Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    442
  • komentarzy
    5
  • odsłon
    729

Dom w Lesie


Jarek.P

1 096 wyświetleń

 

Część II - kupno działki

 

 

Miejsce było piękne, cena całkiem przystępna. Co prawda nie była to już Warszawa, ale po pierwsze tuż przy jej granicy, po drugie z tego miejsca, mimo że poza granicami wawy było do centrum o wieeele bliżej niż z leżącej niby w granicach miasta Białołęki, którą rozpatrywaliśmy pierwotnie. Dodatkowo kierowca beemwicy okazał się sprawdzonym już przez znajomych żony pośrednikiem handlu nieruchomościami, operującym w tamtych rejonach, znajomi byli z niego bardzo zadowoleni, na nas też wywarł dobre wrażenie (pomijając pierwsze spostrzeżenia natury motoryzacyjno-odzieżowej), więc z pierwotnych planów "my tylko orientacyjnie na razie, wie pan, chcemy się zorientować co i za ile można..." zaczęliśmy się stopniowo wyłamywać. Żona chodziła po tym lesie i wzdychała, ja odpowiadałem po każdym wzdechnięciu "noooo" i w końcu od słowa do słowa, zaczęliśmy sondowac temat. Wycieczka do Urzędu Gminy, sprawdzenie statusu działki i od razu kolejna zaleta: jest plan zagospodarowania, tenże plan w dodatku narzuca obostrzenia wykluczające sąsiedztwo jakichkolwiek uciążliwości typu fabryka czy wieżowiec (teren ochronny ujęcia wód). W sądzie czysto, żadnego postępowania, żadnych obciążeń. Księgi Wieczystej brak, zamiast niego kopia Aktu Nadania Ziemi, jeszcze 1954 roku. Pośrednik jak się dowiedzieliśmy, odrolnił, scalił i ponownie podzielił trzy działki pierwotnie rolne, odziedziczone w drodze spadku przez pięciu współwłaścicieli. W wyniku podziału wyszły z tego 22 działki budowlane i droga między nimi.

 

W końcu decyzja: kupujemy. Podpisaliśmy umowę przedwstępną, wpłaciliśmy zadatek i umówiliśmy się, że reszta dopiero, jak pośrednik załatwi do końca formalności związane z tym podziałem, przy okazji miał załatwić wyłączenie z produkcji leśnej oraz drogę zbudować. Trwało to wbrew pierwotnym zapewnieniom pośrednika kilka miesięcy, nie tygodni, ale w końcu, w grudniu 2004 spotkaliśmy się w kancelarii notarialnej: my, przedstawiciele Jarków.P i Oni, przedstawiciele zbywców. Niżej podpisany zresztą dał przy tym dowód własnego roztrzepania, ponieważ na owo spotkanie stawił się... no wiedziałem, że notariusz kosztuje i to niemało, ale jakoś mi nie przyszło do głowy w całej zawierusze związanej z załatwianiem kredytu, że owo "niemało" będzie do zapłacenia właśnie w tej chwili i to raczej gotówką. Na szczęscie notariusz po kilku minutach nerwowej rozmowy zmiękła i dała się przekonać do zapłaty "ma Pani internet, to ja na Pani oczach przelew zrobię". I kupiliśmy.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...