W KRATKĘ
I pogoda i humor. Po pięknym, słonecznym piątku plan na sobotę był następujący: tradycyjnie już chore Nieletnie pod opieką dziadków, a my na łono przyrody i działkę ujarzmiać!!!!
W sobotę od rana wiało i padało. Zimno jak diabli!!!! Z planu: chore Nieletnie pod opieką dziadków, a my do sklepów po resztę kafli. I poszło. Wprawdzie przy płaceniu za kafelki do kuchni (dla jasności: na ścianę, więc ilość subtelna i detaliczna) Mały Żonek dostał zawału kieszeni, ale co tam! Sam dobrał dekory w ilościach hurt, więc ma.... Niepotrzebnie tylko go sprzedawczyni uświadomiła, że Żonka kafelki ręcznie formowane sobie zawinszowała. Serio???? Niedobry Zgredek! No a chwilę później na dodatek Mały Żonek z przerażeniem skonstatował, że kafelki rzeczone kosztowały więcej, niż do holu, korytarza i kuchni na podłogę razem wzięte i zawył.... Dobrze, że to już koniec tego typu zakupów.
Przy okazji okazało się, że przy zamówieniu dekorów do jednej z łazienek do białych kafli dostaliśmy beżowe kwiatki, więc trzeba było reklamować. 13 z 17, bo 4 poszły w drobny mak jakimś cudem podczas dowozu do domu. Czeka nas ciepła rozmowa z Panem W., bo dach dalej przecieka A echo w pustym domu odpowiada dźwięcznie "mać!!!!". Aaaa! I przyszedł wkład Arysto. To plus. Z rozwaloną szybą. To jak wiadomo. W kratkę znaczy się. Czekamy na wymianę.
W niedzielę zaplanowaliśmy rodzinny wypoczynek z chorymi Nieletnimi. Od rana słońce i piękna pogoda... Nie wytrzymałam i wmówiłam Małemu Żonkowi, że Najukochańsi Teściowie na świecie z całą pewnością zdążyli się już stęsknić za wnuczętami. Mały Żonek początkowo próbował protestować, kontrargumentując coś na temat prawa dziadków do wypoczynku, ale patrząc przez okno szybko skapitulował. Umówiliśmy się tylko, że w niedzielę piły odpalać nie będziemy. I w ten sposób spędziliśmy piękny dzień porządkując działkę i układając drewno. Szczerze mówiąc, naszym zapałem wzbudzaliśmy zainteresowanie gości sąsiadów, wygodnie rozpostartych na tarasie... Jeszcze troszkę wysiłku i mój taras też odgruzuję!!!! Późnym popołudniem przy płocie pojawił się sąsiad z filiżanką aromatycznej kawy i cukiernicą w ręku, zdecydowanym tonem nakazując przerwę na kawę Rozbroił mnie totalnie. W rewanżu zaproponowałam mu ślimaki na kolację, których pokaźne ilości sadystycznie i metodycznie wrzucałam do ogniska, ale nie chciał... Dziwny jakiś. Swoją drogą, ciekawe, skąd taki urodzaj tego pełzającego tałatajstwa????
P.S. Po ostatnim pobycie na działce okazało się, że nasz pies zostanie członkiem związku kombatantów. Należy mu się to jak kotu mleko, bowiem czworonóg uznał, że najlepsze miejsce do wypoczynku to sterta styropianu w garażu. Więc śpi tam w najlepsze. Nie pytajcie mnie tylko, w jaki sposób mały york pokonuje taką wysokość, bo to dla mnie zagadka...