No to mamy niezły sajgon na budowie. Właściwie nie wiem jak to nazwać?! Chociaż jakby tego nie nazwał jest źle
Wczoraj wieczorem pojechaliśmy na budowę zobaczyć jak tam nasz dach się prezentuje. Oglądamy, padają same ochy i achy i w ogóle jak uroczo wygląda i już mamy jechać, a mój mąż mnie woła. Ola, Ola chodź coś zobaczyć...lece, prawie sobie nóg nie łamię, ale już czuję, ze coś zaraz zaśmierdzi Dobiegłam i rzeczywiście to wołanie nic dobrego nie zwiastowało. Ty zobacz co hurtownia dała za dachówki szczytowe. Patrze, patrzę i dopiero widzę, że dali złe szczytówki. Zamawialiśmy dachówke Braas podwójne S, a dachówki szczytowe dostaliśmy Celtycką Kolor się zgadza jak najbardziej, ale tylko kolor. Coś mi wykonawca mówił, ze nie bardzo dochodzą jedna do drugiej, a teraz już wiem dlaczego. Dali trochę podwójne S i trochę Celtyckiej i jedna z druga nie chciały sie dobrze układać. Ten mój mąz to ma jednak oko.
I zaczęła się telefoniczna dyskusja z gościem z hurtowni. Nic to, że była już 19:00, my mamy złe dachówki A mój mąz jak sie wkurzy to nie patrzy na zegarek Wczoraj oczywista sprawa nic nie załatwił, bo co można załatwic po godzinach pracy. Ale dzisiaj zresztą też nic nie wskórał. Ja już zaczęłam wydzwaniać do centrali żeby łaskawie Oni cos zrobili, ale na chwilę obecną nie udało mi się z nikim poza sekretarką pogadać
A i z wykonawcą mąż sie spiął dzisiaj do tego stopnia, że tamten powiedział, że jak mąż chce to on może się zwijać stad i nic już nie robić. No i po pracy Krzysiek tam jedzie - tylko po co???
A problem jest tego typu, że w sobotę chłopaki mieli konczyć budowę tj kładzenie dachówki i postawić ścianki działowe. A teraz to ja w ogóle nie wiem jak to się zakończy i kiedy
Normalnie płakać mi się chce na to wszystko, a ręce to już mi opadły do ziemi z tej niemocy