Gdzieś w okolicach kwietnia zaczęłam rozglądać się za fachowcem od okładzin. Sytuacja beznadziejna, po ilościach tłumaczeń poświadczonych, które wykonałam w tym czasie byłam zorientowana, że fachowcy to już wyjechali a reszta ... hmmm, ma roboty tyle, że do przyszłego roku nie ma co się pytać, czy przyjdą i coś zrobią. I jak tu myśleć o rychłej przeprowadzce ??
Zagadnęłam moich majstrów, co w tym temacie mogą poradzić . Owszem, mogli - sami nie chcieli, bo w tej materii akurat tylko "chałturzą", ale polecić mogą świetnego kafelkarza, ale podobnoż drogi. Masz ci los, wykończeniówka mnie wykończy z pewnością
Zapraszam gościa na rekonesans - najwyżej mi powie taką astronomiczną cenę, że mu powiem otwarcie, że żałuję ale nie skorzystam. Przyjeżdża i ... zostaje!
No tani to on nie był, ale:
1. poważny, w przeciwieństwie do innych pseudofachowców
2. punktualny
3. rzeczowy
4. szczery do bólu
5. i tak mogę długo zachwalać, ale najwazniejsze, że był po prostu fachowcem i zrobił to co niego należało ....
To on pokazał mi, jak kładzie się płytki, żeby pasowały od prawej do lewej. On też umiejętnie położyć najbardziej krzywe z krzywych dachówki na podłodze całego parteru (wyklinał je przy tym okropnie - zresztą bardzo kulturalnie - i robił przerwy dla zdrowia psychicznego zmykając na pięterko i kładąc płytki w łazienkach )
pozdrawiam Pana, Panie R. i dziękuję za cały ten spędzony wspólnie czas :)