacza ? W tym przypadku oznaczało to działania polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu, mające na celu poniżenie i ośmieszenie, a także izolowanie i wyeliminowanie z zespołu współpracowników. Tu dodatkowo doszło do rękoczynów. Żona była mimowolnym obserwatorem zajścia i zgodziła się być świadkiem w toczącej się sprawie. Choć jam sam nie wiem czy dałbym się wciągnąć w naszej obecnej sytuacji w to bagno, to i tak uważam, że mimo to postąpiła słusznie. :) Tak trzeba było. Niedługo po tym dowiedzieliśmy się, że dziecko z którym Iguś wtedy tam leżał na sali umarło. Piękny chłopiec na którego rodzice czekali 16 lat !!!. Prawdą jest, że urodził się bardzo chory z niewielką szansą na normalne życie. Umarł dlatego, że po badaniu pielęgniarki zapomniały ponownie włączyć respirator, a alarm ściszyły na maximum. Z żoną uważamy, że lekarze to grupa zawodowa która jest obdarzona największą znieczulicą. Dlaczego tak uważamy ? Otóż zbyt dużo razy mieliśmy okazję obserwować, niestety , zachowanie, które w szczególnie ciężkich przypadkach mówiło coś jakby „to dziecko i tak nie ma szans, lepiej jakby umarło” …. Ale dość już o tym.

 

 

 


Na razie mieliśmy spokój, pociecha dużo jadła i rosła w szybkim tempie . Do Centrum Zdrowia Matki Polki pojechaliśmy 15 października 2007r. Tam w trakcie badania powiedziano nam, że nastał ten czas kiedy operacja zdaję się konieczna. Z jednej strony chcieliśmy tego od początku, a z drugiej zawsze istnieję możliwość pójścia czegoś nie tak i lęk przed niewyobrażalną stratą.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/panoramaigor1.jpg

 


Z uwagi na to, że od 1 czerwca przebywałem na urlopie najpierw macierzyńskim, zwanym czasami tacierzyńskim, a po dwóch miesiącach dalej na wychowawczym, zapadła z góry wiadoma decyzja, że to ja pojadę z Igusiem na operację .

 


Swoją drogą zastanawiające jest, że skoro taki sam urlop macierzyński i zasiłek przysługuje mężczyznom - ojcom, to dlaczego faceta na urlopie macierzyńskim nikt się nie czepia, a potem nikt go nie zwalnia?

 


Datę wspólnie z przecudną doktor Mazurek, słusznej postury, :) ustaliliśmy na 3-go grudnia 2007. Marzyło się nam aby na zbliżające się święta wrócić z takim dużym prezentem, dla wszystkich. Wcześniej jednak trzeba było się tam znowu dostać tą śmierdzącą, brudną koleją. Człowiek dorosły kierując się rozsądkiem i głównie obrzydzeniem stara się jak najmniej dotykać tego kilkudziesięcioletniego syfu w koło, ale dziecko jest jeszcze zbyt ufne, ono nie wie, że tu wszędzie czają się śmiercionośne zarazki. Iguś, jak żadne inne z naszych starszych dzieci, co tylko chwyci, to od razu wtyka do buźki. Jak nic Łapulec. Tak mi teraz wpadło do głowy, że odkąd zacząłem jeździć/katować się koleją, to nigdy nie słyszałem jakiejś obcej, zachodnioeuropejskiej mowy innych pasażerów. He, he, ciekawe dlaczego.

 


400-sta kilometrów w aż 7 godzin pociągiem pośpiesznym, trasą która przecież nie ma dziur czy korków to stanowczo zbyt wiele. Potem pozostał jeszcze kilkunasto minutowa jazda taxi i już byliśmy, niestety tylko ja i maluch, na izbie przyjęć. Z wielkim trudem, pamiętam jak dziś, będąc mokrym od potu, niosąc w jednej ręce nosidło z Fisiem, a w drugiej walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami, na nie wiadomo jak długo, zapukałem do okienka. No i wyskoczyła jak się można domyśleć pani z okienka. Bardzo zdziwiona . W 99% to mamy zostają z dziećmi, a tu taka niespodzianka. Szczerze myślę, że gdyby to Małgosia jechała zamiast mnie, to by sobie z tym pobytem tam nie poradziła. Dostaliśmy izolatkę, no bo przecież dziecko przed operacją nie powinno niczym się zarazić ani nikogo zarażać. Pozostało mi już tylko czekać. Niestety to Iguś zaraził się wirusem Rota. Oznaczało to ni mniej ni więcej tyle, że teraz to izolatka zaczęła nabierać prawdziwego znaczenia . Prawie zero wychodzeń, ścisła dieta i nuda w pomieszczeniu wielkości średniej wielkości WC. Nastrój też miałem jak z sedesu wyciągnięty. A w radio ciągłe świąteczne dzingle puszczali. Świnie. Na domiar złego potworne opóźnienia w przeprowadzaniu operacji (teraz anestezjolodzy strajkowali). Ryczeć się chciało. Niewiele ludzi potrafi sobie wyobrazić jak trudne i męczące może być opiekowanie się oraz zabawianie dziecka w małym, nudnym pomieszczeniu z wymiotującym wciąż dzieckiem. Praktycznie beż chwili dla siebie. Chyba tylko dzięki mojej Małgosi i częstym z nią rozmową telefonicznym udało mi się jakoś przetrwać (dosłownie) . Reasumując po drugim badaniu kontrolnym i wyraźnej poprawie Igor znów stanął w kolejce do zabiegu operacyjnego. :) Operację ustalono na dzień 13 grudnia 2007 w piątek.Coś nas te piątki 13-go prześladują. Przedtem musiał jeszcze sporo wycierpieć w licznych badaniach i próbach założenia mu drogi centralnej. To taka igła która na stałe jest w żyle. Wtedy też, przez łzy, Igor pierwszy raz powiedział tato w swój cudowny dziecięcy sposób. Do tej pory słyszę to pełne żałości z bezsilności „tati tati”, gdy dwie pielęgniarki 5-ty raz z rzędu nie mogły znaleźć żyły aby się wkuć. Serce się łamało i gdyby nie było to konieczne, to bym go wyrwał i mocno przytulił, uspokoił. Trochę to też jego wina, bo grubasek jeden tak bardzo kochał mleko, że przytył i żyły się schowały pod tłuszczykiem .

 


Ale udało się , niestety drogę założyli w stopę- bardzo niewygodne miejsce. Mnie pozostało już tylko podpisać kilka papierków o znanych zagrożeniach przeprowadzenia operacji i w ogóle wprowadzenie dziecka w śpiączkę farmakologiczna, itp. Pod wieczór Igor pojechał na operację. Z całych sił starałem się odrzucić od siebie myśl o tym, że być może widzę go już po raz ostatni. Taki pierwotny strach. Okropne kilka godzin w moim życiu. Ale wszystko poszło zgodnie z planem. Chirurg wyciął nieszczęsny stent z przewężoną aortą, a końcówki naciągnął i zszył. Istniało tu ryzyko rwania się ww. i konieczności wstawiania sztucznego implantu.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/panoramaigor2.jpg

 


Iguś to silny facet, z szybkością sprintera odleżał swoje na sali pooperacyjnej. Tylko niecałe 20 godzin, niestety niektóre dzieci spędzają tam nawet kilka tygodni. Cały czas myślałem, że naszego synka będą kroić wzdłuż mostka , a tu taka niespodzianka, bo ma tylko ok. 7 cm bliznę pod łopatką, która szybko znika. Super.

 


Nawet później na kardiochirurgii Igor w błyskawicznym tempie zdrowiał. Po 2 dniach odłączono mu sączek, ponieważ krwawienie ustało. Tutaj także łatwiej się przebywało, były spacerówki dla dzieci i pokój z zabawkami, a ja sam miałem z kimś od czasu do czasu pogadać. :)

 

 


W czwartek załatwiłem wypis i czym prędzej udaliśmy się znów na PKP. Tym razem już nie marudziłem na brud, choć droga do moich bliskich dłużyła się po dwakroć. W Gdańsku przywitała nas moja stęskniona kochana żona. Nawet drugi, starszy, syn też już nie mógł się doczekać.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/IW.jpg

 


Od tego czasu Igor świetnie się rozwija, prawdziwy z niego majsterkowicz. Wystarczy, że coś zobaczy , to w mig potrafi to powtórzyć. Dziękuję Ci Małgosiu za taki skarb.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/igu1111.jpg [/img]

 

 


niebawem cdn

master111111

Dziś zakończenie roku szkolnego dzieciaków, a także nasza przeprowadzka do nowego domku. Starczy już tego mieszkania w samotności , bo od kilku już miesięcy czuję się jak na delegacji , jak marynarz co do rodzinnego portu zagląda sporadycznie . Strasznie przez tą budowę ( i z innych powodów również) rozluźniły się nasze stosunki rodzinne . Zawsze myślałem, że wszelkie tragedie rodzinne najczęściej zbliżają do siebie jeszcze bardziej… ale u nas coś poszło nie tak, na opak.

 

 


13 kwietna 2007r, zresztą w piątek, gdy pierwszy raz nasz mały synek został sprowadzony do naszego domku, miał atak, załamanie, coś … W czasie karmienia przy piersi zaczął potwornie płakać, a chwilę później oddychać. Zsiniał. Na początku nie dotarło do mnie, to co się stało. Pędem do szpitala, cisza w samochodzie, w drodze uspokaja się, powraca oddech. Tam pierwsza diagnoza : ma 2 razy większe serduszko. Podali tlen. Ledwo oddycha, jakby nieobecny, wątły. Szpital w Lęborku to dno jeżeli chodzi o opiekę nad takimi przypadkami, brak sprzętu i fachowej kadry pielęgniarskiej. Przyjeżdżają teściowie i dzieci, bardzo to przeżywają. Wzywają karetkę z Gdańsku –Oliwie. Igor nocą jedzie na OIOM do Szpitala Dziecięcego na Polanki, nas nie wpuszczają. Rano odwiedziny. Sale robią wrażenie. Opieka 1 klasa – najlepsza jaka do tej pory zaobserwowaliśmy. Tamtej kadrze medycznej widać, że zależy na pracy , profesjonalizm. Stabilizują funkcje życiowe Igorka, który został zaintubowany i uśpiony.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/polanki.jpg

 


Wszelkie badania kardiologiczne między innymi echo serca odbędą się w poniedziałek, weekend. Cholera. Lekarze nas uspokajają, że nic mu nie grozi, stan stabilny. Dziecko z sąsiedniego pokoju umiera.

 


W poniedziałek wiemy już, że synek ma krytyczną koarktację aorty. W jego przypadku aorta zstępująca, za łukiem ma przewężenie o przekroju 1mm zamiast 10. Stąd nadwyraz rozwinięte serduszko, szczególnie lewa strona.

 

 


Przenoszą Igora do Akademii Medycznej w Gdańsku, na oddział kardiologiczny. Tam kolejne ciężko chore dzieci i odbijające się na pacjentach rozgrywki personalne. Opieka różna, zależna od zmiany pielęgniarskiej. Kolejna seria badań, diagnoz. Wykonano cewnikowanie i BEZ naszej wiedzy i pozwolenia założono mu stent na aorcie (niestety ten nierozciągliwy). Uszkadzają mu przy tym worek osierdziowy i zbiera się krew. Podobno to się zdarza , naszczęście wchłania się ona, a krwawienie ustaje.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/stent.jpg

 


Teraz średnica wynosi 4,3mm i jest to tylko rozwiązanie tymczasowe.

 


W związku z powyższym zaistniała konieczność wylotu samolotem medycznym do Centrum Zdrowia matki Polki w Łodzi na zabieg operacyjny, trwale rozwiązujący problem. Ja tłukę się łącznie 7 godzin pociągiem , Małgosia i synek samolotem 40 minut. Na miejscu o niczym nie wiedza, na oddziale nikt na nas nie czeka, ale przyjmują. Kolejni mali pacjęci i tyleż nieszczęść. Tutaj kolejne badania całego jego małego ciałka. Sprawdzają wielokrotnie, podają kolejne antybiotyki i inne medykamenty. Zabiegu jednak teraz nie będzie, podobno nie ma potrzeby. Odzyskał siły, pielęgniarki dziwiły się ileż to nasze dziecko może wypić mleka. Nasz żarłok przybrał na wadze. Po 3 tygodniach wróciliśmy do domu.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/dz.jpg

 


Dziecko dobrze się rozwija, przybiera na wadze. Dwa razy w miesiącu jedzie na badania kontrolne w Gdańsku. Najgorsze jest to, że im będzie starszy( cięższy) , tym coraz gorzej będzie z jego kondycją. 16 lipca znowu wracamy do Łodzi na badania okresowe, może na operację, nie wiemy.

 

 


To oczywiście tylko telegraficzny skrót, wzmianka. Dużo by można pisać…

 

 

 


Może to nie jest zupełnie związane z dziennikiem budowy, ale chciałem aby tu było. Po powrocie wziąłem się do pracy, dalej za wykończenia domu, o czym jeszcze napisze. Zresztą żon na pewno będzie mnie wielokrotnie napominać.

 

 


cdn.

 


master111111

Batuta Gosi i Grzegorza

Przyszła wiosenka upragniona.

 


Aż chce się wyskoczyć na podwórze i zająć się obejściem. :) Zresztą jakieś niedzieli uczyniłem to i z wielką przyjemnością odnowiłem, prześwietliłem korony dwóch najbliższych jabłonek w naszym „sadzie”.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/jabo.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/jabo1.jpg

 


Minęły już zapewne całe wieki jak ktokolwiek poświecił im choć trochę uwagi, wyłączając szabrowników jabłek ;P) . Na ziemie powędrowała cała masa suchych i zrakowaciałych gałęzi, a także niezliczona ilość zbędnych pędów. Na resztę jabłonek przyjdzie czas na jesieni.

 


Kilkanaście dni temu dokupiliśmy kilka nowych drzewek, na nowy sad. Już za kilka lat będziemy się cieszyć czereśniami, gruszami i śliwami. Trzeba je jeszcze z głowa posadzić, a potem czekać i pielęgnować. Wykopanie siedmiu dołków , wymiana podłoże na żyźniejszą glebę zajęła dobra chwilę ale mamy nadzieję na smaczne profity.

 


Obsadzona została także nasza droga w celu zapobieżenia nawiewania śniegu.

 


Na początku miały to być żywotniki , ale skoro znajdą się tacy co z cmentarzy … , to pozostaliśmy przy pospolitym świerku. Świerk nie jest zły, bo mało z nim roboty, a będąc równomiernie oświetlony powinien nie gubić dolnych igieł tworząc gęsty żywopłot.

 

 


A w naszym domku trwa wykańczanie pomieszczeń , czyli malowanie. Na dziś cały parter jest już niemal w 100 % ukończony.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/sypialnia.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/przedpokoj.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/salon.jpg

 


Pozostało tam już tylko ułożenie listew przypodłogowych i maskujących przy futrynach oraz montaż parapetów. Czyli tyle co nic. W korytarzu natomiast żonka zażyczyła sobie wnękę, na którą poświęciłem kupę czasu. Aż wstyd się przyznać ile.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wneka1.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wneka2.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wneka3.jpg

 


Jak ktoś zna zasadę, to idzie szybciutko, a ja musiałem do wszystkiego dojść sam. Cieszy fakt, że jest stabilna i nie chwieje się na boki. Następna półka z regipsu pójdzie szybciutko. :) Całe szczęście, że Małgosi się podoba, bo z początku to mieliśmy trochę sprzeczne wyobrażenia na ten temat tj. dochodziło do spięć. Ale teraz jest dobrze -->stanęło na Jej pomyśle. Ach te baby (kochane). Naj efektowniej wygląda po zachodzie słońca , robi sie tak nastrojowo i ciepło.

 

 


Moja żonka kochana jak zwykle miała najwięcej problemów z doborem kolorów farb na ściany. I nic tu nawet zaprzyjaźniona dekoratorka wnętrz nie pomogła. Co prawda naświetliła Jej jakiś ogólny zarys, a kłopot nadal pozostawał.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piwnicasciany1.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/prz1.jpg

 


Ja bym ten kłopocik rozwiązał podczas jednej wizyty w sklepie z farbami ale wolałem się zanadto nie wtrącać. Dobrze, że co do koloru sufitów jesteśmy zgodni. Ha ha. Syn już też wie jaki chce mieć kolor ścian w swoim przyszłym pokoju. Będzie to pomarańczowy i żółty, na dodatek chce go pomalować sam. Tego się jednak obawiam, przecież ma dopiero 7 latek.

 

 


Jeżeli już jesteśmy przy dzieciach, to wypada wspomnieć, że nasza gromadka powiększyła się o jeszcze jednego łobuziaka.

 


28 marca 2007 r. z bardzo wielkim trudem i po kilku już próbach na świat przyszedł, przepraszam zostaw wypchnięty Igor August Majewski. Dziecko monstrum ale śliczne. Ważyło 4450 g i mierzyło 57 cm długości. Duża głowa. Po 12 dniach waży już 5 kg , z czego cieszy się Małgosia , bo wyciąga z niej całe nagromadzone zapasy. Jedno zdjęcie za 1000 słów.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/Igorwsolarium.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/igorek.jpg

 


Pora wrócić trochę wstecz. :)

 


Na początku roku dostaliśmy sporego kopa od pogody. Przyszły śniegi, a potem deszcz i roztopy, mimo to ziemia nadal była zmarznięta. Po takiej właśnie spłynęło do naszej piwnicy około 15 m3 wody, mając w nosie nasze środki zaradcze, które skądinąd sprawdziły się już niejednokrotnie. Plan zaradczy jest już gotowy i w najbliższym czasie pozostanie wprowadzony w czyn.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/beczka.jpg

 


Małgosia była załamana.

 


Ta ogromna ilość wody pokrywała całą nasza piwnicę na wysokość ok. 10 cm. Mało tego. Dostała się w warstwę ocieplenia podłogi ( styropian 10 cm) przez studzienkę w pralni, wnikła we wszelkie ściany i sprzęty.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piwnicascianytynk1.jpg

 


Na parterze właśnie trwało układanie kafli i wszystko co tam było powędrowało na dół, co by nie przeszkadzało. Zalane zostały jak jeden wszystkie moje wiertarki, boshe, wkrętarki, i inne, oraz zaprawy, kleje i opał. Elektronarzędzia zaraz powędrowały na kaloryfer. Woda natomiast pozostała.

 


Z jednej strony studzienka w pralni spowodowała zalanie ocieplenia, teraz za to będąc poniżej poziomu posadzki pozwalała na wypompowanie wody. Całe popołudnie zajęło nam usuwanie wody za okno i dalej. Bez pompki do brudnej wody nie było by to możliwe. Ta wsiąknięta w stałe elementy konstrukcji budynku musiała już poradzić sobie sama.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piwnicasciany4.jpg

 


Przez jakiś miesiąc na oknach osadzała się para, a potem stopniowo coraz mniej, aż w ogóle znikła. :) Miałem dylemat czy w taki mróz wietrzyć piwnicę w i tak niezbyt już ciepłym budynku ( ok. 12 stopni), a pracować trzeba było. W lato to drzwi i okna na oścież i wynocha z ta wilgocią. Teraz system musiał być kombinowany. Najpierw nagrzać, potem lekko uchylić okienko. Widać zadziałało.

 


Niedługo musze zrobić próbę na wilgotność. Co dziwniejsze wszelkie moje narzędzia do dziś działają , a z niektórych to nawet przez jakiś czas podczas pracy (pędem powietrza) wydobywała się woda. Mam nadzieje, że to drugie nasze zalanie tym razem będzie już ostatnie.

 

 


Solary,

 


W związku z tym, że słoneczko zaczęło przygrzewać, to nie pozostało mi nic innego jak uruchomić solary. Od zeszłego sezonu czekały sobie cierpliwie zasłonięte przed promieniami. Co prawda próbowałem już kilka razy wymusić jakoś obieg ale jak do tej pory próby spełzły na niczym.

 


Ciągłe zakrywanie kolektorów płytami styropianowymi po każdym silniejszym wietrz, o który u nas przecież nie trudno, na spadzistym dachu aż kusiło licho i trzeba było ta sprawę w końcu zamknąć.

 


Z wieloma osobami rozmawiałem na ten temat i wszyscy zgodnie twierdzili, że wina leży po stronie zapowietrzenia instalacji. O różnych sposobach odpowietrzenia kolektorów już nie wspomnę, w końcu to nie kabaret. Mnie w miarę sensownie wydawał się sposób siłowy, czyli wpompowanie tyle glikolu żeby jego napór przepchnął powietrze. Dokupiłem 5 l glikoli i do dzieła. Do dyspozycji miałem ręczna pompkę z tłokiem przeznaczoną do wykonywania prób szczelnośc instalacji grzejnych. Aby wpompować ta ilość potrzeba sporo czasu . Normalne ciśnienie robocze wynoki około 1 atmosfery , u mnie było 3. Nic to jednak nie pomogło , jaki i zresztą kolejne próby. Poddałem się. Nawet telefony do bezpośredniego przedstawiciela handlowego w tym rejonie z prośbą o interwencję nie dały rezultatu. Jakoś przełknąłbym stratę 120 zł /godz. + dojazd z Gdańska. Mimo to nie mogli się wybrać do mnie przez ok. 1,5 miesiąca. A słoneczko coraz mocniej przygrzewa, co z kolei stwarzało ryzyko przegrzania. Nawet w lutym gdy słońce miało chwilę dla siebie , czujnik wskazywał temp. do 120 stopni. W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś błąd i sprawdziłem ręką.

 


Poparzenie palców odpowiedziało samo za siebie. Począłem szukać pomocy gdzie indziej. W końcu przez znajomą ,Agnieszkę, zdobyliśmy tel. do innego, lokalnego producenta kolektorów, on z kolei …. podał jeszcze jeden telefon i takim oto wężykiem dotarłem do setna. Każdemu z osobna trzeba było naświetlić problem i oczekiwania. Męczące. Dobra nowina jest to, że jak już trafiłem na właściwych, to zjawili się u mnie w 3 godzinki później , szukając po okolicy kolektorów na dachu, bo przecież szyldu jeszcze nie mamy. Do zachodu słońca odpowietrzali instalację i … dupa. Dalej nie ma przepływu. Poczęli spekulować co może być przyczyną , no bo pewni byli , że nie zapowietrzenie. I tak wymieniliśmy odpowietrznik, rotatometr na licznik do ciepłej wody, i kilka innych pierdułek . Nic nie pomagało. Zaczęli powolutku dalej „rozbierać” instalację. I tu trafił się prawdziwy cud , bo już przy pierwszej próbie trafili, choć do głowy im by nie przyszło, że można by zrobić taki błąd. Okazało się że zawór zwrotny przy zasobniku został odwrotnie zamontowany, blokując skutecznie rotację glikolu. Krew mnie zalewa. Jak można zrobić coś takiego. Teraz wystarczyło już tylko go odblokować ( instalacja solarna nie ma już zaworu zwrotnego) , odpowietrzyć i włala.

 


Podliczają koszty to : części 100(skąd inąd teraz mi zbędne), robocizna 500 zł. Apeluję do wszystkich. Nie róbcie takiego co ja zrobiłem . Zamawiajcie tylko autoryzowaną firmę. Koszt i tak będzie taki sam. Pozostali instalatorzy, hydraulicy działają na tym polu tylko po omacku. Nie odpowiedzą na szereg waszych pytań lub co gorsza poniesie ich fantazja. Jest też drugie wyjście - róbcie sami , co najwyżej będziecie mieli pretensję do siebie, ale te krócej sumienie męczą.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/solary.jpg

 


Co do skuteczności ich grzania to mogę powiedzieć, że praktycznie nie muszę juz palić w piecu aby mieć ciepło wodę. Średnie czujnik wskazuje około 50 stopni, wczoraj 60 na wieczór. Fakt , mieszkam teraz sam i zużycie jest niewielkie , no ale toż to dopiero początek kwietnia. Dziś znowu fest grzeje, na wieczór będę musiał pewnie spuścić trochę gorącej wody, bo się instalacja przegrzeje. Ehh tak źle i tak niedobrze, czy działają czy nie , czy świeci słoneczko czy nie, zawsze jakoś nie tak.

 

 


Kuchnia

 


W przeddzień montażu zamówionej kuchni przywieźliśmy zmywarkę , lodówkę i piekarnik. Wystarczająco już długo czekały po magazynach sklepów na miejsce docelowe. :) Piekarnik jednak został nieznacznie i prawie niewidocznie uszkodzony gdzieś na przestrzeni czasu.

 


Zgodnie z planem, bo 5 kwietnia przyjechali do nas stolarze w ilości sztuk dwa. Na pace przywlekli częściowo złożoną naszą kuchnię. Potem metodycznie zaczęli ją skręcać w jedną dość harmonijną całość.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kuchnia3.jpg

 


Jestem pełen podziwu, że z odręcznie wykonanego szkicu i kilku pomiarów udało im się wszystko dopasować. Mnie same wzięcie miary zajęłoby co najmniej dwa dni. Na miejscu dokonali już tylko kilka, wręcz kosmetycznych modyfikacji.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kuchnia2.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kuchnia1.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kuchnia.jpg

 


Jednak nie obyło się też bez babola (czyt. błędu). Wielokrotnie powtarzaliśmy, że montując zlewozmywak bateria powinna być umiejscowiona pośrodku okna, tak aby jego otwieranie było możliwe. Majster co prawda dokonał dokładnych pomiarów w tym względzie lecz przez niefortunne obrócenie ww. wszystko wzięło w łeb. Jeszcze gdyby nie byłaby zrobiony otwór pod baterię, to wystarczyłoby go tylko odwrócić i po kłopocie. Teraz to albo nowy blat, albo nowy zlewozmywak. W sumie to nie nasz kłopot.

 

 


W wolnych chwilach natargałem sporo drzewa z lasu na opał. Głównie jest to buk.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/drzewobuk.jpg

 


Będzie tego, razem z tym co mi pozostało z poprzedniej zimy i odpadami budowlanymi, z 50 mp. Niebawem wszyściutko zostanie pocięte, porąbane i poukładane.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/dezewo.jpg


Cdn.

master111111

Mamy już położone kafelki na podłodze na parterze. Hura.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/salonkafelki.jpg

 


W końcu przestało się pylić i kurzyć. Niestety to nie ja je kładłem - jak zwykle brak czasu nie starcza na wszystko. Wyszło by na to, że zamiast na święta Wielkanocne wprowadzilibyśmy się na Bożonarodzeniowe. Na początku nie mieliśmy żadnej alternatywy niż nasz Bogdan od łazienki, ale później pojawiła się jeszcze Marcin. Bogdan miał taki atut , że pracowałby od rana i poszło by mu to szybciutko (chyba), natomiast Marcin pracowałby tylko po swojej pracy. Na czasie nam póki co nie zależało, a na koszcie robocizny jak najbardziej. Ponieważ wiedziałem już jak Bogdan kładzie kafle ( miał kilka uchybień- dla czepialskich ), a Marcina polecił mi mój szwagier , to ten element miał przeważyć. Przy czterech dychach od metra Bogdana, i dwóch Marcin odpowiedz nasuwała się wręcz sama. Dla mnie ogromna różnicą , choć wiem, że te 40- ci zł utargowałbym do 30-tu to mimo to ….

 


Ala „przetarg” wygrał tańszy.

 

 


Pozostała jeszcze kwestia umowy. Za drugim podejściem i mocną modyfikacja treści udało się dojść do konsensusu. Choć wiem, że w przypadku jakiej reklamacji to mogę ją sobie o kant d..y rozbić, to jednak w jakiś sposób motywuję ona do staranności. Wiadomo - co na papierze, to nie znika. Każdemu polecam takie rozwiązanie przy „grubszych” pracach.

 


Jako, że sprawy finansowe mieliśmy już uzgodnione, to pozostało jeszcze wybrać kafle.

 


Kafelkarz miał się pojawić już za kilka dni i z tego powodu musieliśmy trochę zawęzić pole naszych poszukiwań do kafelek dostępnych na miejscu i w odpowiedniej ilości. Przyznam, że niezmiernie to mnie ucieszyło. Małgosia lubi sobie nazwozić mnóstwo próbek, a potem jest tak skołowana, że nie może się zdecydować.

 

 


Wybraliśmy je wspólnie na zasadzie kompromisu. Chyba? Małgosia chciała duże 0,5x0,5m ale kolor jaki mieliśmy do dyspozycji kojarzył mi się z rzygowinami wegetarianina, a wiadomo nikt nie chciały po „pawiu” chodzić. Ja z kolej chciałem coś przystępnego cenowo w ciepłym kolorze, a rozmiar kafelek nie był dla mnie istotny. Stanęło na gresie z Gres Ceramika, a dokładnie na modelu Ventus o wymiarach 33x33x0.80 o IV gr. ścieralności (najwyższej).

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ventus.jpg

 


Celowo podaje takie informację , bo kto wie czy kiedyś się mi nie przydadzą.

 

 


I kto powiedział że niedrogie kafle nie mogą był ładne, co ?

 


Pośliśmy tu na łatwiznę i postanowiliśmy cały parter wyłożyć jednym modelem , aby nie mieć problemu z przejściami kolorystycznymi w poszczególnych pomieszczeniach.

 

 


Niezamierzeni upiekło mi się wnoszenie ich do budynku, (miałem sesję egzaminacyjną w rozpoczętej niedawno nauce fachu „bhp’owca”), a ten wyczerpujący obowiązek spadł na teściów i brata Małgosi. Mam nadzieję, że ona tego nie dźwigała. Bądź co bądź kafle na to nie piórko, a zważywszy na fakt, że było ich na 85 metrów powierzchni , to należą się im wielkie podziękowania.

 

 


Układanie kafli szło mu bardzo sprawnie, a uwijał się przy tym jak nakręcony. Pomagał mu zawsze jakiś pomocnik , którego zadaniem było mieszanie kleju i sprzątanie bałaganu. Już pierwszego dnia (tj. przez 3 godzinki) ułożył prawie całą podłogę w biurze.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/biorokafelki.jpg

 


Zapowiadało się nieźle i (ku własnemu nawet zdziwieniu) tak też już zostało do końca. W weekendy „zapraszał” znajomych i wtedy to kafelki prawie latały w powietrzu na wyznaczone im miejsca. Oczywiście tam gdzie było dużo cięcia praca jego ogromnie zwalniała, ale i tak to demon prędkości . :) Zresztą jako brygadzista w swojej głównej pracy musi dbać o efektywność

 


Jako kleju użyliśmy wysokoplastycznego C2TE INTER GRĄD,

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/klej.jpg

 


sprawował się bardzo dobrze i możemy go polecić. Poza tym mieliśmy jeszcze do wyboru Opti.. coś tam po 40 za worek. 17 zł do 40zł.

 


Mimo że uważałem, że podłogi mam równiutkie, co miało gwarantować niskie zużycie kleju , to rzeczywistość okazała się ciut inna. Tragedii oczywiście nie ma, no ale wg szacunków i wg etykiety 1 worek starcza na ok. 8 m2 podłogi przy zębie 4 mm, co daje 10 worków na wszystko (zapominają dodać, że na powierzchni gładkiej jak stół - haha ) . U nas zużycie wyszło blisko czterokrotnie większe i tak pewnie trzeba liczyć w przeciętnym budującym się domku. Wiadomo że producent swoje a życie…

 


Mimo że opisuję to wydarzenia mające miejsce ok. 20 stycznia br. ,to wtedy pojawił się u nas drugi raz śnieg, który tym razem postanowił zostać na dłużej i znacznie utrudniał nam dowożenie niezbędnych materiałów. Kafelki udało się przywieźć szybciej dostawczakiem – przed śniegiem, natomiast klej trzeba było wozić już samemu po 5 worków w naszym autku. Mordęga.

 

 


Co do fugi to idealnie wpasowała się tu firma Mapei ze swoją Flex Fuga GLAZURNIK - karmel 141.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/fuga1.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kafelki.jpg

 


W rzeczywistości fugi są o wiele ciemniejsze, teraz pojaśniały przez wszędobylski pył gipsowy.

 


Szwagier(pracuje w branży) twierdzi , że jest to najlepsza fuga na rynku. a pozostałe firmy w lepszym lub gorszym stopniu starają się jej dorównać. Miałem duże problemy aby dostać wymagana ilość w opakowaniach 5 kg- tańszych od dwójek. Rozbieżność cenowa u sprzedawców też jest ogromna.

 


Przy fudze mogę mieć do Marcina małe pretensję. Każdą z nich musiałem delikatnie palcem wygładzać aby pozbyć się chropowatości i drobnych ubytków. On też próbował to robić , mimo to jest chyba zbyt mało pedantyczny.

 

 


No i pozostała jeszcze jedna sprawa, która teraz mnie trochę drażni. Przy przejściach do poszczególnych pomieszczeń nie zgada się linia fug. To przez to, że skakał z jednego pomieszczenia do drugiego , a układnanie kafelek nie tworzyło jednej siągłości. Jeszcze przez jakiś czas będzie mnie to raziło w oczy.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/fugibee.jpg

 


Na parterze 2/3 powierzchnie stanowi taki kompleks otwarty, nieograniczony drzwiami i lepiej by to wyglądało gdyby posadzka tworzyła całość, mimo, że przecięta w miejscach dylatacji.

 

 


Natomiast z jednej dylatacji zrezygnowaliśmy celowo – w salonie. Bez niej wygląda o niebo lepiej. W razie czego odpowiednia ilość zapasowych kafelek została odłożona, gdyby w tym miejscu popękały od naprężeń.

 

 


Reasumując koszty wyglądają tak:

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kosztykafle.jpg

 


Całkiem niedrogo.

master111111

Zacznę od naszej okolicy.

 

 


Jak świeci słoneczko, to jeszcze jakoś to nasze obejście wygląda.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/panorama.jpg

 


W pochmurny , deszczowy dzionek to masakra. Na zdjęciach widać czekająca na lepsze czasy (czytaj wiosnę) kostkę oraz postęp prac związanych z ułożeniem podjazdu do garażu. Trochę czasu mi tu zejdzie

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/podjazd.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/opa322.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kostka-1.jpg

 


Na powyższym zdjęciu widać ślady krowich kopyt. Ogólnie całe podwórko mamy nimi naznaczone, a miejscami także leży krowia mina. Niby jak się wlezie w taką to na szczęście. Spróbuję przed losowaniem dużego lotka, anusz sie trafi . Utrapienie z tymi zwierzakami. Teraz krówek już niema , ale do 20 grudnia wciąż łaziły po pastwisku.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kostka1.jpg

 


Jeszcze przed nastaniem pierwszych chłodów ociepliłem bramę garażową. Do ogólnego jej ciężaru doszła waga przyczepionego do niej styropianu, dla ścisłości dodam, że dziesiątki FS20, która pozostała mam z ocieplenia domu. Przymocowałem go najpierw na wcisk, a potem dodatkowo jaszcze niewielkie już szczeliny potraktowałem pianka montażową.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ocieplonabrama.jpg

 


Trzyma się jak tralala i od razu jest cieplej. Na początku zastanawiałem się nad jakiś lekkim metalowym stelażem ale okazał się on zupełnie nie potrzebny. Planuje dać na to jakąś folię ze względów czysto estetycznych. Póki co nie mam na to czasu. Tylko jak Małgosia to podciągnie do góry to jeszcze nie wymyśliłem.

 

 


Długo zwlekałem z zakończeniem ocieplania strychu. Na razie w postaci samej wełny pomiędzy krokwiami, ale już niedługo trzeba ruszyć z resztą, tj. stelaż >folia>regips . Trwało to co prawda w dość dużych odstępach czasowych, najważniejsze jednak jest to, że przed „chłodami” udało mi się zdążyć.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/we322na1.jpg

 


Każdy, kto choć raz to robił na pewno zrozumie moją opieszałość. Nie dość, że trzeba być opatulony jak niemowlę, chronić oczy okularami, płuca maską, a skórę i włosy odzieżą, to i tak po paru godzinkach tej nierównej walki wełna znajdowała się wszędzie. Najlepiej widać to draństwo jak się unosi w powietrzu gdy świeci słoneczko. I ja tu jeszcze nie mam co narzekać, ja mam ISOVERA.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/we322na.jpg

 


Mój szwagier zakupił Roockwoola. Pomijając już aspekt czysto wizualny, gdzie moja wełna ma kolor kwiatu słonecznika , jego natomiast coś jakby sraczki wegetarianina , to moja jest o wiele bardziej przyjazna dla instalatora. Mam porównanie , bo pomagałem mu ją zakładać i takiego draństwa to jeszcze nie widziałem. Jest o wiele cięższa, a ponadto rwie się nie miłosiernie. Swoja drogą jakby nie było to mamy już 21 wiek , gdzie budownictwo podobno tak bardzo się posunęło do przodu, a tu nadal nie wymyślono nic bardziej ludzkiego. :) No niech nawet już będzie sobie ta wełna szklana jako ocieplenie poddasza , no ale mogli by zapakować to w jakieś , bo ja wiem saszetki, okryć jakimś materiałem, czy cuś .

 


Następnego dnia po całkowitym ułożeniu można było wyczuć odczuwalna różnicę w pomieszczeniach na poddaszu . Przedtem to właśnie tam było najchłodniej, teraz sytuacja się polepszyła. :) Nie jest to może jeszcze to o co mi chodzi , szczególnie przy wietrznych dniach, póki co jednak musi starczyć.

 


Jest dokładnie tak jak wiele razy czytałem, że znaczna część ciepła z budynku ucieka przez dach. Od momentu gdy zaczęliśmy wygrzewać jastrych możliwe stało się chodzenie w samej koszulce, a najlepiej nawet bez niej. Powyższa uwaga nie dotyczy oczywiście płci przeciwnej , no chyba ,że jesteśmy sami.:)

 

 


To tyle na razie , inwentaryzacja czeka

 


Cdn…

master111111

Od dość niedawna zacząłem kłaść regipsy. Najpierw trzeba było je oczywiście przywieźć na budowę. Firma, w której je zakupiliśmy już dłużej nie mogła ich przechowywać. Całe szczęście, że akurat wolny był masz kumpel, który pomógł mi je rozładować i później wnieść do środka.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/regipsystos.jpg

 


Dobrze mieć takiego murzyna pod ręką. Po tych dwóch godzinkach wtę i we wtę miałem już naprawdę dość. Cieszyć się można, że akurat zrobiła się luka w opadach deszczu i obyło się bez nerwówki. Niby taki regipsy ciężki nie jest, no ale jak się pomnoży go przez 75 szt., to jednak coś w łapy wchodzi. Na marginesie dodam, że potwornie one zdrożały. Budowanie robi się coraz droższe..

 


Wbrew pozorom nawet z takimi regipsami jest trochę pracy, ale powolutku idzie do przodu. Na dzień dzisiejszy jest obklejone około 99% ścian.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/regipsybiuro-1.jpg

 


Ciągle coś mi wyskakuję innego i nie cierpiącego zwłoki. Poza tym ciężko się taszczy i przymierza taką 2,8 metrowa płytę , najlepiej jej jeszcze nie uszkadzając.

 


Polecony przez znajomego klej do klejenia miał być długo wiążący. On próbował chyba wszystkich dostępnych na rynku , od najdroższych po najtańsze i ten mu najbardziej odpowiadał. Tu nasuwa się pewien wiosek, że albo ja jestem tak wolny, albo producent zmienił formułę i dla mnie on wciąż za szybko schnie. Sporo się go marnuje wysychając niemiłosiernie, na szczęście jest taniutki jak barszcz, bo jeszcze dodatkowo go utargowałem. 15 zł za worek 25 kg - gdzie tu zarobek producenta. Jak wyschnie to jest jak kamień i prędzej wyrwie się regips niż puści. Sprawdzałem.

 


Niedawno wziąłem 1 tydzień urlopu (niestety bezpłatnego) aby wraz z moim „murzynem” Łukaszem podciągnąć trochę robotę do przodu. Zaczęliśmy już nawet układać płyty na sufitach. Tu to dopiero jest gimnastyka. Wygląda to tak, że dwóch trzyma, a jeden przykręca, przy czym trzeba się jeszcze nieźle uwijać, bo ręce szybko mdleją. Nawet nieźle to wygląda. Oczyma, na razie wyobraźni, widać już prawie końcówkę naszych bojów ze ścianami i sufitami.

 


Nasze szacunki co do ilości potrzebnych płyt gk znowu okazały się zaniżone, choć i tak już braliśmy ciut więcej z myślą, że superata pójdzie na poddasze. Widać tak już musi być.

 

 


Ocieplenie domu dobiegło już dość dawno ku końcowi. Sylwek pindolił się jednak z tym dość długo. No cóż jeżeli ma się majstra , który posiada w uproszczeniu tylko pacę i poziomicę, która wozi w plecaku na rowerze, to robota musi trwać. Aż się wyć chciało. A łuuuuu. Za to tani był. Prawie wszystko musiał pożyczać, jednak pracę wykonał wyśmienicie. Jesteśmy zadowoleni. Tu znowu okazało się ,że nasze wstępne szacunki co do kosztów robocizny są zaniżone. Może człowiek podświadomie je zaniża. Może jakby wiedział o całych kosztach wybudowania domu, to by się w ogóle nań nie porywał.

 


Na koniec pozostało mu już tylko przykleić sztukaterię, pomalować ściany szczytowe środkiem do gruntowania i już mógł się zabrać za wykonanie wylewek.

 

 


Zanim jednak do tego doszło to wte pędy razem z Małgosią układaliśmy ogrzewanie podłogowe.

 


Po sporej ilości przeczytanych reportaży, artykułów i innych wzmianek w Internecie w końcu wyrobiłem sobie zdanie na temat jak tanio i dobrze położyć podłogówkę.

 


Wraz z moją dzielną żonką zabraliśmy się za to dość nieśmiało , później już z pełna wprawą. Wiadomo wiedza teoretyczna nie czyni jeszcze z człowieka alfa i omegą. Nasze zadanie polegało na ułożeniu dwóch warstw folii budowlanej, styropianu i oczywiście rurek pex/alu/pex. Nieźle się przy tym namordowaliśmy. Ułożenie prawie 600 m rurek na bliski 150 m2, 300 m2 styropianu i 600 m2 folii budowlanej dało się naw nieźle w znaki. Do tego doszło także pianka na dylatacje, montaż rozdzielaczy oraz sporo pomyślunku. Naszczęście mamy już to za sobą. Zaraz potem wyjechałem na szkolenie do ośrodka wczasowego i leniuchowałem za wszystkie czasy. Teraz moglibyśmy kłaśc podłogówkęć zawodowo.

 

 


Sylwek przy wylewkach znowu miał problem z narzędziami - teraz w postaci betoniarki. Najpierw załatwia coś przez tydzień, potem cały dzień szukał siły we wtyczce. W końcu wylali we trzech dwa pokoje na poddaszu. Ratujcie . Później zabrali się za piwnicę, a gdy odkryli, że jakieś łożysko w pożyczonej betoniarce jest na wykończeniu to przerwali pracę ,żeby nie płacić za naprawę. Betoniarki znowu nie było i nie zapowiadało się na nic innego. Szlag nas trafiał.

 


Chcąc jednak mieć wykonane wylewki musieliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Nasze drogi znów skrzyżowały się z „Naszym Henrykiem” – facetem , który wybudował mam stan surowy otwarty i moim wujkiem Zdzichem. Wujek, choć posiada firmę budowlaną, to najbardziej niesłowny facet jakiego znam i już od samego początku na niego nie liczyłem. Za to Henryk zgodził się od razu, ale jak to na biznesmena przystało zażyczył sobie 20 złociszy za każdy dzień użytkowania pożyczonej betoniarki, 150-tki. Myślę, że to nie wiele poza tym ten koszt i tak nie był nasz , bo za te 7 dni odciągnęliśmy później „wylewkażą”

 


Wykonanie wylewek w trzy osoby na 300 m2 zajęło im łącznie około 3 tygodni, z dużymi przerwani. Zakupiliśmy plastyfikator (Dobet) i środek zmniejszający nasiąkliwość betonu (Hydroplast), a zamiast siatki stalowej dodaliśmy specjalnych włókiem. Wszystko w max. proporcjach. Do tej pory jak ktoś zobaczy te wystające gdzie niegdzie włókna, to się dziwi, pierwsze słysząc. Jak dotąd, a to już koniec wygrzewania, podłoga pękła tylko w jednym miejscu i to tylko na odcinku ok. 30 cm. Czyli włókna się sprawdziły.

 


Sylwek i jego dwóch pomocników na początku wyłapali poziomy.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wylewki.jpg

 


Myślałem, że zrobią to za pomoce tzw. „waserwagi”, ale im wystarczyła jedynie długa łata z poziomnicą, zresztą moja. Potem zaczęła się ta gorsza, brudniejsza praca, szczególnie na poddaszu gdzie wszystko musieli wnieść w wiaderkach po schodach. Znowu pojawiło się masę brudu. Doszła także niewyobrażalna ilość wilgoci, która szczególnie była widoczna na drzwiach i oknach. O jakiej ilości wody mamy do czynienia dowiedziałem się dopiero gdy wszedłem na strych. Na całej długości rozciągniętej „folii” paroprzepuszczalnej osadziły się ciężkie krople wody w ilości wręcz nie wyobrażalnej. Miałem spore wątpliwości czy przy tak chłodnej pogdzie to wyschnie, czy przypadkiem już tak zostanie i folia zgnije. Parę dzionków temu znów odwiedziłem strych i ku własnemu zaskoczeniu nie zauważyłem nawet ani najmniejszej kropelki. Widać warto było wydać troszkę więcej złociszy na droższą paroizolacje ? Szczerzę mogę polecić Deltę Vent.

 


W między czasie poprawił, na ile mógł, spaprane ocieplenie poprzednika. Polegało to na podciągnięciu styropianu aż pod samą folie dachową, bo poprzednik zrobił go tylko do krokwi – co świadczy o kompletnym braku wiedzy w tym temacie. Ja mogłem niewiedziec ale on ...

 


Cham jeden, nie dość, że się w ogóle później nie zjawił, to jeszcze podobno liczył na jakąś zapłatę. Pozostawił swoje nędzne, zwichrowane narzędzia , a po kilku miesiącach myśli, że będę mu je na rozkaz przywoził do domu i przechowywał śmierdzące rzeczy w nieskończoność (won do pieca ) i to wszystko załatwia jeszcze przez swoja żonę. Normalnie gówniarz jeden, koło 50-tki.

 

 


cdn

master111111

Batuta Gosi i Grzegorza

Powolutku musze odrobić zaległośći

 

 


Na początek piękne widoki jakie widać tylko z naszej górki, ci na dole są z nich ograbieni.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/widok.jpg

 


Zima się zbliża ogromnymi krokami. Pierwszy śnieg spadł u nas 2 listopada i trzeba przyznać, że było go całkiem sporo. Krótko bo krótko, no ale był. Była to też pierwsza okazja by wypróbować naszą drogę. I nie chodzi mi tu bynajmniej o sprawdzenie naszego stoku pod wzgledem saneczkarsko/narciarskim. Mimo, że droga była całkiem biała, niczym nie posypana, ani nie odśnieżona, to pozwoliła naszemu autku wjechać na sam szczyt. :) Ekipa tynkarska i Małgosia do kompletu nie raczyli nawet spróbować , uznając ten wysiłek za nie rokujący szansy powodzenia. MIĘĘĘĘĘCZAKI. To, że mnie się bez problemu udało napawa mnie trochę optymizmem. Jakby co to mam już sobie załatwienie beczkę soli. Oby ona okazała się panaceum na nasz podjazd.

 

 

 


Powyżej wspomniałem o ekipie tynkarskiej – trzeciej jaka oglądała nasze łuki. Ni stąd ni z owąd pojawił się tynkarz , który kiedyś coś tam przez kogoś wspomniał, że byłby zainteresowany tą robotą . O od tego czasu była cisza. W tym czasie pojawili się inni, ale coś tam kręcili nosem, że to niby większa pracochłonność, że nigdzie jeszcze nie mieli okazji takich wykonywać itp. Znaczy się mamony chcieli więcej. Aż tu nagle pojawia się pan Bogdan. I dobrze się stało ! Chwilę popatrzał, pożartował, przyznał, że jeszcze nigdy łuku nie robił, ale jak sam powiedział „co ma nie wyjść” . Tak więc od 26-10-2006r . rozpoczęło się tynkowanie naszych ścian. Oczywiście nie wszystkich, tylko tych problematycznych. Na resztę już mamy zakupione regipsy.

 


Trzeba przyznać, że nasz wybór był trafny. Wraz z pomocnikiem i czasem z synem tworzą zgraną ekipę , gdzie wszystko idzie sprawnie i dość szybko. :) Cena też nas zadowala całkowicie , jednak ilość robi i tak swoje. Zważywszy na braki fachowców na rynku i ciągłą zwyżkę kosztów robocizny, to te 9 zł za położenie m2 tynku uważamy za rozsądne.

 


Jak to zwykle bywa, ku uciesze Bogdana i spółki, doszło mu nieco więcej pracy do wykonania. Raz, że trochę z rozpędu zaczął pomieszczenia w piwnicy, które w tym roku nie były przewidziane do wykańczania. Myślę, że raczej nie z premedytacją. Dwa, będzie też te ściany- tylko na parterze i całe schody szpachlował, bo ja nie cierpię tego robić. :) Trzy, wykafelkuje mam łazienkę.

 

 


Na dzień dzisiejszy tynki cementowo- wapienne są już całkowicie położone .

 


Miał zrobić mocne i w zwiazku z tym cementu nie żałował . Nalegałem na to , bo teście mają słabiutkie, wykonane jeszcze w komunizmie gdzie wszystkiego było brak i chcąć coś wywiwrcić robi się to przysłowiowym palcem. Nasze są aż sine. I kto teraz wywierci w nich dziurę na kołek ?? Pewnie znajszie się jakiś specjasta od dziurek .

 


Oczywiście nie obeszło się bez małej zdziwi z jego strony gdy wspomniałem bardzo dokładnym posprzątaniu podłóg zachlapanych szprycą i zaprawą .Tym razem nie chchiałem spędzić kilku godzin na dłubaniu. A trzyma się to cholerstwo jak grzybica skóry

 


Szpachlowanie także wydawało mi się skończone. Powierzył je swojemu pomocnikowi, który jednak nie jest tak dokładny jak szefuncio. Przy zamiataniu podłóg wyszły wszystkie niedoróbki, których jak nie poprawi to na pewno mu nie zapłacę i z pewnością mu nie popuszczę . Szczytem byłoby zapłacić za usługę i jeszcze później przy tym grzebać.

 

 


Do zakończenia kafelkowania łazienki zostało tylko wyłozenie podłogi, fugowanie i drobne obróbki przyokienne. :) Pan Bogdan strasznie narzeka na dostarczone mu kafelki. Oszukano nas .

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kafelki1.jpg

 


Te jasne zakupiliśmy w promocji, tylko co to za promocja jeżeli są one krzywawe. Sprzedawca zapomniał wspomnieć, że to jest drugi gatunek. Jako , że nasz majster już nie jedną kafelkę przykleił, to sobie z tym problemem wyśmienicie poradził . Przez odpowiedni dobór i właściwe wykorzystanie wygląda to naprawdę nieźle. Trzeba się naprawdę mocna przyjrzeć aby dostrzec jakieś uchybienie, cholernie mocno.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kafelki2.jpg

 


Dwa kartony kafelek, których nie dało się ni jak wykorzystać wróciły do sprzedawcy i zostały wymienione na nowe.

 


W najbliższą sobotę przychodzi i wykańcza na finito łazienkę. Ta przerwa spowodowana jest z dwóch przyczyn. Po pierwsze był już umówiony na inną robotę, bo nie spodziewał się, że tak długo mu u nas zejdzie, a po drugie i ważniejsze to wtedy dobiega właśnie koniec procesu wygrzewania naszych wylewek.

 

 


Podczas przymiarki sedesu wyszło partactwo naszego hydraulika. @#$@ jeden zamontował go za nisko, ledwie płytkęz klejem idzie wcisnąć. Nici z chytrego planu Małgosi by bezproblemowo można zmywać podłogi w tym miejscu.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/spartolonykibel.jpg

 


cdn (jutro)

master111111

Batuta Gosi i Grzegorza

Jakoś ostatnio nie miałem chęci do pisania i stąd ta długa przerwa. Natłok obowiązków i szaleńczo kurczący się portfel dodatkowo potęgowało brak weny pisarskiej. Dobre sobie ha ha … „ pisarskiej”.

 


A sprawy pociągnęły się nieco do przodu.

 

 


Dach został już całkowicie ukończony.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ca322ydach.jpg

 


Oczywiście nie obyło się bez paru potknięć majstrów. Czasami zachowywali się jakby oczu nie mieli i wg. mnie z premedytacją nie zauważali wyszczerbionych dachówek. W chyba czterech miejscach przerwali folię paraizolacyjną , którą jednak tylko w trzech przypadkach załatali. Co zauważyłem, to im wytknąłem i zostało naprawione.

 

 


Niestety okazało się jeszcze , że zestaw do montażu kolektorów jest niekompletny i jest kompletny inaczej. Brakowało trzech zaczepów stelaża do dachówek, które trzeba było we własnym zakresie dorobić oraz jeden śrubunek, łączący dwa kolektory, ma za mała średnicę.

 


Jakoś ostatecznie wszystko się udało i pod koniec dnia pozostało mi już tylko zakryć je finalnie płytami styropianowymi, żeby się nie uszkodziły od przegrzania. :)

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/przykrytesolary.jpg

 


Styropian 2 cm nie jest dość trwały i co jakiś czas muszę łazić po dachu co naprawić . Jak nie ma mrówek, tych latających, to jeszcze ujdzie. Jak są – chyba biały kolor je przyciąga, to czuję się jak w mrowisku. A może taki sexi jestem. Małgosia jak widzi, że wchodzę na dach to się chowa ze strachu w samochodzie. Chyba po to żebym na Nią nie zleciał. Tchórz z niej okropny.

 


Raz tylko udało mi się Ją wyciągnąć na takie małe coś w wesołym miasteczku, wtedy to prawie zielona była, mimo że patrzyła się non stop w „podłogę”. Obraziła się na mnie – jak zwykle.

 


Pomimo wszystkich tych niedociągnięć jesteśmy zadowoleni z ekipy. Sześć dni uważamy za znakomity rezultat, niemal wyczynowy. Na koniec ich szef wspomniał coś o jakiejś premii za jazdę po nieprzewidziany materiał tj. jakieś pierdoły typu gwoździe , haki – łącznie chyba z 2 raz oraz za telefony. Wtedy wysłałem ich do żonki wiedzą z góry z jakim spotka się to odzewem z Jej strony.

 


Jej riposta była krótka „chyba pan żartuje, dowidzenia".

 


Owszem dobrze pracowali ale nie po to została spisana umowa, żeby zmieniać jej ustalenia i to szczególnie na naszą niekorzyść.

 

 


Brama garażowa już jest zamontowana. To chyba najlepiej wykonane dotychczas zlecenie. Bo czy nie mogłoby być tak zawsze, że powinniśmy tylko zamówić i zapłacić o nic więcej się nie martwić.

 


Ze względu na swoje wymiary ( prawie 5 m długości) nawet ja mam leciutkie kłopoty z podciągnięciem jej do góry. Z czasem zamontuje się napęd do bramy i będzie po problemie, a poza tym po wylaniu posadzki będzie wyżej.

 

 


foto będzie

 

 


Tego samego dnia inna ekipa montowała okna w prawie całym budynku. Prawie oznacza, że bez okna z łukiem. Chłopaki mocno się sprężyli i jak po pracy przyjechaliśmy zobaczyć efekty to wszystko było już gotowe. 15 okien w kilka godzin – nieźle co ? choć pewnie w normie. Co do jakości wykonania to nie można mieć większych zastrzeżeń. Może nie są one tak piękne dopracowane jak te na wystawce w punkcie sprzedaży, ale i tak biją inne o głowę.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/okna.jpg

 

 


Później wraz ze szwagrem zamontowaliśmy pięć skrzydeł w oknach dachowych, przy ostatnim mieliśmy już taka wprawę jak starzy wyżeracze. :)

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/OKNODECHOWE.jpg

 


Do późna w nocy zabijaliśmy deskami drzwi wejściowe i okno z łukiem.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zabitedechami.jpg

 

 


Dzień 29 lipca 2006 r. to data, którą z powodzeniem można uznać za wykonanie tzw. stanu surowego zamkniętego.

 

 


Dzień 29 lipca (właściwie noc) to także specjalna data, kiedy to zamieszkałem już w naszym domu robiąc za ciecia. Teraz jest już co pilnować. Z jednej strony pozwala mi to zaoszczędzić sporo czasu na przejazdy i pracować do zmierzchu, ale są także minusy takie jak niewygody i praktycznie brak kontaktu z rodziną. Jak zawsze coś za coś.

 


Za łoże służą mi drzwi postawione na bloczkach betonowych. Jest raczej wygodnie, nic nie skrzypi, trochę twardo, ale to podobno zdrowo. Może uruchomię seryjna produkcje w atrakcyjnych cenach, a co tam, nawet w promocji dam 95 % rabatu (wcześniej podniosę cenę aby mieć co spuszczać). Za montaż płatne dodatkowo:).

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/legowisko.jpg

 


Na zdjęciach poniżej widnieje wykonana instalacja wodna wraz z kanalizacją, póki co bez CO. Wykonał ją, z moja pomocą, wujek Małgosi – Paweł.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/inst-1.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/inst-2.jpg

 


Troszkę się targowaliśmy co do ceny usługi i stanęło na 600zł za dwie łazienki, kuchnię i pralnię. Myślę, że to nie jest wygórowana kwota, w sam raz. Wykorzystaliśmy rurki pex/alu/pex i złączki Purmo.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/z322261czkipurmo.jpg

 


Piękna sprawa. Wszystko robi się szybciutko i sprawnie. Chwała temu kto wymyślił sposób zaciskowy łączenia tych rurek. Za pomocą wypożyczonej nam zaciskarki elektrycznej to wręcz poezja. Z kanalizacją także nie było problemów. Rach ciach i została wykonana – to może przesada, ale w tydzień z tym się uwinęliśmy (popołudniami po pracy).

 

 


Po czterech tygodniach 29-08-2006 , miało być dwa, dotarł do mnie piec FEXPLUS 30 z firmy FERRUM z Suwałk, (http://www.ekokotly.com.pl/page.php?oferta=4" rel="external nofollow">http://www.ekokotly.com.pl/page.php?oferta=4 ), bo bez niego Paweł nie chciał zacząć instalacji CO. Czemu wszystko musi się przeciągać.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piec1.jpg

 


Zamówiłem taki o mocy 30 kW, ponieważ wg. zapewnień w zupełności wystarczy. Cena to 4 tyś z małym haczykiem. Identyczny piec ma nasz Inspektor Nadzoru , który bardzo go sobie chwali. Pierwotnie chciałem zamówić taki sam (bez ocieplenia) w dość pobliskiej miejscowości, gdzie byliby w stanie go wykonać, czytaj plagiat. Jednak koszt byłby porównywalny i w takim przypadku wolę ciut dopłacić i mieć oryginał. Martwiłem się trochę jak ja go wciągnę do kotłowni jak już dojedzie, toż to prawie 300 kilo. Za pomocą ustawionych w rządek palet (coś w rodzaju drogi), piec sunął po nich jak po lodzie. Wspomnieć wypada również, że cały etap tej operacji, tj. dociągnięcie pieca do garażu i manewry w kotłowni za pomocą pożyczonego „paleciaka” , wykonało aż ośmiu chłopa, którzy przyszli z pomocą. Mnie pozostało tylko obserwować, bo nawet chwycić gdzie nie miałem. A ja się głupi martwiłem.

 


Kocioł spoczął na przygotowanej specjalnie dla niego wylewce. A ile się przy niej namęczyłem. O rany. Początkowo myślałem, że wylanie ok. 2,5m posadzki o grubości 10 cm zajmie mi góra z godzinę i jak zacznę o 21:00 to się jeszcze dobrze wyśpię. Z tej godzinki zrobiły się 3,5 i godzina duchów plus trzydzieści min. Najśmieszniejsze, że ze zmęczenia to później jeszcze zasnąć nie mogłem i nawet nie wiedziałem czy jest sens. Teraz wiem, że mieszanie ręcznie betonu w kaście i prawie po ciemku, to nie jest dobry pomysł.

 

 


Bojler od instalacji solarnej (dwie wężownice) już stoi w kotłowni na wylewce, po części jest już podłączony.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/bojler.jpg

 


Paweł to dość konserwatywny hydraulik i z początku chciał mi zrobić CO w systemie zamkniętym. Trudno było go przekonać, że to niebezpieczne, niezgodne z prawem i takie tam. Mówił za to, że będą trzy zawory bezpieczeństwa , naczynko wzbiorcze, że on tak ma i wielu innych i daje mi na to gwarancję. Nie dałem się przekonać, nie chcę się później martwić. Tak przy okazji to straciłbym gwarancję na kocioł, a jego żywotność w skrajnych przypadkach może się skrócić nawet do3 lat - o ile wcześniej ta bomba nie eksploduje. Koniec i basta. Tylko otwarty.

 


Od poniedziałku(04-09-2006) zaczęła się zabawa z CO. Oj szarpnie mnas to nieźle po kieszeni.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/maszyneria.jpg


Jedną rzeczą natomiast możemy się pochwalić jako wykonaną prawie kompletnie. Jest to instalacja elektryczna.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/inst.jpg

 


Nie obyło się oczywiście bez reprymendy słownej dla elektryka za zbyt długie przerwy w działaniu, i to w miejscu publicznym. Nabiorą tacy roboty i później skaczą do każdego po jednym dniu w tygodniu. Myślą chyba, że z radości to jeszcze na rękach będziemy ich nosić. Szok. Na szczęście potem zjawiał się już raczej często. W całym domu panoszą się na ścianach i połogach przewody. Przewodu YDY 1,5 i 2,5 poszło 874,89 jardów, czyli mówiąc po ludzku 800m. Do tego należy doliczyć przewody telewizyjne i od instalacji alarmowej i siłowej. Kilometr kabla na trzy kondygnacje - o rany. Wygląda to trochę jak żyły na dłoniach starca albo grzybnia.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/elektryka.jpg


Niestety nie mam szerokokontnego obiektywu w aparacie i nie za bardzo się da to przedstawić.

 


Do kompletnego jej skończenia trzeba najpierw położyć regipsy i przez nie już tylko wyciągnąć przewody w puszki. Szafka rozdzielcza także wygląda imponująco.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/inst.jpg

 


U teścia są dwa rzędy po trzy korki i tyle, a tu cała masa bezpieczników i innego ustrojstwa. Jest tam… hmm… już nie pamiętam – określenie wszystko, co niezbędne pasuje jak ulał. Jeszcze się dowiem. Z jednej rzeczy również możemy się cieszyć. Otóż w ziemi leży już nasz przewód 5x10 YKY 130m. Zamawiając go wziąłem w razie czego więcej i zważywszy na fakt, że elektrownia postawi skrzynkę bliżej o 13 m niż zakładałem, to dziwi fakt, że nic go nie zostało( jakieś 15 m ). Chyba strzeliłem niezłego babola, albo …

 


Po kilku miesiącach w końcu zasypaliśmy przeznaczony dlań rów. :) My, bo pomógł mi mój brat, który w te wakacje dość często upodobał sobie kopanie i to nie koniecznie z mojego powodu. Następnego dnia czułem to w plecach. Elektrownia oczywiście jeszcze nie postawiła skrzynki. Pozostaje tylko czekać i nachodzić ich „szacowną” siedzibę co jakiś czas. W takich przypadkach maksymalna upierdliwość zawsze popłaca. Termin ostateczny to podobno połowa września. Terefere, już to widzę.

 

 


Polska to dziwny kraj. Załóżmy, że dzwonię się do jakiej hurtowni i pytam się o cokolwiek. W odpowiedzi zostaję najczęściej zapewniony, że posiadają to na stanie lub że mogą załatwić w ciągu 2 dni. Wiadomo, że jak tylko mogę coś przewidzieć z wyprzedzeniem to wszystko gra i dzień w tą czy w tamtą nie robi różnicy. Czasami jednak tak się nie da i zaczynają się schody terminami. Oni zapewniają, że już do mnie jedzie, a potem jak już jest, to okazuje się że to nie to lub że nie ma. Nie inaczej było w przypadku mojej instalacji odgromowej. Tu także przyszło mi czekać prawie miesiąc na wszystkie niezbędne dla mnie elementy. W tym okresie przeszło nad nami kilka niezłych burz i człowiekowi aż włos się jeżył na samą myśl o możliwych konsekwencjach. Niemniej jednak dostałem co chciałem i mogłem przystąpić do realizacji. Mocowanie uchwytów gonsiorowych to pestka. Z uchwytami dachówkowymi już nie. Na początku chciałem w miejscach gdzie element odgromówki przechodzi przez zamek dachówki delikatnie go młoteczkiem wybić. Po dwóch nieudanych próbach – poszła delikatna rysa po długości, dałem za wygraną. Na szczęście mam 22 zapasowe sztuki i wadliwe wymieniłem. Wiercenie w zamku dachówki to istna katorga i wariactwo, szczególnie robiąc to jeszcze na dachu przywiązany w pasie tylko kablem. Musiałem wymyślić przeróbkę, widoczną zresztą na zdjęciu poniżej.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/elementyodgromwki.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/odgromwkadrut.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zak322adanieodgromu.jpg


Teraz jest miodzio.

 

 


Od jakiegoś czasu many juz drzwi, oczywiscie przyjechały po niby maksymalnym terminie. Co ważniejsze producent zadbał aby te 60 kilo przesyłki zostało odpowiednio zabezpieczone w czasie transportu, a jest to niebagatelną rzeczą jeżeli się weźmie pod uwagę stan naszych dróg.

 


Od razy je z niecierpliwością odpakowaliśmy i … są tak samo piękne jak na zdjęciach reklamowych. Nawet nie tknę się próby ich montażu, żeby czegoś nie sknocić – wole zapłacić. Może zamontują mam je ci sami monterzy, którzy będą montować okno z łukiem, jak w końcu przyjdzie.

 

 


28 sierpnia zaczeło się obklejanie naszego domku styropianem, 12-stką. :) Materiał już od dawna czekał, w tym również siatka, kołki i klej. Gorzej było ze znalezieniem odpowiedniej osoby do wykonania tej pracy. Jeden partacz nic nie mówiąc nie pojawił się w umówionym dniu, niech spada. Drugi już prawie się zgodził ale dostał telefon i wyjechał w Niderlandy. Potem robota spadła na mojego szwagra ale i on coś jakoś nie może się pojawić (jakieś problemy z rusztowaniem). Z kolei ten co miał wyjechać za granicę nie wyjechał i teraz u nas pracuje. Ale to wszystko porąbane.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ocieplenie1.jpg

 


Na tą okoliczność zamówiliśmy już sztukaterię, żeby przyozdobić nasze okienka.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/sztukateria.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/sztukateria1.jpg

 


W porównaniu z cenami sklepowymi (ok. 30 zł za mb), wyniesie nas ona grosze. 50 m powinno starczyć aby wypięknić je z trzech stron. Może nie jest to taki sam wysokogatunkowy produkt, ale po nałożeniu tynku i tak nie będzie żadnej różnicy. Nasza sztukateria jest to po prostu wykrajany styropian FS20 według wskazanego wzoru i przyklejany jak każdy inny styropian. Znajomy ma taki i chwali sobie.

 

 


Wczoraj odebraliśmy resztę zamówionych parapetów. Kiedyś chcieliśmy wyłożyć je specjalnymi kafelkami ale nasłuchaliśmy się, że czasami odchodzą i brudzą ściany(zacieki). Zrezygnowaliśmy z nich na rzecz zwykłych z blachy dachowej, giętej na wymiar i odpowiednio dobranych kolorze w stosunku do dachu i orynnownia.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/parapety.jpg

 


Dalej walczę z naszą gliną. Po ciepłym lipcu niemal już zapomniałem jak może być upierdliwa. Powiedzenie „co się odwlecze, to nie uciecze” jak byk tu się sprawdziło. Chodzi o nieszczęsny drenaż. Teraz go kończę i to definitywnie. Mam już dość.

 

 

 


19-08-2006 razem z moją rodzinką w osobie mojej lubej z dziećmi, mamy

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zebraniegruzu.jpg

 


i brata później także szwagra i siostry, a także kumpla co na przepustce był wychynął, pozbieraliśmy cały ten bajzel wkoło. Powstała przy tym niezła sterta gruzu

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zebranygruz.jpg

 


i cała masa drewna .

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zebranedrewno.jpg

 


Teraz już wiemy gdzie podziały się wszystkie te zakupione gwoździe. Nierzadko na jednej desce znajdowało się do 15 sztuk. Karaiba. Nazbierało się ich całe 25 litrowe wiadro.

 

 


Stało się również coś, czego tak naprawdę już się nie spodziewałem. Naprawili nam w końcu drogę. Trwało to co prawda 2 miesiące ale lepiej później niż wcale.

 

 


Jeżeli już o rzeczach niespodziewanych, to należy wspomnieć o innej sprawie, w którą jest zamieszana moja Małgosia. Słowem rodzina się powiększy. Znowu się nie narobiłem … ale efekt jest . Oto Groszek – imię jak się można domyśleć tymczasowe.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/groszek.jpg

 


cdn

master111111

Mamy piękne upalne lato . Aż chciało by się wziąć urlop i wczasować. W tym roku jednak musze go oszczędzać i wykorzystać dopiero gdy będę wykańczał wnętrza i otoczenie.

 


Z „naszym Henrykiem” już się pożegnaliśmy. Szefuncio kochany wyrobił się około miesiąca wcześniej niż wynikało z umowy i nieprzewidzianych przesunięć czasowych. Brawo. Ostatniego dnia wyglądało to nawet jak na ewakuację niż pracę. Wszystko robili w biegu jakby ich diabeł gonił. Wszystkie wskazane przez nas uchybienia i poprawki zostały wykonane zgodnie z naszymi życzeniami. Nawet pozamiatali/sprzątali po sobie i tyle ich widzieliśmy.

 


Wcześniej ustaliliśmy, że spotkam się jeszcze na wiosnę, gdy osiądzie już ziemia po tegorocznym wyrównywaniu ziemi i wykona taras. Teraz już wiemy, że zrobimy inaczej, to znaczy położymy kostkę brukową. Z jednej strony jest to taniej niż wylewka i kafelki, a co najważniejsze nie ma późniejszych problemów z ich odklejaniem się. A zaoszczędzone 1,5 tys. złotych z robocizny także się przyda. :)

 

 


Jak na razie jedynym naszym wykończonym elementem budynku jest komin. Pięknie wygląda.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kominklinkierfugi.jpg

 


Nie wiem czy wykonanie fug było w cenie ale skoro Henryk nie "burczał" to starałem się ten temat omijać szerokim łukiem. A nuż mu się coś przypomni. Szkoda, że tak późno dowiedzieliśmy się o tym, że można zakupić gotowe zestawy kominowe. Coś mi się zdaje , ze tradycyjny sposób wcale nie jest taki tani. Szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę taki szczegół, że przy wszystkich nowoczesnych piecach z elektroniką (czytaj regulacja temperatury – piece niskotemperaturowe) należy zakupić wkład stalowy kwaso- lub żaroodporny. Niby powinien starczyć na co najmniej 10 lat, ale nijak to się ma przy nawet 50 letniej gwarancji kominów systemowych. Mądry Polak może nie po szkodzie , ale … eh .

 

 


Na dzień dzisiejszy można powiedzieć, że mamy oczyszczalnie ścieków.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/oczyszczalnia1.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/oczyszczalnia5.jpg

 


Instalatorzy przyjechali takim starym rzęchem/polonezem z przyczepką. Ja osobiście bał bym się awarii, jakbym miał jechać nim przez cała Polskę. Z drugiej strony to przecież złote rączki i za pomocą gumy do żucia i zapałak w mig by usterkę usunęli niczym MC Gaiwer.

 


Ale już tak zupełnie na poważnie to przyjechało dwóch panów , bardzo miłych i cierpliwych jeżeli chodzi o tłumaczenie wszelakich zapytań. Widać, że mimo całotygodniowych rozjazdów po kraju, nadal maja zapał do pracy i niespożyte zapasy serdeczności. Dziwne.

 


Instalacja trwała aż 5 godzin, co wcale nie znaczy, że została ukończona.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/oczyszczalnia2.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/oczyszczalnia3.jpg

 

 


Nie wiedziałam, ze nasza miejscowość to aż taka zapyziała prowincja. W żadnym składzie budowlanym niemożliwym stało się zakupienie rury PCV fi 110 grubościennej (chyba 3,2 lub 3,6 mm). Do niedawna stosowano zwykłą rurę (jak w wewnątrz budynku ) ale po przypadku, w którym właśnie taka, zasypana już rura, straciła przekrój koła zatykając dolot, zaniechano owej praktyki. Lepiej teraz wydać kilka złotych więcej niż potem robić sobie kłopot i bałagan. W związku z tym ograniczyliśmy się tylko do osadzenia i wypoziomowania. Tu należy wspomnieć o tym, że nasza glinka choć raz się przydał. Na piaseczku konieczna by była wypoziomowana wylewka betonowa, ale u nas z racji że grunt jest mocno spoisty to ….

 


Samo wypoziomowanie zbiornika zajęło też niezłą godzinkę (krzywizna górnej powierzchni przełożyła się na problem ze znalezieniem punktu odniesienia na oczyszczalni).

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/oczyszczalnia4.jpg

 


Według zapewnień jest to dość ważna sprawa, bo związana z przelewani do poszczególnych komór.

 


Oczywiście tak ważny element jak napełnienie zbiornika ( oczywiście wodą) i próbny rozruch został dokonany. Do dnia dzisiejszego niewiele już z tego instruktażu pamiętam, ale Bioeko obiecało przysłać niebawem instrukcję obsługi i wierzę, że będzie dobrze. Do odprowadzenia oczyszczonej wody zamiast rury o fi 110 zakupiłem zwykłą ciśnieniową rurę do wody o średnicy 50 cm. Myślę, że tak też będzie dobrze, bo w końcu to ma stamtąd wypływać w 98 % oczyszczona woda.

 

 

 


Dekarze weszli w poniedziałek 24-07-2006 z 5 dniowym poślizgiem i z początkowych założeń mieli zakończyć w jakieś dwa tygodnie. Teraz już jednak wiemy, że uwinie się w ciągu 6 dni. Skurczybyki w ilości 7 sztuk skakali po dachu niczym myszkoskoczki i już drugiego dnia mieli położone 1/4 dachówek.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/dekarz2dzie324.jpg

 


Drewno na łaty i kontrłaty, choć zamówione z dużym wyprzedzenie, nie dojechało do nas z poleconego tartaku, ponieważ zabrakło drewna do przetarcia. Najgorsze było to, że zwlekali prawie do ostatniej chwili z powiadomieniem nas o tym i … znowu nerwówka. Koniec końców zamówiliśmy je tam gdzie resztę drewna. Według zapewnień nie miało być nawet śladu żadnego oflisu, jednak troszkę ich się znalazło – na szczęście bardzo nieznaczne. I tu pojawił się kolejny problemik z impregnacją, bo owy tartak takowej nie prowadzi. Nie pozostało nic innego jak zakasać rękawy i za pomocą środka „Fobos” i opryskiwacza sadowniczego dokładnie zabezpieczyć drewno przeciw grzybom, owadom i ognia. Pędzlem to bym się pewnie nabawił tylko bólu nadgarstków. W sześć godzinek wszystko zostało ładnie zabarwione :) i poukładane. Na dodatek niezbędnym okazało się dokładnie przykrycie wszystkiego na wypadek deszczu. W końcu to impregnat na bazie soli.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/322atyinpregnacja.jpg

 


Nawet dobrze się sprawdziła ta metoda, choć to dopiero czas pokaże jak to działa anty na te wszystkie niekorzystne czynniki zewnętrzne.

 


Strasznie się nie podoba naszej hurtowni budowlanej przywożenie codziennie kolejnej partii dachówek.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/dachwka1.jpg

 


Co innego twierdzili jak dokonywaliśmy zakupów na kilkanaście tysięcy złotych – „przywieziemy ile trzeba i kiedy trzeba”, a teraz twierdzą, że nie są taxi. Trzeba będzie sobie z nimi porozmawiać.

 


Trzeciego dnia 99% dochówek znalazło już swoje miejsce na dachu.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zdaleka.jpg

 


Z koloru również jesteśmy zadowoleni, nie ma żadnych przebarwień i znaczącej różnicy w odcieniu w stosunku do orynnowania. Po naszej interwencji i wytknięciu błędów dekarzowi w układaniu dachówek ( sporadycznie zdarzała się taka, która wystawała ponad szereg) widać znaczna poprawę w jego pracy. Również kontakt jest niemal zadowalający. Wcześniej szansa na dodzwonienie się do niego była proporcjonalna do szansy trafienia 6-tki w totka.

 


Okna został obsadzone i tu pojawiło się u nas duże zdziwienie. Liczyliśmy na inne okna. Miały być wysokoosiowe i są !!! ale jeszcze dodatkowo miały być (teraz już wiemy) uchylno-obrotowe. W składzie budowlanym, gdzie je widzieliśmy na wystawce, sprzedawca pomylił numerację i podawał cały czas zły numer do wystawionych okien dachowych. Zasugerowani tym zakupiliśmy takie, tylko że w innym miejscu. Teraz to już po ptakach. Te też są bardzo ładne i prawie takie jak miały być.

 

 


Jutro ma być koniec układania dachu, dziś montują kolektory, jutro, jak wróci samochód od mechanika, zamawiamy piec CO i sztukateria wkoło okien, w poniedziałek montują okna i bramę garażową, we wtorek " wchodzi elektryk, ale "niedziela, niedziela jest jest nasza".

 

 


Cdn.

master111111

Dzieje się ostatnio tyle spraw, że ho ho. Aż ledwo wyrabiamy na zakrętach.

 


Henryk kończy swój etap prac, to jest stan surowy otwarty. Pozostały mu tylko ostatnie wykończenia. Do końca tygodnia powinien wyrobić się z resztą ścianek działowych, kominów (klinkier) i selavi.

 

 


Niedawno przeszła u nas burza jakiej dotąd nie widziałem. Super. Istne piekło w niebie. Z chmur lało się jak z wiadra. Wtedy też u nas w piwnicy zebrała się około 5 cm warstwa wody.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wodawpiwnicy.jpg

 


Na początku pomyślałem, że drenaż jest „skopany”, bo skoro nie odprowadza wody.... Potem doszedłem do wniosku, że ta woda nie jest z podsiąkania przez zasypane ściany, tylko ze spływu po schodach z wyższych kondygnacji. Okazało się także, że drenaż znakomicie się sprawdza, tylko wylot był zaczopowany. Gdy go ode pchałem to woda poleciała niczym rwący górski strumień. Następnego dnia piwnica już była sucha. Teraz cały czas sączy się z rury wąska stróżka.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/drena3801212.jpg

 


To naprawdę cieszy, że cały ten trud i złotówki nie poszły na marne.

 

 


Poza tym więźba położona została w tempie niemal expressowym. Nic dziwnego, bo jak surowiec jest dobry to i praca szybciej idzie. Drzewo prezentowało się wyśmienicie.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wiezba3.jpg

 


Wycięte zostało jeszcze kilka miesięcy temu, z zimowego zrębu, zanim „soki” zdążyły ruszyć, przez co zawierało minimalna ilość wody. Ta cecha, miedzy innymi, w prostej drodze prowadzi do tego że słoje są zbite i twarde, słowem trwalsze. Całe następnie zaimpregnowano ciśnieniowo (żadna tam metoda pseudo zanurzeniowa, czytaj dużo barwnika, by tylko kolor chwyciło). :) Następnie powiązano je do kupy i tak sobie spokojnie czekało i schło aż do teraz. Cztery dni zajęło im ułożenie krokwi z czego jeden upłynął na planowanie i docięcie odpowiednich elementów. Teraz dopiero widać zarys naszego przyszłego domku.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wiezba2.jpg


 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wiezba4.jpg


 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wiezba1.jpg


 


Jak przystało z tradycją na więźbie została zawieszona wiecha. Na fajrant pracownicy dostali podziękowania w płynie, jakoś nie uśmiechał mi się perspektywa aby z nimi pić. Za to potem była imprezka, ognisko, grill, poprawiacze humoru. Jako że warunki polowe to ławeczki były z pustaków i desek szalunkowych, bo jakże inne by mogły być na budowie. Dzieci świetnie się bawiły. Było bardzo miło, pogoda dopisała. Sielanka.

 

 


Prawie miesiąc zajęło nam wybranie właściwej firmy na okna, a potem czekaliśmy jeszcze trzy tygodnie na realizację zamówienia. I tu są niezłe jaja.

 


Firm handlujących oknami jest cała masa. Mu ograniczyliśmy się do siedmiu. Do każdej z nich przedłożyliśmy prośbę o wycenę na wszystkie okna w kolorze złoty dąb jednostronnie. Rozpiętość cenowa jest porażająca. U jednego to same okno z łukiem kosztuje przeszło 3500 zł, a u drugiego 880 zł.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/oknozlukiem.jpg

 


Skrajność popada w skrajność. Jak za drogo to źle , jak za tanio to też nie dobrze, bo tak jakoś podejrzanie. Zadziwiająca była jedna z firm, która nawet na wystawce w punkcie sprzedaży wychwalała okna, które wyglądały wręcz okropnie. Na każdym kroku były jakieś niedoróbki. Szok, zamiast zachęcać do kupna to odstraszają. Oczywiście zawsze znajdą się osoby, które nie wiedzą na co zwracać uwagę.

 


I jak zwykle najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że wszyscy narzekają na wszystkich, smarując konkurencję jak leci. Fakty jednak zdają się to potwierdzać. Trzeba bardzo uważać.

 


Ostatecznie zdecydowaliśmy się na ofertę ze środka półki cenowej z firmy BB Bracia Bertrand. Jakoś wykonania na wystawce w punkcie wyśmienita i cenna też ( poza wycena okna z łukiem, które zamówimy gdzie indziej).

 

 


Przedwczoraj powiadomiono nas, że są gotowe do montażu. Niestety zanim nie położą dochówki to nie ma sensu wkładać okien.

 


Wtedy też już tam, u siebie, zamieszkam niczym pies obronny strzegący swego dobytku. Do tej pory nie bardzo było co tam zwinąć ale teraz …. Po zamknięciu budynku rozpocznie się montaż instalacji elektrycznej, CO, wody i kanalizacji.

 

 


Oczyszczalnia.

 


Sprawa oczyszczalni też się bardzo gmatwała. Oszalec można. Na początku miała to być taka z drenażem rozsączającym, potem po lustracji terenu wyszło, że tylko typu biologiczno-mechanicznego nadaje się na naszą glinkę. Bardzo podobała mi się pod względem obsługi i eksploatacji oczyszczalnia, słowackiej myśli technicznej, oferowana w Polsce przez firmę Bioeko. Cena jednak nie zachwycała, więc próbowałem jakimiś sposobem zakupić ja taniej. Z pomocą przyszedł jeden z formuowiczów oferując sprzedaż takowej za 1169 zł taniej. Po wielu, wielu mailach i rozmowach (jakieś 2 miesiące jeżeli odnieść to w wymiarze czasowym ) wyszło na to, że niemożliwe staje się kupić ją do Polski jak tylko za pośrednictwem Bioeko. Niezłą maja wyłączność - monopol.

 


Wtedy wpadłem na allegro na ślad innej oczyszczalni - Łęg 8. Sposób działania prawie identyczny. Wizualnie prezentowała się o wiele gorzej, jednak i tak przecież będzie zakopane, więc nic to i kliknąłem „kup teraz”. I dopiero wtedy wyszedł pies pogrzebany. Okazało się, że oferowana oczyszczalnie nie posiada aprobaty technicznej wydanej przez Instytut Ochrony Środowiska, za to posiada go oczyszczalnia drenażowa produkowana przez ten zakład. O tym nie raczyli wspomnieć i myślę, że z premedytacją. Wcale nie twierdzę, że ona nie działa właściwe, chodzi o to, że za jakiś czas może przyjść jakiś mądrala np. ze starostwa żądając certyfikatu, atestu czy innego dokumentu. Co mu wtedy pokaże? Jak nic będę musiał ją zdemontować, tracą wcześniej wydane $$ i problem znowu powróci. Podając nieprawdziwe dane stracili klienta, za to zyskali adekwatny komentarz do aukcji. Na szczęście nie przelałem jeszcze pieniądzorów, za to ta „przygoda” pomogła mi ostatecznie w decyzji.

 


Teraz już prosto ruszyłem, przez telefon, do Bioeko. Udało mi się utargować gratis przejazd. Montaż jest w cenie, a co najważniejsze, także spokój ducha, że cała papierologia jest kompletna. Zadziwiające jest to, że już jutro z rana przyjadą do mnie i ją zamontują. Czyli całość od złożenia zamówienia, przedpłaty, do montażu zajmie 6 dni. Rewelacja.

 


W związku z tym na gwałt okazał się potrzebny wykop, kolejny. To z pomocą miał przyjść mój młodszy brat z kumplem. Pomyślałem, że skoro ma wakacje, to i pewnie jakaś forsa by mu się przydała. Po co płacić komuś obcemu, jak można rodzinie. Niestety w ciągu godziny powyginali dwa hartowane szpadle. Nawet do kopania potrzebne są umiejętności. W końcu ostatecznie jakimś szczęśliwym trafem udało się zamówić koparkę( dzięki żońce) i po godzince kopania wszystko było gotowe. Czekamy do jutra.

 

 


Alarm

 


Uwielbiam allegro. To na mnie w pewnym sensie działa jak hazard. Ustawiając tam odpowiednie zakładki w moim profilu jestem codziennie informowany o nowo wystawianych interesujących mnie przedmiotach. Tak też, po trwającym około 1,5 miesiąca polowaniu, zakupiłem taki oto alarm. Wystarczy dokupić jeszcze parę czujek i złodzieje wara od moich drzwi i okien. Cena rewelacyjna.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/alarm1.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/alarm.jpg

 


Może to nic wielkiego, ale też dużych wymagań co do niego nie mam. Ma po prostu wyć jak szalony gdy ktoś niepowołany wejdzie w monitorowaną strefę. Trochę te kabelki mnie martwią, ale myślę, że jak przysiądę to powinienem sobie poradzić. Teraz straszny tam bałagan.

 

 


Dekarz

 


Okazuje się, że prawie cała Polska wyjechała za granice, zapewne do United Kindom of Great Britain and Northern Ireland za pracą. Nie dość, że znaleźć teraz dobrego dekarza to nie lada sztuka, to ci co pozostali podnieśli jeszcze ceny. Tłumaczą to tym, że musza więcej płacić swoim robotnikom, aby i oni nie czmychnęli. W to akurat nie wierzę. Ja akurat uważam, że ceny się podniosły dlatego, że nastąpił swego rodzaju bum na budownictwo jednorodzinne i po prostu maja w czym wybierać. I tak w końcu wszystko odbija się na nas, na inwestorach. Jest drożej, ale wcale nie znaczy, że bardziej profesjonalnie.

 


My jesteśmy dobrej myśli jeżeli chodzi o nasz wybór wykonawcy, tym bardziej, że zgodził się na podpisanie umowy na wykonanie pracy dekarskich. Jak coś spartoli to naprawi ze swojej kiesy. Drogi to on nie jest w porównaniu do innych, ale i tak rozstawać się z 5,5 tys. nie jest mam łatwo. W zakres wchodzi cały dach z orynnowaniem, montaż pięciu okien połaciowych i trzech kolektorów słonecznych. Już w połowie przyszłego tygodnia wchodzą na dach. Dziś za to przyjechał do nas zamówiony miesiąc temu zestaw solarny. Podobno strasznie ciężki.

 


Łaty (4x6 cm - 2m3) i kontrłaty (2,5x5 cm w ilosci 350mb) zostały zamówione wcześniej i lada dzień także będą u nas na budowie.

 

 


Elektryk

 


Na razie odwiedził nas na razie jeden. Podobno o cenę miałem się nie martwić, bo jak powiedział „dogadamy się”. Zaśpiewał sobie 1500 zł za robociznę. Według mnie to trochę dużo, choć twierdzi, że to tylko dla mnie taka cena, bo po znajomości. Szczerze mówiąc to liczyłem, że bardziej się znamy.

 


Przewody na instalację już mam – 2 razy po 300m chyba starczy ? Szwagier dziękuję. Trafiła mi się okazja kupić przewód 3x1,5 i 3x2.5 za 1,5zł/mb oczywiście bez faktury. Zaoszczędzone około 450 zl.

 


Ile to w przeliczeniu na kwiaty dla małżonki, hmm… ?

 

 


Natomiast z przewodem ziemnym 5x10 YKY, o długości 130 m były większe kłopoty. Tu także z pomocą przyszło do mnie allegro. W tym przypadku firma kurierska się nie popisała i przesyłka zaginęła gdzieś po drodze. Mianowicie zaginął list przewozowy i nie było wiadomo do kogo powinien trafić ten kabelek (130 kg). Na szczęście wszystko się wyjaśniło. Lokalni sprzedawcy wymagali ode mnie 22,5 netto za mb (najtańsza oferta), a tak nawet po dodaniu kosztu przesyłki wyszło mi 16,73 zł . 750 złoty zaoszczędzone. Ile to w przeliczeniu na piwo , hmm…. ?

 

 


Do instalacji wodnej i ścieków także już mamy fachowca. Oby się nim okazał. Jest to Małgosi wujek, z zawodu hydraulik, z którym mamy już wszystko obgadane. Za całość robocizny chciał wsiąść 700 zł.

 


Ja natomiast zaproponowałem 600, przy czy zaoferowałem mu pomoc w montażu. Dobiliśmy targu. Dla mnie to podwójna korzyść. Po pierwsze nam taniej ( choćby 100 zł), a po drugie i ważniejsze mam wszystko na oku i w dodatku za darmo naukę rzemiosła hydraulicznego. Stówa na kolonię córki już jest. Ile jeszcze braknie , hmm…?

 

 


Jako, że okna już są, to przydałyby się tez drzwi wejściowe. Małgosia w pewnym sensie oszalała na punkcie takowych z owalna szybką. Niestety w katalogach firm nie można znaleźć takich, a jak już to cena nie jest co najmniej przystępna. Strasznie się nam podobały drzwi jakie znaleźliśmy na allegro. Ten serwis króluje u nas.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/drzwitexas1.jpg

 

 


Trochę trwało nasze wahanie się, czy wydać tyle gotówki czy nie, ale ostatecznie zostały zamówione. Kolor to oczywiście złoty dąb, są antywłamaniowe i zamiast tego mlecznej szybki u nas będzie lustro weneckie(praktyczniejsze). O pieniądze będziemy się później martwić. Poza tym drzwi raczej za często się nie wymienia i co najważniejsze są one warte każdego grosza. Póżniej pewnie byśmy załowali gdybyśmy ich nie zamówili. Za ok. 3 tygodnie będą u nas.

 


Dziś także zamówiliśmy bramę garażową o długości przeszło 5 m. Ich cena, wraz z montażem, to 1550 zł, który najprawdopodobniej zbiegnie się z montażem okien i być może również drzwi.

 

 


cdn.

master111111

Podobno dni w lato są dłuższe. Niemniej jednak jakoś nie potrafię tego odczuć. Masa spraw do załatwienia i te ciągłe przeliczenia. Kto się nie budował to nawet nie ma pojęcia, chyba że kasy ma w brud i nie musi szukać taniej.

 


Dziś fotoreportaż, bo generalnie to bym się już powtarzał. :) Cieszy natomiast fakt, że słoneczko jak dotąd świeci porządnie, od czasu do czasu polewając spieczona ziemię orzeźwiającym deszczykiem.

 


Koloru mahoniu zdążyła już także nabrać nasza ekipa budowlana wyglądając teraz jak murzyny.

 


Niestety skoszona wcześniej trawa nie ma jakoś teraz okazji aby wyschnąć. Na szczęście to już nie nasz problem – choć jeden.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/skoszona322aka.jpg

 


Marzy mi się aby to wszystko było już gotowe i tak po prostu nie musieć wciąż myśleć jak pogodzić tyle spraw.

 


Niestety nie wszystko idzie po nasze myśli. Z zamówioną oczyszczalnia sam nie wiem jak będzie, a teoretycznie to już powinna być u mnie. Polski przedstawiciel zawarł ze słowackim producentem jakąś umowę, że jest on teraz jedynym możliwym odbiorcą na terenie Polski. Może uda się ja zakupić przez firmę słowacką. Póki co to czekam do 30 czerwca, tj. do trwania promocji i z braku innego wyjścia zakupie ją w Bioeko --> czytaj drożej.

 


Układanie więźby dachowej już tuż tuż , a my nadal nie mamy dekarza. Wszyscy, a było ich na razie 6–ciu albo są zawaleni robota albo cenią się tak, że nas po prostu na nich nie stać. Zostało naszczęście jeszcze trochę czasu i możliwości. Partacze, bez polecenia nie maja szans, nie chcemy przecież później się denerwować, przekładać dach, sądzić się lub Bóg wie co jeszcze. I tak wydaliśmy już na niego kupę kasy. Ciekawe czy kogoś znajdziemy.

 

 


Jedna sprawa natomiast się już wyjaśniła. Po bardzo długich i męczących przemyśleniach , masie e-mail’i , telefonów, rozmów w końcu zdecydowałem się na zakup kolektorów słonecznych. Dziwne jest to, że długo jako jedyna możliwość brałem pod uwagę kolektory firmy Hewalex. Natomiast ostatecznie wybrałem te z firmy Watt montowane w połaci dachowej na naszym wykuszu. Przeważyła cena i wydajność. Nie często zdarza się aby te dwa wyznaczniki szły razem w parze. Za około 4 tygodnie możemy się spodziewać przesyłki. Mam nadzieję, że przynajmniej od maja do końca września nie trzeba będzie myśleć o grzaniu wody. Trochę mnie śmieszą wypowiedzi tych co twierdzą, że póki co z ekonomicznego punktu widzenie jest to nie opłacalne. A co z wygodą i oszczędnością opału ?? Przecież dzięki nim przez najładniejszą część roku można żyć beztrosko i zapomnieć o obowiązku dostarczenia ciepłej wody. W pozostałe miesiące kolektory także będą działać ale już tylko jako wspomaganie typowego uniwersalnego pieca. To także ma jakąś wartość. Takie są plany.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zestawsolarny.jpg

 


Prace budowlane nadal trwają i już niedaleko do końca tzw. stanu surowego otwartego.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkiparteru.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkiparteru1.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zbrojenie-1.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/stropparteru2.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/stropparteru1.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zbrojenie3.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zbrojenie2.jpg

 


Stal na zbrojenie przywoziliśmy 3 razy. Tu się nas budowlaniec nie popisał. Wiem, że ciężko to obliczyć, ale 3 razy to przesada.

 

 


W piątek 23-06-2006r. nastąpiło zalewanie ostatniego stropu. Firma ta sama co poprzednio, ilość wykorzystanego betonu B15 to również 19 m3 po 175 zł netto/m3. Niestety na wieczór już popękał co podobno nie ma większego znaczenia na wytrzymałość, ale pozostawia jakiś taki niesmak. Podobno był tłusty czyli jakby za dużo cementu. Codzienni obficie go polewamy wodą. Dlaczego to tak właściwie nie wiem, ale ma być – to jest.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zalanystrop2.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zalanystrop1.jpg

 


Przy wylewaniu były też nie lada przeboje. Jedna z „gruszek” z betonem cofając tyłem w dół drogi jakimś cudem zjechała za bardzo na pobocze drogi powodując bardzo realną możliwość wywrócenia auta. Przez trzy godziny próbowali wciągnąć ją z powrotem na drogę, przy pomocy fadromy i lewarków. Niestety zostało przy tym zryte 10 m pobocza, które winowajca obiecał naprawić. Oby. Ciekawe co stało się z tym kierowcą- nieszczęśnikiem. Znając ich szefa to nie wróżę mu nic dobrego. Przypuszczam, że albo wyleciał z roboty, albo obciążył go całymi kosztami.

 

 


Od dziś nasza ekipa zaczęła już stawiać poddasze. Oj szybko chce nasz Henryk nas opuścić. Zmobilizowała go informacja od nas, że dekarza mamy zamówione i po prostu musi się wyrobić. Później okazało się, że go jednak nie mamy, o czym już nie raczyliśmy wspomnieć.

 


Ważne, że u nas praca wre, a inni niech sobie czekają.

 


Niedługo zabieramy się za wylewanie posadzek w piwnicy. Wstępne sprzątanie z Małgosia już zrobiliśmy. Od razu zrobiło się tak jakoś przytulniej, mniej surowo.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/sprzataniepiwnicy.jpg

 


Materiały już zamówione, wiedza teoretyczna także została nabyta. Denerwujące jest to, że szukając w Internecie info o składnikach takowego na B15 znalazłem sprzeczne wyliczenia. Jedne mówią o ilości ok. 200 kg, inne o 400 kg cementu na 1 m3. Hmm...?

 

 


Cdn.

master111111

Może i przeżyłem obsypywanie ścian żwirem ale wykonałem na razie tylko około ½ zamierzonej pracy. Na więcej zabrakło czasu i sił. Doszło nawet do tego, że poprosiłem brata o pomoc wraz z jego trzema kolegami, z którymi pracowaliśmy nawet w niedzielę. Dziw bierze, że przez 6 godzin prawie ciągłego machania szpadlem można w 5 osób zasypać, w mój sposób, tylko około połowę 9 m ściany. Z ekonomicznego punktu widzenia to jest to zupełnie nie opłacalne, za to daje spokój ducha jeżeli chodzi o pewność, że nie przerwało się izolacji wodochronnej. Potwierdziły się za to moje obawy jeżeli chodzi o zasypywanie mechaniczne wykopu. Podczas wyrównywania terenu przez spychacz sam byłem świadkiem jak wielka bryła zeschniętej gliny uderzyła w ścianę. Z łatwością przerywała folię kubełkowa i w styropianie robiąc pokaźna wyrwę. O szczelności takiej izolacji nie może by być mowy. Izolacja wyglądałaby bardziej jak sito , o wywalonych pieniąszkach nawet szkoda wspominać. Tak przynajmniej wiem, że ściany mam calutkie i teoretycznie wszystko powinno zadziałać. Jak to mówią nadzieja matka ...

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/osypywanie.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wykonanydrenaz.jpg

 


Reasumując podczas jednego pełnego tygodnia z 1 dniem przerwy pracując przeważnie sam, jak i w towarzystwie udało się wykonać … niewiele. Za to w głowie to wszystko szło raz dwa.

 

 


Jak na początku denerwowało mnie, że nasz Henryk chce dwa tygodnie przerwy, tak teraz na wiadomość o tym, że może jednak wrócić szybciej, także i ta informacja nie była zbyt pocieszająca. Przecież ja jestem jeszcze daleko w polu ze swoja robotą. Stąd też wzięła się decyzja o tym aby pracować w niedzielę, co nomen omen kłuci się mocno z moimi przekonaniami. Za to jednak spycharka mogła wjechać do roboty w poniedziałek i nie zawaliła mi za bardzo niewykończonych jeszcze ścian.

 

 


Negocjacje cenowe z naszym starym znajomym od ciężkiego sprzętu, teraz „spycharkowym” ,pozwoliły ustalić, że za każdą przepracowaną godzinę my wypłacimy mu 90 złociszy. Niby wszystko fajnie, bo w końcu zamkniemy ten temat z glina, z wykopem i na dobre wyjdziemy z ziemi. Jaka to jest szuja niech świadczy fakt, że zamiast spycharki ta menda przysłała ładowarkę.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ladowarka.jpg

 


Nie dość, że jest o wiele mniej wydajna, to jeszcze pozostawia takie koleiny za sobą ,że ni jak nie mogła ich potem wyrównać. Wkurw totalny. Całe szczęście, że operator ładowarki to był łapski chłop i po dwóch godzinach zadzwonił do szefuncia, że woda i olej się prawie gotują, co szybcikiem doprowadzi do awarii. Po części to prawda. Słowa te przezwyciężyły w nim chęć do nieuczciwego zarobku i odwołał ładowarkę. :)

 


Najlepsze w tym, że wszystko przedtem obgadałem z „operatorem”, który jako jedyny do tej pory powiedział mi „ dosyć gadania, bo kasa ci leci.” On to też doradził mi aby wziąć 20 tonową spycharką na gąsienicach, która co prawda jest droższa ale za to o wiele wydajniejsza i co ważniejsze spycha na „gładko”. :) Doradził też aby jutro już na samym początku dać operatorowi w łapę, to będzie zasuwał jak obłąkany, mając głęboko w d…e interes szefa. To była moja pierwsza łapówa, no ale przecież żyjemy w Polsce i tak się tu przecież robi interesy i kręci wały. Poza tym uważam, że danie komuś w łapę poniżej miliona złotych wcale nie jest przekupstwem. Zdjęcie poniżej zostało wygrzebane gdzieś w Internecie i przedstawia prawie identyczną koparkę.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/spychacz1ostateczny.jpg

 


To 20 – to tonowe monstrum kosztowało mnie 120 zł za godzinę plus 200 zł dojazd (utargowane z 300). Tego dojazdu nadal nie mogę zrozumieć. To tak jakbym sobie życzył od jakiegoś supermarketu zwrotu kosztów dojazdu dlatego, że u nich chcę zrobić zakupy.

 


Dobrze, że wziąłem sobie na ta okoliczność 2 dni urlopu. Dzięki temu mogłem przypilnować aby praca trwała cięgle i wiedziałem ile odliczyć za przerwy.

 

 


Już na początku zadałem mu pytanie czy ich boss płaci im motywacyjne, bo ja z chęcią takie bym wypłacił za efektywną, sumienną pracę. 5 godzin później 600 m3 zostało piknie rozplantowane. Jakoś teraz tak dziwnie, płasko. A jakich smaczków się o ich pracodawcy przy tym nasłuchałem…

 

 


Na przykład :

 

 


- przerwy śniadaniowe musza odrabiać,

 


- naprawa i czyszczenie sprzętu płacone jest po połowie,

 


- ostatnio odchodzi od niego masa ludzi wyjeżdżając za granice lub szukając pracy gdzie indziej

 

 


i najlepsze :

 

 


- jakiś czas temu operator poprosił go o to, aby ten zawiózł go do ślubu jego wypasiony „merolem”. Ten odpowiedział, że owszem ale to kosztuje 500 zł. Bez komentarza.

 

 


Byłem tez świadkiem rozmowy jaką przeprowadził szefuncio z operatorem. :) Dało się wyczuć, że jest bardzo zdziwiony, że tak szybko się uwinął oraz co potwierdza moja niechęć do niego i podejrzenie, że to naciągać. Wypowiedziane przez niego słowa ” … ta firma ma zarabiać na siebie” umocniła mnie tylko w tym przekonaniu. Sam operator powiedział, że to samo mógłby robić kilka godzin dłużej, bo on ma przecież kilka biegów, jedynką też można jeździć :)

 


Sumując wszystko do kupy, to pozbycie się problemu z nadmiarem gliny kosztowało mnie 920 zł.

 

 


Teraz małe podliczano:

 

 


- wykonanie wykopu 1 800 zł

 


- wykonanie przekopu pod wodę i odprowadzenie drenażu 300 zł

 


- wykonanie drogi 9 000 zł

 


- rozplantowanie gliny 920 zł

 


______

 


12 020 zł

 

 


To jest o wiele więcej niż w ogóle mogliśmy przypuszczać. Dobrze, że chociaż droga się sprawdziła i jak dotąd nie było z nią większych problemów. Wielu z naszych dostawców miało na poczatku wielkie obawy czy uda im się pod nią podjechać.

 

 

 


W między czasie wykonaliśmy wykop na głębokość 70 cm wzdłuż drogi pod przyszły prąd. Tym razem wzięliśmy inną firmę, która u nas tj. tam gdzie teraz mieszkamy- jeszcze :), kładła jakiś kable telefoniczne. Właściwie była to dla nich fucha za którą zgarnęli 300 zł. Jeżeli wziąć pod uwagę ilość potrzebnego czasu jaki należałoby poświęcić na wykonanie tego samego ręcznie, studiując łopatologię w praktyce, to była to prawdziwa okazja. A tak dwie małe kopareczki uwinęły się ze 115 m odcinkiem w ok. 4 godzinki.

 


Nasuneło mi się także takie spostrzeżenie, że wszelkie roboty ziemne wykonaliśmy na czarno. Szara strefa kwitnie.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kopareczki1.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/koparkidwie.jpg

 


Dołek już czeka. Szkoda, że elektrownia póki co nie chce postawić skrzynki z licznikiem.

 


Trzeba uruchomić znajomości, może to coś pomoże.

 

 


Ostatnio mamy kilka naglących spraw – nadal nie mamy dekarza, mamy 6 ofert na okna, co jeszcze bardziej pogarsza sprawę z wyborem tej właściwej oferty, kolektory słoneczne także do wyboru. Niby wszystko nam pasuje, tylko ceny są ciut wyższe niż zakładaliśmy i dlatego trudno się zdecydować.

 

 


Pogoda zrobiła się tak upalna, że kilka minut na słońcu wysusza nas na wiór. Nie oznacza to wcale, że budowa stoi, od 09-06-2006, nasi budowniczowie, po umówionej, choć skróconej przerwie ponownie wkroczyli w nasze progi.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/scianyparterdzien32.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/scianyparterdzien31.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/scianyparterdzien3.jpg

 


W pięć dni zajęło im postawienie wszystkich ścian i kominów.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/parter5dzien2.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/parter5dzien3.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/parter5dzien4.jpg

 


Tym razem nadproża tzw. L-ki zamówiliśmy gotowe. Wychodzi porównywalnie cenowo jakby miały być one wykonane w sposób tradycyjny ( czytaj lane ), szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że zakupujemy je bez podatku. Poza tym nie mogę patrzeć jak ciągle tną mi moje deski na coraz to krótsze kawałeczki. Leśnika to boli, naprawdę.

 


Apropo desek to nasz Henryk zapowiedział, że będzie potrzebował ich jeszcze z metr i do tego 0,2 m3 obrzynów na schody. Zwariować można. Na działce w koło domu znajduje się teraz całkiem sporo materiału. Wszystkie potrzebne pustaki i część cegieł już tylko czeka na wykorzystanie. Podobno są teraz straszne problemy aby te materiały kupić - magazyny puste . Ceny także podskoczyły horrendalnie. My na szczęście mamy już wszystko z grubsza zakupione. :)

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/skladzikmaterialowy.jpg

 


Moja żoncia już któryś raz zmienia zdanie na temat wielkości naszego domu. Raz jest za duży, innym razem za mały. To samo z oknami. Kobietą nigdy nie można dogodzić, ale starac się trzeba.

 


Może to ten wiek. Jak są smarkate to wszystko im pasuje lub jest obojętne, a jak przekroczą pewna granicę, to już wiedza czego oczekują i zaczynają wymagać. Jak na to spojrzec z innej strony to jest to budujęce, że mnie wybrała .

 


I nie myśl sobie Małgosiu, że robię tu aluzje do obchodzonych dwa dni wcześniej urodzin. Jeszcze raz wszystkiego naj ...

 

 


Małgosia to taki pracuś, że cały czas by tam coś sprzątała i przekładała. Siedziałaby tam też do późna w nocy żeby tylko ktoś nie zwinął jakiejś cegły. Byłby z Niej dobry kierownik budowy i cieć w jednej osobie. Na nieszczęście szybko się denerwuje. Jak widzi jak nasz materiał np. pustaki jest „niszczony”, tzn. dopasowywany do potrzeb przez budowlańców to Ją chyba krew zalewa.

 


Jak napiszę to może zrozumie i weźmie to do siebie.

 


MAŁGOSIU KOCHANA NA BUDOWIE NIGDY NIE DA SIĘ WSZYSTKIEGO WYKORZYSTAĆ, ZAWSZE SĄ JAKIEŚ ODPADY. Tak samo trzeba brać poprawkę na szkody od małoletnich idiotów, którym niszczenie cudzej własności sprawia przyjemność.

 


Jeżeli już jesteśmy przy „przyjemnościach” to można wspomnieć od wylaniu wody z wiadra z piwnicy, wyrzucenie zebranych wcześniej do wora śmieci, rozsypanie pół worka wapna i zapchanie tymże przewodu wentylacyjnego. Więcej grzechów nie pamiętam.

 


Aby trochę ograniczyć chodzenie przez naszą działkę dostaliśmy pozwolenie od dyrektora szkoły na załatanie dziur i wysmarowanie płotu jakimś brudzącym świństwem. Wiadomość, że chcemy to zrobić bardzo go ucieszyła. Dodatkowo obiecał, że na apelu szkolnym jeszcze raz przypomni gdzie znajduje się teren szkoły, a gdzie prywatna posesja. Chociaż na jakikolwiek rezultat nie wierzę.

 

 


Dziś 15-06-2006r. udało się mam pozałatać wszystkie dziury w płocie w liczbie sztuk trzy. Dodatkowo na przeważającej części wysmarowaliśmy płot spalonym olejem silnikowym. Od tego momentu przestaniemy płoszyć intruzów. Jak chce baran jeden z drugim przełazić, to proszę bardzo. Na proszek do prania od nas nie ma taki co liczyć. Oby odwetu nie było.

 

 


Trawsko rośnie mam na potęgę. Jakiś czas temu wystąpiliśmy z wnioskiem o dotację z Unii Europejskie na nasze pole i teraz powinniśmy już kosić zielsko. Na szczęście znaleźliśmy rolnika, który mam wykona tą usługę i jeszcze zabierze dla siebie siano. Początkowo chciał nam nawet zapłacić, ale dla nas byłaby to już przesada. Przecież dzięki niemu pozbędziemy się kłopotu, a pieniążki i tak zgarniemy. Tylko rolnikiem być. Rozebraliśmy resztkę płotu, zebraliśmy drut kolczasty, usunęliśmy samosiejki. Teraz koszenie pójdzie mu lżej. To wszystko, łącznie z reperacją w/w płotu zajęło nam 5 godzin. Dzień dobrze wykorzystany. W święta najlepiej się pracuje.

 


Już od zeszłego roku planowaliśmy z Małgosią pobaraszkować w tym buszu zieleni. Teraz trzeba się pospieszyć. Właściwie po co czekać ...

 

 

 


Cdn.

master111111

W sobotę 27-05-2006r. robotnicy ostatecznie uwinęli się ze stoją częścią umowy, czyli zabezpieczeniem ciepło- i wodochronnym budynku.

 


Reasumując zużyli do tego, licząc w kolejności od wewnątrz:

 


- 60 kg jakiegoś czarnego smarowidła, którego nazwy nie znam, wysmarowane 3 pustaki od dołu,

 


- 116 m2 styropianu grubości 10 cm ,

 


- 125 m2 siatki,

 


- 625 kg kleju do przyklejania styropianu oraz do wtapiania w niego siatki (2 warstwy),

 


- 180 kg dysperbitu (9 wiaderek po 20 kg),

 


- 42 mb foli kubełkowej długości 2 m .

 


 

 


Do drenażu zużyte zostało :

 

 


- 1 wywrotka kamieni płukanych,

 


- 4 wywrotki żwiru (jak na razie),

 


- 60 mb rury drenarskiej fi 100,

 


- 24 mb szarej rury kanalizacyjnej fi 100

 


- 3 trójniki pełniące rolę dwóch studzienek,

 


- 150 m2 geowłukniny

 

 


 

 


Jakie to wygląda w pieniądzach to nawet nie mam śmiałości sprawdzić.

 

 


W piątek (w dniu przyjazdu Papieża) dosztukowałem wyrwaną wcześniej rurę od wody. O mało kupiłbym nie tą średnicę co trzeba. W projekcie przyłącza wody stoi 50 mm, a w rzeczywistości jest 40 mm. Na ta okoliczność zaopatrzyłem się też w porządny młotek i przecinak. Czas się powoli usprzętawiać. Przekucie się przez pustak to już doprawdy fraszka była i od tego momentu można powiedzieć, że mamy wodę w domu, a dokładniej w kotłowni.

 

 


Ułożenie rury kanalizacyjnej odprowadzającej wodę z drenażu podjąłem się razem z moim bratem, Kasprem. Po 5 godzinach wspólnej pracy efekt był zadowalający. Należało ją tak podłączyć aby tworzyła leciutki spadek do granicy naszej działki. Sąsiad kiedyś odkryję, że wybija mu źródełko :)z krystalicznie czystą wodą . Od momentu wykonania tego wykopu ściany troszkę się zawaliły i co najgorsze skamieniały. To tu, to tam trzeba było coś odrzucić na bok lub dorzucić aby złapać jako taki spadek. Ach ta glina. Martwy mnie jedna kwestia. Co będzie jak ta glina po jakimś czasie siądzie ? Czy spadek nadal będzie zachowany. Naiwnością byłoby sądzić, że siądzie równo na całej długości. Czy woda nie będzie się cofać ? Tyle niewiadomych. Jestem dobrej myśli. Na koniec zakamuflowaliśmy rurę z wierzchu, tak aby nie była widoczna z góry i aby licha nie kusiła. Reszta należy do spycharki, którą jak dobrze pójdzie to można zamawiać w połowie przeszłego tygodnia.

 

 


Pracownicy zakończyli swoja udrękę na etapie przedstawiony na zdjęciu poniżej :

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/drena380.jpg

 


Dodam, że według mnie to ta łatwiejsza część. Do nas pozostaje teraz podciągniecie żwirku i gliny do poziomu działki, rozdzielając te dwie frakcje geowłukniną. Wszystko to przy pomocy masy samozaparcia (żółwie tempo) no i oczywiście szpadla i łopaty.

 


Nie używamy koparki, bo nie bardzo wierzę w to, aby jakiś zsuwający się kawał gliny nie uszkodził kruchej jednak izolacji. Jak łatwo ja uszkodzić niech świadczy fakt, że jeden z naszych „życzliwych” cisną kamieniem (ok.2 kg) i budynek. Efekt był taki, że folia została nieznacznie przerwana, styropian zmiażdżony tracąc szczelność. Bez komentarza.

 


Wierzę, że koparka zniweczyła by całą pracę, a pieniądze poszły by na marne. A dowiedzielibyśmy się o tym dopiero jakby woda/wilgoć lała by się do budynku. Nie chcę żyć w niepewności i choć mięśnie bolą, to nie poddam się. Ale to zabrzmiało.

 


Ten optymizm opada ze mnie jak już jestem na działce. Ogrom prac jaki przed nami się roztacza jest przerażający i przytłaczający. Po dwóch dniach ręcznego zasypywania przestrzeni około budynkowej ręce opadają. Oczywiście mowa tu o dniach w sensie pracy po pracy. Na więcej i tak nie ma już sił. Jeszcze taki kawał do końca. Na koniec budowy klatę będę miał jak Herkules, a ręce jak małpa- do ziemi.

 

 


24-05-2006 r. zamówiłem mechaniczno - biologiczną przydomową oczyszczalnie ścieków, produkcji Słowackiej, za pośrednictwem jednego z formuowiczów, który także sobie ją sprowadza.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/POS.jpg

 


Jest to ta sama co na tej stronie http://www.bioeko.ires.pl" rel="external nofollow">http://www.bioeko.ires.pl , tylko, że taniej. Za najdalej miesiąc powinna być o mnie. Teraz mamy dylemat gdzie ją umieścić i gdzie odprowadzić wodę. Mój pomysł aby podłączyć to do w/w rur kanalizacyjnych przy drenażu nie znalazł akceptacji mojej małżonki. Niby przepisy nie pozwalają. Innego pomysłu jak na razie nie mamy. Zrobimy pewnie i tak po mojemu.

 

 


Wszyscy nas odwiedzający chwalą nasze schody, które podobają się im ogromnie. Dziwią się przy tym, że są takie szerokie i wygodne. Małgosia już myśli jak je oświetlić.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/schody.jpg

 


Jak napisze cos nowego to oznacza, że przeżyłem zasypywanie.

 

 


Cdn.

master111111

Od ostatniego razu zostałem pouczony przez Małgosię, że dzieciaki ze szkoły wcale nie są takimi aniołkami jak mi się wydaję. Ja po prostu jestem niej pamiętliwy. Nie śmiej się. :)

 


Fakt, że w ostatnim czasie zdarzyło się nam kilka niezbyt miłych incydentów. Raz worek z cementem posiadł umiejętność lewitacji i nurkowania na czas w beczce na wodę. Innym razem betoniarka uznała, że już wystarczająco naciągnęła nas na koszty i akcie najwyższego poświęcenia odcięła sobie przewody. Cóż za oddanie, ale już starczy. To tyle w kwestii sprostowania. :)

 

 


Musze przyznać, że nasi budowlańcy maja „kopa” w wykonywaniu swoich prac. Zaledwie trzy dni zajęło im wykonanie całych szalunków i zbrojenia. I nie ma mowy tu o żadnej fuszerce, choć najlepiej o tym to tylko oni sami mogą wiedzieć.

 

 


Najgorszy był moment, gdy przywieźli do nas pręty stalowe przeddzień ich wykorzystania. Ciekawe po co ? Tyle słyszy się o kradzieżach na budowach. Małgosia była tak zdenerwowana, że jakby obgryzała paznokcie, to do rana znalazła by się swoimi ząbkami gdzieś w okolicy łokcia. Miała coś jak manię prześladowczą.

 


Doszło do tego, że zaczęliśmy już gonić dzieciaki z naszej działki. Przez całe lata była to jedna z nieformalnych dróg do i ze szkoły. Siła przyzwyczajeń. Coś jakby się chciało odzwyczaić faceta żeby nie zostawiał po … (no wiecie) podniesionej klapy na sedesie. No cóż mężczyzn można analizować, kobiety tylko podziwiać. Mam nadzieję, że to nie jest jakiś odwet za to przeganianie. Niby jak się gówno ruszy to jeszcze bardziej śmierdzi, ale przecież nie możemy pozwolić na pochody 1-szo majowe na co dzień.

 

 


Desek na szalunki niestety zabrakło. Trzeba było zakupić w tartaku ich jeszcze 0,5m3. Oszaleć można. Łącznie budowa pochłonęła 4,5 m3 i mam nadzieję, że na tym już koniec.

 


Wszyściutko przepięknie położone, dopasowane, przycięte.

 


Schody osobiście wykonywał Pan Henryk, bo żona trochę się z tego tematu obkuła na uczelni i wiedziała jak łatwo można je popsuć. Niby jest projekt i wszystko w nim czarno na białym wyrysowane, ale to tylko papier, który wszystko przyjmie. Tu liczy się doświadczenie.

 

 


Na początku budowy zakładaliśmy, że będziemy budować zgodnie z projektem, bo wszystko było, jak sądziliśmy, doskonale przemyślane. Teraz powstało już kilka zmian, z których bardzo się cieszymy.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piwnica1.jpg

 


Mianowicie przesunęliśmy drzwi do suszarni z garażu do spiżarni, a w samej spiżarni zrezygnowaliśmy ze ścianki wraz z drzwiami. Dało to mniej więcej tyle, że teraz czuje się u nas przestrzeń i nieskrępowanie.

 


Dziwnie to jakoś przedtem wyglądało jak się schodziło na dół i wszędzie były drzwi.

 


Dodatkowo nasz budowlaniec wskazał, że niezbędne będzie w „pomieszczeniu do ??” wzmocnienie ściany przez wstawienie zbrojonego słupa, a to ze względu na długość ściany i parcie ziemi. Dodam, że w projekcie architekt tego nie uwzględnił.

 


Ostatnia korekta dotyczy wjazdu do garażu. Za względu na wygodę, głównie żony, ścianka zostanie załamana tak aby najazd był bardziej łagodny.

 

 


Dodatkowo nasz Henryk zalecił wykonania zbrojenia z takich powyginanych odpowiednio prętów co miało jeszcze bardziej usztywnić strop. Zjawił się też nasz inspektor nadzoru w celu kontroli zbrojenia, które wykonano z pręta o średnicy 12mm w kratownicę, w odstępach 12x25 cm. Według niego jest nawet trochę przezbrojone, choć zgodnie z projektem i prawidłowo wykonane. A jakże by mogło być inaczej.

 

 


W sobotę przyjechały, z godzinnym opóźnieniem, trzy gruszki betonu, od naszego znajomego – koparkowego, który na dniach otworzył własna betoniarnię. Zachwalał swój wyrób któryś już raz z kolei, przyznając raz mimochodem, że na betonie to on się właściwie nie zna. Dobrze chociaż, że ma odpowiednich ludzi o tego.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/jadegruchystrop1.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu0.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu1.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu2.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu3.jpg

 


Po upływie ponad godzinki powstał sufit piwnicy lub podłoga parteru z 19-tu m3 betonu B15. Pan Henryk twierdzi, że jest dobry gatunkowo.

 

 


Przy "laniu" towarzyszył mi mój syn najlepszy, bo jedyny - Wiktor. Przez 5 godzin ani razu nie marudził, a wręcz przeciwnie dobrze się bawił, biegając po naszych górkach, rozwalając większe grudy gliny i rzucając do celu. Niesamowite dziecko. Zauważyłem także, że na pytanie czy „jedziemy na budowę” ostatnio rzadko odnawia. Czyżby już się zżył. Zające co prawda „własne” mamy, a to dzieci przyciąga jak magnes. :)

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zaj261c.jpg

 


W niedzielę miałem dopilnować podlewania wylewki ale deszczowa pogoda skutecznie mnie wyręczyła. W tym roku padający deszcz jeszcze mnie nie cieszył.

 

 


19-go za pośrednictwem Allegro znalazłem ciekawą ofertę na okna dachowe Roto 7/11 735 H razem z kołnierzami. Nigdy dotąd nie dokonywałem takich dużych zakupów przez Internet i myśl o wpłacie na cudze konto ponad 5 tys. napawała mnie niemałym dreszczem. Na szczęście wszystko przebiegło sprawnie i szybciutko. Po 3 dniach pokaźna paczka była już u nas na miejscu. Terza grzecznie czeka na swoja kolej do wykorzystania w połaci dachu.

 

 


Od poniedziałku 23-06-2006 pracownicy zaczęli ocieplać piwnicę i teoretycznie skończyli. Na fajrant mieli już wyklejone 100 m2 styropianu 10-ki i zaczęli nakładać klej na siatką na ścianę widoczną poniżej.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ocieplenie.jpg

 


Gdzieś w środę pewnie będą już mieli koniec łącznie z ułożeniem drenażu. Potem wchodzimy my z żoncią i dokańczamy drenaż podciągając go do stropu.

 


Niestety potem nasz Henryk na trochę nas opuści ( 2 tygodnie), bo musi wejść na inną budowę.

 


A mogło być tak pięknie.

master111111

Tyle spraw, a czasu tak niewiele. coraz bardziej przekonuje się, żę zatrudnienie koordynatora prac to wcale nie taka głupia sprawa i poważnie radze wszystkim czytającym rozważenie tej kwesti. Jak wziąć pod uwagę ile się trzeba nadzwonić , najeździć i mamyśleć, to taka osoba wychodzi porównywalnie do własnych kosztów, a sama budowa staje się przyjemniejsza. :)

 

 


Przez te dwadzieścia pare dni ciszy działo się całkiem sporo. Jeżeli weźmie się pod uwagę budowę i wycieczka na 6 dni do Zakopanego w majowy, długi weekend to można by pisać i pisać. I tu pojawia się znowu wymieniony wyżej problem - brak czasu. Biedne teraz te nasze dzieci. Jak bezdomne.

 

 


Przynajmniej nam nasza działeczka już teraz wynagradza nam wszelkie trudy i troski.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zachods322.jpg

 


23-04-2006r.

 

 


Budowa ruszyła z kopyta. Po początkowych kłopotach z dzieciarnią w szkole, która co przerwę odłączała prąd i wyzywała majstrów od różnych… , teraz nastał czas spokoju i równomiernej ciężkiej pracy. Tu należy dodać, że na razie nie naszej, bo po prostu nie mamy co tu robić.

 


Co rusz gdy odwiedzamy popołudniami nasz domek to widać kolejny etap prac.

 


Jakże byłem zaskoczony gdy wciągu jednego dnia powstały szalunki pod ławy, co przedstawia zdjęcie poniżej. Jakoś tak dziwnie mi się zrobiło ale w tym pozytywnym sensie. Cały czas nie było widać żadnego postępu robót, aż ty nagle człowiek sobie ni stąd ni z owąd przychodzi i w końcu coś widać – i to nie tylko glinę

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkina322awy.jpg

 


Następnego dnia ułożyli zbrojenie. :)

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zbrojenie.jpg

 


W ten oto sposób poszedł jakiś tysiączek do piachu w postaci stali. Wychodzi na to, że w Polsce, podobnie jak w Ameryce, także pieniądze leżą na ziemi. Na szczęście w nocy nikt nie chciał się po nie chylić i zaopiekować.

 


Teraz żałuję że nie kupiłem w lutym stali na cały dom. Teraz już nie mogę kupić jej w cenie 2 tys./t. , ale za to nie ma problemu w cenie 2,4 tys.. Szok. Jakimś szewskim targiem Małgosia załatwiła po 2,2 tys. - jeszcze ze starej dostawy. Brawo. Mnie z tego samego miejsca chcieli to samo opchnąć za 140 zł wiecej. Ja nie wiedzieć o co chodzi ale się domyslam (szkoda, że nie mam piersi ).

 


Zjawił się także mój kierownik budowy żeby sprawdzić czy wszystko jest tak jak się należy. Nie przywidywałem problemów. Jasnowidz , czy co ? . Z drugiej strony to on jest tu tylko dlatego ,że na budowie musi być i według deklaracji przyjedzie tu zaledwie kilka. Tylko do „kluczowych spraw”. Płaca adekwatna do usługi.

 

 


W czwartek ( 25-04-2006) przyjechał „gruchy” z betonem. . I to trzy naraz. Łącznie 20 m3 (pół metra zapasu, liczone dwa razy) po 175 zł/m3 oczywiście bez faktury.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/jadagruchjada.jpg

 


Za nic nie chciałem tego opuścić, bo to przecież taki ważny moment, zupełnie jak narodziny dziecka, dużego dziecka. Nawet nie pamiętam kiedy je "machnołem" Pamiętam, że jak się rodził nasz syn Wiktor to wtedy nie miałem wyboru i musiałem być przy żonie. Istna Masakra, a te wszystki porody na ekranie telewizji to istna bujda. Niestety praca nie pozwoliła mi być przy tym specyficznym „porodzie”. Za to żona była. Dzierżąc w dłoni zakupiona niedawno kamerę nagrała te kluczowe momenty, sama zaraz umykając do własnej roboty.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/laniebetonu.jpg

 


Jakież było moje zdziwienie gdy dyspozytorka z firmy Jubet zadzwoniła do mnie, z nowiną, że należy jeszcze dopłacić 260 zł. , bo betonu wylali więcej niż było zamówione. Coś mi tu nie pasowało. Zawsze myślałem ,że oni kręcę go tyle ile klient zamawia i nie biora trochę wiecej na wrazie czego. Wychodziło na to, że nasz Henryk pomyliłby się na 2m3 i to licząc dwukrotnie. Dziwne. Tak czy siak obiecałem dopłacić ale dopiero po powrocie z wycieczki i po dokonaniu własnych wyliczeń. :)

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zalane322awy.jpg

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/naszed322onie.jpg

 


Sprawa ta przeleżała aż do 04-05-2006r. kiedy to wróciliśmy z Zakopanego, Krakowa, Nidzicy, Dunajca i wielu innych miejsc i wielu atrakcji. Było super.

 


Postanowiliśmy wziąć się za pomiary. Jakież wielkie było nasze zdziwienie, gdy okazało się że wody w wykopie jest prawie do samych ław.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zalanewodalawy.jpg


Na południu poczuliśmy zaledwie kilka kropel deszczyku, a tu to musiało nieźle lać. Z pomiarów nici.

 

 


Wielka szkoda. Robotnicy mogli by już wylewać chudziak, a tak musiałem wziąć się za załatwianie koparki, która by wykonała przekop. I znowu kilka dni stracone.

 


Nasz znajomy od ciężkiego sprzętu znowu ściemniał i nie wiedział ile powinien wziąć za 25 m przekopu. Na szczęście żonka mocno zareagowała i daliśmy się zrobić w balona. Prawda, że herszt baba, co nie?! Ustaliła, że praca musi zostać koniecznie wykonana w sobotę, kiedy to ja mogłem ją nadzorować. Wyszło, wraz z dodatkowymi pracami, 3 godziny( 300zł) pełnej pracy od wykopania pierwszej łyżki do ostatniej.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/przepust.jpg

 


Wykonawca oczywiście próbował doliczyć dojazd, ale jak sam kiedyś powiedział „jak będzie droga to nic nie policzy”. A to, że koparka miała uszkodzone jakąś „jazdę„ i nie mogła podjechać pod górkę, nic nas w tym razem nie obchodziło. Tak samo jak czyszczenie kół i koparki po zakończeniu prac, a co niewątpliwie został by mam doliczone na poczet kopania. Doświadczenie jednak uczy. Szkoda także, że w trakcie kopania nie dało się uniknąć uszkodzenia naszej rury z woda, która została brutalnie wyrwana. Zawsze coś.

 


Zaraz po tym zabrałem się za wypompowanie wody przy pomocy pompy do brudnej wody. Tu także od spadla nabawiłem się pierwszych dwóch pęcherzy na dłoni, które zaraz pękły i nieźle piekły. Tak zwana „ pierwsza krew”. Niestety od klawiatury dostałem takich delikatnych rączek, że aż wstyd przyznać. To się na szczęście niebawem zmieni i o dziwo czekam na to.

 

 


Od poniedziałku(08-05-2006) nasz Henryk przysłał pracowników i chudziak na fajrant był gotowy.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/chudziak.jpg

 

 


Później, tego samego dnia, przywiozłem o 21:00 dwie rolki papy termozgrzewalnej na ławy, bo akurat tyle zostało po remoncie dachu, żeby ją teraz wykorzystać. Jakie było moje zdziwienie gdy usłyszałem dziwny szum. Zaraz domyśliłem się co jest jego przyczyną. Otóż jakieś gówniarze odkręcili na cały zycher zawór od wody, która lała się niemiłosiernie na darmo, choć nie za darmo. Dziwne zabawy ma ta dzisiejsza młodzież. Aż trudno sobie wyobrazić ile by się jej wylało do rana i jakie szkody by wyrządziła. Od tego momentu robotnicy muszą nie tylko codziennie podłączać prąd, ale teraz także zakręcać zawór w studzience wodomierzowej.

 

 


Następnego dnia (06-05-2006) przyjechały pustaki betonowe na ściany piwnicy, które murarze skrzętnie i szybciutko wykorzystywali.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/pustaki.jpg

 


Pustaki betonowe 24-ki, każdy po 3,15zł netto z transportem. Okazało się, że cztery kursy po 264 szt. starczą. Zostawały one sukcesywnie przywożone i wykorzystywane. Do tego oczywiście doszła cegła po 0,7 zł/szt. w ilości 700 szt. – to oczywiście na początek, na kominy. Słowem kasa leci jak oszalała. Najgorsze jest to że masę rzeczy można mieć taniej, ale to oznacza, że zakup jest bez faktury. I tu pojawia się problem z bankiem, który wymaga udokumentowania 60% poniesionych kosztów na fakturach. Gdyby nie to…

 

 


Dziś powinny być postawione ostatecznie mury w piwnicy. Zajęło im to raptem cztery dni. Myślę ,że to dobry wynik.

 

 


1 dzień:

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury1dzien.jpg


jak miło

 

 


2 dzień:

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury2dzien.jpg


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury2dzien1.jpg

 


3 dzień:

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury3dzien.jpg


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/mury4dzien.jpg

 


4 dzień : aż miło przyjeźdzać po pracy.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/klatkaschod.jpg

 


Chłopaki uwijają się bardzo szybciutko i chwała im za to. Wczoraj ojciec przywiózł wcześniej wyrobione w lesie stemple i robotnicy zaczęli szalować strop. :)

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkistropu.jpg

 


Z naszym wykonawcą także można się dogadać. O ile przez telefon szło jak po gruzie, to twarzą w twarz jest nawet przyjemnie. Często dogląda swoich ludzi i nie ma zmiłuj się, rządzi silna ręką. Zauważyłem, że murarze starszej daty jakoś nie potrafią się przystosować do nowych warunków, nowej rzeczywistości. Zawsze maja coś do powiedzenia i przeważnie chcą pokazać jacy to oni są ważni w stosunku np. do młodszego pomocnika, który najbardziej tyra.

 


Zresztą jak nas zobaczyli pierwszy raz to ich twarze były dość wymowne. Nasza wina. Choć trochę latek już mamy to nadal wygadany na mniej niż się ich nazbierało. Oby tak dalej.

 

 


Zakupów ciąg dalszy. Oboje z żoną doszliśmy do wniosku, że pieniążków nie ma co trzymać na koncie i lepiej teraz zakupić materiały niż później się denerwować. Wiadomo może być tylko drożej. I tak np. za porotherm’em 25 PW, tym na parter i poddasze, to mieliśmy prawdziwe urwanie głowy. Ceny szalały. Z dnia na dzień takie skoki, że człowiek zastanawia się czy nie przerzucić się na suporex. Do tego wszystkiego szwagier ma jakieś wtyki w cegielni i obiecał załatwić znaczniej taniej. I tak czekaliśmy i czekaliśmy, aż zostaliśmy z przysłowiową ręką w mocniku. Owszem załatwił, ale w międzyczasie wszystkie wczesnowiosenne promocje zostały anulowane i kupa…

 


Dziś aby w końcu zamknąć ten temat i przestać wydzwaniać w tysiąc różnych miejsc i analizować masę spraw zamówiłem suporex. Wyszło, że 24-ka jest po 5,4 i 12-ki na działówki po 3 zł/szt., rzecz jasna z transportem. W sumie to jestem zadowolony, bo to najniższa cena jaką udało się nam znaleźć.

 


Teraz ważą się losy dachówki i okien, przy czym okna dachowe są już zakupione. Z pomocą przyszło allegro. Jak na tym wyjdę to się okaże. Nie będę krakać, choć dodam ,że zawsze byłem zadowolony z zakupów w tym serwisie aukcyjnym.

 


Na dachówce postanowiliśmy nie oszczędzać i wybraliśmy markę Creaton model KERA-PFANNE. Jest to niemiecka dachówka zakładkowa barwiona w masie o kolorze miedzi. Faktem jest, że jest droższa niż inni producenci ale mamy nadzieje, że dzięki temu przez długi czas będzie trzymała kolor i pozostałe nimniej ważne właściwości. Teraz ważą się losy ceny za jaka ją zakupimy. Ofert mamy trzy i choć niezupełnie fer zagraliśmy stosunku do sprzedawców, to nie mam tu żadnych skrupułów (w odróżnieniu do Gosi). Ja wychodzę z złożenia, że oni też nie są do końca wporządku w stosunku do nas, bo starają się z nas zadrzeć jak najwięceji to pod przykrywką świetnej okazji. Bronić się trzeba.

 

 


Wim, że jak zakończyny ta piwnicę to reszta poleci w górę że ho ho.Byle tylko wyjść z tej ziemi. Byle tylko wyjść z tej ziemi. Byle tylko wyjść z tej ziemi. Byle tylko wyjść z tej ziemi no i żeby żona była żoną...ale to już inna bajka .

 

 

 


cdn.

master111111

Batuta Gosi i Grzegorza

Geodeta.

 

 


W czwartek 20-04-2006 r. z samego rańca zjawili się wcześniej umówieni geodeci, a właściwie jego pracownicy w ilości sztuk dwa. Chłopaki zaradne, bo i jakie mają być jak młode.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/geodeci1.jpg

 


Jeden niby szef i drugi „palikowy” uwinęli się z robotą raz dwa. Wyznaczyli zarysy ścian zewnętrznych na krawędziach budynku za pomocą zbitych do kupy desek i palików. Rach ciach i po sprawie.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/geodeci2.jpg

 


Jak później się tak temu przyjrzeliśmy to coś nam nie pasowało. Jakim cudem z naszego niedużego domeczku zrobiła się taka wielka stodoła?? Jak to możliwe? Na zdrowy rozum coś tu zostało spartolone. Moja żoncia już rzucała na prawo i lewo jobami - oczywiście tylko przy mnie. Pyskacz jeden. Ja jednak za bardzo się nie martwiłem się. Wiedziałem, że my o czymś nie wiemy. Małgosia jednak ma inny charakterek niż ja i wciąż mączyła mnie ale przede wszystkim siebie pytaniami typu:

 


"Przecież ziemi było wybrane po dwa metry więcej z każdej strony, a teraz te zarysy budynku prawie przylegają do ściany wykopu. Czemu? Jak tu się jeszcze drenaż pomieści ?? Dlaczego któtsza ściana w projekcie ma 9,19 m a na gruncie prawie 12m ???" Ach te kobiety...

 

 


Wyjaśnienie przyszło ze strony naszego budowlańca, Pana Henryka. On to polecił się nie przejmować , bo wszystko jest dobrze. Okazało się, że na tych deskach co je geodeci wbili w wykopie, co zupełnie uszło naszej uwadze, znajdują się również wbite w odpowiednich miejscach gwoździki. To właśnie one, po przymocowaniu do nich linek, wyznaczają faktyczny zarys przyszłego budynku. Dzięki Ci wybawco.

 


Że też takie durnowate stworzenia jak my się jeszcze uchowały na tej ziemi. Teraz z kolei nasz domek wydaje się nam malutki. Jak my się tu pomieścimy ?? Mam wrażenie, że ręką zdołam sięgnąć przeciwległej ściany- tej zewnętrznej. :) To na pewno musi być złudzenie. W końcu 100 m2 podłogi to nie jest aż tak mało.

 


Na marginesie dodam, że chłopaki pomimo swojego specjalistycznego sprzętu i tak się rąbnęli w obliczeniach, co na szczęście wyłapał „nasz Henryk”(określenie Małgosi). Moje Kochanie na pewno nie daruje sobie przyjemności wytknięcia im tego przy najbliższej okazji.

 

 


Następnego dzionka zjawiła się utęskniona ekipa budowlana. Niestety, podobnie jak poprzedniego dnia, musiałem w tym czasie pozostać w pracy, choć ciekawość powolutku mnie zżerała. Coś się wreście zaczęło, a mnie tam nie ma. Poproszę chusteczki.

 


A działo się działo...

 

 


Już od samego rana nerwówka. Mój ojciec, Zygmuntem zwany, wskoczył na cięgnik marki Ursus C-360 i w te pędy ruszył do tartaku by odebrać zakupione tam wcześniej i teraz jedynie przechowywane deski szalunkowe w ilości 4 m3. Po załadunku pognał przed siebie by zatrzymał się dopiero w połowie naszej nowo wybudowanej drogi. Nie do wiary ale ciągnik nie dał rady podjechać. Tylne koła zaczęły się obracać w miejscu tworząc charakterystyczne wyrwy w naszej drodze, drodze za tyle tysiaków !!!. Niewielka pomoc innego ciągnika rozwiązała ten problem. Ciekawe czy jest za stroma czy może ładunek był za ciężki ? Zapewne jedno i drugie łącznie się skumulowało. Ciekawe czy inne pojazdy także będą miały takie problemy z wjazdem? Już zaczynam zazdrościć wszystkim tym, którzy buduja się na równym.

 

 


Po pierwszym dniu udało się ekipie wykonać w naszej glince pogłębienie i wypoziomowanie zewnętrznych ław fundamentowych- tych przyszłych.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkidzien11.jpg

 


W sobotę ostro padało i nikt się nie pojawił. Znowu zebrało się masa wody, która dzień wcześniej została wypompowana.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkidzien12.jpg

 


Tylko tyle na jeden dzień. Jestem rozczarowany, choć wiem ile trudu kosztuje paca w takim gruncie.

 

 


Nie da się opisać całego tego rozgardiaszu tego dnia ale mam nadzieje ,że to tylko tak na początku jest to normą. Nie wszystko poszło zupełnie zgodnie z planem ale ważne że w ogóle ruszyło.

 

 


Droga

 

 


Teoretycznie została ukończona. Pozostało już tylko przejechać równiarką i ostatecznie walcem. Ten etap wolę jednak odwlekać jak się tylko da, aż droga się „uleży” i „wyjdzie szydło w worka”.

 


Nastąpiło kilka zmian. CZY NA BUDOWIE W OGÓLE DA SIĘ COŚ ZAPLANOWAĆ ?! Z niektórych można się cieszyć ale z innych to raczej nieszczególnie.

 


Do tych pierwszych należy zaliczyć fakt, że droga z planowanej szerokości 3 m poszerzyła się do 4 m i to przy tej samej grubości gruzu i bez zmiany ceny.

 


Do tych nieszczególnie korzystnych należy zaliczyć zmianę jego składu. Z gruzu betonowego zrobił się gruz kamienno-betonowo-ceglany. Umawialiśmy się inaczej ale on i tak zrobił swoje. Twierdzi że taka domieszka to norma. I co takiemu zrobisz. Całe szczęście, że suporeksu w tym nie ma. Byliśmy w kropce. Co najwyżej mogliśmy się „pożreć” w wyniku czego na pewno pozostalibyśmy na lodzie a czas nagli. Póki co i tak jestem zadowolony. :) Teoretycznie da się po tym wjechać na górę.

 

 


Czas pokaże.

 

 


Teraz skrótowy fotoreportaż z przebiegu prac. Tak wyglądało to no początku po pierwszym zjeździe koparki. Nie dość że wąska jak diabli to jeszcze gliniasta. Na dodatek średnio połowa jest poza granicą naszą działki, a sąsiad nie chciał się dołożyć. Niech zapomni o późniejszym korzystaniu z niej. Wcześniej o wjeździe pod górę można było tylko pomarzyć.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga1.jpg

 


Zaczęli od góry. Pierwszego dnia udało się wykonać jakieś 80mb drogi o łącznej szerokości 4,5 m za jakiś 1,5m według stanu pierwotnego.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga2.jpg

 


Widok z góry. Stąd moje skojarzenie ze skocznią narciarską. Według planu miało być, licząc od lewej:

 

 


1. pas jakiś 0,5 m na żywopłot (najpewniej świerkowy) w celu uchronienia się od zawiewającego z pola śniegu. Teraz za bardzo nie ma gdzie wsadzić świerczków, ponieważ gruz sięga do samej granicy działki. Mimo to wierzę, że sobie poradzimy ;

 

 


2. droga właściwa, która teraz jest szersza o metr od zakładanego planu;

 

 


3. pobocze z rowkiem na ewentualną spływającą wodę.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga3.jpg

 


Poniżej budowanie drogi. Do plusów należy zaliczyć fakt, że cały czas był obecny „spec” od dróg, który nadzorował wykonawstwo.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga5.jpg

 


Dużo gruzu. Samochody krążyły jak w ulu. Jaki on jest to widać. Podobno jak nasiąknie wodą to ta mieszanina robi się twarda jak asfalt.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga4.jpg

 


tak wygląda efekt końcowy

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/droga6.jpg

 


ps. Jakie piękne niebo na tych dwóch przed ostatnich zdjeciach

 


Cdn.

master111111

Batuta Gosi i Grzegorza

Coraz mniej czasu i zarazem coraz więcej do pisania. :) A ostatnio sporo się dzieje. Prąd podłączony. Geodeta wyznaczył w wykopie krawędzie przyszłego budynku. Droga na ukończeniu. Kredyt załatwiony i pieniądzory na koncie. Stemple w lesie wyrobione.

 


Od czego zacząć ? Hmm… Najlepiej od początku.

 

 


Prąd.

 

 


Elektryk, który w końcu podjął się wykonania naszego tymczasowego przyłącza elektrycznego uwinął się z robotą w iście zaskakującym tempie. Tak można przecież nazwać jeden dzień robocizny. Oczywiście przed nim pojawiło się dwóch innych. Lubimy mieć możliwość wyboru i utwierdzać się w przekonaniu, że nie przepłacamy. A poza tym zawsze się czegoś dowiaduję, co przy moich niewielkich pokładach wiedzy o elektryce okazuje się wielce przydatne. Inna sprawa to to, że jak się posłucha kilku „fachowców” to od razu można wyczuć który z nich nagina fakty starając się naciągnąć cenę. Co fachowiec to inna opinia.

 

 


Elektryk nr 1 to nasz obecny sąsiad przez płot. On jednak z uwagi na nawał pracy nie był w stanie podjąć się wykonania usługi. Oczywiście dokonaliśmy wstępnej przymiarki i wyceny potrzebnych materiałów. I dobrze wyszło, że nie wyszło. Parę dni później okazało się, że możemy się jeszcze podłączyć w innym punkcie szkoły – znaczy się bliżej wykopu. Takim oto sposobem zaoszczędzone zostało 50m przewodu i masa problemu. On jednak o tym nie mógł wiedzieć i polecił swojego znajomego z tej branży. Dzięki mu i za to. Nich mu ziemia lekka będzie (kiedyś). Ile by wziął za robociznę - tego niestety nie wiem.

 

 


Elektryk nr 2. Dziwny to elektryk który na fuchę chciał dojechać autobusem miejskim. Zaoferowaliśmy mu, że podjedziemy po niego. Później tego żałowałem ze względu na trudności ze znalezieniem właściwej ulicy i błądzeniem w gąszczu nie oznakowanych uliczek.

 


Facet już na wstępie zrobił na nas piorunujące wrażenie, ale co się tu dziwić, w końcu z prądem ma odczynienia nie od dziś. Jakiś obdartus, na dodatek brzydko „pachnący”, który miał do nas lekką pretensje, że nie mogliśmy trafić , a „przecież wyraźnie tłumaczył”.

 


Przejechaliśmy jakiś kilometr i już wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Zupełnie nie potrafił rozmawiać o interesach. Korciło mnie, Małgosie chyba też, aby zawrócić i odstawić go z powrotem. Zażądał zgody Starostwa i elektrowni. Chyba z byka spadł. Nawet jeżeli by się to udało, to i tak odwlekłoby to całą sprawę na Bóg wie jak długo. Pomyślałem sobie jednak, że wcześniej wyciągnę od niego jakiś informację. I owszem udało się. Nawet dla picu zapytałem się o koszt usługi. Wyszło, że 500 zł i daję swoją skrzynkę. Przewód dałby taki gruby, że już na początku wykorzystałbym na niego „znaczną” część kredytu. Ku pamięci napiszę ,że chciał przewód 5x4 a potem zjechał na 5x2,5. Czegoś tu nie rozumiem. A…jasne, już wiem, to nie jego forsa. Tyle go widzieliśmy.

 

 


Jako, że pracuję w Nadleśnictwie, to nasza firma korzysta z usług różnych zewnętrznych usługodawców, w tym oczywiście elektryka. Do tej pory przypuszczałem, że będzie to najdroższa z możliwych opcja. Widać inaczej kasuje się takiego molocha jak LP i inaczej takiego paprocha jak ja. Można o nim posiedzieć tyle, że jednego dnia podjechał z żonką do szkoły obejrzeć co tam jest i co my chcemy mieć, a innego dnia zrobił wszystko od ręki. Kasując przy tym tylko 150 złociszy. Czy tacy nie powinni być wszyscy fachowcy? W sklepach dostaliśmy nawet jego rabaty sięgające nawet 60 %( co za ściema). Za faktury mieliśmy zapłacić później. W skrócie zamówione, zrobione i zapłacone.

 


A tak to wygląda :

 

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/skrzynka.jpg

 

 

 


Do tego dojdzie jeszcze ok. 35 m przedłużacza i hulaj dusza z betoniarką.

 

 


Cdn.

master111111

Batuta Gosi i Grzegorza

Pod koniec pierwszego dnia kopania umówiłem się na następny, czyli sobotę. Ja jak zwykle punktualnie o 7:00 czekam na przyjazd maszyny. :) I tak sobie czekam i czekam aż do godziny 8:00. Czas nie pozostał stracony, ponieważ w tym czasie porobiłem fotki i posprzątałem z papierków i innych śmieci ( w tym prowizorycznej fajki do palenia „trawki”) teren działeczki. Od razu zrobiła się o 100 % jeszcze ładniejsza. Czy rodzice dzisiejszych dzieci i młodzieży nie uczą porządku i ładu. Koszmar. Zresztą teren samej szkoły także nie powala czystością. De facto jest to najbrudniejsza szkoła jaką widziałem. Cały teren szkoły, a w tym również boiska i bieżnia usłane są śnieciami i co najgorsze szkłami po pobitych butelkach. Koszmar. Jako że nie posiadam komórki, co do tej pory uważałem za atut, poszedłem do "koparkowego" z zapytaniem: „Co jest ? Gdzie ta koparka Panie kochany ?” Niestety nie było go. Później już w domku złapałem go na telefon. Twierdził, że jest za mokro i wjedzie tam kiedy trochę pogoda drogę obsuszy lub kiedy zostanie zrobiona droga. Załamka. Już na wstępie takie kosztowne problemy. Budowa drogi wiązała się z lekko ok. 20 tys. zł wrzuconymi w błoto plus wykup kawałka ziemi od sąsiada za kolejne 6 tysiaków. To aż przecież 220 mb na naszej posesji i około 70 gminnej, którą i tak musielibyśmy doprowadzić do stanu używalności na własny koszt. Na gminę nie ma co liczyć. Fakt, i tak nas to czekało, ale do diaska teraz pieniążki są nam potrzebne na wiele innych spraw. Po drugie wiąże się to z kolejnym opóźnieniem. Najgorsze było to, jak zdałem sobie sprawę ,że jak koparka nie może dojechać to i np. gruszka z betonem także nie da sobie rady. Czyli trzeba robić drogę. Zaproponował też narazie zasypanie jednego newralgicznego punktu gruzem, bo być może wtedy uda się dojechać koparce i dokończyć wykop. Mała to pociecha. Wcześniej zażyczył sobie aby powycinać przyległe do drogi chaszcze, żeby przypadkiem lakier się nie porysował na jego mercedesie. Prawie zrezygnowany ale dzierżąc w dłoni pilarkę ruszyłem do boju w nadziei, że coś się ruszy. Z natury jestem niecierpliwy i takie niezaplanowane kłopoty poważnie nadwyrężają moje i tak nikłe już jej zasoby. Po godzince, z teściem u boku, wszystko zostało uprzątnięte.

 


Za chwilę przyjechała wywrotka gruzu, po 150 zł za kurs, lecz ni jak nie mogła się dostać na wskazane miejsce. Właściwie to miała problem wydostać się z powrotem, nawet po tym jak awaryjnie wysypała ładunek zupełnie gdzie indziej. Zachwalany napęd na cztery koła na nic się tu nie zdał. Nasza glinka jest jak smar i koła nie miały żadnej przyczepności.

 


Choć cały dzień można uznać za stracony, to muszę przyznać, że w tym momencie odetchnąłem z ulgą. W duszy rozgrzeszyłem się, że zrobiłem wszystko co mogłem. Siła wyższa.

 


Umówiłem się przy tym na 10:00 w poniedziałek z właścicielem od koparek aby dokładnie obejrzał drogę i wycenił koszt jej budowy.

 


Poza tym wtedy miała mi już towarzyszyć moją żoncia. Z Nią jakoś raźniej. Choć Jej tu teraz nie było( w szkole) to wiedziałem jak bardzo się zamartwia i denerwuje. Podobno z tego wszystkiego spać po nocy nie mogła. Nie ma niestety ( a czasami naszczęście) tak powierzchownej natury jak ja.

 


Trudno jest opisać nasze zdziwienie gdy okazało się, że koparka zaczęła prace z samego rana w poniedziałek. Od teraz kocham poniedziałki. Jak wjechała ? Tego to nie wiem. Najdziwniejsze, że nikt nas o tym nie poinformował. Poprostu przyjechała sobie pogrzebać. Ot tyle.

 


Pod wieczór tego dnia wykop był gotowy.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/Obraz034.jpg

 


Łącznie wyszło tego 19 godzin kopania i nie 300 a prawie 600 m3 ziemi obok wykopu. Całe szczęście, że zmieniłem sposób naliczania należności z m3 na godziny. Tym sposobem wyszło na oko jakieś 2,5 tys. zaoszczędzonych złociszy. Oj było mu to w nie smak. Miotał się jak mógł próbuję wrócić do stawki za m3. Nic z tego.

 

 


Wyszło na to że zapłaciliśmy dwukrotnie więcej niż zakładaliśmy pierwotnie i zarazem o połowę mniej niż mogło wyjść. Małgosia mówi, że jak widzi tą dziurę to Jej nie żal tych pieniędzy.

 

 

 


Punkt 10:30 pojawił się szef. Pół godziny spóźnienia. Skandal. Może tu my jesteśmy dziwni. Tacy punktualni i słowni. Wiem, że my (przy jego całej kasie) to małe żuczki, no ale ...

 


Niemniej wizyta okazała się bardzo owocna.

 


Zrezygnowaliśmy z budowy drogi, tej dłuższej i rzekomo „pewnej” na rzecz tej krótszej ale ze sporym spadkiem. Powody zmiany decyzji znalazły się dwa. Po pierwsze i przede wszystkim niższy koszt i brak potrzeby wykupu ( i ustanowienie służebności) tego kawałka za sześć kafli.

 


Nawet jeżeli trzeba poszerzyć drogę o 4 m i wysypać aż 40 cm gruzu, to i tak wychodzi nam o wiele korzystniej. Tej drogi jest „tylko”130 m i według zapewnień wszystko ma tu wjechać bez najmniejszego problemu. Oby.

 


Pierwsza rzucona wycena opiewała na 5 tys. ale dokładny koszt miał wyjść w tzn. praniu gdy jego spec od dróg dokładnie ją obejrzy.. W to mi graj. Tego samego też dnia zadzwoniłem do konkurencji z taka sama propozycją. Pod wieczór już wiedziałem że konkurencja chce 10 tys. za 100 mb z wykorzystaniem gruzu ceglanego oraz 10 cm warstwy szlaki. Gdy dowiedział się o wstępnej ofercie poprzednika to z miejsca zjechał do 8 tys.

 

 


Teraz kolej na naszego pierwotnego oferenta .Ten chciał ostatecznie 11 tys. za cała drogę (130 mb) plus mały placyk manewrowy ale po marudzeniu zjechał do 9 tys. Wykorzystany będzie gruby gruz betonowy jako warstw główna i kruszony jako warstwa wierzchnia. Według zapewnień po jakimś czasie droga taka staje się tak twarda i wytrzymała ja asfaltowa.

 


Swoją drogą nie wiedziałem, że mam taki dar przekonywania i negocjacji.

 


W ok.10 min. przez telefon utargowałem 2 tys. złotych. Jestem z siebie dumny. Więc nie tylko Małgosia jest Żydem ( bez obrazy) , ja także potrafię się targować.

 


Tu taka dygresja. Każdy z nich zjechał o dwa tysiące i nadal zarabia ! To jakie oni mają faktyczne koszty? Czy taki narzut jest uczciwy?

 

 


Reasumująć zapłacimy tylko 3 tys. za drogę. Wynika to z róznicy zakupu tego kawałka ziemi na drogę i kosztu usługi. Zawsze da sie znależć lepsze strony gorszego.

 

 


Pozostało mam już tylko zdemontować stary rozwalający się płot z masą zardzewiałego drutu kolczastego.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/usuwanieplotu.jpg

 


Łącznie jakieś 180 m. Wypadło na sobotę . Pogoda dopisała znakomicie. Może trochę za wietrznie, ale mimo pracy i tak miałem frajdę. Było jak dawniej, kiedy zdarzało się mam wyjeżdżać właśnie w soboty do lasu do pracy. Ważne było to, że byliśmy razem i mieliśmy wspólne zajęcie. Taki dzień jest zawsze wartościowszy i pełniejszy niż taki przeleniuchowany na sofie. Trzeba przyznać, że w takich sytuacjach to pracowita jest ta moja żonka. Prace trwały do samego wieczora - kto by się spodziewał. Za to mieliśmy okazję podziwiać taki zachód słońca.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zachodsoca.jpg

 


cdn.

master111111

Batuta Gosi i Grzegorza

Udało mi się "dorwać" skaner i oto obiecane wcześniej rzuty kondygnacji. :)

 

 


oryginalny projekt nie przewidywał piwnicy, a która nam jest konieczna i od tego zacznę

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piwnica.jpg


Parter według pierwowzoru

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/batutarzutparteruwgoryginau.jpg


Po przeróbkach

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/parter.jpg


I poddasze w oryginale

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/Batutarzutpoddaszawgoryginau.jpg


I nasze

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/poddasze.jpg


cdn.

master111111

Po prognozach meteorologów straszących długą zimą, gdzieś do połowy kwietnia , nasze nastroje były iście pogrzebowe. Każdego innego rok nie miało by to dla nas większego znaczenia. Miesiąc w tą czy w tamtą nie robił różnicy. Tego roku natomiast miał powstać nasz dom i czas odgrywa to istotną rolę. To przecież tylko dobre 6 m-cy budowy – zdaje się tak niewiele. Plan ambitny jednak z całą pewnością do wykonania, oczywiście jak wszystko pójdzie po myśli. Na pogodę nic się nie da poradzić.

 


Jeszcze w pod koniec lutego zaczęliśmy się rozglądać za wykonawca, który podjąłby się wykonania wykopu wraz z wywiezieniem ziemi. W naszej okolicy znaleźliśmy trzy takie poważne firmy. Przystąpiliśmy do negocjacji. Zależało nam aby znaleźć kogoś takiego, komu ta ziemia (glina) się przyda i w ten sposób może obniżyć koszty. Wiadomo, że jak dwoję ma z tego korzyści to zawsze można trochę zajść z ceny. Jak się okazało wszyscy troje by jej potrzebowali. Jeden do zasypania żwirowni, drugi dla jakiegoś ogrodnika, a trzeci powiedział, że „proszę sobie tym głowy nie zawracać, to mój problem”.

 


Teraz pozostała kwestia ceny. Ten od żwirowni zażądał 7,5 zł za każdy metr sześcienny. Ten od ogrodnika ostatecznie po jakimś tygodniu wydzwaniania do niego oświadczył, że potrzebowałby tylko jakieś 10 wywrotek ziemi, co zupełnie nas nie satysfakcjonowało. A co z resztą ?? Pozostała trzecia możliwość. Gość trzeba powiedzieć potrafi robić interesy. Jak usłyszał, że jeden chce 7,5 to on weźmie tylko 7zł/m3. Bajał oczywiście przy tym, że on to robi po znajomości bośmy prawie jak sąsiedzi i że normalnie wcale by się tego nie podjął. Jakoś takie gatki szmatki na mnie nie działają. Według mnie to taka żmijka, która weźmie robotę tylko dlatego aby konkurencja nie mogła zarobić. Co do sąsiadów to faktycznie – jakieś 0,5 km od nas ma siedzibę jego firma.

 


Małgosia próbowała jeszcze zbić cenę u faceta za 7,5zł/ m3 ale się nie udało i poczuł się jakoś szczególnie urażony. Myślę ,że ten temat jest u niego definitywnie spalony. Dziwak jakiś. Wychodzi na to , że ma nam za złe, że szukamy jakiejś tańszej firmy. Jak się taki uchował ?? Ostatecznie wybraliśmy najtańszą ofertę z pełnym wywozem glinki w postaci „naszego„ dobrodusznego sąsiada, który to tak nam idzie na rękę.

 

 


W tym czasie nadal jeszcze czekaliśmy na uprawomocnienie się pozwolenia na budowę.

 


Około 20 marca wszystko było gotowe i mogliśmy przystąpić do realizacji. Mróz trzymał jaszcze kilka dni, a później nastał czas częstych opadów deszczu. I tu popełniliśmy poważny błąd. Postanowiliśmy przeczekać tą niekorzystną aurę i zacząć wykop jak tylko niebiosa przestaną płakać. Chodzi o to, że wydawało się nam, że woda w wykopie stanowi problem nie do przeskoczenia. :) Opowieści znajomego, który na jesień wykopał ziemię pod fundamenty (właśnie w glinie) i dopiero w lipcu z powodu błota był w stanie je dokończyć utwierdziła nas w słuszności naszej decyzji. I tak czekaliśmy aż do dnia 29-03-2006, kiedy to uznaliśmy, że teraz to wiosna wkroczyła juz na dobre na naszą działkę i w nasze serca (u żony nawet z podwójną siłą) . Czas zacząć. Akurat w tym okresie byłem zmuszony wziąć 6 dni zaległego urlopu, co jeszcze bardziej potęgowało uczucie, że wszystko prawie się układa. Trwało to do momentu gdy zadzwoniłem do „koparkowego” z informacją ,że geodeta wstępnie już wyznaczył palikami obrys budynku i może wchodzić ze sprzętem. Tu dostaliśmy jakby to powiedzieć … szpadlem przez plecy i to przez telefon. Powiedziano nam, że teraz najbliższy przewidywany termin rozpoczęcia robót, według niego oczywiście, to lipiec i na dodatek jak będzie jeszcze sucho. Świat się wali. Faktycznie teren naszej posesji rozmiękł ale wychodziliśmy z założenia, że ciężki sprzęt sobie z tym poradzi. Toż to nie są przecież zabawki i maja jakieś przystosowania. Woda faktycznie sikała spod butów zupełnie jak z konewki. W taki oto sposób zostaliśmy na lodzie, tu bardziej pasuje na błocie.

 


Po negocjacjach uzgodniliśmy, że teraz zostanie wykopany sam dół, a ziemia zostanie odłożona obok wykopu i wywieziona w terminie późniejszym, rzecz jasna za dodatkową opłatą. Zawsze to jakiś kompromis. Cena została także zmieniona ze stawki 7,5 zł/m3 na stawkę godzinowa w wysokości 95 zł/godz. Pomyślałem, że jak mam urlop to mogę przecież przypilnować operatora koparki co by się nie obijał i solidnie pracował. Zakładany czas pracy ustaliliśmy na 8-10 godzin i wydobycie jakieś 300 m3 gliny.

 


Dnia 31-03-2006 r. zgodnie z umowa stawiłem się za pięć siódma na działce. :) Oczywiście o punktualności można było zapomnieć. Za to mogłem się nacieszyć spokojem poranka. Właśnie wschodziło słoneczko na gąsto zasnutymi chmurami niebie. W oddali słychać było śpiew skowronków, a jeszcze dalej przemknął pospiesznie zając(raj) , gdy w oddali usłyszałem warkot silnika dojeżdżającej koparki. Poczułem dziwne napięcie. I tak powolutku sobie jechała, najpierw przez drogę gminną , później przez prywatne pole, aż do momentu gdy dotarła na skraj naszej miedzy. Niestety tego się spodziewałem. Tu koła zaczęły się obracać w miejscu jednocześnie pogrążając pojazd coraz niżej. Jakby nie było praca idzie we właściwym kierunku - w głąb, tylko miejsce nie te. Nie było innej rady jak podciągać się łyżka do przodu do celu. Wkońcu znowu powolutku jechał. Po objaśnieniu zakresu robót tj. głębokości wykopu, potrzeby poszerzenia w miejscu gdzie znajdować się będzie wykusz i wjazd do garażu operator pokiwał tylko głową. Nie był pewien czy uda mu się wykopaną ziemię pomieścić obok i dodatkowa odsłaniając jeszcze jedną ze ścian aby ekipa budowlana mogła swobodnie działać.

 


Poniżej zdjęcie pierwszej wykopanej łyżki gliny.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/7.jpg

 


Plan zakładał, że prace powinny potrwać jeden dzień . Na koniec dnia udało się wykonać około 70 % prac.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/27.jpg

 


Glina jak się patrzy, tylko cegły wykrajać i do pieca. Przekleństwo. Na około wykopu leży teraz pokaźna sterta ziemi.

 


Co rusz łyżka zapychała się do tego stopnia, że należało ręcznie tj. przy pomocy łopaty ja czyścić. A czas = pieniążki leci/ą. Wyjazd z działki okazał się niemniej kłopotliwy.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/29.jpg

 


Najgorsze w tym wszystkim było to, że akurat tego dnia Małgosia wyjeżdżała do szkoły i cały ciężar prac musiał się przechylić na mnie. Tak więc w między czasie musiałem pomóc się Jej „wyszykować” do wyjazdu i zawieźć na PKP, zahaczyć o lekarza i wcześniej wyrobić książeczkę zdrowia dla syna który akurat teraz musiał zachorować, obsłużyć elektryka , który miał założyć na prąd na budowę (dzięki uprzejmości przyległej szkoły) i cały czas kontrolując postępy prac.

 


Jak tylko znikałem z oczu operatorowi to on jakoś dziwnie zwalniał pracę. Po całym dniu czułem się wyczerpany tą gonitwą.

 

 


cdn.

master111111

Prace przygotowawcze zostały dopięte, jak się nam wydawało, na ostatni guzik i teoretycznie można by zaczynać budowę. Niestety zima tego roku trzymała nadzwyczaj długo i mrożnie. W naszym rejonie, przez ostatnie lata, w marcu było już na tyle ciepło, że można było powolutku zaczynać prace budowlane. Plan zakładał, że w czasie kiedy my czekamy na decyzję z banku, w tym czasie korzystamy ze środków własnych i stawiamy piwnicę.

 


Z kredytem wiąże się też pewna historia. Otóż posiadamy konto w banku BPH i podczas załatwiania poprzedniego kredytu na ziemię doszło do pewnego spięcia. Kobitka od tych spraw, zresztą jedyna odpowiedzialna za to w naszym oddziale banku, pomieszała coś w terminie zapłaty podatku CPP i na początku tego roku przyszło do nas pisemko z Urzędu Skarbowego o braku wpłaty wyżej wymienionego. Przy tym oczywiście jak zawsze straszą sądem, więzienie i takie tam. Już się boję. Popatrzeliśmy na siebie i w te pędy ruszyliśmy do przeszukiwania naszych papierzysk. I eureka. Jak byk stoi że zapłaciliśmy jakieś pół roku temu, a do tego jeszcze 90 groszy odsetek karnych za zwłokę. Pierwsza myśl była taka, że mają taki burdel w Urzędzie Skarbowym ,że czegoś nie zaksięgowali i nie potrzebnie nas teraz tam ciągają. Wiadomo przecież, że łatwiej jest wysłać wymowne pisemko niż przewalać się przez stosy papierzysk i poszukać. Nich petent udowodni, że zapłacił, a jak nie na dowodu na to, to niech płaci jeszcze raz. Z takim właśnie przeświadczeniem, że to jakieś łatwo wytłumaczalne nieporozumienie Małgosia pojechała do Urzędu. Dzierżąc w dłoni pokwitowanie wpłaty ruszyła do kierownika tej znienawidzonej już teraz jednostki państwowej. Kierownik Urzędu Skarbowego w Lęborku oczywiście był głuchy na wszelkie próby wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. Gbur jakich mało, brak wszelkich zasad dobrego wychowania, właściwie to jakiegokolwiek zachowania. Wrzeszczenie i grożenie przecież nie należy do jego obowiązków. Zagotował się jak czajnik. Żona została potraktowana jak największy przestępca winny państwu co najmniej kilka milionów. Nie, takich w Polsce to się traktuje o wiele lepiej, a może coś extra odpalą. Widać na stanowisko kierownika takiej „szacownej jednostki” trzeba mieć specjalne kwalifikacje. Na pewno najwyżej cenione jest chamstwo , debilizm, pieniactwo i zakompleksienie. Panie KIEROWNIKU wykształcenie zobowiązuje !!! Chamie jeden !

 


Teraz wyjaśnię o co chodziło. W banku powiedziano mam, że podatek CPP należy wpłacić w terminie do dwóch tygodni od momentu podpisania aktu notarialnego, a najlepiej tego samego dnia. Tak też uczyniliśmy. Nawet notariusz się nie wpatrzył. Logiczne prawda. Płaci się za coś jak już jest nasze.

 


Natomiast Urząd Skarbowy liczy dwa tygodnie od chwili podpisania umowy kredytowej w banku. Idiotyzm. Jaka można płacić podatek jak to jeszcze nie należy do zainteresowanego. A jak bank nie udzieli kredytu to co?? Stąd wzięło się te 90 groszy odsetek karnych !!! Ale nic to. Zapłacone = zapomniane.

 


Ale to jeszcze nie koniec. Urząd Skarbowy nie negował tego, że wnieśliśmy wpłatę + odsetki karne, oni o tym wiedzieli i nie to było setnem tego zamieszania. Mogło by się wydawać, że zapłacenie tych odsetek reguluje sprawę. W tym przypadku nic bardziej mylnego. Kierownik uznał za stosowne nałożyć na nas mandat karny, po ponad pół roku !, za nie dotrzymanie właściwego terminu wpłaty w wysokości 1000 zł. Sam podatek wyniósł nas jakieś 70 zł. To przecież była kwestia różnicy kilku dni. Super prawda. Idiota jeden. Na premie mu brakło czy co? Żonę aż zatkało i z tego wszystkiego nie wytrzymała i się … popłakała. Biedactwo. Dawno Jej nikt tak nie potraktował, zupełnie jak śmiecia. Szkoda, że mnie przy niej nie było. Nie pozwoliłbym na to. Może i wygląda młodo jak na swój wiek, no ale takie zachowanie przechodzi ludzkie wyobrażenie. Dopiął swego i dzień pewnie zaliczył za udany. W końcu dał się „ubłagać” na 80 zł mandatu wskazując jaki to on jest dobroduszny i w ogóle ach , och .

 

 


Postanowiliśmy, że o wszystkim powiadomimy bank i zażądamy wyjaśnień. Za coś wzięli przecież prowizję i powinni klienta poprowadzić jak za rączką. Tu poszliśmy bezpośrednio do kierowniczki banku na skargę za wprowadzenie nas w błąd i niekompetencję . Wysłuchała, szczerze żałowała( chyba) i zapewniła, że sprawę wyjaśni. Domagaliśmy się zwrotu poniesionych kosztów. Żona się zawzięła, a ja sam nie wiedziałem co robić, gdyż niebawem będziemy się ubiegać o kolejny kredyt. Po paru dniach doszedł do nas list z pisemnymi przeprosinami z prośba o osobisty kontakt. :) W sumie otrzymaliśmy zwrot za mandat z prywatnej kieszeni odpowiedzialnej za to pracownicy ale jej słowa przeprosin nie były szczere i zbyt przekonujące. Zadra zostało.

 


Teraz cały czas chodzi naburmuszona dając wyraźnie odczuć nam jej stosunek do nas. Coś jak „a oni tu znowu” lub „proszę nie chodzić, bo właśnie podłogi umyto”.

 


I właśnie z tego powodu pomyśleliśmy o zaciągnięciu kredytu w innym banku. W Millenium Bank oświecono nas, że zarówno oni jak i każdy inny bank nie udzieli nam kredytu, ponieważ w razie naszej upadłości bank BPH, jaki pierwszy udzielający na pożyczki, ma pierwszeństwo przed wszystkimi innymi. Jedyne rozwiązanie to zaciągnięcie tak dużego kredytu, który wystarczyłby na spłatę zadłużenie za ziemię w BPH i wybudowanie domu już za pieniądze z Millenium. Nawet bez liczenia wiedziałem, że dobrze na tym nie wyjdziemy. Szkoda, ze nie mieliśmy żadnej alternatywy, nawet jak się z niej nie ma zamiaru korzystać.

 

 


W końcu nadeszła upragniona promocja dla pożyczek hipotecznych w BPH. Papierzyska zgromadzone zostały po niemałym trudzie. Jak zwykle potrzebna jest wycena inwestycji. Zrobiliśmy to tak samo jak poprzednio u tego samego rzeczoznawcy, wyżej nazwany jako „stary pierdoła”. Teraz to już awansował do miana „podwójnej starej pierdoły ”. Znowu ględził, zazwyczaj nie na temat. Nawet ustaliliśmy z Małgosią plan ewakuacyjny jakby zanadto przeciągał. Coś w stylu : „dzieci płaczą, bo to czas karmienia piersią i są same w dużym i ciemnym domu. A na dodatek tam straszy. Buuu ” Jak by nie uwierzył, miałem nadzieję, że się domyśli o co chodzi.

 


Jakoś przez to przebrnęliśmy. W tym samym czasie uprawomocniło się pozwolenie na budowę i od razu zgłosiliśmy chęć rozpoczęcia robót. Chcąc jednak podbić dziennik budowy okazało się, że są potrzebne jeszcze kolejne 3 dni o daty uprawomocnienia się pozwolenia na budowę.. Do tej pory wszystkie te odstępy czasowe dla mnie były dość jasne. Tego ni jak nie mogę zrozumieć. Chyba, że chodzi o Pocztę Polską. Biurokracja- i wszystko jasne.

 

 


Dokładnie o 12:30 dnia 24 -03-2006r. wyszliśmy z banku po ostatecznym złożeniu wszelkich niezbędnych dokumentów. Nawet obsługa banku, ta z blizną na dumie, była miła. Pewnie pomyślała, że czas to pchnąć , bo odczepić się nie chcą. Teraz czekamy na decyzję, która powinna być już pod koniec tego tygodnia( łącznie dwa)ze wzglądu na masę innych. Życie to nie reklama gdzie „pożyczki załatwiają od ręki” i do „klienta dojeżdżają”.

 

 


cdn. pt. wykopy i górki

master111111

Zanim przejdę do następnej części chcę, a właściwie muszę ze względu na Małgosię , poszerzyć opis poprzedniej. Upomniała mnie, że za pobieżnie wspomniałem o wyborze projektu, niedoceniając jakoby do końca jej wkład w tej kwestii. Gwoli ścisłości muszę przyznać, że ma na 100 % rację, a moje uchybienie wynika tylko z ulotności myśli. Wybacz.

 

 


Nalegała abym wspomniał o tym całym trudzie, jaki włożyła w wyszukiwanie projektu. O tych około sześciu miesiącach poszukiwań. O tym jak w wielkim bólu udało się Jej wybrać w końcu te osiem akceptowalnych projektów. Koniecznie mam dodać, że mi wyłonienie obecnego projektu zajęło niecałe dwie minuty, wprawiając Ją jednocześnie w osłupienie. Jakoś trudno jest Małgosi to pojąć, zupełnie jakbym dokonał rzeczy niemożliwych. Wiem, że to niesprawiedliwe. Ni jak nie da się porównać 6 m-cy do 2 minut. Słyszała tylko „ten nie” . „ten nie”. „ten nie” … i w końcu „ten” . Wiem też, że lubi o tym opowiadać znajomym i to na szczęście zawsze z uśmiechem na twarzy jako naszą anegdotę.

 

 


Nasze koncepcja domu zakładała obecność kilku niezbędnych pomieszczeń i do tego rozmieszczonych w sposób nam odpowiadający. :) Jak nie łatwa jest sprawa dopasowania gotowych projektów do gustu klienta niech świadczy choćby dostępna ich ilość. To taka samo nakręcająca się maszynka. Im więcej tego jest, tym klient jest bardziej skołowany.

 


Całe szczęście, że my od razu wiedzieliśmy jakich pomieszczeń potrzebujemy, choć za bardzo to nam nie ułatwiło poszukiwań.

 


I tak na parterze musiało się koniecznie znaleźć biuro (ze względu na charakter pracy Małgosi) :) i to najlepiej jak najbliżej drzwi wejściowych. Takie rozwiązanie pozwoliłoby na dość swobodne życie pozostałych domowników i z możliwe najmniejszym zakłócaniem jego przebiegu. Niedopuszczalne dla nas byłaby sytuacja gdyby klient musiał przejść przez całą szerokość domu aby dostać się do niego.

 


Obok biura oczywiście łazienka z powodów jak wyżej. A w niej koniecznie podwieszany sedes, i niskopoziomowy prysznic, i ogrzewanie podłogowe plus grzejniczek na ręczniki. Uparciuch jeden.

 


Sypialnia na parterze to akurat mój warunek. Dzieci z założenia mają mieć swoją przystań na poddaszu. :) Czemu tam ? No cóż, nadal jesteśmy młodzi. Dlatego sypialnia ma być naszą jaskinią, gdzie możemy być naturalni, intymni i śniący. Sypialnia musi dawać poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Niestety nasze dzieci są zbyt ciekawskie, szczególnie to starsze, i poczucie, że ściany maja uszy byłoby przygnębiające. :) Czasami trzeba przecież dać się ponieść emocją

 


Następne niezbędne pomieszczenie to kuchnia. Tutaj ma, podobno, być tzw. wyspa na środku, co strasznie podoba się żonie. Zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce. :) Połączenie z salonem jest niezbędne, gdzie przy dużym stole zbieralibyśmy się między innymi przy posiłkach. Salon na szczęście mamy duży. Bez problemu można stworzyć dwie odrębne części. :) Jedną już opisałem, a druga stanowiłoby kącik z kominkiem i wygodna kanapą. Oglądanie przecież płonącego i „strzelającego” drewna lepsze jest niż najlepszy film, szczególnie na Polsacie.

 


Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze schody na poddasze, które maja także pełnić funkcję dekoracyjną z halogenowym, punktowym podświetleniem. Małgosia widziała to u znajomych i też chce takie mieć.

 


Poddasze stanowi u nas łazienka i zastaw dwóch pokoi dla każdego z dzieci. :) Już teraz mieszkając w jednym czasami nieźle się kłócą, co jakiś czas słychać „to mój pokój ! ” i „nie, to mój pokój ! ”. Strach pomyśleć co by było później. Poza tym pozostaje jeszcze jedno pomieszczenie, które w zamyśle ma być przeznaczone dla nienarodzonego jeszcze „ludzia”, choć już w planach. Tak na marginesie dodam, że jakoś jeszcze nie udało się nam tego zaplanować. To znaczy plany rzecz jasna były, że kiedyś … ale życie wie swoje. I dobrze. A póki co zawsze mamy co zaoferować naszym gościom, tym zaproszonym i tym, którzy wpadają z niezapowiedzianą wizytą. Mogą liczyć na nocleg, jeśli odwiedzi nas rodzinka z daleka... Oni też powinni się wyspać.

 


Żona uwielbia skosy i może też, póki nie będzie naszego bejbi, przychylę się do jej pomysłu dotyczącego sypialni na poddaszu. Takiej zastępczej, od czasu do czasu.

 


Z tymi skosami to już od wczesnego dzieciństwa "wariowała" . Wtedy to zażyczyła sobie żeby Teść w zwykłym, kwadratowym pomieszczeniu zrobił Jej skosy z resztek pozostałej boazerii sosnowej, czyli wykonał taką podwieszana imitacją. :) Już sobie Ja wyobrażam jak siedzi zadowolona i uchachana pod tymi skosami. Marudziła Jemu do tego stopnia, że nie miał wyboru i musiał się do tego zabrać. Dziecko chce, rodzic musi. :) Uratowało go jednak brak potrzebnej ilości materiału. Wiele lat później, będąc już ze mną, strasznie nalegała na to aby wstawić do pokoju taką imitacją belki stropowej, koniecznie z takimi bocznymi, obustronnymi, podsufitowymi a’la skosami . Baba chłopu nie popuści. Teraz dopnie swego.

 

 


Tak po krótce wyglada nasz domek , niedługo wstawię rzuty kondygnacji :)

 

 


Cdn.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...