No i dzieje się- choć pewnie jakby mi ktoś powiedział w którym roku dopiero założę dziennik będąc czytelnikiem forum od X lat to pewnie bym nie uwierzyła, że to TYLE potrwa. Ale jak to mówią co nas nie zabije... Dzięki temu, że było dużo czasu na przemyślenia pewne decyzje podjęły się właściwie same. Dla przykładu- odechciało nam się remontowania starej chałupy. Mieliśmy poligon doświadczalny i już wiemy, że to wyzwanie. Zwłaszcza dla perfekcjonistów (sama do nich nie należę, ale jakby się ktoś taki trafił, to może podziała jako ostrzeżenie ) bo jest masa rzeczy, których się albo zmienić nie da, nie opłaca się, albo - najgorszy wariant- jak już jest, to niech zostanie. Tak więc zagroda będzie budowana od podstaw. Sentyment do starych, często pięknych i niepowtarzalnych budynków pozostał, serducho boli gdy się widzi jak się sypia, jednak- nie jest to zabawa dla nas. Ukłon w stronę tego sentymentu to tradycyjny układ- budynek mieszkalny i gospodarczy (garaż i graciarnia, wiadomo ) równolegle ustawione kalenicami, z zwykłym podwórkiem. I to właściwie tyle. Bo styl rustykalny też już przerabialiśmy i też już dziękujemy, chcemy tym razem czegoś innego
No to jak nowe- to działka musi być. Działek dostatek, tylko pytanie- gdzie i za ile. Gdzie- Sudety- bo to nasze wieloletnie marzenie które teraz ma nieśmiałe szanse na realizacje, za ile- do 100 tyś. Najlepiej Kotlina Jeleniogórska, najlepiej nam znana i lubiana. Przeczesywanie Internetu trwało dłuższy czas, ceny tylko rosły. Czasem trafiła się jakaś oferta w naszym budżecie, ale albo to była wtopa murowana (teren zalewowy rzeki Bóbr- było to widać w koniecznym pozwoleniu od urzędów "wodnych"), albo jakaś farsa- malutki skrawek ziemi z drutami przez środek (przynajmniej nie trzeba było wierzyć na słowo, że prąd jest ). Za 200 tyś można było mieć piękny kawał ziemi z widokiem na Karkonosze (och, jeszcze mnie ściska, jak sobie przypomnę...), ale to niestety nie wchodziło w grę (jeszcze te media gdzieś tam ciągnięte z dołu...). Okolice Wałbrzycha - tylko Góry Sowie są nam bliskie, w sumie fajnie, bo dobry dojazd, byliśmy nawet coś oglądać, ale widać było, że zanim tam coś powstanie to minie sporo czasu- łąka na zboczu, a na łące nic poza planami "ale za to zwiedzać cudo będzie cały świat". Tu się nasze różnice charakterów ujawniły- ja piałam z zachwytu nad każdym dzikim ugorem z widokiem na najlichszy pagórek, mąż życzył sobie cywilizacji. Więc się dogadaliśmy- ja ustąpiłam z mojej wizji mieszkania na odludziu, mąż pogodził się z tym, ze płasko nie będzie i drogi dojazdowej jakiejś super pewnie nie będzie (czemu? no bo widok miał być obowiązkowo, a widok jest z góry ), ale media (zwłaszcza internet- praca zdalna) będą do ogarnięcia bez problemu. Skoro idziemy ta drogą- chciałam, aby był wodociąg, nie studnia. Takie minimum- widok, nie odludzie, prąd i woda w drodze postawiły poprzeczkę jeszcze wyżej i trzeba było przenieść się w jeszcze inne rejony. Kotlina Kłodzka okazała się dla nas łaskawsza- z dwóch sensownych działek wybraliśmy taką, która do miasta ma już naprawdę blisko, ale to wybór jednak praktyczny (tak sobie mówię, drzemie we mnie serce prawdziwego trapera, ale do lekarza to nie lubię daleko jeździć). Wybór podyktowany tez naszymi przyzwyczajeniami- mieszkamy teraz kilka kilometrów od niedużego miasta, zawsze wiedziałam- jak zakupy to trzeba jechać autem, ale już taka podstawówka, przedszkole- były na miejscu, a i każda wyprawa do miasta była wyprawą tylko z nazwy- parę kilometrów i już centrum. Szansa na aklimatyzację w całkiem nowym środowisku wzrasta
- Czytaj więcej..
-
- 3 komentarze
- 842 wyświetleń