Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    210
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    134

Entries in this blog

RYDZU

Po południu pooglądaliśmy tą studnię z naszą panią kierownik (budowy oczywiście). I stanęło na tym, że mamy ja zasypać gruzem z wykopów. Na koniec możemy wrzucić trochę żelastwa i zalać betonem. A ławy na odcinku około 1,5 metra w każda stronę dodatkowo dozbroić. I będzie ok. W sumie to nawet dobrze z tym "dziurskiem" wyszło bo ilości gruzu i kamienia jakie mamy z tych wykopów są naprawdę imponujące i zaczęliśmy się niepokoić co z tym wszystkim zrobić - a tu rozwiązanie przyszło samo.

 

Po oględzinach studni przyszedł czas na temat zbliżony znacznie do poprzedniego bo też mokry. Ekipa coraz mocniej zaczęła się domagać wody! Poszedłem w końcu do sąsiadki i ustaliliśmy co trzeba kupić żeby było dobrze. Potem zakupy w Castoramie i mam praktycznie całość gratów do załatwienia tej sprawy w bagażniku. Dzisiaj pojadę to połączyć w całość - i mam nadzieję, że będzie działało

 

Z racji kłopotów z kopaniem troszkę się chyba "wyciągnie" termin wykonania ław - majster cos przebąkiwał o odbiorze zbrojenia w drugiej połowie przyszłego tygodnia. Pożyjemy - zobaczymy.

 

Jak tylko zrzucę zdjęcia z aparatu to podepnę tutaj by pokazać jaka ta studnia ładna

RYDZU

Właściwie temat niespodzianki zaczął się już wczoraj, a podświadomie byłem na niego przygotowany już dużo, dużo wcześniej. Ale do rzeczy.

 

 


W księdze wieczystej mamy zapis że sąsiadom przysługuje prawo do korzystania ze studni położonej na naszej działce. Po przestawieniu garaży znalazłem nawet prostokątny właz w ziemi i uznałem że to będzie ta pokrywa studni. Nie kolidowała ona swoim położeniem z ławami fundamentowymi - wypadała gdzieś tak pod kotłownią. Założenia były takie, że ją po prostu zasypiemy. Wrzucimy tam cały niepotrzebny gruz i ziemię z wykopu i będzie w porządku. Tym bardziej że problem wilgoci raczej odpada bo woda ze studnie "odeszła" jak powiercili w okolicy miasta studnie głębinowe w latach 50-tych. Do dnia wczorajszego byłem spokojny. Ale w czasie kopania ławy fundamentowej (wschodniej) okazało się że owa studnia to jednak w innym miejscu jest. Wypada pod ławą fundamentową częściowo, a częściowo na zewnątrz budynku.

 

 


Traktując sprawę humorystycznie (jak na Rydzów przystało) można by zrobić z niej użytek bo środek otworu studni wypada dokładnie w miejscu gdzie będzie wycieraczka wejściowa. Zaraz pojawiła się chytra myśl - a może zrobić małą zapadnię (wilczy dół) - zawsze można by z niej korzystać w sytuacjach wyjątkowych typu wizyta urzędnika urzędu skarbowego w sprawie katastru

 

 


A tak poważnie to nie wiem jeszcze co z tym fantem zrobić. Jestem na razie po pierwszej konsultacji z kierownikiem budowy. Ponieważ studnia jest nie wykazana na żadnej mapie możemy ją spokojnie zasypać. Ale na popołudnie się z umówiliśmy, żeby obejżeć otwartą studnię i wtedy się zobaczy dokładnie jak ten problem rozwiązać by w przyszłości nie było kłopotów.

 

 


A na budowie luzik - majstrzy sobie kopią, prace idą do przodu - tam gdzie nie ma niespodzianek wykopy idą dość szybko, ale w miejscu starego fundamentu jednak jest ciężko (wolno). Ciekawe czy się wyrobią do końca tygodnia? Trzeba chyba będzie zacząć myśleć o stali na początek przyszłego tygodnia.

RYDZU

No i pod koniec dnia ekipy najważniejszy strategiczny dla powodzenia całej budowy obiekt został ukończony (przydałoby się jeszcze trochę papy na daszek - ale to przy okazji).

 

budowla nr 1

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/057.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/057.jpg

 

Ekipa skoncentrowała się na "domku drewnianym" więc postęp praca na razie mizerny. Ale i robota do łatwych nie należy - muszą wykopać rów pod ławę fundamentową w miejscu w którym są stare fundamentu zburzonego domu. Dlatego idzie im to powoli.

 

mizerne efekty pierwszego dnia pracy

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/059.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/059.jpg

 

Po pracy i szybkim obiedzie popędziliśmy na działkę zagrodzić dostęp od strony bloku. Trzeba było najpierw wykopać a potem wkopać 6 słupków i rozciągnąć na nich całą siatkę zebraną z kilku kawałków (starczyło jej dosłownie "na styk").

 

stawiamy ostatni kawałek ogrodzenia

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/062.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/062.jpg

 

jeszcze tylko kilka słupków i już

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/064.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/064.jpg

 

Pracę przerwała nam na kilkanaście minut burza, ale na szczęście szybko wiatr pognał ją dalej. A naszym oczom ukazał się piękny "poburzowy" widok

 

- czyżby dobry znak na początek budowania?

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/061.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/061.jpg

 

A z kałuż po deszczu najwięcej uciechy miała najmłodsza część rodziny

 

dziewczyny i woda

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/058.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/058.jpg

 

Pod koniec byliśmy już bardzo zmęczeni, ale nie pozbawieni humoru. Nic tak człowieka nie cieszy jak praca "na swoim". A zmęczenie dodało do tego swoje trzy grosze i wyszła lekka "głupawka"

 

"normalni" jak zwykle

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/063.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/063.jpg

RYDZU

Weekend był jednym z trudniejszych w moim życiu. Świadomość nieuchronnego i tego że nadchodzi ten dzień była straszna.

 

Miotałem się, przerzucałem papierki, kosztorysy. plany, wyciągi z konta, po raz kolejny analizując warunki umowy kredytowej itp duperele a reszta rodziny (i chwała im za to) omijała mnie szerokim łukiem starając się nie wywołać iskry

 

Jestem podminowany - i zdaję sobie z tego sprawę. Ale nie potrafię się uspokoić - żołądek ściśnięty a nerwy napięte do granic możliwości. W sumie chyba nie ma się co dziwić - w końcu nie codziennie zaczyna się budowę domu i zadłuża na 30 lat

 

Ekipa w sobotę zwiozła sobie na plac trochę sprzętu (jakieś kawałki betoniarki, łopaty, poziomice itp) i zarzekają się że zaczną w poniedziałek o 9 rano. Na 11 umówiłem geodetę - mam nadzieję, że do tego czasu uda mi się kupić drewno na ławice dla geodety i przy okazji na budowę pierwszej budowli do której raczej wszyscy będą biegali bez względu na siłę woli. "Gotowca" nie znalazłem takiego - tzn znalazłem, ale 400 zł nie dam za kibel na budowę. Dzisiaj od rana dzwonię i jeżdżę po tartakach i składach drewna. Ceny są dość wywindowane - 420 zł za m3 desek to raczej sporo. Szukam dalej. A 9 się zbliża.....

 

Znalazłem dechy w dobrej cenie "króciaki" - lepsze na wygódkę niepotrzebne. Do tego kupiłem 4 krawędziaki. Stare zawiasy znalazłem z odzysku - więc zestaw materiałów jest kompletny. Przy okazji z tych króciaków ekipa dotnie paliki na ławice dla geodety.

 

Ach - bo zapomniałem napisać najważniejszego: EKIPA PRZYBYŁA i ZACZĘŁA PRACĘ !!!!

Nawet nie wiecie jak się cieszymy - tym bardziej, że czytając na forum o ekipach naprawdę mieliśmy wątpliwości czy to się uda. Geodeta przybędzie o 12 - pojadę tylko odebrać jego robotę. Wyjaśniliśmy z majstrem kilka szczegółów dotyczących projektu i ustaliliśmy harmonogram najbliższych zakupów. Podczas tego ustalania majster poprosił mnie na stronę - "ocho! - zaczyna się" - pomyślałem że oczekuje zaliczki. I pełne zaskoczenie: majster podliczył sobie prace związane z fundamentami w wyszło mu, że klinkier wchodzi już w etap budowy ścian więc zażyczył sobie by mu zapłacić mniej za fundamenty a różnicę doliczyć do ceny ścian parteru - nie ukrywam że szczęka mi opadła z łoskotem. Oczywiście się zgodziłem - a co mi tam - w końcu zgodny człowiek jestem.

 

Ekipa ma pracować od 7 do 17 - i stopniowo zaczynam wierzyć, że tak będzie. Ale nie zapeszajmy.

Dzisiaj jadę zamówić i zaliczkować materiał na ściany - tak sobie hurtownia wymyśliła i w sumie ich rozumiem, bo z silikatów mało ludzi buduje. Wybór padł na Ludynię - wcześniej juz pisałem dlaczego. I pewnie kupię materiały na fundamenty - przywiozą kiedy będzie potrzeba, a będzie już załatwione. Dzisiaj popołudniu jeszcze walka z ogrodzeniem czeka mnie i Teścia, bo trzeba plac budowy zabezpieczyć - szkoda by było by ktoś zdemolował robotę geodety.

 

Rany - emocje straszne - teraz już mi trochę odpuszcza, ale rano było jeszcze tak jak w weekend - prawie delirium . Teraz tydzień kopania i zaczną się prawdziwe wydatki. Dobrze że stal tanieje

RYDZU

Trochę przerwy, ale należało mi się. W poniedziałek zaczynamy budowanie.

 

Jeszcze w sobotę przed wyjazdem obsadziłem skrzyneczkę do której popłynie nasz prąd - przyłączem kablowym.

Skrzynka przyłącza kablowego z miejscem na drugi licznik:

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/056.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/056.jpg

 

Bo nagle okazało się, że przyłączenie odbywać się będzie w trybie natychmiastowym - jeszcze bez wszystkich papierów nawet (ach te układy... ). Przez zakopany w ziemi peszel przepchnęliśmy z Teściem kable do zestawu i zasypaliśmy resztę wykopu - straszna robota ale się udało. I nastały wakacje (całe 3 dni nad Bałtykiem - tak swoją drogą uważam że nasyciłem swój głód Bałtyku na najbliższy rok - zimno i wietrznie, brrrrrrrr).

 

W poniedziałek otrzymałem bardzo miły telefon z banku informujący że kredyt ZOSTAŁ PRZYZNANY!!! . Umówiłem się na czwartek na podpisanie umowy i luzik - "wypoczywam" dalej. We wtorek następny telefon - w czwartek o 8 rano będziemy mieli prąd i muszę być na odbiorze.

 

No i dochodzimy do sławetnego czwartku. W środę wróciliśmy wieczorem zmęczeni jak nie wiem co (ach te nasze drogi) i oczywiście na 8 rano się nie wyrobiłem. Ale nic się nie stało - przyłączenie trwało około godziny (wszystko było przygotowane wcześniej) , więc te 15 minut nikogo nie zbawiło. Od czwartku od godziny 9 rano mamy na działce prąd

 

skrzynka "odbiorcza" w garażu technicznym

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/055.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/055.jpg

 

Teraz papierzyska w dłoń i do banku. Umowa już przygotowana, odczytałem ją sobie razem z panią z banku i wyjaśniliśmy niejasności. Potem opłaty (prowizja + podatki za hipotekę) i powrót po podpisaną umowę, która jeszcze niczego nie zapewnia. Aby uruchomić transzę kredytu muszę załatwić jeszcze ubezpieczenie domu w budowie i wypis z ksiąg wieczystych z wpisem banku na hipotece. Oczywiście stosowne papiery do tego wpisu otrzymałem razem z umową i zaraz zaniosłem do Ksiąg Wieczystych. Teraz szukamy kogoś kto nam przyspieszy otrzymanie nowego wypisu.

 

Popołudnie robocze - oczywiście na działce. Najpierw przekładanie "cegieł odzyskanych" które leżały sobie spokojnie aż nagle okazało się że będą przeszkadzały leżąc na środku działki.

 

stara kupka cegieł

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/050.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/050.jpg

 

Przekładamy je pod ścianę garażu i ładnie układamy na starych paletach.

 

i jej wersja 2.0

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/051.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/051.jpg

 

Jak się tym zajęciem zmęczyliśmy przystąpiliśmy do retuszu naszego działkowego Fankensteina. Puszki z farbą, pędzle w dłoń i po godzinie brama była jak nowa - w jednolitym kolorze BLUE ).

 

Frankeinstein w całej okazałości:

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/053.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/053.jpg

 

Patrycja oczywiście rzuciła się z mniejszym pędzelkiem na większe skrzydło bramy, więc trochę jej zeszło.

 

znowu brama

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/054.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/054.jpg

 

Ale brama jest piękna hmmmm??

A tutaj już niedługo zacznie budować się Nasz Dom. po lewej wystaje trochę garaż "techniczny" i Tośka w całości

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/052.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/052.jpg

 

Wieczorem jeszcze telefon od naszego geodety, że jest już komplet papierów dotyczących rozgraniczenia od strony drogi. Super. Pewnie dzisiaj pojadę to odebrać i przy okazji pogadamy o wytyczeniu domu.

RYDZU

Dzisiaj robiłem rekonesans po hurtowniach zajmujących się handlem stalą.

 

Hurtownia numer 1 (która jest też przedstawicielem Silki, więc podchodziłem do nich ostrożnie) - poszedłem z ciekawości bardziej bo mam do nich 500 metrów z pracy. Cena stali żebrowanej fi12 - 3500 za tonę, fi 6 po 3600 za tonę. Transportu nie mają, ale wygrzebują wizytówkę jakiegoś gościa co ma dłużycę 12 metrową. Dzwoniłem nawet do niego - 100 za kurs (niecałe 3 km).

 

Potem google i szukanie innych w Cz-wie którzy stalą handlują. Hurt stali - dzwonię - po chwili rozmowy z miłą panią gdy podałem jej cenę za jaką chcieli mi sprzedać stal - rzuciła krótko "chyba ich po....". Cena stali w Zawierciu (tam podobno produkują te pręty to około 1950 netto za tonę = jakieś 2400 brutto.

 

Hurtownia numer 2 (z która kiedyś już miałem kontakt - mają dużo fajnego "żelastwa" ) Cena tejże samej stali fi12 - 2640 za tonę - transport 70 zł. Jak zamówię jednego dnia - drugiego dnia rano mam dostawę na placu - tylko wcześnie rano - po 6 zaraz - a to ze względu na centrum i problemy komunikacyjne. Czyli jednak można kupić w normalnej cenie. Ufff....

 

Popołudniu robiliśmy z Teściem podłogę w garażu w którym będą rezydowali członkowie ekipy budowlanej. Niedaleko remontowano stary chodnik więc korzystając z ciemności "odzyskaliśmy" trochę starych płytek chodnikowych , które w garażu mają teraz swoje drugie życie. Udało nam się zrobić prawie całe wnętrze garażu - i to tak w miarę równo. Obsadziliśmy tez w rogu skrzynkę odbiorczą do prądu (na razie nieuzbrojoną - bo prądu jeszcze niet). I przygotowałem resztę wykopu do poprowadzenia kabla. Teraz tylko wystarczy sygnał, że będzie robione przyłącze - kilka godzin pracy i wszystko powinno być działające.

 

Garaże juz przeniesione wszystkie.

Płot stoi. (częściowo - jeszcze musimy dorobić conieco z siatki)

Brama obsadzona.

Woda z sąsiadka dogadana.

Na prąd czekam...

Źródła materiałów ustalone

Ekipa się zarzeka że zaczną 5 lipca

Ciekawe o czym zapomniałem...

 

To chyba zaczyna zakrawać na jakaś "psychozę ogólnobudowlaną" - zacznę odwiedzać kącik "anonimowego budującego psychopaty" .

 

A może lepiej pojadę odpocząć kilka dni. Pojadę i nie będę myślał o budowaniu. Ciekawe czy się uda? Obecnie dzień zaczynam od lektury forum. Potem przegląd cen materiałów budowlanych. A potem praca przeplatana forum. Wracam do domu - obiad jem przed komputerem i czytam co.... Tak ! Zgadliście !! oczywiście Forum. Potem jakieś prace, przychodzi wieczór, a ja głupi zamiast iść spać (albo na imprezę jakaś) - to ślęczę przed komputerem.

 

Dobranoc!

RYDZU

Po "inspekcji" chyba sobie zbyt wiele obiecywałem. Przyjechał facet, pooglądał, spytał gdzie dom ma stanąć. Nawet do projektu zajżał i zaczął opisywać na masce samochodu kolejne pomieszczenia - dałem mu z litości kserówki rzutów domu bo mnie kręgosłup bolał od samego patrzenia na jego wyczyny piśmiennicze. Teraz już wszystko w rękach banku - mają wszystko czarno na białym. Ciekawe ile im zajmie podjęcie decyzji?

 

Chłopaki z ogrodzeniem się sprężają. Jest szansa, że dzisiaj skończą. Rano mieli do obsadzenia jeszcze chyba 5 słupków i powstawiać płyty. No i poprawka bramy. Dzisiaj dam jej spokój niech dobrze zaprawa mocująca zwiąże, ale jutro chyba poprawię trochę estetykę bramy przy pomocy pędzla i lakieru bo szpetna ona jest nad wyraz.

 

Jutro ruszamy z dalszymi przygotowaniami do budowy przyłącza. Wkopanie kabli i skrzyneczki zostawiamy sobie na ostatni moment, bo to rzeczy dość drogie i szkoda by było głupio je stracić.

 

Fizycznie siedzę w pracy, a wirtualnie cały czas na przyszłej budowie. Dumam gdzie jaki przepust zrobić, gdzie zostawić dodatkowe wzmocnienia itp. Biurko mam zawalone szkicami kominów, rur, prętów, belek, podciągów i cholera wie czego jeszcze. Chyba czas uporządkować te papiery, bo ostatnio szukając służbowych dokumentów spowodowałem efektowne osuwisko. Jego ofiarą padła nikomu nie winna (tym razem) Tośka, która z powodu absencji reszty rodziny "pracuje" ze mną.

Śni mi się po nocach to całe przyszłe budowanie ale na szczęście nie jest to uciążliwe - ot taka mała mania prześladowcza

RYDZU

W hurtowni załatwiłem wiele i niewiele zarazem. Tzn mam przydzieloną osobę która się będzie zajmowała naszą budową i przedstawiono mi pozostałych pracowników. Do upustów które mam na podstawowe materiały dochodzi jeszcze upust na wszystkie inne duperele, łącznie z gwoździami itp. Materiały wystarczy jak zakupię w dniu startu budowy. Wtedy też muszę zaliczkować materiał na ściany. Ściągną całość na plac do siebie i będę mógł telefonicznie umawiać sobie dostawy żeby nie zawalić całości naszego wolnego miejsca paletami. Ogólnie układ dość komfortowy. Jeśli będę miał życzenie by majster mógł zamawiać i odbierać materiały muszę dać im pełnomocnictwo pisemne. I pewnie tak zrobię.

 

Mam już przypieczętowaną sprawę rozgraniczenia. Geodeta złożył już mapki do podpisu i gdzieś koło czwartku - piątku powinienem mieć nową mapkę działki z granicami ustalonymi protokolarnie.

 

Odezwał się pan z Banku!!! - o 16 spotkać się chce na działce i pooglądać nasze włościa. Trzeba będzie pojechać - bo potrzebujemy tego kredytu jak ryby wody.

RYDZU

Zakład energetyczny - i to biegiem!!!! O 7 rano się zameldowałem, szybko zlokalizowałem instalatora, który uzupełnił swoje 3 podpisy i dawajże załatwiać umowę. Na szczęście okazało się że nie trzeba tego oryginału mapki (uffffff - przez to pół nocy nie spałem - a drugie pół mi się na zmianę śniły mapki i historie z makabrycznie długim czasem oczekiwania na nie - to było nieprzyjemne, ale na szczęście było przemieszane z wyrafinowanymi torturami w których to ja byłem katem a pani urzędnik ofiarą Więc "podanie, życiorys +3 zdjęcia" i mam komplet papierów. Coś tam w komputerze pozgrzytało i wypluło mi nowiutką Umowę O Dostarczanie Energii Elektrycznej która podpisałem jednostronnie, a druga strona podpisze przy okazji i mi wyśle pocztą (mam nadzieję że ta druga strona się spręży bo termin rozpoczęcia budowy się zbliża nieubłaganie - a jestem właśnie po rozmowie z majstrem i zarzeka się ze zaczną jak się umówili). Potem jeszcze wizyta w bankomacie wpłata i mam wszystko z mojej strony jeśli chodzi o papierki "prądowe" załatwione. Przy okazji wiem ile będę płacił za ten prąd budowlany (bo jak czytałem w niektórych wątkach na forum to niektórzy dużo płacą - oj dużo). W moim przypadku tak: 4 zł/mc za licznik + 1,1 zł za każy kilowat mocy przyłączonej czyli 17x1,1= 18,70 zł co daje razem niecałe 23 złote miesięcznie + zużycie prądu po 48 gr/KWh. Może nie zbankrutujemy .

 

Potem pojechałem na działkę powiedzieć co mi się nie podoba i co mają poprawić - konkretnie chodzi o jeden słupek ogrodzenia który nie wiadomo czemu jest pod kątem i słupek bramy, która w obecnej chwili otwierałaby się... nijak. Szkoda gadać - fachowcy. Robią w sumie dokładnie, ale jak się im na ręce nie patrzy to przyjmują wariant "bo im tak wygodniej" a wyłączają mózg. Szkoda. Na szczęście rano złapałem ich szefa i powiedziałem co i jak. Ma być poprawione.

 

Dzisiaj jeszcze wycieczka do hurtowni budowlanej, żeby zamówić Pierwsze Materiały I pierwsze dylematy z tym związane - czy na elewację dawać 8 cm bloczki silikatowe czy jednak 12 cm? To jednak prawie 8 m ściany... eh..... Na szczęście koszty takiej zmiany są nieduże, więc może warto? Zobaczymy.

RYDZU

Dzisiaj krótko bo senny bardzo jestem (od 2 dni leje non stop). W piątek poznałem panią która prowadzi sprawę naszego przyłącza elektrycznego. I uzgodniliśmy, że w poniedziałek (dzisiaj) sprawa powinna być załatwiona. Mam dzwonić około 10 rano. Na działce nic nie działałem bo najpierw czasu nie było, potem czas był, ale pogody niet Zaraz ruszam w poranną rundę - muszę pokazać się w firmie ogrodzeniowej uzgodnić przebieg linii ogrodzenia i powiedzieć im co i jak, a potem w urzędach. Chyba będzie już uprawomocniona nasza ugoda odnośnie granicy działki - ale to się dopiero okaże.

A jak wrócę i nie zasnę to dopiszę co się dziś dalej działo i jakie są efekty mojego biegania.

 

Aktualizacja nr 1

(znaczy że nie zasnąłem pomimo rzucenia nałogu picia kawy - to już ponad pół roku ) W urzędzie odebrałem zgodę na budowę przyłącza elektrycznego. Jednak pani była na tyle niemiła, że oddała mi projekt bez mapki do celów projektowych - mimo, że proponowałem jej ksero kolorowe tejże. I jeszcze z uśmiechem na twarzy mówi - "przez to będzie miał pan problemy w energetyce" - i pewnie trzeba będzie się trochę pogimnastykować w związku z tym. Cholera - do budowy domu wystarczy jedna mapka do celów projektowych a do przyłącza dwie? Paranoja jakaś! - ale spoko - jutro wszystko będę wiedział rano jak się spotkam z panem instalatorem. Póki co projekt leży już w zakładzie energetycznym i czeka na dalsze działania. Może się to uda pchnąć szybciej.

 

Postępowanie rozgraniczające będzie prawomocne jutro rano - czyli chłopaki ogrodzenie stawiają prawie legalnie . No właśnie - pojechałem rano i im pokazałem dokładnie o co mi chodzi i jak to ma stać, żeby nie było problemów. Podobno wyrobią się w 3 dni z całością. Potem ja będę miał za to sporo biegania z taczką (dla zdrowia oczywiście ), żeby nawieźć ziemię i zniwelować drobne niedoskonałości skarpy - czyli luzy pod ogrodzeniem. Za to płyty mają kłaść na zaprawę żeby nie klawiszowały względem siebie - w ten sposób powinno to być trochę trwalsze. A zacząć mają od sławetnej bramy z którą to podróżowaliśmy w okolicach długiego weekendu "bożocielnego".

RYDZU

Siedzę samotnie przed komputerem i opisuję wydarzenia ostatnich godzin. W samotności bo obie Panie mojego serca pojechały sobie na wypoczynek do trójmiasta. A ja samotny jak palec - no może niezupełnie bo Tośka (nasz pies) dzielnie mi towarzyszy. Fajna jazda jest - dziś miałem pierwszy dzień z psem w pracy:) (dobrze, że szef też ma psa - więc jest wyrozumiały)

 

A z rzeczy budowlanych:

No i się udało! Dziennik miałem załatwiony od ręki w Nadzorze Budowlanym (dzięki przemiłej sąsiadce).

I tym oto sposobem mam już DWA wpisy

 

No a skoro mam już w takim razie komplet papierów to poszedłem z nimi do banku. Pani pomogła mi wypełnić wszystkie te durne świstki co było pomocą nieocenioną bo czasami nie wiedziałem co wpisać. Najbardziej mnie rozbawiło to, że do majątku posiadanego musiałem wpisać samochód - tzn ja rozumiem, że samochód to majątek, ale akurat ten (zresztą kupiony z myślą o budowie) to zbyt wielkim majątkiem nie jest. No ale co tam - ich sprawa. Złożyłem cały komplet dokumentów więc chyba wszystko powinno pójść sprawnie.

 

No i poszło - jeszcze wczoraj miałem telefon, że ten mój kosztorys to do poprawki jest. Dziwną rzecz wymyślili: mam do wartości domu dodać wartość działki, jako elementu składowego. Bank chce - bank ma - dzisiaj załatwiłem stosowny świstek. Co prawda było z tym trochę zamieszania, bo Pani Kierownik która mi kosztorys robiła stwierdziła, że to pierwszy taki przypadek gdy bank wlicza działkę do kosztorysu. A ja się na tym nie znam - więc wzruszyłem ramionami i dałem jej gotowy kosztorys do podpisania. Jutro rano machina bankowa wchłonie ten papier - i będę oczekiwał co w zamian wypluje

 

Popołudnie spędziłem na opryskiwaniu krzaczków które rosną jak opętane. Ale Roundup górą!! - padają jak należy. Tylko ciekawe kiedy zwątpią całkiem i przestaną wypuszczać nowe pędy w odległości kilku metrów od właśnie "ubitego" krzaczka.

 

TOPOLE TO ZŁO

 

Ostatni z "garażowców" zabrał się za przenosiny swojego przybytku - czyli z miejscem na budowę problemu nie będzie. Dzwoniłem też dzisiaj potwierdzić, że od poniedziałku wchodzi firma stawiać ogrodzenie z jakże na forum nielubianych płyt betonowych Mnie się też nie podoba, ale żadne inne pełnie ogrodzenie za takie małe pieniądze nie stanie. Potem będziemy kombinować co z tym zrobić - koncepcja jest taka, że wyjmiemy płyty betonowe i wstawimy drewniane wypełnienie. Jutro też muszę się przypomnieć w urzędzie, że czekam na decyzję odnośnie przyłącza elektrycznego. Niech sobie nie myślą - w końcu to już dwa dni

RYDZU

Poniedziałkowe popołudnie spędziłem na kopaniu rowów . Ale do śmiechu mi było tylko do momentu w którym z rzeczonym rowem (pod przyszły kabel z prądem) zbliżyliśmy się do linii w której rosły drzewa. Gdy trafiłem na korzeń o średnicy uda (i to nie mojego) to zaczęło ogarniać mnie zwątpienie. To cholerstwo będzie gniło przynajmniej kilka lat jeszcze. Dokopaliśmy ile się dało, całe szczęście, że w tym miejscu działka będzie nadsypywana jakieś 40-50 cm, więc potem powinno być spoko. A na razie trzeba będzie uważać plewiąc chwasty bo kabelek nam na krótkim odcinku będzie zasuwał jakieś 30 cm pod ziemią - za to profilaktycznie w grubej rurze podobnej po peszla. Kopanie to fantastyczna sprawa ale dla statystycznego "biurowca" dzień następny to katastrofa. Ledwo wstałem i dowlokłem się do pracy. Ale powinno być coraz lepiej. I zdrowiej !!! A tu zaraz z rana telefon od teścia, że mam podskoczyć sobie odebrać projekt przyłącza energetycznego i go do urzędu rzucić. Jak juz po ten projekt przyjechałem to się okazało, że dziś będzie okazja skorzystać z dźwigu i przestawić garaże na działeczce. Więc popędziłem od niego prosto na działkę i zacząłem przenosić pozostałe w garażu skarby do drugiej "kanciapki". Potem była szybka akcja z przestawianiem żelastwa. Korzystając z okazji przestawiliśmy też garaż sąsiada. I pozostał tylko jeden do przesunięcia - ale właściciele chcą go podobno zdemontować, wyremontować i dopiero wtedy postawić w nowym miejscu.

 

Po akcji przestawiania udałem się popracować trochę zostawiając sobie urzędowe przyjemności na popołudnie. Złożyłem projekt i zgłoszenie budowy przyłącza - okazało się, że brakuje w nim jeszcze ksera "przynależności do izby" - muszę donieść. A potem poszedłem sobie odebrać dziennik. Pani trochę była zaskoczona moim pojawieniem się, ale po 10 minutach miałem już rękach ostemplowany dziennik budowy. Teraz telefon do p. kierownik budowy - umówiłem się na 19 na PIERWSZY WPIS DO DZIENNIKA BUDOWY . Przy okazji odebrałem kserówki jej uprawnień i przynależności do izby. Dzisiaj rano chcę to podrzucić do Nadzoru Budowlanego i będę miał z głowy papierki związane z budową właściwą.

 

Popołudnie spędziłem na przenoszeniu z Teściem płytek stanowiących podłogę garażu. Jakie to cholerstwo jest ciężkie !!!. Dzisiaj plecy mam jakieś takie obce

 

A jak będę miał wypełniony dziennik i pozostałe świstki chyba wybiorę się także dzisiaj do banku. Zobaczymy co powiedzą konkretnie.

RYDZU

Hm.... Pogoda trochę pokrzyżowała nasze plany działkowe. Chcieliśmy popryskać trochę Roundup-em resztę zielska na działce. A tu niestety d... - lało właściwie co kilka godzin. Więc dokonania weekendowe zamknęły się w zabawie z bramą.

 

Obecnie istniejący wjazd ma taką byle jaką i niestety wąską bramę. W czasie rozbiórki i wywozu gruzu któraś z ciężarówek zahaczyła o nią i od tego czasu brama przestała się zamykać. A tu budowa idzie i trzeba jakoś chociaż prowizorycznie zabezpieczyć wjazd i teren działki. Więc jedno ze skrzydeł bramy wykopaliśmy z zamiarem przedłużenia go o jakiś metr. Niestety skrzydło było zespolone ze słupkiem, więc było co dźwigać. Tym bardziej, że na końcu słupka jeszcze kawałek solidnego fundamentu był. Pożyczonym "czujnikiem" przylałem w ten beton kilka razy - ani drgnie. Ale on nie wiedział że ja też jestem zawzięty. Przylałem jeszcze kilka razy z pełnego zamachu i puścił kawałek, potem następny, aż całość się rozsypała. Jaka ulga - do dźwigania mniej o jakieś chyba 40-50 kg. Brama powędrowała na przyczepkę. Ze względu na wymiary nie mogła jechać na leżąco bo za bardzo wystawała. Kombinowałem jak to cholerstwo ustawić by nikomu nie obcięło głowy w czasie jazdy. I tutaj Patrycja podpowiedziała niezłą koncepcję - podeprzyjmy ją paletą. I tak się stało. Potem jeszcze mała pajęczyna z kilkunastu metrów liny i jesteśmy gotowi do jazdy. Musieliśmy pojechać aż 30 km by ten kawałek pospawać. Za to u celu podróży było dużo materiału i spawarka. Więc warto było - tym bardziej, że to w sumie tak przy okazji wyjazdu "rodzinnego". Dokulaliśmy się na miejsce po jakiejś godzinie chyba i przystąpiliśmy do pracy z teściem. Znalazł się i trzeci pomocnik - wujek. Więc praca szła szybko. I stworzyliśmy "potwora" - dosztukowaliśmy kawałek długości metra z kilku innych elementów. Całość wygląda paskudnie niczym Frankenstein, ale ma spełniać tylko funkcje doraźne (założenie jest takie chytre że w przyszłym roku ma się rozpaść by zmusić nas do zrobienia normalnej bramy) Obsadzimy ja w przyszłym tygodniu przy okazji stawiania ogrodzenia. Pewnie trochę ją jakąś farbą ochlapię z litości by tak nie straszyła płatami rdzy Potem dorobimy jeszcze jakieś zamykanko z kawałka łańcucha i kłódki i będzie w porządku. W niedzielę dzwonił "nasz" Majster. Przeliczył sobie jeszcze raz nasze fundamenty i mamy kupić o 100 bloczków betonitowych mniej - tak mu wychodzi z wyliczeń. Ok - będę je zamawiał chyba pod koniec przyszłego tygodnia.

 

Dzisiaj rano byłem w urzędzie i mam następną pieczątkę "Decyzja Ostateczna" na pozwoleniu na budowę!!! Oczywiście zaraz kupiłem dziennik budowy i złożyłem do ostemplowania. Ma być za 3 dni do odbioru. Na moją ą zdziwioną minę że tak długo pani odparła - "no dobra, niech pan przyjdzie jutro po 15-tej". Jak ja lubię nasz urząd

 

Więc jutro popołudniu wpis kierownika budowy i potem nadzór budowlany pozostanie do załatwienia.

 

Jutro czeka mnie też skakanie po dachu mojego bloku - mam rozbudowywać sieć blokową o budynek sąsiedni i trzeba zrobić "przewieszkę". Ciekawe czy dam radę - bo lęk wysokości mam potworny . A teraz zmykam do Castoramy po linkę stalową do tego zadania. I mam nadzieję, że pojutrze coś tu napiszę....

RYDZU

Wczorajszy dzień należał do tych roboczych (i będzie takich coraz więcej). Rozpocząłem go od wizyty w wodociągach gdzie dzień wcześniej dogadałem się z jednym człowiekiem do co zrobienia projektu przyłącza wody i kanalizacji na na naszą działeczkę. W sumie byłem się tylko popytać ale szybko się zdecydowałem, bo cena była niższa o 200 ZŁ od cen konkurencji. Uzgodniliśmy wszystko praktycznie i pozostało mi tylko dostarczyć dokumenty związane z planowanym domem i mapkę do celów projektowych - po to właśnie wczoraj do niego polazłem.

 

Przed 15 miałem kontakt od teścia, że może będzie dzisiaj wolna "kopareczka" - czyli mała wersja normalnej koparki. Przyłącze prądu na terenie działki będzie przechodziło przez jej całą szerokość i dymanie łopatą by ten wykop wykonać nie bardzo nam się podobało. A skoro była okazja - trzeba korzystać. Po pracy szybki obiad i popędziłem na działkę. Jeszcze nikogo nie było no to pooglądałem sobie korzystając z wolnego czasu efekty działania moich oprysków Roudup-em. Przez pierwsze kilka dni nie za bardzo było widać by coś się działo, ale teraz - po dwóch tygodniach widać, że to jednak działa. Zaczęły nam "odbijać" nowe pędy z pniaków pozostałych po wycince i to w sporych ilościach. Więc poszedłem i kupiłem rzeczony preparat w sklepie ogrodniczym. W markecie widziałem opakowanie 500ml za 36 ZŁ, a u ogrodnika kupiłem litrowe (brzydkie i bez kolorowej naklejki) opakowanie za 40 ZŁ. Roztwór sporządziłem 2% i opryskałem cały pas wzdłuż drogi i skarpę z tymi odrostami drzew. Z porad technicznych uzyskanych u ogrodnika - aby utłuc całe drzewo należy wywiercić nisko w pniu otwór skośnie w dół i wlać tam 30-50 cm3 nierozcieńczonego Roundup-u. Osobiście nie sprawdzałem tego jeszcze - bo nie mam potrzeby - wszystko wyciąłem oficjalnie. A tak wyglądają obecnie pędy opryskane tym świństwem:

 

obeschnięte badyle

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/039.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/039.jpg

 

W długi weekend zamierzam powycinać te uschnięte pędy i opryskać resztę działki - spodobało mi się, a roślinność na niej to póki co same chwasty.

 

Tak oglądam nasze włościa a tu przyjechali, rozładowali i zaczęli kopanie. Sprytne to urządzenie, i jakoś tak miło było patrzeć jak rowu przybywa w tempie godnym pododdziału wojska w trakcie zajęć z wykonywania okopów

 

"kopareczka" w akcji

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/042.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/042.jpg

 

Póki co działka jest nie ogrodzona w całości (ale już wszystko uzgodnione i za 2 tygodnie grodzimy) więc zostawiać kabel w ziemi to zbyt duże ryzyko. Więc do rowu powędrowała tylko w newralgicznym punkcie czarna rura wglądająca jak wielki peszel i płaskownik z "bednarki". Po czym ten odcinek z rurą zasypaliśmy szybko by był dojazd do garaży odciętych wykopem. A jak będziemy robili przyłącze to wtedy wsuniemy tylko kabel, dosztukujemy bednarkę i zasypiemy resztę wykopu. Pozostawiony fragment wykopu oznakowaliśmy taśmą wygrodzeniową i oczywiście obfotografowaliśmy - tak na pamiątkę i dla bezpieczeństwa, że faktycznie był zabezpieczony.

 

wykop prawie skończony

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/040.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/040.jpg

 

pozostało go jeszcze oznakować i już!

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/041.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/041.jpg

 

Na fajrant wyrwaliśmy jeszcze jedno skrzydło bramy. Jest za wąska w obecnej wersji i w weekend dosztukujemy metrowy kawałek tak by ciężarówka mogła spokojnie wjechać. Niestety nie mieliśmy żadnego "czujnika" (bardzo lubię tą nazwę dla młota o wadze 10kg ) by rozbić obmurówkę słupka bramy więc długo trwało zanim udało nam się go zawlec do garażu. No i zleciało nam do samego wieczora. A tu jeszcze trzeba jechać do pani kierownik budowy odebrać kosztorys do banku. Gnam jak wariat - spóźniłem się oczywiście, ale wszystko dobrze się skończyło.

 

Mamy juz prawie wszystkie papiery do banku. W poniedziałek powinna być już prawomocna decyzja o pozwoleniu na budowę i moje zaświadczenie o zarobkach też będzie (mam na dzieję że nie będzie "za chude"). I wtedy komplecik wędruje do banku, a my będziemy obgryzali paznokcie w oczekiwaniu : "dadzą czy nie dadzą" .

 

Z tymi bankami to różnie jest. Pierwszy kredyt mieliśmy w Kredyt Banku. Było w porządku. To poszedłem do nich teraz też. Warunki całkiem przyzwoite, ale jakiś taki brak zaangażowania ze strony urzędników. Próbuję w PKOBP - spotkanie odbyło się w lepszej atmosferze. Dostałem listę wszystkich papierków do zebrania i kompletną informację o tym co mogę zdziałać by było szybciej. Przy okazji wyszło, że nie jest tak źle z moją zdolnością kredytową jak myślałem i może dostanę kredyt sam - bez wspierania się współkredytobiorcą w osobie taty. Prowizję mają ciut wyższą niż Kredyt Bank, ale za to nie trzeba faktur wogóle i odpada wycena nieruchomości - w sumie wychodzi to na jedno. A jak będzie w"realu" to się okaże za tydzień.

RYDZU

Przed złożeniem projektu do urzędu z wnioskiem o pozwolenie wcześniej go pokserowałem i rozwiozłem po kilku firmach budowlanych by mieć rozeznanie w cenach. Na początek postawiłem na te firmy bardziej znane które "widać", że coś tam budują.

 

W firmie nr. 1 rozmowa zrobiła na mnie dobre wrażenie. Pan był w miarę konkretny i rzeczowy. Opinię na terenie Częstochowy ma niezłą. I kiedyś był tani. Obecnych cen nie znałem. Ale obiecał, że kosztorys stanu surowego zrobi w kilka dni. I faktycznie zrobił. Odebrałem i zabrałem się za jego analizę w domu. Wtedy powstała pierwsza wersja mojego arkusza Excelowego na początek zawierająca podstawowe pozycje. No i co się okazało - materiały po cenach detalicznych z hurtowni. Na ten temat rozmawiałem z wykonawcą, ale stwierdził, że jak materiały chcę sam kupować to będę miał 22% VAT a nie 7. Ja mu na to, że materiały można kupić taniej niż w detalu. A on - że z czegoś musi żyć. Rozumiem że robocizna jest po kosztach wyceniona na 60 tys .

 

Firma numer 2. Położona na terenie hurtowni budowlanej (ale figurują pod różnymi nazwami). Rozmowa wstępna mało konkretna - zrobię panu kosztorys uproszczony a pan wybierze sobie potem wykonawcę porównując ofertę i ceny. Kosztorys zrobił terminowo - odebrałem i usiadłem ponownie do Excela. Arkusz zaczął się rozrastać bo ten kosztorys był robiony na bazie chyba KNR (może coś pokręciłem). W każdym razie był maksymalnie nieczytelny, przynajmniej na początku. Ale szczegółowa analiza i siedzenie nad nim ujawniły wiele ciekawostek. Z takich fajniejszych "kwiatków - drobiazgów" znalazłem np drewno na szalunki fundamentów. Dla zmylenia przeciwnika podane jest w m3. Na szczęście z matematyki miałem ciut więcej niż naciągane 3 więc sobie to przeliczyłem na deski. I wyszło mi 128 desek długości 1 m, szerokości 20 cm i grubości 3 cm. I do zbicia tych desek jest potrzebne aż 18 kg gwoździ . To oczywiście daje kwotę niewielką, ale zacząłem bardziej szczegółowo analizować kosztorys. Do postawienia ścian parteru był niezbędny dźwig za 560 zł. Przy ścianach piętra ten sam dźwig kosztował 500 - dziwne te kalkulacje trochę. Generalnie na każdym kroku jakaś mina - ja rozumiem że to kosztorys z projektu, a nie faktyczny, ale skoro między dwoma kosztorysami jest rozbieżność materiału na poziomie 40% to coś tu chyba jest nie tak. Więc arkusz rósł i rósł, a moja głowa puchła Robocizna była na tym samym poziomie - 58 tys. ale materiały ciut drożej. No i taka bardzo fajna pozycja w kosztorysie (pomijam już te dźwigi) - "koszty zakupu materiałów budowlanych" - 10% . Cholera - za to, że facet sobie zamówi u siebie w hurtowni materiał mam tak za friko dać 10%? Ale to na szczęście rozpoznanie. Jednak stoimy przed faktem, że start budowy się przesunie (koszty).

 

Firma numer 3 - robili u mnie w firmie trochę prac i zawsze wygrywali przetargi bo byli najtańsi. Robili dobrze, dokładnie i szybko. No to dostali kosztorys. I cisza.... Minęło półtora miesiąca czasu i jest telefon i mam kosztorys w ręce. Stan surowy zamknięty za 330 tys. Kosztorys bez analizy wędruje w koszu.

 

Arkusz rozrósł się całkiem przyzwoicie i zacząłem juz mieś rozeznanie ile i czego nam będzie potrzeba. Do wyceny przyjmowałem sobie ceny detaliczne, bez upustów czy ewentualnego zakupu "na czarno". Oczywiście całej masy drobiazgów w tym nie uwzględniłem, ale materiały powiedzmy podstawowe na stan surowy przykryty dachem wyceniła na jakieś 120 tys. Dużo. W duchu liczyłem na trochę mniej. Ale co tam.

 

Szukając producenta bloczków betonowych natknąłem się na lakoniczne ogłoszenie: "Budowy - Porotherm - Ytong (certyfikat)". Zadzwoniłem - a co mi tam - i umówiłem się na spotkanie "w plenerze" działki. Szef firmy okazał się być całkiem konkretny. Kosztorys oczywiście zrobi za kilka dni. Następnego dnia zaskoczył mnie SMS-em z namiarami na budowy które robił i robi w okolicy. Na ten temat rozpętam zresztą dyskusję na form, by poznać wasze opnie o postawie majstra. Oczywiście nie omieszkałem pojechać i pogadać. Najpierw z sąsiadami (bo ci widzą więcej niż inwestor) a potem z samymi inwestorami. Opinie były bardzo pochlebne. Uważać trzeba oczywiście na detale i pilnować tego. Innych uwag do ekipy nie było. Przy okazji porozmawialiśmy o wykończeniówce i mamy namiar na tanią, dobrą i sprawdzoną (działa ogrzewanie i ludzie zimę przeżyli) ekipę od wody i co.

 

Kosztorys dostałem i był satysfakcjonujący. 38 tys za całość razem ze sprzętem. Z mojej strony tylko woda, prąd, pomieszczenie jakieś no i materiały. Porównałem tą cenę z cenami jakie krążą po forum i do metrażu domu nie wychodzi to jakoś rozbieżnie. Szef ekipy przy kolejnym spotkaniu zaproponował, że jak trzeba będzie materiały kupować konkretne, to wie gdzie i jakie upusty można wyrwać i deklaruje, że będzie pomagał załatwiać taniej "bo ja też mam upusty" . Co nie zmienia faktu, że co tydzień praktycznie jeżdżę po hurtowniach różnych i sobie ceny rejestruję. Z ekipą udało mi się wynegocjować dodatkowe roboty związane z rynnami i faktury na 3 podstawowe elementy: fundamenty i 2 stropy bez zmiany oferowanej ceny. Pewnie i tak coś wyjdzie dodatkowo w czasie budowania. W ten weekend podpisałem z nimi umowę. Pewnie mogłem jeszcze poszukać, ale co tam.... Jestem dobrej myśli. Jak widziałem ich budowy to jakiegoś strasznego bałaganu tam nie było. Materiały w jednym miejscu i raczej czysto. Przy podpisaniu umowy dostałem namiary na kierownika budowy. I tutaj ciekawy zbieg okoliczności bo w trakcie pierwszej rozmowy telefonicznej okazało się, że się znamy . Po spotkaniu mam wszystko jasne - 1000 za całe kierowanie budową i w tej cenie plan BIOZ (nie wiem co to jest ale ma być zrobione) oraz kosztorys dla banku (chcą z pieczątką kierownika budowy - będą mieli). No i ma to być kierowanie faktyczne a nie fikcja. A start tego budowania planujemy na 5 lipca. RANY - to tylko miesiąc!

 

Ciekawe jest to, że kosztorysy z dwóch pierwszych firm odebrałem ponad miesiąc temu i z żadnej z nich nikt nawet nie zadzwonił - wykazać jakieś zainteresowanie pracą.

RYDZU

Mając w ręce projekt postanowiliśmy zorientować się na co można liczyć w hurtowniach na terenie naszego miasta. Po pierwszych kilku wizytach w większych składach budowlanych miałem bardzo mieszane uczucia. Albo obsługa nie była wogóle zainteresowana pojawieniem się klienta który chce kupić materiał na dom, a gdy w końcu odezwałem się proszą o jakąś ofertę rzucili mi cennikami na stół. I tyle w temacie walki o klienta.

 

W drugiej i trzeciej hurtowni podobnie. Z tą różnica że tam trafiłem na ludzi wśród których Kubuś Puchatek ze swoimi przemyśleniami i problemami to Einstein. Szkoda gadać....

 

A jaka wola negocjacji - pytam o silikaty z Ludyni. No mamy - cena jak z cennika, ale ma pan transport i rozładunek w cenie. To i tak lepiej niż u przedstawicieli Silki - ale ten wątek zostawiam sobie na deser.

 

W końcu znalazłem na Forum wzmiankę o hurtowni Builder - że jest ok i takie tam. No to pojechałem stwierdzić fakty. I co - wchodzę, rozglądam się i już po chwili zaczyna się rozmowa o tym czego szukam, co mają a co mogą sprowadzić itd. Ustalenia kończą się pozostawieniem projektu, by mogli wyliczyć ilości potrzebne do wystawienia naszego domku. Zadanie mieli co prawda ułatwione, bo cały budynek mam w Excelu - więc powierzchnie ścian, długości belek i inne duperele miałem od razu wyliczone (od razu - to znaczy zawalony weekend przy komputerze, ale póki co uważam że warto było). Po kilku dniach telefon i zaproszenie na dalsze rozmowy. No i w całkiem sympatycznej atmosferze szef hurtowni dopisał na minusie stawki proponowanych upustów. Nie jest źle. Będziemy współpracować. Cały materiał oczywiście z transportem i rozładunkiem.

 

I czas na obiecany deser:

Decydując się na silikaty na początku oczywiście zwróciłem się ku Silce - ach ta siła reklamy i marketingu. Pojechałem do ich przedstawicielstwa z orientacyjnym zapotrzebowaniem. Za kilka dni miałem mieć odpowiedź. Czas minął - to dzwonię. Juz znają ceny transportu (a co mnie to obchodzi do cholery) i za kilka dni przeliczą bym poznał cenę całej imprezy. No dobra - w końcu mam jeszcze 2 miesiące do startu budowy, mogę poczekać. I tak sobie czekałem aż do dzisiaj, by w końcu po moim telefonie uzyskać informację ile ta przyjemność będzie kosztowała. W efekcie końcowym doszła do ceny jeszcze niebagatelna kwota 3000 zł kaucji za palety - niby do odzyskania, ale skoro konkurencja daje palety jednorazowe prawie gratis. A jak komuś strzeli do głowy by wykorzystać je jako opał? Poza tym cena nie jest wcale taka dobra - bez kaucji za palety 5000 drożej niż konkurencja, więc odpuszczam sobie temat Silki. Ludynia górą - jest w mojej hurtowni - dostałem upust i transport na plac budowy partiami w miarę potrzeb.

RYDZU

Mając w ręce projekt popędziłem wraz z kompletem papierów z obłędem w oczach który chyba tylko forumowy psychiatra rozszyfrowałby jako "pozwolenie na budowę" od urzędu. Wypełniłem wszystkie świstki i szczęśliwy złożyłem dokumentację w ręce reprezentanta biurokracji mojego miasta. To było w czwartek... A już w poniedziałek z urzędu był telefon, że nie za bardzo wszystko jest dobrze z tym projektem. No to biegiem do urzędu !!!!

 

Tutaj mała dygresja - od momentu gdy zacząłem załatwianie przeróżnych spraw w naszym urzędzie stałem się już znaną w nim osobą. A dopiero po załatwieniu pozwolenia na budowę - tak po znajomości dowiedziałem się od urzędnika że mam ksywkę wśród nich - "siły szybkiego reagowania" - Ubawiło mnie to setnie. Ale cóż - pracuje w centrum, a że Częstochowa to taka duuża wieś więc do urzędu piechotką mam 15 minut (biegiem 7 minut ). Więc co za problem się urwać z pracy (chyba mój szef tego nie czyta ) i pojawić się osobiście a nie czekać aż pismo wróci do mnie pocztą. Zresztą osobisty kontakt z przedstawicielami "maszyny biurokratycznej" jest bardzo dobra okazją do pogłębiebnia ich wiedzy na temat pewnych spraw, a w przypadku trafienia na jednostkę wybitną - także i na poszerzenie własnej wiedzy. Ja mam szczęście do tych drugich - urzędnik prowadzący sprawy naszego pozwolenia na budowę jest naprawdę bardzo ok.

 

Okazało się że trochę z kuzynem przedobrzyliśmy. Odstępstwo które uzyskaliśmy na budowę w granicy było sporządzone pod kątem poprzedniej wersji budynku, którego ściana graniczna z sąsiadami była dłuższa niż sama granica. A obecnie to się zmieniło na proporcje odwrotne. I balkon obojętne z czego by nie był ma się kończyć 3 metry od granicy działki, albo ma być zakończony ścianą ogniową. Ponieważ mam litość nad sąsiadami i nie chciałem im stawiać przed oknami kolejnego sporego kawałka muru, zdecydowaliśmy, że skrócimy płytę balkonową. Przy takim rozwiązaniu wystarczy tylko 30 cm ścianka ogniowa na krawędzi domu. No i jest super. A żeby optycznie budynek zachował swój wygląd - barierka pozostanie na całej długości starej płyty balkonowej.

 

Z dokumentów do uzupełnienia - brakowało mi wyłączenia gruntu z uprawy rolnej - tak - dobrze przeczytaliście. Ponieważ wygasły plany zagospodarowania przestrzennego do każdego pozwolenia jest potrzebne to wyłączenie. No to biegiem do Ochrony Środowiska. Jak tam wszedłem i zobaczyłem miny pań to od razu musiałem sprostować - "Ja nie w sprawie wycinki" . Złożyłem stosowny dokument i za 7 dni do odbioru będzie kolejny papierek. Za to kompletnie za darmo.

 

No i jeszcze opinia zarządu dróg o obsłudze komunikacyjnej działki. Złożyłem projekt do zaopiniowania. I okazało się że nie zaopiniują pozytywnie "bo jest niezgodny z WZiZT" Jak dostałem WZiZT to stało tam wołami, że mam zrobić bramę od strony zachodniej - na drogę osiedlową. Bardzo mi to nie odpowiadało - tym bardziej, że działka miała bramę na główną ulicę od wschodu tylko jakoś nie udało się jej żadnemu geodecie zaewidencjonować - czyli jakby jej nie było. No to poszedłem "po prośbie" do szefa Zarządu Dróg. Wyjaśniłem całą sprawę - pokazałem mapki, stare akty notarialne etc. Stanęło na tym, że jak złożę podanie to mi wyrażą zgodę na tą bramę którą mam. Szybkie podanie, mapka szkic i juz złożone. Po tygodniu JEST - pozytywnie. Ale zapomniałem z tym papierkiem iść do Urzędu Miasta z zmienić WZiZT. A w projekcie wrysowałem obsługę komunikacyjną przez tą właśnie bramę.

 

I dlatego trzeba było zmienić mapkę i wrysować to po staremu. A bramy projektowanej po prostu nie robić później. Po 8 dniach mam pozytywną opinię ZD i składam wszystkie papiery i poprawione egzemplarze projektu w urzędzie.

 

Niestety tym razem nie ma pana który się tym zajmuje - będzie 2 dni poślizgu. I faktycznie dopiero po tygodniu dostałem POZWOLENIE NA BUDOWĘ !!!! Niestety z błędem - pokręcone są w nim nazwy działek i odległości od granic. Ale to juz się dało sprostować telefonicznie. Po prostu dosłali pocztą sprostowanie. I teraz sobie spokojnie czekam na tydzień po długim weekendzie - powinienem się wtedy dorobić pieczątki "decyzja ostateczna" i lecieć z dziennikiem do Nadzoru Budowlanego.

 

Uzyskanie pozwolenia na budowę miało być zwieńczeniem naszych bojów z urzędami. Okazało się jednak inaczej.

Ale o tym kiedy indziej.

RYDZU

Pierwszy architekt jak juz pisałem wcześniej był efektem naszych (a właściwie moich) poszukiwań. Z jego pracy byliśmy bardzo zadowoleni. Robił dokładnie to czego chcieliśmy. Dopiero z perspektywy czasu widzę, że to był błąd. Gdybyśmy ten dom wybudowali, pretensje co do jego funkcjonalności czy wyglądu moglibyśmy mieć tylko do siebie. Bo de facto był to nasz projekt ubrany w architektoniczne ramy przez człowieka który się tym zajmuje na codzień. Być może chciał dobrze, może i próbował zasugerować nam inne rozwiązania, ale chyba zbyt delikatnie.

 

Rozmowa z naszym kuzynem (czyli przyszłym architektem numer 2) rozpoczęła się od tego, że wyrzucił nasz projekt. Stwierdził wprost, że jest beznadziejny, niepasujący do otoczenia i wogóle do kitu. Każda nasza rozpaczliwa próba obrony kończyła jeszcze gorszą ripostą z jego strony. Dobra - przekonał nas. Cała rozmowa odbyła się przy okazji rodzinnej imprezy. Aby kuć żelazo póki gorące zaproponowaliśmy: "jedziemy do nas - i naszkicujesz nam tak na szybko jak to widzisz". Przyjechaliśmy, zaczęliśmy rysować.... i utknęliśmy na wejściu na piętro. Nijak nam się schody w rozsądny sposób nie mieściły w bryle budynku.

 

To był pierwszy taki moment kiedy sobie pomyślałem: "zaraz go uduszę, potem zapomnimy o sprawie i będzie ok". Rozstaliśmy się z mieszanymi uczuciami. Ale na szczęście kuzyn zaczął nas szybko bombardować kolejnymi koncepcjami z których każda była "najlepsza i jedyna". Grrrrrrr. Aż w końcu przysłał coś co zawierało w sobie wszystkie nasze wymagania dotyczące mieszkania. Długo się z tym boksowałem "bo mi nie pasowało" - dopiero Patrycja spokojnie zaczęła ze mną rozmawiać i sam doszedłem do wniosku że to jednak nie taki głupi pomysł i może kuzyn jeszcze trochę pociągnie.

 

Na początku nie podobało mi się w tym wszystkim jego podejście - trochę chyba zbyt wyidealizowane. Po prostu napompowali na studiach faceta wiedzą teoretyczną. Ale czas było przejść do praktyki. Projekty oparte na prostej bryle i jej liniowym podziale, prosta siatka budynku, budynki architektów i te wszystkie ideały musieliśmy w nim (i w sobie) przekuć na budynek w którym da się mieszkać da się go wybudować za normalne pieniądze.

 

Zacząłem ponownie czytać o rożnych materiałach i rozwiązaniach stosowanych w budownictwie i rozpoczęła się "gorąca linia" internetowa. Wymiana zdań i koncepcji okraszona sporą dawką wzajemnych docinków i złośliwości rodem z Monthy Pythona odbywały się na 3 płaszczyznach: gadu-gadu, skype i e-mail. Na szczęście obie strony umieją śmiać się z siebie (i z innych) więc nadal ze sobą rozmawiamy

 

A przy okazji - Jak kiedyś można było żyć bez internetu?

 

I powstał projekt domu o bryle prostej aż do bólu, którą ratuje od strony frontowej wystający pion klatki schodowej. Parter mieści właściwie tylko wejście i schody na górę (oczywiście mowa tutaj o mieszkalnej części domu). Wygoniliśmy tam także kotłownię i przy okazji pralnię. Reszta pozostanie na razie wolna ale docelowo będzie spełniała funkcje inne niż mieszkaniowe. W końcu z czegoś trzeba żyć. Za to całe piętro jest nasze. Na wprost schodów duży salon z kominkiem połączony z jadalnią i otwartą kuchnią. Przy kuchni spiżarnia, a za nią mały roboczy pokoik biurowo -komputerowy. A na lewo od schodów nasza sypialnia, dwa pokoje dla dzieciaków i dwie łazienki. Postanowiliśmy że mniejszą łazienkę powiększymy i wzbogacimy o kabinę prysznicową. W ten sposób będzie mogła pełnić funkcję łazienki "całą gębą", a jak nam braknie kasy to zawsze możemy na razie wykończyć tylko jedną z łazienek i jakoś przeżyjemy.

 

Z racji położenia prawie w centrum zrezygnowaliśmy z "domku na przedmieściach" czyli dachu wielospadowego na rzecz starego poczciwego stropodachu. Nie mam obaw związanych z takim rozwiązaniem - w końcu technika izolacji poszła mocno do przodu i myślę, że jak tylko ekipa niczego nie spartaczy to w domu będzie i sucho i ciepło.

 

O ile pierwotnie zakładaliśmy budowanie z porothermu lub jakiejś tańszej jego podróbki to stopniowo zacząłem się skłaniać ku silikatom i ten nowy projekt powstawał właściwie z takim założeniem. Ściany trójwarstwowe z silikatu i styropianu. Przekopałem się przez cały wątek o ocieplaniu silikatów i stwierdziłem, że ile wiedziałem tyle wiem . Każdy zwolennik konkretnej metody ocieplenia znajdzie tysiące argumentów na korzyść swojej koncepcji. Dlatego stanęło na ścianach nośnych z silikatu 24/25 cm (zależnie od producenta), potem 15 cm styropianu i warstwa elewacyjna z 8 cm silikatu. Silikat oczywiście murowany na klej. Dookoła domu cokół i cała ściana klatki schodowej z klinkieru. Powinno to być w miarę ciepłe. Ogrzewanie planujemy niskotemperaturowe gazowe - część dzienna podłogówką a pokoje grzejnikami. Do tego kominek z rozprowadzeniem ciepłego powietrza, który mamy nadzieję ulży nieco w rachunkach za gaz.

 

Po zrobieniu takiego pierwszego amatorskiego kosztorysu na bazie cen detalicznych różnych producentów wróciły mi mordercze myśli odnośnie kuzyna - koszt naszego stropodachu wcale nie będzie mniejszy niż dachu normalnego. Ale to na szczęście (dla niego) okaże się dopiero jesienią.

 

Mam jeszcze kilka dylematów związanych z realizacją naszego "koszyczka", ale one rozwieją się dopiero w trakcie realizacji, więc na razie ten wątek zakończę.

RYDZU

Jak zaraz na wstępie ustaliliśmy budynek będzie posadowiony w granicy (a właściwie w 2 granicach) działki. Na początku oczywiście nijak nie wiedzieliśmy jak się do tego zabrać. Na szczęście nasz architekt numer 1 wiedział. Gdy nasz projekt zawarł się juz w określonej bryle i następowały tylko drobne jego korekty przyszedł czas na wystąpienie o odstępstwo.

 

W naszym imieniu napisał stosowne dokumenty które tylko musiałem podpisać.

Tak ogólnie wniosek o odstępstwo zawierał w naszym przypadku:

- wniosek właściwy zawierający opis działki, planowanej inwestycji

i uzasadnienie występowania o odstępstwo

- kopii decyzji WZiZT

- mapy zasadniczej w skali 1:500

- zgodę sąsiadów na budowę w granicy

- ksero mapy do celów projektowych z wrysowanym planowanym budynkiem

- rzuty poszczególnych kondygnacji budynku i jego przekroje

 

Po złożeniu tego w urzędzie juz po 5 dniach dostałem kopię pisma wysłanego przez nich do Ministerstwa Infrastruktury w sprawie wniosku o udzielenie odstępstwa. Od tego momentu trwa to z reguły około 3 miesięcy. Ale ja jestem inwestorem aktywnym Internet + google = telefon do departamentu architektury. Tam otrzymałem namiary juz na konkretny dział który zajmuje się odstępstwami. No to dzwonię !! Podałem swoje namiary i czekam. Pani szybko odszukała mój wniosek w dzienniku i powiedziała mi kto się nim zajmuje. Niestety pani w której ręce on poszedł tez sobie poszła.... na urlop (na szczęście krótki)

 

Dzwonię w poniedziałek. Pani jest w pracy i jest bardzo miła. Wyłuszczyłem mój problem - tzn że zależy mi na czasie etc.... A pa ni na to - "Nie ma sprawy. Juz go znalazłam i kładę na wierzchu. Decyzja będzie w piątek." Aż mnie zatkało z wrażenia. No to pięknie podziękowałem i oddałem się wycince drzew która się w tym czasie toczyła na działce.

 

Decyzja faktycznie przyszła bardzo szybko - co prawda nie w następnym tygodniu, tylko za 3 (bo jeszcze faksowali sobie między urzędami jakieś mapki), ale i tak urzędnik który prowadzi wszystkie sprawy związane z naszą działką był w szoku wielkim. "Ma pan tam kogoś znajomego?" A ja mu z uśmiechem - "nie - tak sobie zadzwoniłem i po prostu poprosiłem o przyspieszenie sprawy". Był naprawdę zaskoczony. Na podstawie pisma z Warszawy nasz urząd wydał nam pismo w którym "udziela nam zgody na odstępstwo... bla bla bla". Niestety pismo przyszło z błędną nazwą ulicy . Telefon do urzędu i po tygodniu dostałem stosowne pisemne sprostowanie decyzji.

 

To naprawdę nie jest trudne. Cała impreza nie kosztuje nic. A korespondencja odbywa się na koszt Skarbu Państwa. I jeszcze żeby było jeszcze ciekawiej - podobno nie zdarzyło się by decyzja była odmowna. Więc warto próbować.

RYDZU

Sama działka to nie wszystko. Projekt domu też. Potrzebne są jeszcze media. Do uzyskania pozwolenia na budowę wystarczy mieć tylko warunki uzyskania dostępu do nich wydane przez poszczególne firmy.

 

No i zaczęło się. Na pierwszy ogień poszły wodociągi. Złożyłem podanie i po miesiącu warunki były do odbioru. Mamy możliwość podpięcia się z wodą z dwóch różnych nitek. To samo z kanalizacją. Co się tyczy kanalizacji to przy okazji dumania jeszcze nad projektem numer 1 zagłębiliśmy się trochę (dosłownie i w przenośni ) w tematykę kanalizacji. Konkretnie chodziło nam o to jak głęboko możemy się wkopać z domem w ziemię by pozostał nam rozsądny spadek rur kanalizacyjnych. I znowu nieoceniona była wizyta u sąsiadów. Dowiedziałem się, że rury są około 2 metrów poniżej poziomu gruntu, ale jak się w kanale robi zator (a robi się podobno co 2-3 lata) to woda i tak wybijała u niej w piwnicy. Co prawda najpierw wybija w bloku naprzeciwko , ale to i tak żadna pociecha. I sąsiadka kanalizację u siebie w piwnicy skasowała. Dla nas był to zresztą kolejny argument na korzyść projektu numer 2, który piwnic nie ma. Dom który wcześniej stał na działce miał kiedyś przyłączoną wodę. No to trzeba było temat podrążyć bo może nie trzeba będzie przyłącza robić skoro rury są. Pogadałem z kim trzeba i juz wiem, że przyłącze trzeba będzie zrobić nowe. Poprzednie przyłącze odcięto jakieś 20 lat temu a wykonano je 50 lat temu. Zrobiłem rozeznanie w firmach które się zajmują budową przyłączy. Projekt kosztuje średnio 800 zł (jak czytam że w innych rejonach kraju ludzie płacą 300-400 to mi się nóż w kieszeni otwiera - to jawne ździerstwo). Za wykonanie obydwu rur wraz ze studzienkami u mnie na placu najtańsza oferta zamknęła się w kwocie 5000 zł. Pogadałem z sąsiadką i wodę póki co będę miał od niej. A przyłącza wykonam jak już stanie nasza chatka w stanie konkretnym.

 

Gazownia. Tutaj poszło sprawniej. Warunki przyłączenia dostałem w ciągu tygodnia. Rury także z obydwu stron działki Ale z gazem poczekam na sam koniec budowy. Tym bardziej, że sąsiedzi też gazu nie mają a chcą mieć. Może się uda zrobić wspólnie projekt przyłącza i wykonać. W końcu razem taniej powinno być taniej.

 

Energetyka. Tutaj się też długo nie czeka, ale trzeba wpłacić zaliczkę - 120 zł, które są potem zaliczane na poczet opłaty przyłączeniowej. Wystąpiłem o 17 kW mocy przyłączeniowej. Prąd póki co budowlany, ale przyłącze kablowe w ziemi. I znowu okazało się że warto podrażyć temat. Opłata jest wnoszona za moc przydzieloną, a jest jeszcze coś takiego jak moc istniejąca. Budynek (zburzony) był kiedyś przyłączony do sieci energetycznej. A to znaczy że opłatę ktoś wniósł. Wystarczy "tylko" udokumentować, że prąd tam był. Czyli odszukać umowy na dostawę energii. Mieszkań było 8 ale ludzie mieszkali tam "od zawsze". Zakład energetyczny w archiwum ma umowy z z ostatnich 30 lat. I niestety udało się odnaleźć tylko dwie z tych umów. Ale dobre i to - za każdą z tych umów przyznano mi 2 kW. W rezultacie zamiast płacić za 17kW zapłacę tylko za 13 - zawsze to prawie 500 zł w kieszeni.

 

Projekt przyłącza juz zrobiony, czeka na zebranie jakiegoś tam WZUTu - potem tylko zgłoszenie i jazda. Przy stawianiu płotu skrzyneczkę przyłącza sobie zamuruję od razu w linii ogrodzenia. Skrzyneczkę stawiam podwójną (na 2 liczniki) i kabelki do domu od razu tez dwa pociągnę bo jak bym chciał kiedyż rozpocząć jakąś działalność to od razu będzie wszystko gotowe. Zresztą sprawy energetyczne pilotuje tata Michał pracujący w zakładzie energetycznym - więc źle nie będzie napewno. I jeszcze mamy z jego strony deklarację wykonania całej instalacji elektrycznej w domu.

 

Telekomunikacja - z nimi jeszcze nie gadałem, ale skoro reklamują, że podłączają telefon za 1 zł to chyba tak będzie (ale jestem naiwny).

 

Z własnych pomysłów mam jeszcze taki, że jak będą mi robili przyłącze wody to każę im zakopać wzdłuż niego peszel z wciągniętym sznurkiem. Rura będzie praktycznie szła od ściany bloku. Jak mi się uda dogadać z tamtejszą telewizją kablową to sobie przeciągnę tym peszelkiem przez piwnice z bloku kabelek koncentryk z sygnałem tv. I będę miał rozwiązany spory problem o którym namiętnie dyskutują posiadacze domków - jak to zrobić by w każdym pokoju oglądać inny program tv?

RYDZU

Popędziłem do urzędu miasta w sprawie ogrodzenia. Chciałem tak na szybko złożyć zgłoszenie i coś postawić. To "coś" to najpaskudniejsze na świecie ogrodzenie prefabrykowane z betonu . Na czas budowy wystarczy, a ze względu na ilość (około 150 metrów) i ograniczony budżet wybór mieliśmy mocno zawężony. Potem planujemy stopniowo wymieniać płyty betonowe na panele z drewna. Ale to dopiero jak się "odkujemy"

 

W urzędzie okazało się że to nie tak hop i muszę jeszcze uzgodnić przebieg linii ogrodzenia z Zarządem Dróg. No to wymalowałem piękną mapkę i zaniosłem. Po tygodniu dostałem od nich papier, że w związku z tym iż pas drogowy wchodzi w linię działki , opiniują pozytywnie przebieg linii ogrodzenia z zastrzeżeniem, że ma to być ogrodzenie tymczasowe. Swoimi kanałami dowiedziałem się, że chodziło o stare plany związane z planowanym rozbudowaniem ulicy która kiedyś była jedną z głównych arterii komunikacyjnych miasta, a obecnie wiadomo, ze nic tam się działo nie będzie. Oczywiście tego samego dnia złożyłem wniosek, oświadczenie o tym że jestem właścicielem nieruchomości, pismo z zarządu dróg publicznych, dwie mapki w skali 1:1000 i dwie 1:500 z narysowaną linią ogrodzenia. Wpisałem tam termin na 15 października – może się uda wtedy zacząć stawiać ten płot.

Po kilku dniach telefon od pani z urzędu: "za bardzo się pan wrysował z tym ogrodzeniem poza swoja działkę". Jak to!!. No i popędziłem do urzędu. Okazało się że jest trochę bałaganu z ta granicą działki od strony drogi. To wszystko naleciałości poprzedniego systemu i metod jakimi to kiedyś załatwiano. Z aktualnych map wychodziło, że nasza granica nie idzie równolegle do drogi w odległości metra od chodnika (jak sobie wykoncypowałem i jak wynikało ze stojących słupków granicznych) ale ucieka od drogi idąc idealnie po linii drzew. Dokładnie tak przebiega nasz radosny płot wykonany z żywych drzew i szpulki drutu kolczastego. Prawdopodobnie podczas inwentaryzacji powykonawczej drogi geodecie nie chciało się zajżeć w mapy tylko narysował linię ogrodzenia tak jak ono przebiegało, a nie tak jak była granica działki.

 

Przerysowałem tą linię by była zgodna ze stanem faktycznym i by dostać decyzję bez problemów. A prosto z urzędu popędziłem do geodety by mi to wyjaśnił. Okazało się, że działka ma "granice nie ustalone protokolarnie". No to je ustalmy - mówię. Zapada szybka decyzja. Będę lżejszy o 600 zł ale wszystko powinno być jasne. Umówionego dnia na działce pojawił się geodeta i po kilku godzinach pracy pokazał mi efekty swoich działań. Granica od strony drogi ma 7 załamań i oczywiście zasuwa dołem skarpy. Żeby postawić spełniające swoją rolę ogrodzenie musiałbym postawić płotek w wysokości raptem 3,5 metra A najlepsze było przede mną: narożnik działki wypadał na środku istniejącego chodnika . Na moja pytającą minę geodeta zaproponował byśmy się dogadali z zarządem dróg. Fachowo nazywa się to postępowaniem rozgraniczeniowym. A bardziej po ludzku - dodatkowe 700 zł w plecy

 

Ale co tam! Procedura ruszyła w listopadzie. Wszczęcie postępowania, potem spotkanie na gruncie z przedstawicielem zarządu dróg. Stwierdzili, że nie mają nic przeciwko temu by granicę zmienić. No to super - zawieramy ugodę. W umówiony dzień protokolarnie miało dojść do spisania aktu ugody. Niestety z Zarządu Dróg nikt się nie stawił. Argumentowali to tym, że nie są właścicielem a jedynie administratorem gruntu. Właścicielem jest skarb państwa. Tak czy tak - ugoda została spisana i powędrowała w świat urzędów kolekcjonując na sobie stada podpisów, opinii i pieczątek. Nie wiedziałem że tak długo trwa ta procedura - umorzenie postępowania związanego z zawarciem ugody otrzymałem 1 czerwca. Teraz jeszcze 2 tygodnie na uprawomocnienie i dostane wtedy do ręki nową mapkę ze zaktualizowaną linia ogrodzenia.

 

Po otrzymaniu zgody na postawienie ogrodzenia a przed sezonem zimowym udało się nam postawić pierwszy kawałek nowego ogrodzenia

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/035.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/035.jpg

 

Reszta dopiero w połowie czerwca ruszy - jak już będzie decyzja prawomocna odnośnie granicy. Podobno pani w urzędzie wystarczy, jak jej dostarczę nową mapkę z nową linią ogrodzenia zgodną z mapką.

RYDZU

Kilka roboczych szkiców naszego nowego domu.

 

Rzut parteru

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/02parterbig.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/02parterbig.jpg

 

Rzut piętra

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/02pietrobig.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/02pietrobig.jpg

 

A poniżej elewacje (skala mi sie trochę "rozjechała")

 

Elewacja północna

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/el_polnocna.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/el_polnocna.jpg

 

Elewacja zachodnia

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/el_zachodnia.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/el_zachodnia.jpg

 

Elewacja południowa

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/el_poludniowa.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/el_poludniowa.jpg

 

Elewacja wschodnia

 

http://www.zkoszarydzow.pl/murator/el_wschodnia.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/el_wschodnia.jpg

 

Wszystkie szkice są z roboczej wersji, więc odrobinkę różnią się detalami. Budynek ma wymiary 17,8 x 9 metrów + 1 metr wystający pion komunikacji. Wysokość - około 7,8 metra (dużo wyszło ale każde piętro ma w świetle 3,05 m) Powierzchnia całkowita ok 250 metrów z czego mieszkalnej będzie około 140 m2 (cała góra i wejściowy kawałek parteru). Ściany z silikatu w technologii trójwarstwowej, elewacja też z silikatu - tylko wystający pion klatki schodowej i cokół budynku w klinkierze.

RYDZU

Nasze założenia początkowe: lokalizacja w rogu działki, północna ściana ślepa (sąsiedzi), powierzchnia ok. 130 m2, dwa jasne pokoje dla dzieciaka (-ów), pokój na razie zwany "roboczym" - może się kiedyś przydać dla np. rodziców, otwarta kuchnia z widokiem na salon połączony z jadalnią. Całość podpiwniczona. Ściany z porothermu 3 warstwowe. Dach kryty gontem bitumicznym.

 

Praca nad projektem upływała nam bardzo sprawnie. Architekt w większości "w locie" przechwytywał nasz pomysły i przenosił je na projekt. Oczywiście z "naszej" pierwotnej wersji pozostało niewiele - miała ona zbyt wiele błędów i rozwiązań które byłyby zbyt skomplikowane (drogie) w realizacji. Stopniowo projekt przechodził fazę przepoczwarzania się.

Przez cały czas pomagała nam w pracy nad "poczwarką" lektura Muratora jako gazety jak i przekopywanie się przez setki wątków na liście dyskusyjnej - forum muratora.

 

W wersji ostatecznej udało się utrzymać prawie wszystkie pierwotne założenia. Przy okazji bryła budynku wyszła całkiem zgrabna - chociaż teraz patrząc teraz z innej perspektywy totalnie nie pasująca do otoczenia w którym miała stać. A układ pomieszczeń jest rozsądnym kompromisem funkcjonalności i wymogów narzuconych zaraz na starcie - i jeśli o to chodzi byliśmy nieustępliwi.

 

O ile praca na początku szła szybko o tyle szlify na projekcie, by nadawał się od do złożenia do urzędu z winy naszego architekta ciągnęły się niemiłosiernie. Projekt miał być gotowy na koniec stycznia, a mieliśmy już środek marca. A na wiosnę chcieliśmy ruszyć.... W międzyczasie spotkaliśmy się z naszym kuzynem, który studiuje architekturę (4 rok). Wszedł na naszą stronę o projekcie i budowie, i jak obejżał projekt to stwierdził, że koniecznie musimy się spotkać i o nim porozmawiać.

 

No więc spotkaliśmy się z nastawieniem, że będziemy musieli odpierać jego ataki dotyczące projektu. Ale po 10 minutach już sami zaczęliśmy zauważać, że ten projekt to chyba nie jest do końca to o co nam chodzi. Argumentacja była tak rzeczowa i logiczna, że nie pozostawiła w nas cienia wątpliwości. Z krótkiego spotkania zrobiła się robocza nocka. Siedzieliśmy, dyskutowaliśmy i kreśliliśmy po strasznej ilości papieru.

 

I tak narodził się zarys nowej koncepcji naszego domu. Bez piwnic, za to z użytkowym parterem i mieszkalną częścią na piętrze. Kształtem przypominający nowoczesne budownictwo jakie widać teraz w fachowych pismach o architekturze. Zamiast wielospadowego dachu stropodach. Doszła do tego jeszcze zmiana technologii z porothermu na silikat.

 

Automatycznie podjęliśmy decyzję o wstrzymaniu prac nad pierwszym projektem i w krótkim czasie udało nam się to załatwić i rozliczyć z architektem. Był trochę zaskoczony, ale gdyby się nie ociągał dostałby pewnie całą umówioną sumę.

 

A dla nas nadszedł czas ponownego siedzenia na zmianę nad stosem kartek i przy komputerze. Po dość długo trwającej wymianę zdań dostaliśmy do wglądu coś, czemu po odrzuceniu wcześniejszych uprzedzeń co do projektu i wyglądu domu, nie mogliśmy zbyt wiele zarzucić (poza drobnymi raczej poprawkami które są raczej nieuniknione)

RYDZU

Sprecyzowaliśmy nasze oczekiwania i preferencje dotyczące domu. Teraz nadszedł czas na znalezienie odpowiedniego projektu. Z racji graniczenia z działką sąsiadów musiał to być budynek z jedną ścianą ślepą - coś w stylu połówki bliźniaka etc.

 

Ponieważ pracuję w firmie zajmującej się kolportażem prasy, więc z dostępem do wszelakich wydawnictw budowlanych nie było problemu. Dużą ich część zabierałem sobie po prostu do poczytania na weekend - inaczej wywaliłbym na nie przynajmniej kilkaset zł.

 

Przerzuciliśmy naprawdę dużo tych katalogów i masę projektów. Wybraliśmy kilka do dalszego zastanowienia. Jednak nie wiem czy sugerując się tym co już narysowaliśmy, czy po prostu beznadziejnością większości z tych tworów z gazet w efekcie końcowym pozostaliśmy z jednym projektem w rękach. Naszym

 

I co tu z tym fantem zrobić? Koszty projektu indywidualnego podobno wysokie.... Zaraz! Ale wysokie to znaczy jakie? Pojechałem do jednego z architektów tak z ciekawości. Porozmawialiśmy o projekcie i o cenie. 3 - 4 tys za dom o powierzchni 130 m. Przeliczam to na projekt gotowy + adaptację = zaczynamy być przekonani do zrezygnowania z gotowca na rzecz projektu indywidualnego. "Przy okazji" architekt dał nam namiary na panią która by ten projekt zrobiła. Mieliśmy się do niej odezwać po wczasach.

 

Wczasy minęły i czas byłoby cos pchnąć dalej w naszej sprawie domowej. Jednak kontakt z panią poleconą przez architekta jakoś nie mógł dojść do skutku - cały czas nikt nie odbierał.

 

W międzyczasie załatwiałem sobie warunki zabudowy i zagospodarowania terenu (słynne WZiZT). Przy okazji wyszło, że nasza sąsiadka z klatki jest szefową wydziału architektury i urbanistyki. Lepiej być nie mogło. Mając okazję zagadnąłem ją o kilka spraw. I dobrze się stało. Podpowiedziała mi co gdzie i z kim załatwić by było dobrze i szybko. Przy okazji spytała - czy juz mamy architekta? I okazało się, że architektem jest sąsiad z naszej klatki Pobiegłem do niego następnego dnia by trochę porozmawiać. Umówiliśmy się na rekonesans na działce. No i wyszło, że sąsiad nie ma uprawnień - jego ojciec wszystko będzie firmował i pomagał przy projektowaniu.

 

Rekonesans wypadł totalnie niekorzystnie - zaraz na początku obydwaj panowie stwierdzili, że "w granicy to się nie da i trzeba się od niej odsunąć" (potem okazało się że jedna z granic jest z działka o statusie drogi i wcale nie potrzeba żadnej zgody na to by dom stał z nią w granicy). Poza tym starszy pan nie zrobił na nas dobrego wrażenia - ogólnie i dosadnie: stary zadufany w sobie pierdoła. A gwoździem do trumny był jego tekst na końcu gdy rozmawialiśmy o rozbiórce domu: "a rozbierz sobie to pan sam po cichu, bez projektu - kto to panu sprawdzi". Dramat. I to kiepski.

 

Jeszcze przed odbiorem WZiZT wyszedł temat podziału terenu naszej i sąsiadów działki. Chcieliśmy się zamienić kawałkami gruntu - my pozbylibyśmy się tego klina na północy w zamian za pas 3 metrów w naszej północnej granicy tak by dom mógł stać w obecnej linii. Jednak wizyta i rozmowa z geodetą nas od tego odwiodła - a właściwie koszty z tym związane - około 3 tys + notariusz. Jednak przy okazji wizyty u geodety rozmowa zeszła na tematy "budowlane" i dostałem namiary na panią z urzędu która "pomoże". Poszedłem do niej i okazało się, ze jej zięć jest architektem. Co prawda w Krakowie, ale co tam... umówiliśmy się na telefon. Pan punktualnie zadzwonił i potem po kilku dniach pojawił się u nas na pierwszą rozmowę. I od początku mieliśmy wrażenie że "to jest ta osoba". Młody człowiek umiejący słuchać i wyciągać wnioski. A przy tym nie upierający się przy konkretnych technologiach czy rozwiązaniach.

 

Spokojnie obejżał nasz "projekt", poprosił o wydruk. Porozmawialiśmy o naszych oczekiwaniach względem domu. Potem o finansach i pojechaliśmy na działkę. Rekonesans wypadł korzystnie - co prawda działka wyglądała wtedy jak hodowla pokrzyw i innych chwastów. Do tego drzewa w pełni rozkwitu przytłaczające ją od wschodu. No i te złowieszcze ruiny od zachodu. Sam stwierdził dyplomatycznie - "inaczej to sobie wyobrażałem"

 

Ale po chwili było już optymistyczniej: "ustalimy właściciela działki sąsiedniej (tej która okazała się drogą), a z sąsiadami jak pan może proszę podpisać zgodę na budowę w granicy - wystąpimy do ministerstwa o odstępstwo". Tutaj nam się gęby uśmiechnęły i już tak zostały.

 

Umówiliśmy się że za trzy dni podeśle swoją koncepcję "naszego domu". Tak też się stało. A w następny weekend spotkaliśmy się i zatwierdziliśmy nasza współpracę.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...