Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    20
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    43

Entries in this blog

Osówka

Osówkowy dziennik budowy

23 stycznia 2004

 


No to mieszkamy już u siebie .

 


Przeprowadzka nastąpiła niespodziewanie szybko i zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałam. Chciałam nasze rzeczy pakować do kartonów gromadzonych przez tygodnie przez moją mamę, pooklejać, opisać itd. Potem zamówić transport na meble i przewieźć wszystko razem. Ale kiedy nasz kolega zaofiarował się ze swoją przyczepką samochodową podjęliśmy decyzję zupełnie nieoczekiwaną - pojechały łóżka, pościel, trochę klamotów, ciuchy z szafy do worów, razem ze zdjęciami, garnkami, zabawkami, namiotami i cały ten "bigos" wylądował w salonie. Wieczorem znajomi pomogli nam z grubsza ustawić łóżka i te nasze meble ( "Wszystkie trzy...") . Resztę rzeczy zwozimy stopniowo, a tak naprawdę to nie wiem gdzie co mam.

 


Pierwsze wrażenie - zimno. Ale przecież w przeddzień wprowadzki Roman wyłączył wszystkie grzałki, bo było za ciepło. A w nocy przyszedł mróz 17 stopni i temperatura w domu spadła do 13 (łazienka!!!) - 16 stopni. Po dwóch dniach grzania na full (grzałki całą dobę) brak poprawy Płyta żre prąd i nic. Rachunek za prąd na prawie 4 tys (żegnaj podłogo i kominku do lata Kupiliśmy olejowy grzejnik do łazienki i kozę do salonu. Spaliśmy w polarach, dziecko z kapturem ( o dziwo katar jej znikł), a tak naprawdę udawaliśmy przed sobą , że prawie nam to nie przeszkadza. No ale ile można - zaczęliśmy dyskutować, co się mogo stać. Co wykazała nasza ekspertyza? Pan Wojtek z Legalettu kazał zmierzyć temperaturę podłogi - była jak trzeba. Ściany to prawie wszystkie pustaki oglądaliśmy przy układaniu. Powinno być ciepło. No i wyszło szydło z wora - ocieplenie stropu. Mąż sprawdził po raz kolejny, dokładnie - np. nad łazienką częśc stropu nie miała wełny wcale . Kupiliśmy wełnę, dołożyliśmy (ja mam dzięki temu dżwiganiu zapalenie korzonków). Zrobiło się cieplej, ale do ideału brakuje. Pojawili sie nasi pięknoocy wykonawcy ( naprawdę przystojne chłopaki), spokojnie przedstawiliśmy im sytuację, oczekując poprawek. No to wiosną będziemy poprawiać. Wełna zdeptana przez koty ociepla słabiej, ale jakś dożyjemy.

 


Na pocieszenie pożyczyliśmy pieniądze od przyjaciół i mamy od wczoraj kominek. Tarnawa. Palimy w nim tym co znajdziemy na podwórku, czyli resztki rusztowań, palety, stemple. Szyba się pięknie okopciła, ale cieplutko i miło jest. Umyję ją później.

 


Mieszkamy w warunkach surowych, ale jest fajnie. Niektórzy znajomi są w szoku, że my tak naprawdę mieszkamy - ściany niemalowane, żarówki wiszące na kablach, na podłodze beton. Za to córka jeździ po domu na hulajnodze "bo wszędzie tak daleko", gra w piłkę. Za oknem mamy ośnieżony las, małą górkę do sanek - znajome dzieciaki ostatnio wałkowały się tam szczęśliwe, że nie ma tłoku. Mimo śniegu nie mamy problemu z dojechaniem do szosy, te kilkaset metrów przetarliśmy sami dwoma samochodami.

 


No to kończę i wracam do domu ( tam nie ma jeszcze telefonu, internetu, więc korzystam z grzeczności). Mąż rzuca okiem na forum w pracy, ale teraz ma mało czasu. Musi szybko wracać i narąbać drewna Pa.

Osówka

Osówkowy dziennik budowy

30 grudnia 2003

 


No to mija już 9 miesięcy, a nasz domek - potomek jeszcze się nie urodził do końca. Jestem niecierpliwa, ale mąż mnie stara się uspokoić (cóż innego mu pozostało ). Tkwiliśmy w takim korku wykonawczym tzn. nasi panowie pojawiali się i znikali na tydzień lub parę dni. Ciągnęli jakąś drugą robotę ("Wnętrzowi") lub odwiedzali rodzinę (Tynkarze). Roman mówił, że tak jak w korku - nawet jeśli się wściekniesz i będziesz bluzgać i tak nie przyśpieszysz. Tymczasem mąż przez trzy weekendy składał ze szwagrami mebelki kuchenne. Jeszcze rok temu obiecałam całej najbliższej rodzinie Wigilię w nowym domu i postanowiłam nie odpuścić. Kuchnia jest, WC też, więc nie było litości. Tynkarz zbił nam z szalówek trzy stoły, ławy i Wigilia na 21 osób odbyła się. Co prawda zastawa i sztućce były od Sasa do Lasa, ale duża choinka, mnóstwo świec i stroiki, no i po prostu cudownie i przepięknie było

 


Właśnie wtedy poczuliśmy, że warto było tylu wyrzeczeń i wysiłku.

 


Każdy poświąteczny dzień spędzamy pracowicie - mąż zakłada kontakty, składa szafę, ja maluję i zmywam, zamiatam, ścieram i końca nie widać. Właściwie to brakuje nam tylko używalności łazienki, ale ostatnio okazało się, że woda spływa pod prysznicem w inną stronę niż kratka, więc znów bedzie poprawka. Za to mamy już drzwi do łazienek, technicznego i pokoików. Brakuje jeszcze do spiżarni i między wiatrołapem a hollem.

 


W domu jest ciepło, mimo, że pracują tylko agregaty tzw. budowlane. Legalett pracuje od połowy października, od grudnia utrzymujemy temperaturę 18 stopni. Któregoś popołudnia słońce moćniej dogrzało i zrobiło się 22 stopnie - co odczuwaliśmy jako stanowczo zbyt ciepło. Najzimniej w łazience - poniżej 17, ale mąż coś mówił, że chyba jedna grzałka nie działa. Licznik wskazuje, że zużyliśmy w czasie budowy i na ogrzewanie ok. 8 - 9 tys kW (chyba, że coś pomyliłam - jestem blondynką ), więc chyba dostaniemy udaru na widok rachunku.

 


Nie napiszę nic o kosztach wykańczania, bo myśli o finansach mnie...wykańczają. Kominek...odłożony.... ...na później W sypialniach posadzka z gustownej wylewki samopoziomującej...

 


ALE ZA TO U SIEBIE !!!

 


Chyba w pierwszy weekend po Nowym Roku zamieszkamy

Osówka

Osówkowy dziennik budowy

1 grudnia 2003

 


No straszna dziura w tym naszym dzienniku. Ale poniekąd czuję się usprawiedliwiona. Do wykańczania budowy, pracy, wożenia dziecka do szkoły codziennie 54 km i szczeniaka na wychowaniu dołożyłam sobie jeszcze studia podyplomowe...oczywiście płatne...No jakaś chora chyba jestem... Przyznaję, że mój mąż już chodzi z aureolą nad głową, bo wyobraźcie sobie - w tygodniu orze w pracy, wieczorami kontroluje budowę, dostarcza materiały, a w "Łikędy" obarczony córką 7 latką i szczeniakiem próbuje jeszcze coś zrobić sam w tym naszym domku. Ja wszystkie soboty i niedziele miałam w listopadzie zajęte przez naukę

 


Wszystkim znajomym na pytanie: Kiedy przeprowadzka ? od trzech miesięcy odpowiadamy tak samo: za dwa tygodnie. I te dwa tygodnie tak się ciągną... Ale Święta w domu, choćby na betonie!!!

 


A co na froncie? Ano mamy już tynki zewnętrzne (tradycyjne), chociaż przyznam szczerze, że miałam obawy. Kiedy przybyli tynkarze i rozpoczeli prace - natychmiast przyszła zima. Mróz i szron, woda w rurach zamarzła. Już druga zima w przeciągu tego półrocza (pierwszy atak zimy w kwietniu, drugi w październiku - co za fatum!). Ale na szczęście odeszła, i tynki są. Dom od razu wygląda lepiej, bo te nasze pustaki to można powiedzieć, że były "piękne inaczej". Ciekawe, czy na wiosnę tynk odpadnie?

 


Przybita jest podbitka - drewniana. Kiedyś wieczorem żartowaliśmy, że zanim przybiją ostatnie deski trzeba będzie policzyć koty - czy są wszystkie. Bo one lubiły kotłować się na stychu i demolować położoną tam wełnę mineralną. No i co? Nazajutrz w sobotę jeden z panów mówi, że rano na karmienie stawił się tylko jeden kocur, a w nocy coś miauczało...Dzięki Bogu szybko zlokalizowano "zapodbitkowanego" nad wykuszem Filemonka i zwrócono mu wolność. Parapety zewnętrzne są z blachy tej samej co obróbki blacharskie dachu, więc udało się wykorzystać pozostałą po kryciu blachę i jednocześnie nie wprowadzać na elewację niepotrzebnie kolejnego obcego kolorystycznie i ideowo elementu. Blachę przyciął nam i pozaginał "Pruszyński" za całe ...82 zł. To chyba najtańiej zrobione parapety w całym układzie warszawskim.

 


Tymczasem we wnętrzu grasowała ekipa młodych "Wykończeniowców", układając hektary płytek. Dokładnie ile to napiszę może później, ale ze 150 m2 to pewnie będzie. Płytki Alcorense: Nebrasca szara w kuchni, Nebrasca almond w salonie i jadalni, w holu Cordiliera grafitowo - kremowa w karo (ten kremowy to właściwie ten sam kolor co w jadalni). Ubikacja to Acer: Jeantonic - takie płytki o fakturze dżinsu (indygo na podłodze i kawałek na ścianie, reszta jasnoszare, w łazience zaś Linaza Moca i Crema - jasnokremowe i jasnokawowe na podłodze. No i zamiast kabiny prysznic z luksferów - w kolorach adekwatnych do płytek. Ładniejsze byłyby matowe, ale cena zdecydowała, że są przezroczyste i też ładnie. A w pomieszczeniu techniczno - pralniczym zastosowanie znalazły archaiczne płytki ( jasnoszmaragdowe, taki wodny, czysty kolorek) kupione przed wielu laty do łazienki w mieszkaniu. Wówczas nie zostały wykorzystane, a teraz po 6 latach dokupiliśmy kilka sztuk i terakotę z tej serii (Tubądzin) i leżą. Właściwie to wszystkie płytki mają podobną spokojną kolorystykę, tylko te turkusowe się mocno wbijają w oko. Jeśli chodzi o fugi (Mapei), to "koń by się uśmiał". Wybrałam takie kolory fug, żeby były właściwie niewidoczne, mają po 2 mm szerokości. W kuchni i salonie poszło nieźle, w hollu też, ale już w ubikacji nastąpił pierwszy syndrom "Innego spostrzegania kolorów" przeze mnie i wykonawców. Mąż pozostawił mi wolną rękę, kupiłam srebrnoszarą i grafitową do WC, w łazience miała być kremowa (ta sama co w salonie) i jasnobrązowa na podłodze, tam gdzie kawowe płytki. Generalnie tłumaczyłam, że fugi mają być niewidoczne, tam gdzie jasno jasne, tam gdzie ciemno - ciemne. Jasne? No i niestety ...Pierwszy zgrzyt - położyli srebrną fugę między ciemnymi płytkami na ścianie wc. Poprosiłam o zmianę na ciemną, że ta srebrna nie tu, tylko między jasnymi. Wydrapali, powtórzyliśmy co i jak...Nazajutrz przyjeżdżam, chłopak smaruje ciemną w ciemne - myślę - dobrze. Uśmiechnięty szef prowadzi mnie także do łazienki i prezentuje zafugowaną całą kremową łazienkę...na srebrno . Myślę, że to żart, ale niestety prawda. Pytam - czy nie zauważył, że nie pasuje... On na to, że między te kawowe to rzeczywiście nie bardzo, ale między jasne to nawet ładnie, bo na dekorach jest trochę srebrnego. A przecież ta z salonu miała iść do wc... Nie?!?

 


I w miarę jak moje oczy powiększały się jego uśmiech tężał na twarzy... W efekcie ja kupiłam kolejne wiaderko fugi za 18 zł, a oni stracili dwa dni - jeden na skrobanie, a drugi na powtórne układanie właściwej fugi. Jest tak jak chciałam, ale im współczułam. No i w salonie podłoga nieskończona, czekamy na kominek. Tarnawa tak się rozpowszechniła, że oczekiwanie ma potrwać jeszcze trochę. Potem dokończymy podłogę, na razie jest wyrwa przed kominkowym miejscem.

 


Wnętrze domu także wyposażamy zgodnie z ideą "teraz Polska", tacy jesteśmy patriotyczni. Ceramika łazienkowa - Koło. Wstawione są ościeżnice do niektórych pomieszczeń, bo jak ostatnio wspominałam drzwi na razie tylko niezbędne, w tym tygodniu pewnie przyjadą skrzydła. Myślałam najpierw o Polskone ( chyba na forum oceniano je lepiej), ale będę Porta Wiedeń, białe, najprostsze. Na montaż po pomalowaniu kuchni czekają już meble kuchenne - zestaw BRW, z płyty oczywiście, za 5400zł. Co prawda mocno zostały skrytykowane za jakość w wątku wnętrzarskim, ale ja zamierzam je użytkować bardzo długo i tak mi dopomóż Pan Bóg i wszyscy Święci. Mam też już lodówkę, pralkę i płytę z piekarnikiem i okapem, większość sprzętu to Amica. Zmywarka na razie ...ręczna.

 


Niestety wskutek znacznego niedoboru gotówki nie kupujemy na razie rekuperatora. I tak oprócz kredytu zaciągnęliśmy pożyczkę - na najbardziej niezbędne rzeczy np. parapety, panele na podłogę.

 


Zmieniło się też trochę otoczenie - pan koparkowy obłożył nasz domek ze wszystkich stron humusem, który cierpliwie czekał od wiosny. Strasznie wielka zrobiła się ta nasza działka bez tych dwu wielkich gór ziemi. Została tylko mała górka - przyda się Magdzie na sanki w zimie, a na wiosnę usypiemy z niej taki płaski wał od strony zachodniej. Tam posadzę sosny, kosodrzewinki i będzie osłona przeciwwiatrowa.

 


Bałagan i śmietnik okrutnie się rozrósł, ponieważ nie mamy stałego kontenera na odpady tylko zamawiamy, wrzucamy śmieci i nazajutrz wywożą. A ostatni raz wywozili ze dwa miesiące temu. Więc najbliższy weekend zapowiada się pracowicie. Mogłyby jakieś krasnoludki czy Mikołajki pomóc.

Osówka

Osówkowy dziennik budowy

17 października 2003

 


No to mamy już drzwi. Drewniane ze Stolbudu Włoszczowa, sosnowe pomalowane kolorem "dębowym" Kosztowały ze 4 tys, bo mamy otwór 160 cm, z czego część to drzwi właściwe, a część to nieruchoma dostawka. Chcieliśmy, aby pasowały kolorystycznie do okien, ale drzwi dębowe były dla nas za drogie, nawet sosnowe bez wczepów przyprawiały męża o jęki. Kiedy je zamawialiśmy, to zależało nam na czasie, ale kiedy zadzwonili do nas , że już 6 października przyjadą z drzwiami pojawił się problem...natury finansowej. No co tu się oszukiwać - straciliśmy płynność finansową. Skończyły się oszczędności, a kredyt nie chciał spłynąć. Bank czekał na wpis do hipoteki, a nie było to proste. W księdze wieczystej oprócz naszej działki budowlanej jest i druga - też nasza działka, więc hipoteka obciążałaby wszystkie. I gdyby jakimś pechowym trafem nie udałoby się nam spłacić kredytu, to też nie moglibyśmy sprzedać tej wolnej działki w celu jego spłacenie, bo miałaby obciążoną hipotekę. Sytuacja byłaby patowa, więc cudem i szybko udało się założyć nową księgę dla tej drugiej działki i oto spłynął deszcz pieniędzy.

 


Deszcz nie był jednak tak rzęsisty jak ostatnie ulewy - właśnie ustalaliśmy wczoraj listę wydatków i znacznie przekroczyła ona możliwości...

 


Zatem: zmywarka może w przyszłym roku, sprzęt AGD na raty, drzwi tylko do łazienki, wc, naszej sypialni i pokoju córki. I to takie tanie - pewnie Polskone, spiżarnia, techniczne i jeden z pokoi powiększą otwartą przestrzeń domu Za to będą meble do kuchni, parapety (bo inaczej koty pozrywają druciki od alarmów), terakota i glazura, "porcelana toaletowa", rekuperator i wkład kominkowy. Na obudowę kominka też poczekamy. Powinno starczyć na dokończenie podłóg, tynków zewnętrznych i zrobienie podbitki. A wyrównanie podjazdu i zagospodarowanie okolicy domu? A malowanie ścian? A jakieś szafy garderobowe? Stół - to chyba taki plastikowy ogrodowy - może jakaś posezonowa wyprzedaż? Meble w przyszłym roku, kiedy fiskus nam odda "Ulgę". Ciekawe czy ktoś tak mieszka? Mimo wszystko cieszymy się i już nam się marzą wieczory przy kominku. I nasze koty też już o tym marzą, bo ostatnio już im chłodno. A domu ciepło, terakota się układa.

 


No to niech trzymają kciuki

Osówka

Osówkowy dziennik budowy

11 października 2003

 


Widzę jakąś szaloną wyrwę w relacjach z naszej budowy, ale troszkę się usprawiedliwiam. Wskutek wirusa straciłam możliwość korzystania z komputera na miesiąc. Dopiero wtedy okazało się, jak mocno uzależniłam się od codziennego studiowania forum, od poszukiwania informacji. No jak bez ręki po prostu. Tymczasem akurat osiągnęliśmy stan "wykańczania" inwestora. Wszystko już mi się trochę miesza, ale postaram się zrelacjonować ostatnie tygodnie.

 


Na początku września, kiedy nastąpił pierwszy atak zimy w tym roku spotkaliśmy się z panem od tynkowania. Firma wypróbowana przez forumowiczów am i Maluszka, ale mąż i tak obejrzał ich pracę, akurat byli w naszym mieście. Cena ogólnodostępna, czyli 21 zł/m2 - tynki gipsowe. Nie dowierzałam, kiedy Pan oświadczył, że zaczną w poniedziałek i skończą w tymże tygodniu, ale tak rzeczywiście się stało. Zimno było, w domu przeciągi jak cholera (bo jeszcze bez okien), a panowie dzielnie we trzech wytynkowali do piątku w południe, posprzątali i pojechali. Wrażenia nasze i innych osób macających tynki - pełne zauroczenie.

 


W tymże tygodniu w środę w czasie tynkowania przyjechały nasze okna. Dla przypomnienia rehau brillant - made in Babice. Wstawili je szybko, ale gdy pojechałam je obejrzeć spotkała mnie niespodzianka...Otóż mimo dwukrotnych pomiarów okna w wykuszu - takie łamane pod kątem prostym zrobili za krótkie. A tę powstałą szparę ok. 8 cm utkali styropianem i kotwy rozciągnęli do granic wytrzymałości, aby sięgnęły do muru. Oczy wyszły mi z orbit i nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, gdy tynkarze (chyba chcieli ocalić tych montażystów) zaczęli mówić, że to nic nie szkodzi, oni mi to ładnie zasłonią, zatynkują itp., że nic nie będzie widać i właściwie to przecież styropian jest ciepły

 


No tak przecież nie może być! Mąż od razu za telefon i do Pana od okien (tj. właściciela firmy, on nie brał w tej szopce udziału), opowiada mu o "nowoczesnym montażu'". Tu szef zareagował szybko i "zawodowo" - a jest on wyjątkowo energiczny. Więc nazajutrz panowie przywieźli nowe ramy już o właściwej długości i zamienili je, zaś na nowe szyby musieliśmy poczekać, bo zakład zamawia je u producenta. I jeszcze zamienili drzwi tarasowe, bo mamy ich dwa komplety - jedne z jadalni na taras, a drugie w pokoju córki. Są takich samych rozmiarów, ale te w salonie miały się otwierać najpierw lewe skrzydło, a u Magdy najpierw prawe - tak wynika z planów zagospodarowania wnętrza i wygody w użytkowaniu. Teraz czekamy jeszcze na regulację i wówczas będę mogła polecić tę firmę każdemu. Za okna zapłaciliśmy 14 tys z montażem, a właściwie za montaż symbolicznie mało, bo daliśmy chyba 95% zaliczki za okna. Takie drobne szaleństwo , ale chyba było warto. Tynkarze od razu te okna obrobili, i wyglądało wszystko bardzo ładnie.

 


Kiedy już były okna i tynki należało dom zamknąć i zabezpieczyć. Jak już wspomniałam wcześniej właściwe drzwi przyjadą dopiero w październiku, a tu tynkarze wyjechali w piątek i co zrobić? Mąż w pełni się poświęcił i postanowił przenocować do soboty, bo w sobotę z pomocą ojca i brata zrobi drzwi. Zaopatrzony w śpiwory, termosy, latarkę i przycisk antynapadowy od jeszcze ciepłego, świeżozamontowanego systemu alarmowego uwił sobie legowisko ze styropianu w salonie, obłożył się wszystkimi trzema naszymi kotami i jakoś dotrwał do rana. Gdyby nie te koty to pewnie by zamarzł Nazajutrz wykonali "wrota" wejściowe, które funkcję swą spełniają do dzisiaj. A zrobili je tak porządnie, że trochę się boję, aby w czasie demontażu nie rozpadły się ściany...

 


Tymczaem po przerwie na wyjazd do Francji powrócił nasz majster Pan Wacław (tam chwyciły trafiły go "korzonki" i nie mógł u obcego kapitalisty pracować), co bardzo mnie ucieszyło. Nie dlatego, żebym mu nie życzyła zarobków w walucie, ale nikt tak nie zadba o moje małe kotki jak on. A i w robocie dokładny, więc powitaliśmy go z otwartymi ramionami. Powstały więc donice przed wejściem i zaczął tynki zewnętrzne, takie tradycyjne. Wokół okien robiłł piękne opaski z tynku (nie ze styropianu). Niestety korzonki znów go uziemiły i tym razem nna zawsze - lekarz zabronił mu pracy w polowych warunkach pod groźbą utraty zdrowia na stałe..

 


Zatem podszukujemy fachowca do tynków cem. - wap. i ich pomalowania. Może ktoś kogoś poleci? Bo zima się zbliża...

 


Któregoś dnia wybrałam się aby zamówić farbę do malowania elewacji. Jedno wiadro już stało w garażu, bo miały być pomalowane tynki nad wykuszem jeszcze przed położeniem dachówki na wykuszu (żeby potem nie chodzić po tej dachówce, nie zachlapać itd). Farba silikatowa Atlas, kolor 002. Kiedy zakupiłam tamto wiaderko w sierpniu, szacowaliśmy (z informacji od pani w hurtowni), że potrzeba będzie ok. 10 wiader., każde ok. 200 zł. Wydawało nam się drogo, podobno silikatowa miała być tania.

 


Kiedy więc zamawiałam nową porcję i pani wyliczyła mi, że tym razem starczy 4 wiadra byłam zdziwiona, a gdy z przygotowanych 500 zł (wg. poprzednich doświadczeń) na zaliczkę poprosiła 60 zł moje zdziwiennie przerodziło się w podejrzenie. No i jeszcze majster coś mówł, że tamtą wtedy nie mógł malować mokrego tynku, więc jej nie użył i że wg. instrukcji potrzebny jest jakiś preparat do gruntowania. A do silikatu przecież nie ma potrzeby...jak to dobrze, że majster czytał instrukcje..

 


No i po sprawdzeniu wiaderka w garażu okazało się, że mamy tam farbę SILIKONOWĄ, której właściwości, cena i kolor 002 (!!!) znacznie różnią się od rzeczywiście wybranej! Dla męża słowa silikatowa i silikonowa widać brzmiały podobnie, albo pani źle usłyszała, ale efekt jest taki, że nie przyjmą od nas zwrotu, bo na zamówieniu stoi jak wół - silikonowa. Najwyżej przyjmą ją w komis .

 


Zaraz po tynkach i oknach udało się znaleźć panów do sufitów podwieszanych (24 zł/m2 stropu). Cena obejmuje wykonanie stelaży, ułożenie folii, płyt, ułożenie wełny 20 cm, nabicie desek na strychu w części użytkowej ok. 50m2, oraz wykonanie sporej ilości otworów na rekuperatorowe anemostaty, rury kominkowe DGP, ponad 20 dziurek na halogeny. Panowie zrobili też ażurową ściankę między jadalnią a kuchnią, a także boczne ścianki "biblioteczek" w salonie.

 


W suficie nadal jeszcze nie mamy schodów na stryszek tylko dziurę i drabinę. Przez ten otwór koty wchodziły sobie z dworu przez strych i desantem do domu, wprawiając czujki alarmowe w stan histerii i brudząc w pokojach. A to niewdzięczniki - mają przecież swoją willę ze styropianu, a w niej koszyk z polarowym materacem! Więc odcięliśmy im ten szlak turystyczny zasłaniając otwór płytą GK.

 


Na podłodze pojawiły się wylewki samopoziomujące, wyrównujące wyspy i doliny naszej płyty fundamentowej. Grubość wylewki miejscami sięga prawie 2 cm, ale teraz już jest równo. Przyjechały agregaty do ogrzewania podłogi i zrobiło się ciepło. W kuchni na ścianach i podłodze przylepiają się płytki (układanie po 25 zł/m2), Powiem szczerze, że jaka płaca - taka praca, płytki troszkę nierówno. W kuchni daruję, ale zaraz wchodzą do salonu i tu sprawa przybierze inny deseń - albo równo, albo wcale. Mamy zaprojektowany dośc nietypowy układ płytek - trochę skosem, trochę prosto - więc musi być idealnie.

 


Tym czasem pojawił się nam w rodzinie nowy domownik - 2 miesięczny pies. Miał przyjśc do gotowego domu, ale cóż - budowa się opóźniła, a suka nie. Więc nasz obrońca ćwiczy zęby na meblach, odbywając kwarantannę w mieszkaniu teściówki. Jakoś się pogodziła z losem, ma obiecane pranie dywanów po naszej wyprowadzce. A ja pastuję wciąż podłogę i w ciągu tych dwu tygodni zrobiłam to więcej razy niż przez 10 lat mieszkania. Dobrze, że nauczył się chodzić do "toalety" na gazetę.

Osówka

Osówkowy dziennik budowy

26 sierpnia 2003

 


Sierpień wbrew temu, że ma 31 dni był miesiącem krótkim. A to dlatego, ze nasz Pan majster miał wesele w rodzinie, potem znów było święto, potem my byliśmy na wakacjach i prace trochę się ślimaczyły z powodu upałów ( no i naszej nieobecności - jak uprzejmie donosił nam sąsiad opiekujący się zza płota naszym kotem. Ale nareszcie koniec murowania, pokrywania dachu, koniec instalacji elektrycznej (mamy kilometr kabla!), rurki wodne też już na miejscu. Na samym końcu majster wymurował z obu stron kominka moją wydumaną ścianę z cegły, która nie będzie tynkowana, lecz tylko malowana. Taką ścianę pokazał mi kiedyś ( w fazie projektowania domu, jeszcze w ubiegłym tysiącleciu) nasz architekt i wydała mi się czymś bardzo oryginalnym, lecz teraz już widuję takie ściany w wielu miejscach. Trudno, jest naprawdę fajna.

 


Teraz czekamy na tynkarzy (poleconych przez forumowiczów - tu dziękuję Maluszkowi). Muszę przypilnować, żeby mi nie zatynkowali tej ściany, bobym paznokciami zdzierała ten tynk. Zamówione okna wstawiane będą na początku września, tuż po tynkach, a właściwie z małym zazębieniem, żeby obrobione zostały glify po wstawieniu okien. Chcieliśmy wstawić jednocześnie okna, drzwi i alarm. I byłoby cudownie, ale okazało się, że drzwi zewnętrzne z Włoszczowy możemy mieć na początku października...Więc na razie będą takie zastępcze, stodołowe wrota (z zamontowanym alarmem - super zestawienie ).

 


Sierpień upłynąl mi też na prowadzeniu wojny z osami (Osówka kontra osy). Miały gniazdo w ziemi i okrutnie atakowały naszych murarzy przy posiłkach, siedziały gromadą przy kranie z wodą, potem doszły ataki na robotników sąsiada Po kilku trafieniach zaczęła się wojna. Nasz majster był uczulony, więc zagrożenie było spore. Trucie gniazda niewiele pomogło, przylatywały sąsiadki z innego gniazda. Więc spreparowałam kilka pułapek z butelek po wodzie mineralnej, nalałam soku jabłkowego (osy lubiły go bardziej nawet od piwa) i w ciągu jednej doby złapało się około 100 os. Z kamienną twarzą robiłam im pogrzeb i nalewałam kolejne porcje soku. Naprawdę nie chciałam ich mordować, ale nie było wyboru. Polowanie trwało 5 dni i dało efekty - osy znikły, no czasem jakaś jedna przeleci.

 


Wczoraj w przeciągu 5 godzin powstała nasza oczyszczalnia ścieków (WIDBUD) - zanim przyjechałam z aparatem było już prawie po wszystkim. Właściwie to grunt wyglądał jak przygotowany do zasiania trawki, a jedyny ślad to mała wywiewka na przyszłym trawniku lub klombie i trzy przykrywki nad powierzchnią gruntu. Panowie zgodnie z naszą prośbą wykonali drenaż dłuższy o 33% i wymieniali częściowo podłoże, bo mieliśmy za słabo wsiąkliwe tzn. glina. Koszt ze wszystkim - 6200. Tradycyjne duże szambo u sąsiadów (18m3) wyszło za 6000.

 


No i bardzo ważna sprawa - był u nas cały komplet panów z Legalettu, aby ocenić stan naszej płyty. Pofatygował się osobiście sam "Pan Szwed", Pan konstruktor i znany wszystkim Legaletowcom Pan Wojtek. Oglądali, oglądali, wysłuchali sugestii naszych i kierownika. Na szczęście doszli do jedynego słusznego (naszym zdaniem ) wniosku - tylko wylewka samopoziomująca może przywrócić naszej płycie użytkowy charakter( dla ułatwienia dodam, że nie my poniesiemy koszty tej wylewki). Więc zwracam firmie honor, chociaż szkoda, że wcześniej tego nie obejrzeli - miałabym mniej stresów. Co ciekawe - płytę wykonywali panowie, których inni inwestorzy sobie chwalili. Pech jakiś czy co?

Osówka

29 lipca 2003

 


Jeszcze przed wyjazdem na wakacje w środę powrócili panowie od więźby, aby dokończyć jej stawianie. Chcieliśmy stanąć na wysokości zadania i obejść uroczyście "wiechę" . Po ustaleniu z grubsza z szefem ich ekipy jak ma to wyglądać zajęliśmy się swoimi sprawami (gorączka przedwyjazdowa, spotkanie z panią projektantką, spotkanie u notariusza itp., naprawdę plan tego dnia napięty). Flaszka i przegryzki już czekały w lodówce na uroczysty wieczór, tymczasem o 14.00 telefon, że już skończyli...No nie było szans na szybkie pojawienie się, bo notariusz na 16. Kierownik na gwałt ściągnięty zdążył odebrać robotę i panowie odjechali, widocznie woleli wrócić do domów niż czekać na tradycyjne toasty. Moim zdaniem to dobrze o nich świadczy. Kiedy na początku czerwca pytaliśmy o czas stawiania więźby pan trochę asekuracyjnie szacował, że w przypadku złej pogody to i 10 dni...tymczasem postawili ją w sumie w 4 dni w 5 chłopa!!! Super!

 


Kierownik i architekt nie mieli zastrzeżeń, my zachwyceni.

 


Tylko majster znów coś tam wypatrzył , a będzie naszym dekarzem. No coś takiego....ten człowiek mi naprawdę imponuje! Panowie z Wielunia przyjechali natychmiast po telefonie i w 35 stopniowym skwarze cośtam poprawiali.

 


A potem wyjechałam i wróciłam po dwutygodniowych wakacjach. Co prawda mąż zdawał mi relacje telefoniczne, ale miło było zajechać z wizytą i ucieszyć się namacalnie z wielu rzeczy. Otóż wybrał pana, który zrobi nam instalację wodną (właściwie przerobi to co wykonał nasz "ulubieniec" i zainstaluje kolektory na dachu. Zdecydowaliśmy się zrobić je od razu, bo oferta cenowa całkiem przystępna (Hewalex), w pralni wyląduje ogromny zbiornik na wodę. Co prawda efekty pracy tej instalacji poznamy pewnie dopiero za rok, ale już dziś się cieszę, że takie coś będziemy mieć. :).

 


Finalizuje się kwestia okien. Pewnie pojawią się w sierpniu po tynkach wewnętrznych. TYnki będą gipsowe.

 


Na dachu układa się dachówka, jest pokryta pierwsza połać. Wygląda ślicznie, zwłaszcza, że odbija się w niej niebo i nadaje grafitowej barwie lekko niebieskawy odcień. Blacha na obróbki idealnie pasuje, rynny też już przyczepione. No cudnie po prostu. Akurat za chwilę była burza i sprawdziłam jak działają rynny... Natomiast wśrodku szaleje pan elektryk i nawierca nasze ściany, wiesza kable, nawleka peszle...

 


Wcześniej nic o tym nie wspomniałam, ale skorzystaliśmy z pomocy pani projektantki wnętrz. Właściwie to sama instytucja projektanta wydawała mi się przeznaczona dla innej sfery ekonomicznej, ale nasi znajomi pokazali nam jej rysunki, a cena była naprawdę do przyjęcia. Najbardziej zależało nam na projekcie oświetlenia, bo "w tym temacie" u nas cieniutko, a to przecież bardzo istotny element wystroju. Zwłaszcza, że ja nie bardzo lubię firany, zasłony, dywany, a z czegoś ten nastrój w domu trzeba zrobić. Pani bardzo sympatyczna i doskonale wyczuła nasze potrzeby, bo zawsze pierwsze jej pomysły były trafione (proponowała zawsze kilka opcji do rozwinięcia). Wspólnie dopracowaliśmy zagospodarowanie kuchni, łazienki, salon, dokładnie ustalono miejsca baterii, gniazdek itp. kłopotliwych miejsc. Spotkań było kilka, sporo rozmów no i projekt jest. Pan elektryk był zaskoczony, że ktoś tak dokładnie miał przemyślane gdzie chce mieć te wszystkie wtyczki itp. Wydawało mi się , że tych punktów mamy strasznie dużo (około 100), ale właśnie wyczytałam w dzienniku AM-a, że on miał ze 400...a może źle pamiętam?

 


A teraz przedstawię to co obiecałam, czyli listę wydatków:

 


bloczki Pezam na ściany zewnętrzne- 23,5 tys !!!

 


cegły i bloczki silikatowe - 4,4 tys

 


cegła czerwona na kominy i niektóre ścianki- 2,6 tys.

 


cegła klinkierowa na kominy nad dachem 3,5 tys.

 


beton kom. na ściany szczytowe strychu 1,2 tys.

 


cement ok. 5,5 t 1,750

 


deski, stemple, stal, gwoździe, druty 6 tys

 


więźba i materiał na podbitkę 30 tys.

 


dachówki, rynny, blacha 16,8 tys

 


serwis kibelka toi-toi (!) 1 tys

 


robocizna za murowanie 12,5 tys

 


krycie dachu 9 tys

 

 


Po zsumowaniu wyszło 112 tys i powaliło mnie to.

 


Razem z płytą mamy za sobą jakieś 160 tys. Lekko poszło. Teraz będzie oporniej, bo do dna blisko. Ale może niedługo spłynie kredycik z kasy mieszkaniowej

 


Chętnie zaprezentowałabym jakieś zdjęcia, ale nie mam na razie dobrego aparatu, a poza tym nie wiem jak to się robi, żeby wkleić. Czytałam jakieś instrukcje na forum, ale jak to blondynka...

 


Nauczę się - to coś tu wstawię.

Osówka

10 lipca 2003

 


Na ostatnie pytanie z poprzedniej relacji jeszcze nie odpowiem, aczkolwiek "decydujące starcie" się zbliża. Powrócił "syn marnotrawny" pod postacią pana wykonawcy. Nie uprzedzam jednak faktów.

 


Tymczasem powoli wyrosły kominy- śliczne, wypieszczone. Nasz architekt stanowczo zabronił zamocować kratki wywietrznikowe na wylotach wentylacyjnych - ma być siatka, żeby ładnie wyglądało (a raczej właśnie, żeby nic nie wyglądało). Bo te kratki plastikowe są w kolorze białym brązowym i tyle. I poza tym paskudne....Więc kupiłam siatkę drobnooczkową ocynkowaną i tu popędził mnie z kolei majster. Ma być mosiężna!!! Na sto lat starczy. Droga jak cholera, ale efekt po zamocowaniu i pomalowaniu na czarno (dachówka i kominy grafitowe) fantastyczny. Ponieważ panowie pracują we dwóch, kominy były robione dłuuuuuugo, więc oczywiście "opóźnienie uległo zmianie". Niestety. Widocznie nie chcą się dzielić zarabianymi pieniędzmi z nikim innym. Ale naprawdę nadal wolę "dobrze" niż "szybko".

 


Mimo pozostawionego marginesu czasowego nagłe ( choć umówione...)nadjechanie więźby z Wielunia było zaskoczeniem. Okazało się, że nie ma ścian szczytowych, wokół kominów rusztowania, panowie montujący więźbę zniecierpliwieni. Generalnie doszło do jakiejś scysji między nimi. Więźbę wrzucili na wieniec i ustawili większość wiązarów. Resztę dokończą po kilku dniach przerwy, którą dali murarzom na skończenie. Tymczasem pojechali do domu, a i tak musieliby pojechać po belki na ganek, bo przywieźli za krótkie. Pan konstruktor i nadzorca w jednej osobie- przemiły młody chłopak. Właśnie musi coś wymyślić, bo nie zwróciliśmy uwagi, że ściana szczytowa wiaty nie ma właściwie ściany, tylko same wiązary i kończy się tak jakoś łyso, i za wcześnie, a pozostałe ściany mają ozdobne wysuwnice. Mam nadzieję, że coś wymyśli. A mi się serce kraje, bo deszcze padają okropne i ta moja więźba moknie.

 


Tymczasem ja przez tydzień pracowałam w kamieniołomie- to znaczy postanowiłam jakoś wykorzystać zniszczone pustaki Pezamowe. Było ich bardzo dużo- ze 130 (każdy ok. 15 zł)- to pamiątka po poprzedniej ekipie. Właściwie należą do naszego byłego wykonawcy, ale pewnie ich nie będzie chciał. Więc młotkiem rozbijałam te pustaki, wydłubywałam styropian, a pozyskany gruz chcę wykorzystać do utwardzenia pojazdu. No i kto zgadnie ile tego styropianu uzbierałam? 23 największe worki śmieciowe!!! Pełny kontener na pobudowlane odpady.

 


Wybraliśmy też wytwórcę okien (tu ukłon- Jprzedworski - dzięki za pomoc), będą rehau za 14 tys.

 


Dziwnie się układa wybór rekuperatora- Bartosz przygotował konkretną ofertę. Dość atrakcyjną, do negocjacji. Za to Aga gt- dostaliśmy obietnicę, potem rysunek, teraz znów obietnicę. Żadnych konkretnych wykazów, cen, dziwne to wszystko. Spiskujemy w sprawie rekuperatora z Jezierem- a może się uda wynegocjować wspólnie lepszy rabat, czy coś?

 


Wyjeżdżam teraz na dwa tygodnie, a mąż będzie pilnował budowy. Ma sporo zadań- elektryk, hydraulik z instalacją solarną no i wreszcie uproszczony dostęp do oczyszczalni ścieków. Ciekawe co zobaczę kiedy wrócę.

Osówka

Osówkowy dziennik budowy

Chciałam czekać z kolejnym wpisem na zakończenie murarki, ale to jeszcze parę dni. Budowa rozwija się powoli, wybył w nieznane jeden z murarzy pozostawiając w zapomnieniu namiot z dobytkiem. Fatum jakieś , albo na wszelki wypadek sam się wyrzucił z pracy, żeby mężowi odebrać tę przyjemnośc? Na szczęście panowie, którzy pozostali są bardzo, bardzo "Wporzo"- jak mawia młodzież. Nie są młodzi i szybcy, ale za to dokładni i staranni. Przez jeden tydzień wspomogli się sympatycznymi chłopakami ze swoich stron, wylane są wszystkie podciągi, wieniec, strop nad tarasem i właściwie zostały tylko ścianki wiaty, łazienki i kosmetyka otworów okiennych.

 


Tymczasem rynek okienny wygląda tak (z montażem): rehau billant z Diamentu lub Plastoramy - 14 tys , Veka ze Stolbudu - 19,5 tys, z m&s 19,5tys , salamandry ok16tys, Trocal 17,5 tys, no i na deser kommerling Butzbach za 21 tys. Gebauer dla porównania 22tys .Wygląda na to, że będzie rehau, zwłaszcza, że jak obiecuje Pchelek, nasz forumowy okienny guru - mają odpowiednie aprobaty na okna kolorowe. Różnica w cenie kolosalna, boję się wpaść na minę, ale nawet firma rehau chwali tego wytwórcę, bo ich zapytałam. No to chyba będzie dobrze?

 


Dachówka euronit eXtra grafitowa już zaklepana zimą za 16, 7 tys z folią Guttafol i orynnowaniem Marley czeka już na nas w hurtowni w Wolicy. Bardzo bezpretensjonalna obsługa wzbudziła w nas sympatię jeszcze w grudniu, a nikt nie dał lepszych rabatów. Teraz chcemy kupić cegłę klinkierową na kominy i takież same płytki na cokół - nie jest to łatwe, bo mają być grafitowe. W Konstancinie jest ponoć hurtownia hurtowników, tam ma być najtaniej. Muszę się szybko dowiedzieć czy może być dziurawka, czy musi być pełna.

 


Wspomnę jeszcze, że każda budowa wymaga widać ofiar, a pierwszą ofiarą jest córka Magda, która złamała nogę. Ja mam w pracy "sądne dni" - koniec stażu i egzamin, który przełożono mi trzeci raz! Mieszkanie leży odłogiem, znajomi i rodzina też. Aby sobie jeszcze dogodzić przygarnęłam kociaka, a że nie może mieszkać z nami-rezyduje na działce. Ma tam swój kartonowy pokoik w garażu, panowie go dokarmiają w dzień, a my wieczorem i bierzemy go na spacer. Właściwie już sam się zaczyna panoszyć na działce, wchodził też do betoniarki.

 


A teraz obsmaruję naszą "firmę wykonawczą". Jej właściciel od trzech tygodni nie pojawia się i nie dzwoni ani do panów budujących, ani do nas. Nie skończył płyty - poprawiał wyloty rur, bo były nie tam gdzie trzeba, a wynikło to po wymurowaniu ścian. Poprawiał, ale nie skończył poprawiania. (Legalletowcy - SPRAWDZAJCIE RURY PIĘĆ RAZY przed zalaniem betonu!!!) A potem znikł. Pewnie nawet nie wie czy i kto buduje nasz dom i na jakim jesteśmy etapie. Nie odbiera też naszych telefonów. Nam to wisi - nie dostał od nas jeszcze ani grosza. Ale jego pracownicy od 6 tygodni też!!! Nie płaci im wcale - my płacimy. Choć nie ma tego w umowie, ale nie potafimy odmówić, tym bardziej, że robota dobra. Jak to się skończy?

Osówka

24 maja 2003

Aktualnie powstają ściany wewnętrzne, kominy itp. Z nieskrywaną przyjemnością patrzymy na powstające ściany. Panowie pracują starannie, wiedzą też jak cieszy nas ten dom. Silikaty to bardzo wdzięczny materiał - takie równiutkie, czyste bloczki i cegiełki. Polecam. Z tym wieńcem "że to już za chwilę" trochę przesadziłam - wylewany będzie po zbudowaniu wszystkich ścian, bo część nadproży będzie lana, a także podciągi. Ale jak to blondynka - zobaczyłam szalunek i myślałam, że zaraz tam coś wleją. Zbrojenie wieńca już czeka na trawniku, ale przecież jeszcze ścianki od komórek i od wiaty nie wyszły z płyty. Tymczasem zbieramy oferty na okna. Będą Rehau brillant , albo Kommerling eurofutur, albo Trocal cośtam. Muszą być naprawdę ciepłe, bo będziemy mieć ich sporo - 16 szt (34m2), a ogrzewanie prądem. Aby było taniej i mniej problemów wskutek nagrzewania od strony zachodniej zrobimy nieotwieralne. Wielka witryna w salonie od południa z widokiem na ogród także. Mąż dogadał sprawę więźby - będzie moja faworytka tj. prefabrykowana. Jest niestety droższa, ale mam nadzieję, że będzie dobrze i szybko postawiona.Ruszyłam też sprawę oczyszczalni - nasza gmina sprzyja tego typu rozwiązaniom. Mam już warunki zabudowy i zaraz pomknę z wnioskiem o pozwolenie na jej budowę. Tutaj wyboru dokonał Pan Mąż - będzie "WidBud". Bardzo chcielibyśmy, aby wszyscy nasi sąsiedzi poszli tym tropem (oczywiście chodzi o oczyszczalnię, nie o konkretną firmę). Byliśmy też na targach na Torwarze. Wybraliśmy sobie wkład kominkowy - Tarnawę. Wygląda dość masywnie, ale jest ponoć odporna na eksperymenty paliwowe. Akurat diler ma siedzibę w sąsiedztwie, więc liczę na owocną współpracę. No i jeszcze od dwóch dni mamy sad...Wsadziliśmy 12 drzewek owocowych: jabłonki, gruszki, czereśnie, wiśnie i śliwki. Przywiozłam je sama na fotelach naszym "unem", razem z córką. Cudem się zmieściły, bo każde miało foliową donicę, a Magda siedziała na swoim foteliku po turecku. Drzewka są takie malutkie, że ledwo je widać z dorodnego perzu pokrywającego większość naszej działki. Ale aby oszczędzić im losu pewnego wielokrotnie koszonego, zaoranego i wałowanego klonika (który mimo wszystkich tych przeżyć dalej rośnie), muszę je jakoś zaznaczyć. Może czerwone kokardki? Przy okazji ochronią też od uroku (..?..)

Osówka

16 maja 2003

 

Nie chciałabym być nudna, ale Mąż znów podziękował jednemu panu za pracę, bo kiedy pojechał na codzienną lustrację ów pan spał na naszej ekskluzywnej płycie słodko wtulony w pustak Pezam. Był mocno "znieczulony" . Mąż podszedł już do sprawy rutynowo i bez emocji, osobiście odwiózł go nazajutrz do pociągu, bo pan był wyposażony w sporo bagaży. Chyba zaczniemy na garażu zaznaczać kreskami wszystkich "trafionych - zatopionych", bo już tracimy rachubę.Natomiast pozostali murarze (gdy minął już im stres, bo obawiali się, że za jednym cięciem oni też wyjadą) rozluźnili się i wręcz podziękowali za usunięcie "balastu". Przysposobili sobie pole namiotowe pod naszym laskiem, zaanektowali grilla, zamieszkali na miejscu . Okrutnie teraz mokną i marzną w nocy - bo padają deszcze, ale w ten sposób oszczędzają na wynajmowaniu kwatery. Taki ich wybór. Chciałabym napisać, że bardzo mi się podobają, pracują szybko i dokładnie, są sympatyczni. Ale boję się zapeszyć. Poczekam do końca ich pracy, który chyba nastąpi szybko. Dzisiaj (8 dzień budowy, bo jeden zmarnowali na rozebranie radosnej "tfu-rczości" poprzedników) kończą ściany zewnętrzne, do wieczora pewnie ułożą nadproża, a jutro powstanie wieniec i podciągi. Kurczę!!!!! Gdyby to oni byli od początku, to już kończyliby ściany wewnętrzne!!!

 

 

[ Ta wiadomość była edytowana przez: Osówka dnia 2003-05-17 22:10 ]

Osówka

10 maja 2003

Nadzieja nadzieją, ale dziś pojechaliśmy skontrolować naszych najnowszych budowniczych. W końcu w świetle ostatnich wydarzeń jest to oczywiste. A poza tym pańskie oko konia tuczy, więc tuczymy jak najczęściej. Wzięliśmy ze sobą architekta, aby mógł spełniać "nadzór autorski". A tak naprawdę to chodziło nam o to, by swym okiem, które już wiele cudów widziało ocenił powstające ściany. Po przyjeździe nie zastaliśmy panów, a plac wyglądał jakby opuścili go w dużym pośpiechu. Mam na myśli porządek. Panowie we wtorek rozebrali poprzedni twór "ścianopodobny" i od środy zaczęli murować. Przez trzy dni położyli pierwszą warstwę, oraz połowę wysokości ścian południowych (ściany mają 11 warstw bloczków i wieniec),po 4 warstwy wschodnich, trochę zachodnich i "wyciągnęli" (tak mówią ponoć fachowcy)wszystkie narożniki. Tak na oko wykonali 1/3 pracy przy ścianach zewnętrznych, co daje nadzieję, że w przyszłym tygodniu dokończą je całkiem. Więc jest spora szansa, że po tych wszystkich perturbacjach zbliżą się do harmonogramu i grozi nam zakończenie murów w terminie. Byłoby fantastycznie. Architekt dokonał osobiście pomiarów pionów, poziomów, prostopadłości i orzekł: to jest budownictwo, a nie prom kosmiczny, wszystko się mieści w tolerancjach budowlanych. Ufff...Zatem jest dobrze.

A jak to jest z wiechą? Czy się ją przyczepia na pierwszym kawałku więźby, który powstanie, czy dopiero jak cała więźba gotowa?

 

[ Ta wiadomość była edytowana przez: Osówka dnia 2003-05-14 22:10 ]

Osówka

7 maja 2003

Jak pomyślę, że Jezier z forum już szykuje więźbę, to mnie coś strasznie kłuje. Bo zaczynaliśmy budowę w podobnym terminie. Chyba to zazdrość. Bo u nas po raz kolejny powstaje pierwsza warstwa ściany. Dlaczego kolejny? Ach...

Płyta fundamentowa wyszła przyzwoicie, choć odchyłki w poziomie są trochę większe od tych, które obiecywano (wyszło 18 mmm największej różnicy). Po konsultacji z Filo z forum (tu mu dziękujemy za rady), postanowiliśmy nie rozdzierać szat(bo w bloku mamy po 3cm różnicy w pokoiku 10m2)i kontynuować budowę, bo czas to pieniądz. Beton zastygł ładnie, ale panowie nie śpieszyli się z wejściem "na ściany". Bo konstruktor ocenił, że nasze bloczki ciut ciężkawe i mogłyby świeżą płytę przełamać. Wreszcie nadszedł termin ułożenia narożników (29 kwietnia)i zaproszony do współpracy geodeta z niwelatorem dopomógł wypoziomować kilka pustaków. Co prawda zdziwiło nas, że na placu pojawiła się znów nowa ekipa (już trzecia), ale nadal zachowaliśmy stoicki spokój. Widać taka u nich wysoka specjalizacja. Tempo było mozolne, ale przecież "pierwsza warstwa musi być dokładna".

Niestety kolejne dni coraz bardziej wykazywały, że panowie murarze to ścianę jednowarstwową widzieli tylko z daleka i była to prawdopodobnie stodoła lub kurnik.

Mąż wizytujący wieczorami naszą działkę w celu obserwacji postępu robót zaczynał przypominać Kubusia Puchatka, który "im bardziej zaglądał do domku, tym bardziej Prosiaczka tam nie było". A kiedy panowie swój brak kompetencji zaczęli wspomagać "garażową" konsumpcją pożegnał ich gwałtownie i poinformował o tym szefa ekipy. W przypływie rozpaczy zaczął natychmiast osobiście uszczelniać nieszczęsną ścianę pianką. Widać było gołym okiem, że ściana nie może tak wyglądać. Byliśmy zdruzgotani - jak to się mogło stać? My tacy niby zapobiegliwi, naczytani, itd. Tragedia...

Mąż wyjechał ochłodzić ból nurkując w Bałtyku, a ja spędziłam weekend piknikując z rodziną i znajomymi na zgliszczach naszych świetlanych planów. I wtedy nas oświeciło, że tak naprawdę to problem mamy nie my, lecz wykonawca!!!! Mamy dobrze skonstruowaną umowę, i kierownika, który nie przyjmie tej roboty. I rzeczywiście lustracja nieszczęsnej warstwy wykazała, że nadaje się tylko do rozebrania. Nasz kierownik tego zażądał, a szef firmy wstydził się okropnie. Najbardziej zabolało go to, że koszty zniszczonych materiałów ponosi właśnie on - tak wynika z umowy. Strach pomyśleć co byłoby, gdybyśmy nie mieli "naszego" kierownika i dobrze skonstruowanej umowy - to mąż tak się wykazał przezornością, choć w swej naiwności nie myśleliśmy, że tak szybko z tego skorzystamy. Mamy satysfakcję i stracony tydzień.

I mamy też jeszcze - dla odmiany- nową ekipę. Dla ułatwienia dodam, że wykonawca jest cały czas ten sam, ale ma kilka ekip murarskich. A na działce pięknie, zielono. Znów mamy nadzieję!!!

 

 

[ Ta wiadomość była edytowana przez: Osówka dnia 2003-05-07 21:54 ]

 

[ Ta wiadomość była edytowana przez: Osówka dnia 2003-05-07 23:09 ]

Osówka

Osówkowy dziennik budowy

17 kwietnia 2003

Jak widać po dacie nastąpiła znów lekka obsuwka w zawrotnym tempie naszej budowy. Właśnie szefowie z nieznanych nam przyczyn zmienili ekipę budującą, co wpłynęło na drobny przestój. Pewnie wcale to by nas nie wzruszyło, ale kiedy po "zimowej przerwie" nadeszła piękna pogoda to nawet te 2 dni mnie dręczyły.

Ale już JEST PŁYTA !!! PŁYTA! PŁYTECZKA!!!

Od 10.30 do 19.30 wtłoczono ok. 50 m3 betonu w naszą podłogę. Płyta wygląda na pierwszy rzut oka równo i poprawnie, ale już wkrótce przybędzie mój ojciec-geodeta, by skontrolować niwelatorkiem rzeczywisty stan rzeczy. Już raz sprawdzał pracę dzielnych ex-budowniczych i wypadli doskonale. Wymiary przekątnych ok. 20.70 m zgadzały się co do centymetra, a kształtki styropianowe różniły się poziomem najwyżej o 4 mm. Sądzę, że to dobry wynik. Ciekawe jak wypadnie obecna ekipa?

A teraz informacje troszkę cięższego kalibru tj. koszty:

33 600 - Legalett

5 250 - pospółka (mogło być mniej, gdybyśmy nie kopali na oko)

9 000 - beton

3 000 - rury wod.kan., odkurzaczowe, deski, cement, itp.

Razem wyszło ponad 50 tys.

Nieźle, jak na stan zero (tak się chyba to określa, kiedy budynek wychodzi na powierzchnię). Teraz przerwa Świąteczna, ale przyda się betonowi. Już jutro urządzimy mu Lany Poniedziałek, a także Laną Sobotę.

Osówka

Osówkowy dziennik budowy

7 - 14 kwietnia 2003

Ten tydzień został wykreślony z naszej świadomości na zawsze. Jesteśmy pogrążeni w depresji, czekamy na odwilż. Ekipa ma wolne. W czwartek wizytowałam naszą działkę - obraz nędzy i rozpaczy. Było tak czysto, równiutko i porządnie, a teraz - błoto, strzępy folii, rozdmuchane przez wichurę resztki styropianu, i zardzewiałe zbrojenie. Wbrew pocieszeniom zawodowców mnie najbardziej frustruje widok tej rdzy...

 

 

[ Ta wiadomość była edytowana przez: Osówka dnia 2003-04-10 22:33 ]

Osówka

Osówkowy dziennik budowy

6 kwietnia 2003 - "Tańczący z foliami"

Dotychczas wszystko się za dobrze układało i tak czekałam kiedy się wreszcie coś spaprze. No i się doczekałam. Już prawie wylewć mieli beton w ten nasz naszpikowany instalacjami basen styropianowy, gdy mąż i kierownik budowy przypomnieli sobie o próbie ciśnieniowej instalacji wodnej. Podobno Szef ekipy rzucił mordercze spojrzenie (że to niby strata czasu), lecz na próbę musiał się zgodzić. Zatem zalewanie betonu musiało chwilę poczekać. Rury napełniono wodą i zamontowali jakiś miernik. Rano mąż nie zjadłszy nawet śniadania pojechał sprawdzić, czy ciśnienie się trzyma, a raczej,żeby sprawdzić, czy rurki wypełnione próbną wodą już rozsadził lód. Bo tymczasem w nocy podstępnie nadeszła znów ZIMA!!! STRASZNA!!!! Prognozy na cały tydzień tragiczne.Na szczęście z rurkami wszystko w porządku, ale...Oczywiście beton odwołano, a naszym zadaniem było nakryć czymś gotowe wnętrze płyty. Najlepiej folią, więc kupiliśmy 10 folii malarskich, grubych. Każdą płachtę po rozwinięciu porywał taki wiatr, że zanim przyduszaliśmy ją deskami to darła się o zbrojenie, lub wyrywała i lądowała w sosnowym młodniku u sąsiada.Poczułam się jak himalaista na K2 - lodowata zawierucha, śnieg walił, a ja odlatywałam na kolejnej folii na mój sztachetowy płot. Więc najbliższy tydzień spędzimy bez budowania, czekając na nadejście lata. Bo wiosny w tym roku nie będzie.

Osówka

Osówkowy dziennik budowy

4 kwietnia 2003

Miałam rację - rury musieli poprawić. Ta budowa rozwija się tak szybko, że nie zdążyliśmy zamówić ekipy do zamontowania odkurzacza centralnego, bo tak długo studiowaliśmy oferty. Gdy wybraliśmy Beama to Pan Beam już nie miał czasu, za to Pan z Vacu - Maid był na tyle miły, że po rozmowie telefonicznej z mężem sprzedał mu rurki właściwie w nocy po powrocie z jakiegoś montażu. Jak myślicie - u kogo kupimy potem resztę sprzętu? Po przestudiowaniu wątku o montażu rurek odkurzaczowych przez innych forumowiczów (czyli, że łatwo)zdecydowaliśmy się powierzyć ich ułożenie Panom budowniczym. Mam nadzieję, że nie znajdę wylotów na środku salonu...

Tymczasem - ułożono już wszystkie kształtki styropianowe, w niebo sterczą rury kanalizacyjne i wodne, leży już siatka zbrojąca i rury od ogrzewania. Stal trochę straciła na wyglądzie po deszczach - była stalowa , a jest ruda. Ale to podobno nie ma znaczenia - zaraz ją zaleją betonem. Miło jest pomyśleć,że w fazie "fundamentowej" mamy już za sobą instalację CO, większość działań hydraulicznych i odkurzacz. Pamiętaliśmy też o wlocie powietrza do kominka i drugim dla rekuperatora. A o czym zapomnieliśmy ? Jakieś sugestie? Dowiemy się pewnie wkrótce...

No i jeszcze ważna rzecz - musimy wkopać akt erekcyjny (hi,hi). Lepiej późno niż wcale, w końcu betony jeszcze nie wlane, to zdążymy. Materiały do tej "erekcji" mam przygotować ja, więc do butelki wpycham opis rodziny, zdjęcia, pieniążek na szczęście, coś jeszcze? Podpowiedzcie jeśli wiecie !!!

Osówka

28,29 marca 2003

To niesamowite. Coś na co czekaliśmy tyle lat dzieje się na naszych oczach. Łza się kręci w oku.

Nie ma już naszego basenu, jest płaskie podwyższenie. Jestem zaskoczona, że podłoga będzie tak wysoko, ale to bardzo dobrze. Wzrosła szansa, że przez okna zobaczę coś więcej niż tylko własny płot, bo nasz parkan sztachetowy wyszedł nieoczekiwanie wysoki. Wokół płaskowyżu nabite są ławy, w nich gwoździki. Na gwoździkach majster z szefem zaplatają kolorową pajęczą sieć - tak wytyczają przebieg poszczególnych osi budynku. Jest ich sporo, bo nasz rodzinny architekt urozmaicił bryłę budynku. Potem w ubitej pospółce wykopują przepusty na instalacje: kanalizacyjne, wodne, elektrykę. Następnie z kształtek styropianowych układają obrys budynku. Już widać, gdzie będzie stał NASZ DOM. Łza spływa.

W niedzielę oprowadzając gości po placu budowy ze zdumieniem zauważamy, że odpływ od umywalki w łazience wypada na jej środku. Czyżby błąd? Wyciągamy szybko projekty, miarki. Kilka innych rur też jakby inaczej. Trudno, jutru rano mąż musi przyjechać i niech sprawdzą. Dobrze, że do zalania betonem jeszcze sporo czasu.

I jeszcze dodam, że ekipa utrzymuje na placu porządek jak trzeba. Podobają nam się. Tylko co z tymi rurami?

Osówka

Rok 2003

Ma to być rok przełomowy - rozpoczęcie i zakończenie budowy. Sprawnie, skutecznie i sensownie - "sen wariata". Dotychczas mieliśmy farta - możeby tak dalej?

Dom będzie parterowy, bez piwnic, poddasze nieużytkowe. Powierzchnia ok.145 m2, przy domu dwie komóreczki i wiata na samochód. Przydomowa oczyszczalnia ścieków, rekuperator, kominek z DGP. Kolektory słoneczne i pompa ciepła odsunięte w bliżej nieokreśloną przyszłość (niestety...kasa). Dach dwuspadowy, bez ekstrawagancji - tylko lukarna nad wiatą.

Wybraliśmy : grzewczą płytę fundamentową Legalett, ściany zewnętrzne jednowarstwowe z bloczków keramzytobetonowych z wkładką styropianową "Pezam", wewnętrzne ściany z silikatów, okna PCV "drewnopodobne" od zewnątrz, dachówki cementowe euronit.

A teraz wreszcie przebieg batalii:

1 marca 2003

Pierwszy termin rozpoczęcia budowy. Na naszej działce śnieg po łydki i mróz trzaskający. Odbywamy rodzinny kulig i przesuwamy termin rozpoczęcia budowy. Ekipa budowlana nie protestuje.

15 marca 2003

Szef ekipy odwiedza plac budowy. Basen szczelnie wypełniony wodą, po wierzchu pływa kra. Przesuwamy znów termin na 26 marca. Czy ta zima potrwa do listopada?

22 marca 2003

Mąż chce się wykazać i postanawia własnoręcznie ułożyć podłogę pod blaszak (lamusik). Zamawia 78 płytek betonowych z dziurkami i wykopuje płaski dołek. Każdą płytkę czule umieszcza i popukuję młotkiem, aby się równo ułożyła. Poprawia i znów poprawia.

Do wczesnego popołudnia układa 2 rzędy płytek, ręce ma jak sołtys Wąchocka (tzn do kolan). Pozostaje mu jeszcze 11 rzędów.

Tymczasem ja, jako pomocnik geodety wytyczam z ojcem osie budynku. Wzorem Alicjanki zanabyłam kalosze i teraz tkwię w nich po łydki w lodowatej, gliniastej brei trzymając tyczki pomiarowe. Wykop zrobiony okazyjnie w zeszłym roku okazuje się za głęboki, za szeroki i skręcony o kilkanaście stopni względem projektu. Hmm... Po skończeniu pomiarów ruszamy z odsieczą niedoszłemu brukarzowi. Ojciec pali papierosy i wspomaga werbalnie. Ja wygrabiam "szparagi" z perzu i udeptuję grunt. Mąż nabiera wprawy i zgrabnymi wrzutami umieszcza kolejne rządki płytek. Podobnie spędzamy niedzielę i podłoga (3x5m)gotowa.

I pomyśleć, że jakiś pan Wojtek za 200 zł chciał odebrać nam tyle przyjemności. Niedoczekanie jego.. Nazajutrz mąż nie może się ruszać, oboje mamy twarze ogorzałe od słońca i wiatru niczym "pieczenie zbójeckie", córka dostaje 39st gorączki. Angina. Ciąg dalszy budowy decydujemy się powierzyć zawodowcom.

25 marca 2003

Niecierpliwie oczekujemy jutrzejszego dnia. Pospółka zamówiona z transportem od rana, ekipa ma wyrównać wykop i zagęszczać dostarczany taśmowo w zawrotnym tempie żwir. Wieczorem dzwoni szef ekipy - nie ma sprzętu, który ma wyrównać wykop, a to musi być koniecznie "katapilar", bo tylko taki da radę. A żwir już prawie jedzie i co teraz...Jedziemy więc w okolice działki i nocą odnajdujemy zaczepione na słupach ogłoszenia o sprzętach budowlanych. Mąż usiłuje pozyskać ten "katafalk", czy też "katalizator" i po kilku telefonach mu się to udaje. Szef ekipy się cieszy i już się nie gniewa, że na działce nie ma prądu. A miał być od lutego. Za to dostaje "kieszonkowy" generator prądu i jakoś będą się z nim męczyć.

26 marca 2003

Godzina zero. Garaż stoi, katapiler ryje, żwir jedzie. Zagęszczarka trzęsie okolicą, coś się dzieje. Piękny widok.

Ekipa składa się z szefa, majstra i dwóch pomocników. Wrażenie robią bardzo dobre. Zasypują wielki dół, przygotowują podłoże pod płytę.

Osówka

Zachwyciły mnie dzienniki Alicjanki i Yemiołki, ale nie śmiem konkurować. Po stoczonej ze sobą wojnie "pisać - nie pisać" zdecydowałam jednak prowadzić dziennik. Niewątpliwie nie uratuje on nikomu życia, ale może ułatwi.

PROLOG

Początki tej historii sięgają zamierzchłych czasów XX wieku, kiedy to dobiwszy trzydziestki zaposiedliśmy córkę i dotarło do nas, że przydałoby się spoważnieć. Albo chociaż mieć własne lokum, bo mieszkaliśmy przy mamusi. Trochę jak w "Ziemi obiecanej" - ja nie mam nic i ty nie masz nic, więc razem mamy tyle, żeby ...zbudować dom......

Tak naprawdę oprócz córki, psa i właśnie spłaconego samochodu rodzimej marki nie mieliśmy grosza oszczędności, bo po co? I z czego??

Rekonesans po wybranej okolicy upewnił nas, że rzeczywiście nie mamy nic, więc tym bardziej zapragnęliśmy domu. Tymczasem fart niezwykły - kolega szukał wspólników do zakupu gospodarstwa podzielonego na siedliska. I tak za cenę mikroskopijnej działki budowlanej staliśmy się obszarnikami. Jednocześnie dojrzewał projekt naszego domu. Kuzyn męża, architekt, ofiarnie walcząc z oporem materii perswadował mi kolejne pomysły. Teraz jestem mu bardzo wdzięczna, bo miał absolutną rację, ale ile stracił zdrowia (ach te poranne bóle głowy...i tupot białego kota...).

Rok 2000

Rozpoczynamy oszczędzanie w Kasie Mieszkaniowej. Czytujemy ostrzegawcze artykuły na temat w/w. Nie boimy się. Mamy przecież tyle czasu (czytaj - potrzebujemy 200 tys złotych na budowę.) Rozmarzeni wybieramy technologie, urządzenia, materiały. Nasz rodzinny architekt prostuje nasze wizje.

Rok 2001

Nadal oszczędzamy w kasie. Jemy tylko chleb z cebulą, dziecko ma dyspensę. To rok magiczny - ostatni dla rozpoczęcia budowy ze starą ulgą. Pod koniec listopada błyskawicznie kompletujemy dokumenty, mapki, uzgodnienia i oddajemy do odpowiedniego urzędu. Nerwowo dzwonimy, czekamy i ...jest pozwolenie. Muszę przyznać, że w Grodzisku bardzo sprzyjają "budowniczym". Jeszcze tylko uprawomocnienie i budowa rusza 28 grudnia. Zdążyliśmy!!!!

Rok 2002

Ostatni rok w Kasie, krócej nie można. Cebula się kończy. Przechodzimy na ziemniaki z omastą. Co nie znaczy, że zgromadziliśmy już potrzebny fundusz. Taktyczna przerwa w budowie. Tymczasem doprowadzamy wodę, plany energetyczne też znajdą wkrótce finał. Przy okazji budowy u sąsiadów wykopujemy "prawie za darmo" wielki dół pod dom. Po deszczach niepokojąco przypomina nam basen w pobliskim Grodzisku.

W związku z planowaną oczyszczalnią zlecamy badania geotechniczne. 5 metrów gliny, ale da się zrobić, tylko trzeba wymienić sporo gruntu. Uff.. Zakupujemy część materiałów na budowę. Malutką część. I pojawia się ogrodzenie. Piękne drewniane sztachety grodzą kilkanaście działek. Wyglądają bardzo dobrze, bo okolica zupełnie wiejska. Za płotem wyrastają kolejno trzy jednakowe domy z bali, kolejne pojawią się wiosną. To nasi znajomi. My wyłamujemy się - nasz będzie murowany. Chyba nam wybaczą...

I coś jeszcze - mąż zapoznaje mnie z działaniem internetu i odkrywamy forum. Od tej pory spędzam noce przed ekranem, a rachunki telefoniczne wzrastają straszliwie, bo łącze mam powolne jak żółw.

 

 

[ Ta wiadomość była edytowana przez: Osówka dnia 2003-04-04 09:21 ]

 

[ Ta wiadomość była edytowana przez: Osówka dnia 2003-04-04 09:22 ]



×
×
  • Dodaj nową pozycję...