domek dla szóstki
23 kwietnia 2007 r.
Krzesła wypatrzyliśmy na allegro, już zamówione. Mam nadzieję, że będą pasować.
Nigdy nie mieliśmy miejsca na duży stół, nie mówiąc już o krzesłach. Właściwie wciąż nie mogę uwierzyć, że teraz będziemy taką prawdziwą jadalnię mieli.
Do ogrodu kupiłam sobie tamaryszek. 8 zł tylko...
A Jacek przywiózł mi kosodrzewinę. :) To takie od dawna marzenie, chyba z sentymentu do gór. I tak się cieszę, że nie mogę się zdecydować, gdzie ją posadzę. Z tamaryszkiem było tak samo. Parę dni biegałam z doniczką.
Dzwonek i lampa nad wejściem została zamontowana. Coraz mniej sterczących kabelków.
W sobotę przywieźliśmy całą przyczepkę darowanej zieleniny do sadzenia. Było co robić... I tym sposobem mam do podlewania coraz więcej roślin. Dziś przez godzinę chodziłam z konewką, ale lubię to robić. Nawet, a może zwłaszcza wtedy, kiedy wracam późnym popołudniem z pracy.
A dziś sadziłam kanny. W doniczkach na razie, bo wyczytałam, że dzięki temu wcześniej zakwitną. Spróbuję.
Tymczasem Jacek przygotował miejsce do zalania betonem miejsca na węgiel. Trochę żałujemy teraz, że nie mamy piwnicy, choćby pod garażem. Tak to jest, jak się pierwszy raz buduje.
Ekogroszku spaliliśmy od początku grudnia 5 ton, czyli ok. tony na miesiąc. Trochę nam się te rachunki nie zgadzają, bo ostatnia dostawa poszła nam jakby za wcześnie - piec był przełączany na pracę letnią nocą, a nawet na całe dnie, bo było za ciepło. Przy takim trybie pracy jeden zasyp wystarczał nam na 10-12 dni (zimą ok.7 dni), a jednak węgiel się już skończył. Być może nie dowieziono nam 3 ton, a na przykład 2,5. Nie sprawdziliśmy tego. A to ponoć normalny proceder wśród dostawców. A zatem następnym razem - samochód na wagę. W końcu pół tony to 250 zł w plecy.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia