Jedna z dziwniejszych rzeczy to dobrowolne chodzenie na badania krwi ..brrr. Z ponurą wizją igły zbliżającej się do ręki zgłosiłam się do laboratorium. Wracam do domu dumna i blada (tylko jedno zasłabnięcie zamiast pełnej klasycznej utraty przytomności ), a tu niespodzianka. Panowie robią dalszą część kostki. No więc biorę byka za rogi. Zaczynamy :
- Wie pan, że na podjazd do garażu który ma prawie 100m poszło około pół tony cementu? A wam na około 60 m ścieżki pod ruch pieszy wyszło blisko półtorej tony!
- No ma pani porządną ścieżkę .
- Nie proszę pana mam monolit na którym będzie stała woda, podatny na podmywanie i w dodatku źle wykonany.
- Jak to źle? (Tu przytoczyłam wykład na temat robienia bruku.)
- To jest źle zrobione, co panowie proponują ?
I tak od słowa do słowa panowie obrazili się i postanowili rzucić pracę bo oni to mogą rozebrać na wiosnę jak popęka (wszak to szlag trafi w kilka sezonów a nie w jeden) a poza tym byłam cały czas obok i nie ułożyli jednej kostki bez mojej zgody.
- To prawda, ale my wynajęliśmy panów do prawidłowego ułożenia granitu a nie do tego żeby was nadzorować. Zresztą prosiłam ,żeby szpar nie fugować cementem, ale się porządziliście…
- Bo by się kostka nie trzymała inaczej!
- Właśnie o tym mówię ! Gdyby była dobrze wbita zagęszczarką to by problemu nie było!
Pan Traktor (ok. 65 lat) zaczął dosłownie : podskakiwać, kopać kostkę i rzucać narzędziami. Ciągnę spokojnie, iż oczekuję od nich jakiegoś rozwiązania, a teraz żegnam bo muszę jechać na drugą część badań.
Wróciłam po godzinie - mąż informuje : panowie postanowili się do niego odwołać,jednocześnie na wiadomość: tu szefem jest żona (hm ?!) ja zajmuje się płatnościami, pan Traktor zsiniał!
- Tak to najwygodniej, schować się w domu!
- Mówiłem panu pierwszego dnia i powtarzam ostatniego. Domem zajmuje się żona i to z nią proszę dyskutować. Uświadomiona o wymianie zdań idę do czekających, spakowanych panów.
- Panie Józefie będę zaraz dzwonić do pana żony.
- A to po co?
- Chcę się naskarżyć na waszą pracę! Lekki wytrzeszcz w moją stronę
- Jak pan chodzi do mojego męża żeby was wziął w obronę to i ja do pana żony mogę z zażaleniami dzwonić! A teraz proszę o decyzje co proponujecie.
- Nie będą kończyć tu nic, nie chcą pieniędzy wracają do siebie. - Cóż 50% należności wybrali w trakcie pracy – za tą fuszerkę więcej bym im nie dała , naprawiać nic nie chcieli , chcą wrócić tu na wiosnę.
- Na wiosnę nie wrócicie , bo jak teraz nie kończycie pracy, bo narzędzi do tego brakuje to i później lepiej nie będzie. Jeszcze proszę zbić z powrotem drabinę - Panowie gapią się na mnie z osłupieniem.
- Jak wyjmę deski i paliki to boki ścieżki runą ! No i gwoździ nie mam, a w garażu też brak – znaczy grzebali w naszych skrzynkach bo niby skąd wiedzą że tu gwoździ na lekarstwo!?
- Pani Ewo ja tu z całego serca pracowałem!
- Wiem proszę pana, ale to wiedzy nie zastąpi. Jedyne co tą ścieżkę ratuje to fakt , że tu spadek terenu jest woda będzie na dół schodzić, bo na płaskim miałabym przed domem ślizgawkę.
I tak w mało przyjaznej atmosferze rozstaliśmy się, pan Traktor ciężko rozżalony tym, że chcę mieć przepuszczalną dobrze ubita ścieżkę, ja wyjątkowo spokojna i smutna. Wstyd tak późno zorientować się w partactwie.
Wniosek mili potomni: To, że pracownik cos robi bardzo dobrze nie jest równoznaczne ze znajomością innych potrzebnych nam dziedzin. Murarz ma murować, cieśla robić stolarkę, brukarz – twardą nawierzchnię, a inwestor sprawdzać czy to o czym mówią ma pokrycie w rzeczywistości.
Hm ciekawe czy zbiją mi tą drabinę?