Spóźniony dzień. Cały. Teraz ziewam tak że monitor jest zagrożony Wczoraj na zleceniu dostawczym znalazłam notatkę: stropy o 6.00 rano!! Złowieszcza treść została potwierdzona telefonicznie. Jestem pierwsza na liście dostawy. Pan Materiały Budowlane poprosi żebym była na budowie o tejże szóstej! Barbarzyństwo.
- 5.30 no dobra, czas opuścić ciepłe, przyjazne wyrko. Marsz na działkę, chciałaś ogrodu no to masz.
- 6.00 punkt odsuwam bramę kiwając się sennie .
- 6.15 niemrawo zaczynam pielić wkoło najbliższego krzaczka
- 6.30 z przykrością stwierdzam w żołądku brak śniadania
- 6.45 zaczynam odczuwać wściekłość
- 7.00 zawracam do domu, mijając bramę komóreczka śpiewa. Pan pyta: gdzie jest ta moja działka????
- 7.10 Patrzę wzdłuż drogi gdzie majaczy granatowy olbrzymi kształt. Zgadza się przyjechali. Gość zakopał się do połowy osi jak tylko zjechał z drogi do mnie.
- 7.20 Rozładowuje dla nas więc przez płot na drugim końcu działki. Pan Majster osłupieje jak zobaczy skąd przyjdzie im nosić gary i belki.
- 7.30 nadal nas rozładowuje
- 7.45 przesadzam trzy drzewka inaczej grozi im bezpośredni kontakt ze składowymi stropu
- 8.00 pan rozładowuje i prosi o zorganizowanie samochodu do wyciągnięcia go. Ma chłopak wyobraźnie, kto uciągnie TIR-a + przyczepę pełną betonu i stali ?
- 8.15 po obejrzeniu okolicy widzi , iż nikt się nie nawinie więc trzeba zacząć myśleć
- 8.30 prosi o łopatę, odkopuje koła, wyjeżdża
Czas pobiec na stanowisko domowe, tu wracam do boju na 13-stą. Będziem się zasypywać
Postanowiłam wyluzować z budowaniem i pojawiłam się dopiero o 13.45. dziwne nikogo, ani ekipy, ani spychacza... Im bardziej się rozglądam tym bardziej ich nie ma Nie chce mi się wracać, pewnie zaraz będą.
Zlot nastąpił o 15.00.
Panowie wyglądali na mocno sfatygowanych . Mimo to kawałek po kawałku rozgarniali, ubijali taką fajną maszynką, pan Spychacz sypał im z łychy. Poszło raz dwa. Kolej na podłoże garażu. Ekipa odjechała zipać o 17.30. Pan Spychacz i ja (jako muza) przemieściliśmy gary stropowe na właściwe miejsce , teren jest zrównany, część ciemnej ziemi powędrowała w super piaszczyste zakątki. Wolni byliśmy godzinę później, ja uwolniłam też spod opieki kolejne nominały NBP.
Weszłam na utwardzoną część „posadzki” , hm ...ładnie wyglądają te zielonkawe zalążki ogrodu. Niepokoi mnie jednak różnica terenu, od wejścia ziemia prawie sięga góry ścianki fundamentowej, od strony tarasu wysokość na pięć kanoldów. Czuję w powietrzu zwiększenie się kosztów...to wyjście ogrodowe pachnie drożyzną.
Jedna dobra znajoma dusza czyta pewnie ten dziennik ,bo dostałam pierwszą magnolię. Malutką o purpurowo – białawych kwiatach w każdym razie taki obrazek ma przyczepiony. Do gruntu pójdzie w czerwcu jak największe prace jeżdżone będą za nami a na razie do większej donicy na balkon. Dobranoccccccc
PS Pan Dostawca Stropów od szóstej regularnie budził mi potomka rozpaczliwie wypytując gdzie jest plac budowy. Podobno przed siódmą synek wpadł na pomysł podania nr komórkowego. Dobrze, że choć jeden z nich się obudził tak żeby myśleć :)