po weekendzie
Tia... tak to jest jak się trochę popracuje. Moim jedynym wysiłkiem fizycznym jest na co dzień trzymanie długopisu, a tu dali mi papier ścierny i heja... do roboty. Po całym dniu szlifowania mało co odpadłyby mi palce - tak się angażowałam.
Ale od początku... na weekend zaplanowałam szlifowanie i malowane. Robiliśmy to we 3 osoby. Całym szefem był moj brat który po pierwsze się na tym zna, a po drugie zrobił mi przysługę i przyjechał aż z Niemiec ( bo tam na codzień pracuje). Każdy z nas dostał coś do roboty - ja ten papier właśnie. A i drugie zadanie - to dowożenie piwa
W sobotę przeszlifowaliśmy ściany i zagruntowaliśmy je. Udało się też zrobić pierwsze malowanie.
W niedzielę miał miejsce ciąg dalszy. I nie ma że dzień święty święcić!! Trzebabyło wykorzystać fakt że jest siła fachowa i lecieć z robotą. I uadło się mamy wymalowany cały domek.
Przez te intensywne prace ... nie zauważyłam , ze był weekend ( czytaj...nic nie odpoczęłąm), bolą mnie wszystkie nieużywane mięśnie i kośći ( OJ!!!! a jest ich sporo) ale mam dom który zaczyna wyglądać jak dom do mieszkania.
A przeprowadzka za 22 dni
Jutro montują schody. Nie mogę się doczekać!!!!!
Na 18 kwietnia zaplanowany jest montaż kuchni. Oj .... Robercik przebieram nóżkami w miejscu z ciekawości.