Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    210
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    130

Entries in this blog

RYDZU

Pogodę mamy idealną dla ogrodu Ciepło i ostatnio codziennie pada. W chwilach gdy jest sucho

 


szalejemy z kosiarą. Sprawdza się nam ten ręczy wynalazek - już nawet za bardzo nie mamy na

 


drugi dzień zakwasów po koszeniu . Potem deszczyk ją podlewa i rośnie jak wściekła. Zaczyna też

 


"odbijać" trawniczek w miejscach gdzie została dosiana po zimie. Wygląd z wersji "tak sobie" zmienił

 


się na "całkiem, całkiem". A roślinki i kora dookoła uzupełniają efekt.

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/442.jpg

 

 


Jeszcze jakby tak ten płotek zarósł jakimiś bluszczami... ech

 

 


W środę sprężyłem się w sobie i zabrałem za wykonanie brakującego fragmentu ogrodzenia

 


z sąsiadami w rogu ogrodu - czyli za przeróbkę pergoli które kupiliśmy w niedzielę. Problem polega

 


na tym że miały one stanąć między słupkami na skarpie, a mają kształt prostokąta .

 


Pierwszą sztukę przerabiałem nieco "na czuja" - ale się udało. Z następnymi poszło dużo

 


sprawniej. Montaż to właściwie wbicie słupków w odpowiednim miejscu i wkręcenie 6 wkrętów.

 


Efekt mnie całkiem satysfakcjonuje - oceńcie sami:

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/445.jpg

 

 


Środa to był także dzień rozmów z biegłym sądowym o naszym dachu. Pan chciał się umówić

 


na wizję lokalną dachu o którym miał opinię wydać. Naświetliłem mu problem związany

 


z wyjściem na górę (drabina i brak tarasu). Potem od słowa do słowa doszliśmy do tego,

 


że dach już jest naprawiony. Był z jednej strony nieco rozczarowany - stwierdził, że w takim

 


razie będzie musiał wydać opinię na podstawie materiałów i opnii zawartych w aktach

 


sprawy. Czyli wszystko idzie zgodnie z tym co nam powiedział nasz mecenas Przyznał

 


nam tez rację, że nie czekaliśmy z naprawą , bo "zniszczenia mogłyby być znacznie większe".

 

 


Wczoraj w ramach "prac domowych" (ale mnie wzięło ) zrobiłem "schody zawnętrzne".

 


Tak dwa pustaki stojące przed drzwiami nazwała nasza kierownik budowy. Ponieważ

 


sprawa dachu jeszcze trochę potrwa, a co za tym idzie brak widoków na kasę musiałem

 


wykonać przed wejściem coś solidnieszego niż te dwa pustaczki. Wykorzystałem deski leżące

 


za domem wykorzystywane jeszcze w czasie budowy. Po docięciu ułozyłem je na wypoziomowanych

 


dwóch rzędach pustaków stropowych i zbiłem w jeden duzy silidny blat. W całej operacji pomagała

 


mi aktywnie oczywiście córcia . Po godzinie roboty blat był gotowy.

 


Ponieważ trochę desek miałem jeszcze pociętych zbiłem pierwszy element prowizorycznego "chodnika"

 


do domu. Dzięki tej konstrukcji która docelowo będzie sięgała do rogu budynku mamy nadzieję

 


na znaczne zmniejszenie ilości piachu dostającego się na butach do domu.

 

 


Schody zewnatrzne z daleka:

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/443.jpg

 

 


i z bliska z drugiej strony

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/444.jpg

 

 


Kilka dni temu trafiłem do urzędu skarbowego. Niejako przy okazji zadzwoniłem do pokoju

 


zajmującego się losami naszego wniosku o zwrot vatu. Miła pani powiedziała mi że na razie nic

 


nie drgneło bo "ma na to 6 miesięcy" .

 


Cholera.... Jakoś tan naiwnie liczyłem, że może chociiaż sprawa ruszyła z miejsca

RYDZU

Oj - jak mi się zagotowało z nerwów!

 


Wczoraj poszedłem do sądu zajrzeć w akta co tam w sprawie dachu. 28 marca zapadła decyzja

 


sądu o tym że powołujemy niezależnego biegłego sądowego w ciągu 6 tygodni (na mój koszt ).

 


Naiwnie liczyłem na to że te 6 tygodni to maksymalny czas w jakim będzie gotowa opinia biegłego .

 


A dowiedziałem się, że biegły zabrał komplet dokumentacji do wydania opinii ...... 5 maja

 


I ma miesiąc na wydanie opinii - więc jest szansa że przed wakacjami się kolejna sprawa nie odbędzie

RYDZU

Rzadko coś nowego wpisuję, ale też za bardzo nie ma o czym pisać.

 

 


W piątek rano dotarła do nas w końcu firma od ogrodu i dokonała pierwszego koszenia trawy.

 


Ładnie trawniczek po koszeniu wygląda, oj ładnie . "I teraz tak najlepiej 2 x w tygodniu kosić

 


to się trawa dobrze ukorzeni i rozkrzewi" - rzekli ogródkowcy i pojechali.

 


Stanęliśmy wić przed faktem konieczności kupna kosiarki. Trawnika u nas póki co niewiele więc

 


wybór zawęziliśmy do klasycznej kosiarki elektrycznej i ręcznej - bębnowej. Pochlebne

 


opinie fachowców od ogrodów o kosiarkach bębnowych wzięły górę nad wygodnictwem - za to

 


jesteśmy niezależni od zakładu energetycznego

 


Wczoraj zaszalelliśmy i kupilismy za całe 127 pln takie oto cudo:

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/440.jpg

 


Jako alternatywę mieliśmy tylko wyrób Gardeny za 3x wiekszą kwotę, więc to ułatwiło decyzję

 


Kosiarkę zgodnie z zaleceniami "ogródkowców" ustawiłem na maksymalną wysokość

 


cięcia i.... do boju!

 


Oj - nie było łatwo na początku. Trzeba było zebrać ok 4 cm trawy, więc koszenie na początku szło nam ciężko

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/441.jpg

 


Potem opracowałem odpowiednią technikę i po 40 minutach zabawy mamy

 


pięknie skoszony trawniczek. Następne koszenie pójdzie już łatwiej - o ile oczywiście nie zaniedbamy

 


terminów koszenia

 


A nagrodą za posiadanie kawałka swojego trawnika są takie oto widok :

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/439.jpg

 


Ehhhh... tego mi się właśnie chciało. Warto było.

 

 


Na koniec wrócę do zabawy z ustawieniami curkulacji cwu i pracy kotła gazowego.

 


Rodzina sprzeciwów do zmian nie wniosła - czyli pewnie nie zauważyli, że czasami woda leci

 


chłodniejsza A efektem zmian jest spadek średniego zużycia gazu z 15m3/tydzień do

 


9 m3 w ostatnim tygodniu, a to daje juz poniżej 50 pln na miesiąc za cwu.

 


Oj... chyba zrezygnuję z planów montażu kolektorów słonecznych.

RYDZU

Nagły i niespodziewany atak wiosny (w końcu to dopiero koniec kwietnia ) zmobilizował mnie

 


do pracy. Niezawodny teść miał kilka dni urlopu więc wspólnie "popełniliśmy" brakujące fundamenty

 


do przyszłego tarasu.

 


Fundamenty pod taras:

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/433.jpg

 


- te nowe jeszcze jak widać są w szalunkach.

 

 


A dzisjaj czeka mnie dokładne wyliczenie potrzebnej ilości żelastwa na konstrukcję tarasu.

 


Potem wielkie zakupy i ponownie zabawa w ślusarza i spawacza. Przy okazji robienia

 


tarasu chcę kupić też materiał na barierki schodów wewnętrznych i może jak sie uda

 


(czytaj - jak starczy kasy ) na docelową bramę i furtkę od strony bloku. I będzie się działo....

 

 


Pomiędzy fundamentami musze jeszcze wykonać dwa przekopy. Pierwszy na rurę doprowadzającą

 


powietrze z przyszłego GWC (który póki co stoi pod znakiem zapytania, no ale kto wie...?).

 


Drugi przekop ma być na grubaśny peszel (fi chyba 150) do przeprowadzenia węży z wodą

 


do zasilania ogrodu. W miejscu zaworu na ścianie budynku zamierzamy postawić skrzynkę

 


z umieszczonym w środku zestawem elektrozaworów i sterownikiem do obsługi ogrodu.

 


Po wykonaniu tych przepustów będę mogł juz na gotowo szykować kolejne warstwy

 


nasypu pod tarasem do zagęszczania i przyszłego układania kostki granitowej.

 

 


Przed nasypem:

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/434.jpg

 

 


mniej więcej na środku zdjęcia jest miejsce gdzie powstanie studnia chłonna do odprowadzania nadmiaru

 


deszczówki z dachu. Obecnie po długich opadach w tym miejscu robi sie całkiem spora kałuża.

 

 


A tak wygląda jeszcze niezupełnie gotowa nasza mniejsza łazienka

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/435.jpg

 

 


Brakuje nam w niej jeszcze muszli stojącej i lustra z oświetleniem. Kabina jest zrobiona na bazie brodzika 90 cm

 


i dodatkowo pogłębiona w kierunku okna o 15 cm. W efekcie w środku jest naprawdę dużo

 


miejsca nawet dla dwóch osób .

 

 


Ostatni weekend poświęcieliśmy sprzataniu ogrodu po zimie. Trzeba było posprzatac wszystko

 


co wylazło po śniegach. Na szczęście w dwie osoby dalismy sobie z tym radę dość szybko.

 


Dużo więcej czasu zajęło nam (i jeszcze zajmie) wyskubywanie malutkich kloników, które wysiały

 


się dosłownie wszędzie i to w ilości astronomicznej .

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/430.jpg

 

 


A tak wygląda już posprzatana gotowa cześć ogrodu. Dzisiaj miała pojawić się firma ogrodnicza

 


by wyprowadzić trawnik po zimie. Dosiać trawę tam gdzie nie wzeszła, całość napowietrzyć, skosić itp.

 


Ale czy dojechali - niestety nie wiem

 

 


Po zakończeniu sprzątania przyszedł czas na przygotowanie do otwarcia sezonu ogrodowego.

 


"Grilowisko" przygotowane na przybycie biesiadników:

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/429.jpg

 

 


główny sprzet do ogrilowania (sprawdził się znakomicie):

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/431.jpg

 

 


wieczorne ognisko:

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/432.jpg

 

 


Impreza poza otwarciem sezonu była też swego rodzaju imieninami. najciekawszym prezentem

 


jest taki oto rowerek :

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/438.jpg

 


idealnie pasujący pod kolor do kafli kominka.

 


I oczywiście tam też będzie parkował

 

 


Z rzeczy technicznych: od początku kwietnia nie używamy centralnego ogrzewania. Kominek

 


wygaszony dwa tygodnie temu. Więc na spokojnie mogłem przeanalizować zuzycie gazu na

 


potrzeby cwu. No i okazało się, że aż tak różowo to nie jest - średnio "wychodzi" nam

 


2 m3 GZ50 na dobę, czyli ponad 80 pln. Ale też i jeśli chodzi o nastawy pracy cyrkulacji

 


i przygotowania cwu panuje u nas pełna rozpusta - obydwa parametry nastawione

 


na zakres 6-22 . W sobotę spisałem stany licznika i przeprogramowałem całość na 3 zakresy:

 


poranny (6:30-8:30, obiadowo-popołudniowy (14-16) i wieczorny(19-22). W sobotę rano będzie

 


wiadomo jak to się sprawdza - wtedy też wysłucham ewentualnych krytycznych opinii domowników .

RYDZU

Wszystkich moich czytelników informuję że żyję i mam się dobrze

 


Wiosna jeszcze nie za bardzo dotarła, więc i prac za wiele nie ma - a co za tym idzie nie ma o czym pisać.

 

 


Drobne prace wykończeniowo - porządkowe traktuję z niechęcią proporcjonalną do tego co widzę za oknem. Było kilka dni lepszych to coś tam podłubałem. O! - na przykład pół roku mieszkania podłączyłem kino domowe. Polutowanie kilkunastu kabelków i połączenie wszystkich gratów w kupę. Ale wcześniej albo nie było czasu albo weny...

 

 


Dwa tygodnie temu zakończyliśmy "gazowy" sezon grzewczy. Dowiozłem trochę drewna z naszych zapasów i jedziemy na kominku. Ale też nie non stop, bo byśmy się chyba usmażyli i ugotowali jednocześnie. Wygaszamy co kilka dni na kilka dni - np wygasiliśmy w piątek i wczoraj popołudniu ponownie napaliliśmy. Korzystając z okazji że się nie paliło, wczoraj popołudniu założyłem w końcu drzwiczki wyczystki do komina "kominkowego" - do tej pory zamiast drzwiczek był wstawiony kawałek styropianu . Przy okazji wybrałem wszystko co tam naspadało czyli takie szkliste sadze - a zebrało się tego pełne pudełko po butach . Teraz juz mamy i drzwiczki, i opróżniony komin Jeszcze sobie kupię szczotkę, ciężarek i linkę stalową do zabawy w kominiarza - ale to już latem.

 

 


Pomalutku zmierzamy do uruchomienia łazienki numer dwa. Zamówione są drzwi do kabiny - w sobotę obiecywali, że będą na dzisiaj. Zobaczymy. Wczoraj zainstalowałem reling do mocowania prysznica w kabinie i otworzyłem szyb wentylacyjny w łazience. Dzisiaj malowanie i jak wszystko dobrze pójdzie - montaż drzwi do kabiny. I będzie wielkie prysznicowanie ! . Do pełni szczęścia jeszcze umywalka z baterią (leży i czeka) oraz muszla sedesowa której na razie nie mamy . Ale może za jakiś czas..... Ech... żeby ten zwrot vatu jakoś sprawniej poszedł.

 

 


Przed domem po roztopach sytuacja ma się już nieco lepiej. Podłoże uległo samodzielnemu ponownemu zagęszczeniu i auta już nie toną. W ogródku wiosnę widać na razie tylko w postaci pąków na drzewkach i odrobiny zieleni w postaci naszego wschodzącego trawnika. Ile czasu upłynie do momentu gdy będzie on trwały i solidny? . Na razie to taka mizerota, że aż strach wchodzić go podlać.

 

 


Wielkie porządkowanie przed domem zacznie się chyba po świętach. Ma wtedy wyjechać garaż stojący najbliżej ogródka. Zamierzamy tam zrobić skład wszystkiego co teraz leży porozwalane w różnych kątach i zakamarkach działki. W następnym ruchu prawdopodobnie zrobię studnię chłonną do deszczówki i będzie można zagospodarować na gotowo (kostka) pas gruntu przed wejściem do domu. Potem chciałoby mi się bramy i furtki od strony bloku. A dalej juz nie sięgam bo na razie kasy brak na większe szaleństwa.

 

 


A tu jeszcze kilka dni temu zauważyłem rzecz straszną. Ząb czasu i rdza juz na tyle mocno nadszarpnęły nasz kochany budowlany samochód, że zaczął się łamać w połowie. Na razie jeszcze nie jest całkiem tragicznie ale jednak jest to kolejny znak . Generalnie ostatnimi czasy daje coraz więcej sygnałów, że czas mu na emeryturę (złomowisko). A to coś odpadnie, a to coś warczy niemiłosiernie, coraz więcej rzeczy po prostu nie działa. Do wakacji chyba jeszcze wytrzyma, a potem zobaczymy...

 

 


Za to nasza "mała" suka jest juz po debiucie wystawowym w Katowicach. Poszło nieźle - choć to tylko przetarcie w klasie szczeniąt. 29-30 kwietnia w Opolu zaczyna się wystawianie na serio - wchodzimy w klasę młodzieży. Dla przypomnienia: http://www.zkoszarydzow.pl/" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/

RYDZU

Dziś mała refleksja nad upływającym czasem.

 

 


18 marca minęło nam PÓŁ ROKU w nowym domu . Nawet nie wiem kiedy to tak zleciało....

 

 


25 marca będziemy TRZY LATA właścicielami naszej działki. A ile się przez ten czas wydarzyło to sami wiecie (o ile czytaliście wcześniej dziennik ).

 

 


Dzisiaj zacząłem aktualizować linki do zdjęć - na razie jeszcze działają stare ale do końca marca muszę je wszystkie przerzucić do naszej nowej domeny. A trochę się ich nazbierało - już ponad 400 fotek dokumentujących ostatnie 3 lata naszego budowlanego życia.

RYDZU

Podobno mamy wiosnę - ale tylko w kalendarzu.

 


Generalnie niewiele się u nas dzieje (na budowie) - poprawiamy to i owo, mieliśmy pożar, robimy porządki i takie tam duperele.

 

 


Dorobiliśmy się karniszy w kolejnych 2 oknach. W jednym firanka już wisi, do drugiego "się szyje" i na piątek ma być gotowa. Przyniosłem na górę kartony ze zdjęciami i ramkami - dzisiaj będzie wielkie wieszanie. Tylko zdjęcia wymienimy na nowe. Ale zawsze to będzie mniej łyso na ścianach .

 

 


A wczoraj tak sam z siebie (dziwne zjawisko ostatnimi czasy ) założyłem ciuchy robocze i poszedłem na dół trochę posprzątać. Po prostu miałem już obawy, że pewnego dnia "coś" wyjdzie z tej kupy gratów i śmieci i nas zje. Najczęściej w snach te obawy miałem - więc żeby zmienić ich tematykę szarpnąłem się i rozpocząłem Sezon Porządków Wiosennych. Godzina roboty i jakaś 1/4 pomieszczenia posprzątana. Śmieci popakowane w kartony i przygotowane do wywiezienia - co zresztą zaraz wieczorem uczyniłem. Aż sam siebie nie poznaję - a i Patrycja patrzyła na mnie jakoś tak dziwnie . Dalej już sprzątanie nie pójdzie tak lekko - zbliżam się do "złoża" napoczętych ciężkich worów z różnego rodzaju zaprawami (pozostałości po różnych pracach wykończeniowych). Dojdą dylematy co zrobić z resztkami płytek ceramicznych, kawałkami paneli, listewkami śrubkami i masą innych dupereli. Do tego wielgachna kupa gałęzi na środku garażu - sam nie wiem co prawda po jaką cholerę je wniosłem do środka skoro nadają się bardziej na ognisko niż do kominka. Teraz będę je musiał w pocie czoła pokawałkować na format "ogniskowy" i wynieść na kupkę przed dom. Tak zwana robota bez sensu .

 

 


No dobra - wspomniałem o niekontrolowanym ogniu w domu. Sprawca jestem ja . Sprzątałem popiół w kominku. Wygasiłem naprawdę sporo wcześniej po czym wybrałem przy pomocy fachowego narzędzia (kielni murarskiej) popiół do wiadra i zaniosłem na dół. Jak się napełnią wszystkie wiadra - wywożę je w bagażniku na śmietnik . Tym razem jednak coś poszło nie tak....

 


W popiele było sporo nie spalonych kawałków papieru (utylizacja starych dokumentów ). Gdy to wszystko przemieszałem przesypując do wiadra całość się spulchniła, napowietrzyła. Do tego gdzieś w środku w popiele były chyba kawałeczki żaru.... I kłopot gotowy. A że wiadro to taki plastikowy kubeł bo zaprawie tynkarskiej więc jak się to wszystko rozżarzyło smród i dym się zrobił niemiłosierny. A ja szczęśliwy kubełek zaniosłem na dół, zamknąłem drzwi i pojechaliśmy na obiad do teściów. Wracamy po kilku godzinach, otwieramy drzwi a na dole siwo od gryzącego dymu . Biegiem na górę - bo pierwsze podejrzenie padło na kominek. A na górze sielanka - spokój, psy sobie leżą i machają na nasz widok ogonami. Tylko odrobina smrodku. To to lecę na dół na warsztat. Otwieram drzwi i.... prawie nic nie widać - "ocho! nie jest dobrze" - pomyślałem. Ale po szybkim rozeznaniu jednak jest nieźle bo otwartego ognia brak. Pootwieraliśmy wszystkie okna i bramę garażową i gdy dym trochę złagodniał przystąpiliśmy do szukania przyczyny. Smród spalonego plastiku wcale mnie nie skierował ku wiadrom z popiołem. Za to posprawdzałem całą instalację elektryczną. Dopiero Patrycja po chwili zawołała mnie i pokazała źródło dymu. Wyniosłem rozżarzoną kupę popiołu z pozostałościami wiadra na śnieg i tam sobie dogasło. Adrenalina nam tak podskoczyła, że wieczorem "odpłynęliśmy" momentalnie.

 

 


Podsumowując: Ale dałem d...y

RYDZU

Dziś będzie ornitologiczno - fotograficznie.

 

 


Jak zapewne już wiecie chałupę mamy prawie w samym centrum miasta. Kawałek ogrodu też już mamy - jeszcze w powijakach, ale lepsze to niż nic I w tymże kawałku ogrodu rośnie sobie drzewo. Konkretnie orzech. Rośnie on prawie naprzeciwko naszego okna tarasowego. Na tymże orzeszku zawiesiliśmy karmnik w którym lądują odpadki naszego pieczywa (i nie tylko zresztą one). Ostatnio z racji nagłego rozkwitu Patrycji pasji fotograficznej zaczęliśmy częściej zaglądać kto tam u nas bywa w stołówce. Wyniki tych obserwacji są bardzo ciekawe :)

 

 


O dziwo sporadycznymi gośćmi są wróble , gołębi nie było chyba ani razu. Za to codziennie spotykamy sikorki i dzwońce:

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/426.jpg

 

 


Tutaj samotny dzwoniec:

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/423.jpg

 

 


Kolejnego dnia napotkaliśmy młodego gila:

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/424.jpg

 

 


Potem przybył grubodziób:

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/425.jpg

 

 


I jeszczcze "złapany" na drzewie szczygieł:

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/427.jpg

 

 


i ponownie on - ale na śniegu

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/428.jpg

 

 


Z wrażenia aż sobie pożyczyliśmy atlas ptaków :) - więc mogą być błędy w identyfikacji osobników .

 

 


Poza tymi uchwyconymi w kadrze widzieliśmy jeszcze sójki (dość często) i raz dzięcioła małego .

 

 


Z pozytywnych wydarzeń: samochód naprawiony i chodzi jak złoto :) (jak na swoje 21 lat ), więc na zlocie forumowym będę na 100%.

RYDZU

Wniosek o zwrot VAT złożony! Było z tym zabawy co nie miara - najpierw stres, ze połowy rzeczy nie ma na liście .

 


Potem szukanie cholernych pkwiu i znaczna poprawa humoru bo kazało się że nie jest tak źle jak się zapowiadało. Wszystko z powodu "jasności przepisów" i ich różnorakiej interpretacji. No i wypełnianie wniosku - na szczęście w programie, bo jakbym miał przepisywać wszystko z powodu błędów.... to bym chyba sfiksował

 


Koniec końców - JEST gotowy wniosek. Pognałem z nim w poniedziałek do urzędu i się odbiłem od drzwi - zapomniałem, że to 20 czyli oblężenie wszystkich możliwych okienek przez przedsiębiorców. Ale dzisiaj się udało. Pani dość drobiazgowo sprawdziła wniosek, potem zgodność wszystkich kopii faktur z załącznikami do wniosku. Podała mi cenę m2 wg GUSu za 4 kwartał 2005 do wniosku. Na koniec pieczątka z datownikiem na kopii i teraz..... czekamy 6 miesięcy + 20 dni na zwrot kasy .

 

 


Wczoraj podczas chwili dumania przed kominkiem doszliśmy do wspólnego wniosku, że musimy zrobić komisyjną "rodzinną" inspekcję wszystkich pomieszczeń (i nie tylko) i wypisać sobie na kartce wszystkie rzeczy pozostawione do zrobienia "na później". Powodów jest kilka - główny to, że warto wiedzieć ile nam zostało jeszcze do zrobienia. Bo jak to zwykle bywa z niektórymi rzeczami przeszliśmy do porządku dziennego i przestały nas razić. A tak może jakaś motywacja będzie gdy zaczniemy z tej listy wykreślać kolejne pozycje.

RYDZU

Ostatnie dni z racji lepszej pogody zaczynają mnie nastrajać pozytywnie do prac domowych.

 


Na pierwszy ogień poszedł odpływ z wanny - nie wiadomo dlaczego zaczął się przytykać. Zdemontowałem płytkę klejoną na silikon (co zresztą wcale nie było takie proste - ale w końcu odciąłem ją cienkim drutem). I co się okazało po rozebraniu syfonu?.... - nasza córcia w kąpieli przegapiła jedną zabawkę i to spowodowało lawinowe zbieranie się wszelakiego "dobytku" z wanny wylatującego. Akcja w sumie szybka i efekt w 100% pozytywny. Pozostało jeszcze ulokować płytkę na miejscu - ale to za dzień-dwa (jak pod wanną wyschnie).

 

 


W sobotę za to była akcja "kucie" - montowałem kratkę wentylacyjną w łazience. Dopiero gdy robotę rozgrzebałem wyszło, że "walnąłem" się w obliczeniach wysokości sufitu podwieszanego. Komin wentylacyjny zaczynał mi się na poziomie ok 60 cm od stropu. I było pięknie - tylko, że sufity podwieszane w łazience wyszły około 45 cm niżej niż strop. W efekcie gdy zacząłem kuć dobrałem się do początku komina i to na odcinku ok 15 cm . Wygrzebałem z niego furę resztek zaprawy, styropianu etc. A potem wycieczka do Castoramy i zakup innej - mniejszej kratki. Na szczęście się udało i całość wygląda ok. Tym samym łazienkę w końcu możemy uznać za w 100% skończoną - oops - jeszcze mi sie przypomniało o jednej dziurce do wywiercenia. Do mocowania słuchawki prysznica. Tylko że w gresie się pierońsko ciężko wierci...

 

 


Ze spraw pozabudowlanych - nasza "mała" sunia w wieku 7 miesięcy przerosła swoją mamusię Obawiamy się że będzie dużo za duża... ale co tam :) ważne że jest kochana

 


Rozsypał się nam samochód. Prawie całą budowę wytrzymał bez "kwiknięcia" a tu teraz taki klops - półośka do wymiany. Tłucze cholera tak mocno, że mimo roztopowej aury przesiadłem się na rower. Mam nadzieję, że uda się ją dokupić bo inaczej nie mam czym dojechać na zlot forumowy

RYDZU

Na budowie nic się nie dzieje więc by trochę ożywić nasz dziennik budowy wrócę do historii trochę odległej, a jednak niedokończonej.

 


Dach i jego naprawa - a dokładniej przepychanki z formą która go sp...ła (miałem na myśli oczywiście słowo "spartaczyła" )

 

 


W listopadzie 2004 firma zakończyła (a przynajmniej tak sądzili) budowę naszego stanu surowego. Końcówka przebiegała w dość nerwowej atmosferze z racji nowego majstra na budowie i pośpiechu z powodu kolejnej budowy którą mieli rozpocząć po skończeniu naszej. Ten nowy egzemplarz na budowie to typ "wszystko wiedzący najlepiej" - czyli robiący tak by robić ale się nie narobić. Pierwszym sygnałem była szerzej opisana już wcześniej akcja z kotwami w trakcie zalewania drugiego stropu. Potem w trakcie mojej nieobecności układanie spadków stropodachu ze styropianu i szybkie poprawianie tej jego "pracy" w dniu zalewania spadku stropodachu. No i samo układanie - przepraszam: ROZWIJANIE - papy na powierzchni stropodachu . Po zakończeniu "pracy" okazało się że dach przecieka (i jacy byli z tego powodu zdziwieni ) . Najmocniej ciekło w obrębie wypustów którymi deszczówka ma być z dachu odprowadzona. Po kilku deszczowych dniach okazało się, że jednak nie tylko tam

 


Do tej pory zakończenie każdego etapu było finalizowane końcowym rozliczeniem - ale tym razem coś mnie tknęło i ekipa nie dostała całej kwoty. Zostało mi do uregulowania śmieszne 1500 zł ale tylko chyba dzięki temu udało mi się ich zmusić do dwukrotnego jeszcze odwiedzenia naszej budowy (w weekendy). Próbowali cos tam podgrzewać palnikiem w obrębie samych wypustów i cały czas szli w zaparte, że pokrycie jest zrobione wzorowo, a z dachu wychodzi woda która się tam nazbierała przed pokryciem papą

 


Wobec takiego stanowiska ekipy powiedziałem, że rozliczymy się za całość jeśli kierownik budowy uzna, że pokrycie jest wykonane w sposób prawidłowy. Pani kierownik oczywiście uznała że pokrycie ok nie jest i zaproponowała zaproszenie rzeczoznawcy, którego to opinia miała uprościć rozmowę z wykonawcą. Niestety to był praktycznie ostatni kontakt z "panem budowlańcem". Próbował jeszcze raz po tygodniu wymusić na mnie zapłatę. Potem przestał odbierać telefony zarówno ode mnie jak i od pani kierownik budowy.

 


Przy takim obrocie sprawy podjąłem kolejne ruchy. Udało mi się ściągnąć na dach regionalnego doradcę technicznego firmy Icopal (producenta papy). Obydwie opinie (rzeczoznawcy i doradcy producenta papy) w sposób nad wyraz oczywisty były dla mnie korzystne. Ponieważ budowlaniec telefonów nie odbierał przeszedłem na formę korespondencyjną (za poświadczeniem odbioru oczywiście). Na moje propozycje rozwiązania problemu jednak nie reagował i - co mnie wcale nie zdziwiło - przestał odbierać także korespondencję. Dopiero zaproszenie na pierwszą rozprawę do sądu "udało" mu się odebrać. Na sprawie okazało się, że ma on swojego reprezentanta (zresztą wcale się nie dziwię) - mecenasa - który w ramach riposty złożył... pozew wzajemny o zapłatę . Aż mnie trafiło! Faktycznie nie wszystkie pieniądze, które dostawał do ręki były kwitowane - to mój wielki błąd. Ale nie jest tak źle - po szybkiej analizie dokumentów okazało się że pisząc kwotę w pozwie uwzględnił tylko faktury wystawione dla mnie. "Zapomniał" natomiast o wpłacie którą pokwitował mi na odwrocie umowy o roboty budowlane i o tym, że zawsze pieniądze dostawał w obecności świadków .

 


Już w momencie ujawnienia przeze mnie tego pokwitowania wyszedł na idiotę - no ale "the show must go on" - czyli przesłuchania wszystkich świadków powołanych przez niego (aż 2 z czego jeden napisał pismo, że jest za granicą i nie będzie zeznawał ).

 


Do tego jeszcze moi świadkowie, rzeczoznawcy, itd. Sprawę rozwiązałoby zeznanie jednego człowieka - chłopaka, który po odejściu z tamtej firmy robił u mnie tynki. Jednak poprosił mnie bym tego nie robił bo jest z szefem firmy jakąś tam rodziną. No trudno...

 


Obecnie czekamy na decyzję, czy majster będzie się upierał by przesłuchać tego świadka, który siedzi za granicą, czy też sprawa potoczy się dalej. Przed nami jeszcze zapewne druga opinia biegłego - tak wnioskuje adwokat majstra. Po rozwoju sprawy widać, że zmierzają do obalenia opinii rzeczoznawców dotyczącej pokrycia dachu, a w podtekście do tego, że pokrycie dachu nie było wcale wymieniane. No ale tutaj też czeka ich jeszcze trochę niespodzianek. I mnie pewnie także.

 


Szkoda tylko, że całe postępowanie musi się tak długo ciągnąć.

RYDZU

Po ostatniej rewolucji związanej z wyłączaniem przeze mnie pieca okazało się, że rozjechała się generalnie cała konfiguracja sterownika. No więc przeprosiłem się z instrukcją i zacząłem ustawianie na nowo. Efekt jaki osiągnąłem to na pewno to, że piec przestał nam wariować z grzaniem i zaczął robić to co chcemy. Temperatura na sterowniku 22 - proszę bardzo! - w pomieszczeniu jest 22 :)

 


Niesamowite! - a już myślałem, że ze względu na lokalizację sterownika w pomieszczeniu z podłogówką tak po prostu musi być. Zmiana ustawień pieca przyniosła jeszcze jeden ciekawy efekt. Spadło zużycie gazu - sam jestem tym zdziwiony, bo biorąc pod uwagę kubaturę oraz gabaryty domu i porównując to z wynikami innych forumowiczów i tak było nieźle :)

 


Przy temperaturach rządu -18 do -24 spalał nam ok 16m3/dobę. Teraz po "ociepleniu" (od 3 dni jest w miarę stała temp w przedziale -12 do -15) i zmianie ustawień sterownika obserwuję zachowanie pieca.

 


Przedwczoraj połknął 13m3, wczoraj 11 a dzisiaj 9m3 gazu. Do tej pory spalanie rzędu 11-13m3/dobę osiągaliśmy przy temperaturach na dworze w okolicach -5 do -8. Dlatego jestem mile zaskoczony.

RYDZU

No to mamy zimę w pełni. Dzisiaj rano było -24.

 


Wczoraj lżej, bo tylko -18. Jednak niższa temperatura zafundowała nam nieco atrakcji. Strzeliła na osiedlu woda. I to prawdopodobnie juz przedwczoraj wieczorem, bo gdy rano otworzyliśmy zmywarkę to znaleźliśmy w niej brudne naczynia i leżącą na dnie nie rozpuszczoną kostkę :). Brak wody wiąże się z pewnymi komplikacjami życia w domu. Rozpoczynając od trywialnego spuszczania wody (co byśmy zrobili bez rozpuszczonego śniegu :) ), na pracy niektórych urządzeń skończywszy. Na szczęście centralne jest układem zamkniętym więc bez wody się obeszło, ale nie wpadłem na to (no bo i jak?), że brak wody wiąże się z komplikacją pracy układu cyrkulacji ciepłej wody. Dopiero jak pompeczka zaczęła popiskiwać coraz głośniej olśniło mnie. Niestety sterownik pieca tak na szybko nie mam możliwości wyłączenia cyrkulacji. Pierwszy odruch - wyłączyłem piec z sieci. Potem szukanie w instrukcji i telefon do instalatora. Okazało się, że trzeba przeprogramować sterownik tak by czasy wyłączenia i włączenia cyrkulacji były ustawione na 0:00. Wtedy dopiero pompa przestanie działać - ciekawe jak takie cos ma zrobić ktoś "nietechniczny" ? Tym razem akurat w domu byłem, ale jak to wytłumaczyć komuś nie obeznanemu z obsługą sterownika? Wniosek jest jeden - na kablu zasilającym pompę wyląduje zapewne wyłącznik. Taki zwyczajny jak stosuje się w lampkach nocnych. Wtedy wystarczy jeden "pstryk" i problem grzebania w sterowniku odpada. Woda "wróciła" wczoraj około 14. Pompka na szczęście przeżyła :)

 

 


Ostatnie sękate mrozy są testem naszego układu ogrzewania. I muszę przyznać, że jest dobrze. Temperaturę cały czas utrzymujemy na poziomie 23 stopnie. Wczoraj tylko jak temperatura zewnętrzna wieczorem osiągnęła -20 sterownik zaczął wariować i doprowadził nam wnętrze do temperatury 26 stopni . Pogrzebałem trochę w ustawieniach (chyba mu wyłączenie związane z pompką cwu zaszkodziło nieco bo pogubił ustawienia) i do rana wszystko wróciło do normy.

RYDZU

Święta, Sylwester, Nowy rok i jeszcze tydzień. Tyle wytrzymała nam choinka. Może dała by radę nieco dłużej, ale prawdopodobnie była ścięta sporo wcześniej przed świętami, i zdążyła obeschnąć. Postawienie jej w kubełku z piachem i podlewanie nic nie pomogło. Dzieła dopełniły psy które nie wiadomo dlaczego nagle po prawie 2 tygodniach zainteresowały się krzakiem stojącym w rogu salonu i zaczęły go namiętnie ogryzać i zrzucać ozdoby. Może z zemsty - bo drzewko postawiliśmy w miejscu gdzie psy do tej pory miały swoje miejsce do spania. Tak traktowany chojak zaczął gubić igły na potęgę. Wobec takiego obrotu spraw pozostało mi zrobić jedno. Dobić ją. Metodycznie, sekatorem, gałązka po gałązce wszystko co z niej zostało wylądowało w kominku. I oczywiście poszło z dymem.

 

A na dworze zima na całego. Śniegu napadało jak wściekłe, teraz do tego jeszcze mróz. Dziś rano było -13, wczoraj -12. Nawet podłoga w salonie się zrobiła przyjemnie ciepła z tego wszystkiego.

RYDZU

Wczoraj była akcja "zima".

 


Niestety nie udokumentowana fotograficznie, bo nie było dodatkowych rąk do trzymania aparatu. Teściowi udało się załatwić godzinkę luzu w pracy i chłopaki podjechali do nas na plac z podnośnikiem. Nawet swoje łopaty śniegowe przywieźli :)

 


Wydostanie się na dach z powodu tymczasowego braku tarasu wymaga właśnie skorzystania bądź to z drabiny długości 9 metrów (a takowej nie posiadam), ewentualnie właśnie z podnośnika zwanego przez niektórych "zwyżką".

 


A na dachu - masakra - ogniomury z niższej strony mają ok 25 cm z niższej ok 60. A między nimi równiutkie śnieżne pole. Cały śnieg już zdrowo uleżany i nasączony wodą z ostatnich deszczowych dni. Naturalnie topiłby się dobrych kilka dni ale w perspektywie mrozy a nie odwilż. Wszyscy raźno zabraliśmy się do roboty i po niecałej godzince ogłosiliśmy fajrant :). Prawie cały śnieg został zrzucony na dół. Sporo tego było - nawet licząc średnio tylko warstwę 30 cm śniegu / m2 daje na całym dachu około 40 m3 mokrego śniegu. Brrrrrr. No ale to są uroki posiadania stropodachu :)

 

 


Dzisiaj nie mogę ruszyć lewą ręką - jestem na prochach przeciwbólowych i przeciwzapalnych. Odezwała się stara powypadkowa kontuzja barku - od wczorajszego zbyt zapalczywego szuflowania

RYDZU

No to mamy nowy rok 2006!

 


W prezencie tuż przed sylwestrem dostaliśmy po 50 cm śniegu na każdy metr kwadratowy . A tu mus zrobić zakupy przed imprezą. Więc co tam - 2 godziny szuflowania i przejazd gotowy . Potem jeszcze chwila strachu przy samym wyjeździe na drogę, bo przed bramą przejeżdżający pług uformował całkiem sporą pryzmę i zaatakowałem to starą średniowieczną metodą - taranem :) Na szczęście nic nie jechało a auto wytrzymało próbę siłową Sama jazda wcale nie była taka zła. Zakupy się udały, impreza sylwestrowa także. Dziś rano obserwowałem swoich garażowców - ale każdy jak zobaczył ile śniegu (tym razem mokrego) ma do przerzucenia, kapitulował i szedł piechotą. Ja też auta nie ruszałem - ale tak mam juz od 2 tygodni - do pracy rowerkiem pomykam, korki sobie omijam, problemu z parkowaniem też nie mam :)

 

 


W okresie święta - nowy rok kominek popracował nieco intensywniej i zaczęliśmy widzieć smutny koniec. Koniec drewna. Mieliśmy złożone jakieś 2 -3 metry drewna na placu. Mieszanina lipy, akacji sosny i kilku innych gatunków. Ale zapasy się mają ku końcowi a korzystanie z drewna które mamy u wuja na placu jest bez sensu bo ono jest całkiem świeże i mokre. Więc kominek pomału idzie w tym sezonie w odstawkę - jeszcze w tym sezonie czasami tylko dla sportu sobie popalimy.

RYDZU

Pierwsza wigilia w nowym domu minęła, życzenia poskładane, prezenty rozpakowane. Jeść już nie ma siły - ale najważniejsze że wszystko się super udało. Następnego dnia jeszcze rodzinny obiadek i duuuużo wolnego czasu z którym nie za bardzo wiadomo co zrobić.

 

 


Z braku innych zajęć zabraliśmy się z córcią za pobijanie naszego blokowego rekordu (245 cm). Po dobrej godzinie współpracy materiały były już przygotowane i uporządkowane i mogliśmy się zabrać do dzieła. Jak zwykle była to wielka improwizacja, ale udało się! Rekord został pobity - 270 cm strzeliło!

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/419.jpg

 

 


Pamiątkowe zdjęcie konstruktorów

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/420.jpg

 

 


Wczoraj niezawodny jak zwykle Teść przyniósł mi własnoręcznie upolowane na złomie stare krosownice telefoniczne Już od jakiegoś czasu się boksowałem z tematem jak rozwiązać problem okablowania instalacji alarmowo - telefonicznej tak by mieć możliwość szybkiej rekonfiguracji całości. Nowe krosownice telefoniczne czy teleinformatyczne to jednak spore koszty bo do spięcia jest około 70 kabli 8 żyłowych - tak jakoś wyszło. O ile jeszcze instalację komputerową można zakończyć wtyczkami i wpiąć w zwykłego switcha, to z telefonami czy alarmem już ten chwyt nie przejdzie. A tu taki prezent za free :D

 

 


Choinki krosownicze

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/421.jpg

 

 


Choinki krosownicze - zbliżenie

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/422.jpg

 

 


Każda z tych choinek może zakończyć 22 kable 8 żyłowe (a niektóre nawet 10 żyłowe) a że jest ich łącznie 6 sztuk więc problem "jak to zrobić" częściowo mam rozwiązany. Pozostaje jeszcze tylko dobrać jakąś szafkę metalową (najlepiej bez dna by było wygodniej kręcić kablami) w której to wszystko można będzie schować i uzbroić się w masę cierpliwości by to wszystko w kupę połączyć i nie zwariować

RYDZU

Dziś mniej pisania a więcej oglądania - czyli obiecane w poprzednim odcinku zdjęcia.

 


Na początek ekipa malująca klatkę schodową:

 

 


na drabinie

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/404.jpg

 

 


i nie całkiem na drabinie

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/405.jpg

 

 


Tak to wyglądało na drugi dzień

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/406.jpg

 

 


A oto i same schody:

 


widok na całość konstrukcji z góry

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/407.jpg

 

 


tak wygląda spocznik

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/408.jpg

 

 


widok na schody z dołu

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/409.jpg

 

 


i ciut wyżej. widać też jeden z kinkietów robionych przez kolegę

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/410.jpg

 

 


Wiatrołap - widok z drzwi wejściowych. Stojący trójnóg to grill ogniskowy.

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/411.jpg

 

 


widok z wiatrołapu na klatkę schodową.

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/412.jpg

 


(Jak ktoś się przyjży to zobaczy też podłogę układaną własnoręcznie :) )

 

 


Jeszcze raz schody - tym razem od tyłu

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/413.jpg

 

 


Ponieważ nadeszła zima powiesiliśmy w ogrodzie

 

 


karmnik

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/414.jpg

 

 


i nieco słoninki dla sikorek

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/417.jpg.

 

 


A skoro zima to i święta za pasem:

 

 


choinka w negliżu (odziana jedynie w wiadro po tynku )

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/415.jpg

 

 


a tu już choinka w wersji świątecznej (ale wiadro nadal szpetne)

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/416.jpg

RYDZU

Trzecia strona - spadłem na trzecią stronę....

 


Cóż, tak to jest - wydarzeń dużo, czasu mało. Choroba moja, ciężka choroba i rozstanie z psem rodziców. Z rzeczy optymistycznych - parapetówka i wykończony wiatrołap.

 

 


Postanowiliśmy sobie narzucić konkretny dzień i nazwać go "dniem X". Na ten dzień zaprosiliśmy wszystkich znajomych więc wykręcenie się nie wchodziło w rachubę. No i automatycznie nastąpiła pełna mobilizacja Domowych Sił Wykończeniowych. DSW zostały rzucone na klatkę schodową i wiatrołap. Pogmatwane konstrukcje z belek i 2 drabin pozwoliły na pomalowanie co wyższych ścian, a nawet na montaż anemostatu . Przy tym akurat mnie nie było, ale wystarczyła mi relacja Patrycji bym dostał gęsiej skórki. Chcąc nie chcąc dokleiłem brakujące kafle w wiatrołapie - wiecie jak to jest gdy się jakieś duperele zostawia "na później" . Pewnie gdyby nie ten bacik czasowy to kafle przykleiłbym na wiosnę .

 


W kwestii malowania dowodzenie nad jednoosobową ekipą składającą się z pędzla, kubełka duluxa i siebie samej przejęła Patrycja - i w dwa dni cały wiatrołap wygląda "topowo" Ja się w tym czasie uwijałem nad montażem spocznika i obróbkami tynkarskimi. Muszę przyznać że całość schodów po odsłonięciu wyszła naprawdę fajnie :) (zdjęcia jutro bo zapomniałem zabrać )

 

 


Pozostał jeszcze problem oświetlenia . Zaraza. Masakra. Dno. Zrobiliśmy tournee po marketach - jak coś jest nawet ciekawego to cena zbliżająca się do kwot czterocyfrowych jakoś nas schładza . Ruszamy w rajd po producentach. Niestety większość nie prowadzi detalu - rozbestwili się . Po 3 dniach mamy dwa kinkiety do salonu - dobre i to. Potrzebujemy jeszcze do wiatrołapu 2 sztuki, na schody 3, do tego 2 pojedyncze żyrandole i jeden większy. Po raz kolejny z pomocą przychodzi firma znajomego - tego samego który załatwiał nam lakierowanie schodów. Wybraliśmy po wielkich bólach wzory kinkietów, dobraliśmy do tego klosze i zaprojektowaliśmy na szybko jak mają wyglądać pozostałe lampy. To było o 12 w piątek. O 18 tego samego dnia mieliśmy całość zamówienia w wybranym kolorze i z kompletem kloszy w domu - to się nazywa ekspresowa realizacja zamówień (o preferencyjnych cenach nie wspomnę ). Całość zawisła jeszcze wieczorem i mogliśmy akcję "wiatrołąp" uznać za zakończoną.

 

 


Sobotnich wydarzeń związanych z imprezą opisywać nie będę - powiem tylko tyle, że było naprawdę nieźle. Strat osobowo sprzętowych nie stwierdzono :)

 


A i domy co poniektórych forumowiczów się nie powinny rozeschnąć :)

RYDZU

Czy to normalne że mając na Swoim placu Swój dom z Garażem i do tego 20 garaży "blaszaków" codziennie rano odkopuję auto i skrobię szyby? Niby dla mnie sytuacja normalna bo tak robiłem przez całe dotychczasowe życie, ale jednak jakoś tak dziwnie..

 

 


Wczoraj postanowiłem że do soboty uruchomię garaż w budynku (blaszaki wszystkie zajęte). Pretekst jest zupełnie inny - wcale nie chodzi o skrobanie auta. Strzeliło coś w ogrzewaniu naszego czterokołowego smoka i zaczynam zamarzać za kierownicą. Na pasażera dmucha ciepełko, a do mnie to już nie łaska... i leci lekko letnie tylko. A tu się szykują dalsze wyjazdy, zima nie odpuszcza a na powietrzu to tego nie zrobię bo mi ręce zamarzną. A tak pełen luzik bo przy 17 stopniach na plusie można pracować

RYDZU

Samo płytkowanie to była pestka. Powierzchnia płaska, wycinanek też niewiele więc szło nieźle. Docinanie cokołów przypłaciłem chyba lekkim uszkodzeniem słuchu - ale czego się nie robi dla własnego domku . Wczoraj się zawziąłem i bym skończył klejenie bo pozostało mi dosłownie kilka płytek przy progu drzwi wejściowych. Niestety piła do glazury "się skończyła" - a konkretnie tarcza tnąca - muszę dziś jechać i dokupić nową.

 


Więc przykleiłem wszystko co się dało i rozpocząłem fugowanie. Całe szczęście, że nie zdecydowałem się na rozrobienie całego opakowania fugi tylko odważyłem sobie kilogram i zająłem się zabawą na mniejszą skalę. Samo rozprowadzanie fugi i umieszczanie jej w szczelinach między płytkami to nawet dość prosta czynność. Bardzo pomaga przy tym taki gumowy klocek z uchwytem nabyty w Castoramie. Kwestią opanowania jest tylko technika prowadzenia tego ustrojstwa i robota idzie aż furczy. A jak już ją skończyłem czas zabrać się za najprzyjemniejszą część pracy - czyli mycie całości gąbkową pacą. Że to najprzyjemniejsza część roboty stwierdziłem patrząc na pracę naszych płytkarzy jakiś czas temu.

 


O ja naiwny!!! Zebrać to cholerstwo z podłogi to naprawdę spory wysiłek. Na początku wszystko się paprze i generalnie fuga jest wszędzie . Płukanie pacy co 2 ruchy pomaga, owszem, ale przydała by się miska o pojemności chociaż 100l żeby nie trzeba było co 5 minut biegać i wymieniać w niej wody. Cała zabawa w mycie z tak na oko 4 metrami kwadratowymi zajęła mi dobrą godzinę . No ale satysfakcja jest niesamowita bo fugi wcale takie złe nie wyszły z i inne niedoskonałości lekko zamaskowały Dzisiaj ciąg dalszy walki, potem silikon i będzie fajrant

 

 


Ani się obejżeliśmy a stuknęły dwa miesiące jak mieszkamy - jak ten czas jednak leci. Generalnie grzejemy gazem, a dodatkowo - niejako z doskoku - palimy w kominku. Czasami to "z doskoku" znaczy że pali się od rana do wieczora, ale najczęściej jest to tylko popołudniowo - wieczorne lekkie przepalenie. Na domiar wszystkiego wczoraj skończyły nam się "lokalne" zapasy drewna liściastego. Ostatnie dni już wypalaliśmy drewno mokre i jak zauważyłem zanim się ono rozpali i wysuszy w kominku to połowy już nie ma (a o okopconej szybie nie będę nawet wspominał). Ekonomiczne takie palenie mokrym opałem nie jest na pewno . I teraz stoimy przed dylematem: mamy 14 metrów drewna u wuja na placu; całość porąbana i ułożona czeka na nas - jednaj jest to drewno ścięte w sumie niedawno, więc też świeże; biorąc pod uwagę obecne ceny drewna (ok 100 zł/m3) to chyba odpuścimy sobie palenie w kominku w tym sezonie. Drewno niech sobie leży i schnie do następnego sezonu. Przy takim "intensywnym" paleniu w kominku jak nasze gazu zużyjemy niewiele więcej.

 

 


Tym bardziej że na razie gaz wcale nie jest taki znowu "be" - przy temperaturach w domu rzędu 23 stopnie i 17 w części technicznej zużywamy aktualnie ok 9 metrów gazu na dobę łącznie z z ciepłą wodą. Ciekawe jak będzie gdy temperatura poleci o 10 stopni w dół

RYDZU

Na początek nowe mebelki:

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/400.jpg

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/401.jpg

 

 


Cały zestaw to dwa fotele, ławeczka i stolik "kawowy" - ale część pozostanie w kartonach do lata. Fotel się wspaniale komponuje z meblami łazienkowymi, więc chyba na okres zimy tam go przygarniemy. A ciężkie są pierońsko - sama ta ławeczka waży coś ponad 40kg

 


Przy okazji zakupów meblowych zostałem "naciągnięty" przez Patrycję na pierwsze świąteczne dekoracje które oczywiście zaraz zostały uruchomione.

 

 


Świąteczne klimaty

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/399.jpg

 

 


A tak wyglądały dziś rano po rozszalowaniu pierwsze fundamenty tarasu

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/403.jpg

 

 


Pokój Igusi już prawie kompletny - udało mi się dorobić brakująca nogę do łóżka, podłączyć lampkę i wszystko zaczęło normalnie wyglądać

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/402.jpg

RYDZU

W ten weekend wykazaliśmy się całkowitym brakiem rozsądku i kupiliśmy.... mebelki na taras (którego jeszcze nie ma ). Mebelki wpadły nam w oko i postanowiliśmy, że nie odpuścimy. Tyle rzeczy juz nam w ten sposób przeszło koło nosa, bo postanawialiśmy je kupić "za jakiś czas". A jak juz była na daną rzecz kasa to się okazywało, że tej rzeczy juz nie ma - nie produkują, nie sprowadzają, importer splajtował etc. Ale nie tym razem! Mebelki są śliczne! - 2 fotele, ławka i stoliczek - całość wykonana z olejowanego drewna eukaliptusowego. Po prostu nie mogliśmy sobie odmówić. Jutro wrzucę jakieś fotki.

 

 


A na naszym froncie ogólnobudowlanym jakby zastój... Skończone sufity na parterze wcale nas nie zmotywowały do intensywniejszej pracy nad zakończeniem brudnych robót. Ale co tam.... Jak nie dziś to może jutro

RYDZU

Pogoda jest taka, że aż żal ją marnować. Więc od piątku teść szykuje szalunki i zbrojenia. I jak się uda to dziś lub jutro będzie wielkie zalewanie pierwszych 3 sztuk fundamentów pod taras. Docelowo będzie ich aż 6 - 5 wsporczych do konstrukcji nośnej i 1 pomocniczy do przyszłej.... windy . Tak, tak - wykoncypowaliśmy że zamiast nosić drewno do domku po schodach to sobie sporządzimy windę i drewno z ogródka będzie lądowało na tarasie. No ale to w odległej przyszłości. Teraz jak się uda chcielibyśmy zmajstrować konstrukcję nośną tarasu. A potem zobaczymy jaka będzie pogoda - jeśli sprzyjająca to może coś więcej popchniemy i powstanie pokrycie tarasu + barierka.

 

 


Panowie od sufitów troszkę nas irytują. W poniedziałek zabalowali i dotarł tylko jeden w południe. Zrobił co było do zrobienia i pojechał. Wczoraj się nie pokazał . Dzisiaj rano byli - podszlifowali co się dało i zaciągnęli kolejny raz. Ciekawe czy do weekendu skończą - jeśli nie, będziemy obcinać wynagrodzenie. Kara musi być.

 

 


A jak już się uporamy z malowaniem i sprzątaniem na dole - będzie dłuższa przerwa w pisaniu dziennika - wejdziemy w piękny okres...... PARAPETÓWEK :D

 


Oby tylko starczyło zdrowia

RYDZU

Wczorajszy dzień był pierwszym od momentu przeprowadzki dniem w którym robiliśmy.... nic

 


Nawet nie kiwnęliśmy palcem w domu - spacerek na cmentarz, rodzinny obiadek, potem w domu trochę rozmów, komputer wieczorem kominek, drinki i dobry film.... eh - odrobina normalności w końcu :) Przed weekendem wrócił wentylator kominkowy z firmy Darco. Podobno nic z nim złego się nie działo - poskręcali kilka śrubek i wymienili wirnik. Efekt od razu zauważalny - już nie myślę o wymianie sterownika bo uciążliwe buczenie ustało. Teraz da się przy działającym kominku normalnie egzystować ii nie prowadzi to do głębokich nerwic i choroby psychicznej .

 

 


Kaflowanie idzie mi coraz lepiej - prawie ukończyłem już powierzchnie płaskie i zacząłem zabawę z cokołami. Tak to wygląda mniej więcej (raczej mniej - bo słabo widać kolory i szczegóły):

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/395.jpg

 

 


Od jutra mamy na placu boju 2 ekipy. Pierwsza popełni sufity podwieszane w wiatrołapie i klatce schodowej. W związku z tym dzisiaj muszę zajżeć do dokumentacji fotograficznej i oznaczyć miejsca w których w ścianach idą kable - jeden już mamy "trafiony" na górze, więc chociaż dół bym chciał działający w 100%. Druga ekipa w końcu wymieni te obłażące z lakieru listwy w drzwiach wejściowych i (mam nadzieję) dowiezie brakujący do naszych drzwi próg dębowy. Próg ten zakupiliśmy razem z drzwiami i pozostał on "dla bezpieczeństwa" w siedzibie firmy montującej nasze drzwi. A jak po niego poszedłem w piątek bo był mi potrzebny by skończyć docinanie kafli pod drzwiami to się okazało, że nasz próg... jest założony u kogoś innego. A nasz nowy próg dojedzie do nas właśnie na jutro... - i oby tak było.

 

 


W sobotę zakończyliśmy sprawę tynków zewnętrznych. Jestem z nich zadowolony bo wyszły ładnie. Nie są to co prawda kolory moich marzeń... ale cóż. Następny dom będzie lepszy i ładniejszy - zawsze tak mówię mojej Patrycji gdy jej coś nie pasuje (sporadycznie) w naszym nowym lokum. W niedzielny poranek nasza córcia wystawiła chyba najmilszą memu sercu recenzję naszego domu - "wiesz mamusiu - ja tutaj w tym naszym nowym domku jestem naprawdę szczęśliwa." :)

 


I o to chodziło !!!

 

 


A tak nam tynki wyszły:

 

 


foto 1(- widok "z ogródka" )

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/396.jpg

 

 


foto 2 - ściana południowa

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/397.jpg

 

 


foto 3 - widok z drogi

 

 


http://www.zkoszarydzow.pl/murator/398.jpg

 

 


No i jesteśmy w końcu posiadaczami "kompletnej" łazienki - w poniedziałek odebrałem i zamontowałem lustro razem z oświetleniem. Oczywiście - zgodnie z nasza tradycją - przy montażu lustro obtłukłem - ale byłoby nieważne gdyby stało się inaczej. Obicie w sumie nieduże i nie rzucające się w oczy - tak samo mieliśmy na poprzednim mieszkaniu a Patrycja przyjęła to (w przeciwieństwie do mnie) wręcz z uśmiechem.

 

 


Z tegorocznych grubszych wydatków pozostała nam tylko szafa wnękowa do zrobienia. I dobrze, bo w naszym dzbanuszku z pieniędzmi widać dno... a od spodu słychać ciche pukanie banku...



×
×
  • Dodaj nową pozycję...