Wizyta w urzędzie dzielnicy!
Z marną wiedzą, pojechałam dopytać się jak będzie z pozwoleniem na budowę naszego wymarzonego Pana Praktycznego. Ta wizyta na długo pozostanie w mojej pamięci, spędziłam tam godzinę, kierownik, który ze mną rozmawiał był panem tego miejsca. Normalnie Bóg urzędu mi się trafił! Mówię z czym przyjechałam a on do mnie, żebym sobie kupiła działkę po drugiej stronie ulicy, bo tu to on mi pozwolenia nie da! Miał też pomysł, żebym kupiła tą działkę 2500 m a najlepiej razem z sąsiednią i wydzieliła z nich drogi i tam się budować. Bo wprawdzie miasto narysowało mapkę z planowanymi drogami ale nie wiadomo czy one będą tak wglądały i czy w ogóle będą!
Drążyłam dalej, w końcu jest napisane „przeznaczenie mieszkalne jako aneks przy planowanych usługach”. To ja chcę usługi, najpierw mnie przekonywał, że to nie opłacalne bo podatek wyższy, po tym jak go zapewniłam, żeby się nie martwił o naszą sytuację ekonomiczną, pan przeszedł do kontrataku:
- on ma propozycję, żeby udział usług w stosunku do mieszkania był 70% do 30%, poprosiłam o podstawę prawną – to się dowiedziałam, że on tak interpretuje ten plan zagospodarowania. Więc mówię, że skoro to nie jest wiążąca opinia to nas nie dotyczy. NA co pan, że mogę go przekonać do małego udziału usług, jeśli moja działalność nie wymaga zaplecza (podał przykład – jubiler). To mi się podoba, mówię, moja działalność nie wymaga takiego zaplecza- w końcu usługi księgowe. To mu się nie spodobało, cytat: „niech pani sobie nie myśli, że ja dam pozwolenie na takie usługi” pytam czy to jest dyskryminacja, czy jako usługi postrzega tylko warsztaty samochodowe, skoro tam jest okolica usługowa, to tym wszystkim firmom ja się bardzo przydam…. Był nieugięty …
Drugą możliwością jest remont i modernizacja istniejących domów, no to ok., robimy modernizację… a ten geniusz: „niech pani sobie nie myśli, że ja dam zgodę na dobudowanie domu, pozwolenie będzie maksymalnie na 1 pokój, kuchnię i łazienkę – bo tego tam nie ma…
No mówię bóg mi się trafił. Na koniec zapytałam na jakiej podstawie w 2004 roku wydał pozwolenie (tak on!) na budowę domu w mojej ulicy, kilka działek dalej!? Nie chciał ze mną dalej gadać…
Wniosek na przyszłość: nie dyskutować z urzędnikami! Robić swoje!
Informacja jak uzyskać pozwolenie: pojechałam do przyszłych sąsiadów, świetni ludzie, spędziłam u nich ponad godzinę, super się rozmawiało, fajnie, że będziemy mieszkać blisko. Opowiedzieli mi wszystko, tez walczyli z boskim urzędnikiem 2 lata, do czasu aż trafili na…
To na razie zostaje w tajemnicy… ja też do niego trafiłam, jak otrzymamy pozwolenie to go pochwalę!
Tak to się ciągnęło, do marca 2007. Na początku marca właściciele złożyli wniosek o założenie księgi, później się spotkaliśmy, chcieliśmy nawet negocjować cenę (czy my jesteśmy rozumni?) Właścicielka była nieugięta! Całe szczęście
Potwierdziliśmy cenę z jesieni i dogadaliśmy się co do zadatku.