Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    269
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    328

Entries in this blog

ori_noko

Ukojnie nerwów nadal w szkółce , nowi panowie na stanie. :) Chodzą oglądaj chodniczek poprzedników , kręcą głową. Żal im bo kostka z tego jest nie do odzyskania.

 


Nerwowo wychodzę co pół godziny oglądać wyniki działalności naziemnej. Dobrze piasku sporo, ubijany, poziomowany metalowymi prostymi szynami. Każda kostka wbijana młotkiem, panowie klęczą na styropianie , szef stoi nad nimi jak kat nad dobrą duszą trochę marznie bo do roboty nie rusza .

 


Panowie działają codziennie do piętnastej, potem że poproszą o kawę rano i koło pierwszej i pracują , pracują i pracują. Może będzie dobrze?

 


Ponuro oznajmili że ze świąt to respektują tyko kościelne pod warunkiem że to Wielkanoc, Gwiazdka lub Pierwszy listopada. No i dobrze byle nie padało to za tydzień wkleję kolejne zdjęcia . Jak każda ekipa lekko próbują sił:

 


- pani opaska wokół domu to musi być minimum 80 cm

 


- wie pan opaska będzie miała 50 cm – po co mi większa? Zresztą zobaczymy w praniu…

ori_noko

No cóż zbijanie drabki miało być najpóźniej dziś. Widocznie jednak urażona duma nie pozwoli panu Traktorowi dotrzymać słowa . Spróbuję to zrobić w przyszłym tygodniu. Elementy są, gwoździe dokupię i zobaczymy. :)

 


Właśnie rozmawiałam z nową ekipą. Ostrożnie i z uśmiechem : proszę mi powiedzieć jak kolejno panowie robią taka ścieżkę? No szefowa to się robi tak: piasek ubijać tak długo aż będzie mocny, potem lekki beton ale suchy w to kostkę wbić, zasypać grysem znowu wbić i już. Odetchnęłam być może przedwcześnie, ale byłam oglądać ich dwie poprzednie roboty. Jak tak będzie u nas to możemy robić.

 

 


Ostrożne miny zrobili na widok porzuconej ścieżki. Głupio się zrobiło i wycofują się raczkiem „bo tu już inna ekipa robi…”. Nie już nie robi, bo żona była z nich niezadowolona. Rozliczyliśmy się i pożegnali. Patrzą z niedowierzaniem - wiem nie wyglądam na twardego zawodnika, a w ciąży to w ogóle nabieram cech puchatego misia. Pytam spokojnie :

 


- czy pod ścieżkę kładzie się mokry beton?

 


- Ależ skąd , bo potem będzie od mrozu pękać!

 


- czy da się to zrobić taką pracę ręczną ubijarką?

 


- Nieee proszę pani, nawet jakby sześciu chłopa szło jeden za drugim i bili ręcznymi to efektu nie będzie .

 


- No dobrze, a czy można cementem wysypać fugi?

 


- Nie powinno się tak robić, bo uświni się wierzch i zrobi się nieprzepuszczalna warstwa.

 


- Widzi pan dlatego byłam niezadowolona…

 


- No co pani mówi przecież nikt tak by nie robił !

 


No i tyle w temacie wdzięków Maryni…

 

 


Mąż uprzedził jak zawsze : mnie więcej nie ma niż jestem, tu nadzoruje żona. Z nią proszę układać współpracę. Panowie znowu rzucają mi niedowierzające spojrzenie. Kolega małżonek uśmiecha się w głębi brody ! Bawi go myśl, że mogą się skonfrontować z rzeczywistością.

 


Przez tą kostkowa historię czuję się krwiożerczy pirat. :) Mimo to wiem ; miałam rację, zrobiłam dobrze i wreszcie mogę spokojnie spać. A o to przecież chodziło.

 


W tym całym zamęcie nie zasadziłam jeszcze cebulek wiosennych, a i plany by przed zimą wpakować do ziemi troszkę krzaków sprowadziły się do dwóch sadzonek borówki amerykańskiej.

 


Może jutro nakłonię męża do zahaczenia o jaką szkółkę ogrodniczą po takich nerwach trzeba ukoić emocje. Wszak zieleń to naturalny sposób na stargane nerwy …

ori_noko

Jedna z dziwniejszych rzeczy to dobrowolne chodzenie na badania krwi ..brrr. Z ponurą wizją igły zbliżającej się do ręki zgłosiłam się do laboratorium. Wracam do domu dumna i blada (tylko jedno zasłabnięcie zamiast pełnej klasycznej utraty przytomności ), a tu niespodzianka. Panowie robią dalszą część kostki. No więc biorę byka za rogi. Zaczynamy :

 


- Wie pan, że na podjazd do garażu który ma prawie 100m poszło około pół tony cementu? A wam na około 60 m ścieżki pod ruch pieszy wyszło blisko półtorej tony!

 


- No ma pani porządną ścieżkę .

 


- Nie proszę pana mam monolit na którym będzie stała woda, podatny na podmywanie i w dodatku źle wykonany.

 


- Jak to źle? (Tu przytoczyłam wykład na temat robienia bruku.)

 


- To jest źle zrobione, co panowie proponują ?

 


I tak od słowa do słowa panowie obrazili się i postanowili rzucić pracę bo oni to mogą rozebrać na wiosnę jak popęka (wszak to szlag trafi w kilka sezonów a nie w jeden) a poza tym byłam cały czas obok i nie ułożyli jednej kostki bez mojej zgody.

 


- To prawda, ale my wynajęliśmy panów do prawidłowego ułożenia granitu a nie do tego żeby was nadzorować. Zresztą prosiłam ,żeby szpar nie fugować cementem, ale się porządziliście…

 


- Bo by się kostka nie trzymała inaczej!

 


- Właśnie o tym mówię ! Gdyby była dobrze wbita zagęszczarką to by problemu nie było!

 


Pan Traktor (ok. 65 lat) zaczął dosłownie : podskakiwać, kopać kostkę i rzucać narzędziami. Ciągnę spokojnie, iż oczekuję od nich jakiegoś rozwiązania, a teraz żegnam bo muszę jechać na drugą część badań.

 


Wróciłam po godzinie - mąż informuje : panowie postanowili się do niego odwołać,jednocześnie na wiadomość: tu szefem jest żona (hm ?!) ja zajmuje się płatnościami, pan Traktor zsiniał!

 


- Tak to najwygodniej, schować się w domu!

 


- Mówiłem panu pierwszego dnia i powtarzam ostatniego. Domem zajmuje się żona i to z nią proszę dyskutować. Uświadomiona o wymianie zdań idę do czekających, spakowanych panów.

 


- Panie Józefie będę zaraz dzwonić do pana żony.

 


- A to po co?

 


- Chcę się naskarżyć na waszą pracę! Lekki wytrzeszcz w moją stronę

 


- Jak pan chodzi do mojego męża żeby was wziął w obronę to i ja do pana żony mogę z zażaleniami dzwonić! A teraz proszę o decyzje co proponujecie.

 


- Nie będą kończyć tu nic, nie chcą pieniędzy wracają do siebie. - Cóż 50% należności wybrali w trakcie pracy – za tą fuszerkę więcej bym im nie dała , naprawiać nic nie chcieli , chcą wrócić tu na wiosnę.

 


- Na wiosnę nie wrócicie , bo jak teraz nie kończycie pracy, bo narzędzi do tego brakuje to i później lepiej nie będzie. Jeszcze proszę zbić z powrotem drabinę - Panowie gapią się na mnie z osłupieniem.

 


- Jak wyjmę deski i paliki to boki ścieżki runą ! No i gwoździ nie mam, a w garażu też brak – znaczy grzebali w naszych skrzynkach bo niby skąd wiedzą że tu gwoździ na lekarstwo!?

 


- Pani Ewo ja tu z całego serca pracowałem!

 


- Wiem proszę pana, ale to wiedzy nie zastąpi. Jedyne co tą ścieżkę ratuje to fakt , że tu spadek terenu jest woda będzie na dół schodzić, bo na płaskim miałabym przed domem ślizgawkę.

 

 


I tak w mało przyjaznej atmosferze rozstaliśmy się, pan Traktor ciężko rozżalony tym, że chcę mieć przepuszczalną dobrze ubita ścieżkę, ja wyjątkowo spokojna i smutna. Wstyd tak późno zorientować się w partactwie.

 


Wniosek mili potomni: To, że pracownik cos robi bardzo dobrze nie jest równoznaczne ze znajomością innych potrzebnych nam dziedzin. Murarz ma murować, cieśla robić stolarkę, brukarz – twardą nawierzchnię, a inwestor sprawdzać czy to o czym mówią ma pokrycie w rzeczywistości.

 

 


Hm ciekawe czy zbiją mi tą drabinę?

ori_noko

A i jeszcze jedno !

 


Pan Elektryk zmobilizował się, spędził pół dnia kicając trasą dom- furtka i taaaaaaadaaaaam jest… domofon ! Wprawdzie nie otwiera jeszcze zamka ale dzwoni i można gadać . Jakże przyjemny akcent w tych cementowych bucikach.

 


Natomiast pan listkowy dziś się ulitował, spokojnie zaparkował, przemierzył te 60 metrów, zdzwonił do samych drzwi by doręczyć mi paczkę . .. Domofonu nie zauważył….

ori_noko

Ten wymarzony ogród kosztuje mnie więcej nerwów niż cały dom ! Zaskakujące. Prawda równowaga hormonalna zachwiana więc o irytacje mi o 300% łatwiej. Do tego większość ludzi z którymi pracowałam robili to co umieli, a wtedy przyjemnie i zlecać i patrzeć. :) Natomiast choć czytam i kształcę się pod kątem ogrodniczym to co tknę ten temat to mam niesmak . Wrócę do poprzedniego sposobu , będę kupować sobie roślinki , sadzić je w dołach wypełnionych żyzną ziemia i już. O !

 


Ekipa pana Traktora równa ziemie i nawozi ją bezkonkurencyjnie, zgłosili akces do układania granitu. Cóż w praniu okazało się że dla nich to jest … pierwszyzna. I czemu to kręci? Przecież w końcu prawda wyjedzie na wierzch, szkoda ze naszym kosztem…. Im więcej cementu żądali tym więcej mojej uwagi zajęli. Patrzę i oczom nie wierzę. Wszak rozmawiałam z nimi o tym jak się kładzie kostkę.

 


Uwaga potomni ! Prawidłowe układanie wszelkich bruków wygląda następująco: wytyczenie koryta w którym będzie biegła ścieżka, warstwa ok. 10 cm żwiru dobrze toto ubić zagęszczarką , wypoziomować . Na to warstwa do 10cm cementu z piaskiem zmieszanego na sucho lekko poziomujemy łatą, w to wbijamy kostkę . najpierw obrzeża potem środek ścieżki teraz ponownie zagęszczarka ubija nasz prawie że gotowy bruk. Zasypujemy fugi drobnym grysem granitowym (ewentualnie piaskiem. No przy betonowej kostce piasek wystarczy) .Można jeszcze raz przejechać całość zagęszczarką . Jeśli nie stosujemy krawężników to cementownie brzegów poniżej poziomu dróżki. Zamiatamy i cieszymy się efektem końcowym. Dwa dni nie wolno chodzić po krawędziach niech beton złapie boki. Ciężka praca wymaga krzepy plus cierpliwości .

 

 


W sumie chodzi o uzyskanie przepuszczalnej warstwy i twardej nawietrzni w jednym. A co okazało się robili panowie pod moim bokiem? Ano piasku nie sypali prawie wcale, za to dali na spód niedużą wylewkę betonową na to piasek z cementem na sucho w to wbili mi kostkę granitową ubijali to ręczną ubijarką (kloc drewna z wichajstrem do trzymania) a na koniec szpary między kostkami zasypali cementem. Uzyskali ten sposób jednolity , nieprzepuszczalny blok betonowo granitowy , który będzie się dawał podmywać, pękać od drobin zamarzniętej wody toć to prawie monolit. Przykro mi bardzo. Byłam praktycznie stale obok, za ścianą jak oni oddawali się radosnej twórczości.

 


Przyznaję tak się zdenerwowałam, że spać nocy nie mogłam, aż wymyśliłam jakie takie rozwiązanie. Nie, nie obiję ich zdechłym prosiakiem – choć chęć ku temu jest ogromna- wezmę i poproszę żeby albo to rozebrali i ułożyli prawidłowo, albo dostaną 50% umówionej robocizny i precz z moich oczu….

 


Zostały jeszcze z sześć metrów do końca i trudno niech robią metodą na beton – kloc i z radością pożegnam moich fantazyjnych panów. Mieli wprawdzie robić też opaskę wokół domu, ale już poszukaliśmy inną ekipę , a nowym ludziom już na pewno będę stać nad głową.

 


Pan Traktor będzie rozczarowany . Jednak od czasu imprezy z Klonem i maszyną straciłam dla nich serce i zaufanie . Wczoraj szala przechyliła się do końca. Mąż chcąc poprawić antenę wędruje do garażu po naszą ogromniastą drabinę. Zrobiła ją ekipa murarzy i od dwóch lat nam wiernie służy. Bardzo solidne ustrojstwo . A sprzętu nie ma , im bardziej szuka tym wyraźniej ani śladu… Korniki? Ależ skąd to nasi panowie pierwszego dnia pracy zniszczyli ją bo potrzebowali proste deski do wytyczenia dróżki. Ręce mi opadły. Pytam:

 


- rozwalił mi pan drabinę ? Tą wielką ? Z której sięgałam do rynny i do anteny?

 


- E tam to się później ją zbije na powrót.

 


- Jak pan mógł, przecież przy stercie opału leży pełno desek szalunkowych.

 


- chciałem mieć długie deski i prościutkie. (gdyby robił jak mówiłam to by żadnych desek do trzymania ścieżki nie potrzebował !! )

 


Uczciwie powiem to nawet nie z powodu bezmyślnego uczenia siedmioletniego chłopca jazdy traktorem , ba nawet nie z powodu scementowania kostki (wszak następne kawałki mogli wykonać według wymaganej przeze mnie technologii), ani przez bez pytania wyjmowanie narzędzi z garażu bo żadnych podstawowych do swoich licznych napraw siłownika nie mają, ale właśnie z powodu drabiny nie zlecę im ani pół metra dalszej pracy. Każdy ma coś tam ulubionego. U mnie to była drabina ... A sądziłam że się nie przywiązuję do przedmiotów…

 

 


No i po tych bojowych przemyśleniach, przedstawieniu mężowi moich obiekcji, złożeniu samokrytyki na temat nie dopilnowania wykonawców , zarwaniu dwóch nocek blada i spokojna czekam na magików..

 


Nie przyszli do pracy , nie zadzwonili – cisza w eterze. ” Ale zemsta choć leniwa nagnała cię w nasze sieci …” zostały tu szpadle, sławetna łycha od traktora i taczka. Schowam to dziś w garażu i czekam na dalszy rozwój wydarzeń…

 


Grunt że spokój odzyskałam, bo wściekła matka to niezbyt dobra sprawa dla Zosieńki która rośnie sobie pod sercem.

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

Od trzech dni pan Traktor szkaradnie klnąc pod nosem układa kostkę granitową. Z początku się martwiłam. Czemu tak narzeka, jęczy? Chory czy co?

 


Po dwóch dniach urabiania gruntu pan Traktor zaczyna pertraktacje na temat ustalonej stawki za metr chodniczka. Trafiła kosa na babę:

 


- No jak uważa pan, że to za mało to trudno – zrezygnowany uśmiech- rozliczymy się za to co jest i wezmę inną firmę . Oj biedny pan Traktor aż zaczął się jąkać:

 


- No no no nie! Tylko robota taka cholernie ciężka!

 


- Wiem , ale jak wam się nie opłaci to trudno.

 


- Ale w Poznaniu jeden gość bierze 100zł/m2 układania granitu, ale daje cement !

 


- Bardzo być może , w naszej okolicy firma daje własną kostkę i bierze 95zl. Więc tak jak mówiłam, przecież mi nie chodzi o pana krzywdę – nie kalkuluje się to trudno, wezmę inną ekipę. Pan machnął ręką wrócił do układania.

 

 


A taka robota to dla naszego najmłodszego Klona miód na serce. Po powrocie ze szkoły przebiera się i leci pomagać. Układa kostkę i puchnie z dumy. Panowie nagrodzili małego jazdą na traktorze. Na wszelki wypadek nie zapytali o zgodę bo wiadomo matki to takie kwoki jeszcze by zabroniła dziecku się pobawić maszyną. Fakt ciśnienie mi skoczyło jak zobaczyłam Klona SAMEGO w traktorze jadącego ulicą przed działką. Panowie widząc wyraz mojej twarzy biegiem oddali się w przeciwnych kierunkach utrudniając decyzję którego pierwszego sponiewierać. Starszy stażem przejął pojazd wprowadził na działkę , a Klon kwiczy w uniesieniu: sam prowadziłem traktor, sam prowadziłem….

 

 


No dobra nie rozerwę gościa bo zamiast dwóch dorosłych idiotów będę mieć czterech. Za chwilę patrzę , Klon uczy się manewrować łyżką . Chodzi mi o taką wielką szuflę do zgarniania ziemi. Tym razem starczyło, ze pojawiałam się w zasięgu wzroku pan Traktor przerwał szkolenie zawodowe dla siedmiolatków i wrócili do układania.

 


Dziś synek wraca bledziutki:

 


- najechałem na nogę temu starszemu panu ! Dzwoń do babci (lekarza) ! Wyszłam natychmiast, pytam co się dzieje? Ano zdarzyło się tak:

 


Klon siedział w traktorze i podnosił siłownik z szuflą góra – dół. Pan Traktor chcąc być dowcipnym wsunął stopę w dołek pod łychę i mówi :

 


- Zobacz nogę mi najechałeś!

 


- To co mam teraz zrobić?

 


- Musiałbyś cofnąć traktor, oj jak boli, jak boli !!!

 


Zgadnijcie co zrobił synek? Tak jest! Odpalił traktor, pojechał do przodu i teraz naprawdę opuścił łychę na nogę nauczyciela… Faceci osłupieli, pewnie nie wpadli na to co mi się wydało oczywiste od chwili kiedy wlazł z nimi do kabiny. Nie musieli mu pokazywać gdzie się toto odpala , zauważył i marzył o takiej akcji od początku. Szczęściem noga jest tylko obita, nie puchnie, kości całe.Ufff. A panowie stali się jeszcze większymi fanami Klona.

 


ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

Dla dobra rodziny nawiązałam ostatnio czulsze kontakty z przedstawicielami NFZ i powiem szczerze że wolę ekipy budowlane (nie mylić z ogrodowymi !)

 


Wiem to wygląda na czarną niewdzięczność wobec ludzi którzy zainwestowali kawał życia na uczenie się odpowiedzialnego zawodu, jednak gro przedstawicieli Eskulapa jest ciężka w użytkowaniu a do tego nasz system świadczeń jest dziwny.

 


Najprostsza sprawa: badanie krwi i innych takich dodatków. Lekarz rodzinny nie chce dać skierowania wszak ciąża to nie choroba - ma chłopak rację. Natomiast skierowania od mojego lekarza prowadzącego nie są honorowane przez tutejszą spółkę laboratoryjną ! Inaczej mówiąc albo pojadę do Poznania i zrobię badania w spółce z którą ma mój lekarz umowę, albo zapłacę na miejscu . W kazdym wypadku ponoszę koszty które teoretycznie są już zapłacone...bo mam ubezpieczenie.

 


Jestem przekona, że jak długo wizyta pacjenta nie będzie oznaczała pojawienia się pensji na koncie usługodawców tak długo będę traktowana jak kłopotliwy dodatek do podpisanej deklaracji służącej do rozliczeń z NFZ.

 


Panowie od ścieżek i dzwonka też mi podnieśli skutecznie ciśnienie, choć nie zażyczyli sobie kasy z góry jak NFZ . Po kolejnych telefonach celu załagodzenia rozwścieczonej inwestorki (to znaczy się mnie) żaden pan się nie pojawił w zasięgu wzroku.

 


Jeden nie odbiera telefonów – trudno kupię dzwonek bezprzewodowy. Drugi pan wił mi się dziś przez telefon – bardzo grzecznie dałam mu czas do jutra – tłumaczę spokojnie: ma już tydzień opóźnienia, jesień idzie, a ja znalazłam też innego wykonawcę. Pan Traktor , aż się jąkać zaczął ze zdenerwowania. Przecież go karać za nic nie chcę, ale jak on nie ma kiedy do pracy przyjechać …a tu po prostu trzeba położyć ścieżki z kostki o nic więcej nie chodzi. Biedny był w szoku, tak spokojna kobieta a takie straszne rzeczy mówi Wiem nie wygladam na taką cholerę.

 


No dobra dam panu Elektrykowi ostatnią szansę, zostawiam nagranie na sekretarce , cytuję : panie Adamie muszę z przykrością poinformować , że dziś rzucam na pana klątwę . Pozdrawiam Ewa z Letniska

 


 


Dosłownie w minutę później pan oddzwania, przyjdzie dziś za dwie godziny. Hm uwierzę jak zobaczę ….

 


Potomni: rozplanujcie płatności tak by fachowcy w wasze objęcia wrócili w miarę rośnięcia potrzeb. Późniejsze drobiazgi też są potrzebne , panów nie ma wszak motywacji brak. Jak trzymacie choć część ich gotówki to jest nadzieja na kolejna wizytę...

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

Zaczynam ponownie nabijanie rachunków telefonicznych . Jestem nietaktownie nachalna i marudna. Oby wreszcie podziałało – nie lubię inwestować na próżno.

 


Wiem na razie że Pan Traktor dostał gdzieś jeszcze robotę , ale próbuje utrzymać i tą u nas. Miota się jak być na dwóch weselach jednocześnie. Zaproponował by zrobić ścieżkę do domu „teraz poślizgnąć się dla pani to źle bardzo” a resztę na wiosnę. Wołałabym całość teraz . Jak już mamy materiał to i opaskę wokół domu i ścieżki , a na wiosnę to mogę zostawić owszem robienie schodów z furtki nr 2... Od wejścia nr 1 dróżka potrzebna od zaraz .

 


A właśnie mamy dwie furtki i jeśli mnie pamięć nie myli to nie wspominałam jak intrygujące jest adresowe umiejscowienie tego kawałka ziemi .

 


Działka jest ładna prostokątna , rozległa z lekkim spadkiem , z przeznaczeniem pod zabudowę gospodarczo – budowlaną . Jednak to co nas bawi to z jednej strony jest Poznańska z drugiej Żytnia. Nic niezwykłego gdyby nie małe „ale”. Obie ulice znajdują się na mapie a jakże , tylko że Żytnia to gliniasty, wyboisty teren oddzielający domy .To że pewnie kiedyś tam ulica powstanie sugeruje wystający hydrant , dziś jest to „pułapka na Hohonie” zwłaszcza po deszczu, za to właśnie do tej nieistniejącej arterii mieliśmy obowiązek skierować przód budynku.

 


Natomiast Poznańska jest , istniej , szeroka, utwardzona , wygodna ale zgodnie z planem zabudowy znajduje się na tyłach pobudowanych domostw i gdyby otworzyć działalność to jest taka możliwość wyłącznie od strony Poznańskiej.. Co to daje ?

 


Po pierwsze adres meldunkowy jest tam gdzie front, dojazd tam gdzie tył, a poczta domaga się skrzynek z obu stron. I dobrze – obie mamy obdarowały nas takim sprzętem więc sporów czyją skrzynkę zawiesimy nie będzie .

 


Następnie pocztę z Miasta i Gminy, Zakładu Komunalnego itp. instytucji otrzymujemy na adres przy Poznańskiej, za to z Urzędu Skarbowego i prywatną od Żytniej.

 


Inny przykład tego wariactwa: Pan spisujący liczniki wody wstąpił do nas (wejściem od Poznańskiej) z zapytaniem gdzie znajdzie dom państwa X. Zaproponowałam żeby nas od razu spisał jak już tu jest. O nie! Dziś nie pracuje przy Żytniej….

 


Surrealistyczne doświadczenie. Dotychczas koło nas zwalniała czasoprzestrzeń teraz też odwraca swoje położenie…

 


Oczywiście większość niewtajemniczonych błąka się po całym osiedlu domków położonym powyżej nas szukając tej pierońskiej Żytniej która raptem składa się z ośmiu domów z czego trzy robią wrażanie przynależności do – tak oczywiście – do Poznańskiej z racji umiejscowienia bram, furtek i wjazdów.

 


Żeby utrudnić rozpoznanie naszej posesji uparłam się że chcę mieć dużą ,złocistą cyfrę 6 na domu- a takowej od lutego 2005 nie uświadczysz w sklepie, dziewiątki zresztą też nie. Są brązowe plastikowe , a takiej nie chcę . O ! Zastanawiałam się czy nie umieścić 5+1 ale to chyba zbyt zaawansowane poczucie humoru.

 


Trochę ten opis skomplikowany , ale bardziej dziwaczny to był nowy rok szkolny. Jeśli adres jest przy Żytniej to dziecko przypisane jest do szkoły w Letnisku Leśnym, jeśli przy Poznańskiej to do Pobiedzisk. Obie szkoły zgłosiły akces co do uczenia naszego potomka…

 

 


PS . wobec dowodu meldunkowego szkoła w P wycofała swoje roszczenia.

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

No dobra w komentarzach już jest : nasza rodzina będzie większa Różne badania upewniły nas, że ten Klon jest dziewczynką. Fajnie wreszcie uzyskamy w domu równowagę płci.

 


Oczywiście jak to kobieta postanowiła zaanektować cały dostępny czas. Po pierwsze wyłączyła mnie z możliwości swobodnego przemieszczania się ,a lekarz ją w tym poparł- ewidentna zmowa .

 


Po drugie postanowiła zadbać o linię pozbawiając matkę każdego nieprzemyślanego posiłku.

 


Po trzecie najwyraźniej dobrze było zbudować pokój więcej … Przez takiego małego człowieka system funkcjonowania rodziny uległa stopniowej zmianie. Skończyły się swobodne spacerki, beztroskie przemieszczanie się na rowerze czy energiczne przemarsze w terenie.

 


Najbardziej poszkodowana jest psinka – miałam z Narniusią wędrować przez pola i lasy ,a teraz naszym szczytowym osiągnięciem jest obejście działki.

 


Mam też wrażanie iż nakłanianie naszych współpracowników napotyka większy opór, albo moja cierpliwość jest zdecydowanie mniejsza . Coś migają się ostatnio przez telefon aż furczy. Mimo to nie tracę nadziei do nakłonienia elektryka i pana Traktora do żywszego działania. Kostka leży przed domem - ścieżki aż się palą by je ułożyć a JA NIE MOGĘ TEGO TERAZ ROBIĆ ! Bycie jednostką ciężarną pod specjalnym nadzorem jest doświadczeniem ćwiczącym cnotę cierpliwości. I moja i.... otoczenia

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

Odcinek kamienno – rodzinny :

 

 


Pan z Kostką – wbrew pozorom nie chodzi o schabową – przyjechał. Jak każdy dostawca nie posłuchał wskazówek więc pominął najoczywistszy do nas skręt . Następnie dzwoni z zażaleniem. Szczęśliwie daleko nie odjechał więc zgodnie z zapowiedzią punkt siódma rano przed domem urosła gustowna górka granitowych kostek.

 


Od nowego tygodnia pan Traktor ma się zająć jej układaniem. Oby zdążył przed prawdziwą jesienią ślizganie się po glinie nie wydaje mi się najlepszym pomysłem.

 


Zaraz siadam do kombinowania umowy teraz nie da się pracować na godziny, raczej od metra. Jakby co to jest jeszcze jeden pan w zanadrzu…

 


Choć trzeba przyznać że za samo patrzenie jak pan Traktor pracuje powinno się kasować pieniądze- jemu się robota pali w rękach , widać że jest dumny z siebie , umiejętności i tempa. Jedna ze znajomych osób która go zna nietypowe podsumowanie zrobiła : on na prace to rzuca się jak dzik. Coś w tym jest!

 

 


Wyprowadzenie z manowców pana z Kostką dla człowiek który jak ja nadal myli prawą i lewą stronę jest osiągnięciem..Jednka to poranny występ najmłodszego Kolna powalił mnie na kolana:

 


Synek zanosząc się płaczem oznajmił że nie może iść dziś do szkoły. Skóra mi zdrętwiała a tak ładnie rozpoczął karierę szkolną ! Koledzy , szkoła, klasa , wychowawczyni , jazdy na rowerze – dotychczas grało a tu taka tragedia rozrywa się na moim łóżku wczesnym rankiem. Ktoś go bije, upokarza, zabiera śniadanie? Trudno mam nakaz leżenia w domu , jednak sprawa wygląda na tyle poważnie iż pokulam się do szkoły zrobić z agresorem porządek ! Niech wie jak niebezpiecznie zaczepiać moje młode! Albo może nie rozumie materiału – taki mądry dzieciak , hm ? Myśli przelatują , a mały człowiek rozpacza. Z noska cieknie, łzy leją się z błękitnych oczek…no dramat w pełnym wymiarze rozgrywa się na kołdrze. Wreszcie prawda zostaje chlipana, jak on ma iść do szkoły bez …zegarka! Chętnie weźmie mój, nowiutki z różową szybką ! No niedoczekanie właśnie ledwie co dostałam od rodziny zgrabny czasomierz z licznymi bajerami. Ciekawe, że wcześniej taka potrzeba nie została przez Klona zgłaszana … :)

 


Patrząc z drugiej strony w erze elektroniki , gdzie pierwszoklasiści mają w tornistrach komórki (szkoda że nie w głowach) posiadanie minimum zegarka może wydawać się koniecznością życiową. Zwłaszcza że kolejne podania Klona o telefon komórkowy oddaliliśmy w sposób bezdyskusyjny . Przy dzisiejszych występach ustaliłam, że wystosujemy list świąteczny – może pod choinką znajdzie się taki sprzęt dla potrzebującego siedmiolatka? Niech żyje instytucja Gwiazdora – jak inaczej rodzice by mogli zachować twarz ? Hę?

 


Jednak jak znam darczyńcę to pewnie da zegarek , owszem ale ze wskazówkami – drań uwielbia takie małe umoralniające podstępy.

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

Niestety posunęłam się do szantażu wobec eklektyka zmuszając go do podjęcia dalszej współpracy. Wszystko w domu co zrobił gra i buczy zostały mu tylko doprowadzenie prądu do studni (hydrofor musi mieć elektryczne papu) , domofonu do furtki żebym nie irytowała się na Pocztę Polską bo odbieramy dużo przesyłek i listów a tu mimo obecności w domu pan wrzuca do skrzynki awizo.

 


Potem na otarcie łez trzeba się potaszczyć do zupełnie niesamowitego miejsca. Jest normalna poczta w „mieście” ale tu w pewnym oddaleniu na Letnisku Leśnym w bocznej uliczce mieści się urocze coś – punkt ajencyjny poczty . Tam lądują nasze przesyłki. Najpierw maleńkie podwórko, winnobluszcz i trzy brzydkie schodki z betonu. Wchodzimy w półmrok , niska lada na wprost wejścia obłożna najdziwniejszym zestawem : zmywaki, jednorazówki do golenia, zakurzony płyn do naczyń, baloniki, nasiona , proszek do szorowania wanny, nawóz do kwiatków , skakanka, karnet z igłami itp. i niepodobnych rzeczy . Następnie patrząc w bok kontuar z szybką i panią która zna wszystkich po imieniu więc lustruje mnie uważnie (z każdą wizytą coraz pogodniej i milej) i już odmownie kręci głową, listkowy jeszcze nie wrócił z trasy z naszą pocztą. W godzinach południowych pani idzie do domu przygotować obiad i punkt jest zamknięty . Przy samym wyjściu tablica korkowa z ogłoszeniami o tym kto robi bramy a kto sprzedaje suknie ślubną… Nadal mnie zaskakuje spokój i rytm miejsca w którym już tyle lat mieszkamy.

 


Drugim takim miejscem jest zegarmistrz. Maluteńki warsztat, centrum życia i informacji dla wędkarzy , pan do którego idzie się po kartę wędkarską, montuje drobne elementy do pasków, zegarków i bransolet, są tu też zegarki oddane w komis, kalkulatory dostają nowe bateryjki , czasami bywa i tak : podaję termometr elektroniczny bo po dziesięciu latach nagle fałszuje wyniki – pan rozkręca wyjmuje lekko omszałą bateryjkę przeciera ją energicznie o spodnie i wkłada na powrót.

 


- będzie chodził dalej to dobre baterie…

 


No i po tych romantycznych rozważaniach czas na twardą rzeczywistość : za dwa dni przyjeżdża nasza kostka granitowa :) :) :)

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

Pokrywa perzu zaczyna wydobywać się ponownie spod ziemi. Żeby mi tak wszystko rosło jak to zielsko !!

 


Znajoma ogrodniczka namówiła nas na odwleczenie siania trawy bo lepiej się ukorzenia w cieple a ponieważ w zamęcie cen nawodnienia też sprawę wodną zawiesiliśmy na kołku więc pewnie jej posłuchamy..

 


Coś ten mój czepek chyba krzywy był bo co tknę tematów ogrodowych to mi nie idą tak jakbym chciała – fakt ze jest to przeważnie kwestia finansów i fizycznej siły ale jednak irytuje. No bo powiedzcie po co komu dom jak nie ma wokół ogrodu? Widziałam wprawdzie domy z minimalną ilością zieleni wokół ale to dla ludzi którzy nie mają potrzeby otaczania się nią. Jednak ja boleśnie odczuwam brak złocących się liści, winnej latorośli w purpurze delikatnie oplatającej garaż, gęstego soczystego trawnika i burzy krzewów ciągnących wzdłuż płotu. No a jak już tak marzę to chciałabym kucyka ….

 

 


Koniec końców eksperymentalnie obsiany jest fragment przed działką . W tym roku skupiamy się wyłącznie na zrobieniu ścieżek. Wprawdzie jeśli od razu nie pociągniemy rur do podlewania to trzeba będzie na wiosnę rozbierać fragmenty utwardzonych nawierzchni ale na razie nie widzę innego wyjścia.

 


Nie tracę jednak nadziei że jeszcze coś tam posadzimy przed zimą – na wiosnę jak się te nasze krzaczki okryją zielonymi pączkami a pajęczyna drży obciążoną rosą to można tak stać aż słonce nie wysuszy subtelnych dekoracji .

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

W każdą sobotę rano rodzina oddaje się z mniejszym lub większym entuzjazmem nauce języka. Kończymy o 10 rano a potem życie rusza z kopyta. Stąd na kolejną randkę z panem od nawodnienia umówiłam się na chwilę zakończenia uzupełniania wiedzy , ale pan zjawił się kwadrans wcześniej burząc ustalone ramy działania.

 


Mąż podjął rozmowy wstępne , pan mierzył teren wzrokiem i miarą , zapisywał , poprosił o określenie dokąd to będą roślinki. Wymowny acz nie gadatliwy . Nagle zatrzymał się i wytrzeszczył oczy na inwestorkę w ciążowych ogrodniczkach za którą się z domu wysypała trójka dzieci i na chwilkę stracił wątek. Jeśli ma mu to pomóc obniżyć cenę to dobrze było pojawić się na scenie . Zobaczymy co dostaniemy na razie mamy dwie wyceny z różnych stron różnią się o PIĘĆ tysięcy ! Jak dla mnie rozpiętość cen zbyt duża. Albo ktoś przesadza , albo tnie na częściach i jakości. Dojdziemy prawdy powolutku....

 

 


Za to miałam uroczą rozmowę z panem który już u nas kiedyś układał podjazd z pozbruku. Radośnie rozwijał wizje naszych ścieżek , jednak podane ceny powodowały u mnie nerwowe potrząsanie głową. Za dużo , oj za dużo. Na informację ze sami chcemy ściągnąć kostkę granitową ze Strzegomia panu opady skrzydełka, i mówi otwarcie;

 


- pani Ewo my się nie dogadamy , ja u pani ani na kostce nie zarobię , ani na dostawie piasku , ani na cemencie , tylko na układaniu. I gdzie tu zarobek?

 


Rozstaliśmy się w zgodzie. Szukam dalej. Czas poprowadzić też rozmowy wstępne z kolegą małżonkiem – może da się na kłonić na uzupełnieni nasadzeń w ogródku? Ostatni jesienny ogrodniczy dzwonek - trzymajcie się negocjacje czas zacząć.

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

Pan Traktor pojawił się z prośbą – chłopaki tak ciężko robią niech szefowa da na piwo. Cóż przyznaję złamałam się i nawet pożyczyłam rower by mogli udać się po wymarzony nektar. Wyliczyłam sobie ze nim wsiądą za kierownicę minie jeszcze 6 godzin i przy takim tempie to cały alkohol spalą.

 


Patrzę za chwilę i na terenia ani śladu pracowitych pszczółek. To co pomyślałam o swojej głupocie nie nadaje się na żadne forum. W tłumaczeniu po przejściu przez filtry językowe brzmiało mniej więcej tak: Masz głupoto za swoje! Trzeba było łamać zasady? Rozpijać ludzi?

 


Zapisałam smętnie w zeszycie rozliczeń że rozwiali się we mgle po 4 godzinach pracy.

 


Zirytowana zmywam a tu się pojawiają chłopaki i coś przed bramą kombinują. Za chwilę szef ekipy prosi na dwór. Patrzę a tu przed wjazdem na sztorc ustawiony głaz mający jakieś z metr czterdzieści wysokości

 


Hm nigdy nie planowałam takiej ozdoby przed domem z drugiej strony panowie pękają z dumy i wyraźnie czekają na okrzyki zachwytu. Musiały te moje wahania pojawić się na twarzy bo posmutniała mi ekipa i pytają się co jest nie tak? Zmobilizowałam się i mówię , ze gdyby nie to wcześniejsze piwo to bym i teraz na porządnego drinka zaprosiła żeby to uczcić , a tak to nie wiem jak dziękować.

 


- ech szefowa drinka to my możemy i tak przyjąć – twarze się rozjaśniły i panowie patrzą wyczekująco. Cóż sama wywołałam wilka z lasu więc poszłam, zrobiłam (dobrze że było z czego bo u nas to alkohol jest jak są goście a tak to raczej posucha ) panowie wysuszyli szklanki do dna i ponownie rzucili się na pracę.

 


I wiecie co nieźle wygląda taki znak milowy , teraz to podaję jako element charakterystyczny , może z czasem nawiercę toto i zamontuję numer domu?

 


Mąż po powrocie w pielesze domowe ogląda znak rozpoznawczy naszej posesji i pyta retorycznie: ty tych ludzi czarujesz czy co robisz że oni zawsze więcej niż trzeba robią ?

 

 


PS.Według mnie to oni tak sami z siebie mają .

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

Przeszukałam trawiaste wątki. Następnie wątki o trawnikach na forum specjalizujących się w ogrodo -maniakach. To wygląda na o wiele bardziej skomplikowana operację ogrodową niż sądziłam. Na razie trzymamy się wytycznych, znalazłam sklep ogrodniczy z nasionami polecanej trawy Brandenburg .

 


Omówiłam jej zalety z dwoma ogrodnikami i myślę że powinien być to niezły wybór. Po obejrzeniu cen troszkę wymiękłam. Czemu te nasiona takie drogie ! 98 zł brutto za worek 5 kilogramowy . Przecież tą zieleniną nie będę rodziny karmić!

 


Nawracamy do przeglądania oferty sklepów rolniczych, ogrodniczych i marketów. Hm zwykła trawa 30 zł za 5kg, markowa od 80 zł w górę. E tam to może jednak ten Brandenburg? Polecany na forum , a i dwie firmy zajmujące się pielęgnacją i zakładaniem trawników wymieniają tą samą nazwę.

 


Szczęśliwie spotykam koleżankę (hodują roślinki do rozsady np. pory, pietruszkę i inne takie) od słowa do słowa podzieliłam się trawiastym kłopotem.

 


Jestem w czepku urodzona ma na dniach kupować nasiona Branderbug bo bratu obiecała zaprowadzić trawnik. I mi przy okazji kupi nasionek w hurcie – nawet jest jej na rękę bo możliwości negocjacji ceny rosną. Teraz w garażu czeka 40 kg nasion . I o to dokładnie chodziło.

 

 


Cztery dni intensywnej pracy i teren przygotowany pod zasiew. Oni są niesamowici. Nie wspominając o różnicy w cenie w stosunku do firmy która miałą to samo zrobić… Nie polewaliśmy niczego chemią tylko kłącza naszego dorodnego perzu były wyrywane ręcznie. Na wiosnę i tak wylezie tego paskudztwa sporo spod ziemi. Wtedy dopiero zastosujemy oprysk na chwasty.

 


Mamy przez tydzień nawadniać teren potem wysiejemy trawę, zwalcujemy. Już się cieszę na nasz trawniczek.

 


Jednak problem ścieżek pozostał i podlewania pozostał. Zaczynam porównywanie wodnych ofert ...

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

Poza tym dziwny dzionek ! Pan z dostawą torfu ugrzązł na naszym gruncie. Zepsuły mu się akurat tutaj biegi w traktorze. A po drodze miał już kłopot z hamulcami. Wezwał posiłki – walczyli ze trzy godziny . Naprawili . Odjechał.

 


Dotarli panowie z glebogryzarką i po dwóch kółkach zepsuł im się siłownik. Naprawiają… A dziś mieli kończyć , tylko wczoraj nie dotarł do nas pan z ziemią. Przywiózł dwa transporty i go wcięło. Dzwoniłam , monitowałam bez skutku. Jednak cena to jego silny atut. A właśnie : dzięki panu Traktorowi zamówiliśmy ziemię po 400 zł z transportem z tą drobną różnicą że nie za 9 , ale za 25 ton całkiem niezłego humusu. Przywozi taką ogromniastą ciężarówką – nazywa toto się „wanna” .

 


Panowie szaleją , w ciągu roboczego dnia maja dwie kwadransowe przerwy na kanapki, proszą o kawę i walczą dalej. Ja naiwna myślałam , że to się da zrobić łopata , oni mają kłopot ruszyć glinę z posad za pomocą dużej glebogryzarki. Zbierają kamienie do taczki , chyba już ze trzy kursy kamlotów leżą na schludnym stosie. Teraz upojny obornik , ziemia i torf. Będę mieć trawnik – prawdziwy!

 


Pan z pierwotną ofertą obraził się na nas. Nie sądziłam ze tyle ziemi wyjdzie na równanie terenu. Dziś po południu mamy odebrać czwartą wannę ziemi i wreszcie koniec. Jednak otoczenie będzie możliwsze do utrzymania i naprawdę robi się tak ładnie .

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

Już zapomniałam jak to mieć majstrów na stanie. Jak zapowiedzieli tak zrobili 6.30 traktorek u bramy.

 


I pochwalę się a co mi tam! Przez 12 godzin panowie zasuwali niewiarygodnie. Na koniec dnia mąż po powrocie z pracy miał okazje zobaczyć zmiany i tempo robót. I wtedy powiedział to: kochanie dotychczas sądziłem że tylko ty potrafisz pracować jak Robocop !

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

Nie jest tak tragicznie. Muchy są nam bardzo wdzięczne….Dochodzimy do porozumienia z panem Traktorem. Troszkę się denerwuję bo zgodziliśmy się na godziny a nie od dzieła… A jak będą wypoczywać co chwilkę? Nic to poszukam wtedy kolejnej ekipy.

 

 


Tutaj mamy bardzo specyficzny układ terenu , najpierw jest ostry spadek i tam gdzie stoi dom mamy czystą glinę, za to poniżej całkiem przyzwoita ilość ziemi. Klony to nawet sobie wykopywały wilgotny urobek ze ścieżko przy domu , lepiły figurki i wypalały w kominku…

 


Ale jak na to spadł deszczyk to i na czworakach trudno było się po tej maźi doczołgać do wejścia. Jesień idzie trzeba przeciwdziałać.

 

 


Pan Traktor pokiwał głową nad górną częścią działki :

 


- pani Ewo to trzeba wyrównać, skopać, posypać próchnicą, na to ziemia na to torf i będzie już można sadzić.

 


Cóż tematu do sporu nie widzę faktycznie tak trzeba zrobić. Panowie do dzieła!

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

No więc zaczęliśmy liczyć, kombinować, znowu liczyć…. Przeszukaliśmy okoliczne i dalsze hurtownie ze sprzętem do nawodnienia. Krew w żyłach zagrała , oczy błyszczą , świeża bryza rozwiewa całej rodzinie krótko obcięte włosięta. Jest nowa możliwość działania. Rany chyba się uzależniłam….

 


Patrzę z łezką w oku na sąsiednie parcele gdzie tworzą się ogrody… Zapada postanowienie: robimy porządnie teren. W końcu zaczęliśmy budowę bo tak bardzo chciałam mieć ogród . :) Wprawdzie maszyny niszczące konsekwentnie zieleninę i wyczerpanie działalnością muratorską zgasiło troszkę zapał, ale nie zatłukło ducha walki do końca. Wyraźnie się budzi ….

 


W gablocie w centrum naszej mieściny zamieszczamy ogłoszenie : Szukam silnej osoby do dorywczych prac ogrodowych .

 


Odzew przeszedł wszelkie oczekiwania : chyba z 20 telefonów.

 

 


Wybieramy dwie sensowne oferty i prosimy żeby poczekali na telefon. Krok drugi nawadnianie. Mamy namiary na hurtownie takiego sprzętu i prosimy o wycenę. Z forum mam drugi dobry adres. Równocześnie przypomniało mi się że szwagier naszego kolegi pracuje w takim biznesie. Wszędzie się pytamy, pokazujemy zarysy ogrodu . Rany Julek czy te rośliny muszą mieć zaraz system nawadniania? Może jednak zostaniemy z wężem w ręce ( i kieszeni ) a będziemy poświęcać czas na podlewanie?

 

 


Dzwonimy do pana który dostarczał nam żwir i piasek na budowę. Co się dzieje , nim podaje cenę chce do nas przyjechać !!? Przedtem żeby przywieźć żwir nie potrzebna była żadna wizyta… Po zerknięciu na duży pokój ordynuje nam 300zł za 9-więcio tonową ciężarówkę ziemi. Według mnie to za dużo, zwłaszcza ze potrzebujemy tak z 10 transportów no i torf i jeszcze nawóz, trawa…

 


W tym czasie odzywa się poszukiwany szwagier kolegi .Pyta czy ma dać namiary na trzech ludzi , którzy mają krzepę i dysponują traktorem i glebogryzarką…. Od słowa do słowa jesteśmy umówieni na wizytę , a przy okazji zostajemy właścicielami dwóch przyczep przefermentowanej gnojówki. Ciekawe jak to pachnie…

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

Jak wspomniałam : telefon w dłoń czas znaleźć kogoś kto pomoże naszej ziemi wyjść na prostą. Składamy zapytanie w spokojnej firmie spod Gniezna. Wycena tylko dla niskociśnieniowców !!

Uwaga : 55tys!

Mówiąc inaczej toż to 1/5 domu , z wyposażeniem ! Oglądam projekt gdzie są dwa elementy których ja nie wymyśliłam. Patrzę na wycenę . Ni jak nie mogę zrozumieć co tu ma tyle kosztować? Odmówię im , mam tylko kłopot : przepiłam gdzieś telefon do tej firmy… Jeszcze teraz pomyślą ze chciałam naciągnąć ich na rysunek ogrodu- a nie mam zamiaru nawet skorzystać z jednego ich pomysłu.

Zresztą jeszcze raz bierzemy ofertę pod lupę. Zaczynamy obliczać czy aby wyliczenia nie zostały zawyżone. Wygląda na to że raczej są zaniżone. Czyli rachunek końcowy może być jeszcze wyższy. Zgroza.

Po zbudowaniu domu wiemy, ze wiele spraw można załatwić taniej… Siadamy do własnych obliczeń.

Założenia :

- pierwsze : jak ma być ogród to musi być system podlewania bo inaczej roślinki nie utrzymają się przy życiu.

- drugie : ewentualny materiał na ścieżki i murki trzeba kupić bezpośrednio u producenta.

- trzecie: dobra ziemia i torf.

-czwarte : hurtownia z roślinami i po

- piąte : pomocne krzepkie ręce .

Prościzna …

ori_noko

D07- dziennik rzeka Ori_noko

Konkurs bez nagród !!! :)

 


Ile według niedużej firmy ogrodniczej (z tańszej części Wielkopolski ) będzie kosztować zrobienie trzech murków oporowych (90, bierzących), nawiezieni ziemi do wyrównania terenu , założenie nawodnienia, wytyczenie dwóch długich ścieżek z kamieni ?

 


Teren do zagospodarowania to prawie 1700 metrów. W cenie ma być ziemia, kamień, zestaw do nawodnienia. Bez roślin.

 


Aha projekt już był wymyślony w 95% przez nizej podpisaną ....

ori_noko

Po latach ,miesiącach milczenia i odpoczynku budzimy się znowu do życia. Nie aż tak żeby pojąć jakieś intensywne prace typu : podjąć decyzje jakie i gdzie nabyć lampy . Jakoś te żarówki na drucie nas nie meczą jeszcze . zwłaszcza że w najbardziej newralgicznych punktach są klosze z poprzedniego lokum.

 


Wróciliśmy z wakacji działka zarośnięta aż trudno uwierzyć. Ponownie wygrywają chwasty w wielu przypadkach są wyższe niż szanowna roślinność wkopana własnymi rękoma. Oj czeka nas opryskiwanie terenu. Łamiemy się nad kompleksowym zrobieniem ogrodu prowadzę rozmowy z firmą od ogrodów ale słabo to widzę. Stale mówią o tym jacy są świetni i pokazują swoje prace , ale cos mało ich obchodzi co my chcemy tam mieć. Efekt?

 


Zgromadziłam książki i zaczynam kreślić co gdzie ma być. Najtrudniej to znaleźć mi ludzi którzy potrafią i mają wolny termin na zrobienie murków oporowych ale suchych. Ziemię tez namierzam….

 


Zdecydowanie odpadają elementy murowane. Nie podobają mi się są takie hm…… ostateczne. Kamień tez jest upatrzony , chyba czas ukształtować porządnie otoczenie.

ori_noko

Nasz dom jest genialny dziś upał aż zapiera dech w piersiach, a w domu bardzo przyjemnie . zwłaszcza na parterze. Tam gdzie są kafelki jest rozkosznie chłodno i przyjemnie. Reszta też znośna . Dziecka upajają się wakacjami, jeżdżą nad jezioro, wieczorem podlewamy rośliny , a popołudnia spędzamy na leniwym sączeniu kawy na tarasie.

 


Właśnie. A propos nasz taras jest od północnej strony i okazało się że jest to fantastyczne rozwiązanie . Można na nim być nawet w trakcie dużego słońca , a z południowej części bez daszku mleko gotowałoby się w kubkach. Jedyny minus to t że jest wysoki i jak dmucha to zwiewa nam na ziemie krzesła i stolik , ale to akurat można przeżyć. Pewnie z czasem ustawimy tam stały zestaw odpowiednio odporny i ciężki .

ori_noko

Taras ukończony są kafle takie jak w dużym pokoju wkoło opierzenie żeby nie ściekała woda po tynku .Stopnie na taras nie obłożone niczym na razie – musze je wymierzyć i kupić glazurę bo te z tarasu za śliskie są . Prowadzimy rozmowy na temat poręczy / balustradki przy tarasie. Wysoki u nas jest , jak zwiewa krzesła to już jedno się połamało. No i dzieci znajomych…

 

 


Z ciekawostek to wybraliśmy się poznać naszego psa.To znaczy suczkę :) Ma wlaśnie cztery tygodnie ukończone. Powoli przypomina psa do tego ma całkiem sympatyczny wyraz pyska. Jedyna wadą jest to iż by go odwiedzić jechaliśmy w jedna stronę 3,5 godzinki, rozmowa, oglądanie, glaskanie, wymiana poglądów na temat psów w świecie i publicystyce , potarzanie się w bladych piaskach nad Bałtykiem i powrót w pielesze domowe (bite 4 godziny zeszło bo ruch na drodze się zrobił już) Z wrażenia nie wyjęliśmy aparatu więc brak zdjęcia naszej suni. Wariactwo i tyle.

 


Podziwialiśmy urozmaicony wybór psów w hodowli mają chyba z pięć ras zresztą kto chce niech zerknie : http://www.ewmardo.republika.pl" rel="external nofollow">http://www.ewmardo.republika.pl

 


Żeby było zabawniej do tej pory widziałam jednego shelti ze tak powiem w terenie i w naturze . Dziś cztery sztuki (suczka i 3 mlode) a jak jechaliśmy to tuż pod Poznaniem wyszła na nas pani dwoma owczarkami szetlanckimi. Najpierw nie widujemy tej rasy wcale a potem to od razu stadami . Dziwny jest ten świat.

ori_noko

Roślin przybywa cierpliwości ubywa. Wraz z zakończeniem głównych prac narasta we mnie poczucie własności. Musimy zrobić KONIECZNIE dzwonek do furtki. Jak tylko brama jest otwarta to wszystko co się rusza wjeżdża i zatrzymuje się tuż przed drzwiami wejściowymi … można dostać piany.

 


Jak jest zamknięta to np. pocztowcy zostawiają kartkę w skrzynce i trzeba zasuwać do Pobiedzisk odebrać bo uporczywie twierdzą ze nikogo nie było. Wyjście pośrednie zostawienie pojazdu przed bramą , dotarcie 60 m do domostwa przekracza uprzejmość i możliwości.

 

 


Idą ludzie na spacerek z psiakiem, otwarte wiec pies wbiega podlewa zieleninę , a właściciel ślepy , głuchy idzie dalej… Grzecznie proszę o odwołanie , na to pani : bramę trzeba zamykać. No w sumie ma rację…

 

 


Dzień drugi zraszam naszą ubogą florę – piesek przeciska się przez odrobinę zostawionego miejsca przy wejściu . Zraszam obficie pieska ,pani reaguje panicznie przywołuje go z zapałem godnym lepszej sprawy. Wniosek : nie tylko musimy mieć dzwonek ale i zraszacz reagujący przy wejściu.

 


Nasza psinka otworzyła ślepka, wraz z rodzeństwem szaleje po domu hodowczyni. Niedługo będę mogła sprawdzić czy rzeczywiście nie można nakłonić psa do chodzenia moimi drogami.

 


Z zadziwiających wizyt : pracuje sobie w domku ( w bloku też zawsze u nas było otwarte ) popijam herbatkę a tu bez pukania , dzwonka, wchodzi chłopisko metr osiemdziesiąt z okładem i skręca na schody. Patrzę oczom nie wierzę. Mija mnie jak cześć wyposażenia :

 


- Proszę stąd wyjść!

 


- Ja do kolegi.

 


- Niech pan wyjdzie tu nie ma żadnego kolegi!

 


- Pani ja do kolegi jest na strychu!

 


- Tu nie ma strychu ! Natychmiast wyjść!!!

 


- JA DO KOLEGI ! –on podnosi glos a ja się i ruszam zdecydowana przebić się do panelu z alarmem. Chcę wezwać biuro ochrony, niechże dyskutuje z ludźmi swojego rozmiaru .

 


- Pomylił pan domy . JUŻ!- wskazuję ręka drzwi , a byłam naprawdę wściekła .Gościu się w końcu wycofał .

 


Po południu przychodzi majster i mówi: podobno okropnie pani dziś zjechała mojego kolegę… Był autentycznie ubawiony . Taki ostatni akord budowlany… Rusztowania zdjęte, tynkowanie zakończenie , czas na rozrzucanie humusu i sianie trawy. WRESZCIE !!

 




×
×
  • Dodaj nową pozycję...