Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    78
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    154

Entries in this blog

Graczyk

Jak zapewne zauważyliście nic się nie działo przez kilka ostatni dni.

 


Jedna kopia projektu zostawiona do wyceny leży i zarasta w firmie kurzem ale obiecali już ostatecznie zrobić na piątek. Pozostałe czekały cierpliwie na P. architekt powiedzmy X ale się niedoczekały. Tygodniowe przeszło oczekiwanie tak wyprowadziło mnie z równowagi, że wczoraj postanowiłem odnieść projekt do innej Pani Architekt nazwijmy ją Y. Z panią Y była już jedna rozmowa i wydała nam się bardzo ale to bardzo miła i sympatyczna i taka rozsądna. Zasugerowana przez nią cena była przystępna lub powiedzmy sobie dobra i do zaakceptowania. Tak więc pełen entuzjazmu umówiłem się i poszedłem na spotkanie zabierając wszystkie zgromadzone dokumenty.

 


Zasiedliśmy wygodnie i zaczęliśmy omawiać nasze dokumenty, wymagania gruntu, całą tę papierologie i na koniec przeszliśmy do oczekiwań finansowych Pani Y, które ja mam pokryć z mojego budżetu. I tutaj powiem szczerze troszkę mi no właśnie wyszły, potem chyba mnie skwasiło, a potem

 


No tak, tak... tak to się niestety wyprawiało. Kwota jaką zostawię u Pani Y niemal dwukrotnie wzrosła od ostatniej rozmowy i zrobiła się kwotą naprawdę poważną.

 


Oczywiście przystąpiłem do negocjacji i powiedziałem wprost, że musimy coś z tego urwać, ponieważ nie mam zamiaru zapacić takiej kasy a jak będzie trzeba to poczekam na zimę kiedy to Pani Y będzie cierpieć na nadmiar czasu. Pani Y oczywiście zaraz zaproponowała negocjacje na poziomie VAToliny.

 


Ja, że chętnie, że możemy umówić się na 0% tyle że trzeba jakoś zapłacić ZUS więc w tej kwestji doszliśmy do porozumienia.

 


Dumny i podbudowany sukcesem przystąpiłem do szarpania kosztów robocizny Pani Y. Oczywiście Pani Y zasłaniała się koniunkturą, wydatkami, wzrostem cen i plamami na słońcu a nawet aktualną sytuacja polityczna i protestami lekarzy ale byłem dzielny i znów szarpnąłem kilka setek

 


I tak zakończyła się moja wczorajsza batalia na przedpolu budowy a choć troszkę udało mi się zgnębić przeciwnika i uszczuplić jego "szeregi" to nie wiem dlaczego odnosze wrażenie, że to nie wcale nie ja wygrałęm a raczej zostałm pokonany przy zminimalizowanych stratach.

 


Teraz już się z tym pogodziłem ale wczoraj "ożeszty w morde ...."

 


Na całe nieszczęście nałożyło się jeszcze fiasko naszych planów dotyczących sztni w wiatrołapie połączonej z kotłownią. Na ten moment kaplica. Zdjęcia które wkleję z domu pokażą może to lepiej.

Graczyk

Jak widzicie uzupełniłem to co obiecałem więc mogę coś Wam powiedzieć dalej.

 


Nasza działeczka położona jest w mieście więc ma ten plus, że są wszystkie media, dojazd jest niemal luksusowy a jedynie ostatnie 200 m. to droga gruntowa. Oczywiście autobusy, taxi lub "auto-nogi" ułatwiają późne powroty do domu po jakiejkolwiek imprezie. Nasze babcie mogą dojechać niemal pod domek a to duży plus przy dziecku. Tak czy siak pomijając metraż działeczka ma dużo plusów.

 


Niestety są i minusy. Z lokalnego wywiadu wynika, że teren jest lekko mówiąc ciężki i o piwnicy można pomarzyć. Na całej dzielnicy podobno są gliny , iły , masa humusa i wysoka woda gruntowa .

 


Dlatego też aby nie opierać się na pogłoskach zamówiliśmy oprócz geodetów... ekipę geologów. Jedni i drudzy zjawili się ochoczo i zrabili co do nich należało a po zainkasowaniu odpowiednich kwot uzyskaliśmy drogą wymiany mapkę do celów projektowych jak i ekspertyzę geologiczną.

 


Myślę, że mapki nie musze Wam pokazywać, ponieważ wiecie co i jak, jednak może interesujaca będzie dla Was ta ekspertyza.

 


Dlatego też zamieszczam kilka ciekawych moim zdaniem fotek.

 


http://graczykowski.yoyo.pl/dom/geodeta1cp1.jpg mapka z zaznaczonymi odwiertami (ta 252 to nasze ranczo)

 


http://graczykowski.yoyo.pl/dom/geodeta2.jpg mądra tabelka może ktoś się na tym zna;

 


http://graczykowski.yoyo.pl/dom/geodeta3.jpg fajny kolorowy rysunek;

 


http://graczykowski.yoyo.pl/dom/geodeta4.jpg wnioski.

 


Jak widzicie, mam nadzieję, że coś widać wnioski nie są zbyt budujące.

Graczyk

Witam

 

 


Jak śpiewano w jednej piosence "Najtrudniejszy pierwszy krok...". Tam o ile pamiętam chodziło o coś zgoła innego niż budowa domu jednek zarówno w jednej jak i drugiej sprawie faktycznie zawsze ten pierwszy krok jest najtrudniejszy.

 


Niemniej jednak nasza (budujemy można powiedzieć rodzinnie) przygoda z domem zaczęła się w 2000 roku. Wtedy to zakupiliśmy małe mieszkanko, które obiecaliśmy sobie zamienić za jakiś czas na dom lub na większy lokal. Żona (Tamara) zarzekała się, że będziemy mieszkac tylko trzy lata ja, że pięć ale jak widać z kalendarza mieszkamy już sześć

 


Lata mijały a my dojrzewaliśmy do decyzji zmiany lokum.

 


Decyzja zapadła w marcu 2005. Wybór padł na jedną z bydgoskich spółdzielni i oferowane przez nią ciekawe dwupoziomowe mieszkanie. Wpłata za grunt, składka członkowska i pozostaje czekać na rozpoczęcie budowy. Miała się rozpocząć w lipcu ubiegłego roku ale minął sierpień 2005 i nic się nie dzieje

 


No nic jesteśmy cierpliwi a czas leci...

 


W spółdzielni cisza a w zasadzie nie cisza a kłopoty z uzyskaniem pozwolenia na budowę a my zaczynamy szukać działeczki.

 


Wiadomo masa rozterek w stylu miasto czy wieś, mała czy duża, same za i przeciw, które znacie pewnie sami. Dochodzą konsultacje z budującymi się znajomymi na temat kosztów i ostateczna decyzja zapada... spadamy ze spółdzielni i szukamy własnego miejsca na ziemi.

 


I tak od połowy marca jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami skarawka terenu w Bydgoszczy na którym chcielibyśmy wybudować naszą "posiadlość" . "Ogromne" ranczo na 320 m.kw. z wielkim 140 m. domem ale co tam jakoś obrobimy te połacie ziemi.

 

 


Jak na pierwszy wpis to starczy. Jutro uzupełnie dalszy ciąg opowieści i nas i naszej wielkiej przygodzie. Jutro też założe wątek na uwagi więc proszę wstrzymajcie się chwilkę.

 

 


Przy okazji w stopce macie link do projektu, który architekt przerobi nam na bliźniaka ("ranczo" jest pod bliźniaka).



×
×
  • Dodaj nową pozycję...