Zaczęliśmy w 2001 od zakupu działki po powrocie z pracy w Szkocji. Od tego czasu planowaliśmy budowę. Trochę go upłynęło bo dopiero w 2005 r. zdecydowaliśmy, że funduszy jest dość aby zacząć i "zamknąć" a dokończyć z kredytu. Wybraliśmy projekt parterowego domku z obrazka obok "Słoneczko I" firmy DOMUS z Wrocławia. To był sierpień. Projekt poszedł do pani architekt do adaptacji. Technologia YTONG, więźba prefabrykowana, to nam odpowiadało bo zależy nam na czasie. Pani architekt robiła swoje a ja lobbowałem w gminie o zatwierdzenie planu zagospodarowania, załatwiałem oferty na więźbę, uzgodnienia mediów, prąd, wodociągi, itp. W listopadzie projekt był gotowy po weryfikacji w Starostwie czy aby na pewno tak zagospodarowaną działkę przyjmą. W listopadzie plan zagospodarowania został prawomocnie ogłoszony i wystąpiliśmy o pozwolenie na budowę. Pozwolenie otrzymaliśmy 28 grudnia i od razu kupiliśmy materiał od fundamentów (bez funadmentów) do dachu (z dachówką). Pozostało czekać wiosny. W międzyczasie "kopnąłem" się na Kaszuby zamówić drewno bo taniej, zamówiłem dla nas na płot i deski do szałowania oraz dla dwóch kolegów na więźbę. Drewno kupiłem od właściciela lasu który je ściął. Spadły wielkie śniegi i trzeba było czekać aby je przewieźć do tartaku, tego jedynego taniego, który czerpie moc z koła młyńskiego. Zima trwała i trwała, minął luty, marzec a nas cholera brała, że tyle to trwa... W końcu puściły mrozy, drewno pojechało do tartaku, uzgodniłem z wcześniej umówionym kierowcą transport z Kaszub na Śląsk no i to był pierwszy etap. Na pastwisku gospodarstwa rodziny mieszkającej niedaleko budowy stanął ciągnik siodłowy z 25 tonami tarcicy i nas czterech do rozładunku... Niektóre belki ważyły tyle że przenosiliśmy je metodą cyrkla na tzw. "sztapel". Na szczęście pojawili się pomocnicy i po 6 godzinach drewno leżało poukładane do suszenia. W międzyczasie poszukiwaliśmy czegoś na zaplecze budowy. Ponieważ nikt nie chciał sprzedać starego "blaszaka" zdecydowaliśmy się na nowy. Wkopałem w narożnikach garażu 4 płyty chodnikowe, ekipa przyjechała, postawiła blaszak w 20 minut, skasowała i tak pierwsza nieruchomość stanęła na działce. Teściu który zdecydował że nam dom postawi zaczął się krzątać, zrobił stół warsztatowy, ławki i WC z mokrych desek, które ważyło ze 400 kg... ciężko je było ustawić ale też ciężko ukraść :) Garaż zakotwiłem zamówionymi kotwami żeby go wiatr i złe moce nie porwały. Przyszedł czas na pierwszy wykop. Rów pod kabel elektryczny. Działka z wierzchu wydawała się sucha... Po trzech "sztychach" zaczęło nam ten rów zalewać i tak już było do końca, trochę kopania, wybieranie wody wiaderkami, wylewanie do rowu i znowu kopanie, sumie z 300 wiader po 10 litrów. Kolega elektryk przyjechał, położył kabel na piasku wrzuconym na osuszone dno, przysypał kabel piaskiem, położyliśmy niebieską folię, ziemię i kabel od słupa do garażu 45 m był w ziemi, aha na kabel naciągaliśmy dodatkowo rurki PCV. W garażu kolega zrobił ładną rozdzielnię z wszystkimi zabezpieczeniami i podłączył. Panowie z energetyki przyjechali dzień później i podłączyli nas do sieci. Od tej chwili wszystko stało się łatwiejsze :) Martwiła nas ta woda ale sąsiad doświadczony budowlaniec z uprawnieniami, który niejeden dom w okolicy postawił powiedział, kopać jak najpłycej, uciekać w górę i nadsypać działkę. Tak postanowiliśmy za aprobatą kierownik budowy.
Przyszedł czas na humus. Przyjechał Pan koparą typu CAT i zaczął zdejmować warstwę w obrębie odmierzonych przeze mnie słupków. Trochę się topił ale że jest fachura to sobie poradził i od drogi odgrodziła nas zgrabna sterta ziemi urodzajnej. kolej na geodetów, przygotowałem im paliki i deski wg wytycznych, przyjechali pomierzyli, okazało się że pomyliłem się w pomiarach i trochę za mało humusu zdjęto, i pojechali. Wykorzystali 1/3 palików które kazali naciąć a poświęciłem na nie łaty! Reszte sobie Pan odmierzy wg sznurków powiedzieli... no to mierzyłem, porozciągałem sznurki, obsypałem pod sznurkami piaskiem dla operatora kopary i tyle. Na drugi dzień kopara przyjechała, wykopała wg wysypanego piasku na 60 cm wgłąb i znowu to samo, woda, woda, woda, wykopy zalało i trzeba było zaangażować pompę zatapialną z wężem 35 metrów do rowu, pompa pompowała, ściany wykopy z gliny na warstwie iłu się waliły a nas ogarniała rozpacz, pod wieczór teściu opanował sytuację ale trzeba było czuwać w nocy nad pompą, żeby znowu nie zalało. Zrobiliśmy dyżury i z latarką w zębach a łopatą w ręce oczyszczaliśmy dno wokół pompy aby nie zapchała się szlamem. Kolejne dni były słoneczne i wykopy nieco obeschły. Teściu wymyślił świetny sposób szałowania i zbrojenia podwieszonego w szalunku, a wszystko wyłożone folią. Na podmokłe dno poszła podsypka z piasku z cementem 1:1 i na tym ustawiono szalunek. W piątek umówiona betoniara z pompą Stetter spóźniała się 5 godzin przyprawiając nas o ból głowy bo zbliżała się burza a wykopy ledwo co obeschły. Wszystko przygotowane a betoniarze w kulki lecieli zbywając nas przez 5 godzin, że będą za 20 minut... W końcu przyjechali, betonowanie poszło sprawnie tylko Stetter na chwilę nawalił i ławy o 19:00 były zalane betonem B20. O północy zaczęło padać co jak wiadomo dobrze betonowi robi. Kolejna batalia rozegrała się o przywóz bloczków fundamentowych bo przed długim weekendem nikomu już się nic nie chciało. W końcu się udało. Bloczki przyjechały, ekipa zrobiła na ławach izolację poziomą i zaczęli murować ściany. Bloczki były nierówne ale dzięki wysiłkom teścia ściany wyszły idealnie, kierownik budowy była zachwycona a nas martwił ten basen do zasypania... Uciekając od wody gruntowej na 6 bloczków 14 w górę skazaliśmy się na zasypanie 60 m3 przestrzeni pod podłogą na gruncie. W sumie weszły 4 naczepy po 30 ton i jedna 12 tonowa... + fadroma do wrzucenia za ściany. Trochę to kosztowało ale cóż. Przed zasypaniem ściany fundamentowe pokryto 3 warstwamui Dysperbitu. Pewnej nocy (za dnia zabrakło czasu) z poniedziałku na wtorek ułożyliśmy w tym piasku z kolegą kanalizację, rury pod kable, przewody telefoniczne i
kanał powietrzny do kominka. Zalaliśmy to wodą, którą wodociągi podłączyły parę dni wcześniej a kiedy kopali na 1,20 w dół nie pokazała się nawet kropla wody... Ciekawe gdzie się ta woda podziała. Może całą wypompowaliśmy? - i tak przygotowaną instalację zasypaliśmy po wierzch ścian fundamentowych piaskiem za pomocą kopary CAT po raz wtóry. Piasek wyrównano zagęszczono i na wierzch teściu ułożył styropian 5. Na to folia z jednego arkusza szer. 12 m ale z fabrczną dziurą (sic!) w środku... Potem siatka po brzegach i na krzyż, prowadniki z profili UD i czekamy na beton. Rano w sobotę o 7:00 już z innej firmy Stetter i betoniary stanęły w gotowości na placu naszej budowy i zaczęło się zalewanie. Poszło gładko w 1,5 godziny. Trochę za późno zaczęliśmy beton zraszać i nieco popękał z wierzchu ale udało się to uratować. Przez całą niedzielę na zmianę zlewaliśmy beton wodą i od poniedziałku ekipa zaczęła docieplać ściany fundamentowe oraz kłaść pierwszą warstwę YTONGA na zaprawie. W międzyczasie teściu wykonał jeszcze zgrabne stopy pod słupy podpierające okap nad tarasem. Ja zacząłem negocjacje z dekarzami, wykonałem obmiar rzeczywisty tego co już wykonano z lokalizacją komina i przesłałem do wykonawcy więźby dachowej aby rozplanował usytuowanie wiązarów. Tyle do 24 maja 2006. Kolejne niusy wkrótce.[/i]