Jak zapewne zauważyliście nic się nie działo przez kilka ostatni dni.
Jedna kopia projektu zostawiona do wyceny leży i zarasta w firmie kurzem ale obiecali już ostatecznie zrobić na piątek. Pozostałe czekały cierpliwie na P. architekt powiedzmy X ale się niedoczekały. Tygodniowe przeszło oczekiwanie tak wyprowadziło mnie z równowagi, że wczoraj postanowiłem odnieść projekt do innej Pani Architekt nazwijmy ją Y. Z panią Y była już jedna rozmowa i wydała nam się bardzo ale to bardzo miła i sympatyczna i taka rozsądna. Zasugerowana przez nią cena była przystępna lub powiedzmy sobie dobra i do zaakceptowania. Tak więc pełen entuzjazmu umówiłem się i poszedłem na spotkanie zabierając wszystkie zgromadzone dokumenty.
Zasiedliśmy wygodnie i zaczęliśmy omawiać nasze dokumenty, wymagania gruntu, całą tę papierologie i na koniec przeszliśmy do oczekiwań finansowych Pani Y, które ja mam pokryć z mojego budżetu. I tutaj powiem szczerze troszkę mi no właśnie wyszły, potem chyba mnie skwasiło, a potem
No tak, tak... tak to się niestety wyprawiało. Kwota jaką zostawię u Pani Y niemal dwukrotnie wzrosła od ostatniej rozmowy i zrobiła się kwotą naprawdę poważną.
Oczywiście przystąpiłem do negocjacji i powiedziałem wprost, że musimy coś z tego urwać, ponieważ nie mam zamiaru zapacić takiej kasy a jak będzie trzeba to poczekam na zimę kiedy to Pani Y będzie cierpieć na nadmiar czasu. Pani Y oczywiście zaraz zaproponowała negocjacje na poziomie VAToliny.
Ja, że chętnie, że możemy umówić się na 0% tyle że trzeba jakoś zapłacić ZUS więc w tej kwestji doszliśmy do porozumienia.
Dumny i podbudowany sukcesem przystąpiłem do szarpania kosztów robocizny Pani Y. Oczywiście Pani Y zasłaniała się koniunkturą, wydatkami, wzrostem cen i plamami na słońcu a nawet aktualną sytuacja polityczna i protestami lekarzy ale byłem dzielny i znów szarpnąłem kilka setek
I tak zakończyła się moja wczorajsza batalia na przedpolu budowy a choć troszkę udało mi się zgnębić przeciwnika i uszczuplić jego "szeregi" to nie wiem dlaczego odnosze wrażenie, że to nie wcale nie ja wygrałęm a raczej zostałm pokonany przy zminimalizowanych stratach.
Teraz już się z tym pogodziłem ale wczoraj "ożeszty w morde ...."
Na całe nieszczęście nałożyło się jeszcze fiasko naszych planów dotyczących sztni w wiatrołapie połączonej z kotłownią. Na ten moment kaplica. Zdjęcia które wkleję z domu pokażą może to lepiej.
- Czytaj więcej..
-
- 0 komentarzy
- 491 wyświetleń