domek dla szóstki
Nieśmiałe ogrodu początki
Najpierw była zielona przeprowadzka. Zwieźliśmy, co się dało, z naszej-nie naszej już działeczki. Na dobry początek tuja, jałowiec płożący, irga, bukszpan, mahonia, orzech włoski, porzeczki, maliny, parzydło leśne, nawłoć, irysy, rudbekie, liliowce, marcinki, sasanki, zimowity, barwinek, lawenda, no i skalniaki z ulubioną macierzanką. Do tego darowane trzmieliny, bluszcz, fiołki, bergenia – dwie pełne przyczepki. Posadzone już wszystko, a nie bardzo widać. Tyle tego pola!
Drzewek owocowych nijak wyciągnąć się nie dało, zresztą niech tam sobie rosną. Trzeba nabyć nowe.
Potem moja Mama dowiozła co nieco. Bzy, fiołki, niezapominajki – wszystko się rwie do rośnięcia.
Sadzę, sadzę, końca nie widać. Staram się nadrobić jesienne zaległości.
Później od mojej Mamy dostałam jeszcze wierzbę zwykłą i mandżurską, dereń, jaśminowiec, żurawkę, serduszkę, konwalie, floksy i trochę takich „co to wiesz, na niebiesko kwitną...” Zobaczymy, jak zakwitną.
Truskawki też od Mamy - nie mogłam nie posadzić. I poziomki. I porzeczki. I maliny oczywiście. Nie wyobrażam sobie ogrodu bez owoców dla dzieci.
Z innego przepięknego ogrodu mam już zaklepane tawuły, trzmieliny we wszystkich kolorach, skalniaki o nazwach nie do spamiętania.
A Tobie Beatko przypominam, że mi obiecałaś tuje!
Dzisiaj miałam chwilę słabości i kupiłam migdałek szczepiony i ognik. Ale przysięgam, że poza tym cała zielenina jest wyłącznie wyżebrana bądź samodzielnie wyhodowana.
Większość roślin sadzę w ziemnych donicach. Wykopuję dołek i wsypuję porządną ziemię. W zeszłym roku kupiliśmy jedną wywrotkę czarnoziemu i teraz jest jak znalazł. Obawiam się, że w naszym piaseczku (miejscami w glinie) nic by nie urosło. Do tych prac taczka jest nieoceniona. To był dobry zakup.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia