Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    34
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    80

Entries in this blog

master111111

Projekt.

 


W końcu nastał ten upragniony moment w którym zaczyna się wybierać dom i w jakiś sposób urzeczywistniać swoje marzenia. Żona zaczęła znosić niezliczone stosy projektów w postaci gazet i prospektów. Zebrało się tego z około 1000 różnych propozycji, plus oczywiście Internet. Na dodatek jeszcze znajoma wspomniała Gosi o jakimś feng shui. Wariactwo. I tak juz mielismy problem.

 


Projekty walały się na stołach, parapetach i półkach. Od tego wszystkiego w mojej głowie powstał taki mentlik, że starałem się minimalnie ingerować w to całe wybieranie naszego domu. Nie spodziewałem się, że wybranie projektu może nastręczać aż tyle trudności. Gosi to jednak najwyraźniej się spodobało. Zresztą wybór projektu to jak coś na wzór zakupów, a te to prawie każda kobieta lubi. Nie mogłem Jej przecież psuć przyjemności. Ja byłbym szczęśliwy gdybym miał do wyboru znacznie mniejszą ilość możliwości – optymalna to dwa.

 


Teściowie to w moim mniemaniu, gdy budowali swój dom, to mieli luksus pod tym względem. Wtedy był tylko jeden właściwy projekt – dom na wzór kostki. :) Ileż to mniej głowienia się.

 

 


Co jakiś czas jednak żona podsuwała mi pod nos jakiś ładny domeczek. Zazwyczaj aprobowałem go i byłem szczęśliwy, że ten etap mamy już za sobą. Mnie się wszystki pobobały. Co dziwne żona nadal wertowała po projektach. I to tak trwało i trwało z kilka miesięcy. Zapewne powodem był nadmiar możliwości i brak realnej oceny naszych zdolności finansowych. Jak już zadecydowaliśmy się definitywnie na jeden z nich, to pojechaliśmy do znajomego budowlańca. Dom faktycznie piękny był. Szczególnie przepięknie prezentował się w nim dach pokryty karpiówką z pięknymi skosami z klejonki. I nic to, że wewnątrz nie do końca odpowiadał on naszym potrzebą, bo ten dach rekompensowałby wszelkie możliwe niewygody. Cudo.Głupie to ale zakochaliśmy się w dachu. Budowlaniec naświetlił nam jakie czekają nas koszty i roboty, jednocześnie zachwalając swoje usługi.

 


Od tego momentu przejrzeliśmy na oczy i musieliśmy zniżyć masz pułap swoich wymagań i większy nacisk postawiliśmy na funkcjonalność pomieszczeń. Wszystko zaczęło się od nowa ale z tą różnicą, że do puli weszły także domy o dachach dwuspadowych. Wiem, że żonie marzyła się tzw.koperta na dachu ze względu na dużą ilośc skosów na poddaszu. Niestety i tym razem nie udało się dojść do konsensusu. Na początku chciałem żeby dom oczywiście był funkcjonalny, a przy okazji wprawiał sąsiadów i znajomych w zazdrość. Tak przy okazji, hi hi hi … Teraz z kolei może za bardzo patrzałem na dom od strony finansowej i przy okazji okradając żonę z marzeń. Może ..Chyba jednak nie. Musze zapytać. Poza tym musi być przecież ktoś, kto patrzy sercem i ktoś kto patrzy przez pryzmat kosztów – tak dla informacji to ja.

 


Suma Sumaróm wybraliśmy według nas optymalny projekt, prawie optymalnie trafiający w nasze gusta. Mowa o projekcie z pracowni MTM Styl o nazwie Batuta. Ciekawie czy samochód stanowi integralną część projektu.

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/batuta.jpg

 


Niestety nie do końca trafił on w nasze gusta, choć najbardziej ze wszystkich, i wymagał kilku estetycznych przeróbek. Długo zastanawialiśmy się nad piwnicą, a jak już miała być, to czy pod całą połacią podłogi, czy tylko w połowie. Wszyscy zapytani twierdzili, że chcieli by ją mieć ale za względów czysto ekonomicznych się na nią nie zdecydowali. Część z nich teraz żałuje. Brak piwnicy wiązał się z tym, że obok trzeba by było postawić garaż z jakimś schowkiem na różne chwilowo niepotrzebne „pierdółki”. Jak wiadomo to taki nie ogrzewany garaż byłby strasznie zimny zimą , a dodawszy do tego taki fakt, że lubię sobie czasem pogrzebać w warsztacie to sprawa wydawała się niemal jasna. Poza tym musi być spiżarenka, i pralnia z suszarnią, i kotłownia, no i oczywiście ten garaż i to na dwa samochody, bo kto wie może kiedyś… . Wyszło na to, że zdecydowaliśmy się na pełnowymiarowa piwnicę. Jeden argument wydawał się nam szczególnie sensowny aby nie zrobić tylko połówki. Mianowicie chodzi o to, że w razie jakiegoś przecieku wody na wewnętrznej ze ścian (jakby nie było to 9,2 mb) próba naprawy tego była by bardzo kłopotliwa i już na pewno kosztowna.

 

 


Projektu ostatecznie nie zakupiliśmy za pośrednictwem Internetu tylko u prywatnego projektanta. W naszym przypadku dopłata za zmiany do projektu w MTM Styl byłaby na tyle duża, że opłacało się nam wynająć architekta. Dzięki temu mamy wszystko wyrysowane tak jak chcemy, zamiast pisemnego zezwolenia na zmiany. To nam pozwoli uniknąć nieporozumień i nerwów z tym związanych. Tak jest klarownie jak przysłowiowe „czarno na białym”- tu dosłownie. Na projekt czekaliśmy miesiąc (miał nawał pracy, święta, nowy rok) mogło być szybciej ale za dopłatą. Warto było czekać. Teraz jesteśmy w 100% zadowoleni. Poza tym i tak czekaliśmy za promocją na kredyty budowlane.

 

 


cdn.

master111111

Żelazo trzeba kuć póki gorące. Każdy to wie ale nie wszyscy to czynią. My się na szczęście do tych nie zaliczamy . W każdej przecież chwili szkoła może się rozmyślić i cofnąć dane nam słowo, które oczywiście mamy na piśmie. Czym prędzej zajęliśmy się realizacja naszych pierwszych robót na działeczce - doprowadzenie wody. Coś się w końcu dzieje. To miła odmiana po miesiącach tylko papierkowej roboty. Szkoła, oprócz w/w studzienki i podlicznika, zażyczyła sobie także projekt przyłącza wodociągowego. Wiązało się to oczywiście z wynajęciem specjalisty od tych spraw, który zaprojektował to w fachowy sposób, czyli zgodnie ze sztuką budowlaną. A tak naprawdę to kolejna osoba w łańcuszku biurokracji, które mają sposobność żerowania na obowiązujących przepisach i na oczywiście na nas. Ubyło mam 300 zł w kieszeni, a mogłoby więcej gdyby nie żona i jej sztuka negocjacji. :)

 

 


Zaczęliśmy rozglądać się za wykonawcą. Ekipę do samego montażu już mieliśmy w postaci mojego wujka Zdzicha , który zrobił to pół darmo, prawie w ogóle nie licząc sobie za robociznę. O słowności, a co za tym idzie terminowości wykonania powierzonego mu zadania, w tym miejscu nawet o tym nie wspomnę. Pozostała sprawa koparki. O dziwo znalezienie takowego wcale nie było łatwo, a to ze względu na mały rozmiar prac (40 m wykopu). Zauważyłem taką prawidłowość, że wszyscy ci, którzy już na wstępie odmówili podjęcia się zlecenia (np. z braku czasu) zapewniali o tym, że glina w takich przypadkach tylko pomaga w pracy, bo się gleba nie obsypuje. Pozostała reszta twierdziła, że glina to paskudny grunt do prowadzenia wykopów. Finał wyszedł taki, że właściwie nie mieliśmy żadnego wyboru co do wyboru „kopacza”. Jakimś cudem, razem z moim ojcem, znaleźliśmy jednego, który chyba traktował to jako pracę dorywczą. Lepszy rydz nisz nic. Cena za wykop i data prac została ustalona, ludzie umówieni, a materiały zakupione. Wszystko miała nadzorować moja żona, ponieważ ja w tych godzinach jestem w pracy.

 


Nastał w końcu ten dzień. Tuż po rozpoczęciu pojawiły się problemy. Pan od koparki dosłownie po kilku wydobytych łyżkach gleby odmówił dalszej pracy. Pewnie to zaplanował, cwaniak jeden. Twierdził, choć został o tym uprzedzony, że nie spodziewał się takiej gliny i zwija majdan. Wyjaśnił, że i owszem ziemia się nie obsypuje do wykopu, ale też nie chce się odkleić od łyżki. Niezłe jajca. Biedna żona nie załapała od razu o co chodzi, choć to przecież jasne. Jak tylko mielibyśmy jakąś alternatywę, to na pewno nie zgodzilibyśmy się na takie wymuszenie. W zaistniałych okolicznościach pozostało nam tylko dopłacić tych kilka srebrników Judaszowi.

 


Inny problem stanowiło odnalezienie właściwej rury. Trudno znaleźć coś co istnieje tylko na mapie, a w rzeczywistości tego nie ma. Pozostało mam tylko delikatnie szukanie w koło po omacku. :-?W końcu znaleźliśmy i to nie jedną rurę ale kilka o zupełnie innych średnicach niż miały być. Od przybytku głowa nie boli, ale nie w tym przypadku. To skąd się wzięły nie było naszym problemem i nie mieliśmy zamiaru tego zgłaszać, ponieważ mogłoby jeszcze wszystko przeciągnąć w czasie. Podobno w tamtych czasach takie rzeczy były sprawą normalna( w tych pewnie też się zdarza), że nie naniesiono powykonawczo właściwego położenia różnych instalacji. Również materiał i wymiary z jakich miały być one wykonane nie odpowiadał rzeczywistości. Trzeba było przerwać pracę do następnego dnia aby po takim oświeceniu dostosować się do tego co znaleźliśmy w ziemi. Następne co zobaczyłem to już całkowicie wykonana studzienka, a właściwie wystający nieco ponad ziemie właz, a z drugiej strony wystająca czarną rurę fi 50.

 


Od tej pory możemy powiedzieć, że MAMY WODĘ. :)

 


Mam taką cichą nadzieję, że zrobili próbę i zamiast wody nie poleci szambo, gdyby się okazało, że to nie ta rura.

 

 

 


Teraz, a właściwie nawet ciut wcześniej mogliśmy złożyć wniosek o warunki zabudowy dostosowane do naszych potrzeb. W gminie jednak mieliśmy zetrzeć się z Panem, który niezbyt przychylnie patrzy na nowych właścicieli ziemskich. Jak to dziwnie brzmi – „właścicieli ziemskich”. Powód jego nieprzychylności spłynął na nas jeszcze z poprzedniego właściciela, z którym miał na pieńku. Inny powód to taki, że sam posiada w gminie grunty, które okazyjnie nabył i teraz sprzedajne po holendarnych cenach. My od niego nie chcieliśmy kupić i obawialiśmy się czy nie będzie robił mam pod górkę. Faktycznie próbował ale ja mam asa w rękawie w postaci niezastąpionego agenta ds. specjalnych w postaci mojej Gosi. Ona to nawiedzała urząd gminy niemiłosiernie. Kiedyś nawet jak jakiś urzędnik nie był specjalnie pozytywnie nastawiony do naszej prośby, twierdząc że nie może coś tam, bo nie ma takiego przepisu, to powiedziała mu wprost, „że się Jej nie pozbędzie, że ona jak nie drzwiami to oknem wejdzie, a jak nie oknem to szparą miedzy futryną a oknem się prześlizgnie” . Przepis się znalazł ! Wygadane to jest, że ho ho ……… i jeszcze trochę.

 


Warunki zabudowy dostaliśmy i na szczęście żadem z zainteresowanych tj. sąsiadów nie wniósł sprzeciwu.

 


Następny krok to wybrać projekt.

 

 


Cdn.

master111111

Nauczeni doświadczeniem wiedzieliśmy już ile czasu potrzebują różne sprawy żeby zostały pozytywnie załatwione. Od samego początku, jak tylko zostaliśmy właścicielami naszego zakątka, postanowiliśmy załatwiać wszystkie niezbędne mam papiery na bieżąco. Zostało już tylko ok.7-8 m-cy do budowy .

 


Na pierwszy ogień poszły nowe, specjalnie dopasowane do naszych potrzeb warunki zabudowy. I tu musieliśmy się zastanowić co tak właściwie nam się marzy. Co byśmy chcieli, a na co nas stać. Czy to ma być np. dachówka czy blachodachówka , czy szambo czy przydomowa oczyszczalnia ścieków , czy ściany z gazobetonu czy z porothermu , itp.

 


Pierwsze schodki pojawiły się już na samym początku w gminie. Uświadomiono nas, że aby je otrzymać należy mieć zapewniony prąd i wodę. No niby racja. Toż to dwudziesty pierwszy wiek już mamy .

 


Pojechaliśmy do Energetyki w Lęborku. Na wstępie oczywiście opłata i „już” po 3 tygodniach mieliśmy pozytywną decyzję. Mały poślizg musi być, żyjemy w Polsce – tu takie rzeczy są na porządku dziennym . W gruncie rzeczy trzeba przyznać, że poszło i tak w miarę gładko. To też tak naprawdę po raz pierwszy poczułem się jak petent, a nie klient. Znikome zainteresowanie podstarzałej urzędniczki, która zaledwie raz łypnęła na nas okiem, było niemiłym uczuciem . Poza tym miało się wrażenie, że pozytywna decyzja zależy tylko i w wyłącznie od jej widzi mi się.

 


Znacznie gorzej było z „załatwieniem” wody.

 


Opcja 1 .

 


Na początku udaliśmy się do GZUK’u (Gminny Zakład …Kanalizacji w Nowej Wsi Lęb.). Tam oczywiście pustki, bo urlopach i nikt nic nie wie. Oczywiście był wyznaczony zastępca, który jakoś nie mógł w sobie znaleźć dość energii by podjąć się powierzonych mu obowiązków, a „w ogóle to proszę poczekać z tydzień to wróci (ktoś tam) z urlopu i wszystko ruszy z kopyta”. Chcąc nie chcąc zgodziłem się na to, mając na uwadze, że „pokorne ciele dwie matki ssie” i nie warto pyszczyć. I znowu tydzień w plecy.

 


Potem kolejny na okoliczność powrotu do pracy owego pana i zapoznanie się z sytuacją i wydanie decyzji. Otrzymane warunki przewidywały „pociągnięcie” wody przez dwie sąsiednie działki ( tu oczywiście trójniki) wraz z przekopaniem się przez drogę asfaltową o długości jakieś 200 m. Chyba ocipieli, ja też bym chciał tak gratisowo dostać wodę i nie ponosić z tego tytułu żadnych nakładów. Nic z tego.

 


Opcja 2 .

 


Zaczęliśmy szukać innego rozwiązania. Skoro mieliśmy już się przekopywać przez drogę, to możemy to wykonać w miejscu najbliższym do nas, zawsze to 100 m mniej :) . Problem stanowiło dogadanie się z przyszłym sąsiadem, który mieszka za drogą. Tak się składa, że on też ma obok nas swój pasek ziemi. Myśląc logicznie to i jemu i mam także taka symbioza była by na rękę, bo cel wspólni i koszty podzielone na dwa. :) W tym przypadku nic bardziej mylnego. Wymyślił sobie, że i owszem pozwoli się nam podłączyć do wodociągu na jego posesji, pod warunkiem że wszystkie koszty my poniesiemy. Co za pijawka. Zresztą wszyscy tylko myślą jak tu nas wydoić. Przezornie ani nie odmówiliśmy, ani nie potwierdziliśmy. Myślimy… , a tym czasem pocichutku …

 


Opcja 3 .

 


Drugi sąsiad za drogi także graniczy z nami przez asfalt, choć trzeba przyznać, że nie tak korzystnie. Po rozmowie okazało się że to taż PIJAWA. Ten z kolei zażyczył sobie 1200 zł(3600zł :3 użytkowników) za samą możliwość podłączenia do jego kawałka wodociągu, z racji rekompensaty poniesionych kosztów na jego stworzenie. No i niby uczciwie. Poniósł koszty i teraz chciałby część odzyskać. Zgoda, ale dlaczego kłamie jakie poniósł wydatki ?? PIJAWA. Zamiast plakietki na futrce :ZŁY PIES" powinni wszyscy tacy mieć plakietkę ostrzegawczą "UWAGA ZŁA PIJAWA" i wszystko byłoby jasne

 


Teraz już wiemy, że adekwatne byłoby 500 zł, że też ludziom nie wstyd.

 


Opcja 3 .

 


Nie wiem czemu od samego początku zakładaliśmy, że nie możliwe jest się podłączyć do naszego najbliższego sąsiada, czyli szkoły podstawowej. Raczej tak bez większych nadziei zadaliśmy pytanie z-cy dyrektora. Swój chłop trzeba przyznać, poza tym sam się niedawno budował i jak mówi, że wie jak wszyscy robią pod górkę. Z prawdziwą ulgą dostaliśmy pozwolenie do przyłączenia się do sieci. Warunek był taki, że zrobimy studzienkę z podlicznikiem. >Tosz to logoczne.

 


To pierwsza tak życzliwa i zupełnie bezinteresowna pomoc z czyjejś strony. BRAWO.

 

 


Cdn.

master111111

Podpisaliśmy umowę przedwstępną oraz wypłaciliśmy zadatek(3 tys.), który w przypadku rozmyślenia się przez sprzedającego musi być zwrócony w podwójnej wysokości . W sytuacji odwrotnej to my tracimy całą wpłatę.

 

 


Ciut wyżej pisałem o nie uregulowanych granicach naszego nabytku. Dla sprzedającego oczywiście wszystko było jasne. Dla nas oczywiście nie było i tłumaczenia, że granica przebiega „od tego płotu do tamtej drogi” nic dla nas nie znaczyła. Uparliśmy się zatem na to aby nastąpiło odnowienie granic (min.500 zł) i to na koszt rzecz jasna sprzedającego . Pewnego słonecznego popołudnia, wraz z Małgosią i synkiem, próbowałem nawet poszukać ich na własną ręką, żeby już to wszystko pchnąć do przodu. Niestety mino usilnych prób nie udało się. To jak szukaj wiatru w polu czy igły w stogu siana. Dla nas wyznacznikami były słupki graniczne (te z krzyżykiem), wtedy wiadomo np. gdzie płot postawić.

 


W końcu przyszedł geodeta, obmierzył i jest. Jak się okazało na naszej drodze leży nawet kawałek wyżej wymienionego nowiutkiego asfaltu. Tylko szlaban postawić i kroić za przejazd. Z tego co wiem to gmina otrzymała jakieś dofinansowanie z Unii i nie było czasu na wyłączenie działeczek pod nowa ,szerszą drogę. Dziwna jest polityka gminy, która nie dokonała tych formalności, wszystko było na przysłowiową gębę. Zresztą do tej pory nic z tym nie robią. Zapewne czekają na to, że właściciele to zrobią na własny koszt. Dobre sobie, hi hi hi. My za to zawsze mamy jakiegoś asa w kieszeni. Może się przyda.

 

 


Granice wyznaczone. Jupi.

 

 


Jednak aby otrzymać kredyt w takiej wielkości potrzebny jest rzeczoznawca majątkowy, który stwierdzi czy aby na pewno nie chcemy naciągnąć banku. Należę do osób konkretnych i takie puste gatki, ujmując to delikatnie mnie irytują. Czy oni zawsze muszą tyle gadać? Zapewne miało to mnie utwierdzić w tym, że te pieniądze są dobrze wydane, że to jest fachowiec z najwyższej półki i takie tam… Najpierw mówi, że się nie da, że za drogo a potem miałem wrażenie, że by wpisał prawie wszystko co byśmy chcieli. Stary pierdoła. Kolejne 300 zł w plecy(bez rachunku).

 

 


Nie wiem czy w każdej sytuacji, bo w naszej tak , jest wymagana umowa przedwstępna (znowu kasa) z Agencja Nieruchomości Rolnych, która na pierwszeństwo pierwokupu. Z góry wiedzieliśmy, że agencja nie kupi tego za ta cenę. Niemniej jednak ma ona miesiąc na podjęcie decyzji. Liczyliśmy, że mimo wszystko otrzymamy odpowiedz szybciej. Płonne nadzieje. Miesiąc minął beż żadnych wieści. Pewne sprawy się nie zmieniają.

 

 


Pozostało już tylko podpisanie umowy u notariusza, zapłacenie podatku CPP w Urzędzie Skarbowym, założenie księgi wieczystej, dokończenie formalności w banku i oczywiście zapłacenie naszemu pośrednikowi i sprzedającej. Kupa z tym było roboty. Wszędzie od nas tylko kasę żądają, niezły się zrobił biurokratyczny łańcuszek. Pasożyty a sio od naszych pieniążków. Kto by się spodziewał, że dojdzie tyle opłat.

 


Całe szczęście, że żonę mam wygadaną. Mnie jakoś tak głupio się targować, jej przeciwnie. Za punkt honoru upatruje sobie zbicie ceny wszędzie tam, gdzie to możliwe. Gdyby nie Gosia to nasze kieszenie byłyby lżejsze o parę tysiączków, a świadomość świetnej transakcji prawdopodobnie mniejsze. Dużo jej zawdzięczam i w tym miejscu pragnę Jej szczerze podziękować za te prawie sześć lat wspólnego pożycia, za Twoje zaangażowanie i anielską cierpliwość. Dziękuję Kochanie. Buzia.

 

 


Po tylu miesiącach w końcu udało się. Hura. Podsumowując po około pół roku szukania, zamartwiania się , przejechania Bóg raczy wiedzieć jak dużo kilometrów, poświęconego czasu, wykonanych telefonów, spotkań i wydania sporej sumki dopieliśmy swego.

 


Mamy świadomość, że zrobiliśmy niezły interes. Sama wartość działki odpowiednio podzielonej i przygotowanej do sprzedaży przyniosłaby zysk co najmniej 5 krotny. My jednak nie jesteśmy aż takimi materialistami, my tu chcemy osiąść i wspólnie się zestarzeć.

 


Póki co dowłasnego domu jeszcze długa droga i masa problemów przed mami.

 

 


cdn.

master111111

Weekend minął , więc pora wziąć się do dalszej pracy .

 

 


Jak już wyżej opisałem dotychczasowe próby znalezienia odpowiedniej działki spełzły na niczym . Nie pomógł nawet pośrednik , dotychczas .

 


Już nie pamiętam z jakiego powodu, ale znowu zawitaliśmy do jego biura. Zbiegiem okoliczności, jak się później okazało, minęliśmy się w drzwiach z pewną Panią pragnącą sprzedać swój spadek po rodzicach. Już na wstępie, Pan Tomasz, poinformował nas o nadarzającej się okazji . Byliśmy pierwszymi potencjalnymi zainteresowanymi. Zapowiadało się nieźle, bo tym razem to nie mamy jakiś przebranych ochłapów . Mając jednak na uwadze nasze wcześniejsze poszukiwawcze perypetie, tym razem nie grzeszyliśmy entuzjazmem, żeby się nie ranić przyszłą porażką.

 


Oferta na mapie zobrazowana jest jako prostokąt o numerze 598, który ściśle przylega do jednego z boków szkoły w Nowej Wsi Lęborskiej. Tyle w teorii. Tak czy owak pojechaliśmy zobaczyć tą „okazyjną” ziemię , dwunastą z kolei . Mówiłem już o tym, że szybko się nie poddajemy? Jasne, że tak. Tym razem się opłaciło, w myśl powiedzenia „kto szuka ten znajdzie” i „kto pyta pośrednika ten nie błądzi” .

 


W rzeczywistości okazało się że jest to nie jakaś tam działeczka, tylko dziaaaałka . Niewielki prostokąt okazał się olbrzymem o szerokości w przybliżeniu 50 m i długości 400, co daje łączną powierzchnię 1,65 ha . Zawsze chciałem mieć dużą działkę, ale ta przerosła nawet moje wyobrażenia . Powiem tyle, że stojąc na drodze przy działce końca jej nie widać (zainteresowani wiedzą o co chodzi) . I jak tu swego pilnować . Tak źle i tak niedobrze. Przeliczając metry na złotówki trzeba powiedzieć, że cena jest bardzo atrakcyjna, jednak ich ilość ( 16 500 ) tworzy niezłą sumkę .

 

 


Działka ma niezaprzeczalne walory:

 

 


•w przedniej części stary sad, a właściwie jego zaniedbane resztki ,

 


•piękny widok na okolicę (można mieć wszystko na oku, nawet żonę)

 


•nową drogę asfaltową, na której istnieje właściwie znikomy ruch

 


•brak sąsiadów okno w okno

 


•wydane przez gminę warunki zabudowy

 


•bliskie sąsiedztwo przyłączy

 


•do cywilizacji tylko 2 km

 

 


Znalazł się też feler w postaci nieuregulowanych granic przyszłego nabytku oraz pokaźnych pokładów gliny ( na cegły jak znalazł :) ).

 


Myślę, że zakochaliśmy się od razu w tym uroczym zakątku.

 


Wystarczy zresztą spojrzeć na zdjęcie, czy tu nie jest pięknie!!!

 

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/dzika.jpg

 


decyzja zapadła - KUPUJEMY

 

 


ale do tego była jeszcze długa droga, tzn. więcej czekania niż działnia

 

 


cdn

master111111

Właśnie mi się przypomniało . Zanim przejdę dalej wspomnę jeszcze o dwóch możliwościach jakie się nam pojawiły przed pośredniakiem. Złożyliśmy wizytę na plebani u księdza w Nowej Wsi Lęborskiej, bo wiadomo że on powinien wiedzieć najwięcej. Kto by pomyślał, że Kościół posiada tyle ziemi, którą teraz dzierżawi innym, a także sprzedaje. Po rozmowie okazało się, że faktycznie jest ziemia na sprzedaż. Dostaliśmy powiedzmy mapkę i musieliśmy sobie ją sami dopasować do terenu. Przyznam, że nawet dla mnie, osoby na codzień z nich korzystającej, nie było to prosta sprawa . Ale się udało i to można uznać za jedyną satysfakcję z tej eskapady. Masakra. Teraz wiem dlaczego ktoś to oddał - żadna przydatność budowlana .

 

 


To była pierwsza sposobność, teraz czas na drugą. Miejsc nawet urokliwe jakieś 2 ha nawet z kawałkiem lasu w oddali. Cena rewelacyjna. Nawet aż za bardzo. Coś nam tu nie pasowało. No i wyszło szydło z worka po telefonie do energetyki. Prąd oni oczywiści mogą podłączyć pod warunkiem jednak, że się zakupi transformator za jedyne 40 tys. zł. Normalnie jakaś farsa. Byłaby niezła wpadka, bo za samą ziemię to byśmy mniej zapłacili. Ze względu na wysoki koszt oferta została odrzucona.

 

 


Pan Tomasz , nasz pośrednik, mężczyzna koło trzydziestki, średniego wzrostu, z lekkim brzuszkiem i dość wysokim czołem naświetlił nam co nieco sytuację na rynku obrotu ziemią. Pełen profesjonalizm . I tu znów wyszło na jaw, że im więcej krążymy w tym temacie, tym dowiadujemy się jak mało jeszcze wiemy.

 


Jak to na biuro nieruchomości przystało na wstępie podpisaliśmy umowę na usługę pośrednictwa. Prowizja dla Pana Tomka wynosiła „jedynie” 3% wartości umowy końcowej miedzy sprzedającym-kupującym, od każdej ze stron.

 


Zostały nam przedstawione 4 oferty zgodne z naszymi oczekiwaniami. Wszystkie w sąsiedztwie miasta. Udaliśmy się na wizje lokalną, co by kota w worku nie kupić. :) Wiadomo zdjęcia wszystkiego nie oddają. Tak przy okazji dodam, że przemieszczaliśmy się samochodem naszego pośrednika, który to z kolei otrzymał go w prezencie od swojej mamy. Niezły prezent, co? Z kolei jego mama otrzymała ten nowiutki samochód od gazety Głos Pomorza, w której wygrała konkurs. Namacalny przykład tego, że warto brać udział w konkursach i że to nie jest zawsze lipa. :) Z drugiej jednak strony, według relacji Pana Tomasza, szanowna Pani obudziła się rano z przekonaniem, że musi wysłać kupon i że wygra. Coś mi tu śmierdzi, hmm … Ja sam swego czasu wysyłałem z 10 kuponów w lotto na chybił trafił i za każdym razem czułem się jak pomazaniec Boży . Czułem, że to już czas na moją wygraną – główną. I co, ano nic. Mój czas jeszcze nie nastał, a szkoda bo cele mam szczytne i kredytu brać by nie trzeba.

 


A wracając do tematu to dwie pierwsze oferty odpadły. Jedna dotyczyła działki ok.20 arowej na nowo powstającym osiedlu. Nie potrafię sobie wyobrazić, że przez najbliższe 10 lat będę wysłuchiwał ciągłych stuków, puków, oraz ujadania betoniarek. Oj nie.

 

 


Następna miedza miała za to niekorzystne warunki oświetleniowe w godzinach popołudniowych. Kto by pomyślał ,że las może przeszkadzać leśnikowi. Poza tym było to w niezbyt zamożnej wsi i tu każdy facet przecież wie, że dziura dziurze nie równa.

 

 


Działka nr.3 w Czarnówku okazała się istną perełką. Położona na wzniesieniu z którego rozpościerała się wspaniała panorama doliny Łeby. Horyzont wił się na wiele kilometrów tworząc iście bajkowy krajobraz. Tam jest wszystko do czego oko lgnie. W tym miejscu można się było poczuć wszechmocny, a zarazem zaledwie drobiną, niczym pyłek. Jeżeli do tego dodamy miłych rolników, którzy posiadają własne konie, to czego można więcej chcieć. Istny raj – działka idealna. Na nieszczęście także właściciel znał jej wartość i ……. dupa. Gdybym tylko miał tyle pienieniądzorów… Szkoda pisać.

 

 


Żyć trzeba dalej i szukać działki też. Pozostała nam jeszcze jedna możliwość w postaci wsi Rybki. Jadąc w jej kierunku miałem nadzieję, że Pan Tomasz zaprowadzi nasz na już kiedyś upatrzone przeze mnie miejsce. Prawie mu się udało. Z jednej strony las , stuletnie sosny, a z drugiej rzeka Okalica . Woda już była, a jako wędkarz oczami wyobraźni już widziałem "niewielki" staw w ogrodzie z rybą. Sąsiedzi już się prawie pobudowali. Wszystko cacy ale miałem tylko jakieś obawy czy to nie oby jakiś snoby, sami lekarze i sędziowie.

 


Byliśmy zdecydowani, że to tu osiądziemy. Nawet kilka razy przyjeżdżaliśmy, co by wstępnych pomiarów dokonać i pooddychać już prawie własnym powietrzem.

 


Jednakże znowu piach w oczy. Właściciel wycofał się ze sprzedaży. Panu Tomkowi zrobiło się strasznie głupio, że tak wyszło. Jak nic zauważył nasze zainteresowanie i podniecenie właśnie tym skrawkiem nieba. I gdzie my się teraz podziejemy.

 

 


cdn.

master111111

Znalezienie działeczki przy naszych wymaganiach to nie była taka prosta sprawa .

 


Po pierwsze zawsze chcieliśmy mieszkać w okolicy miasta (do max . 10 km), ponieważ to z wielu względów jest najwygodniejsze. Przytaczanie jakich można sobie spokojnie darować.

 


Po drugie działeczka musiała być na tyle duża , żeby nie czuć ścisku. Naszym zakładanym optimum to chyba było 3 tys. m2 ( jak wyszło to będzie o tym dalej ). I musiała mieć to coś bliżej nieokreślonego, co przyciąga, a nie odrzuca .

 

 


W związku z tym, że czas naglił (promocja w banku) musieliśmy wytężyć nasze poszukiwania ziemi obiecanej .

 

 


Na pierwszy rzut poszły Redkowice( ok. 10 km od miasta ), gdzie pewien rolnik zaplanował się szybko wzbogacić. Okolica nawet, ładna, zadbana, słowem przytulnie. Szczególnie pięknie prezentowało się jeziorko na obrzeżu wsi, przy którym, podobno, odbywają się letnią porą festyny . Co do samej ziemi to już gorzej. Mowa tu o nieuzbrojonym nieużytku w postaci bardzo stromej skarpy( pastwisko), bez widoku na wodę !!! . Na saneczki idealna, no ale żeby już na starcie nowego starego życia mieć pod górkę. Co to to nie. To źle wróży.

 


Co się porobiło z tymi rolnikami, Bóg jeden raczy wiedzieć. Od 1 maja 2004 r., czyli od daty wstąpienia do Unii Europejskiej, to co było wcześniej powodem zmartwień rolników ( to oni potrafią lepiej niż reszta społeczeństwa ), teraz stało się nagle cenne i szansą na szybkie wzbogacenie się. I już tak zupełnie czysto z ciekawości kochana żona zapytała o cenę za m2. Otrzymaliśmy odpowiedz 15 zł (u nas przy samym mieście, uzbrojone działki budowlane 20-25 zł/m2) . Dziękujemy i dowidzenia. Tyle nas widziano w Redkowicach.

 

 


Znaleźliśmy jeszcze cztery oferty sprzedaży działek.

 


Przy czym pierwsza z nich przewyższała nas finansowo i była położona przy trasie szybkiego ruch Lębork-Gdańsk . Można uznać to za feler, a z drugiej strony także za plus. Poza tym właściciel zażądał bajońskich sum za m2 tj. ok. 5 EURO.

 


Tu należy dodać, że mówimy o zwykłej roli. Jak dla mnie to chyba oszalał… Żadnych mediów i tyle kasy . Zabawne w tym było to, że owy Pan miał na sprzedaż 1 ha i tylko w całość. Coś się nam tam w głowach pokiełbasiło w wyliczeniach. Na początku założyliśmy, że chodzi o sumę 20 tys. zł, dopiero potem mój teść mnie oświecił, że to trzeba pomnożyć przez 10 . Taka suma to się nam nawet w głowach nie mieściła i zapewne z tego to nieporozumienie. Zaiste unijna cena i zupełnie nie adekwatna do zarobków Polaków.

 


Jednakże podczas ostatniej weekendowej, saneczkowej przechadzki z dziećmi zauważyliśmy, że jednak nawinął się jakiś „łoś” na tą miedzę. Nich mu ziemia lekką będzie .

 

 


Druga oferta, podobnie jak pierwsza, także pochodziła od rolnika. Jakiś dwa rzuty beretem dalej. W pobliżu niewielki stawek, lasek, słowem miód malina. Cena o połowę lepsza tj. 10 zł/m2 . Niby nie dużo, ale koszt doprowadzenia instalacji skutecznie nas zniechęcił .

 


Swoją drogą to żal mi tych wszystkich rolników, którzy sprzedają swoją ziemię. Żyje to takie niezaradne, umieją tylko narzekać na Unię. Unia to Unia tamto. Sprzedają to ziemię, którą z takim trudem ich ojcowie gromadzili. Dostanie taki trochę grosza i co robi ? Kupuje najczęściej jakieś pierdoły żeby się na wiosce pokazać, zamiast starać się zainwestować i pomnożyć swój majątek, wyjść z dołka. Co będzie jak już nie będzie miał co sprzedawać ? Taka jest mentalność Polskiej wsi – to oczywiście niesprawiedliwy uogólnik :) .

 

 


A wracają do tematu pozostała jeszcze kwestia trzeciej działki. Od razu dodam, że jej także nie wybraliśmy. 8 km od miasta, niedaleko las, strumień, przy drodze powiatowej :) . To tak przy okazji mówiąc to moje rodzinne tereny. Tu mieszkają dziadkowie, a także i ja mieszkałem do 6 roku życia. Do niedawna także pracowałem w pobliskich lasach. Wiem, że dobrze bym się tu czuł. Niestety plotka o chęci sprzedaży okazała się fałszywa.

 

 


Teraz to byliśmy w kropce. Nie przypuszczałem, ze kupienie ziemi to taki problem.

 


Całe szczęście my z żoną tak szybko się nie poddajemy. Poza tym z założenia budowa miała się rozpocząć na wiosnę następnego roku więc nadal mieliśmy czas. Problem w tym, że z natury jestem niecierpliwy i wiem ile czasu w Polsce zajmuje cała papierologia. W tym momencie przypomniał mi się mój teść. Ten to ma cierpliwość. Jego słynne słowa, w które już nie wierzę, to „zrobi się”. Na niektóre rzeczy on nadal czka aż sie zrobią. Ja naszczęście już wiem, że nic się samo nie zrobi i wolę działać.

 

 


Jak zatem znaleźliśmy naszą działeczkę ??

 


Z pomocą przyszło nam miejscowe biuro pośrednictwa nieruchomości.

 

 


cdn.

master111111

Po lekturze kilku innych dzienników (np. alfreda , siłaczka), naszła mnie taka oto refleksja, że za kilka lat, już tego nie będę pamiętał tak ostro jak teraz. Co innego żona - ta to jest pamiętliwa, że o córce już nie wspomnę.

 

 


Szkoda by było stracić te wspomnienia. Następne takie już raczej się nie zdarzą, w myśl zasady jedno życie , jeden dom ( właśnie ją wymyśliłem ). Idąc dalej tą myślą czy jeden dom =1 żona ?? Hmm... Ale mi się oberwie od mojej połowicy.

 

 


Teraz już jesteśmy na etapie uprawomocnienia się pozwolenia na budowę , które przypada na dzień 15-03-2006 r. Oby żadna ze stron nie wniosła jakichkolwiek zastrzeżeń .

 

 


Ale hola, to ma być według założeń chronologiczne przedstawienie podjętych działań.

 

 


Zacznę od tego, że zawsze chciałem osiągnąć do trzydziestki trzy jakże powszechnie cytowane rzeczy, czyli posadzić drzewo, mieć syna, i wybudować dom .

 

 


W moim przypadku te dwa pierwsze założenia mogę uznać za wykonane .

 


Pierwsze nawet bardziej niż większość z nas, ponieważ moim zawodem wyuczonym jest leśnik (pozdrawiam Goraj ) i przez pięć lat bardzo czynnie go uprawiałem.

 


Drugie także mi wyszło ( tu już był mniejszy wkład ale co ważne 100% z własnej produkcji ) w postaci syna i tu musze zaznaczyć, że to jest najlepszy syn na Świecie. Szkoda, że cholernik tak szybko rośnie.

 


Pozostała trzecia kwestia i najtrudniejsza, czyli budowa domu .który już za 30- lat będzie nasz ...

 

 


Czemu się budujemy??

 

 


Mieszkamy teraz u moich teściów w domki jednorodzinnym tzw. kostce. Z biegiem lat robi się coraz ciaśniej, choć mamy dla siebie cały parter tzn. dwa pokoje z kuchnią i łazienką. Dzieci rosną i już teraz się kłócą w tym swoim pokoiku, a co będzie z biegiem lat ...; strach pomyśleć.

 


Poza tym i to chyba najważniejsze oboje z żoną o tym marzyliśmy, żeby być na "swoim". Wiele osób z naszego otoczenia uważa to za jakieś wariactwo, bo przecież „macie gdzie mieszkać i to prawie za darmo i po co się ładować w wysoki kredyt ”.

 


Nam, a szczególnie mi brakuję tzw. autonomii. A do szewskiej pasji jakiś czas temu doprowadzało mnie oprowadzanie gości po naszym „dole” i pokazywanie rozkładu pomieszczeń oraz wykonanych remontów. Istna kawalkada , a poczuć się można jak małpa w zoo. Wariactwo i choć złego słowa o teściach powiedzieć nie mogę to ja już chyba jestem za stary na wspólne mieszkanie.

 


Koniec i kropka.

 


Decyzja o budowie domu zapadła hmm … gdzieś rok temu. Tylko gdzie ??

 

 


Rok 2005

 

 


Najpierw udaliśmy się do banku BPH z zapytaniem o nasze zdolności kredytowe. Wypadły pomyślnie, a przy okazji trwała promocja . W dzisiejszych czasach bez promocji to już nic nie można sprzedać. Z drugiej strony słowo „promocja” działa na ludzi w potrzebie jak lep albo kupa na muchy . Chyba jeszcze tylko Kościół opiera się magii promocji. To dało mi do myślenia … co z odpustami ??

 


Tak czy siak kredyt teoretycznie już był na zakup działki ale samej takowej jeszcze nie.

 

 


Chodziliśmy i pytaliśmy.

 


Aż w końcu okazało się że znajoma Gosi, Ania, ma na sprzedaż kawałek ziemi. Było to w tej samej wiosce w której mieszkamy ale na drugim końcu i teście w kapciach nie przyjdą . Lokalizacja idealna. Blisko miasta – jakieś 4 km do centrum miasta Lębork. Wszystko wydawało się cacy, no może cena nie aż tak bardzo.

 


Cos jednak wisiało w powietrzu . W momencie, gdy tknięty palcem Bożym, wpadłem na to aby wraz ze szpadlem w dłoni ruszyć na rekonesans glebowy. Ziemia i owszem niezła - piękny czarnoziem. Więc gdzie haczyk ?

 


Jak się okazało poziom wód gruntowych jest tu bardzo wysoki. Wyszło na to, że na głębokości ok. 80 cm pojawiła się woda . I tu czas na konkluzję. Nie wiedziałem czy się cieszyć czy nie. Z jednej strony udało nam się uniknąć późniejszych kłopotów, bo to dla mnie jak postawić dom na wodzie i mieć nadzieję ,że wszystko będzie ok. Z drugiej strony już się jakieś tam w głowie klarowały plany zagospodarowania działeczki.

 


Właścicielka owej ziemi słysząc nasze sprawozdanie nie chciała uwierzyć w tą wodę . Nieźle jej namieszaliśmy .Ta oferta została odrzucona.

 


Teraz juz wiem, że to był dopiero początek naszej krucjaty.

 

 


Cdn.

 


dziennik budowy http://forum.muratordom.pl/viewtopic.php?p=1087882&highlight=#1087882" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/viewtopic.php?p=1087882&highlight=#1087882

 

 


komentarze http://forum.muratordom.pl/viewtopic.php?p=1088332#1088332" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/viewtopic.php?p=1088332#1088332



×
×
  • Dodaj nową pozycję...