Zaczyna dziać się lepiej! (byle nie zapeszyć), choć niektóre sprawy żywo przypominają scenariusze, które pisał mistrz Bareja...
po pierwsze:
Mamy już warunki przyłączy: wody, kanalizacji i prądu dla placu budowy i budynku docelowego! :)
po drugie:
Dziś, po dwugodzinnej walce z ciałem urzędniczym w osobie Pana Kierownika, udało się kompromisem między bezdusznym prawem a polską kreatywną przedsiębiorczością uzyskać wymagane stemple na mapie oraz opinie wraz z oświadczeniem - a wszystko to NARESZCIE pozwala nam się starać o pozwolenie na budowę (czekamy tylko na warunki dla przyłącza gazu).
Ale o punkcie drugim napisze nieco szczegółowiej bo naprawdę warto (ku doświadczeniu ale i przestodze innych forumowiczów)
Otóż jak z powyższych postów wynika znaleźliśmy sączek. Sączek KOMPLETNIE nie zgadza się z sączkiem na mapach administracyjnych z melioracji. W dodatku niniejszy sączek zaczyna się na naszej działce (lub kończy w zależności od interpretacji stron świata :) ). Tak więc doszliśmy do wniosku, że niech sobie nieszczęsne owo urządzenie w tej ziemi siedzi - co na tam, i szczęśliwi dzisiaj o 8.00 stawiliśmy się w Otwocku aby zawieźć świtę urzędników na nasze zabłocone i rozkopane włości w celu naocznego stwierdzenia oczywistych dla nas faktów...
Tak więc śmiało wszedłem do biura... No może biuro to za dużo powiedziane: do walącego się budynku w opłakanym stanie, gdzie wszystko wyglądało jakby się lada chwila miało rozpaść ze starości.... łącznie z niektórymi pracownikami. Po chwili zza szafy wyłonił się sam Pan Kierownik i zaprosił mnie do środka.
Przywdziałem najbardziej "kumpelski" uśmiech i wypaliłem:
- Witam o poranku! to co? możemy jechać?...
Pan Kierownik wlepił wzrok w nieodgadnioną dal za moimi plecami i wyjęczał:
- Tiaaaaa, pojechać mówi pan..., no..., w sumie...., w zasadzie... może... tego...
W lot pojąłem Jego intencje i dokonczyłem pośpiesznie:
- A może by nie jechać??? W sumie po co, przecież wszystko widział Pan w mailu!
- No właśnie! - prawie krzyknął uradowany - przecież wszystko widziałem w mailu! A ma Pan papiery? To zaraz napiszemy tam coś!
:)
Zacząło się fantastycznie! Ale niestety dalej już nie bylo tak dobrze...
Po rozłożeniu wszystkich map, poprzednich opinii, kolejnych map itp. Pan Kierownik zanużył się w swej ulubionej biurokratycznej materii:
- No niestety tak prosto jak by Państwo chcieli to nie można, bo nie da się od tak zmienić na mapie i cześć... Trzeba by może zamknąć w myśl art. X ustęp Y, ale to by trzeba żeby Państwo złożyli wniosek, to my go rozpatrzymy, to my się zastanowimy, to my zbierzemy komisje, .... etc.... Albo może by przebudować..., ale to trzeba operat do starostwa..., bo tak są skonstruowane przepisy i my nic nie możemy a w ogóle to nie nasza wina, tylko tych ze starostwa, bo oni częściowo grunty odrolniają a to nie tak trzeba, bo reszta to jednak rolne, więc urządzeń nie można zdjąć z planów...
No słowem NIC nie mogą zrobić choć sprawa jest oczywista...
Przed rozmową zapomniałem powiedzieć Ince żeby pod żadnym pozorem nie zaczęła na gościa naciskać bo to ten typ co się zamyka w sobie i tupie nogami pod biurkiem a nie popuści... Więc jak było do przewidzenia Inka zaczęła podjeżdżać:
- Przecież to Wasze urządzenia nie zgadzają się z Waszymi mapami, to my mamy wiedzieć co trzeba zrobić?! Pan nas w błąd wprowadza, poprzednio inna była rozmowa! Ile my będziemy na to czekać?! TO CO MY W OGÓLE MAMY ZROBIĆ?!
- Trzeba było kupić działkę bez drenów... - odpowiedział z rozbrajającą miną Pan Kierownik...
W tym momencie zorientowaliśmy się, że łatwo skóry nie odda...
Zmieniłem technike: - No wie Pan co, po prostu co w tym starostwie wyprawają to tylko ludziom kłopot robią! (przerzucenie odpowiedzialności często odblokowuje ludzi pokroju Pana Kierownika)
- A proszę pana, nie Państwo pierwsi z taką sprawą przychodzą, ale co ja mogę zrobić - Kierownik zdecydownie odtajał - No to zadzwonimy do starostwa i się dowiemy jak to wygląda!
I tu nastąpiła blisko godzinna rozmowa pomiędzy PANAMI URZĘDNIKAMI... Jak można się spodziewać zakończyła się wnioskiem, że żałują ale nic nie mogą zrobić, no ewentualnie mogą powołać komisję z przedstawicielami starostwa, województwa i pomyśleć jak uznać, że urządzenie (cały cas mowa o jednej rurce o średnicy 3 cm) można zamknąć bo nie działa... (ale czy aby na pewno nie działa? i skąd ta pewność)
Ręcę nam zaczęły opadać więc powróciliśmy do odrzuconego na początku wątku o podpisaniu oświadczenia, że mamy sączek na działce i bierzemy za niego odpowiedzialność i takie tam, z tym że uparliśmy się, żeby Pan Kierownik oświadczył równocześnie, że sączek zaczyna sią na naszej działce a jego przebieg nie zgadza się z mapami i nie przechodzi na działkę sąsiada (co dawało nam względne zabezpieczenie przez ewentualnymi roszczeniami sąsiada w przypadku awarii czy zalania jego działki). O dziwo Pan Kierownik najwidoczniej zmęczony dwugodzinnymi ostrymi negocjacjami ZGODZIŁ SIĘ i zaczął wykazywać wyraźną chęć współpracy i szybkiego zakończenia sprawy.
Po pół godzinnej walce najpier z komputerem, później z klawiaturą, następnie z drukarką a w końcu z poprawną treścią papierów (którą na koniec sam mu podyktowałem bo byśmy z tamtąd nie wyszli) dostaliśmy ostemplowane mapy, oświadczenie oraz opinie... UPRAGNIONĄ OPINIĘ o tym, że nie zgłaszają zastrzeżeń do naszego projektu!!!!
uffffffffffffffffff...
Niech ta niesamowita, przydługa historia pomoże Wam drodzy forumowicze i da wiarę i nadzieję w obchodzeniu się z urzędami.... :)