26 maja po prawie 9 miesiącach od rozpoczęcia batalii o przyłącze wodociągowe i na działce w końcu miała pojawić woda.
No właśnie, miała. Jak zwykle okazało się że brakuje kolejnego wniosku z trylionem załączników, które jakimś cudem przez weekend skompletowaliśmy. Tylko ja się pytam dlaczego nikt nas nie poinformował że jednak jeszcze trzeba załatwić 1 rzecz skoro pytałam o to kilka kompetentnych osób. Przepraszam, ale ja się nie znam na przepisach. Widać ludzie którzy powinni też nie.
Jutro mąż z samego rana biegnie do zarządu dróg powiatowych spróbować coś załatwić. Oby tylko nie zapomniał bombonierki i kawy bo pani podobno łasuch (jak nam podpowiedział nasz architekt).
Jakby tego było mało nie ma firmy, która chce nam zrobić to przyłącze z bardzo prostej przyczyny. Musimy zrobić 17 metrowy przekopu pod drogą w rurze ochronnej. Stalowej. I to ostatnie to przyczyna naszych problemów. Znaleźliśmy jedną, dosłownie jedną firmę która się tego podejmie. Bo rura stalowa. Na PE? Proszę bardzo, jest w czym wybierać. Także jutro razem z kolejnym kilogramem papierów mąż dumnie doniesie również naszą błagalną prośbę o zmianę tej durnej rury ze stali na PE. Mam tylko nadzieję, że kawa nam pomoże i przemiła (?) pani urzędniczka przychyli się do naszego wniosku.
Wyczerpując temat wodociągi się na nas wypięły. Mamy zrobić wszystko a oni przyjdą, podłączą i skasują piękną okrągłą sumkę.
Wygląda na to, że dzięki temu wszystkiemu znowu staniemy z budową i nie wiadomo na jak długo. Na razie sobie radzimy, ale strop podlewać trzeba, tym bardziej, że zapowiadają falę upałów. Wody nie ma skąd wziąć, wszyscy sąsiedzi za daleko, na studnię za suchy teren.
żale wylane, proszę o trzymanie kciuków żeby jutro coś dało się załatwić bo jak nie to jesteśmy w czarnej...no nie powiem gdzie.
Takie o, niedzielne żale.