Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    45
  • komentarzy
    56
  • odsłon
    146

Entries in this blog

dr_au

 

Wpis z 23-01-2011 16:39

 

 

No dobrze, ale jak z tą działką było? Bardzo prosto...

 

 

Mijały lata bezskutecznych poszukiwań. Wśród znajomych poszukiwanie przeze mnie działki stało się niemal tak przysłowiowe, jak odloty sójek za morze. Żyło się wygodnie i bez większych zmartwień finansowych. Wprawdzie mniej więcej raz na dwa-trzy miesiące dopadał nas przypływ aktywności i wyszukiwaliśmy w sieci kilkanaście obiecujących ofert, ale z reguły nie starczało czasu i chęci, żeby choć jedną z nich obejrzeć.

 

 

W czasie jednej takiej nieruchomościowej aktywizacji przypomniałem sobie pewne miejsce nieopodal granic Krakowa, w które trafiłem przypadkowo jakieś 2 lata temu. Miejsce to mnie wówczas zachwyciło. Jest dobrze skomunikowane z Krakowem, z pełną infrastrukturą, las z trzech stron, blisko tereny rekreacyjne i dużo ładnych domów w okolicy. Do tego jest tam jeszcze sporo terenu pod zabudowę, chociaż działki wystawione na sprzedaż schodzą szybko. Ceny? Jak na lokalizację poza granicami Krakowa spore, ale rozpatrywaliśmy już droższe działki. W każdym razie taniej niż mało ciekawe rejony w granicach (ale wciąż na obrzeżach) Krakowa. Szybko wytypowałem kilka obiecujących ofert, uporządkowałem je od najtańszej do najdroższej. I na tym się skończyło. Bo oczywiście pojawiły się pilniejsze zajęcia.

 

 

Ale wówczas pojawiła się motywacja. Motywacja przybrała kształt palika wbitego mniej więcej o metr od mojego miejsca parkingowego, stanowiącego przynależność do mieszkania w typowym zagłębiu "młodych, wykształconych z wielkich miast". Palik pomalowany był na jaskrawy, pomarańczowy kolor. Zagadnąłem sąsiada, czy wie o co z tym palikiem chodzi. Zrobił wielkie oczy i odparł: "to nie wie Pan, że nas będą wywłaszczać? Tu będzie przebiegać nowa droga!". Hmmm... Jakby tu rzec. O projekcie budowy drogi pod oknami naszego mieszkania oczywiście wiedziałem. Ale, ponieważ korespondencja z wydziału architektury z reguły lądowała w koszu bez czytania, nie wiedziałem, że to JUŻ. A ponadto nie wiedziałem, że droga będzie tak BLISKO. Trzeba było więc natychmiast ruszyć tylną część ciała i podjąć zdecydowane kroki.

 

 

Następnego dnia zadzwoniłem do pośrednika od pierwszej działki. Pojechałem tam po południu, wieczorem jeszcze raz z żoną. Summa summarum proces decyzyjny trwał jakieś 5 minut. Po niecałym tygodniu była już podpisana umowa przedwstępna. Następnie trzeba było przeprowadzić audyt prawny działki, uporządkować zabałaganione sprawy finansowe firmy, zebrać komplet dokumentów i załatwić kredyt. Ostatecznie umowa przyrzeczona została podpisana po miesiącu, a kredyt uruchomiony następnego dnia, dokładnie zgodnie z założonym przeze mnie, dosyć ambitnym harmonogramem. Sprzedający, który spodziewał się paromiesięcznych bojów z bankami i z własnej woli zaproponował odpowiednio długie terminy w umowie przedwstępnej, był raczej zdziwiony.

 

 

Jak się można domyślać po narzuconym tempie, działka się nam spodobała. Na tyle, że decyzja o zakupie została podjęta mimo kilku potencjalnych problemów - oby nie pojawiły się w trakcie realizacji procesu inwestycyjnego. Prawdopodobnie też nieco przepłaciliśmy. Takie są jednak konsekwencje zauroczenia. Najbardziej spodobało mi się coś, co - jak przypuszczam - dla wielu byłoby wadą :). Otóż chociażbym stanął na głowie z pewnością dom, który zamierzamy zbudować nie będzie ani największym, ani najbardziej okazałym domem w okolicy. Po prostu jest to poza moim zasięgiem.

 

 

Na koniec kilka obrazków.

 

 

Widok na działkę z linii lasu. Działka zlokalizowana jest za domami na pierwszym planie.

 

 

 

http://farm6.static.flickr.com/5087/5381140504_15394567c1.jpg" rel="external nofollow">http://farm6.static.flickr.com/5087/5381140504_15394567c1.jpg

 

 

 

 

Październik - jeszcze przed zakupem działki:

 

 

 

http://farm6.static.flickr.com/5005/5341794173_8afc37b861.jpg" rel="external nofollow">http://farm6.static.flickr.com/5005/5341794173_8afc37b861.jpg

 

 

 

http://farm6.static.flickr.com/5201/5341794441_343221941f.jpg" rel="external nofollow">http://farm6.static.flickr.com/5201/5341794441_343221941f.jpg

 

 

 

Zimą też wygląda to niebrzydko:

 

 

 

http://farm6.static.flickr.com/5041/5341793847_ba900158c1.jpg" rel="external nofollow">http://farm6.static.flickr.com/5041/5341793847_ba900158c1.jpg

 

 

 

W czasie ostatnich roztopów:

 

 

 

http://farm6.static.flickr.com/5246/5341793481_5f3a0deeed.jpg" rel="external nofollow">http://farm6.static.flickr.com/5246/5341793481_5f3a0deeed.jpg

 

 

 

http://farm6.static.flickr.com/5006/5342403702_a6bfa5e915.jpg" rel="external nofollow">http://farm6.static.flickr.com/5006/5342403702_a6bfa5e915.jpg

 

 

 

http://farm6.static.flickr.com/5082/5341792823_9226b14a4d.jpg" rel="external nofollow">http://farm6.static.flickr.com/5082/5341792823_9226b14a4d.jpg

 

 

 

 

 

Zimowy widoczek okolicy

 

 

 

http://farm6.static.flickr.com/5129/5381142660_82acbcf2ee.jpg" rel="external nofollow">http://farm6.static.flickr.com/5129/5381142660_82acbcf2ee.jpg

dr_au

 

Wpis z 20-01-2011 16:16

 

 

Jeżeli określone działanie wykonywane jest z dużą systematycznością, przy odpowiedniej metodologii i wystarczającej dozie zaangażowania, można się rozsądnie spodziewać, że przyniesie oczekiwany skutek. Nie inaczej było z poszukiwaniami działki.

 

 

Szczegółowych opisów poszukiwań czytelnikom oszczędzę i – wyjątkowo – postaram się opisać krótko i konkretnie co poszukiwania przyniosły oraz dlaczego z zakupu nic nie wyszło.

 

 

1. Luty 2007 r. Bibice, ul. Leśna, 9a na szczycie górki. Ładne widoki, otoczona deweloperskimi osiedlami, które wówczas były w budowie. Co do zasady zawalił pośrednik. Ukrywał informację o linii zabudowy, wyznaczonej jeszcze w latach 60-tych. Nie wchodząc w szczegóły prawne nikt (również w gminie) nie był pewien jak interpretować obecną sytuację i czy owa linia zabudowy obowiązuje, czy nie. Ostatecznie ktoś dzień przed podjęciem przeze mnie decyzji działkę kupił.

 

 

2. Maj 2007 r. Libertów, ul. Zgodna, 12a, super cena. Zadecydował splot okoliczności – rozładowany telefon, pilne spotkanie i kilka innych wydarzeń. Dość powiedzieć, że tym razem minąłem się z zakupem o godziny.

 

 

3. Marzec 2008 r. Bolechowice, ul. Gajowa, 15a. Drogo, ale działka piękna, z południową wystawą i widokiem na Garb Tenczyński. Powody niedokonania zakupu były różne: rura gazowa w poprzek działki, ograniczająca usytuowanie domu, brak woli właścicielki do negocjowania ceny i moje rosnące przekonanie, że coś musze pozmieniać w moich sprawach zawodowych, co sprawiało, że niechętnie patrzyłem na duże wydatki.

 

 

4. Luty 2009 r. Kraków (Wróblowice), ul. Dróżka, 11a, pod samym lasem, dobra cena. Właściwie to nie wiem, czemu jej nie kupiliśmy. Pojechałem z żoną, obejrzeliśmy okolicę, a trzy miesiące później dogadaliśmy się, że każde z nas myślało, że drugiemu działka się nie podoba.

 

 

Powody – przynajmniej te oficjalne – bywały więc różne. Jak się zdaje rzeczywista przyczyna, dla której kupowanie przeze mnie działki przypominało usiłowanie nieudolne, była jednak trochę inna. Ściślej były to dwie przyczyny:

 

 

 

  • mimo narzekania na mieszkanie nie mieliśmy motywacji, żeby porzucać dostatnie i wygodne życie niezadłużonego mieszkańca bloku, na rzecz losu sfrustrowanego i wydrenowanego finansowo menadżera projektu pod nazwą „dom”,

     

  • jakoś tak wszystkie brane pod uwagę działki – może poza bolechowicką – traktowaliśmy jako miejsce pod „dom przejściowy”, czyli etap na kilka, maksimum kilkanaście lat, zanim stać nas będzie na „dom docelowy”. A przy takim założeniu naprawdę szkoda się męczyć.

     

 

 

No dobrze. Tym samym opowiedziałem, jak NIE kupiłem działki. W następnym odcinku trzeba więc będzie pochylić się nad tym, skąd się wzięła obsesja perfekcyjnej działki. No i dlaczego mimo wszystko jakąś działkę kupiłem. A później będą obrazki.

dr_au

 

Kontynuacja porządkowania starych wpisów z dzienników. Wpis z 19-01-2011 11:30

 

 

No dobra, trochę czasu mineło, kawa na biurku i krótka przerwa w robocie, więc pora opisać dalej, jak to drzewiej bywało. W ostatnim odcinku skończyłem na tym, jak nie kupiłem szeregówki i zacząłem szukać dobrej działki. Pora więc zastanowić się, jaka działka jest dobra.

 

 

Kiedyś czytałem wywiad z jednym urbanistą, który za największą porażkę dwudziestolecia uznał budownictwo jednorodzinne poza terenem zurbanizowanym. I dużo w tym racji. Szukając działki zjeździłem suburbia na południu, zachodzie i północy Krakowa. Jak się można domyślać, kupowanie działki w tych okolicach jest skrajnie nieprzyjazne dla kieszeni. No i jakich cudów można się naoglądać.... Dość powiedzieć, że widuję w serwisach ogłoszeniowych działki, zdawało by się w dobrej lokalizacji i atrakcyjnej cenie, które oglądałem już jako wystawione na sprzedaż w 2007 r.

 

 

W odsiewaniu dziwnych ofert może pomóc zrozumienie terminologii używanej przez pośredników. Mini słowniczek pośredniczo-ludzkiego mógłby wyglądac tak:

 

 

działka zadrzewiona - jakieś straszne krzaki, przez które ciężko się przedrzeć na działkę

 

urokliwe wiejskie otoczenie - zbiornik z gnojówką dokładnie na przeciw miejsca, gdzie chciałbyś umieścić taras

 

droga asfaltowa w pobliżu - ale jak z niej zjedziesz, masz jeszcze 100 m błota po pas

 

media w pobliżu - 200 m do ciągnięcia przez cudze działki

 

w okolicy przeważnie nowe domy - może i w okolicy są takie, ale z działką sąsiadują walące się rudery

 

cisza i spokój - kompletne odludzie, działka w szczerym polu

 

atrakcyjna cena jak na tę okolicę - tylko jeżeli nie przeszkadza ci linia wysokiego napięcia nad działką

 

w pobliżu tereny spacerowe nad Wisłą - jak będą wysadzać wały, żeby chronić Kraków przed powodzią, to zaleją twój dom

 

położona przy głównym asfalcie - ruchliwa droga krajowa tuż przy granicy

 

lekkie nachylenie - stromy stok

 

w pobliżu rzeki - na terenie zalewowym

 

działka na stoku - zbyt stromo, żeby się wybudować bez technologii rodem z ekstremalnych budowli

 

daleko od planowanej drogi szybkiego ruchu - 10 metrów od granicy pasa, gdzie wywłaszczenia są obowiązkowe

 

bardzo dobre połączenie komunikacyjne - przy istniejącej drodze szybkiego ruchu

 

 

Można by tak długo. Dla interpretacji ogłoszeń można przyjąć następujące założenia:

 

 

 

  • w ogłoszeniu wyraźnie opisane są wady działki - działka jest tak masakrycznie zła, że pośrednik nie wierzy, że ktoś ją kupi i nie chce mu się fatygować z zainteresowanym na miejsce.

     

  • w ogłoszeniu są wyraźne wskazówki dotyczące lokalizacji działki, a oferta nie jest na wyłączność - klient go męczy, ale pośrednik nie wierzy, że to sprzeda

     

  • brak jakichkolwiek zalet w ogłoszeniu - nic nie da się naciągnąć i przedstawić jako zalety.

     

  • długie zaleganie oferty jest wskazówką, że z działką jest coś nie tak, nie jest to jednak kryterium decydujące

     

 

 

Ogólnie po przeczytaniu wielu ogłoszeń i rozmów z pośrednikami można zacząć wyczuwać, do których działek pośrednicy są przekonani, do których nie. Uwaga - powyższe wskazówki nie odnoszą się do ogłoszeń z ofertami osób prywatnych.

 

 

No dobra. Wiemy jak szukać, teraz pora na określenie kryteriów selekcji. W moim wypadku wyglądały one tak:

 

 

 

  • albo w granicach Krakowa, albo przylegający do granic z jako taką komunikacją z centrum.

     

  • w bezpośrednim sąsiedztwie wyłącznie schludne, miejskie budownictwo jednorodzinne (nie musi być super-hiper, byle nie było ostrych kontrastów, jak np. rozpadające się budy sąsiadujące z rezydencjami; miejsce powinno też wyglądać na osiedle domków, a nie na świeżo włączoną do miasta wieś).

     

  • sąsiednie działki zabudowane albo rokujące zabudowę w krótkim terminie (pola uprawne za płotem to nie dla mnie - wystarczy pomyśleć o rozkoszach aromatycznych przy nawożeniu).

     

  • normalna infrastruktura komunikacyjna (droga asfaltowa, oświetlenie uliczne, brak konieczności dojazdu kilometrami po wiejskich drogach).

     

  • dostęp do sklepów, szkół, komunikacji miejskiej, urządzeń rekreacyjnych (basen, fitness).

     

  • dostęp do mediów, WZ lub lepiej plan zagospodarowania przestrzennego, działka płaska.

     

  • tereny rekreacyjne lub spacerowe w pobliżu (żeby było gdzie pójść na spacer lub pojeździć na rowerze),

     

  • bardzo subiektywne kryterium - drzewa lub las w pobliżu, dodające działce przytulności.

     

  • brak ruchliwej drogi (nawet jeżeli to tylko droga gminna) za płotem - najlepiej działka w drugim rzędzie zabudowy lub przy ślepej uliczce.

     

 

 

Nie są to jakieś cuda, tylko coś, co powinno być normą. Po prostu - chcę mieszkać na peryferiach, a nie na wsi. Ponadto chciałbym, żeby przeprowadzka nie oznaczała komplikacji życiowych w zakresie dojazdu, zakupów, kształcenia ewentualnych dzieci, wizyty w kinie i masy tych czynności, które składają się na codzienność. Wreszcie - żeby na działce można było odpocząć. Mniej ważne były natomiast kształt, szerokość, orientacja wobec stron świata itp. często stosowane kryteria.

 

 

Powie ktoś, że spełnienie wszystkich tych kryteriów jest niemożliwe? Jest. Oczywiście w pierwszej kolejności jest to kwestia ceny. Przyzwoite działki są z reguły droższe niż inne. Ale nie jest to regułą. W trakcie poszukiwań w latach 2006-2010 znalazłem pięć działek spełniających wszystkie powyższe założenia - dwie w 2007 i po jednej w latach 2008-2010 . Wszystkie były oferowane po średniej cenie transakcyjnej dla regionu lub nieco poniżej tej ceny. Dlaczego więc nie kupiłem działki wcześniej? O tym w następnym odcinku.

dr_au

 

Wpis z 12-12-2010 20:53

 

 

Zaraz, zaraz, ale dlaczego akurat dom? Myślę, że każdy, kto rozważa budowę domu, powinien przeczytać ten wątek:

 

 

http://forum.muratordom.pl/showthread.php?103276-sprzedalem-dom-i-kupilem-mieszkanie" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?103276-sprzedalem-dom-i-kupilem-mieszkanie" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?103276-sprzedalem-dom-i-kupilem-mieszkanie" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?103276-sprzedalem-dom-i-kupilem-mieszkanie

 

 

Pomijając nieco niesmaczne uwagi niektórych forumowiczów odnoszące się do statusu majątkowego innych forumowiczów, powinna być to lekturą obowiązkową dla każdego, kto budowę domu rozważa. Bo najgorszym, co można sobie zrobić jest wpakowanie się w budowę na zasadzie „bo inni tak robią”, albo inwestycję przekraczającą nasze możliwości finansowe. Dom jest jednym z największych wydatków, jakie ponosimy w ciągu życia. Uwzględniając wysokie koszty transakcyjne i niepewną sytuacje na rynku nieruchomości, nie zawsze decyzja „nie podoba mi się – sprzedaję” będzie wykonalna albo wykonalna w krótkim czasie. Podjęte decyzje będą więc nas wiązać na wiele lat i warto podejmować je świadomie.

 

 

Mam wrażenie, że z domem jest trochę tak jak z własną firmą. Mimo że wielu marzy o własnym interesie, jak przychodzi do konkretnych decyzji nie każdy chce zrezygnować z bezpieczeństwa, jakie daje etat „u kogoś”, na rzecz robienia czegoś „dla siebie”. Własny interes, choć może przynieść większe korzyści, wiąże się przecież z nieporównywalnie większym ryzykiem. Innymi słowy – rzecz osobniczo zmienna i bawienie się w budowę nie dla każdego będzie rozwiązaniem dobrym.

 

 

Mieszkam w mieszkaniu na jednym z nowych osiedli (blokowisk), mieszkałem kilkanaście lat w domu rodziców na peryferiach, wcześniej znów trochę lat w mieszkaniu w ścisłym centrum. DLA MNIE mieszkanie w domu jest rozwiązaniem nieporównywalnie bardziej komfortowym niż mieszkanie w bloku. Przyjemność posiadania przestrzeni, w której nikt nie wchodzi sobie na głowę, nieporównywalna cisza i poczucie prywatności, parkowanie samochodu na własnym podjeździe tuż pod drzwiami wejściowymi przesądzają o innej wygodzie życia. Ale z mojego punktu widzenia znalezienie wykonawcy do naprawy rynny czy odśnieżenie podjazdu jest mniejszym problemem, niż użeranie się ze wspólnotą, żeby raczyła porządnie wykonać jakąś naprawę czy solidnie odśnieżyć parking. Innymi słowy – wolę coś zrobić sam, niż prosić się kogoś, żeby wykonał coś, co w zasadzie należy do jego obowiązków.

 

 

Ale, ale... Decyzja o budowie nie jest oczywista. Rozpatrując mocne i słabe strony, szanse i zagrożenia doszedłem swego czsu do następujących wniosków: może być lepiej i zarazem ciut taniej niż przy kupnie gotowego domu/mieszkania, ale jest to opłacone istotnie wyższym ryzykiem, ograniczoną przewidywalnością czasu i kosztów budowy oraz pewną przewlekłością procesu budowlanego. No i oczywiście istotnymi własnymi nakładami czasowymi, które mogą negatywnie odbić się na innych sferach życia. Wnioski te w mojej ocenie nadal pozostają aktualne i nie odnoszą się wyłącznie do mojej sytuacji życiowej.

 

 

Nie wygląda to dobrze, prawda? Niestety inne opcje wyglądają jeszcze gorzej. Np. bliźniaki czy szeregówki są z reguły koszmarnie zbudowane. Niemalże przysłowiowy tandetny dom na handel jest czymś bardzo powszechnie występującym w przyrodzie. A jak przestaje być tandetnie, to zaczyna być bardzo drogo. Z kolei duże (około 100-120 m2) mieszkanie w Krakowie też nie jest rozwiązaniem. Do ścisłego centrum nie chcę się sprowadzać (mieszkałem i za więcej dziękuję), z kolei nowe osiedla mają jedną poważną wadę, na którą rzadko zwraca się uwagę – substancja mieszkaniowa degraduje się tam potwornie szybko. Po 5-6 latach większość mieszkań zmienia już właścicieli, robi się coraz bardziej „studencko”, budynki – też „oszczędnie” budowane – niszczeją i ze „standardu plus” rychło robi się „standard”, a ze „standardu”, „standard minus”. Takie uwarunkowania nie skłaniają do wydania oszczędności życia, zwłaszcza w warunkach kryzysu na rynku nieruchomości i trudnej zbywalności dużych (a więc i drogich) lokali.

 

 

Czyli jednak budować. Ale tylko w dobrej lokalizacji, bo to właśnie dobra lokalizacja jest w stanie uzupełnić listę mocnych stron i szans naszej analizy strategicznej o kilka pozycji, nie obciążając przy tym zanadto bilansu ryzyk i słabości.

 

 

PS. Warto sięgnąć do tego wątku i doczytać go w całości. Autorowi życie potoczyło się dziwnie i znów myśli o budowie domu.

dr_au

Jak nie kupiłem szeregówki

 

Wpis z 10-12-2010 15:29

 

 

Pisanie dziennika budowy okazuje się być wciągającym zajęciem. Mam nadzieję, że po początkowej fali entuzjazmu mi nie przejdzie i nie poniecham wpisów.

 

 

Pora na porcję wspomnień, czyli skąd w ogóle wziął się pomysł budowy domu. Jak się już co wnikliwsi czytelnicy domyślają, nie była to droga prosta. Zaczęła się gdzieś w początkach 2006 r., kiedy to nasze mieszkanie zaczęło się wydawać coraz bardziej za małe, za niewygodne i w ogóle za. A że sytuacja materialna ulegała stałej poprawie, pojawił się pomysł adekwatnego polepszenia sytuacji lokalowej. Ponieważ mieszkania dynamicznie drożały, na rynku zaczynało się szaleństwo, które skończyło się tak, jak się skończyło, a oferta na rynku pierwotnym zaczynała się dramatycznie kurczyć, padł pomysł kupna domu. Domy budowane przez developerów cenowe wariactwo podówczas jeszcze omijało i relacja ceny mieszkania do ceny domu była niezwykle korzystna.

 

 

Po obliczeniu własnej zdolności kredytowej i pierwszych rozmowach w bankach zdecydowaliśmy się działać. Podchodząc należycie ostrożnie do kwestii finansowych stwierdziliśmy, że wprawdzie na bliźniaka lub dom wolnostojący nie bardzo nas stać, ale za to na szeregówkę już tak. I że może udać się nam sztuka wymiany małego mieszkania w Krakowie na średniej wielkości szeregówkę np. w Zielonkach (dla nieobeznanych w krakowskiej topografii – miejscowość bezpośrednio sąsiadująca z Krakowem, nieruchomościowo pożądana, położona w takiej odległości od centrum, jak południowe peryferia miasta, czyli około 10-11 km).

 

 

Po krótkim acz intensywnym przeglądaniu ofert trafiliśmy na coś, co mieściło się w założonym budżecie i spełniało nasze podstawowe potrzeby mieszkaniowe, a było na etapie poprzedzającym wykonanie dziury w ziemi. Budowa osiedla takich szeregówek miała właśnie ruszać, a developer obiecywał jej zakończenie do III-IV kwartału 2007 roku. Nie namyślając się wiele, zawarliśmy umowę przedwstępną, wpłaciliśmy zaliczkę czy zadatek (nie pomnę już w tej chwili) i zaczęliśmy rozglądać się za kredytem.

 

 

Siedziałem więc majowo-czerwcowym wieczorem na tarasie podziwiając widoki, czyli okna sąsiadki, która nie miała zwyczaju zaciągać zasłon, kiedy przyłączył się sąsiad – architekt. Zaczęliśmy żartować, że w razie sprzedaży mieszkania rzeczona sąsiadka będzie stanowiła niewątpliwy atut naszych mieszkań, podnoszący wartość nieruchomości i zaczęliśmy się zastanawiać, jak zgrabnie to ująć w ogłoszeniu. Od słowa do słowa okazało się, że sąsiad też planuje sprzedać mieszkanie. Co więcej już kupuje działkę kilka kilometrów od Krakowa i zamierza tam stawiać dom wedle własnego projektu. Kiedy dowiedział się, że podjęliśmy decyzję o zakupie szeregówki, zaczęliśmy wspólnie oglądać projekt. I pokazał nam kilka problemów funkcjonalnych, o których albo nie pomyśleliśmy, albo jak pomyśleliśmy, to niedoceniliśmy ich wagi. A później pokazał swój własny projekt. I wiecie jaka była największa różnica? Niezależnie od kwestii funkcjonalnych, które tez miały znaczenie, podstawowa różnica pomiędzy „naszą” szeregówką, a zaprojektowanym przez niego domem była taka, że jego dom był (i jest, bo został ostatecznie wybudowany) po prostu piękny. Prosty, nieskompliowany w budowie, ale robiący wrażenie.

 

 

Trzeba się też przyznać do rzeczy wstydliwej. Wybieraliśmy szeregówkę w takim tempie, że nie sprawdziliśmy jaka jest właściwie jej powierzchnia. 170 m2 eksponowane w reklamach to była powierzchnia całkowita, a nie użytkowa. Poddasze było niziutkie i choć przewidywano tam pokoje, w zasadzie były one dla krasnoludków. Dorośli ludzie, w swoim mniemaniu rozsądni, a daliśmy się podejść jak dzieci.

 

 

Na szczęście developer szeregówki sam nam się podłożył. Mianowicie powiadomił nas, że ze względu na dodatkowe prace melioracyjne budowa opóźni się co najmniej o 6 miesięcy. Tego już było za dużo. Stwierdziliśmy (jak pokazała historia – słusznie), że to dopiero początek opóźnień. A w takim wypadku cały sprytny plan budowlany zaczął się walić. Szeregówka za 1,5 roku miała dla nas inną wartość, niż szeregówka za 2-3 lata. Po pierwsze inny był koszt finansowania takiego przedsięwzięcia, po drugie przewidywaliśmy (również okazało się, że trafnie) stałą progresję zarobków i szeregówka miała być dla nas z założenia rozwiązaniem na kilka lat. Ponieważ w świetle rozmów z sąsiadem-architektem i własnemu coraz uważniejszemu przyglądaniu się planom atrakcyjność tego rozwiązania zbladła, odstąpiliśmy od umowy z developerem, odebraliśmy zadatko-zaliczkę i podjęliśmy decyzję – budujemy dom.

dr_au

3… 2… 1… zaczynamy

 

Wpis z 09-12-2010 23:41

 

 

Bardzo wielu facetów w okresie poprzedzającym wejście w wiek średni dopada chęć zbudowania domu (wiadomo: posadzić, spłodzić, wybudować etc.). Pewnie nie odbiegam od stereotypu, bo i mnie jakiś czas temu dopadło. Co ciekawe, mniej więcej wiem, czym to pachnie, więc z chęci tej trudno się nawet usprawiedliwiać hurraoptymizmem. Z własnej woli pakuję się w kanał: niekończące się wydatki, użeranie się z robotnikami i próby poradzenia sobie z błędami budowlańców.

 

 

Na swoje usprawiedliwienie mam chyba tylko to, że decyzja o rozpoczęciu budowy domu została dosyć gruntownie przemyślana. Poprzedziła ją solidna analiza SWOT i ze wszystkich alternatyw (kupno większego mieszkania, kupno nowego domu w jakimś stadium zaawansowania budowy, kupno używanego domu), za samodzielną (czyli tymi rencami organizowaną) budową przemawia najwięcej, zarówno jeżeli chodzi o „finansową efektywność” generowania istotnego, bądź co bądź, składnika majątku osobistego, cashflow związany z przebiegiem tego procesu, jak i wreszcie ostateczny efekt (w założeniu mamy uzyskać coś „takiego jak chcemy”). Mam tylko nadzieję, że założenia do analizy strategicznej przyjąłem poprawne. Bo jeżeli są fałszywe, to wnioski również takie będą.

 

 

No dobra, do rzeczy. Po pierwsze wszystkim czytelnikom należą się dwa słowa wyjaśnienia, skąd taki tytuł. Otóż „drogę do domu” można postrzegać jako proces, na który składa się cały szereg decyzji. Od wyboru działki, przez wybór projektu, wykonawców, technologii, aż po kolor płytek w łazience. Wybieramy jedno z wielu rozwiązań, a każdy nasz wybór ma określone konsekwencje, ograniczając nam pole manewru przy podejmowaniu kolejnych decyzji, bo plan zagospodarowania przestrzennego coś stanowi, bo wybrana technologia ma takie, a nie inne ograniczenia, można by tak długo. Do tego naszą swobodę ograniczają środki finansowe. Przy czym jeżeli myśli się o budowie, to – niezależnie od poziomu zamożności – tych środków nigdy nie jest wystarczająco dużo. Zawsze dom może być jeszcze większy, jeszcze lepiej wyposażony, w jeszcze lepszej lokalizacji.

 

 

I tu dochodzimy do tytułu. Ponieważ budowę domu rozważamy od kilku lat, był czas na teoretyczną analizę problemu. Analiza ta doprowadziła nas do dokonania kilku wyborów, które można określić jako mało popularne, lub – jeżeli ktoś woli – odbiegające od koncepcji budowania „politycznie poprawnych”, przynajmniej sądząc po wypowiedziach na forum. Dom ma być więc m.in. z jednej strony budowany wedle projektu indywidualnego, z sauną i dosyć duży (ponad 200 m2). Z drugiej zaś ma być bez garażu (pojawi się pewnie za czas jakiś jako osobny budynek), bez rekuperatora, kominka grzewczego, instalacji solarnej, pompy ciepła, GWC, odkurzacza centralnego, ogrzewania podłogowego i masy innych rzeczy uznanych przez nas za zbędne. Za każdą z tych decyzji stoją jakieś przemyślenia (i analiza strategiczna – a jakże). Przemyślenia te sukcesywnie powinny znaleźć się w dzienniku, czy starczy na to wytrwałości i czasu, to się jeszcze zobaczy. Być może jednak pomogą komuś w podjęciu jego własnych decyzji budowlanych.

 

 

I tu niezbędne jest poczynienie pewnego zastrzeżenia. Mianowicie moje wybory odzwierciedlają moje preferencje. Aż tyle i tylko tyle. To, że ktoś dokonał innego wyboru, nie oznacza, że podjął decyzje błędną, nawet jak podaję 100 argumentów, że tak właśnie jest. Po prostu co innego było dla niego w danej chwili ważne. Ponadto – jak mawia mój znajomy – tylko szaleńcy nie zmieniają zdania. Nie jest więc wykluczone, że mimo iż gardłowałem przeciwko pewnym rozwiązaniom, sam się za chwilę na nie zdecyduję. Po prostu założenia teoretyczne czeka weryfikacja w praktyce. Jak to więc będzie, zobaczymy w praniu.

 

 

W każdym razie dziś się zaczęło. A ściślej zawarta została umowa sprzedaży działki i staliśmy się właścicielami własnego kawałka powierzchni ziemskiej (w odróżnieniu od przysługującego nam obecnie odrębnego prawa własności lokalu). Ten kawałek z kosmosu prezentuje się tak:

 

 

http://farm6.static.flickr.com/5250/5247729756_fb4e164cff.jpg" rel="external nofollow">http://farm6.static.flickr.com/5250/5247729756_fb4e164cff.jpg

 

 

W następnych odcinkach jak do tego doszło i dlaczego właśnie ta, a nie inna działka. A, byłbym zapomniał. W sobotę jesteśmy również umówieni na spotkanie z architektem.

dr_au

 

Historia moich dzienników budowy jest długa i burzliwa. Najpierw był jeden dziennik. Później drugi. Obok nich jeden wątek z komentarzami. Do tego jeszcze ze względu na perypetie architektoniczne dużo postów usuwałem i edytowałem. A teraz przyszło mi do głowy, a może by tak blog? Od pomysłu do realizacji droga niedaleka, więc w sposób przeciwny dającemu się zaobserwować na forum trendowi mam zamiar przełożyć dotychczasowy dziennik (a właściwie dzienniki) "dzień po dniu", na strukturę bloga, przy okazji korygując i uzupełniając niektóre wpisy. A co z tego wyjdzie, to zobaczymy.

 

 

Stary dziennik jest do poczytania tu:

 

 

http://forum.muratordom.pl/showthread.php?170371-Inaczej-ni%C5%BC-wszyscy-czyli-rozwa%C5%BCania-nad-betoniark%C4%85" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?170371-Inaczej-ni%C5%BC-wszyscy-czyli-rozwa%C5%BCania-nad-betoniark%C4%85" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?170371-Inaczej-ni%C5%BC-wszyscy-czyli-rozwa%C5%BCania-nad-betoniark%C4%85" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?170371-Inaczej-niż-wszyscy-czyli-rozważania-nad-betoniarką

 

 

Nowy dziennik tu:

 

 

http://forum.muratordom.pl/showthread.php?204813-Wi%C4%99cej-betoniarki-mniej-rozwa%C5%BCa%C5%84-czyli-drugie-podej%C5%9Bcie-do-dziennika-budowy" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?204813-Wi%C4%99cej-betoniarki-mniej-rozwa%C5%BCa%C5%84-czyli-drugie-podej%C5%9Bcie-do-dziennika-budowy" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?204813-Wi%C4%99cej-betoniarki-mniej-rozwa%C5%BCa%C5%84-czyli-drugie-podej%C5%9Bcie-do-dziennika-budowy" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?204813-Więcej-betoniarki-mniej-rozważań-czyli-drugie-podejście-do-dziennika-budowy

 

 

A wątek z komentarzami jest tu:

 

 

http://forum.muratordom.pl/showthread.php?170372-Inaczej-ni%C5%BC-wszyscy-czyli-rozwa%C5%BCania-nad-betoniark%C4%85-komentarze" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?170372-Inaczej-ni%C5%BC-wszyscy-czyli-rozwa%C5%BCania-nad-betoniark%C4%85-komentarze" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?170372-Inaczej-ni%C5%BC-wszyscy-czyli-rozwa%C5%BCania-nad-betoniark%C4%85-komentarze" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?170372-Inaczej-niż-wszyscy-czyli-rozważania-nad-betoniarką-komentarze



×
×
  • Dodaj nową pozycję...