Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    122
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    161

Entries in this blog

Karpatka

CO KUNA, KURNA CHATA, POTRAFI

 


Nooo, generalnie to potrafi sporo. Albo i jeszcze więcej. Jak się okazuje, naturalnych wrogów to tałatajstwo praktycznie nie ma, inwencją twórczą wykazuje się na maksa, demolkę opanowało do perfekcji, cyniczne to jak diabli, inteligentne jak cholera, a na dodatek chwilami agresywne jak pieron... Dodajmy do tego umiejętność "programowania" terminu porodu na moment wybitnie sprzyjający (może przesunąć ten termin o pół roku! ) i mamy obraz zwierzęcego terminatora. I ja mam to na dachu!!!!! A prawdopodobnie na dodatek być może nawet parkę albo i uroczy trójkącik. Przemieszczają się te bestie m.in. po moich pięknych rynnach W tym tygodniu z pomocą specjalisty montujemy aparaturę odstraszającą.

 


Wracając od demolki do tematów okołobudowlanych: część dachu jednak pójdzie do przełożenia i częściowej wymiany waty, bo coś nie za dobrze to wygląda

 


Wczoraj przeliczyliśmy kafelki. Zamawiamy w przyszłym tygodniu, bo jakoś trzeba wykorzystać zaległy urlop.

 


Strasznie jestem ciekawa, jak ta moja wena twórcza będzie wyglądała w realu.....

Karpatka

AAAAaaaaaaa!!!!!!

 


Dziś będzie o tym, czego nie ma. I o trudnych słowach na literkę "k". Jak "kondycja" na przykład.

 


Rano powitała nas pogoda jak marzenie: ciepło i słoneczko. Nareszcie!!!!! Aż się chciało pracować... Trzeba było przeczekać!!!!! A tak... Ech!

 


Zabraliśmy koszyk z prowiantem, psa (nadużycie semantyczne), dobre humory i sruuuuu na działkę! Mały Żonek - kreatywnie do usuwania gwoździ z desek, ja - do prac prostych typu "przynieś, podaj, pozamiataj, posprzątaj". A właściwie to ostatnie. Generalnie chodziło o to, by przygotować z grubsza teren wokół domu na odwiedziny Nieletnich - tak, by nie trzeba było drżeć, że laski nadzieją się na coś wystającego. A! I posprzątać stronę od sąsiadów, bo kawałki naszego styropianu malowniczo niesione z wiatrem niekoniecznie dobrze komponują się na ich wrzosach i pieczołowicie przycinanych iglakach.

 


Zebrałam: pół worka szkła - wersja w całości i "tulipan" (wyedukowałam się na filmach kryminalnych ). Asortyment bogaty, z przewagą specjalistycznych mikstur na ból brzucha. Prawdopodobnie była też jakaś specjalna okazja, bo i szampan lał się na naszej działeczce! Do tego worek puszek po konserwach, ze szczególnym uwzględnieniem łososia (koneserzy!), dwa wiadra zardzewiałych gwoździ, taczka złomu wszelakiego, wiadro gwoździ i śrubek niewiadomego zastosowania, które jeszcze zardzewieć nie zdążyły, kilka worów śmieci papierowych, wiadro połamanego styropianu, cztery wiadra suszonej trawy i pół tony drobnych kawałków drewna. Rozpaliliśmy piękne ognisko (następnym razem koniecznie muszę zabrać ziemniaki! Popiołu było od groma), usmażyliśmy kiełbaski i delektowaliśmy się ciszą, modląc się, żeby wiatr gonił dym w stronę przeciwną niż ogród sąsiadów, gdzie dostojnie suszyło się białe pranie.... Oczywiście, jak sąsiadka rzeczone pranie wieszała, włączyła mi się opcja zazdrośnika, bo ja już też tak chcę! Ba, już nawet o myciu okien myślę z rozrzewnieniem... Pod warunkiem, że to będą "TAMTE" okna.

 


Efekt dzisiejszej pracy? Stos drewna drgnął, ale nieznacznie. Po stronie sąsiadów przejaśniało, a ja nie mam siły ruszyć się z łóżka i "nie czuję pleców", tzn. czuję każde włókienko mięśniowe. Język polski jest strasznie dziwny.... Zaliczyłam też gwoździa w stopie. Na szczęście niegroźnie, więc mam nadzieję, że tężca nie będzie.

 


Ciąg dalszy walki na działce nastąpi. Liczę, że zajmie nam to jakieś trzy miechy minimum.

 


Plany na najbliższy tydzień: kupić kafelki, bo pan W. zaczyna się nudzić, a tego nie chcemy i nie lubimy. Za to baaaaardzo lubimy kupować kafelki. I patrzeć, jak Mały Żonek nad fakturą zalewa się łzami....

Karpatka

HAU, HAU!!!!!!

 


No dobra. Odszczekuję wszystko, co powiedziałam o Harnasiach i panu W. Moje płomienne uczucie wróciło. A wraz z nim jeszcze większe problemy.

 


Znamy już źródło naszego stresu z przeciekającym dachem. Mamy sublokatorów. Żeby to tałatajstwo jeszcze siedziało cicho i rozkoszowało się ciepłym dachem, błogim spokojem i gościnnymi kątami... Ale nie!!!!! Ci cholerni koneserzy za naszą folię się zabrali!!!! No i wygląda na to, że z tymi wiewiórkami to się nie pomyliłam. Tyle tylko, że wiewiórki to co najwyżej wściekliznę w ramach wdzięczności przywloką. A te w szkodę wchodzą Podejrzenia są trzy: myszy, szczury i kuny, ze wskazaniem na te ostatnie. Ponieważ, jak się już zdążyłam przekonać, brać forumowa z grubsza dzieli się na zdeklarowanych zwolenników kun z zacięciem ekologicznym (to ci, którzy nie hodują kur i nie muszą przekładać dachu) i przeciwników tego tałatajstwa (to ci, którym drobniutkie pazurki niszczą majątek i zdrowie), więc z góry uprzedzam, że kuny lubię w lesie, a łasiczki podziwiam wyłącznie na płótnach mistrza Leonarda!

 


Dziś zainwestowałam w pułapki wszelkiego typu, 8 dezodorantów (rozpylone na poddaszu) i 2 tubki capiącej maści. To wszystko chwilowe odstraszacze. W weekend zawozimy naszego psa (nadużycie semantyczne, bo to york), a w przyszłym tygodniu z profesjonalną odsieczą przybywa pan specjalista z Bielska.

 


Dziś Harnasie wymieniły część folii.

Karpatka

JASNA CHOLERA BY TO WZIĘŁA!!!!

 


No i pojechałam, zerknęłam, jęknęłam, krew mnie zalała i pojechałam po moim ukochanym (do dziś) szefie od wszystkiego... Pan W. na dzień dobry stwierdził że aż "bał się odebrać ten telefon". Się mu, kurna chata, nie dziwię!!!!!! By ich chudy byk popieścił!

 


Sytuacja wygląda tak: kominy mają cieczkę aż miło. Zalany jest cały sufit aż do ścianki kolankowej, po której spłynęło to w dół. Jak na mój gust - zaciek jest też w salonie, ale Mały Żonek twierdzi, że nie widzi.

 


OK. Możemy założyć, że to lekko żółte na białej ścianie to pięknie operujące słońce w pochmurny dzień. Trzymając się tego założenia należy przyjąć, że kałuża na podłodze w pokoju Nieletnich to skutek intensywnego działania dróg moczowych lokalnych wiewiórek, a odpadający u nasady komina gips jest efektem radosnej twórczości dzięcioła... No i proszę - wszystko jasne, a ja głupia się denerwuję...

Karpatka

 


No i sobie posprzątałam!!!!

 


Cały dzień prałam i prasowałam na zmianę, Przypominam jednak, że plan był zgoła inny. Leje i wieje jak licho! Tylko desperaci w taką pogodę wychodzą. Mały Żonek pojechał więc na budowę. I szlag go na miejscu trafił! Super, że wieje i leje, bo dzięki temu przekonaliśmy się, że w dalszym ciągu nam dach przy kominach przecieka Niech ja dorwę Harnasiów, to im w krótkich i niezwykle ciepłych słowach powiem, co sądzę o ich robocie i wykonanych poprawkach...

 


W poniedziałek jedziemy z Nieletnią zapisać się do nowej zerówki, więc zarzucę okiem. A później to mnie każdy sąd uniewinni...

Karpatka

NO I CZEKAMY...

 


No dobra, dawno mnie tu nie było, ale przecież wylewki schną, więc jestem usprawiedliwiona.

 


Drzwi prawie wybrane. Wybrane, bo są ładne, drewniane i w niezłej cenie. Prawie, bo mimo to kosztują więcej niż dre czy inna porta. I tak z jednej strony "chciałaby dusza" do stolarza, z drugiej serce bankowe boli. Dajemy sobie tydzień do namysłu.

 


Praktycznie zapadła już też decyzja w sprawie wkładu kominkowego. Zapadła, bo ja jestem zdecydowana. Praktycznie, bo Mały Żonek jeszcze to trawi, ale on ma znacznie dłuższy przewód pokarmowy, więc mu to więcej czasu zabiera. Będzie Arysto. Bardzo ładny i tańszy niż kominkowe mercedesy. Grzać ma okazyjnie, więc wystarczy opel.

 


W niedzielę byliśmy na działce i upajaliśmy się słońcem. Nieletnia zwiedziła szkolny plac zabaw i generalnie była zachwycona. Po naładowaniu akumulatorów wróciliśmy do domu (tfu!!! mieszkania!) z mocnym postanowieniem zrobienia gruntownych porządków na działce w nadchodzący weekend. Czy może być piękniejsza perspektywa: wiosenne słońce i sterta desek z gwoździami do wyciągania????

 


Wczoraj na okoliczność nadchodzących porządków odwiedziłam Praktikera. Zainwestowałam w grabie, kopaczkę, szpadel, kilka par porządnych rękawic i dwie największe butle rundapa. Od cebulek mieczyków, sadzonek dalii i nasion najpiękniejszych kwiatów na świecie sama się odciągałam resztkami słabej woli. Dla Małego Żonka - zgodnie z życzeniem - młotek murarski z zębami i obcęgi. Trafiłam w połowie. Młotek ok, obcęgi dziś wymieniałam na "inny" model Opieka nad Nieletnimi zapewniona. Bossssko!

 


P.S. Z ostatniej chwili: jutro ma lać, wiać i sypać.... Aż tak podpadłam???

Karpatka

IM DŁUŻEJ PATRZĘ, TYM MNIEJ WIEM

 


Wylewki na ukończeniu. Jutro wielki finał w kotłowni i garażu. A później przestój, bo to tałatajstwo musi schnąć...

 


A teraz o dylematach wykończeniowych ciąg dalszy. Tym razem chodzi o agd do kuchni. Uzbroiłam się w muratorowe doświadczenia i wyruszyłam na podbój sklepów, żeby w realu dotknąć tych cudów, narobić nadziei sprzedawcom i prawdopodobnie w końcu sięgnąć do przepastnych półek internetowych sklepów

 


W sklepie nie dla idiotów sprzedawca na dzień dobry powitał mnie pytaniem, jak często myję piekarnik? A co to pana do jasnej obchodzi????? Wczoraj dla odmiany wzięłam odwet na wypicowanym sprzedawcy w jadowicie żółtej koszuli i uprzedzająco grzecznego. Zaproponowałam, że chętnie zobaczę piekarnik z pyrolizą, ale nie z wkładami. Pan zrobił Dobiłam go pytaniem o możliwość zamontowania prowadnic teleskopowych. Po wyszliśmy ze sklepu. Mały Żonek przyglądał mi się zaś bacznym wzrokiem pt. "zgłupiało mi babsko na starość i nowe technologie wymyśla".

 


Na szczęście w sklepie na innej planecie kolejny pan (tym razem niebieska koszula ładnie korespondująca z wystrojem salonu) natychmiast podjął merytoryczną dyskusję, upewniając Małego Żonka, że jego połowica nie straciła jeszcze rozumu. A przynajmniej nie do końca, co przy wykończeniówce jest nie lada wyczynem... I teraz wiem jeszcze mniej. Czy upierać się przy piekarniku Boscha, czy zdecydować się na Siemensa (ew. wybranego modelu na oczy nie widziałam, bo to wersja "na zamówienie")? Z czego w razie konieczności zrezygnować: z pyrolizy, czy prowadnic? Czy metal na dnie zmywarki jest rzeczywiście tak istotny? Z ilu programów faktycznie się korzysta? Czy zwykła emalia z grubym dnem poradzi sobie na płycie indukcyjnej?

 


Z pewniaków mam okap i prawdopodobnie lodówkę. Za pralkę jeszcze się nie zabraliśmy. Podejrzewam, że będzie równie wesoło i, co tu kryć, równie mało owocnie...

 


A. I zaczęliśmy się rozglądać za drzwiami wewnętrznymi. Te, które mi się podobały kosztowały 2,5 tys. zł. Za samo skrzydło W sobotę jedziemy więc do kolegi, który robi drewniane. Zobaczymy. Póki co, znalazłam klamki, które mnie zachwyciły! No dobra, zaskoczyły. Albo i zdegustowały. W całości wykładane drobnymi diamencikami! Śliczności.... Może kogoś zainspiruje taka możliwość. Dodę na przykład. Na cenę na wszelki wypadek nie patrzyłam.

Karpatka

BUSZUJĄCY W ZBOŻU....

 


To przenośnia, niestety. Plan na dziś był ambitny: jedna Nieletnia na narty, druga do dziadków, a my do sklepów. Plan zrealizowany mniej więcej w jednej trzeciej. Znaczy się - starsza Nieletnia wybyła na narty. Młodsza Nieletnia od rana w gorączce i na "nie". Akcja desperacja (czas goni!), więc nafaszerowana lekami niczym indyk na święto Dziękczynienia wylądowała u dziadków. My zaś heroicznie podjęliśmy decyzję o drastycznym skróceniu listy zakupowej. Na początku falstart - pocałowaliśmy klamkę w firmie, która ostatecznie miała nam odpowiedzieć na pytanie o odcień naszej kuchni.

 


Później było już lepiej, bo wylądowaliśmy u parkieciarza. Teraz muszę jeszcze tylko wmówić Małemu Żonkowi, że czerwony dąb, to jest to, o czym marzy Problem w tym, że moje szczęście właśnie usiłuje podliczyć, ile jeszcze wydamy przed magiczną godziną zero i zaczyna wyrywać resztki włosów z głowy... Mam niejasne przeczucia, że rubryki "winien" i "ma" zdecydowanie różnią się ilością zer na końcu. Na niekorzyść tej ostatniej, niestety.

 


A z plusów dodatnich: kafelki wybrane via internet udało nam się wreszcie zobaczyć w realu. Ostatecznie więc będę miała Jutę w kuchni!

Karpatka

KLĘSKA URODZAJU....

I pomyśleć, że jeszcze pół roku temu nie mogłam się doczekać wykończeniówki... W ubiegłym tygodniu wykończyliśmy podbitkę. Znaczy się harnasie wykończyły. No i ten orzech co był prawie na bank okazał się pinią, która prawie została wykluczona. Jak to w reklamie "prawie robi różnicę". U nas to konkretnie w odcieniu. Chłopakom na palcu boju rury miękną, bo przeszli do etapu szlifowania gipsu na ścianach. Jak ich tak obserwuję w akcji, to coś mi się wydaje, że tego nie lubią. Szlifowania znaczy się.

W niedzielę oglądaliśmy próbki marmurów do kominka. Miały być już wcześniej, ale mama speca od kominków poutykała wszystkie w skalniaki. Fajnie to wygląda! Dostaliśmy więc obiecane próbki i powstał problem. Zanim zdążyłam je zobaczyć, usłyszałam radosny głos mojej mamy: ja już wybrałam, ale wam nie powiem który!!!!!! Coś mi podpowiada, że nasz kominek nie będzie jej ulubionym elementem wystroju. Na szczęście okazało się, że jej faworyt jest moim "vice", więc nie było najgorzej. Teraz jeszcze tylko niezrażona mamcia usiłuje nas namówić na coś bardziej ozdobnego... Oczywiście potrzebny jeszcze wkład, ale tu muszę nieco popracować nad Małym Żonkiem. Żadnych płomieni rzeźbionych na tylnej ścianie!!!!

Mamy też kafle do holu! A konkretnie jeden. Ale baaaardzo duży. Od jutra zamierzam go intensywnie ciaprać. Jakieś soczki, atrament. Nieletnie radośnie zgłosiły akces do eksperymentów i obiecały stworzyć listę potencjalnych plam. Propozycja przyjęta. Czego, jak czego, ale doświadczenia nie można im odmówić!

Karpatka

DOKUMENTACJI C.D.

widok z pokoju dziecięcego (na pierwszym planie nie dym, a brudna szyba):

http://images26.fotosik.pl/141/254bd894c6ae47f9med.jpg" rel="external nofollow">http://images26.fotosik.pl/141/254bd894c6ae47f9med.jpg

 

fragment pokoju córy:

http://images28.fotosik.pl/142/4939415c55159a4bmed.jpg" rel="external nofollow">http://images28.fotosik.pl/142/4939415c55159a4bmed.jpg

 

sypialnia:

http://images25.fotosik.pl/140/4b454156033d5e0bmed.jpg" rel="external nofollow">http://images25.fotosik.pl/140/4b454156033d5e0bmed.jpg

Karpatka

O WYKAŃCZANIU SŁÓW KILKA

 


Dziś nie będzie o budowaniu, bo weekend był i chłopaki wypoczywały. Ja za to spędziłam ostatnie dni buszując w internecie, bo mi sieć kompletnie koncepcję zaburzyła...

 


Zaczęło się od farb. Majster zaproponował Duluxa, więc z rozpędu wirtualnie wykonałam rozpiskę co i gdzie. Przy okazji powiadomiłam Małego Żonka, że sporą część domku pokryjemy lateksem. Na to moja lepsza połowa oświadczyła, że zgiń przepadnij i w ogóle. I jeśli się gdzieś nie przekona, że to taka rewelacja i rzeczywiście da się zmywać, to po jego trupie. (Tak na marginesie: Mały Żonek Tomasz ma na imię i czasami mu się włącza opcja "niewiernego", co to jak nie dotknie...) Zaczęłam więc zgłębiać niezgłębione pokłady netu, w celu dostarczenia argumentów na "tak". I poszło! Dla lateksu znalazłam, dla Duluxa też. Tyle, że dla tego ostatniego zdecydowanie na "nie". Masz babo placek... Cóż było robić, wykonałam kolejne zadanie domowe i mam po kilka propozycji na każde pomieszczenie z Tikkurili, Dyrupa i Beckersa. A Mały Żonek będzie dziś jeździł i sprawdzał, co lepsze i bardziej opłacalne. Chciał, to ma!!!!

 


Wczoraj w ramach relaksu niedzielnego rzuciłam się na sklepy internetowe, żeby ceny pooglądać i pychol mi się roześmiał: znalazłam po sąsiedzku sklep, w którym wannę mogę kupić o jakieś 200 złotych taniej. Dziś dzwoniłam i potwierdziłam cenę. Mają mi jeszcze sprawdzić, czy dostanę u nich armaturę, której nie mają w ofercie. Zobaczymy...

 


A skoro mi tak dobrze szło, to wzięłam się za kuchenne AGD. Poszukiwania przerwał telefon ze Stanów. Moja przyjaciółka, która śledzi zza Wielkiej Wody nasze budowlane postępy zadzwoniła z kategorycznym nakazem, że piekarnik to tylko z rewelacyjną opcją samomyjącą i tyle! Ki diabeł??? Już sobie wyobraziłam w opcji do rzeczonego piekarnika przystojnego blondyna z gąbką (to taka opozycja dla Małego Żonka, który brunetem jest). Na szczęście Jola wrzasnęła, że na chwilę przerywamy, bo właśnie piekarnik myje i jej się dymi

 


Jestem w domu!!!! Pyroliza znaczy się. I w ten sposób funkcja ta z opcji "ewentualnych" została przesunięta do "pożądanych". Mały Żonek, zafascynowany ceną wanny, zapomniał z wrażenia włączyć zwyczajowe w takich sytuacjach marudzenie na temat "wyuzdanych oczekiwań połowicy", więc jesteśmy na dobrej drodze

Karpatka

DOKUMENTACJA

 


drzwi garażowe:

 


http://images33.fotosik.pl/105/464147ea5473203cmed.jpg


i z perspektywy

 


http://images33.fotosik.pl/105/830d863796ce51e3med.jpg

 


To minimalistyczna dokumentacja zdjęciowa autorstwa Małego Żonka. "Wnętrz nie robiłem, bo wiesz jak wyglądają". No, to już wszystko jasne...

 


"Łazienki nie robiłem, bo nie wiesz, ale zapomniałem" Zamordować od razu, czy czekać na przedawnienie?

Karpatka

NIE WSTANĘ, TAK BĘDĘ LEŻEĆ!!!

 


Muszę przyznać, że dawno mi się tak fajnie nie chorowało

 


Nieletnie dorastają, więc starsza matkuje młodszej i dodatkowo zalewa mnie na przemian kawą i herbatą. Na wszelki wypadek zimnymi, bo bezpieczniej. Ja te fusy dyskretnie utylizuję w zlewie, wzruszona dowodami troski i uczucia. Córcia zaś cieszy się z dobrych uczynków i nieposkromionego apetytu matki

 


A ja sobie leżę w sposób niezwykle kreatywny. Wczoraj zaprojektowałam wreszcie dwie nasze łazienki. Tradycyjnie: kredkami na bloku. Mam wrażenie, że dostarczę kafelkarzom powodów do radości, ale trudno. Mały Żonek wyraził radość z zaangażowania i, by zapału nie gasić, pochwalił pomysły. Urosłam 5 cm!

 


W głównej łazience u góry będzie Tajga z Tubądzina, mała przy sypialni będzie odważna biało-różowa w Euforii Cersanitu, a dolna to żółto-biała Majolika Tubądzina.

 


Czeka mnie jeszcze jedna łazienka i hol z kuchnią. Dziś już nie będzie tak błogo, bo mamy kolędę (ostatnią w tym mieszkaniu!), więc trzeba zwłoki zwlec z łoża boleści i nieco ogarnąć mieszkanie. A konkretnie jeden pokój.

 


Póki co, przejrzałam oferty z agencji nieruchomości, bo powoli zbliża się moment sprzedaży mieszkania i wypadałoby z grubsza oszacować jego wartość.

 


A, i wyczyściłam katalog "ulubione" z kafelkami, bo jednak 38 wybranych linków to trochę za dużo....

 


Z radosnych wieści: klimaty okołobudowlane wpływają też na Nieletnie. Dziś zaatakowały mnie z kolejnym katalogiem i radosną wieścią, że "taką komodę to one muszą, ale to muszą koniecznie mieć i tyle!". Faktycznie, fajny ten mebel. Jak na moje oko to jakaś 15 "ostateczna" propozycja na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni

 


A wczoraj młodszy Grubiszon, widząc kredki w rękach rodzicielki, wdrapał się na moje łóżko i po chwili pracowicie coś malował, stękając przy tym twórczo: "taaak, tu będą drzwi, a tu okno....". Na szczęście to akurat już mamy, ale może twórcze plany przydadzą się na przyszłość????

Karpatka

TAMDADAAAAMMMM!

 


Rozpoczęliśmy sezon grzewczy. Oznacza to mniej więcej tyle, że Małego Żonka nie będę mogła nigdzie wytargać dłużej niż na dwa dni, bo przecież kocioł sprawdzać trzeba... Kocioł oczywiście boski jest, bo ma w trzy diabły pokręteł niewiadomego zastosowania, więc zabawa będzie na najbliższe trzy miechy, a jeszcze się uda do niej bez wysiłków zachęcić mojego Technicznie Ukierunkowanego Ojca. Jak znam życie, to za pół roku dostanę od taty ręcznie spisaną instrukcję z fachowymi opisami i rysunkami technicznymi - wersja dla blondynki, która na technice (ze szczególnym uwzględnieniem kotłów) znać się nie ma prawa i basta! Ciekawa jestem tylko miny tatusia, gdy okaże się, że do podajnika nie może zajrzeć!

 


Dziś kolejny raz okazało się, że producenci nie zawsze nadążają za tzw. trendami. A że na topie nadal jest m.in. złoty brąz, to każdy wie. Z wyjątkiem producentów impregnatów do podbitki. Taki dla przykładu nobliwy Nobiles, a ma w tym zakresie tyły... Prawdopodobnie więc u nas będzie królowała podbitka w odcieniu orzech, choć z gry nie odpadła jeszcze całkowicie pinia.

 


Wybór wyczerpujący, zważywszy, że ja zaległam w łóżku - od dziś wiem, gdzie są zatoki szczękowe! Ból fajniejszy od czołowych. Nie polecam. I tak sobie myślę, że od jutra zacznę sobie precyzyjnie rozrysowywać łazienkę. W efekcie końcowym, tradycyjnie już, kafelkarze zrobią mi z projektu collage, ale co mi tam. Przyzwyczaiłam się.

Karpatka

HAMUJEMY...

 


No dobra. Planowo miało być tak: hydraulik powoli dobija do brzegu, do dwóch tygodni wylewamy wylewki, wstawiamy drzwi. Mniammmmmm, poezja.

 


Proza: najpierw robimy gładzie (do chłopaków dotarła już radosna wieść. Nie zawyli ze szczęścia), po gładziach pójdą wylewki. Jednym słowem: poczekamy. Sobie (miało być jedno słowo). Z tymi wylewkami to jest dodatkowy problem czasowy, bo dziś dzwoniłam w sprawie parkietu. I tu kolejny hamulec. Pan gotów jest nam przykleić gustowne zapałki za jakieś 3 miesiące. Tyle jego zdaniem będzie dosychało to betonowe tałatajstwo na podłodze. Na otarcie łez mamy się z nim sprawnie skontaktować, bo z wyprzedzeniem musi wybrane drewno zamówić. Dla przypomnienia: teraz ślinię się do drzwi, które stoją u stolarza, a już wkrótce będę tęskniła za drewnem, które będzie u parkieciarza. To tak, żebym z wprawy nie wyszła. Następne będą meble kuchenne. Tu chwilowo tęsknie uśmiecham się jedynie do projektu, ale ten też jest obiecujący.

 


Ostatecznie udało nam się wybrać umywalki - w ramach cięcia kosztów wszystkie trzy z cersanitu. Wanna też. Mały Żonek w ostatniej chwili zmienił decyzję w sprawie jednego ze ściennych kaloryferów. Ciekawe, czy mocno nastąpił mi na odcisk???

 


Z radosnych wieści: Mały Żonek będzie trenował koszykówkę. W dodatku w miarę regularnie. Za wysoko zrobił wejście do komina i teraz podajnik do pieca jest na wysokości wymagającej wrzutu z dwutaktu. Bosko. Już wiem, czego nie będę musiała robić!

Karpatka

PIĘKNIE JEST!!!!!!

 


Przybyłam, zobaczyłam i zawyłam!!!!!! Z radości

 


Kotłownia piękna jest jak malowanie! Nawet przed malowaniem. Kafelkarze nawet ściany lekko domyli, żeby dekor lepiej było widać. Ten, co miał być na 2/3 albo 3/4 ściany. Albo jakoś tak. Jest jakoś tak. I jest pięknie.

 


Wczoraj zaplanowałam łazienki. Wszystkie trzy. Mierzyłam, ważyłam, szacowałam. Poszło!

 


Dziś spotkałam się z panem hydraulikiem. Z grubsza wnioski są następujące: tam, gdzie prysznic, tam kibelek. W miejsce kibelka wanna. Oszczędzamy i zamiast dwóch umywalek dajemy jedną, a w miejsce dekoracji mamy kran. No, toż to dokładnie tak, jak myślałam!!!!!! Prawie.

 


Rozpoczęliśmy akcję ocieplania dachu. Całkiem fajnie wygląda ta ciepła kołderka.

 


A Mały Żonek cieszy się jak dziecko, bo może zapalać własne światło we własnym garażu. Prawie własnym. Czasami zapominam o skromnym udziale banku w tej zabawie Generalnie: to zapalanie sprawia mu nieprawdopodobną wręcz przyjemność. Powinnam się martwić?????

Karpatka

Niech te Święta Bożego Narodzenia przyniosą

Wam wiele radości

Niech uśmiech zagości w domach

Niech ogarnie Was ciepło

wigilijnej świecy, a jej blask zmieni się w żywe iskierki w oczach

Niech samotność odejdzie

w niepamięć,

Niech zima otula Was białym puchem,jak ciepłym kocem

przy kominku.

Niech bieluteńkie gwiazdeczki

Skrzypią wesoło

pod naszymi butami podczas wieczornych spacerów

 

Niech dobry Bóg namaluje

Szczęście na Waszych twarzach

Niech miłość dotyka Was delikatnie,

Lecz bez ustanku.

Karpatka

 


Taką miną powitał Małego Żonka kafelkarz, który trzy razy się upewniał, że inwestor chce mieć dekory w kotłowni... Mały Żonek potwierdził na wszelki wypadek cztery razy, że i owszem i w ten sposób zyskaliśmy opinię inwestorów rozrzutnych, co to w ramach fanaberii fundują sobie ozdobę po 4 zł/sztuka. Po chwili Mały Żonek wisiał na widełkach telefonu i konsultował ze mną na gwałt usytuowanie dekorów. "2/3:1/3? - to moja sugestia. "O, doskonale. Albo 3/4:1/4". Też pięknie. Trzeba przyznać, że szybko dochodzimy do porozumienia. Za szybko. Ciekawe, na jakiej wysokości poszedł ten nieszczęsny pasek i jak uda nam się rozpracować resztę pomieszczeń. Mam dziwne obawy, że Picasso mógłby się od nas sporo nauczyć...

 


Mamy projekt kuchni. Bardzo fajny. I robiony w bardzo fajnych warunkach. Panów zagoniłam do kuchni, bo ja utknęłam przy świątecznych wypiekach. Pierniczkach konkretnie. Tych, przy których w pierwszej turze pomagała mi zgraja siedmiu nieletnich kucharek. Później przez pół godziny oskrobywałam z lukru najmłodszą Nieletnią i ściągałam z podłogi grubą warstwę słodkiej posypki. A później spokojnie wzięłam się za drugą turę, bo Mały Żonek nieśmiało zasugerował, że coś mało ich po pierwszej turze zostało... Dałam się wpuścić w maliny. Suszące się pierniczki zajmują obecnie całe drugie piętro łóżka, starsza Nieletnia śpi na wersalce, a ja się doliczyłam 70 blach...

 


Ale projekt jest super!!!!!

Karpatka

PRZESTÓJ

 


Cały wpis diabli mi wzięli! A taka kreatywna byłam...

 


Od początku. Dawno mnie tu nie było, ale na budowie dziwny zastój zapanował. Nie, żeby nic się nie działo, ale panowie tyyyyyynkoooooowaaaaaliiiiii. Ręcznie, elegancko, starannie, żeby inwestorzy zadowoleni byli. No i inwestorzy zadowoleni są. Nawet bardzo. Tak bardzo, że jak tylko tynki wyschną, chłopaki będą na to kładli gładź. Żeby było jeszcze ładniej. Chłopaki jeszcze o tym nie wiedzą, bo odtajają, ale się wkrótce dowiedzą. Do tej pory wyszło im 1000 metrów ścian Duża ta chałupa

 


Dach poprawiony. Mamy już gotowe drzwi zewnętrzne. Poezja!!!!! Nawet Mały Żonek jęknął. Tym razem z zachwytu. I nawet specjalnie nie pyskował przy kasie. Przynajmniej nie za mocno. Witrażyki wyszły super. Już się nie mogę doczekać montażu. Gdzieś w okolicach lutego. Póki co - stoją sobie spokojnie w magazynie. Ech...

 


Aaaa! Kupiliśmy pierwsze kafelki. Do kotłowni, bo nam pan hydraulik zagroził, że pieca nie zamontuje (już zamówiony). Zmobilizowani pocwałowaliśmy do Praktikera z hasłem wywoławczym: "Kto da mniej". W ciągu 5 minut dokonaliśmy jedynie słusznego wyboru. Całkiem fajne kafle można nabyć za 15 zł/mkw! Najwięcej czasu pochłonął wybór fug Mały Żonek był zachwycony tempem zakupów i moim zdecydowaniem. Wyraził nadzieję, że tempo zostanie utrzymane przy kolejnych zakupach. Ba! Pozostałe kafelki już są wybrane. Obawiam się jedynie, że rachunek doprowadzi oszczędnego Małego Żonka do spazmów...

 


O i pochwalę się dalej. Bramę garażową już mamy. Zamontowaną. Piękną, mimo że Mały Żonek sam wyboru zmuszony był dokonać, bowiem ja pielęgnowałam w tym czasie chorą Nieletnią. Brama jest w kolorze złoty dąb i fajnie koresponduje z oknami. I jest zupełnie prosta - zwyczajne dechy, żadnych tłoczeń, kasetonów itp. Z bólem serca muszę przyznać, że Mały Żonek lekcję porządnie odrobił.

 


A skoro o lekcjach mowa: zszokowałam pana hydraulika swoją babską upierdli... stanowczością, znaczy się. Stanowczo zaprotestowałam przeciwko montażowi grzejników, jakie zaproponował. Mimo, że od kilkunastu lat je montuje i nikt się nie skarżył. A ja owszem, a ja tak! Nie podobały mi się i tyle!!!! Mały Żonek zaproponował ugodowo wstrzymanie montażu i kazał wybierać. No i jak się tak profesjonalnie wzięłam za temat, to okazało się, że wcale nie jest najważniejszy odcień bieli, grubość blach, kształt tłoczenia i jakość spawów (a to były dotychczasowe priorytety), ale to, że gwarancji na nie nie dostaniemy!!!! Bo obwód mamy otwarty i jakoś wcześniej nikt na to nie zwrócił mi uwagi

 


 


Więc teraz Mały Żonek kombinuje, jutro będzie miał naradę techniczną z panem hydraulikiem, a ja jadę jakieś regulusy oglądać, które podobno można w takim układzie montować. Nie powiem, że nie przeżywam chwili cichego tryumfu...

Karpatka

DYLEMATÓW CIĄG DALSZY

 


No i proszę. Chłopaki machają tymi szpachelkami (czy jak się to tałatajstwo zwie) niczym koliberek skrzydełkami i efekty widać! Ściany zyskują tynki, a my coraz większą wiedzę, ile rzeczy trzeba poprawić. Zdecydowanej ingerencji wymaga dach i mam nadzieję, że moje Harnasie w tym tygodniu się za niego wezmą, bo wielkimi krokami zbliża się jego ocieplanie. Zupełnie nie wiem dlaczego irytuje mnie wizja mokrej wełny

 


W kilku miejscach pod tynkiem wyzierają nam kabelki. Jeśli ktoś będzie mi chciał wmawiać, że te podskórne żyłki to przewody, które "ustawiły się pod kątem", to znieczulę go młotkiem. Uprzedzam, że wiem, że są takie zakusy!

 


Pan Wiesiu nas znowu zaatakował. I to tradycyjnie już wziął nas z zaskoczenia. Tym razem "na już" chce parapety. Masz babo placek. I to całkiem szeroki, bo nieco poszerzyliśmy witrynkę i okazuje się teraz, że żaden szanujący się parapet jej nie wypełni. Najszersze mają 60 cm, a my mamy ciut więcej. A nawet ciut, ciut więcej. I dylemat, co tam wsadzić????? W grę wchodzą płytki (mało chętnie), albo decha (bez przekonania). Jakieś sugestie?

 


W niedzielę mieliśmy spotkanie z panem stolarzem od kuchni. Niestety, nie tym ze Świnoujścia, bo ten dalekobieżny najwyraźniej nie wyrabia się ze zleceniami. Wszystko wskazuje więc na to, że będziemy wspierać miejscowe firmy. Taki zdrowy przejaw lokalnego patriotyzmu. Pomysł jest, czekamy na wycenę...

 


Aaaa! I zamówiliśmy bramę garażową. Śliczna! Tak przynajmniej twierdzi Mały Żonek, bo jak nie mogłam aktywnie uczestniczyć w tym castingu. Ciekawe, czy będzie powód do wprowadzenia "cichych dni" odwetowych????

Karpatka

WPIS NIE NA TEMAT

 


No dobra. Dziś nie będzie o budowaniu. Prawie. Na budowie stagnacja, bo pan elektryk, fachowiec pierwsza klasa, zakończył chwilowo swoją działalność, a ekipa od tynków wchodzi w poniedziałek. W tzw. międzyczasie sąsiedzi odgrodzili się od nas płotem, wyrównali ogród, zasadzili iglaki i wrzosy. Wpadam w kompleksy!!!!

 


Nie wiem, czy ja jestem dziwna jakaś, ale ostatnio złapałam się na tym, że o obecnym mieszkaniu myślę jako o stanie przejściowym (pięć lat temu miało być na wieki wieków. Amen jakie jest - każdy widzi... ). W efekcie - gruntownie sprzątać mi się nie chce, bo przecież prawie się już wyprowadzam. Za jakieś pół roku przy sprzyjających wiatrach, ale to przecież błysk ciupagi! Priorytety są oczywiste: po co myć okna, skoro ważniejsze jest szukanie fajnego kominka w necie???? Lista potrzeb wirtualnych jest praktycznie nieograniczona, ale oczywiście - konieczna.

 


Rety, właśnie pięcioletnia Grubcia - co to chuda jest, więc to oczywiste - spadła z łóżka. Na szczęście fachowo: z poduszką pod pachą i zawinięta w kołdrę. Przez sen uśmiechnęła się więc zdziwiona i odruchowo wdrapała na łóżko, nie przerywając sobie rozkosznego snu...

 


A propos łóżek: obie małoletnie niewiasty śpią obecnie na łóżku piętrowym z opcją podziału na dwa niezależne - do wykorzystania w domu. Obiecałam sobie kiedyś, że do nowego domu dziewczyny wkroczą z narzutami z kawałków materiału. Patchworkowych, znaczy się. I właśnie dziś uświadomiłam sobie, że czas szukać materiałów! Zwłaszcza, że maszynę do szycia oglądałam w swoim życiu cztery razy. Jak używała jej mama. No co??? Musi się udać!

Karpatka

Witaj Stokrotko! Dzięki za zaproszenie na kawę. Z przyjemnością skorzystam.

 


Przy okazji: zapraszam z wpisami do działu komentarze

 


CUD!

 


No i proszę: ostatecznie nie zamordowałam pana elektryka, fachowca pierwsza klasa. Uzbroiłam się w anielską cierpliwość i czule spoglądałam, jak kolejne pomieszczenia opisywane są jako "G". Gotowe znaczy się!

 


Czekając na postępy prac pana elektryka, fachowca pierwsza klasa, podjechaliśmy pooglądać kafelki. I co???? Okazało się, że moje wymarzone kuchenne w realu na całym Śląsku mogę zobaczyć gdzieś na Rozdzieniu w Katowicach. Trudno, pojedziem, a i owszem. Mały Żonek jakoś łyknął kolejną wyprawę i nie pyskuje za mocno

Karpatka

DYLEMAT

 


Popełnić samobójstwo, czy zamordować elektryka, fachowca pierwsza klasa???? Oto jest pytanie! Niestety, sąsiedzi elektryka nie skorzystali z propozycji wyjazdu na wakacje i oczywiście - pojawił się kolejny problem. W efekcie pan elektryk, fachowiec pierwsza klasa, jutro zamelduje się z poślizgiem. Obawiam się, że dopuszczalny poślizg może wynosić dwa tygodnie

 


A i zapomniałam dodać, że dach dostał cieczki. Szpary pojawiły się przy obu kominach. Mamy więc pierwsze poważniejsze poprawki. Mam nadzieję, że cieśle pojawią się szybciej niż pan elektryk, fachowiec pierwsza klasa...[/i]

Karpatka

PRZYMUSOWY URLOP

 


Cholera by to wzięła!!! Od trzech tygodni naszą cierpliwość testował pan elektryk. Fachowiec pierwsza klasa. Podobno. Zobaczymy, jak wreszcie zabierze się do konkretnej roboty. Póki co - ma dobre serce. I pokaźną gromadkę sąsiadów "z którymi trzeba przecież żyć dobrze". Się wie. Więc pan elektryk, fachowiec pierwsza klasa, dłubie u kolejnych sąsiadów, którym dziwnym trafem przytrafiają się wszelkie możliwe elektryczno-kabelkowe kataklizmy. U nas z godną podziwu konsekwencją wyznacza kolejne terminy, cieplutko i grzeczniutko przepraszając... Podobno dziś wreszcie udało mu się wystartować. Modlę się, żeby wszystkich sąsiadów pana elektryka, fachowca pierwsza klasa, wywiało na urlopy w dalekie kraje. Przynajmniej na dwa tygodnie.

 


Póki co, dostałam trudne zadanie: precyzyjne ustalenie, gdzie w kuchni staną sprzęty z ogonkiem Patrzę na te ściany bez tynków i podłogi bez wylewek i dochodzę do wniosku, że moja wyobraźnia tak daleko nie sięga. Poprosiłam więc znajomego, który wykonuje meble, o pomoc w zaprojektowaniu kuchni. I tak projekt dla Mikołowa robi się w Świnoujściu

Karpatka

TROCHĘ CHMUR, TROCHĘ SŁOŃCA...

 


... że tak pojadę cytatem z Bajora. Bo ładny (cytat, nie Bajor... Uwielbiam go słuchać, jedynie wizja powoduje lekkie scysje rodzinne. Zwłaszcza od momentu, gdy Mały Żonek zobaczył taneczne pas life...). I dobrze komponuje się ze wstępniakiem z poprzedniego wpisu.

 


Wczoraj na budowie mieliśmy gości - brat Małego Żonka z rodzinką (po raz pierwszy) i Najdroższy Teść na Świecie (kolejna wizyta gospodarska). Rodzinka dokonała fachowych oględzin, bo swoją własną budowę zakończyła 3 lata temu. A ponieważ zamontowali nam prawie wszystkie okna (prawie robi różnicę), więc na parterze moje ego i poczucie zadowolenia rosło w tempie piątej prędkości kosmicznej (to co, że mądre głowy obliczyły cztery??? Ja zlokalizowałam piątą i basta!). Do czasu. Konkretnie do przyjazdu Najdroższej Teściowej na Świecie. W przeciwieństwie do Najdroższego Teścia - na ogół małomównej. Teściowa wyszła z samochodu, rzuciła okiem na dom i wyartykułowała z przerażeniem: "Rany Boskie, kto te wszystkie okna będzie myć?!?" Taaa....

 


A później weszliśmy na piętro i w tym momencie pojawiły się chmury. Okazało się, że w łazience i jednej z sypiali okna (wykonane zgodnie z projektem) są zdecydowanie zbyt małe, by dzielić je na pół i w dodatku katować szprosami. W efekcie stosunek powierzchni szyby do ilości plastiku jest zdecydowanie niezadowalający. A kysz, zgiń! Przepadnij!

 


W drodze powrotnej w samochodzie nastała jakaś taka niezręczna cisza. Okazało się, że każde z nas trawiło porażkę na własny sposób. Na szczęście wniosek z dnia dzisiejszego jest wspólny: zmieniamy dwa okna! Wolę teraz przyznać się do katastrofy, niż przez kilka(-naście) następnych lat kląć jak szewc...

 


A nasz domek z częścią okien (brakuje witrynki) wygląda teraz tak:

 


http://images13.fotosik.pl/58/b75194e4e92ff939med.jpg



×
×
  • Dodaj nową pozycję...