domek dla szóstki
Koniec narzekania. Pozytywów trzeba szukać.
Badania urologiczne po 2 miesiącach od wypadku wypadły pomyślnie, inwestor powoli staje na nogi (na razie na jedną nogę i wspierając się na dwóch laseczkach). Od jutra niestety znowu szpital, ale w każdym razie jest lepiej i to pozwala trochę bardziej optymistycznie patrzeć w przyszłość, również budowlaną.
Zdecydowaliśmy, że budowę doprowadzamy do stanu „minimum do zamieszkania” z zaliczki za mieszkanie. Nie takie były plany, ale trudno, jak trzeba, to trzeba.
Podczytuję cudze dzienniki, żeby ustalić, jak bardzo minimalne może być minimum. Wyszło mi tyle:
- Skończyć i uruchomić instalację grzewczą
- Zrobić wylewki na podłogówce
- Zabudować płytami gipsowo-kartonowymi poddasze
- Zamontować schody na poddasze
- Zamontować kontakty i gniazdka, jakieś lampy
- Zrobić dolną łazienkę na tyle, żeby można było się myć i prać
- Pomalować ściany (gładzie brudzą niemiłosiernie)
- Wstawić przynajmniej 1 drzwi wewnętrzne – między mieszkaniem a garażem
- Zrobić podjazd do garażu, żeby można było wjechać samochodem
- Przewieźć nasze stare graty.
To chyba wszystko.
Liczę na to, że nasze dziewczyny, zaprawione w bojach harcerki, dobrze zniosą spartańskie warunki.
Ktoś tu pisał na forum, że jak żona jest „fruziowata”, to on nie radzi wprowadzać się do niewykończonego domu. Chyba nie jestem fruziowata...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia