Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    122
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    160

Entries in this blog

Karpatka

PSSSST!

 


Cicho, sza!!!!! Nowa ekipa od dachów wlazła do góry i podobno pychole im się kilka razy uśmiechnęły. Pewnikiem chłopy odkryły, jak profesjonalnie można spartaczyć (by gorzej nie powiedzieć, alem dobrze wychowana jest) obróbki dachowe. Więc chwilowo bardzo proszę o chwilę powagi, ciszę i generalne wstrzymanie oddechu, tudzież kurczowe trzymanie kciuków, bo chłopaki zrywają to i owo i kładą nowe....

 


Cicho, sza!!!!!!! Dzwoniłam dziś do salonu ze ścisłej czołówki "ulubionych". Uwaga, uwaga, Tajga na bank ma być do odbioru najpóźniej w piątek wieczorem. Na 150 procent! I w ogóle. Psssst, trzymamy kciuki i nie zapeszamy....

 


A TAK GENERALNIE, TO MAM KURNA CHATA NADZIEJĘ, ŻE LIMIT WIĘKSZYCH WTOP, WPADEK, POŚLIZGÓW, OPÓŹNIEŃ, FUSZEREK I DRAMATÓW ZOSTAŁ NINIEJSZYM WYCZERPANY. AMEN.

Karpatka

TEST

 


Dziś pierwsze "domowe" doświadczenia. Komisyjnie spałaszowaliśmy garść naszych poziomek, a następnie wszyscy po kolei wypróbowaliśmy toaletę Działa! Nieletnie są zachwycone, że już nie będzie trzeba odwiedzać sąsiadów i wcale nie przeszkadza im taki drobny feler, jak konieczność wspinania się do toalety po stromej drabinie.

 


Młodsza z Nieletnich wygląda wybitnie malowniczo, bo zafundowała sobie ospę i jest cała w cętki. I to chyba jest jedyny objaw choroby, bo energii jej przybywa w ilości wprost proporcjonalnej do liczby pypci na ciele Zgroza....

 


Zamówiliśmy dziś ostatecznie kominek. Ma być gotowy do końca czerwca.

Karpatka

SZCZYPTA OPTYMIZMU

 


A może nawet trochę więcej, niż szczypta? Mieliśmy dziś chwilę prawdy, czyli pomiar wilgotności wylewki. Szczerze powiedziawszy, ta kwestia spędzała nam sen z powiek, bo tałatajstwo wylewaliśmy tradycyjnymi metodami - żadnych przyspieszaczy i kretów, nawet zmiksowanych na kształt miksokreta. I tak już oczami wyobraźni widzieliśmy ten nasz parkiet w okolicach listopada... Tymczasem okazało się, że możemy go kłaść już dziś!!!! Do magicznych 2 procent mamy jeszcze sporo promili zapasu A przy okazji okazało się, że i beton jest przedniego gatunku i w dodatku jakimś cudem prosto udało się to wylać...

Karpatka

I DALEJ...

 


http://images24.fotosik.pl/218/090c671b10274107med.jpg

 


kuchnia

 


http://images34.fotosik.pl/261/b201e896f79607f9med.jpg

 


http://images31.fotosik.pl/261/6f42baacc9d01ab5med.jpg

 


na koniec trochę zieleniny powojnik w akcji

 


http://images31.fotosik.pl/261/e28b707cd8cb14demed.jpg

 


i poziomki ledwo ocalone bo "mamooooo, przecież prawie już są czerwone, pozwól zerwać!"

 


http://images31.fotosik.pl/261/5f7c5f70b917825fmed.jpg

Karpatka

A ECHO ODPOWIEDZIAŁO: "MAĆ!"

 


No i to byłoby na tyle.

 


Nadeszły oczekiwane deszcze. Dom nam przelało do salonu. Już nawet nie mam siły się złościć ani krzyczeć Kafelkarze na wszelki wypadek poprosili mnie "Niech pani tam nawet nie wchodzi!". Wlazłam. Cieknie w dobrze znanych miejscach. Nawet aparat zaniemógł z wrażenia, więc fotek nie będzie. Podobno z "naszymi" dekarzami Pan W. się rozstał. Słaba to pociecha. Generalnie - my na rano ściągamy nasze zaprzyjaźnione posiłki dekarskie. Jak znam życie, to okaże się, że tam jest pewnie jakiś banalny knif, który sprawę załatwi. Tyle tylko, że Harnasie go nie znają. Niestety.

Karpatka

KOLEJNE KOTY ZA PŁOTY

 


Z tymi płotami to oczywiście przenośnia. Wczoraj zamówiliśmy drzwi. Będą mniej więcej takie:

 


http://www.dziadek.com.pl/gfxp/dzpzdp4p.jpg


kolor teak z mlecznymi szybami, przeszklone wszystkie pola.

 


Wszystkie fugi, łącznie z różową, na miejscu.

 


W piątek nie byliśmy na placu boju, w związku z czym w poniedziałek chłopaki mają kolejne poprawki do zrobienia. Tak, jak prosiłam - postawili mi mały murek, żeby kibelek nieco zasłonić. Postawili. O tym, żeby z przybytku skorzystał ktoś, kogo wymiary nieco odbiegają od schematu 90-60-90 (ze szczególnym uwzględnieniem trzeciego parametru) mowy nie ma Dobrze, że z rozpędu nie obłożyli go mozaiką, bo mogłabym boleśnie z nimi porozmawiać! Żeby nie było: stosowny malunek na podłodze był, a i owszem. 20 cm dalej

Karpatka

BINGO!

 


Zacznijmy od tego, że fuga się znalazła. Jeszcze wprawdzie tkwi radośnie na sklepowym regale, ale wiem gdzie i wiem, kiedy ją nabędę. Tradycyjnie - w niedzielę. Dziś kupiłam 10 kg żółtej (ma być 15, ale pan w sklepie zrobił "Hangar chce pani fugować????", 5 kg do wtorku leży w spokoju zarezerwowane) i 5 żółtych płytek w kwiatki, bo mi nimfei zabrakło. Meldowałam już, że wczoraj odwoziliśmy dwie paczki białej, bo za dużo i dokupowaliśmy dekory, bo zabrakło? Nie? To już melduję. Żeby nie było - nie tylko ja mierzyłam te łazienki. Mały Żonek też. I też mu nie wyszło! Wczoraj też dowiozłam płytki na szeroki parapet w wykuszu. Marzyła mi się tam mata grzewcza, ale po wizycie w sklepie przestałam marzyć. Prawie 500 zł za kawałek elektrycznej poduszki! To ja już wolę podkładać tradycyjne poduchy pod tyłki, gdyby ktoś chciał się widokiem za oknem delektować. Usługa gratis.

 


Wczoraj też doszłam do wniosku, że ta papa, na którą się przykleja płytki, to ma bardzo fajne właściwości. Bo nie schnie szybko i w razie konieczności można coś odkleić. Wczoraj to konkretnie tylko dwie płytki. W kuchni. W poniedziałek kuchni c.d. i pan Stasiu na wszelki wypadek umówił się ze mną o 13.00. Bo później to za mocno zaschnie.

 


A dziś odebraliśmy lampy do łazienek. Mały Żonek uparł się w magazynie, że je otworzy, czym wzbudził szczere zdziwienie obsługi. "Towar jest doskonale zapakowany. Nikt tego nie sprawdza, ale jak pan chce..... ". Pan chciał. Lampki ok. Plafon - wersja puzzle Kolejna wersja do odbioru w przyszłym tygodniu.

Karpatka

JAZDA BEZ TRZYMANKI

 


No i poszło!!!!! A właściwie poszły. Pierwsze kafelki na ściany. Aż zamarłam z radości, co rzadko mi się zdarza. A Mały Żonek - tradycyjnie w delegacji - na radosną wieść wrzasnął przerażony "Już???? Zgłupieli???? Nic innego do roboty nie mają?????" Może i mają, ale zaczęli od łazienek. I jest super. Wprawdzie muszą się przyzwyczaić do zmiany stylu pracy, ale jeszcze nie klną. Przynajmniej nie przy mnie. Chłopaki jeszcze w ubiegłym tygodniu pracowały z architektem wnętrz (podobno z gatunku "planujemy, rysujemy i kombinujemy, ale ostatecznie robimy, jak się da"). A od wczoraj intensywnie przypatrują się radosnym kredowym mazajom na ścianach mojego autorstwa i usiłują zrozumieć, co autorka miała na myśli... Generalnie idzie im nieźle. Dziś zrywali tylko jeden pasek, a ja w podskokach pędziłam do sklepu, żeby w miejsce białego dokupić żółte. Po drodze odbierali telefony typu "AAAAAAAAaaaaaaaa! Zapomniałam o lustrze nad umywalką. Zostawcie miejsce, a z tych płytek to robimy półeczkę. Rozmiar????? Noo, oczywiście podam Wam jutro!". Fajna jazda się zapowiada. Na szczęście chłopaki zapowiadają, że cierpliwe są i w bojach zaprawione. Ciekawe, czy ta cierpliwość będzie dopisana do fakturki za usługę?

 


Poza dokupowaniem płytek wypróbowałam nowy nabytek - konewkę za 8,50. Działa!!!!!

 


A na jutro rano mam zadanie bojowe: wykopać spod ziemi różową, ciepłą fugę. Jakieś sugestie gdzie to tałatajstwo można nabyć??????

Karpatka

STATYSTYKA

 


Na pięć prób wklejenia zdjęcia sukcesem kończy się jedna. Budowa wyrabia cierpliwość...

 


a tu kopa do rozplantowania

 


http://images31.fotosik.pl/248/f33d307db8c992ebmed.jpg


bez, zwany dalej lilakiem

 


http://images23.fotosik.pl/210/98b0b56ac44a1786med.jpg


a na koniec - na koniec miała być fotka pt. "Sodoma z Gomorią, czyli mamy szambo!!!!! A jeszcze wczoraj tu dla odmiany było równo....", ale oczywiście fotosikowi się nie spodobała, a ja już nie mam siły mu tłumaczyć, że może jednak wziąłby się do uczciwej pracy...

 


Z kronikarskiej przyzwoitości i dla porządku, tudzież potomności:

 


1. wczoraj udało mi się nawiązać kontakt z sekretarką w moim "ulubionym" salonie, ponieważ usiłowaliśmy ustalić, kto przejął mojego maila ze sporą dawką upuszczonej żółci. Wypadło na to, że dysponentem maili jest syn prezesa

 


Czyli generalne kolejny, który ma nas w d... Piiiiiiii znaczy się. Pani sekretarka okazała się jednak znacznie bardziej komunikatywna i przebojowa i rzeczywiście - po 10 obiecanych minutach oddzwoniła. Miła odmiana. Żebym się nie przyzwyczaiła do tych salonowych przyjemności - dla równowagi kolejny raz walnęła mnie z listka między oczy: nasza Tajga... po 20 maja wchodzi na.... linię produkcyjną! Czyli do magazynu trafi pod koniec miesiąca. Nie wiadomo jednak którego, bo Tubądzin lubi zmieniać termin rozpoczęcia produkcji. "Oczywiście będziemy z Państwem w kontakcie!"... O tak, w kontakcie z Państwem będzie Mały Żonek. W poniedziałek jedzie do salonu z kurtuazyjnymi odwiedzinami i kwiecistą przemową na powitanie. Taką od progu. I z dużą ilością piiiii......

 


2. Z plusów dodatnich: zamówiliśmy parkiet. Czerwony dąb w klepce będzie już na bank!

Karpatka

OBIECAŁAM...

... i w końcu słowa dotrzymuję:

poziomki szt. 1 (pozostałe są równie urokliwe)

http://images29.fotosik.pl/210/c75e166e1245b55cm.jpg" rel="external nofollow">http://images29.fotosik.pl/210/c75e166e1245b55cm.jpg

Kacper. Kardynał Wyszyński zaprotestował przeciwko lokalizacji i usechł...

http://images27.fotosik.pl/210/26d1f010baa33a67med.jpg" rel="external nofollow">http://images27.fotosik.pl/210/26d1f010baa33a67med.jpg

Karpatka

TRENING CIERPLIWOŚCI...

 


... ale o tym za chwilę. Z satysfakcją donoszę, że nasza grządka wzbogaciła się o kolejne krzaczki poziomek. Obsadziłam też trochę kompostownik. I miałam moralnego niemal kaca, bo do ziemi wsadziłam... kardynała Wyszyńskiego Proponowano mi do niego Jana Pawła II, ale jakoś mnie ta koncepcja nie uwiodła. Kolor też. Do szacownego purpurata dobrałam popularnego Kacpra, wzbudzając ogólne zadowolenie nieletniego sąsiada - imiennika. Dla niezorientowanych - Kacper i kardynał Wyszyński to powojniki. Fantazja ludzka nie ma jednak granic! Posiałyśmy też z Nieletnią pięć paczek nasion cudem odnalezionych w domu. Kilka z nich mocno przeterminowanych, więc zobaczymy... Przy okazji Nieletnia zmusiła mnie do przeplewienia grządki pod to wiekowe tałatajstwo, więc maliny trochę odetchną. Czego nie można powiedzieć o mnie

 


A teraz o cierpliwości. Byłam cierpliwa jak aniołek, ślimak na wagarach, leniwiec na drzewie i co tam jeszcze sobie wymyślicie. Wczoraj miałam odebrać obiecany telefon z mojego "ulubionego" salonu z określeniem orientacyjnego terminu dostawy brakujących kafli. Dla niezorientowanych: od czasów "piiiiiiiiii" sprawa nie drgnęła. Dziś telefony w salonie wydawały dziwne odgłosy, więc po kolejnej awanturze z mojej strony pewnie usłyszę, że "oni i owszem, bardzo chcieli, tylko im nie wyszło, bo technika zawiodła. Dostawca i producent w jednym zresztą też". Uprzedzając niecne zakusy wysmażyłam im maila z ultimatum. Jestem gotowa upuścić im nieco krwi i popsuć dobry humor

Karpatka

A TO BYŁO TAK....

 


Sobota upłynęła pod znakiem robótek ręcznych: zbijanie, malowanie, plewienie, wkopywanie, podlewanie, palenie, układanie. Zaczęło się od plewienia, bo postanowiłam się wywiązać z obietnicy złożonej Nieletnim i posadzić poziomki. Pod te 15 krzaczków musiałam przygotować ziemię, więc po raz pierwszy wzięłam się za plewienie. I w tym momencie się posypało... No bo gdzie wyrzucać chwasty??? Mały Żonku, kompostownika nam trzeba i basta! Mały Żonek stanął na wysokości zadania, cierpliwie wysłuchał co, gdzie i jakiej wielkości i zabrał się do roboty. Przygotował materiał, wymierzył, pociął i zaczął zbijać. Wyszło pięknie. Skrzynia wielkości naczepy tira Wsteczny, tniemy. Mały Żonek cierpliwy był i tylko trochę marudził. Nawet bardziej na piłę niż na mnie, bo maszyna - jak na kobietę przystało - chimeryczna jest i nie zawsze ma ochotę odpalić. Tego dnia akurat nie miała. A przynajmniej nie za często. Kompostownik wyszedł estetyczny (zdjęcia będą, tylko aparat zastrajkował). Trzeba go było tylko pomalować. Podziałałam artystycznie i jest piękny!!!!! I nadal duży jak cholera. Sąsiedzi też będą korzystać do czasu zbudowania swojego. Przy okazji: ma ktoś sprawdzony pomysł jak pozbyć się plam z drewnochronu z rąk???? Zapasy peelingu już wyczerpałam, pumeks też ściera tylko naskórek, a farba nadal malowniczo wyłazi spod rękawów...

 


Poziomki posadziłam, drewno z rozpędu pocięte poukładałam. Tak się do tego przyzwyczaiłam, że jak widzę kupkę desek, to mnie ręce swędzą! A tu podobno u nas już koniec... Będzie mi tego brakowało!

 


A na koniec dnia postanowiliśmy posadzić nasze bzy. Pierwszy wszedł w ziemię jak malowanie. Przy kopaniu dołka pod drugi Mały Żonek spotkał jakiś ciężki worek. Wiedziona tzw. przeczuciem uciekłam na drugi koniec działki. Sąsiady życzliwie zawisły na płocie i z nadzieją w głosie podpytywały, czy prokuratora ściągać? Jak ich nie kochać.... Po dłuuuugiej chwili worek był na powierzchni, a Mały Żonek mógł skonstatować, że wprawdzie rok temu utopionego kota w wykopie nie znaleźliśmy, ale teraz zwłoki dorodnego wilczura i owszem. I to w dodatku nie tylko sam szkielet... Brrrr!!!! Nie pozostało nic innego, jak przygotować pokaźny stos i dokonać oficjalnego spopielenia. Jutro Mały Żonek ma posprzątać resztę pogorzeliska.

Karpatka

RETYYYYYY

 


Padam, tylko jeszcze muszę się zastanowić na co. Żeby mniej bolało....

 


Święto Józefa Robotnika uczczone jak należy - w pocie czoła. Wyciągałam gwoździe z desek, układałam drewno (sąsiad zapas szacuje na kilka ładnych lat, a ja końca tej układanki nie widzę), paliłam ognisko, zbierałam śmieci, wyrównywałam teren i nauczyłam się obsługiwać piłę tarczową. Ot, takie babskie zajęcia. Sąsiady litościwie poratowały nas obiadem (pychota z grilla) i perfekcyjnie wyczuły czas, bowiem w tym momencie z nieba lunęło. I tak sobie lataliśmy z huśtawką, ławą i krzesłami - pod wiatę i z powrotem. W ten sposób do listy dzisiejszych robót dopisać należy jeszcze noszenie mebli ogrodowych. BTW: widział ktoś majówkę z parą lecącą z pychola????? Granda w biały dzień....

 


Dziś też wzbogaciliśmy nasz ogródek. Pani w szkółce sprzedała nam dwa lilaki, ja kupiłam dwa śliczne bzy - biały i fioletowy. I wszyscy zadowoleni

Karpatka

 


Dziś początek nietypowy, ale od wczoraj pychol nam się z Małym Żonkiem śmieje w ten właśnie sposób. Mimo, że umordowani jesteśmy tragicznie. Ale szczęśliwi jak diabli. Nieletnie wczoraj były po raz pierwszy cały dzień na działce. Uzbroiliśmy się po zęby w: rower, wózki dla lalek, lalki, ubranka, koce itp. itd. I oczywiście dwie tony jedzenia. Wszystko po to, by po godzinie uniknąć nieśmiertelnego "nuuuuuudzę się!". Niepotrzebnie. Laski natychmiast nawiązały komitywę z sześcioletnim sąsiadem i do wieczora nie mogły się z nim rozstać. Nagle okazało się, że dzieciarnia nadal lubi biegać po polach, zbierać kamienie i zjeżdżać na siedzeniu z hałdy ziemi. Najlepszy obiad na świecie to kiełbasa z ogniska zagryzana pieczonymi ziemniakami i zapijana zimną wodą prosto z butelki (dobrze, że moja Najukochańsza Matka na świecie tego nie widziała, bo miałabym kuratora na karku). Jedyny feler to konieczność doprania ubrań i domycia lasek, bo nawet pumeks nie działa. Aaaa... Przy okazji opanowaliśmy też ekspresowe wyciąganie drzazg z rąk, nóg i innych, wrażliwszych, części ciała.

 


W weekend ciąg dalszy sprzątania działki i rozwożenia ziemi, bo 8. przywożą nam szambo i trzeba teren przygotować.

 


Wczoraj też kupiliśmy kabiny

 


http://www.kabiny-prysznicowe.com/kabiny_prysznicowe/nf91/nf_91.jpg


i oświetlenie do wszystkich łazienek.

 


Jutro przywożą wkład kominkowy. Tym razem w całości. A przynajmniej taką mam nadzieję.

 


http://www.arysto.com.pl/images/produkty/03b.jpg

Karpatka

BINGO

Z odzyskaną po długich i ciężkich bojach płytką sztuk jeden (najpierw jednej zabrakło do realizacji pełnego zamówienia, później zamiast białej dostaliśmy beż, a dziś płytka się zgubiła. Na szczęście tylko na pół godziny więc sukces) pojechałam z Nieletnimi do domku na poszukiwanie śladów radosnej twórczości Harnasiów.

Przybyłam, zobaczyłam, zadzwoniłam do pana W. Pełny sukces. Harnasie wiedzą już dlaczego dach cieknie. Ostatecznie i nieodwołalnie zlokalizowali źródło i winowajcę. Ze wskazaniem na komin i jakiś problem, który z całą pewnością spokojnie usuną. Hip. Hip. Hura.

W dwóch pokojach mam dziury w suficie przy kominach. Wycięte płyty (już po gipsowaniu) z wystającą wełną wyglądają strasznie przygnębiająco... Ciekawe, jak uda im się to naprawić????

Karpatka

WYPAD W PRZYSZŁOŚĆ

 


Ale się ludziska za budowanie wzięły! To już innych pomysłów na hobby i elegancki sposób na ogłoszenie bankructwa nie ma??? Raptem kilka dni mnie nie było i już w otchłań głęboką spadam

 


To ja wybiegnę w przyszłość. Ot, tak - nietypowo. Może przy okazji uda mi się nieco pogodę zaczarować i tzw. samospełniające się proroctwo odpalę????

 


Bo jutro to wchodzą panowie od dachu. Wprawę i doświadczenie mają, bo ostatecznie kilka razy już wchodzili Mieli wejść dzisiaj, ale im od rana padało, więc na Śląsk nie dojechali. A na dachu nudzić się nie będą, bowiem czeka ich przełożenie sporej części dachówki, wymiana wełny itp. przyjemności. Pan Wiesiu był w domku, zobaczył pokoje i jęknął. Ten etap mamy za sobą. My już kwieciście i poetycko klniemy. Następny etap to rękoczyny. Blisko.

 


Z przyjemności (no dobra, to spojrzenie jednostronne i bardzo egoistyczne. Mały Żonek płacił i łkał): zamówienie na AGD do kuchni zrealizowane i zapłacone. Teraz czeka spokojnie w magazynie na przypływ weny pana stolarza. Nic się nie zgubiło Jakoś tak nietypowo...

 


W tym tygodniu jedziemy też po odbiór umywalek i wanien. A kafelkarze zaczynają działać od przyszłego tygodnia

 


Optymistka................

 


P.S. Z doświadczeń poza budowlanych: dziś dzień obserwacji nadużycia semantycznego (yorka) po narkozie. Psy mają fajnie! Przed wyrywaniem mleczaków idą w kimono. A mnie przed kanałówką to uprzejmie lokalne znieczulenie proponują, a potem wyżywają się dwie godziny... Ech, nie ma sprawiedliwości na świecie....

Karpatka

REFLEKSJI WOLNORYNKOWEJ C.D.

 


Tym razem sytuacja wygląda tak: jakieś trzy tygodnie temu zamówiliśmy kafelki. O dwie łazienki miał zadbać jeden z gliwickich salonów. Oczywiście, najpierw się upewniliśmy co i na kiedy. Jedna łazienka na magazynie, druga dojedzie w ciągu tygodnia. Wspaniale!!!! Wpłaciliśmy kasę i przystąpiliśmy do radosnego oczekiwania na godzinę "zero", kiedy to sklep miał a. potwierdzić przelew, b. powiadomić nas o terminie realizacji zamówienia.

 


O potwierdzenie wpływu kasy upomnieliśmy się w końcu sami. Pani była zachwycona swoim komputerowym odkryciem i z euforią w głosie zapewniła nas, że teraz to już lada dzień.... Po dwóch tygodniach zaczęliśmy się nieco denerwować. W poniedziałek przed południem zadzwoniłam do sklepu. "Sprawdzimy i za 10 minut oddzwonimy". O 18.00 ponowiłam telefoniczny atak. "Ooooo, późno już!" Naprawdę????? "Sprawdzimy jutro rano i oddzwonimy. Bo wie pani, Tubądzin magazyny przenosił i są problemy". Jakie problemy???? Tubądzin miał być na magazynie!!!! We wtorek panowie o mnie zapomnieli. Zadzwoniłam więc w środę. "Oooo, przepraszamy, wczoraj było u nas urwanie głowy. Ekspozycję przenosiliśmy! Zadzwonimy jutro rano". Dziś wieczorem podjechałam do salonu i nieco podminowana poinformowałam obsługę, że mi ciśnienie podnoszą.... "A o jakie zamówienie chodzi??? Aaaaa! Bo wie pani, oni magazyny przenosili... A teraz to już późno jest..." To już wiem, do jasnej cholery!!!!!! Proszę pana, bo mnie piiiiiii, ja się od piiiiii poniedziałku usiłuję dowiedzieć, kiedy ten piiiiii materiał dostanę, bo majstry już piiiiii dostają, a ja razem z nimi. I piiiiii przeprowadzka magazynu i ekspozycji mnie piiiiiii nie obchodzi. A wasze kolejne obietnice możecie sobie do piiiiii wsadzić. Piiiiiiii!!!!!

 


Pan spojrzał na mnie zdegustowany, złapał za słuchawkę i po chwili miał już zupełnie nietęgą minę. "Jakby to powiedzieć.... Tajga generalnie jest, ale akurat nie to, co pani chce. A Tubądzin po przeprowadzce zresetował zamówienia i twierdził, że ma, a nie ma. No i będą ma początku maja. A tak konkretnie po 5...".

 


PIIIIIIIIIIIII!!!!!!!

Karpatka

REFLEKSJA WOLNORYNKOWA...

 


... taka mnie naszła po raz kolejny. Nadziwić się bowiem nie mogę pomysłowości i kreatywności producentów.

 


Jak już uprzejmie donosiłam, drogą kupna postanowiliśmy nabyć ceramikę Cersanitu. Do jednej z łazienek miała iść seria Deco z podwójną umywalką. Obejrzeliśmy sobie wszystko w internecie na stronie Cersanitu, wpadliśmy w zachwyt i postanowiliśmy dokonać jedynego słusznego wyboru.

 


Wstępne rozeznanie zrobiliśmy chyba w okolicach listopada. Wybrany przez nas sklep uprzejmie nam doniósł, że oni i owszem, nawet bardzo chętnie wszystko nam sprowadzą. Prawie wszystko. Z wyjątkiem Deco, bo z tym są jakieś "przejściowe - chwilowe". A najlepiej to pogadać z producentem.

 


Producent ustami swojego przedstawiciela (w domyśle - handlowego) uprzejmie doniósł, że to na stronie to jedynie oferta handlowa (sic!), są jakieś "przejściowe - chwilowe" problemy techniczne i cała seria nie jest jeszcze gotowa. Ale będzie. Mam dzwonić za miesiąc. Zadzwoniłam, bo czas nas jeszcze nie naglił. "Przejściowe - chwilowe" trwały w najlepsze, co oczywiście nie przeszkadzało nadal reklamować serii na stronie. W lutym dowiedziałam się, że mam dzwonić w marcu. W marcu poproszono mnie o miesiąc cierpliwości. W kwietniu dowiedziałam się, że może uda się zdążyć na czerwiec, ale to raczej nie jest pewny termin...

 


Problem w tym, że nasi kafelkarze chcą mieć armaturę pod ręką i czasu na czekanie do czerwca nie mają. My też nie. W ten wdzięczny sposób Cersanit zachęcił mnie do zmiany decyzji w ekspresowym tempie: będzie Keramag, też podwójny. Już zamówiony.

Karpatka

W KRATKĘ

 


I pogoda i humor. Po pięknym, słonecznym piątku plan na sobotę był następujący: tradycyjnie już chore Nieletnie pod opieką dziadków, a my na łono przyrody i działkę ujarzmiać!!!!

 


W sobotę od rana wiało i padało. Zimno jak diabli!!!! Z planu: chore Nieletnie pod opieką dziadków, a my do sklepów po resztę kafli. I poszło. Wprawdzie przy płaceniu za kafelki do kuchni (dla jasności: na ścianę, więc ilość subtelna i detaliczna) Mały Żonek dostał zawału kieszeni, ale co tam! Sam dobrał dekory w ilościach hurt, więc ma.... Niepotrzebnie tylko go sprzedawczyni uświadomiła, że Żonka kafelki ręcznie formowane sobie zawinszowała. Serio???? Niedobry Zgredek! No a chwilę później na dodatek Mały Żonek z przerażeniem skonstatował, że kafelki rzeczone kosztowały więcej, niż do holu, korytarza i kuchni na podłogę razem wzięte i zawył.... Dobrze, że to już koniec tego typu zakupów.

 


Przy okazji okazało się, że przy zamówieniu dekorów do jednej z łazienek do białych kafli dostaliśmy beżowe kwiatki, więc trzeba było reklamować. 13 z 17, bo 4 poszły w drobny mak jakimś cudem podczas dowozu do domu. Czeka nas ciepła rozmowa z Panem W., bo dach dalej przecieka A echo w pustym domu odpowiada dźwięcznie "mać!!!!". Aaaa! I przyszedł wkład Arysto. To plus. Z rozwaloną szybą. To jak wiadomo. W kratkę znaczy się. Czekamy na wymianę.

 


W niedzielę zaplanowaliśmy rodzinny wypoczynek z chorymi Nieletnimi. Od rana słońce i piękna pogoda... Nie wytrzymałam i wmówiłam Małemu Żonkowi, że Najukochańsi Teściowie na świecie z całą pewnością zdążyli się już stęsknić za wnuczętami. Mały Żonek początkowo próbował protestować, kontrargumentując coś na temat prawa dziadków do wypoczynku, ale patrząc przez okno szybko skapitulował. Umówiliśmy się tylko, że w niedzielę piły odpalać nie będziemy. I w ten sposób spędziliśmy piękny dzień porządkując działkę i układając drewno. Szczerze mówiąc, naszym zapałem wzbudzaliśmy zainteresowanie gości sąsiadów, wygodnie rozpostartych na tarasie... Jeszcze troszkę wysiłku i mój taras też odgruzuję!!!! Późnym popołudniem przy płocie pojawił się sąsiad z filiżanką aromatycznej kawy i cukiernicą w ręku, zdecydowanym tonem nakazując przerwę na kawę Rozbroił mnie totalnie. W rewanżu zaproponowałam mu ślimaki na kolację, których pokaźne ilości sadystycznie i metodycznie wrzucałam do ogniska, ale nie chciał... Dziwny jakiś. Swoją drogą, ciekawe, skąd taki urodzaj tego pełzającego tałatajstwa????

 


P.S. Po ostatnim pobycie na działce okazało się, że nasz pies zostanie członkiem związku kombatantów. Należy mu się to jak kotu mleko, bowiem czworonóg uznał, że najlepsze miejsce do wypoczynku to sterta styropianu w garażu. Więc śpi tam w najlepsze. Nie pytajcie mnie tylko, w jaki sposób mały york pokonuje taką wysokość, bo to dla mnie zagadka...

Karpatka

JEDZIEMY CYTATEM Z KLASYKA!!!!

 


No i wreszcie "się ścina, się rżnie na deski. Jest deska, jest sęk!". Ten ostatni czasami. Częściej, mimo wszystko, gwoździe.

 


A ścina się dlatego, że dziś z naprawy wróciła piła, która odmówiła posłuszeństwa w ubiegłym tygodniu po trwającej raptem pół godziny próbie odpalenia. Mały Żonek ciągnął sznurek, ciągnął, aż wyciągnął i już nie wlazło. Na szczęście dziś - dzięki pomocy fachowców z serwisu i pokaźnej kwocie za usługę - wreszcie sznur wlazł, dym wylazł i poszło! Tak to sobie przynajmniej wyobrażam, bo Mały Żonek odtańczył pilarską sambę solo, przygotowując mi stertę do układania. Każdy ma takie lego, na jakie zasługuje

 


Ja w tym czasie zamówiłam wkład do kominka. Będzie Arysto z giętą szybą.

Karpatka

YES, YES, YES!!!!

 


Z satysfakcją informuję, że po pięciu dniach intensywnego sprzątania działki odnajduję zalążki kondycji Oczywiście, wieczorami padałam na wiadomą część ciała jak przysłowiowa kawka, ale - ku mojemu szczeremu i miłemu zaskoczeniu - na drugi dzień byłam w stanie bez problemów w miarę płynnie poruszać wszystkimi gałązkami. Sukces! Baaardzo mi się to sprzątanie podoba.... Co więcej, wzbudziłam szczery podziw naszego Głównodowodzącego, który zagaił Małego Żonka: "Panie, a ja dobrze widzę, że żona gwoździe z desek wyrywa????". A co! Korki u Pudziana brałam... Nasze wysiłki obserwowane są nie tylko przez "człowieków" (fachowiec u sąsiada, który zgodnie z planem pojawił się na dachu w celu założenia solara, przez pół dnia wylegiwał się z dziobem do słońca i liczył dechy, które przerzuciłam...), ale i zwierzaki. W czwartek mieliśmy spotkanie w cztery oczy z kuną (lub łasicą, ale na wszelki wypadek nie sprawdzałam dokładnie kształtu łaty i jej koloru). Bestia bezczelnie zerkała na nas zza sterty drewna i miała nas w nosie! A ja na dodatek pod deskami znalazłam resztki jakiegoś gniazda (o losie jego mieszkańców wolę nie myśleć) i dokładnie wylizane skorupki z jaj. Te futrzaste bydlaki są śliczne, ale wredne jak diabli!!!! W piątek natomiast towarzyszyła mi pani kuropatwa (lub bażancica - nie rozpoznaję, ale szara była i mało pociągająca, więc to baba).

 


W ubiegłym tygodniu zamówiliśmy wszystkie kafelki do łazienek, zaliczyliśmy kolejne spotkanie z panem od kuchni i pierwsze z nowym panem od kominka, bo nasz znajomy, z którym wszystko było ustalone, wybywa zarabiać w euro.

 


A teraz najprzyjemniejsze: w sobotę lało, więc zamiast prac w pocie czoła, zdecydowaliśmy się na odrobinę przyjemności. Polegała ona na wkopywaniu w jedyny czysty fragment działki (raptem cztery dni pracy! ) kilku krzaczków, które podobno już latem mają wydać pierwsze owoce. Jak tak patrzę na te pojedyncze, łyse patyki, które podobno są malinami, to uprzejmie wątpię, ale co tam... Nieletnie już prawie jedzą galaretkę z porzeczkami i popijają to kompotem z agrestu, który właśnie zasadziliśmy....

 


http://images29.fotosik.pl/186/765db2930bd46ef5med.jpg


to są maliny (proszę się przyglądać intensywnie, bo przesłaniają je iglaki sąsiada), a teraz porzeczki, agrest i szpadel, którym Mały Żonek jest od kilku dni totalnie zauroczony...

 


http://images32.fotosik.pl/198/409c545497fdf535med.jpg

Karpatka

DEBIUT

 


Jedliście kiedyś kiełbaskę pieczoną w ognisku podczas burzy śnieżnej????? Ja tak, dzisiaj! Pychota! Sąsiadka patrzyła z politowaniem, ale nie komentowała. Zwłaszcza, że w tym czasie jej sześcioletni syn z zapałem machał widelcem po ciężkiej przeprawie z naszymi grabiami ("Nareszcie mam coś fajnego do roboty, bo w domu to tylko się nudzę. Jutro też przyjedźcie!"). Ma to jak w banku.....

 


Nieco wcześniej wprawiłam w osłupienie panią sprzedawczynię prośbą o dobrą kiełbaskę na ognisko. Za oknem w tym czasie szalała zadymka

 


Generalnie: dziś dalszy ciąg sprzątania. Nieco drgnęła sterta drewna, ale tylko nieco. Nic to, urlop do końca tygodnia mamy, więc spędzimy go aktywnie. Wsłuchując się w sztucznego "borsuka" pochłonęliśmy 3 pokaźne kawałki kiełbasy, dwa termosy gorącej herbaty i kilka bułek. Jutro muszę uzupełnić zapas wędliny i koniecznie zabrać ziemniaki. Nieletnia się wylogowała, bo od jutra cwałuje do szkoły. Nie protestuje jednak, bo po godzinie machania grabiami boli ją wszystko, z cebulkami włosów na czele. Resztę popołudnia spędziła u sąsiadów przed kompem pod pretekstem karmienia sałatą udomowionej gadziny.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...