Dom w Lesie
W międzyczasie budowlana dygresja będzie, dotycząca naszego obecnego mieszkania.
Mieszkamy bowiem obecnie w blokach, popełnionych jakieś 9 lat temu przez najbardziej chyba znaną i najbardziej kontrowersyjną firmę deweloperską w Polsce. Ja nie będę jej nazwy wymieniał, ja powiem tylko, że w ogólnosąsiedzkich dyskusjach na naszym forum osiedlowym posługiwaliśmy się zwyczajową nazwą wynikającą z ogółu naszych uczuć do firmy, brzmiała ona: "Jot WAŁ"
Kupowałem od nich mieszkanie jeszcze jako kawaler, robiłem to z pełną świadomością, że budują tanio, byle jak i z byle czego. Dlaczego więc kupiłem? Ano dlatego, że w interesującym mnie zakresie cenowym, lokalizacyjnym i powierzchniowym następna na liście była firma oferująca podobne mieszkanie w odrobinkę lepszej lokalizacji za cenę ponad 30 tys wyższą i z terminem oddania dobry rok późniejszym. No i zostawały jeszcze na rynku spółdzielnie (od których chciałem się trzymać jak najdalej) oraz firmy typu "Pan Józek ze śfagrem - pol, import-export", co do których nie miałem śmiałości. A Jot WAŁ przy całej swojej kontrowersyjności przynajmniej budował, robił to dość terminowo, bankructwo mu nie groziło, a jakość - no cóż, budowę swojego mieszkania wizytowałem regularnie od kiedy tylko się zdecydowałem (blok miał wtedy stan surowy), robiłem to samodzielnie i całkowicie nielegalnie, ale na takiej wielkiej budowie osoba poruszająca się pewnym krokiem, wyposażona w twardy notatnik i poziomicę wejdzie niezatrzymywana właściwie wszędzie. I generalnie nie miałem dużych zastrzeżeń, budowane było z byle czego i byle jak, ale ja nie planowałem w tym mieszkaniu do końca życia mieszkać, to miało być na kilka lat jedynie. A zaoszczędzone 30 tysięcy (plus opłaty za rok dłuższego wynajmu mieszkania) wolałem włożyć w wykończenie.
Decyzji nie żałuję, ale czasem na Jot WAŁ jednak klnę. Kląłem jak szewc na okno, które przy każdej wichurze wyło jak całe stado dusz potępionych (wyobraźcie sobie takie dość głośne: uuuuuuu.... UUUÓÓÓÓÓóóóóóuuuu... uuuuUUUUUUUuuuu....... Uuuułłłłuuuuuuuu.... trwające np. całą noc), bo tak było zrobione, że wiatr gdzieś w profilu gwizdał. Reklamowałem je kilkakrotnie, zmieniano w nim uszczelnienia, regulowano, wszystko na próżno aż w końcu kiedyś sam się zawziąłem i sam to zrobiłem w trakcie trwania wichury, kiedy mogłem weryfikować sprawę na bieżąco - przyczyną były źle zamontowane okucia zamków.
No i klnę dzisiaj. Również jak szewc. Klnę od momentu, kiedy całkowitym przypadkiem dziś spojrzałem w łazience na sufit. Oto i ten sufit, już po akcji ratunkowej:
http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sy4kiOwO9ZI/AAAAAAAACZk/JHCM2r1Ibnc/s720/7784_Sufit%20nam%20spada.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sy4kiOwO9ZI/AAAAAAAACZk/JHCM2r1Ibnc/s720/7784_Sufit%20nam%20spada.jpg
Na zdjęciu może nie widać za dokładnie, ale nie chodzi o trywialne pęknięcie sufitu na styku płyt żerańskich. Tu zresztą takich płyt nie ma, sufit jest laną na miejscu żelbetowa płytą, a te pęknięcia wyznaczają "osie symetrii" płata odparzonego tynku, który już dość mocno obwisł i w zasadzie wisiał jedynie z powodu niezorientowania się w porę, że mógł już spaść (pierwsza zasada dynamiki z filmów animowanych: ciało zawieszone w przestrzeni pozostaje w bezruchu tak długo, póki się nie zorientuje w swojej sytuacji).
Tego odparzonego jest jakiś metr kwadratowy, trzyma się obecnie na słowo honoru i na tej taśmie i niestety, musi wytrzymać do nowego roku, bo wcześniej tego nie mam kiedy zrobić, a roboty jest sporo, to wszystko trzeba skuć, od nowa zagruntować, zatynkować, pomalować, echhh...
Z tego, co wiem, przypadków spadnięcia sufitu na głowy było już na naszym osiedlu kilka, najprawdopodobniej fachowcy Jot WAŁ smarowali czymś tłustym płyty do szalowania stropów, żeby sobie ułatwić ich czyszczenie, a potem taki sufit był po prostu tynkowany, w dodatku byle czym i byle jak. No i jest robota...
J.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia