Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    122
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    157

Entries in this blog

Karpatka

P.S.

 


Przeczytałam dziennik YreQ i mnie natchnęło do jeszcze jednego wspomnienia....

 


Niedawno w banku zgłosiliśmy nieśmiało konieczność dobrania kredytu. Uruchomiliśmy procedurę, odcisnęliśmy lewe ucho i prawe biodro na formularzu DBX 3456, zbadaliśmy DNA z włosa pod pachą i poszło! W chwili podpisania dokumentów, pani zza biurka nieśmiało zagadnęła: - A przy okazji, to mam pytanie: u państwa kolory w domu to rzeczywiście takie wesołe i kolorowe jak na zdjęciach???? Bo, wiecie państwo, teraz to wy tak trochę nietypowo... Chyba.

 


Obejrzałam zdjęcia przygotowane przez pana rzeczoznawcę i zaprotestowałam gwałtownie:

 


- Nieeee, absolutnie!!!! Te zdjęcia są stanowczo wyblakłe!

 


To tyle w temacie kolorów, jesieni Nobilesa (YreQ, u nas w dwóch pokojach i garderobach gości lato. Łącznie z najbardziej wyrazistymi odcieniami, pt. fiołkowe - to w gabineciko-biblioteczce Małego Żonka. Kolor wytonowany, jeśli weźmiemy pod uwagę naszą sypialnię. Miała być stonowana krzyżówka brązu, pudrowego różu i bordo. Wyszła wściekła purpura. Ot, niespodzianka, jak to w Tikkurilli).

Karpatka

3, 2, 1, 0...... START!!!!!!!!!

 

 


Poszło! Na dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego spędziliśmy pierwszą noc w domu. A dziś własnego dziennika przez wyszukiwarkę szukałam Coś za coś. Po kolei jednak.

 


Przeprowadzka w telegraficznym skrócie wyglądała tak: właściwie nie wyglądała. Raptem jeden większy wóz (ale to głównie w powodu lodówki). Ja osobówką wyładowaną po dach i z rozlaną zupą pomidorową w bagażniku (teściowa zadbała o zapracowaną ekipę, ale termosu nie dokręciła ) i z obowiązkowym przystankiem w sklepie z AGD na pięć minut przed zamknięciem, bo sobie uroiłam, że KONIECZNIE muszę mieć od razu nową maszynkę do chleba. Mały Żonek poklepał się jednoznacznie po czole, a ja do dziś się zastanawiam, co mnie wtedy na mózg siadło... Na szczęście krajalnica działa bez zarzutu.

 


W temacie umeblowania - garderoby, wyposażone w wypasione "coś" z IKEA po 99 zł za sztukę w promocji spisują się znakomicie. Mieszczą nie tylko rzeczy niezbędne, ale i stada wolno brykających worków i pudeł, które czekają na resztę mebli i lepsze czasy. Nieletnie czekają na szafy (już zamówione, będą w połowie października) i gospodarują w kartonowych pudłach. Młodsza kreatywnie wykonała sobie własnoręcznie półki na lalki ze styropianu i jest baaardzo z nich dumna. Kochane dziecko. Córy prowadzą intensywne życie towarzyskie, bo pielgrzymują do nas kolejne ekipy koleżanek i kolegów, zafascynowanych przestrzenią nieumeblowanych kątów Nieletnich, tudzież wiedzione obietnicami "jazdy na rolkach na poddaszu" Na szczęście stoję na straży BHP i moich paneli.

 


W środku, żeby nie było za łatwo, w dalszym ciągu gościmy panów od wykończeniówki. Pijemy kolejne hektolitry kawy i z uporem maniaków wskazujemy im pofałgowania alpejskie na naszych "wygładzonych" rzekomo ścianach. Panowie klną, szpachlują, szlifują i kurzą. Ja oglądam, klnę, szoruję i szlag mnie trafia. Ostatnio usłyszałam narzekanie, że ta Tikkurilla, to generalnie syf straszny, bo nie kryje fuszerek i nie da się nią w ogóle oszukać. Panie Sułku kochany, a ja do niedawna żyłam jeszcze w błogiej nieświadomości, że mam w domu fachowców!!!!! A tu niespodzianka: wąska specjalizacja - oszustwa ścienne. Przy okazji weny budowlanej: coś mnie podkusiło, żeby mały fragment ściany w łazience z białej przemalować na żółto. Zobaczyłam efekt i zawyłam. Nawet dwa razy. Raz z zachwytu (bo efekt fajny), a zaraz później z rozpaczy. Uprzedzaliśmy Jaśnie Panów, że mieszkamy, więc prosimy o czujność, wyrozumiałość, skarpetki zamiast butów i generalnie ostrożność. Więc w ramach ostrożności Jaśnie Pan fachowiec, chcąc pieczołowicie zabezpieczyć moje koszyki z kosmetykami, zamiast wykonać cztery dodatkowe kroki i z korytarza pobrać z pokaźnego stosu folię, zwinął to, co mu się pod rękę nawinęło. Konkretnie z pralki przygotowaną do prania moją nową sukienkę. Lateksowy żółty deseń (choć to kolor na topie) kiepsko współgra z fioletem, więc pożegnałam się z kiecką, którą cieszyłam się cały miesiąc. W krótkich i baaardzo dosadnych słowach (pierwszy raz w rozmowie z Jaśnie Panami rzuciłam słuchawką! ) powiedziałam, co o tym sądzę, na co usłyszałam nieśmiertelne "ja nie wieeeedziaaaaałeeeem!". Uczciwsze byłoby "ja nie myślaaaaałeeeeem!".

 


Za oknem co jest - każdy widzi. My czekamy na zmianę pogody, bo przed zimą chcemy jeszcze dokończyć elewację i przestać taplać się w błocie. Brukowanie zostało przeniesione na pozycję przyszłoroczną, ponieważ gmina ma jednak robić kanalizację. Tymczasowo utwardziliśmy jedynie podjazd tłuczniem i na ścieżce położymy betonowe płyty. Kilka miesięcy przemęczymy.

 


Krótkie podsumowanie tego chaosu? Będę stereotypowa, niestety: jest cudownie. Pomijam ZDECYDOWANIE dłuższe machanie mopem (zainwestowałam i bardzo sprawnie się macha), ale ma to swoje plusy, bo to gratis gimnastyka, a jej pozytywne efekty już zauważyłam i cieszę się bardzo! Nieletnie do otoczenia nastawione są wręcz euforycznie, a w domku zakochane. Ja piszę serial "polskie drogi" i ciągle usiłuję po rozkopanych śląskich drogach ustalić optymalną trasę do pracy. Nasze psisko (nadużycie semantyczne, bo przypominam, że to york), uświadomił nas, że nasze wieczorne osiedlowe spacery to była strata czasu i pokuta za grzechy niepopełnione. Tu pan Pies wychodzi podnieść łapę do zapadnięcia zmroku (czasami trzyma ją podniesioną majestatycznie przez 10 minut, bo pada, więc trzeba optymalizować ilość ruchów i czas przebywania w niesprzyjających warunkach). Wieczorem wyrzucony z domu siada obrażony na progu i nie ma siły, by zachęcić go chociaż do kurtuazyjnego obsikania płotu. Po ciemku?????? Psia zgroza. Wytrzymuje do rana. W porywach do 9.00

 


Zapomniałam dodać, że z plusów dodatnich mamy: fantastycznych i życzliwych sąsiadów, mleko prosto od krowy, swojski ser i masło, a Nieletnie super szkołę, w której z jednej strony nauczyciele na dużej przerwie leją dzieciom herbatkę (dla nas absolutny szok!), a z drugiej są wymagający i umiejętnie stawiają wysoko poprzeczkę.

 


Wystarczy tego bajkopisarstwa. Tylko niech tak zostanie!!!

Karpatka

A TO BYŁO TAK...

 


Zadzwoniłam dziś do pana od parkietu, żeby umówić się na termin dokończenia dzieła. Zaczęłam nieśmiało: "Bo wie pan, chyba mamy problem, a mnie zaraz trafi!!!!"... Na to pan czytając mi w myślach: "Niech mi pani nie mówi, że zatłuścili podłogę????". Ano dokładnie tak!!!! Koneserzy KONIECZNIE musieli spożywać w naszym salonie przy kominku posiłki na eleganckim stole z paczki styropianiu. Po pojedynczych tłustych plamach wiem, że w menu była kiełbaska (prawdopodobnie grill) i trochę jej pospadało na podłogę. Gorzej, że na podłogę najwyraźniej spadła również puszka z rybkami i olej wypłynął.... Nie mam już sił. Nogi z dupci powyrywam. Pan od podłóg załamany stwierdził, że zobaczymy, jaki będzie efekt pierwszego cyklinowania. W perspektywie mamy jednak wymianę części desek. Szukam sponsorów, bo płacić po raz kolejny za materiał nie zamierzam. Byłam sponsorem walniętej kafelki i limit wyczerpany.

 


W temacie poślizgu na budowie: Harnasie stawiają płot z klinkieru (od poniedziałku ma padać, więc narzuciły tempo), a w środku jeszcze kilka rzeczy jest do zrobienia. Jak choćby kolejne wyszlifowanie ścian, bo ciągle upierdliwi inwestorzy nie wykazują oczekiwanego entuzjazmu na ich widok.

 


Panu W. zapowiedziałam dziś radośnie, że od środy wchodzę z porządkami. Ucieszył się bardzo, ale na wszelki wypadek upewnił się: "Wspaniale!!!! A tak konkretnie, to od której środy?????? "

 


Najbliższej!!!!! Bo za kilka dni, 1 września, moje dzieci rozpoczynają szkołę! I zacznę mieć problemy logistyczne. A w czwartek wchodzi pan od parkietu i chce mieć chatę wolną.

 


Wieczór mieliśmy poświęcić na szukanie:

 


1. wylewek (nie znoszę tego określenia, ale Mały Żonek mnie katuje tym konsekwentnie. Ja mam wylewkę na podłodze - etap dawno zamknięty, chwała Najwyższemu - a teraz szukam kranów!),

 


2. domofonu (jakieś sugestie, gdzie można kupić bez videopodglądaczobajerów i za mniej niż 800 zł??? A najlepiej, żeby to był kombajn, tzn. skrzynka na listy do wmurowania w słupek ogrodzenia wraz z prostym domofonem. Potrzebne na już,

 


3. klamek do drzwi wewnętrznych,

 


4. halogenków do łazienki,

 


5. lamp zewnętrznych.

 

 


Zrealizowano:

 


1. nie zdążyliśmy do wybranych salonów,

 


2. towar wybitnie deficytowy, dzień zakończony porażką,

 


3. na plusie: nieoczekiwanie podjęliśmy decyzję: zmiana z VDS na Domino. O ponad połowę taniej ,a znacznie szybciej. Mam nadzieję, że wytrzymają jakieś 3 -4 lata (plan minimum), a później się je wymieni,

 


4. szukamy nadal,

 


5. wersja jak wyżej.

 

 


Skuteczność znikoma. Wakacje na ukończeniu, a za kilka dni mamy się przeprowadzać.... BOSKO!!!!!

Karpatka

 


Tak dla odmiany sobie ponarzekam. A co! Wolno mi. Na głupotę wszechmocną, nonszalancję pospolitą i luzik do potęgi.

 


Zaczęło się w sobotę. Uzbrojona w mopa i dobre chęci pocwałowałam do domu, żeby choć jeden pokój przygotować pod przewożone rzeczy. Z rozpędu (ciągle jeszcze mam etap, gdy potencjalne sprzątanie rozległych powierzchni płaskich sprawia mi radochę) posprzątałam 2 pokoje i dwie garderoby. I przyjrzałam się moim jasnym płytkom z jasnymi fugami w holu i szlag mnie trafił! Błoto - to mało powiedziane. Syf i malaria są bliższe prawdy. Harnasie od elewacji postanowiły sobie skrócić drogę z materiałami z garażu na taras przez nasz hol.... Zaklęłam jak szewc starej daty i umyłam podłogę. Prawie po ciemku, więc fugom dopiero się przyjrzę. Bez problemu jednak dojrzałam uszkodzoną płytkę i ciśnienie mi wzrosło. Mamy wymianę.

 


To z soboty. Wczoraj rano zadzwoniłam do Harnasiów od wnętrz, żeby ustalić grafik prac - niezorientowanym przypominam, że 1 września muszę już mieszkać, a grozi mi chodzenie w piżamce w towarzystwie budowlańców... W ubiegłym tygodniu my mieliśmy wolne, więc chłopaki też odpuściły. Wczoraj okazało się, że coś im wypadło i dojadą dopiero dziś. O jakiejkolwiek cywilizowanej formie uprzedzenia nas o zmianie planów można zapomnieć. Ciekawe, z czym się nie wyrobią?????

 


Wczoraj wieczorem, jak już pisałam, pojawiliśmy się na budowie. Co zastaliśmy? Przy bramie garażowej, na nierównej stercie ziemi malowniczo sterczała rozłożona pokaźna drabina. Dla tych, co zdążyli zapomnieć: ostatnio u nas mocno wiało i wyobraźnia dalej mi pracuje na pełnych obrotach. Kiedy dziś napomknęłam na temat drabiny wywołałam ogólne zdziwienie z gatunku: "Ale tak konkretnie, to o co chodzi????"

 


Jak tak sobie analizuję to moje marudzenie, to stwierdzam dobitnie:

 


1. czas kończyć zabawę, bo zmęczenie materiału jest solidne,

 


2. postawa "nie dbam, to nie moje" nadal silnie jest zakorzeniona w naszym społeczeństwie. Niestety.

 

 


P.S. A ramkę od której bolały mnie żebra zdjęłam. Mały Żonek ogłosił votum separatum od tej decyzji.

Karpatka

DAJCIE MI GRANAT!!!!!!

 


To się lekko wyluzuję. No i masz babo placek. Baba se wymyśliła na elewacji ramki wokół okien. Takie całkiem zwykłe, proste. Zupełnie proste. Zupełnie, zupełnie.

 


Docelowo te ramki (co to je widać na zdjęciach powyżej. Piszę "ramki", bo bonie to podobno nie są, a ramki dla Harnasiów zrozumiałe były, więc w porzo) mają być o ton, dwa jaśniejsze od reszty elewacji. W sumie banał.

 


Do dziś godz. 21.40. Po drodze z Ikei (nie mam szaf, ale kolorowe wieszaki dla Nieletnich i owszem! Oprócz nich dwa cudaki do garderoby udające zabudowę, folię do wykładania mebli kuchennych oraz mgliste wyobrażenie na temat mojej sypialni. Tyle tylko, że to już nie Ikea, a ogólnie: Katowice Rozdzień. Ze szczególnym uwzględnieniem sklepów oferujących meble poniżej 20 tys. zł. A nawet mocno poniżej. By nie rzec, że zdecydowanie mocno) odkryłam, że Harnasie z rozpędu walnęły mi ramkę wokół bramy garażowej (strawię) i drzwi wejściowych (aż mnie walnęło pod żebra z wrażenia). I tu mam zagwozkę: obok drzwi są dwa okna w ramkach. Same drzwi w tulipankach, do tego ramka, a ja się boję, czy ramka polubi tulipanki????? I złoty dąb???? Na "elewacjach" przypadek "okna+drzwi" nie był rozpatrywany. Mały Żonek głosuje "za". Ja mam autentyczną migrenę, doję koniak (podobno 5*, moje szczęście skrupulatnie ten fakt odnotowało), a jutro rano muszę podjąć decyzję: zostawiamy, czy bieg wsteczny?

 


To co z tym granatem??????

Karpatka

I DALEJ

 


Małe wyjaśnienie: blat na murku jest oczywiście w kolorze mebli, a na zamontowanie czekają drzwi do spiżarki. Te ostatnie (znaczy się - drzwi wewnętrzne, bo spiżarka jest dziełem stolarza od kuchni) są w kolorze mebli kuchennych. Dokładnie i przez przypadek: kolor drzwi to tik, kolor mebli to Mcośtamcośtam z palety dostępnej w hurtowni zaopatrzenia dla stolarzy.

 


Skoro o drzwiach mowa - pokojowe:

 


http://images34.fotosik.pl/346/69920c96b0e2e23bmed.jpg


i między holem a wiatrołapem

 


http://images26.fotosik.pl/266/67742b3ade5c8907med.jpg


Drzwi, które generalnie mi się podobają, drażnią mnie jednym szczegółem: zawiasami. Szlag mnie trafia, jak na nie patrzę i pomysły rodem z "Sąsiadów" mnie się po głowie kołaczą, bo albo kątówką upitolę te barokowe wypustki, albo zmienię wszystkie zawiasy na proste złote (ogólnodostępne), a następnie na zmienione złote nałożę srebrne nakładki, a potem już spokojnie kupię srebrne satynowe klamki. Prawda, że to proste???? Nie wiem tylko, dlaczego Mały Żonek w tej materii nie podziela mojego entuzjazmu.

 


Tyle w temacie wnętrz. Na zewnątrz też zmiany. Na dobry początek ciepła kołderka. Chwilowo jeszcze bezpłciowa kolorystycznie, ale to się zmieni:

 


http://images26.fotosik.pl/266/6d20ec0576e54d55med.jpg


Na koniec nowy lokator naszego domu. Kicz, aż zęby bolą, ale nas zauroczył. Jak tylko w sklepie przestaliśmy histerycznie i zespołowo rechotać (wzbudzając tym pewną konsternację), podjęliśmy jednogłośną decyzję, że gada trzeba adoptować. Kleofas zamieszka w łazience:

 


http://images49.fotosik.pl/1/fef2ded18cc44f06med.jpg

Karpatka

RETY, JAK SIĘ CIESZĘ!!!!!

 


Zainaugurowaliśmy dziś przeprowadzkę. Znaczy się - przeprowadziły się dziecięce książki i zwarte szeregi pluszaków, z których każdy był ten "najukochańszy" i absolutnie nie nadawał się do utylizacji okołoprzeprowadzkowej. I w ten sposób okazało się, że dorobiliśmy się 2 potężnych worów najukochańszych kurzołapek. Nic to, i tak się cieszę.

 


Ale po kolei.

 


Dawno mnie nie było, ale chciałam poczekać, aż będzie się czym chwalić. Więc dziś nadrabiam zaległości, dziękując przy okazji Niebiosom za opiekę i umożliwienie dalszej radosnej działalności pisarskiej. To w temacie gigantycznej burzy, w trakcie której wracaliśmy z domu do mieszkania.

 


Obiecałam Slawkinowi zdjęcia kuchni. Więc z dedykacją i przeprosinami za bałagan oraz pewne widoczne niedoróbki, które w najbliższym czasie usuniemy:

 


http://images26.fotosik.pl/266/164f36c208537de1med.jpg

Karpatka

RELAKS

 


Wczoraj byłam na budowie, dowiozłam co trzeba, gospodarskim okiem zarzuciłam i uzgodniłam z Harnasiami, że jeżeli nic się nie będzie działo, to dziś nie przyjeżdżam, bo choć baaaardzo tolerancyjna jestem, to bałagan w obecnym mieszkaniu nieco mnie zaczyna irytować i czas za miotłę złapać. Harnasie zgodnie orzekły, że nudzić się nie będą i mam sprzątać w spokoju.

 


W ramach spokoju objechałam dziś całe Gliwice i półtora Katowic (pomyliłam zjazdy ) w poszukiwaniu prezentu urodzinowego dla młodszej Nieletniej, która w sobotę kończy lat 6. Pierwotnie miała być lampka nocna "różowo-biały kot", ale po południu się dowiedziałam, że na stanie nie ma (zawsze były!!! ) i czas oczekiwania wynosi 2 tygodnie. Obawiam się, że ten argument do Nieletniej nie trafiłby. Popędziłam do Katowic, żeby znaleźć jakąś narzutę albo coś (o zabawki zadba rodzina, więc ja w spokoju ducha mogę się na konkretach skupić pod kątem nowego pokoju). Ostatecznie padło na różową pościel z Cornelią w roli głównej. Wtajemniczeni wiedzą o co chodzi.

 


Błogie nastawienie do sprzątania przerwał telefon od Pana W., który był uprzejmy zaraportować, że chłopaki od godz. 11.00 usiłują wstawić jakieś drzwi wewnętrzne, jest 15.00, rozpakowały kolejny zestaw i cholera: nic nie pasuje! Dla ostrożności procesowej: upewniłam się szybko u wykonawcy, że majaków nie mam, każdy otwór wykonawca osobiście mierzył i powinno być dobrze! Wykonawca uświadomił mnie, że i owszem, powinno. Jeśli chodzi o skrzydło. Framuga na miarę jest o jakieś 4 cm dłuższa na wypadek, gdyby inwestor chciał ją np. w podłogę w kafelkach wpuścić Pan W. też zrobił , a ja po raz kolejny we "Wnętrzach" dopytuję uprzejmie: co jest, do cholery???????

 


Najgorsze jest to, że Małego Żonka tradycyjnie niet. Żeby choć delegacja, ale gdzie tam! Spływa wakacyjnie kajakiem ze starszą Nieletnią i zasięg okresowo tylko łapie. Szczęściarz!!!!!!!

 


A porządki będę robić jutro. Wykorzystam nadgodziny, bo po południu po kilku miesiącach flauty jakiś zabłąkany klient agencji nieruchomości chce oglądać nasze mieszkanie.

 

 

 


Aaaaaaaaaaaa..... I zapomniałam dodać: jeżeli nic się nie zmieni, to jutro zaczynają układać parkiet w salonie. Howgh.

Karpatka

SIĘ DZIEJE!...

 


... ale fotek nie będzie, bo czekam na efekt.

 


Po kolei. Panele kupione. Wprawdzie po drugiej stronie Pszczyńskiej, ale to drobiazg. W pierwszej hurtowni pani sprzedawczyni, przy kwocie 10 tys. zł zaproponowała nam rabat w wysokości 6%, czym wprawiła Małego Żonka w radość wielką. Następnego dnia "po konsultacji z dyrektorem, bez które jego zgody więcej się nie da" uzyskaliśmy 7%. U konkurencji znaleźliśmy ładniejsze w znacznie lepszej cenie, więc jesteśmy do przodu. Klasa AC3, 8 mm dąb Arizona. (To z kronikarskiej powinności). A teraz się chwalę: część paneli już jest ułożona, z czego baaaardzo się cieszę, bo pokoje wyglądają jakoś tak bardziej po domowemu. Domowa jest już sypialnia, jeden z pokojów dziecięcych, górny korytarz i pokój na dole.

 


Od wtorku miałam mieć kuchnię. Ale nie mam. Za to pan stolarz ma problem, bo mu dwa segmenty spadły z transportu i trzeba je dorabiać od nowa. Kierowca tira musiał mieć nietęgą minę, jak mu mebelki pod maskę leciały.... Musiało iść na deszcz, bo niski pułap osiągały.

 


A. I zainwestowałam w kafelki na taras. Kolor bliżej nieokreślony, za to określona cena. Przystępna bardzo znaczy się. Z niebanalnej kolekcji Leroy Merlin i spółka. Zobaczymy, jak wyjdzie, ale próbki były obiecujące.

 


No dobra. Na koniec się przyznam. Mam schody. Hip hip. Hura. Cieszę się. Wreszcie rodzina w wieku szczęśliwie emerytalnym komfortowo wdrapuje się do góry. Schody są super. Z daleka. Znaczy - mnie się podobają. Z bliska nieco mniej. Żądnych sensacji odsyłam do "Wnętrz" i filozoficznego z natury wątku "Pomocy, czy się czepiam". Już wiem, że i tak i nie. Filozoficznie, znaczy się.

 


A w piątek kładą parkiet. Salon nareszcie przestanie udawać skład materiałów budowlanych. Czy już mówiłam, że za miesiąc chcę już mieszkać????

Karpatka

 

 


Jeszcze nie do końca w to wierzę. Jeszcze boję się zapeszać, ale....

 

 


Wczoraj wieczorem po ulewnych deszczach ściany były suche!

 


Pytanie, czy defekt został rzeczywiście usunięty, czy też deszcz zacinał nie w tą stronę??? Rano będę dzwoniła do chłopaków, żeby dokładnie obejrzeli ściany, bo w dalszym ciągu w ten cud uwierzyć nie mogę...

 

 


Wieczorem

 

 


Dalej sucho! Harnasiom dziobale się śmieją od ucha do ucha, a ja własnym oczom nie wierzę i jakoś trudno mi się przyzwyczaić do ścian, po których nie płyną strumyczki.

 


Prace znowu nabierają tempa. Chłopaki chcą panele, a ja mam kilka dni, żeby je przewieźć, bo potem wchodzą drogowcy i odcinają dojazd do hurtowni. Jazda przez Gliwice dostarczy kierowcom niezapomnianych wrażeń w stylu serialu-tasiemca "Polskie drogi"... Czyli niekończąca się historia radosnej twórczości drogowców. Mam jednak nadzieję, że zdążymy. W środę zamawiamy.

Karpatka

KOLOROWY ZAWRÓT GŁOWY

 


Tja..... W temacie dachu pojawiła się koncepcja nr 2002. Już nawet nie próbuję jej zgłębiać. Uwierzę, jak zobaczę. Suche ściany po deszczu. Generalnie - jeśli się nie sprawdzi, wysadzimy kominy w powietrze. Czasami trzeba sięgnąć po radykalne środki.

 


Mój ogródek dziś się nieco wzbogacił. W sąsiedztwie lilaków, zwanych dalej bzami, zamieszkały dwa berberysy, pęcherznica, budleja, tawuła i dereń. Żeby im nieco ułatwić życie (no dobra, sobie trochę też ), wyrwałam ziemi kolejne cztery wiadra kłączy perzu.

 


Usiłując zapomnieć o przeciekającym dachu, zaczęliśmy kolorować dom. W zdecydowanej większości pomieszczeń będzie tikkurila, w garderobach i dwóch pokojach nobiles pory roku. No i mamy problem. W przypadku nobilesa wybieram kolor jeden z 32 (ze świadomością, że jakościowo jest słabszy od tikkurili) maluję, jestem zadowolona, bo kolor się zgadza z próbnikiem i jest. Ot tak, po prostu. Nuuuuuudaaaaaaa....

 


Z tikkurilą zabawa jest nieco inna i do złudzenia przypomina rosyjską ruletkę. Od początku: na komputerze przeglądam kolornik, w którym jest 2346 kolorów. Wybieram 15, które mnie interesują, akceptując informację, że kolory na monitorze nijak się mają do rzeczywistości. Uzbrojona w 15 kolorów pędzę do sklepu firmowego, w którym dostępne są próbki. Każdy z kolorów oglądam w innym świetle pod specjalną lampą. Odrzucam wszystkie 15 i wybieram ostatecznie 17 nowych do jednego pomieszczenia. Z tych 17 w domu wybieram jeden i na próbę (Opatrzność czuwa!) mieszam w hipermarkecie tylko litr. To, co dostaję w puszce (jakość pierwsza klasa) delikatnie rozmija się z tym, co było na próbniku. Nic to. Ducha nie gaście. Niezwykle wydajną farbę nanoszę na próbę w salonie. Okazuje się, że wybrałam czekoladę. Co ciekawe, mam już kominek i teraz czekolada agresywnie reaguje na jego sąsiedztwo. Przypominam sobie, że nie lubię słodyczy, ze szczególnym uwzględnieniem czekolady. Skracam trasę i omijam kolornik z komputera i sklep firmowy z lampami. Ograniczam się do papierowego kolornika w hipermarkecie. Wiem już, w jakim kierunku powinien biec mój kolor, żeby polubił go kominek. Wybieram delikatny odcień zbliżony do waniliowego budyniu (budyń lubię). Zadowolona pędzę do domu. Waniliowy budyń po pierwszym malowaniu udaje, że go nie ma. Po drugim też. Malarze ze zdumienia oczy przecierają, bo w puszcze kolor zdecydowanie jest, a na ścianie - biało. Wieczorem trzecie podejście. Do pokojów dziecięcych się udało trafić, z salonem nadal problem. Wybraliśmy kolejny kolor do testów. Ciekawe, co jutro po południu zastanę na ścianie? Dla ciekawostki dodam, że bordo łamane z ciemnym różem, które miało pojawić się w naszej sypialni przybrało odcień, którego nie powstydziłaby się lalka Barbie i jej bliska koleżanka Paris Hilton. Przyciemniamy o jakieś 3 tony

 


A najzabawniejsze jest to, że jeszcze mnie ta zabawa nie zmęczyła! W przeciwieństwie do dachu. Z trzech próbek, które do tej pory zebraliśmy zmieszamy jeden odcień (powinno wyjść coś zbliżonego do beżu, który zamieszka w garderobie).

Karpatka

DZIURKA A SPRAWA GARDŁOWA

 


Rzekłabym nawet: dachowo - gardłowa. Podobno usterka dachowa została usunięta. Diagnoza dzisiejsza: dziurki w dachówkach przewiercone w miejscu, gdzie gromadzi się woda i ta woda przez te dziurki, których śrubki nie są w stanie dokładnie wypełnić, przecieka do środka. A te dziurki to po to, żeby dachówka po obróbkach nie zjeżdżała. I dziś te źle podziurkowane dachówki zostały zdjęte, dziurki wywiercone w innych, optymalnych miejscach i podwieszone na miedzi. Howgh. Przez komin też się trochę mogło lać, ale komin też przemurowany, więc już nie będzie. Howgh. A tak w ogóle, to pan fachowiec zdegustowany ocenił dziś, że te nasze kłopoty to przez to, że "za dużo ludzi po tym dachu biega" Generalnie ma pan rację, panie kochany. Ja biletowane wycieczki grup zorganizowanych tam wpuszczam, żeby wymyśliły, dlaczego cieknie. A cieknie dlatego, że wycieczki chodzą. Normalnie, jakbym kolejną adaptację "Małego Księcia" oglądała!!!! Tyle tylko, że tam pijak pijący żeby zapomnieć, że się wstydzi tego, że pije miał głęboki sens. Tu ciągle jeszcze sensu szukam. Na szczęście zapowiadają pogodę w kratkę, więc sądzę, że szybko przekonamy się, czy pan od wycieczek i dziurek ma rację. Z jednej strony baaaaaardzo chciałabym, żeby zdiagnozował to cholerstwo ostatecznie, z drugiej jakaś opcja niedowiarka mnie się włączyła...

 


Pierwszego odpalenia kominka jeszcze nie było - chłopaki spokojnie kończą, a mnie się nie spieszy, bo w końcu dach mi cieknie, więc do czego?

 


A pan elektryk zmieszał dziś z błotem kontakty, które wybrałam w Praktikerze. Generalnie szajs i w ogóle. Z naciskiem na szajs. Moja satynka będzie obłaziła z farby w ekspresowym tempie, cała reszta badziewna. Ech..... Trza nam będzie z pielgrzymką pokutną do hurtowni elektrycznej się udać.

Karpatka

NOTATKI NA MARGINESIE

 


Dziś nie będzie o dachu. A w zasadzie będzie. Choć miało nie być.

 


Dla rozluźnienia: wannę mi obudowali.

 


http://images23.fotosik.pl/241/4606288415669cb2med.jpg


i kominek się robi

 


http://images31.fotosik.pl/310/ac42f9f95ace5e74med.jpg


I to byłoby na tyle. Teraz zaczynają się schody.

 


Przez ten cholerny dach to zaczynam jak koń pod górkę kombinować, czym Harnasiom zapełnić czas. Malować nie mogą, bo u góry gdzie mogli, to pomalowali (zalane ściany są dokładnie oznaczone, więc nie ma obawy, że się coś pomyli). Do malowania u góry został jeden bezpieczny pokój, garderoba i kawałeczek gołej ściany w łazience. Ale to malować mogą dopiero od środy, bo wykupiliśmy w Leroyu resztki Optivy 5 i nie ma bazy do mieszania koloru. Jak tak dalej pójdzie, to w desperacji kupię im do zabawy kafelki na taras, choć chciałam się z tym jeszcze wstrzymać, żeby się upewnić, jak z kasą wyjdziemy.... I dziś tak się pół dnia troskliwie pochylałam nad czasem moich Harnasiów, w końcu Mały Żonek wykręcił do jednego z nich z nieśmiałą sugestią, że może oni sobie jeszcze jeden dzień na tzw. łonie rodziny spędzą. I co???? Ano spędzą. Zgodnie z planem. Bo jeden z nich ma jakieś rodzinne problemy zdrowotne i jutro i tak nie zamierzali przyjechać... Mać, że tak kulturalnie się wyrażę. Dlaczego ja szanuję ich czas, a oni mój już nie do końca. A zadzwonić się już kurna chata nie dało psia jego mać, za przeproszeniem czworonoga????? Coś się ostatnio drażliwa zrobiłam. Dach mi przecieka, czy jak?

Karpatka

 


tak dla odmiany. Bo już było. I też. Jakoś mnie się repertuar wyczerpuje.......

 


Dach cieknie. I to byłoby na tyle.

 


Czapki (czy jakoś tak. Niech będą i szaliki) na kominie wymienione. Efekt - jak wyżej. Smaczku całej sprawie dodaje to, że wczoraj Mały Żonek zawiózł na budowę farby. Bo chłopaki rwą się do roboty. Znaczy się - rwały do wczoraj. Bo dziś to proponowały od progu, że może lepiej do góry nie wchodzić?.... A teraz kombinują, które ściany malować i czy w ogóle. A jak nie ściany, to czym sobie tzw. czas wolny zapełnić???? Bo Harnasie do roboty się palą po dwutygodniowym urlopie (to nic, że u rodzinki jednego z nich remont w tym czasie robili. U mnie ich nie było, więc urlop). Póki co, wykończyli górną łazienkę (brodzik i obudowa wanny), postawili ściankę zamykającą spiżarkę i barek z klinkieru między kuchnią i salonem. Jeszcze nie wiem, czy mi się podoba, właśnie to trawię. W razie czego poproszę o obmurowanie z drugiej strony i już. Sytuacja w końcu dynamiczna jest, czego dach najlepszym przykładem Barek tak, czy inaczej zostanie, bo samo częściowe oddzielenie wygląda fajnie. Zamówiłam dziś u stolarza od kuchni odpowiedni blat do tego. W międzyczasie dowieźli nam drzwi wewnętrzne, ale chwalić będę się po zamontowaniu, bo zołza ze mnie straszna i już. Aaaa. I od dziś robi się kominek. To znaczy nie do końca sam się robi. Dwie zaprzyjaźnione dusze (tradycyjnie górale, tylko tym razem nieco bardziej nizinni - z Beskidów konkretnie) przy nim dłubać zamierzają do wtorku, więc chwalić się będę w połowie przyszłego tygodnia. Chłopaki kominkowe charakterne bardzo (no dobra, terminy ich gonią jak diabli) i nawet w sobotę odpuścić nie zamierzają! Zakładam, że kominek nie będzie przeciekał. Amen.

 


A w połowie miesiąca się zrobią schody (a właściwie - się zamontują, bo zrobione już prawie są) i kuchnia się zamontuje też. W temacie "się" nie chce tylko współdziałać perz, któremu w poniedziałek nieco poluzowałam kłącza. Tak z 5 wiader tego luzu się zrobiło No, ale ostatecznie jakieś 10 m kw wyczyściłam... Zaczęłam od strony sąsiadów, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, że MÓJ perz zagłusza ich osobisty trawnik. Wystarczy, że ICH perz swawoli na trawniku w bezczelny sposób. Mały Żonek badawczo przygląda się moim desperackim wysiłkom i sugestywnie w głowę stuka zastanawiając, na jak długo mi samozaparcia wystarczy??? Żeby nie było, tego cholerstwa mamy w trzy d...py, wiadra znaczy się, i trochę więc i tak już poszłam na kompromis i cały ogród spryskałam czym tylko się da i co absolutnie nie ma nic wspólnego z tzw. ekologicznym podejściem do tematu. Podpowiem tylko, że to, co wyrwę nadaje się jedynie do spalenia, a nie na kompost. Se la wi, jak mawiali starożytni Hindusi.

 


Generalnie jednak w temacie walki z perzem ciemność w tunelu widzę, bo dziś pada i dach mi cieknie i jak przestanie padać, to pewnie zrobi się ciepło i słońce wyjdzie i ściany mi znowu wyschną i cholerne nasiona w ziemi zaczną kiełkować i perz znowu wylezie, bo jakoś mam wrażenie, że odporny jest na wszystko niczym kuna. A ja mam zapalenie oskrzeli i krtani i ani gadać (Mały Żonek sobie chwali), ani dłubać w ziemi nie mogę, więc czasu do brykania na moim pięknym ugorze to tałatajstwo będzie miało od groma. Aaaaaaaaaaa!!!!!!!!

Karpatka

........................

 


Pada. Dach też pada. Mać.

 

 

 

 


Druga ekipa, która poprawiała fuszerki po pierwszej, klnie się, że nie ma bata, obróbki są zrobione dobrze. Jako winowajcę wskazują na fugę na kominie

 


Ja się generalnie nie znam, ale ok. Może to i fuga. Z najnowszych deklaracji: w razie czego komin od podstaw zrobimy, ale problem usuniemy. Mać.

 


Się wie. Jakoś nie wyobrażam sobie korzystania z sypialni z parasolem w ręku. Mać.

Karpatka

CIĄG DALSZY

skoro dziś idzie jak po przysłowiowym maśle, to ciąg dalszy

przejście z holu do wiatrołapu

http://images33.fotosik.pl/282/ffc7047f5f1d3aa9med.jpg" rel="external nofollow">http://images33.fotosik.pl/282/ffc7047f5f1d3aa9med.jpg

latające dekory (denerwują mnie te czarne obwódki, więc nie mogę się już doczekać na kolor)

http://images26.fotosik.pl/228/458df59fbf245cbbmed.jpg" rel="external nofollow">http://images26.fotosik.pl/228/458df59fbf245cbbmed.jpg

Karpatka

FOTEK KOLEJNA PORCJA....

 


w tym miejscu większość właścicieli M08 ma schody. Ja, chwilowo, drabinę

 


http://images34.fotosik.pl/282/fb771e8eb616fa27med.jpg


hol bez pasków

 


http://images34.fotosik.pl/282/8430ec4e2dbb2928med.jpg


wiatrołap (jeszcze gorący, sorki za bałagan...)

 


http://images24.fotosik.pl/228/ea50f68a26839b5cmed.jpg


łazienka już z fugą, ale bez lustra

 


http://images34.fotosik.pl/282/884423f337849ed6med.jpg


witrynka

 


http://images26.fotosik.pl/228/08299e014e8f4b8dmed.jpg


euforia z wanną, albo wanna z euforią

 


http://images34.fotosik.pl/282/1ac71040bbc1e877med.jpg

Karpatka

TRADYCYJNIE - ZABRAKŁO

A tak dobrze już szło!!!! Nauczyłam się malować. Całkiem ładnie, duże powierzchnie. I kiedy doszłam już do wprawy, farby zabrakło. Konkretnie zaś pudru w płynie z anestezyną. Fiolet jeszcze jest, ale i jego z początkiem tygodnia może braknąć.

Jak już pisałam, jakiś czas temu młodsza Nieletnia zafundowała sobie ospę. Cofam to. To nie była ospa. To była bułeczka z masłem, ciasteczko, pisuś glancuś tralalala. Starsza Nieletnia teraz ma ospę. Buzi nie widać spod pęcherzy, we włosach fioletowo, krosty w uszach, na powiekach, na ustach, w buzi, w gardle, na dłoniach i stopach. I w dodatku w różnych innych dziwnych miejscach też, więc schizy dostaje, a ja razem z nią. O plecach i brzuchu nie wspominam, bo to oczywiste. Do tego gorączka w upał. Mały Żonek tradycyjnie w delegacji, a ja na poniedziałek materiał potrzebuję... Pocwałowałam po niego z młodszą Nieletnią (już na pełnym chodzie, chwała Najwyższemu), pan sprzedawca załadował mi wózek i... dżentelmenów wywiało. Halny. Z wózka do bagażnika, z bagażnikiem na budowę, z bagażnika do domciu. Ręce mam jak Gonzo z Mapetów, czyli do kostek.

Puder też nabyłam. Wie ktoś, gdzie składowane są rezerwy zdrowia psychicznego??? Pilnie przyjmę każdą ilość.

Karpatka

WPADKA WPADKĘ GONI

 


Dzień obłędu. Najpierw było ok - obejrzałam front moich mebli, prawie wybrałam kolor, zdecydowałam się na blat i uzgodniłam szyby.

 


A teraz wpadka nr 1. Bez bicia przyznaję się, że nie wyszło. Dobranie kolorystyczne na podłodze w holu. Miało być tak: środek jasny, na brzegach ciepły brąz. Oba kolory super, kafelki piękne. Tylko jakoś tak leżąc obok na siebie warczą i to na maxa. Od wejścia mówiłam, że hmmmm, może jeszcze nie fugować, ale moi panowie chyba nie uwierzyli. Całą drogę powrotną gryzłam to w sobie, skonsultowałam telefoniczne z Małym Żonkiem i heureka - zrywamy ciemne, dokładamy na całości jasne. Zadzwoniłam do kafelkarzy z radosną wieścią, a oni ryknęli do słuchawki: "A to nie był prima aprilis??????". Nie był, kurna chata.....

 


Po cichu przyznam się jednak, że zdzieraniem kafli obciążyłam panów z lekkim sercem. Należy im się, bo fugi pozajączkowali i do kafli w kuchni zapodali fugę przeznaczoną do jasnych w holu. Jak wychodziłam, w tempie nakładali na jasną ciemną. Podobno złapała. Zobaczymy w sobotę, brakujący materiał dokupować będę w niedzielę, dusić fachowców zaś w poniedziałek.

 


A na zakończenie dowcip dnia: poprosiłam o wycenę stolarza na zadanie pt. "Obicie sosną czterech stojących już w pokojach drewnianych słupów i dwóch krokwi pod sufitem". Koniec zadania. Dziś dostałam telefon. A nawet dwa. Informacja pierwsza: 8 400 zł (słownie: osiem tysięcy czterysta złotych polskich) za materiał, robociznę i dojazd. Drugi telefon: "zapomnieliśmy dodać, że cena nie zawiera VAT-u". Koniec cytatu. Prawda, że to dowcip pierwszej klasy??? Normalnie śmiech po pachy. Albo i trochę niżej.

 


Z informacji pozabudowlanych: druga Nieletnia podłapała dziś ospę. Nie jest źle, do wakacji zdąży wyzdrowieć. Tylko co z moim zdrowiem? Ze szczególnym uwzględnieniem tego psychicznego...

Karpatka

REFLEKSJA (PRAWIE) TEOLOGICZNA

 


Ja to chyba mam chody tu i ówdzie, nie chwaląc się oczywiście i umiarkowaną pokorę zachowując. W nocy padało! I melduję uprzejmie, że idzie "ku lepszemu". Znaczy się: dach cieknie dalej, ale jakby mniej. I tylko w jednym pokoju. Konkretnie w naszej sypialni. Mam się już cieszyć, czy jeszcze poczekać????

 


A generalnie, to Mały Żonek wzbudził dziś szczerą radość naszych panów od płytek. Kolejny raz okazało się, że moja druga połowa tak skutecznie mierzyła, że znowu zabrakło. Tym razem drobne 4 metry Mówiłam, że osiedleni w Krakowie poznańscy potomkowie Szkotów mogą się od niego wiele nauczyć?... Ponieważ Mały Żonek tradycyjnie w delegacji, więc po kolejny transport kafli dziarsko ruszyłam sama. I w tym miejscu z satysfakcją stwierdzam, że na świecie są jeszcze dżentelmeni! Miałam pomoc w pakowaniu tych kartonów do auta i to w dodatku zupełnie "cywilną" (to info dla niedowiarków, którzy podniosą zarzut, że usługa w cenę wliczona była). Z rozpędu dorzuciłam jeszcze jakieś 25 kg fugi i dwa zestawy magnesów na płytkę pod wanną. A teraz z duszą na ramieniu czekam, kiedy chłopaki wezmą się za Tajgę. Pytanie "kiedy i czego zabraknie" jest zasadne w kontekście 2 miesięcy oczekiwania na dostawę tego tałatajstwa...

 


A z postępów okołobudowlanych: mam wykafelkowany hol i kuchnię (no dobra, prawie. Brakuje 4 metrów) i wyfugowaną ścianę w kuchni. Foto w przyszłym tygodniu, bo Mały Żonek - tradycyjnie w delegacji - zwinął aparat.

Karpatka

FORUMEXPRESS

 


Uwaga, uwaga wiadomość z ostatniej chwili. Mamy wtorek, 3 czerwca, i Tajgę!!!! Hip hip!..... I tak dalej.Generalnie euforia wskazana. Jutro chłopakom opowiem kwieciście co i gdzie, bo się zestresowali i telefonicznie mi zakomunikowali "Kurna chata, to nie kafelki, tylko jakieś kosteczki!". No właśnie! I dlatego takie piękne!

 


Wie ktoś, kiedy ma padać? Bo ja mam podobno dach naprawiony przez kolejną ekipę, tylko jakoś tego zweryfikować nie mogę....



×
×
  • Dodaj nową pozycję...