Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    38
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    124

Entries in this blog

asia.malczewska

W czasie naszej wizyty w Mierzęcinie pozwolono nam obejrzeć prace, które trwały w jednej ze stajni adoptowanej na sale bilardową. Ponizej kilka zdjęć z wyprawy:

 

najpierw "wykład" i dzielna "studentka" notująca wszystko w kajecie:

 

http://images22.fotosik.pl/107/835db8e72197523bmed.jpg" rel="external nofollow">http://images22.fotosik.pl/107/835db8e72197523bmed.jpg

 

następnie sposób zastąpienia kolumny podtrzymującej schody poprzez "wklejenie" elementu w strop odcinkowy:

 

http://images22.fotosik.pl/107/464df73ce3774dc8med.jpg" rel="external nofollow">http://images22.fotosik.pl/107/464df73ce3774dc8med.jpg

 

bardzo mnie wtedy zachwyciła podłoga z cegiełek:

http://images20.fotosik.pl/314/cf088dd7c83cb468med.jpg" rel="external nofollow">http://images20.fotosik.pl/314/cf088dd7c83cb468med.jpg

 

ogólnie wizyta bardzo nam ułatwiła cały proces remontowy - jeszcze raz chylę czoło przed Panem Kufitem!!!! Pozdrowienia od wariatów dąbroszyńskich!

asia.malczewska

Po jakiś dobrych 2 tygodniach zapakowaliśmy się do samochodu i przybylismy do Pałacu w Mierzęcinie. Pan czekał na nas ... w swoją wolną sobotę ! (nota bene, Pan pochodzi z Poznania i specjalnie dla nas nie pojechał do domu - myslałam, że z krzesła spadnę, a było to już w mojej zaawansowanej ciąży ...).

dostaliśmy się na niesamowite "szkolenie praktyczne" dotyczące odnawiania i remontowania starych budynków, łącznie z zaleceniami związanymi z prawidłową podcinką muru, zabezpieczeniem pomieszczeń, w których przebywały zwierzęta, wymianą stropu, okien, itp itd. Boziu, czułam wtedy, że ktoś nad nami czuwa! że całe przedsięwzięcie musi sie udać!!!!

asia.malczewska

Dobra, to teraz postaram się pokazać po kolei etapy remontu - może ktoś też chciałby sobie odnowić podobną ruinę ? będzie miał jak znalazł ... Zresztą, to mój dług - wobec pewnego bardzo miłego Pana Kuffita, którego poznałam w trakcie wizyty w Mierzęcinie, gdzie odnawia sie pasjami takie ceglane stajnie, jak moja. Przy okazji - dziękuję bardzo za pomoc i mam nadzieję, że odwiedzi nas Pan, jak będzie gdzie przyjmować gości ? Serdecznie zapraszam!!!!

 

Na samym początku było ciężko, bo niby projekt był, ale stajnia po wysprzątaniu pokazała swoją całą zawartość, wraz ze swoimi zaletami ale też i wadami. Niby strop był ok, bo odcinkowy i masywny, ale jak chodziliśmy po nim, to się chwiał i ze zgrozą myślałam o tym, że mają tam mieszkać moje dzieciaki, nie mówiąc już o tym, że moje zamiłowanie do antyków łączy się z tym, że nie są to mebelki lekkie z paździerza ... Jak to wytrzyma ??? Zdecydowaliśmy wówczas, że nalezy mieć ograniczone zaufanie do architekta - wiecie: papier cierpliwy, można wszystko namalować i napisać, a dom domem i musi być bez wpadek. Przypadek sprawił, że w tym samym okresie wybraliśmy się na Święto Konia w Mierzęcinie, gdzie oprócz niewątpliwej urody koników, podglądaliśmy jak remontuje się podobne naszemu budynki. Wtedy postanowiliśmy zasięgnąć porady praktyka - i to był strzał w 10!

Pan, który zarządzał całym projektem okazał się być fanatykiem tego, co robił. Z własnej nieprzymuszonej woli przyjechał prawie 100 km do naszej ruderki, obejrzał ją pieczołowicie, zabrał nam projekt i polecił zadzwonic do siebie za jakieś dwa tygodnie. Bylismy zdumieni - ktoś chce coś zrobić dla nas - kategorycznie odmawia wynagrodzenia i na nasze nieśmiałe pytanie czy możemy oddać chociaż za dojazd robi obrażoną minę ... No cóż, czy ktoś jeszcze nie wierzy w anioły ? Bo ja wierzę!!!!

asia.malczewska

Nie wiem jak inni, ale najbardziej na świecie bałam się, że nie poradzę sobie z ekipą budowlaną. Być może to taka trauma z przeszłości, kiedy remontowałam pomieszczenia mojej firmy i Pan, który się napatoczył, wyniósł mi prawie wszystkoco mu powierzyłam . Jeszcze dzis na jego widok przenoszę się z jednej strony ulicy na drugą, tak aby mu czegoś przypadkiem nie przetrącić

 


Postanowiłam jakoś przekuć ten mój lęk na pozytyw - po pierwsze obiecałam sobie, że będę korzystać tylko z ekip poleconych przez dobrych znajomych (no cóż, jeszcze nikogo z mojego grona nie straciłam ... więc chyba jest dobrze), po drugie od razu narzucałam sposób rozliczania się (wspólnie ustalaliśmy ile za co i kiedy płatność), po trzecie starałam się zawsze podpisać umowę, aby mieć wszystko na piśmie.

 


Podczas poprzedniego remontu Pan że go tak nazwę "remontowy" nie chciał rozmawiać z "babą" i traktował mnie jako zło konieczne. Żeby temu zapobiec, z uwagi na fakt, iż mój ślubny ma bardzo dużo zajęć związanych z pracą, starałam się utrzymać ciągły kontakt z kolejnymi ekipami remontowymi: osobisty, telefoniczny, itp. Ale do rzeczy.

asia.malczewska

Ach, ten architekt! Zagonił mnie do roboty, aż mi tchu zabrakło. Od gminy do konserwatora, od konserwatora do Enei, następnie do MZK, itp, itd. Wtedy w styczniu 2006 wydawało mi się, że za nic nie zdążymy i przejdzie nam roku budowy, ale o dziwo - udało się dopiąć wszystko do marca. Zaczęłam powoli rozglądać się za ekipą, oczywiście uczciwą, fachową - taką 'the best".

Wierzcie, albo nie, ale znalazłam taką !

Nie powiem, żebym tak sama z siebie - pomoc nadeszła w porę ze strony mojego ... sprzedawcy materiałów budowlanych, który prywatnie jest stałym i długoletnim klientem mojej szkoły językowej. Widocznie był zadowolony z moich usług, dlatego polecił sprawdzonych fachowców.

asia.malczewska

O czym to ja miałam ... a projekt ! no właśnie, projekt. Od początku wiadomo było, że musimy zaadoptować stajnię - pomieszczenie gospodarcze niemieszkalne - na mieszkalne, dlatego musieliśmy rozpocząć poszukiwania architekta, który:

 


1. podejmie się tego zadania

 


2. zrobi to tak, że nie narazi się na szybką i raczej bolesną śmierć z moich rąk

 

 


Znaleźliśmy takiego, który nie przerazil się zbytnio moimi wizjami i nie uciekł po pierwszym spotkaniu - jednak sądząc po kwocie, jaką zażyczył sobie w zamian za usługi musiała mu to zrekompensować Trudno, musielismy się zgodzić, tym bardziej, że w okolicy nie było więcej biur, które miałyby w swoim portfolio projekt przebudowy pomieszczenia gospodarczego na mieszkalne.

 


Po pewnym czasie naszym oczom ukazał się taki oto dom:

 


http://www.jmalczewska.photosite.com/~photos/tn/7327881_104.ts1167402108000.jpg


i bardzo nam się spodobał!!!

asia.malczewska

Zaczęłam rozwodzić się nad dokumentacją, zapominając o dokładnym przedstawieniu naszego gospodarstwa

 


Oprócz stajni na działce znajduje się jeszcze dość sporych rozmiarów dom, podobno z początków XIX wieku, garaż na "małogabarytowy" samochodzik, sławojka, oraz pomieszczenie na opał. Trzy ostatnie wybudowano oczywiscie na dziko.

 


Działka ma prawie pół hektara, lecz jest dość wąska. Podzielono ją na dwie części - jedna część to budowlana, a druga rolna.

 


Jest też ogród, a właściwie był do tej pory - w budowie niestety nie ma dla niego zbyt wiele miejsca, oraz wspaniałe drzewka owocowe: śliwy, jabłonie, wiśnie, mirabelki, mniam mniam ! Tyle opisu.

 

 


Wracając do dokumentacji - zawsze myslałam, że to co ns spotkało przy okazji jej kompletowania, to dopust boży. Weszłam na forum Muratora, a tu tylko gorzej. Pocieszyło mnie to trochę nie żebym lubiła, jak inni mają gorzej, o nie! Tylko w tłumie raźniej jakoś...

asia.malczewska

A walka miała okazać się trudna, wyczerpująca i - dla nas laików - wydająca się nie do wygrania. Cóż, wiadomość dla niecierpliwych, którzy tak jak ja "idą" przeczytać książkę na jej końcu, żeby mieć pewność, że wszystko będzie ok, udało się załatwić wszystko w najlepszym porządku

 


Nasza stajnia wymagała projektu, nasza wieś nie posiadała planu zagospodarowania przestrzennego, wpadlismy w tzw. Naturę 2000, czego jeszcze chcieć ? Nerwów z zelaza chyba

 


Najpierw zabralismy się za projekt stajni. I tu, już na początku pożałowaliśmy, że leżelismy sobie do góry brzuchem całe lato i jesień, zamiast pobiec do architekta. Rzeczony architekt od razu ściągnął nas na ziemię, pokazując nam stertę dokumentów do przygotowania. Następne 3 miesiące mieliśmy z głowy ...

asia.malczewska

Hmm, z tym potencjałem to chyba przesadziłam - tylko ja go ujrzałam w tej pamiętnej chwili, bo mąż który pojawił się pod wieczór celem ponownego obejrzenia działki jakoś go wtedy nie zobaczył. Natomiast zgodził się na zakup.

Trochę trwało, zanim Pani zdecydowała sie na sprzedaż, mniej więcej od końca maja do połowy sierpnia, ale udało się - mogliśmy dopełnić formalności i cieszyć się nabytkiem.

No i zaczęło się: biwaki, grille, etc. etc. Wszyscy chcieli zobaczyć nasze gospodarstwo, bo wokół zanjomi kupowali tylko i wyłącznie 'łyse' działki. A u nas - same skarby - starocie, przepastne szafy, garnki - rozpoczęło się myszkowanie.

My, nie znający jeszcze papierkowej krzątaniny budowlanej, leżeliśmy sobie do góry brzuchami, pojadając grilowaną kiełbaskę, popijając hmm - tu już różnie - zamiast zacząć walczyć. Zabraliśmy się do pracy około ... grudnia. I mielismy za swoje ...

asia.malczewska

Z uwagi na to, że poszukiwania wymarzonego miejsca nie przynosiły rezultatu, założylismy sobie nastepujący plan: powiadomić kogo tylko się dało, że szukamy i ... nie czekając szukać dalej! Aż tu nagle zadzwoniła koleżanka z informacją, że ktoś zamierza sprzedać gospodarstwo i że może nam się spodobać. Gospodarstwo znajdowało się właśnie w Dąbroszynie, ale ... dość blisko głównej drogi. Nie miałam specjalnej nadziei na to, że będzie to właśnie TO miejsce, ale pojechałam ... z wrodzonej ciekawości.

 


Nie byłam pewna, czy trafię, jednakże okazało się, że sprzedający umieścili na ogrodzeniu duży, rzucający się w oczy napis: SPSZEDAM GOSPODARSTWO. Hmm, to tutaj :) . Najpierw zapragnęłam rozejrzeć się przez ogrodzenie - dobra, przyznam się od razu - panicznie boję się wioskowych psów - więc stanęłam przed domem i wyciągając szyję gapiłam się na rzeczone gospodarstwo.

 


Nagle, tuż przed moimi oczami pojawiła się mała, zgrzybiała staruszka - usmiechnięta - ale i tak myslałam, że umrę z wrażenia - do dziś nie wiem, jak to się stało, że tak bezszelestnie wynurzyła mi się w czasoprzestrzeni mnie otaczającej. Może to po prostu zasługa gęsto porastającej roślinności ?

 


Weszłam na podwórko - było pełne płotków i płoteczków - ujrzałam stajnię i wiedziałam, że nie obchodzi mnie jak wygląda dom, ogród i wszelkie inne dobra - STAJNIA - tylko to się liczyło. Piękna, długa, piętrowa, widać było od razu, że ma swój ukryty potencjał.

asia.malczewska

Męczy mnie trochę to, że nie wiem czy umiem wklejać zdjęcia, dlatego też muszę to natychmiast sprawdzić - dla tych, którzy jeszcze się nie domyslili - jestem spod znaku Barana, więc muszę, choćby nie wiem co!!!

 

 


http://www.jmalczewska.photosite.com/~photos/tn/7329308_200.ts1167407889000.jpg

 


umiem! yes! yes! yes! (Panie Kazimierzu, przepraszam za kopiowanie, ale ja z Gorzowa ... pozdrawiam serdecznie !!!)

asia.malczewska

Wszystko zaczęło się od tego, że Julka - moja starsza córeczka - nałogowo próbowała uciekać z blokowego placu zabaw. Zawsze nie bardzo skutecznie, bo ja lub Jacek, mój mąż, doganialismy ją w porę, ale mimo wszystko pod przemieszczające się samochody. Wtedy podjęliśmy decyzję, że kupujemy działkę, może niekoniecznie budowlaną, ale ogrodzoną - to był główny warunek.

 


Mieszkamy na granicy polsko-niemieckiej, w 19 tys. miasteczku przy samym Parku Narodowym Ujście Warty. Może się przyzwyczailismy się już do czystego powietrza, ale słowo: nie czuć jakoś u nas w mieście tej "parkowej" atmosfery. Strefa ekonomiczna, sporo fabryk, bazar dla Niemców - to wszystko widać, ale żeby park ??? Raczej nie. Dlatego decyzja była krótka: szukamy na wsi.

 


Rozpoczęło się szukanie po okolicach. Wiedzieliśmy, że szukamy czegoś niecodziennego, starego, bo nie gustujemy w nowych domach oraz dość blisko Kostrzyna nad Odrą - bo dziadkowie, sklepy, szkoły, rozrywka, etc. Z uwagi na fakt, iż jestem tzw. freelancerem, wsiadałam co jakis czas do samochodu z mapką okolic i wynajdywałam miejsca fajne lub mniej fajne. Odwiedzaliśmy stare młyny, opuszczone domostwa, szkoły, ale wszędzie albo ktos juz "zajął" (prawie jak za czasów mojej babci - tej z akcji Wisła ), albo już nie było co zajmować .... Wyznaczyliśmy sobie nieformalną średnicę ok. 10-15 km od miasta i szukalismy w takim promieniu we wszystkich możliwych kierunkach.

 


Tak się akurat złożyło, że pierwsza miejscowość w stronę Gorzowa Wlkp., w której mieszka nasza druga para dziadków, to Dąbroszyn. Mała wieś, przecięta drogą, stare domy, spore działki no i zabytki ! I tu muszę się przyznać, że razem z mężem stanowimy parę wariatów na punkcie zabytków i staroci. Na szczęście jest tego trochę w naszych okolicach - jeśli do tej pory nie wiedzieliście, to serdecznie zapraszamy!

 


Ów wyżej wspomniany Dąbroszyn (niemiecki Tamsel znany połowie wypędzonym :) ) to piękne i urokliwe miejsce. W samym środku znajduje się Pałac, zabytkowy kościół z podziemną kryptą i interesującym Parkiem Górnym i Dolnym. Kto chciałby coć niecoś poczytać, proszę kliknąć na link:

 


http://www.witnica.pl/tamsel/indexpl.html" rel="external nofollow">http://www.witnica.pl/tamsel/indexpl.html

 


lub ten:

 


http://www.witnica.pl/?mod=news&cID=129" rel="external nofollow">http://www.witnica.pl/?mod=news&cID=129

 


No i my właśnie tam znaleźliśmy swoje miejsce!!!

asia.malczewska

No i stało się - zaczynam mój dziennik!

Trochę biłam się z myślami, że późnawo, bo przeprowadzka tuż tuż, że nie pamiętam wszystkiego, że coś mi ucieknie, że trochę musztarda po obiedzie, ale pomyślałam, że zrobię to właśnie dla mojego domu - dla mojej Starej Stajni, która z innymi właścicielami skonczyłaby pewnie rozbiórkowo ... Jeszcze mniej więcej półtora roku temu straszyła wszystkich pustymi "oczodołami" okien i bałaganem wewnątrz. Teraz powoli wraca do życia - juz w innej formie, bo nie konie, nie świnki i nie inne temu podobne tylko my - Nasza Czwórka Wariatów: klasyczne 2+2. Ale o tym będzie w następnych odsłonach.

A przy okazji: niech żyje Komtur Mazurski i Dom pod Sosnami!!! Dzięki nim, każdemu z osobna, udało mi się dzisiaj usiąść do komputera i zacząć pisać. Komtur pomógł mi treścią swojego nie powtarzalnego dzienika, który zaczęłam czytać pasjami aż do bólu oczu, śmiejąc się i płacząc na przemian, oraz Domu Pod Sosnami - ziomkini z lubuskiego, która zachęciła mnie i wytłumaczyła, mam nadzieję skutecznie, zawiłości wklejania zdjęć.

Tak więc, raz, dwa, trzy, próba ... klawiszy:



×
×
  • Dodaj nową pozycję...