3, 2, 1, 0...... START!!!!!!!!!
Poszło! Na dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego spędziliśmy pierwszą noc w domu. A dziś własnego dziennika przez wyszukiwarkę szukałam Coś za coś. Po kolei jednak.
Przeprowadzka w telegraficznym skrócie wyglądała tak: właściwie nie wyglądała. Raptem jeden większy wóz (ale to głównie w powodu lodówki). Ja osobówką wyładowaną po dach i z rozlaną zupą pomidorową w bagażniku (teściowa zadbała o zapracowaną ekipę, ale termosu nie dokręciła ) i z obowiązkowym przystankiem w sklepie z AGD na pięć minut przed zamknięciem, bo sobie uroiłam, że KONIECZNIE muszę mieć od razu nową maszynkę do chleba. Mały Żonek poklepał się jednoznacznie po czole, a ja do dziś się zastanawiam, co mnie wtedy na mózg siadło... Na szczęście krajalnica działa bez zarzutu.
W temacie umeblowania - garderoby, wyposażone w wypasione "coś" z IKEA po 99 zł za sztukę w promocji spisują się znakomicie. Mieszczą nie tylko rzeczy niezbędne, ale i stada wolno brykających worków i pudeł, które czekają na resztę mebli i lepsze czasy. Nieletnie czekają na szafy (już zamówione, będą w połowie października) i gospodarują w kartonowych pudłach. Młodsza kreatywnie wykonała sobie własnoręcznie półki na lalki ze styropianu i jest baaardzo z nich dumna. Kochane dziecko. Córy prowadzą intensywne życie towarzyskie, bo pielgrzymują do nas kolejne ekipy koleżanek i kolegów, zafascynowanych przestrzenią nieumeblowanych kątów Nieletnich, tudzież wiedzione obietnicami "jazdy na rolkach na poddaszu" Na szczęście stoję na straży BHP i moich paneli.
W środku, żeby nie było za łatwo, w dalszym ciągu gościmy panów od wykończeniówki. Pijemy kolejne hektolitry kawy i z uporem maniaków wskazujemy im pofałgowania alpejskie na naszych "wygładzonych" rzekomo ścianach. Panowie klną, szpachlują, szlifują i kurzą. Ja oglądam, klnę, szoruję i szlag mnie trafia. Ostatnio usłyszałam narzekanie, że ta Tikkurilla, to generalnie syf straszny, bo nie kryje fuszerek i nie da się nią w ogóle oszukać. Panie Sułku kochany, a ja do niedawna żyłam jeszcze w błogiej nieświadomości, że mam w domu fachowców!!!!! A tu niespodzianka: wąska specjalizacja - oszustwa ścienne. Przy okazji weny budowlanej: coś mnie podkusiło, żeby mały fragment ściany w łazience z białej przemalować na żółto. Zobaczyłam efekt i zawyłam. Nawet dwa razy. Raz z zachwytu (bo efekt fajny), a zaraz później z rozpaczy. Uprzedzaliśmy Jaśnie Panów, że mieszkamy, więc prosimy o czujność, wyrozumiałość, skarpetki zamiast butów i generalnie ostrożność. Więc w ramach ostrożności Jaśnie Pan fachowiec, chcąc pieczołowicie zabezpieczyć moje koszyki z kosmetykami, zamiast wykonać cztery dodatkowe kroki i z korytarza pobrać z pokaźnego stosu folię, zwinął to, co mu się pod rękę nawinęło. Konkretnie z pralki przygotowaną do prania moją nową sukienkę. Lateksowy żółty deseń (choć to kolor na topie) kiepsko współgra z fioletem, więc pożegnałam się z kiecką, którą cieszyłam się cały miesiąc. W krótkich i baaardzo dosadnych słowach (pierwszy raz w rozmowie z Jaśnie Panami rzuciłam słuchawką! ) powiedziałam, co o tym sądzę, na co usłyszałam nieśmiertelne "ja nie wieeeedziaaaaałeeeem!". Uczciwsze byłoby "ja nie myślaaaaałeeeeem!".
Za oknem co jest - każdy widzi. My czekamy na zmianę pogody, bo przed zimą chcemy jeszcze dokończyć elewację i przestać taplać się w błocie. Brukowanie zostało przeniesione na pozycję przyszłoroczną, ponieważ gmina ma jednak robić kanalizację. Tymczasowo utwardziliśmy jedynie podjazd tłuczniem i na ścieżce położymy betonowe płyty. Kilka miesięcy przemęczymy.
Krótkie podsumowanie tego chaosu? Będę stereotypowa, niestety: jest cudownie. Pomijam ZDECYDOWANIE dłuższe machanie mopem (zainwestowałam i bardzo sprawnie się macha), ale ma to swoje plusy, bo to gratis gimnastyka, a jej pozytywne efekty już zauważyłam i cieszę się bardzo! Nieletnie do otoczenia nastawione są wręcz euforycznie, a w domku zakochane. Ja piszę serial "polskie drogi" i ciągle usiłuję po rozkopanych śląskich drogach ustalić optymalną trasę do pracy. Nasze psisko (nadużycie semantyczne, bo przypominam, że to york), uświadomił nas, że nasze wieczorne osiedlowe spacery to była strata czasu i pokuta za grzechy niepopełnione. Tu pan Pies wychodzi podnieść łapę do zapadnięcia zmroku (czasami trzyma ją podniesioną majestatycznie przez 10 minut, bo pada, więc trzeba optymalizować ilość ruchów i czas przebywania w niesprzyjających warunkach). Wieczorem wyrzucony z domu siada obrażony na progu i nie ma siły, by zachęcić go chociaż do kurtuazyjnego obsikania płotu. Po ciemku?????? Psia zgroza. Wytrzymuje do rana. W porywach do 9.00
Zapomniałam dodać, że z plusów dodatnich mamy: fantastycznych i życzliwych sąsiadów, mleko prosto od krowy, swojski ser i masło, a Nieletnie super szkołę, w której z jednej strony nauczyciele na dużej przerwie leją dzieciom herbatkę (dla nas absolutny szok!), a z drugiej są wymagający i umiejętnie stawiają wysoko poprzeczkę.
Wystarczy tego bajkopisarstwa. Tylko niech tak zostanie!!!