Jeszcze słów kilka nt sprzedaży mieszkania (wszak to wątek ściśle związany z budową domu ).
Założyliśmy sobie, że zaczniemy się ogłaszać z początkiem stycznia a jak ogłoszenia nic nie dadzą, to w lutym pójdziemy do jakiegoś biura. Oczywiście włączyła się "mała" panika ("A co jak się nie uda??" "A co jak będziemy sprzedawać kilka miesięcy??"), no i przystąpiliśmy do akcji 2 tyg. wcześniej. W lecie jeszcze wspomniałam mojej koleżance ze studiów, że będziemy sprzedawać mieszkanie, że chcielibyśmy za nie 75 tys, koleżanka stwierdziła, że chętnie je od nas kupi (pisałam o tym w lecie z euforią, że kupca już mamy) i że się odezwie. Czekaliśmy, czekaliśmy... Nie odzywała się, a ponieważ należy do osób raczej... hm... średno-słownych uznaliśmy, że zrezygnowała. Jakież było moje zdziwienie, gdy wczoraj (!!) już po wiadomości z biura zadzwonił domofon i usłyszałam w nim ową koleżankę... Przyszła dowiedzieć się co z naszą "umową" ( ). Powiedziałam, że daliśmy zlecenie, że są klienci, że sądziliśmy że zrezygnowała... że 6 tys więcej... Wyszła trzasnąwszy drzwiami... Mam kaca moralnego... Wiem, z jednej strony mówię sobie - ważny jest interes rodziny, 6 tys. piechotą nie chodzi, z drugiej strony jednak mam taki niesmak. Myślę sobie, że jeśli ja bym poważnie myślała o kupnie mieszkania i miała na widoku takie, które mi się podoba, to bym się przypominała.. A od naszej rozmowy minęły ponad 4 miesiące.. Usprawiedliwiam sama siebie? Kurcze, ta jedna sprawa nie daje mi spokoju.. Ja wiem już, że te 81 tudzież 83 to niezbyt wiele jak na ceny, które tu obowiązują (strasznie mieszkania poszły w górę), no ale w takiej sytuacji puszczać za 75.. Kurcze. Trudno. Przyjedzie mężuś, kupię dobre winko, opijemy sprzedaż i spróbuję jakoś uciszyć wyrzuty sumienia.
A potem, po wizycie koleżanki, przyszedł facet, umówiony 2 dni wcześniej z ogłoszenia i też prosił żeby jemu sprzedać Ale tu już powiedziałam nie. Dzisiaj dzwonił, aby dowiedzieć się, czy nasi kupujący się nie wycofali. Wyraził swój żal, ale pogratulował mi.
No i tak to zakulisowo wyglądało.
Z nerwów nie spałam do 4 nad ranem, teraz też mnie robal gryzie, alkoholu w domku niet, więc nie wiem co z sobą dzisiaj zrobię. Cholerka, powinnam świętować - jakiś kryzys mnie nachodzi? Czas stare, dobre mury opuszczać?... Jesu... pójdę na czat chyba
Ps. Poprosiłam miłe panie z biura żeby przesłały mi zdjęcia mieszkania, które robiły podczas wizyty. Gdy je tylko dostanę, to wkleję je tutaj, tak, jako pamiątkę.