Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    3
  • komentarzy
    6
  • odsłon
    30

Entries in this blog

Hubka

Wybór działki

 

Decyzja o wyborze miejsca była dla nas ważna, bo konsekwencje wyboru pozostaną nam do końca życia. Po długiej wędrówce od chaty do chaty, na przełomie kilku lat, nabyliśmy doświadczenia i wiedzieliśmy na co chcemy zwrócić uwagę.

 

 

- Grubość bala. Zaobserwowałam, że dom im starszy, tym bal grubszy. Nie jest to pewnie zasadą, ale biorąc pod uwagę II wojnę światową, a zaraz po niej czasy "Komuny" - obie sytuacje historyczne miały wpływ na stan majątkowy mieszkańca wsi oraz panującą modę.

 

 

- Stan bali - im mniej do wymiany, tym lepiej. Najlepiej taki dom, w którym nic nie trzeba wymieniać. Nam się nie udało. Do wymiany jest 1 podwalina… 11 metrowa, 2 bale metrowe i wycięcie większych okien- w celu pozbycia się zniszczonego drewna pod starymi oknami

 

 

- Ile trzeba wyremontować. I tu wbrew naszemu początkowemu poglądowi - im więcej tym taniej i solidniej. Np. dach, szczyty, ocieplenie ścian, szalówka - niestety kupowanie starego domu, w którym ktoś zrobił ten remont, wiąże się z wyższą ceną /która nie zawsze jest adekwatna do wykonanej pracy/ oraz jakością. Kupując ruinę wiem, co będę wymieniała, naprawiała… Finalnie, z mojej chaty zostaną TYLKO ściany. Reszta wsio nowe.

 

 

- I tu pojawił się kolejny problem. Szukając ekipy np. do budowy dachu /bo stary zostanie całkowicie, włącznie z więźbą zdemontowany/ doszłam do wniosku, że na wstępie stoję na przegranej pozycji. Dla Warszawiaków bowiem ceny są dwukrotnie wyższe, czasami nawet 3-krotnie. To jest jakaś masakra! Finalnie ściągam ekipę z Lubelskiego, która za robociznę z materiałem weźmie tyle, co tutejsi za samą robociznę !!! Dach to jedna z kilku rzeczy, których nie umiem zrobić sama

 

 

- Co widzę przez okno. Może jest to bzdura, ale dla mnie było to ważne. Siedząc na tarasie i pijąc kawkę, nie chcę widzieć, a co ważniejsze czuć, zapachu obory albo spalin. O tyle o ile to pierwsze jakoś bym strawiła, to szum samochodów zupełnie odpadał. Dlatego działka nie mogła być przy żadnej trasie. Działka nie mogła też być przy sklepie, obok którego świątek-piatek stoją i piją

 

 

- Sąsiad. I tu mogłabym napisać opowiadanie kilkustronicowe. Niestety na Podlasiu mieszkają w głównej mierze osoby starsze oraz młodzi mężczyźni, zwani "kawalerami" - których żywot polega na piciu. Nie są groźni, ale… są wulgarni, krzyczą, robią awantury, nie do końca są świadomi tego, co robią i co najgorsze- kompletny brak logicznego myślenia uniemożliwia jakikolwiek kontakt słowny.

 

 

Media. Prąd jest, ale woda… w studni. Na szczęście wodociągi były dla nas łaskawe i woda popłynie pod ulicą, odległość nie duża i koszt nie zwalił mnie z nóg.

 

 

Komunikacja. Autobus szkolny jest /czyli dobrze!/ bo szkoła daleko. Jest i pociąg, więc do Stolicy dojadę, na zakupy do marketu też, jakby umarł mi samochód.

 

 

Sklep - nie ma. Najbliższy ok. 3 km. Trudno. Mam rower. Dam radę.

 

I przy okazji dodam, że zakupy w sklepie na Podlasiu różnią się tym od zakupów w Stolicy, że kupuję to co jest mi potrzebne, albo to, co jest. Nie wyjeżdżam z przeładowanym bagażnikiem, z którego 3/4 jest mi zupełnie niepotrzebne.

 

Ale… odległość od sklepu w którym jest wszystko /przypuszczam, że kilkadziesiąt km/ oraz perspektywa Podlaskiej zimy - czyli minus 30 i zasypało nas pod dach- spowodowały, że w domu będzie spiżarnia. Tak na wszelki wypadek kupować będę hurtem.

 

 

Atrakcje, czyli Las i Puszcza - tego akurat mam pod dostatkiem. Zbiorniki wodne - dwa blisko, kolejne dwa nieco dalej, ale z kajakami. Bajka!

 

 

Internet - masakra! Nie ma. I to będzie poważny problem.

 

 

Tutejsi i przyjezdni. Sąsiadów mam super…. ale o tym w innym wątku.

 

Przyjezdnych w sąsiedztwie mam niewielu. Wieś na Podlasiu jest miejscem wypoczynku, zarówno dla tych, którzy mieszkają w okolicznych miastach jak i dla tych, którzy uciekają m.in ze Stolicy. Weekendy, wakacje, majówki itp- imprezy, grile, ogniska itp. Uciekam z miasta na wieś, bo chcę mieć święty spokój. Dlatego cieszy mnie to, że hałas jest umiarkowany, czasowy i w rozsądnej odległości.

 

 

Kawałek pola. Był mi niezbędny. Bo mam tysiąc pomysłów na to, co z nim zrobić. Bo psy muszą gdzie biegać. Bo ziemniak musi urosnąć mój własny, bo szklarnia na pomidorki bez chemii mi się marzy, bo muszę mieć miejsce do popisu i zrobić magiczny ogród, z drzewami, krzewami, kwiatami, lawendą, kałużą dla żab, kurnikiem na 3 kury ozdobne, miejscem na hamak, wielkim grillem z wędzarnią, bezpieczne miejsce na ognisko, kawałek ziemi na zioła i marchewkę… i musi jeszcze zostać miejsce, które nie zasłoni widoku. A widok mam cudny. Na pola i las. I na taras, z którego wszystko widzieć będę :)

 

 

I tak oto nasz wybór padł na miejsce, które graniczy z lasem, graniczy z drogą asfaltową po której dziennie przejeżdża 2-3 samochodów, graniczy z polem uprawnym. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Las- to zwierzyna, która przyłazi regularnie- jelenie zjadają rośliny, dziki ryją glebę, sarny przynoszą niezliczoną ilość kleszczy, kret nie daje spokoju tworząc niezliczoną ilość pagórków, jaskółki zakładają gniazda pod i w domu, zaskrońce /a jest ich niestety dużo/ wylegują się na słońcu, przyprawiając mnie o zawał. Może wydać się to śmieszne, jednak po tym, jak wywinęłam orła stając na zaskrońca - chyba ich nie lubię. AAAa i jaszczurki. Małe i większe, zwinne, szybkie. Nieszkodliwe, ale trzeba pamiętać, że są. Ptaki. Wszelakie. Najwięcej bocianów i małych, wielkości wróbla, koloru papugi i głosu… magicznych melodii. Oczywiście jest jeszcze stonka- bo sąsiad sadzi ziemniaki i pszczoła, ale te są przyjacielskie. Zatrzęsienie mrówek - poczynając od wielkich czarnych, przez mniejsze czerwone a kończąc na wstrętnych białych.

 

 

Podsumowując:

 

Wielkość działki 8/10

 

Stan bala 8/10

 

Stan tego co nie jest balem 1/10

 

Okolica 10/10

 

Sąsiedztwo 11/10 :)

 

Media 9/10 /brakuje mi na działce prawdziwej studni, wierconej/

 

Stan działki 9/10 - nie ma budynków gospodarczych /to na plus/, ale mocno zapuszczona zieleń/

Hubka

Wizualizacje

 

 

domek.jpg.7f7ff85f0effd71aae33ad90e7021db0.jpg domek2.jpg.8462cbb795c457377298fdf034639234.jpg

 

 

 



Znalazłam program, bardzo prosty w obsłudze, który pozwolił mi postawić ściany i meble. Zmierzyłam wszystkie meble, które zabieram ze sobą i które planuje kupić. Narysowałam pomieszczenia zgodnie z wymiarami i nareszcie nie tylko oczami wyobraźni, mogę zobaczyć, jak będzie wyglądało wnętrze.

 

 



Niestety kolory różnią się zasadniczo od tego, na co patrzę z tym co widzę. Jednak podgląd jest. Oczywiście jest to… 20-sta propozycja wnętrza :)

 

 



Drewniane ściany- to prawdziwy element naszej chaty. Nie będę okładać gipsem, pięknego prawie stuletniego dyla, wykończę się szlifując go do żywego, ale nie pozwolę schować pod białą taflą.

 

 



Szlifierkę już kupiłam i nawet kawałek przetestowałam. Bal jest cierpliwy i polubił mój pomysł.

domek.jpg.7f7ff85f0effd71aae33ad90e7021db0.jpg

domek2.jpg.8462cbb795c457377298fdf034639234.jpg

domek.jpg.7f7ff85f0effd71aae33ad90e7021db0.jpg

domek2.jpg.8462cbb795c457377298fdf034639234.jpg

domek.jpg

domek2.jpg

domek.jpg

domek2.jpg

Hubka

 

Witam Wszystkich serdecznie.

 

Założyłam ten dziennik po to, aby zapisać historię mojej budowy i jednocześnie zbierać cenne uwagi.

 

 

Zaczęło się od wakacji na Podlasiu. I to była miłość od pierwszego spojrzenia. Zaczęliśmy szukać siedliska. Zajęło nam to kilka lat. Za każdym razem, gdy wyjeżdżaliśmy na Podlasie - coraz bardziej utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że to jest nasze miejsce na ziemi.

 

Mieszkam w Stolicy od urodzenia, mój mąż od ponad połowy swojego życia. Oglądaliśmy niezliczona ilość domów. Od tych w kosmicznych cenach, po rudery.

 

W 2012 roku przyjechaliśmy na Podlasie już z zamiarem zakupu konkretnego domu. Niestety okazało się, że są problemy. Dom nie mógł być nasz. I wtedy niemal załamani, kilkuletnim, bezskutecznym poszukiwaniem - zapaliło się światełko. Znajomy pokazał nam chatę. Właściciel nie wiedział ile za nią chce, wiedział tylko, że jej nie chce.

 

Wróciłam do Warszawy, właściciel zadzwonił i podał cenę. Tydzień później u notariusza dostałam mały, bardzo stary klucz za worek pieniędzy. Worek jak na klucz, bezcen jak na chatę.

 

Dom kupiliśmy nie oglądając go wewnątrz. Obejrzenie ścian zewnętrznych i działki trwało może z 10 minut.

 

Z magicznym kluczykiem, od starej przedpotopowej kłódki ruszyliśmy obejrzeć co nasze.

 

Kupiliśmy kota w worku, ale dziś wiem, że była to najlepsza decyzja w moim życiu.

 

 

Drewniana chata z dyla 12 cm, o klasycznych wymiarach 6,5 x 11 m do tego działka zarośnięta chaszczami ponad moją głowę i kawałek mocno podupadłego pola. Ale dom z historią. Wybudowany w 1926 roku.

 

 

Poprzedni właściciele domu zmarli, najpierw mąż, potem żona. Przeżywszy całe swoje długie życie w naszej chacie. Siedlisko było tzw. ojcowizną, spadkobiercami byli 3 bracia, z czego jeden z nich jest moim sąsiadem. Ów sąsiad - skarb bezcenny. Pan w nieco podeszłym wieku, który dom pozostawił czyściutki, opróżniony ze wszystkiego - poza pięknym, działającym kołowrotkiem, symbolem Podlasia i początkiem naszej drogi.

 

Dom z historią, która po kawałku jest nam przekazywana, gdy tylko pojawiamy się na wsi. Ostatnia wizyta innego sąsiada, w równie podeszłym wieku, który wspominał placki. Placki ziemniaczane, które jadł będąc małym chłopcem, z pieca, o tu, tu stał piec…

 

 

Niemal wszystkie formalności załatwiłam bez problemów. Wodociągi użyją "kreta", pod ulicą, będzie woda, Burmistrz wyraził zgodę na zamknięcie pasa drogi. Ale to za czas jakiś.

 

Prąd też dostanę, ten co mam zabiorą, bo 2 czegoś tam to za mało, dostaniemy 14 czegoś tam i korków nie wywali, jak będzie pralka i zmywarka w jednym czasie pracować.

 

Fundament. I tu się zaczęły schody. Okazało się, że dom stoi na wielkich kamieniach polnych, a to co wygląda jak fundament, to tylko "oblewka" na zewnątrz. W 1926 fundamentów nie robiono.

 

Żeby fundament- to pozwolenie na budowę, czyli:

 

- geodeta - przesympatyczny starszy Pan, który najpierw rysował granice działki, bo w Starostwie, na mapie, akurat w miejscu gdzie był róg naszej działki - ktoś wkleił legendę. A potem ustawił nam dom na działce. Ustawił, bo skoro już wszystkie formalności, to chata zostanie odsunięta od drogi.

 

- architekt - prześmieszny starszy Pan, o wysokiej kulturze, mocnych korzeniach z Podlasia, absolutnie historyczny-architektonicznie, więc komin ma być na środku chaty, okiennice i styl. Zachowany bezwzględnie styl podlaski. A ponieważ niemal identyczną chatę ma u siebie, ze szczegółami nie było problemu. Na kartce z zeszytu narysowałam co gdzie ma być, wymiary i projekt… napisany na prawdziwej maszynie do pisania, tytułowany odręcznie, rysunki tuszem… i do tego w cenie bajecznie niemożliwej, więc od razu Pan Architekt zatrudniony jako kierownik budowy.

 

- warunki zabudowy… papierek złożyłam, dokument niezbędny odesłali pocztą. Wszystko pocztą wysyłają. I nie ma tam, że zajęte! Nadal nie wierzę, ale we wszystkich urzędach pracownicy mi pomagali, tłumaczyli, wyjaśniali, kierowali gdzie potrzeba. To nie Warszawa, gdzie klient urzędu to wróg. To Podlasie, kraina życzliwości, magii…

 

- i w końcu, po Bożym Narodzeniu dostaliśmy pozwolenie na budowę. Kawałek kartki, która była bramą do dalszej walki. Żółta tablica za 9 PLN, wymazana czarnym markerem i można było wbijać łopatę.

 

 

W międzyczasie biegania po urzędach - walczyłam z buszem na działce. Natura okazuje się silniejsza ode mnie. Przegrałam walkę z dziką zwierzyną, która notorycznie zżera mi drzewka, które właśnie posadziłam, a chaszczy nie dotknie. Sprzątnie zajęło nam 2 tygodnie. Wycinanie buszu, badyli, chwastów, koszenie, cięcie gałęzi, od-kamienianie, porządkowanie starych pni wiązów, wojna z leszczyną i mega wojna z bzem, który zajmował przeogromną przestrzeń. Wojna z tym ostatnim zajęła mi ponad półtora roku, nie pomogła siekiera, łopaty, traktor - jedynie chemia na chwasty. Wszystko to, dzięki pomocy sąsiada z traktorem, kumpla z zapałem, siły mięśni męża i mojego uporu. W końcu, w tym roku, wiosną, działka wygląda na dotkniętą ludzką ręką. Drzewa są przycięte do przyzwoitości, pokrzywa zaczyna odpuszczać, a bez umarł bezpowrotnie.

 

 

cdn…



×
×
  • Dodaj nową pozycję...