Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    269
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    466

Entries in this blog

ori_noko

Duży weekend, plany : wypad nad morze, z okazji Dnia Dziecka skok do Wrocławia do zoo & japońskiego ogrodu, natomiast sobotę i niedzielę błogie leniuchowanie. Żadnego pętania się po sklepach, budowania, zakupów żywnościowych bo przecież nas nie będzie praktycznie w domu….

 


Realizacja :

 


czwartek w skutek wcześniejszej wizyty w naszym ulubionym ( zwłaszcza cenowo ) punkcie sprzedaży roślin trzeba było nabytki zasadzić. Przy jakiejś koszmarnej temperaturze powietrza znaleźliśmy miejsce dla piętnastu sadzonek, potem troszkę niezapowiedzanych gości i duszny wieczór.

 


Piątek no dziś to koniecznie albo morze, albo Wrocław. Stanowczo ! Mąż ma nieaktualne dokumenty. Wiec trzeba tylko odebrać nowe prawo jazdy , następnie okolica przeczesana pod kątem dodatków do rynien, tynku i podkładu, potem znowu nas zaniosło do ogrodniczego. Zlani potem i na czworakach powrót do domu wyładowani po brzegi roślinnością i drobiazgami budowlanymi. Zabrakło dwóch wiader podkładu i pięć wiader tynku . I rękawice do ogrodu , sitko do węża, nawóz dla róż…

 


W sumie wiedziałam od początku było wyliczenia skrajne, ale jeśli producent pisze że na 1m2 zejdzie 4,5 kg masy to z cudem by graniczyło wyrobienie 4 kg na metr. Zwłaszcza że producenci podają zużycie na styk. Jednak spotkanie z rzeczywistością to otrzeźwiające doświadczenie. Panowie walczą z garażem i tekturowymi tulejami na słupach przed domem. Po zdjęciu zastanawiamy się co z nimi zrobić, skłaniam się do otynkowania – panowie nie są zachwyceni . Trudno .

 


W takim razie zdecydowanie jedziemy w sobotę . Należy nam się oddech od budowy i codzienności. Fajnie tylko dzieci maja zawody pływackie i zupełnie zapomniałam jesteśmy umówieni na imprezę. Nic to…. – jak mawiał mały rycerz.

 


Potyczki na basenie odbębnione , rodzina rozrzutnie nakarmiona w knajpce w Poznaniu (lodówka kompletnie pusta wszak miało nas nie być…), panowie proszą o wypłatę hm jak tak dalej będą wybierać co do wykonanego metra pracy to na koniec po dyszce na piwo im zostanie. No dobra duzi są. Tak wiec majstrowie rozliczeni z tygodniówki kończą podbitkę na garażu, bierzemy najmłodszego Klona pod pachę i zasuwamy się rozrywać . Mam ochotę zasnąć na siedząco.

 


E nie jest źle. :) Wszyscy rozluźnieni , nastawieni pogodnie , ciekawe zdjęcia z Nepalu , pasjonujące opowieści o wyczynach wspinaczkowych znajomych, bardzo sympatycznie. W ten spokój wdziera się rozpaczliwy ryk Potomka gospodarzy. Uciekł nadmuchany helem tygrys. Klon blady i zapłakany pakuje mi się na kolana , cholera – oczywiście to on zwrócił tygrysowi wolność. Fajnie . Dzieciak dostał zwierza właśnie dziś, bo był na wycieczce w Zoo. No to mamy trop gdzie to można zdobyć…Uspakajam i przekonuję moją kupkę nieszczęścia : sprawę da się odkręcić. Niedziela zapowiada się pasjonująco….

 


Skoro świt to znaczy blisko dziesiątej rano wyruszamy do Poznania odwiedzić stare kąty . No bo jak już nie udało się nigdzie wyjechać , a ja wyruszam na safari , to wszyscy się zdecydowali na uczestnictwo. Trzydzieści dwa stopnie ! Przy okazji obeszliśmy Nowe Zoo średnią trasą czyli pięć godzin na nogach ale picia wzięliśmy litr , dokupiliśmy dwa ciągle mało nam – na koniec próbujemy wychłeptać wodę z basenu fok .

 


Odwiedzamy wszystkie stragany z gadżetami do niszczenia rodzicom budżetu. Owszem mieli tygrysa – sprzedali ostatniego , wczoraj takiemu okrągłemu blondaskowi. Nawet wiemy któremu… Jedziemy pod Stare Zoo. Nie mają. Te duże balony słabo schodzą. Myśl, myśl gdzie w Poznaniu w niedzielę kupisz takie coś? Co mówił gość na parkingu? Stary Rynek! Nieprawdopodobnie zmęczeni i zziajani przeszukujemy stragany . Jest ! Nominały NBP z ręki do ręki i tygrys jest nasz. Pilnujemy go czule . :) Klony warczą , ja błądzę próbując dojechać do domu wczorajszych gospodarzy. Szczęściem najmłodszy Klon odziedziczył po ojcu orientację w trenie i zawraca nas z manowców na które wyprowadziłam wyprawę.

 


Cichutko na paluszkach skradamy się przez ogród do domostwa znajomych, przywiązujemy tygrysa do lusterka samochodu . Klon kwiczy ze szczęścia , dwa starsze duszą się ze śmiechu - szkoda ze nie zobaczymy miny Potomka jak przyuważy powrót marnotrawnego balonu .

 


Z ulgą do domu - trzeba w końcu kiedyś wypocząć . Precz z dużymi weekendami. Mały weekend mały kłopot… Logiczne – prawda?

ori_noko

Trzy czwarte domu otynkowane. :) Podbita gotowa , pomalowana i teraz tylko ozdóbki wykończeniowe. Panowie wzięli pomocnika i na jego konto poprosili o więcej kasy. Nie ma problemu , ale odjęte od całości umowy. Nie regulujemy dodatkowych rąk. Szczęśliwie panowie nie naciskali i ustaliliśmy to spokojnie.

 


Z drugiej strony wystarczyło jedno przedpołudnie żeby ich szefa nie było , a już zarysowały się wyraziste różnice w charakterze pracowników. Jeden uporczywie i systematycznie działał , drugi snuł się bez sensu . Za to jak w okolicy zakopała się śmieciarka pognał na skrzydłach współczucia udzielać pomocy. Po godzinie straciłam cierpliwość. Dobrze ze akurat wrócił pan Tynk bo zbierałam się do napomnienia . A jak już człowiek się zmobilizuje do wymiany zdań to efekty mogą być różne.

 


Zresztą musiałam mieć wyraźnie zamiary wypisane na twarzy bo pan na mój widok zwiał na rusztowanie. Jak zajączek. Bardzo dobrze odżywiony zajączek.

 

 


Na początku wiosny posadziłam róże. I cóż…nic. Na sześć krzaczków do życia zgłosił się jeden. Stanęłam przed nimi i mówię, albo zobaczę tu za tydzień liście, albo zasilacie kompost. Pomogło. Są liście. Szkoda ze nie pogadałam z nimi wcześniej

ori_noko

Większość osób robi podbitkę równocześnie z dachem przed ocieplaniem. Jednak nie mając pewności co do luzu finansowego na tą część prac zdecydowaliśmy się po zamknięciu prac najkonieczniejszych. I dziś musimy dokupić trzy przedłużenia rynien bo po dojściu podbitki rynien nie da się wyprowadzić bez dodatkowych kolanek.

 

Uwaga dla potomnych : montując rynny uwzględnijcie jeszcze zwiększenie się dachu o podbitkę . Nie będzie dzięki temu poszukiwania odcienia który macie na domu ( a uzyskanego w wyniku działania słońca i deszczu .)

I jeszcze jedna ciekawostka. Kupowaliśmy tynk . Pan z hurtowni był zdecydowany dać nam bardzo podobny preparat gruntujący już byłam skłonna się zgodzić ( tak serdecznie doradzał i no w sumie dawał towar na krechę… ) ale pan Tynk uporczywie domagał się firmowego podkładu. Po wyjściu z hurtowni pytam :

- Czemu tylko ten? Wszak skład prawie identyczny?

- Bo widzi pani niech tynk nam gdzieś odejdzie, albo będzie pękać to nie ma pani szans na żadną reklamację. A tak czarno na białym jest rachunek ich tynk , ich podkład.

Pan Tynk dbając o siebie zadbał też o nas. Niby szczegół ale istotny.

 

A ogródek rośnie sobie, mlecze wyższe od krzaczków, drzewka nabierają tężyzny, kwiaty prezentują się z całym wdziękiem. Ostania wizyta w ogrodniczym sklepie uświadomiła mi zmiany które powoli we mnie zachodzą. Potrzebowałam wiśnię niskopienną. Zeszłoroczną zżarły robale i już się po tym ataku nie pozbierała. Wchodzę do szkółki oglądam uważnie i kupiłam nie tą o najsłodszych owocach czy najbardziej aromatyczną odmianę, tylko o najbardziej odporną. Owoce by jeść trzeba się ich wpierw dohodować. I do tego zmierzam.

ori_noko

A my mamy dużżzo własnego zwierzyńca: zaskroniec, zając na gościnnych występach , ślimaki, i miliony komarów . Wszystko nasze. Najgorzej to wykarmić…

 


Szczyty domu otynkowane, podbitka zgrabna pomalowana dwukrotnie . Bezstronnie mówiąc wygląda bardzo dobrze.

 


Zaliczyliśmy kolejną parapetówkę . Dorośli , dzieci , ognisko , jedzonko i śpiew. Największą atrakcją okazała się góra ziemi spod domu i garażu. Szczęśliwie poprosiłam żeby dzieci już przyprowadzić brudne i czuję się zwolniona z efektów końcowych. Jak zapadł zmrok uszczęśliwione potomstwo zaczęło zjazdy na zadkach z górki...

 


Panowie zgromadzili się w pobliżu ognia, panie pod ciepłym światłem lampy. Całość nie najgorzej wyszła. Dobrze być na swoim :)

ori_noko

Przedwczoraj nasza suczka była uprzejma urodzić się . Wygląda jak kawałek mokrej tłustej ściereczki z ogonkiem . Za to psia mama to prawdziwa przedstawicielka swoje rasy. Godność i uroda. Suczka była tak mila ze zgodnie z zamówieniami w miocie są cztery suczki i pies. Wszystkie znalazły chętnych. Do nabycia w tej hodowli są młode biszkoptowe labladorki – hm niczego sobie . Jednak widziałam oczami duszy jak najmłodszy Klon powiewa na wierze unosząc się za psem i wybrałam drobniejszej postury zwierzątko. Na większego kumpla przyjdzie czas jak i Klon podrośnie i pierwszy pies się zagospodaruje….

 


Teraz przez owczarkowe plany zaglądam nie tylko na Muratora forum , ale też na strony z psami i o żywieniu i na strony o ogrodach. Uparłam się żeby nie zwiększać czasu przed komputerem to chyba przejdę kurs szybkiego czytania inaczej się w założeniach nie zmieszczę .

 

 


Garaż stracił jasność siporeksu jest szary i banalny – jak panowie sobie już od nas pójdą to już ze średnim Klonem uknuliśmy że pomalujemy toto na biało. Weekend meto zapowiadają rewelacyjny – no czas by był . Przez to niezdecydowane siąpanie nie tynkujemy domu, irytujące .

 

 


Za to aura sprzyja sadzonkom . Jeden panów Tynkarzy przytargał wiadro zieleniny ze swojego ogrodu i cały wczorajszy wieczór w lekkiej mżawce sadziłam je radośnie po terenie. Samosiejki . W sumie i tak nic nie widać , ale ile frajdy ! Zaraz kicam do ogrodu , drugie wiadro czeka . Jeszcze tylko napiszę jak zostałam autorką nowej odmiany żywopłotowej:

 


Kiedyś dawno temu posadziłam dwa rządy dostojnych zielonych tui. Po pierwszej jesieni ukradziono nam około 20 sztuk. Następnie przesadziłam je , obsypałam korą , rosy zdrowo. W połowie października wyrwano koleją dziesiątkę. Przesadziłam ostatnią piątkę tak by była razem . Na 1 listopada ktoś potrzebował tuję wiec zostały cztery. Wreszcie zamieszkaliśmy . Tuje zostały odchwaszczone , nawiezione , ale dwie wyglądały wręcz dramatycznie. Okazało się że nie zaprzyjaźniony piesek przełazi przez szczeble bramy i codziennie i starannie niszczy nam te dwie roślinki . No to wykopałam ofiary instynktu i przesadziłam. W ten sposób wyhodowałam nowy gatunek żywopłotu : tuja wędrowna...

ori_noko

Podbitka prawie że na końcówce, :) schody do tarasu zrobione , ale tynki nie ruszone. Czekamy na słoneczne dwa dni. Przeglądam serwisy meto .

 


Dziś panowie zbroili i zalewali schody w trakcie pracy zadzierali głowy obserwując pogodę . Chmurzyło się konsekwentnie. Jak odjechali , słoneczko radośnie rechocząc wyszło zza sinej zasłony nieba i towarzyszko nam do późnych godzin. Mogli w tym czasie zrobić szczyty domu, chyba że w nocy będzie siąpić. ..

 


Pewnie w natłoku mieszkania, koszenia, sadzenia i prac zewnętrznych nie wspomniałam że kanalizacja stała się w końcu naszym udziałem. No prawie. Ta część miejscowości została zaszczycona takową inwestycją. Pierwszy etap przebiega w drodze obok naszej działki. Mamy wyprowadzoną rurę do naszej studzienki a jak zakończą ten odcinek inwestycji czyli za około dwa tygodnie to będziemy mogli podłączyć rurę do instalacji zbiorczej. Bardzo dobrze. Koniec z wywożeniem szamba i zapędzania rodziny pod prysznic kiedy chcą się moczyć w wannie. Witajcie zwiększone rachunki za wodę i kanalizację .

 


Zresztą z tymi rachunkami to ciekawa rzecz. Przywędrowała na kawę przemiła sąsiadka i rozkoszując się żarem bijącym kominka zaczynamy porównywać koszty ogrzewania. U nas od początku sezonu przyszły trzy rachunki na gaz na łączną sumę 1400 zł do tego drewna poszło za 500 zł. Razem 1900 zł, ogrzewanie, gotowanie, ociepla woda na pięć osób. U niej na samym gazie 2500 zł za tożsamo ale tam na naszym metrażu mieszkają dwie osoby. Zastawaniem się skąd różnica. Obie utrzymywałyśmy że w domu temperatura nie przekracza 21 stopni. Wprawdzie mamy domy z różnych materiałów tam:

 


porotherm + 10 cm styropianu , u nas siporeks + 12 cm styropianu. Kształty budynków podobne, proste żadnych załamań bryły, dwuspadowe dachy.

 


Jednego parametru nie porównałyśmy , może zużycie zależy też od rodzaju pieca? I u nas jest podłogówka prawie na całym parterze, a tam? Pogadam porównamy.

 


Aż się wierzyć nie chce żeby dwie osoby grzejące w podobnym sposób miały taką różnice w kosztach. Zwłaszcza że u nas są trzy sztuki więcej do poboru cieplej wody. W komentarzach proszę o sugestie tego tajemniczego zjawiska. Acz nie spieszy mi się by dorównać sąsiadom w wysokości rachunków , wolę by doszli do naszego poziomu. Równajmy w dół ! Nowe hasło dla ocieplających domy.

ori_noko

Okazuje się ze zabraknie troszkę desek: 6 sztuk , jednocześnie przeliczamy budżet na tynkowanie i podbitkę. Wszystko wskazuje : da się wygospodarować na ukończenie podbitki na garażu. :) No i piknie .

 


Panowie aż się palą do pracy, twierdzą że zmieszczą się z dodatkowymi metrami w obiecanym terminie. Aż za piknie to wygląda. Teraz poproszę o siedem dni pogody tynkowanie czas zacząć. Oby mi się nie rozpłynęli wraz z nadchodzącym słońcem. Potem przeniesiemy rusztowania pod garaż i jedziemy dalej. – hm zupełnie mówię jak wtedy kiedy podjeżdża wóz z węglem i woźnica krzyczy „węgiel przywiozłem” a koń się odwraca „no akurat , ty przywiozłeś”

 


W każdym razie niesamowicie się ucieszyłam bo znajomy obdarował nas pękiem sadzonek wierzby plus użyczył pomysł jak zrobić szałas dla Klonów. Wytyczyć krąg , obsadzić sadzonkami , podlewać. Jak podrosną ująć je na czubku razem i szałas gotowy. Za dwa lata będzie zielony szałas, pełen robaczków , liści i wilgoci – idealne miejsce do zabaw.

ori_noko

Puryści językowi proszeni o spalenie przed przeczytaniem :

 

Wychodzę zza rogu ciekawa pierwszych efektów podbitkowych i jak idzie cięcie desek, ich zużycia czy to co mamy starczy , kiedy słyszę : no ku…., pop……y rozmiar trzeba to zjeb.. tu ! Widzą moją charakterystyczną czerwona kurteczkę i jeden napomina drugiego: ty głupi ch.., nie widzisz ze szefowa idzie ! I się ku… wyrażasz!

ori_noko

Rozważania pod psem – ponownie nie budowlany odcinek

 

 


Tynkujemy się i podbitkujemy. Malowanie dech idzie pełną parą ,a i wpuszczanie kabli antenowych w styropian.

 


No to właściwie przyszedł czas na psa. To znaczy decyzja jest , czas zabrać się za organizowanie szczeniaczka. Jeszcze przed budową wytypowaliśmy Goldena Rerivera i wszystko szło dobrze… kiedy pojechałam z Klonami do Krakowa. Akurat wyszły na nas psy z wystawy i zobaczyłam najpiękniejszego Goldena na świecie. Postawa, maść, ruch. No psia….. poezja. Znajomych suczka tej rasy wyglądała przy nim jak wyrób goldenopodobny. Poszukałam w ogłoszeniach . Oj markowa psinka poza moim zasięgiem . A jak z hodowli przypadkowej to loteria co do zdrowia ... i wyglądu i cech.

 

 


Wyszukuje odporniejszą rasę kandydat nr dwa : polski owczarek nizinny. Zawsze mi się podobał. Jednak nie znalazłam miotu na połowę wakacji , a i w domu glosy krytyczne że prócz mnie nie ma zwolenników puszystej poduchy na czterech łapach. To może owczarek niemiecki?

 

 


Przetrząsam forum i zaczynam wytyczanie cech pożądanych dla nowego członka rodziny. W sumie to samo co przy wyborze projektu domu.

 


Psinka ma być :

 


rodzinna, nie za wielka żeby najmniejszy Klon nie wyglądał jak latawiec na końcu smyczy, inteligentna, nieufna wobec obcych, ma lubić ruch, wskazana odporność na choroby. Mogąca bez uszczerbku dla zdrowia sporo czasu spędzać na dworze bo w domu to raczej trudno kiedy więcej alergików na metr kwadratowy niż w przeciętnej rodzinie wypada. Przyjemna dla oka . I tylko tyle .

 

 


Książki w prawą rękę, komputer w lewą i do roboty. W ogłoszonej konkurencji ostały się w końcu owczarki średniej wielkości. W tym : szkocki, tybetański i szetlandzki. Opisy cech charakteru. Zapowiada się ciekawie. Test dostępności rasy – czy się zbankrutuje czy tez w zasięgu ludzi po budowie.

 


Jak się już skończyłam rozrywać nad psami wyszłam przed dom , ale fajnie ! Wszystkie okna obrobione białym barankiem. Nieźle wychodzi. Jak panowie nas otynkują to zrobię fotkę i wkleję na onet. Ku pokrzepieniu serc.

 

 


Wracam do psiarni. Wiem co chcę ! Drobnego, skocznego , inteligentnego owczarka szetlandzkiego . O!

 


Dobrze mieć postanowienie. Lżej się szuka. Ale teraz zzas dostarczyć Klony na pływalnię, spotykam tam od lat przesympatyczną rodzinę .To taka jednogodzinna znajomość. Młode się chlapią a my gawędzimy. Byłam tak nabuzowana psim tematem , że zaczynam roztrząsać zalety i wady kolejnych wyborów. Znajoma patrzy na mnie z lekkim niedowierzaniem , hm okazała się namiętną psiarką o bardzo dużej wiedzy. Przeprowadziłam wywiad środowiskowy co do wyboru. Owszem uzupełniła jeszcze trochę moją wiedzę.

 


Rodzina: Wielka narada zwołana. Staranna prezentacja , fotografie, zalety, wady, czekam na wynik . Śmiesznie wszyscy są zgodni, jest jeno ale… Piesek ma być suczką (i bardzo dobrze) w tak zwanym śniadym kolorze. Oczywiście że już znalazłam dokładnie to co moja banda zamówiła. Tylko pieski musza się jeszcze urodzić….

ori_noko

Tylko miłość do własnego domu jest w stanie wyzwolić we mnie takie pokłady poświęcenia. Już przed majowym weekendem szukać zaczęłam boazerii na podbitkę. Obejrzałam w okolicznych składach i tartakach – mówiąc ogólnie nie specjalna. Marzyły mi się gładkie równe deski a co rusz albo to dziwne cienkie było, albo chropowate albo drogie. Pan który będzie nas tynkował i podbijał podpowiedział ze w jakiś Gądkach to mają całkiem całkiem boazerię.

 


Najpierw zwiad rodzinny to znaczy my i samochód szukamy : Gądek, składów drzewnych, boazerii. Szybko poszło. Wracamy przed ósmą rano do domu zawieść Klona na zajęcia zerówkowe. Natomiast jak przyjechaliśmy to zobaczyliśmy , że panowie pojawili się u nas tydzień wcześniej niż obiecywali i za zapałem rozstawiają rusztowania. Wszystkiego im od ręki trza: podbitki, podkładu , tynku, folii itd. A ja z przygotowaniami w polu, uśpili moją czujność i masz babo placek. Mąż dyskretnie oddalił się do miejsca zarobkowania szczęśliwy ze nie musi brać w tych rozrywkach udziału. Zostałam na palcu boju bez kasy za to wrodzonym wdziękiem nakłoniłam do zaaferowania mi pomocy technicznej (uświadomiłam panom że jak nie pomogą to ze dwa dni zejdą na organizacji). Wsiadamy w najstarszy model mercedesa dostawczego w naszej okolicy i jedziemy zdobywać Kórnik , a konkretnie Gądki.

 


Jedziemy ! właściwie to przesuwamy się , czołgamy , wszystko rzęzi, warczy , chrypie, kaszle, wyje , dzwoni, zatacza się i wydaje tysiące nie nazwanych jeszcze odgłosów budzących groze w sercu każdego pasażera a u mechanika to chyba konwulsje wręcz. Telepiemy się bocznymi drogami – zapewne by podziwiać uroki okolicy …Nie ma to nic wspólnego z możliwością kontroli drogowej.

 


Nasz dzielny rumak dotaszczył nas w półtorej godziny do celu – mam chyba trwały ubytek słuchu, ale pocieszam się : z powrotem to już i przywykłam i ogłuchłam. Będzie dobrze.

 


Boazeria tak jak rano długa , piękna, gładka... Bierzemy. Teraz okazuje się ze jeszcze listwy pod boazerię się przydadzą i drobiazg preparat do impregnacji potrzebny. Dobrze wziąć nadmiar nominałów NBP bo na styk wszystko poszło. Panowie uprzejmie zapakowali mercedesa i wracamy. I wiecie co było jeszcze gorzej . Teraz jeszcze zimny sztorm . Twardo znajduje pozytywne podejście : deski się dosuszają. Marny pomysł ale myśli mi wywiało a czegoś trzymać się trzeba.

 


Po bardzo długim czasie lądujemy w progu domu i wyruszamy w następną podróż w czasie i przestrzeni . I jak to drzewiej bywało owiewani rześkim powietrzem ze szpar pojazdu przenosimy akcję do zupełnie mi obcej hurtowni gdzie mam nakłonić właściciela do wydania nam tynków i podkładów za piękny uśmiech.

 


Kasa się skończyła, dopływ będzie po niedzieli , a grunt i tynk potrzebny od zaraz. Udało się! Pan popatrzył mi głęboko w oczy , nie wiem co tam dojrzał ale towar jest w naszym garażu. Cały czas towarzyszyła mi przyzwoitka – pan Tynk. Wniosek : uważajcie dziewczyny można niechcący narobić sobie niezłych długów.

 


Teraz malujemy zbiorowo deski pod podbitkę – kolor wzięty po drzwi. Trochę niespójnie wychodzi z dachówką, ale za to pięknie z rynną. Będą i chwalić i ganić.

 


Pan Tynk był tak miły , poczekał , zabrał z sobą żebym mogła odebrać Klona. Tak że już tylko powrót spacerkiem w deszczyku do domu i wypatrywanie dostawy tynkowej. Dla odmiany pan który przywiózł tynk otworzył drzwi od furgonetki i niejednoznacznie czeka. Oj rozpuściły mnie te moje dżentelmeny . Rada nie rada (zero nominału by go przekonać ) targam wiaderka, przy ósmym się złamał .Pewnie się wystraszył czekania do jutra jak skończę. Podziękowałam z głębi serca , pan burknął coś i odjechał.

 


Teraz malujemy….

ori_noko

Tylko dla sympatyków codzienności : Odcinek urzędowo - dokumentalny – nuda nic z budownictwa mieszkaniowego .

 

 


Przez to budowanie przeoczyłam rozgrywki unijne to znaczy wymianę dowodu osobistego wraz z prawem jazdy. Zresztą mgliście pamiętając o tym odkładam na …później jak zmienimy adres co by za jednym zamachem mieć bieganie z głowy . Tak niemrawo zabierałam się do tego aż przyszedł ten dzień. Komplet dokumentów gotowy, zaświadczenia, orzeczenia itd. . Papiery poooooszły jak ogary… I bardzo szybko wróciły wprawdzie muszą się jeszcze uprawomocnić ale przemeldować się można.

 


Zestaw dokumentów czyli około trzech kilo papierów bo to nie wiadomo co będzie potrzeba idziemy do urzędu a w planie mamy jeszcze wizytę u naszych ulubieńców Enea – Gniezno. Sympatyczna pani daje nam stosik karteluszków do wypisania no tak my i trzy Klony jest co pisać. Więc zawzięcie skrobiemy imiona, PESEL, daty urodzenia, nazwiska rodowe , adresy, kody itp. teraz pani wpisuje to a piać do komputera (po co myśmy to pisali toż to wszystko jest w dowodach osobistych) wpina nam do dowodów karteczki z nowym adresem i dowiadujemy się że mamy dwa tygodnie na zmianę dokumentów. Fajnie zaczynamy pertraktacje o wymianę tychże.

 


Uwaga potomni: w roku AD 2005 w RP do zmiany nie zniszczonego czytelnego dowodu osobistego potrzebujemy : odpis aktu małżeństwa (jeśli nie skladacie równocześnie to przygotujcie na dwie wizyty dwa akty . Sic! ), dowód osobisty, dwa zdjęcia, zaświadczenie że uiściliśmy 30 zl od sztuki. Młodsi panowie książeczkę wojskową też muszą mieć. Był też jeszcze (wcześniej podczas meldunku) potrzebny akt własności działki do wglądu . Nikt nie zażyczył sobie od nas mapki- a szkoda byłam przygotowana. Oczywiści poprzednie dowody osobiste wydano nam po zaniesieniu do urzędu aktu małżeństwa. Pocieszające jest to ze jak potrzebujecie akt do wymiany dowodu to urząd wydaje to bezpłatnie. Co za szczęście ze nie zachciało nam się kiedyś ślubu w jakimś romantycznym zakątku świata bo stamtąd teraz byśmy czekali na odpisy.

 


A w Poznaniu pani uwzględniając że jestem teraz zamiejscowa wystawiła mi akt w dosłownie 10 minut!

 


Wracajmy jednak do naszej gminy. Jesteśmy przemeldowani, karteczki wpięte brakuje nam aktu ślubu – znaczy się gdzieś w domu jest ale nie do końca się jeszcze nie rozpakowaliśmy. Trzeba pojechać do USC w Poznaniu.

 


Po obskoczeniu urzędu na Libelta wracamy do naszego . To znaczy ja wracam bo kolega małżonek hula na delegacji. No tak wzięłam jeden akt ślubu ale jak maż złoży kiedy indziej niż ja to potrzebujemy drugi . Wrr

 


Nie ma sprawy po wyjeździe mąż ma słabą czujność wiec z zaskoczenia wzięty jedzie świtem do urzędu podpisuje się w stosownej ramce i procedura uzyskania dowodów na istnienie zakończona. Jednocześnie czytając różne takie ogłoszenia w urzędach doczytałam się ze rzeczywiście do 30 kwietnia powinnam złożyć o zmianę prawa jazdy, nawet jak nie chce to muszę. Podróże niewątpliwie kształcą. Wracam wiec na Libelta gdzie w zamierzchłych czasach wydali mi prawko. Niespodzianka : teraz Urząd Komunikacji mieści się na Gronowej . Drugi nie tak odległy kąt Poznania zaliczony , a tu jakaś dobra kobieta szczęśliwe zapytała nim przystąpiłam do wypełniania druku :

 


- ale pani meldowana w Poznaniu?

 


- Nie.

 


- To pani wszystko załatwi na Jackowskiego . Aaaaaaaaaaaaaaaa niech to ….

 


Dla nie wtajemniczonych dodam że to trzeci kąt Poznania . Cóż jednak mój czas w wielkim mieście dobiegał końca PKP nie czeka. Pewnie dokumentalną przygodę rozpocznę na nowo w maju. Albo może spróbuję jeszcze raz dziś?

 


Natomiast w tak zwanym międzyczasie byliśmy w Gnieźnie , żeby zgłosić że kończymy korzystać z prądu budowlanego i chcemy być liczeni jak zwykły mieszkający obywatel. Zmiana taryfy znaczy się. Stąd właśnie w trakcie meldowania się mieliśmy szczęśliwie przy sobie akt własności działki.

 


Bojowo nastawieni wchodzimy do Enea gotowi w dwójkę posunąć się do wymuszenia byle mieć prądowych z głowy. Ku naszemu zaskoczeniu jeden z panów (ten spod okna) spokojnie , uprzejmie podaje nam formularz który musi wypełnić …elektryk , kulturalnie informuje czemu dla zwiększenia mocy potrzebują ponownie od nas kopię aktu własności i mapkę. ..

 


Jestem w szoku. Nie zawarczał na nas, nie potraktował jak odpadki z wysypiska ludzkości … Pierwszy raz na ileś tam wizyt zostaliśmy uprzejmie potraktowani w Enea – Gniezno. Dotychczas sadziłam że to niemożliwe. W każdym razie pan pracujący pod oknem był spokojny, uprzejmy i kompetentny. I niech mu tak zostanie .

 


PS . A wiecie że Enea posunęła się do tego że mogę wysłać wypełniony formularz pocztą ?! Jakich pięknych czasów doczekaliśmy się !

ori_noko

Normalnie wróciły najpiękniejsze dni budowania . Ja czekam , a majstrów nie ma. Adrenalina rośnie. Chyba jak zakończymy wszelkie prace to zacznę skoki spadochronowe. Uczucie powinno być podobne.

 

 


Siedzę sobie spokojnie w naszym ślicznym domku . Dla spokoju ducha posprzątałam parter i wiedząc że lada chwila będę mieć gościa najpierw sobie troszkę pograłam. No sumienie gryzie wzięłam się za drobne prace. Lada moment powinien być, no chwila z wiertarką na górze można teraz u jednego Klona zawiesić firanki. Czy nie przegapiłam dzwonka? To może dla rozrywki kwadrans z żelazkiem? Teraz okna – są słabo przejrzyste. Na komórce nie ma ani śladu prób kontaktu. E lepiej porąbać drewno. I tak krok po kroku w końcu poczułam ze jeszcze jeden ruch a padnę ze zmęczenia. Fajnie i to miał być spokojny dzień ! Wolę pracować. W połowie tak się człowiek nie umęczy.

 


Jak w końcu doczołgałam się do stołu z kawą to pojawił się oczekiwany majster z wyceną i spisem materiału. Dobrze że byłam stargana jak zwierz to nawet nie chciało mi się irytować . Pan Tynk z rozbrajanym uśmiechem uraczył mnie : mogą wejść do nas nie za dwa dni jak byliśmy wstępnie umówieni , ale za dwa tygodnie.

 


Szybka kalkulacja jak wezmę konkurencję to będzie od ręki za to drożej. Co robić? Co robić? Mam ! Umowa na stół, tam zapis ceny, terminu wejścia i wyjścia i kary dla spóźnialskich . ..

 


Pan się wykręcał jak umiał , ze smutkiem odkładam papier na bok – No to trzeba mi iść do konkurencji. Pan się aż podniósł , chwyta cyrograf i mówi: a co tam podpiszę, jak ma pani być od tego spokojniejsza. I to jest to co tygrysy lubią najbardziej…

ori_noko

Czujność !! to cecha która powinna cechować nie tylko początkujących inwestorów, ale i tych co osiedli do laurach. Pozostały nam do zrobienia tynki i podbitka i to jak najszybciej bo ptaszyska też oczarowane są naszym domem . Ich zauroczenie objawia się tym że co chwila zbierają materiał budowlany i próbują wpakować nas we współlokatorstwo.

 

 


Natomiast jeśli chodzi o czujność post inwestorską : umówiłam się z panami od schodów tarasowych, od podbitki i tynku. I …nic. Zaprzyjaźniona ekipa więc myślą że są ze mną po słowie. Ech te chłopy…

 

 


To znaczy pojawili się panowie od schodów, umówiliśmy się też na pocięcie w mniejsze kawałki sterty drewna.

 

 


W sobotę skoro świt zamiast ptaszków pod oknem usłyszałam warkot piły spalinowej. Z samozaparciem wbiłam głowę w poduszkę , a niechże nasz sąsiad skończy wreszcie robić ten dach! Warkot dochodzi jednak z dziwnej strony . Tak jakby na naszym terenie. Hm . Dziwnie tak jakoś. No dobra idę zobaczyć . Trzech panów z piłami nie licząc szefa. Szaleją wokół naszego stosu drewna , a jeden lekko skrzywiony trzęsie się na nędznym jeszcze słoneczku.

 


Aaaaaaa trzeba się doprowadzić do porządku, wyjść, przywitać się i która to już godzina? Siódma! Przysięgam : mieli być o ósmej trzydzieści nie o szóstej trzydzieści. Pięć minut później swobodnym krokiem wychodzę na ustalenia techniczne. Schodów z tarasu na ogród wyjdzie sztuk cztery. Zaszalowali , pocięli, skasowali , poszli.

 


Teraz zamiast 10m3 drewna w pniach mam stertę materiału pod siekierkę. Każdy domownik ma przerąbać pięć pieńków przechodząc przy drewutni. Dziwne poza rankiem zauważyłam że cala familia przemyka się dziś uporczywie druga strona domu. Czyżby nikt nie chciał się narąbać?

 


Zaraz robię kontrolny telefon do naszych tynkarzy podpisują umowę czy mam szukać gdzie indziej? No przecież bądźmy poważni !

 


A i zdecydowaliśmy się ostatecznie na tynk : biały, akrylowy.

 


Dachówka czerwona, tynk biały, z czasem zielone okiennice, winnobluszcz idący po ścianie. Fuj aż cukier osiada na zębach jak się patrzy na taki domek I o to chodzi romantyczny klasyk .Na razie szukam konkurencyjnej firmy która obudzi czujność tej którą mam na oku … Nie ma jak konkurencja.

 

 


Po tynkach będzie ostatni duży rzut gości i co najważniejsze wielka tatra ziemi i torfu . Uklepywanie, zasiew i podlewanie. Ogród będzie miał i ziemie i roślinki .Przydałyby się jeszcze dróżki – wypatrzyłam kamień do tego stosowny. Seria decyzji przed nami . Teraz w ramach relaksu czytuję dzienniki budowy innych z rozmarzeniem stwierdzam że wszyscy chodzimy podobnymi drogami.

ori_noko

Powtarza się sytuacja z poprzedniej wiosny , mięśnie rwą, głowa boli, skóra piecze. Ktoś liczył na cud ze słoneczko nie przypiecze kiedy się beztrosko lata po ugorze próbując zorganizować jakiś cień. Znaczy się cień będzie z tego za kilka lat – oczywiście. Do tego czasu czapeczka!!! Generalnie sadzimy, kopiemy, podlewamy z pominięciem ścisłych okolic domu i garażu , gdyż te będą zaszczycone tynkami.

 

 


W sumie po dluuuuugim namyśle udało nam się podjąć decyzje co do wyglądu zewnętrznego naszej chatki.

 


Po pierwsze pogadaliśmy : nie będzie oblicówki , po drugie wytypowany został tynk (kolor jeszcze nie ), po trzecie umiejscowienie schodów (taras dość wysoki u nas ) po czwarte będzie też zrobiona podbitka.

 

 


Jeszcze nikogo nie ma a już marzę by sobie poszli. Dużo pielenia minie nim pomyślę z radością o obcych ludziach którzy maja nam się przemieszczać wokół domu. Osłodą jest to iż połowę prac ma wykonywać nasza ulubiona ekipa murarska. ]\

 


Garaż otynkujemy zwyczajnie tynkiem tradycyjnym, dom akrylowym. Po garażu ma pójść winorośl więc czy będzie skrywać tynk szlachetny czy zwykły różnicy nie robi. Podbitka klasycznie , ale pożegnaliśmy pomysł oblicówki –to trzeba co jakiś czas malować , a chętnych brak. Następnym pomysłem bylo przecięcie elewacji kolorem ciemny tynk u góry , jaśniejszy na dole. Też sobie darujemy. Jeszcze propozycja dodatkowego daszku nad tarasem- pomysł oddalono. Uff

 

 


Ponieważ nie tracę nadziei że kiedyś dojdziemy do okiennic to idea klasycznego jasnego domu zdobywa coraz więcej zwolenników .

 


A i mamy adres !!! I zawieszoną pierwszą ze skrzynek pocztowych , którymi obdarowały nas Matczyska. Szczęściem działka przylega do dwóch ulic i zastosowanie dla obu darów będzie.

 


hm co jeszcze na razie do zrobienia? Pociąć i porąbać drewno , obsadzić zielskiem pozostałe 1400 m , ścieżki – potrzebne od zaraz i jeszcze z setka drobnych działań gospodarczo – rzemieślniczych …. '

 

 


Z drugiej strony jak wspomnę sobie te nudne wiosny w bloku , gdzie zmiany sprowadzały się do tego czy posadzić surfinie na balkonie czy wysiewać coś samemu. Wcale za tym nie tęsknie.

 


Mam przyjaciółkę która wychowała się w malej miejscowości , a od lat marzy o wyprowadzce do Poznania. Może być blok, kamienica, suteryna – byle miasto. Z kolei pamiętam jak miałam dziewięć lat i na balkonie w środku stolicy Wielkopolski dałam sobie słowo : zamieszkam poza miastem :) jeśli dam radę to w domku z ogromnym ogrodem. Mam nadzieje że moja przyjaciółka któregoś dania stanie przed mieszkaniem w środku miasta i głęboko oddychając – uśmiechnie się promiennie .

ori_noko

Och chce się żyć. Codziennie sadzę rośliny, większe mniejsze, mąż z uniezwyklą cierpliwością znosi pojawianie się kolejnych kłączy, sadzonek, odnóżek itd. Od koleżanki starszej w ogród o trzy lata mam dwa wiadra sadzonek i się nie wyrabiam. Każdy kawałek ziemi pod sadzenie trzeba wyrwać z objęć perzu, przekopuję toto dokładnie , wyrywam odławiam dorodne kłącza. Pale mściwie w niegasnącym ognisku. Tak jak poradziła mi Magnolia sadzę kępami. Przynajmniej na kawałkach działki pojawia się lekki zarys ogrodu.

Równocześnie rozglądam się z krzepkimi ramionami do podnajęcia trzeba tu rozwieźć po działce bardzo dużo ziemi sama rodzina nie starczy do tej orki . Zwłaszcza że Klony oddają się ulubionej rozrywce wiosennej tzn anginy na tle alergicznym. No mówię wam ci to mają pomysły. Wczoraj nasze szeregi żywopłotowe zasiliły: ligostur, forsycja , lilak zwany popularnie bzem, hibiskus oraz jaśminowiec wonny – podarunek zaprzyjaźnionej rodziny. Jeszcze w cyprys i płożące się coś – było bez kartki to nie wiem jak się nazywa. Poza tym róże, niezapominajki, weigle, czarną porzeczkę , czerwoną, maliny, truskawki , wierzby i wiele wiele inny zielonych odnóży rzeczywistości.

ori_noko

Staramy się ominąć kłody gminne co do rozpoczęcia prac nad POŚ . Nasz plan zagospodarowania nakazuje szambo lub kanalizę. Owszem rura idzie w naszym kierunku ale nas nie obejmie- teraz. Prawie wszyscy na naszym osiedlu domków zrobili sobie mini szamba myśląc o podłączeniu. Zapewnienia gminy oraz krzepiące wieści z biuletynu zaowocowały idiotyczną sytuacją ponad 70% ludzi ma szamba które w żaden sposób nie są wystarczające. I kolejne ofiary zaczynają liczyć: niby szambo – kosztowało około 12001500zl , teraz trzeba je wywozić małym wozem który kosztuje tyle co wywiezienie sześciu metrów sześciennych wrr, jeśli masz szczęście i jesteś na trasie ciągnięcia kanalizacji to dopłacisz jeszcze minimum 2500 zl razem 4000 zl za tyle można już mieć mini oczyszczalnię. A że gmina chce oddać usługi kanalizacyjne firmie zewnętrznej – pomijając korzyści- na pewno wzrośnie cena wody i oczyszczania. I znowu lądujemy przed marzeniem o POŚ. Zobaczymy. Mamy duża działkę , gmina de facto nie jest w stanie zaopatrzyć nas w kanalizacyjne łącze powinni odpuścić w końcu z oczyszczalniami . Zobaczymy co z tego wyniknie.

 


Na razie ptaki szaleją dzielnie starając się zagłuszyć pociągi mknące w oddali. Ciąg gości nie słabnie , ba niektórzy nie mogą się doczekać swojej kolei i nagabują nas za pomocą sms- ów i poczty elektronicznej. Nie wiedziałam że mamy tylu znajomych .rozbiliśmy wszystkie wizyty na niewielkie grupki , jednak jest łatwiej to obskoczyć

ori_noko

Wreszcie jedno kompletnie ukończone pomieszczenie w domu! Serio. Jest to …. wc. Pełne wyposażenie przybytku to : miska ustępowa, umywalka, kran, lampa, wieszak na papier toaletowy, wieszak na ręcznik, włącznik światła i jedno gniazdko na np. suszarkę , kaloryfer oraz lustro. Glazura na ścianach i podłodze oraz …drzwi z piękną poszerzoną framuga

 

 


Nie przypuszczałam że tyle elementów potrzeba na jedno pomieszczonko. Pozostało nam tylko do uzupełnienia, ozdobienia i ukończenia 10 pomieszczeń. W niektórych brakuje lampy, w kilku regałów na książki, biurek niby kosmetyka ale trudno to tak jednym podejściem zrobić.

 


Podobnie zresztą jak ogród.

 


Dziś pod łopatę powędrował pierwszy kawałek przy bramie po dziesiątej taczce ziemi baterie mi siadły i chyba do jutra będę musiała ładować. A sadziłam ze wystarczy mi krzepy na nawiezienie gleby , wyrównanie, uklepanie, obsianie nasionami trawy i podlanie. Widocznie nie tylko Rzym wymaga więcej niż jednego dzionka pracy

ori_noko

„Klapa sedesowa”

 

 


Dla niewtajemniczonych tytułowy przedmiot to synonim przewidywania drożyzny a w efekcie rzecz w zasięgu ręki. Zresztą, jeśli chodzi o historię tego określenia odsyłam do lektury Melchiora Wańkowicza…

 


Wracając jednak do klapy: od długiego czasu na dwóch częściach działki straszyły góry śmieci, nawet nie guz, ale takie jakieś smętne resztki płyty k/g i folie i opakowania, które nie klasyfikowały się do spalenia, resztki styropianu, wiadra po dysperbicie, pęknięte po farbie ot taki bałagan pobudowany. Ohyda i tyle.

 


Jak śnieg stopniał to stanęliśmy przed faktem: król jest nagi a działka zaśmiecona. Zaczęłam w dni wywozu wystawiać po dodatkowym worku, ale w tym tempie to do następnego roku byśmy nie wyszli na prosta. A te wory ciękie takie .... No, co tam biorę telefon i dzwonię do ogólnobudowlanego pana, co to i porąbie drewno i antenę założy...

 

 


- A wiela by taki wywóz kosztował?

 


- No paliwo, dwóch ludzi to tak do stówki się zmieścimy no i faktura z wysypiska..

 


- Oj! - Nic to dzwonie do Zakładu Komunalnego:

 


- Mam tak na Żuka śmieci różnego typu do wywiezienia po ile by była ta przyjemność?

 


- Dwa złote za kilometr od bazy do pani w dwie strony i faktura z wysypiska 66zl za tonę.

 


- A pomogą mi chłopaki załadować?

 


- No pewnie, dogada się pani z nimi..

 

 


I w niecałą godzinne później dwóch panów podjechało z fasonem. Młodzież z kompletnym brakiem entuzjazmu wysypała się z domu możliwie spokojnie biorąc się do pomocy. No tych śmieci to trochę wyszło. Załadowaliśmy z czubem. Przez półgodziny pięć osób zwijało się ostro, jeszcze czuje w kościach. A przez tą godzinę między telefonem a przybyciem latałam po terenia jak oszalały zając robiąc pewnie z pięćset skłonów (żaden wuefista by mnie do podobnego wysiłku w życiu nie nagiął !!!) Z tym ze ja nie szukałam zieleniny do obgryzienia a słoików, puszek, opakowań po piance montażowej to, co wiatr rozwłóczył, a my wcześniej nie zebraliśmy.

 


Przy okazji zbierając znalazłam kolejne butelki po wódce, poprosiłam pana z sąsiedniej budowy żeby podszedł do siatki. Poddaję mu dwa puste opakowania: Proszę ślicznie do mnie nie rzucać flaszek, bo następne odniosę, ale do waszego inwestora. Dziękuję i do widzenia – na osłodę uśmiech i powrót do zbieractwa.

 


Teraz ma teranie mamy jedynie błoto i już. Przeleciałam też wokół krzaczków z grabiami, moje śliczne żonkile dzielnie wydobywają się na świat, krokusy już są, drobniutkie i takie wystraszone, pogniecione z niewyspania jeszcze, ale już lśnią w słońcu. Pogoda cudna a ja popracować muszę.. Dość wypasania się na forum i w ogrodzie z drugiej strony jak milo, że praca mnie lubi

ori_noko
Co za frajda wróciły nasze drzwi !!! Ram pam pam ....W łazience można się będzie zamknąć , pokój do pracy też uzyska status azylu… co za radość. Kochani ogród woła trzeba pociąć drewno i obejrzeć krzaczki i poprzycinać niektóre i ziemi trochę dosypać i wysiać trawy szmat. To jest ewidentna próba ucieczki przed wiertarką…
ori_noko

Prawie jak na budowie ja robię plany a życie idzie swoją drogą. Dzień miał być banalnie prosty, przywieźć do domu Matczysko, zrobić obiad, pójść po najmniejszego Klona odebrać drugą dostawę drewna w tak zwanym międzyczasie zamocować lampę w łazience, w pokoju AGD też, rozpakować karton książek i może spróbować zapanować nad nieładem w garderobie. Prosty pracowity dzień. Aby go sobie ułatwić nakłoniłam męża do użyczenia pojazdu - łatwiej będzie. Jak oddać na piśmie głośny ironiczny śmiech?

 


Pierwsza sprawa okazało się, że dziś właśnie chorujący Klon ma konkurs matematyczny, ze względu na stan zdrowia, aurę warto by było go dostarczyć i odebrać – konieczność podzielenia się stała się wyrazista.

 

 


Start w kierunku szkoły, jeden Klon, druga szkoła drugi Klon, trzecia szkoła (no przedszkole) trzeci Klon. Mąż do pracy, ja po Matczysko. Zwijam mamę, wywożę na działkę jedziemy w deszczu. Po drodze zaczyna się cyrk samochód tańczy na potwornym błocku, z trudem docieram pod bramę i tu się zakopuję na amen. Klucząc znajdujemy średnio zapadające się miejsca, docieram do garażu i już w dwa kwadranse uwalniam samochód. Wczesnym popołudniem wyruszam po dzieci, zakupy, komplet rodzinny w wozie, podjeżdżamy ostrożnie i …tak oczywiście zakopujemy wręcz beznadziejnie

 


Dzieci do domu niechże i babcia ma z nich pociechę. Jednak po wzmacniającej kawie biorę łopatę warto by wydobyć samochód .Akurat słoneczko dodaje mi otuchy. To był jednak tylko taki chwyt marketingowy jak tylko wbiłam łopatę to z nieba lunęły strugi wody.

 

 


Matczysko musi wrócić do siebie, ma na wieczór ważne spotkanie, a i przecie mąż na noc w pracy nie zostanie. Walczę z gliną i samochodem, synek nadchodzi z łopatą za chwilę drugi. Po godzinie wiemy, że tym razem to faktycznie ugrzęźliśmy. Czas chwilkę odpocząć i wreszcie pomyśleć. Ociekająca wodą, zabłocona po uszu idę w obchód po sąsiadach, godzina obiadowa może, który w pielesze na posiłek wrócił?

 


Już w trzecim domu gospodyni po starannym obejrzeniu mnie ujawniła posiadanie zięcia na składzie, ba chłopak ma samochód ciężarowy. Podjeżdża i powolutku ciągnąc, manewrując wydobywa nas na zewnątrz.

 

 


Uff idę położyć się na najbliższym nagrzanym skrawku podłogi. Kurtyna opada - równocześnie skończyła się wiosenna zawierucha.

 


W domu grzejemy się przed kominkiem, dobrze wskoczyć w suche rzeczy a zaraz potem z gracją prześlizgnąć się do auta. Mama odstawiona teraz czas odebrać kolegę małżonka.Chcę tylko położyć się do lóżka. Na drugi raz mocno się zastanowię nim poproszę o pojazd na cały dzień, chodzenie na piechotę nawet w połowie nie jest tak strasznie meczące

ori_noko

Ja tej nie mogę - ten typowy okrzyk poznański – wydarł mi się z głębi na widok pana z drewnem. Traktor i przyczepka i chwytak. Pan nie wyładowuje tego wszystkiego ręcznie, a elegancko za pomocą dźwigu no super.

 


Zachwycam się tak, ponieważ pierwsze nasze drewno przewoźnik wyrzucił w kąt działki i wydobywanie do przerżnięcia ogromnych pniaków było koszmarne, następnie przewiezienie ich w pobliże domu – odechciewało się oszczędnego grzania kominkiem. Drugi przewoźnik wysypał bezładny stos już pociętych pniaków bliżej domu, a ten pan układa wszystko w stosiki na placyku, który specjalnie pod drewno zrobiliśmy. Wprawdzie też trzeba będzie pociąć, ale jakość usługi jest nieporównywalna. Za to cena za przewóz identyczna.

 

 


Siedzę w domu z Klonem nr2 – ma objawy grypy – od rano został ukłuty w zadek i mąż wstrzyknął mu, echinacę do tego groprinazyna toż w końcu ten człowiek powinien skończyć z chorowaniem. Chcemy zrobić sobie i dzieciom wcześniejsze wakacje i się gdzieś przewietrzyć przed sezonem, ale jak młody będzie tyle opuszczał to z urwania się ze szkoły będę nici

ori_noko

Przed domem mamy igloo. Spiczaste trochę, dwuosobowe jednak ewidentnie w stylu wczesny Eskimos. Widać wpływy wschodnie gdyż przed wejściem czai się śnieżny smok. Taa jeszcze nie Alaska ale blisko.

 

 


Rozkoszuję się odzyskaniem zmywarki, rodzina z entuzjazmem rzuciła się zapełniać nasze ulubione urządzenie, sterta naczyń przestała straszyć w kuchni. Z przyczyn ekologiczno – ekonomicznych były zbierane przez dzionek i wieczorem wielkie zmywanie. Bleee

 


Dziś po odpracowaniu części zawodowej czas ruszyć z wiertarką na ściany, Klony potrzebują kołków do wieszania obrazów, obrazków, masek i innych niezbędnych do szczęścia dodatków. Lampy też wymagają wewnętrznego wsparcia – niesamowite jak ostanio w LM kupowaliśmy jakieś kosmicznie wielkie opakowanie wkrętów to zastanawiałam się czy będziemy sklep z artykułami żelaznymi otwierać , a teraz nędzne resztki tej magnackiej fortuny pętają się po skrzynkach z narzędziami . A jeszcze nie zawiesiliśmy wszystkiego co trzeba. No i w garażu na razie tylko jeden regał wisi.

 


Szanowni potomni: nie żałujcie na wielkości kupowanych opakowań i tak będzie za mało.

 


Staramy się nie używać gazu i grzejemy dom za pomoca DGP , powoli zeszoroczne zapasy drewna sie kończą nam. Czas zaopatrzyć dom w paliwo. A że najlepiej uczyć się na cudzych błędach to udaliśmy się na wywiad po okolicznych sąsiadach skąd biorą dobre drewno do palenia w kominku. Dotychczasowe próby i źródla raczej nas nie zadawalały. Znalazłam więc zaprzyjaźnioną kompletnie zdrewniałą rodzinę i postąpiliśmy zgodnie z ich wskazówkami krok po kroku:

 

 


- Zgromadzić gotówkę (na minimum 10 kubików)

 


- Nie dzwonić do nadleśnictwa ale pojechać osobiście

 


- Zamówić dużą partię dobrego gatunku

 


- Zatelefonować do leśniczego i umówić odbiór

 


- Pojechać z fakturami do ich polecanego pana zajmującego się przewozem

 


- Czekać na drewno

 


- Przerżnąć, połupać, zeskładować

 

 


Oczywiście mimo wywiadu najpierw zadzwoniliśmy, bo po co się tłuc po wertepach do nadleśnictwa? Drewna nie ma. No to mąż pojechał: jest ale odpady, aaa pan chce więcej? No to w sumie jest do wzięcia dużo, rasowej papierówki od ręki.

 


Wniosek : niepotrzebnie wydaliśmy kasę na jeden telefon trzeba było zgodnie z instrukcją obsługi robić….

ori_noko

Irytuje mnie słabość łącza Nie wiem jak teraz wrzucić zdjęcia. Z drugiej strony niewiele się zmienia już. Dochodzą drobiazgi, lustro, lampa, wieszak na ręcznik… Myślę że nasze mieszkanie było nieźle zagracone. Przestrzeń życiowa zwiększyła się nam o 100% a nie odczuwamy żeby w domu był nadmierny luz ! Meble prócz kuchni przyszły wszystkie i jedynie brakuje trochę regałów, które powinny zastąpić bardzo niewygodne szafki w pokojach dzieci.

 

 


Dzięki utrzymującej się mroźnej aurze dom otulony jest łagodnymi linami miękkiej bieli. To niesamowite wrażenie.

 


Robię codziennie obchody roślinek, badam gałęzie, są mimo zimna coraz bardziej wiosenne. Wspaniale są delikatne pąki – nadzieja na liście. Chyba wszystkie krzewy przetrzymały zimę. Magnolia ciągle jest żałośnie niewielka. Posadziłam ją tak by w czasie kwitnienia miała jako tło ścianę garażu. Ale kiedy to maleństwo obdaruje nas kwiatami!!?

 


Ciekawe mam w głowie wizje wymarzonego ogrodu, z tym ze widzę go z dorodnymi okazami, które rozpościerają gałęzie, odgradzają od hałasu, pną się po kolumnach,ptaki buszujące wśród liści oburzone na nasze wtargniecie do „ich” ogrodu a tu w rzeczywistości krzaczki ledwie widoczne spod śniegu z nieśmiałymi zaczątkami działalności gospodarczej.

 


Gdyby to było takie proste jak budowa! Od dawna bym miała swój zielony kawałek świata. :)

 


Od domu w kierunku ogrodzenia wznosiłyby się fale zieleni, dom byłby otoczony niskimi okazami, z pnączami bluszczu, w miarę oddalania się od tarasu wzdłuż krętych ścieżek pojawiałyby się kępy niskich bylin gdzieniegdzie w cieniu wysokich rozłożystych krzewów i drzew. I wyodrębniane cztery miejsca: jedno to „warownia” z grubych bali do zaszycia się i pogimnastykowała dla Klonów, drugi z dużą ilością białych kamieni, przepływająca wąska struga, stolikiem i ławką i może z dwoma roślinami pośród tegotaki dobry kącik do pracy, trzeci to krąg ogniska gdzie można latem opiec chleb i pogadać przy piwie z przyjaciółmi, czwarte to niewielki placyk gospodarczy na suszenie prania itp. rozrywki. Czyli mydlenie sobie oczy poezją i zielonością jak się przyjrzeć to chodzi o rozrywkę i pranie .



×
×
  • Dodaj nową pozycję...