Dom w Lesie
I weź tu, człowieku, coś zaplanuj....
Planowałem ja sobie, że dziś zakończę gniazdkologię. I w założeniach był to realny plan, przynajmniej teoretycznie. Praktycznie bowiem stanęły okoniem różne drobiazgi zostawiane "na później" w połączeniu ze zwykłą złośliwością przedmiotów martwych.
Dzień rozpocząłem od pocięcia sterty desek na opał, przy czym piła już bardzo wyraźnie dawała do zrozumienia, że cięcie desek pokrytych resztkami betonu nie wychodzi jej na zdrowie, łańcuch jest już ewidentnie do naostrzenia. Naostrzę, ale, kurcze, NIE TEEERAAAZZZZZ!!!!! Wrrrrr!
Póki jeszcze trzymając piłę przystawioną do deski tnie się szybciej, niż machając nią jak siekierą, będę ciął! I Basta!
Potem... miałem dziś zrobić ostatnie dwa pomieszczenia, znaczy mój warsztat i salon. Ale najpierw dociągnąć przewód do elektrozaworu odcinającego wodę. I jeszcze jeden przewód małosygnałowy "na wsiakij słuczaj". Potem - zebrać wszystkie gniazdkowe przewody z pomieszczenia gospodarczego, zapakować w peszel i wpuścić do szachtu. Zrobić gniazdko zewnętrzne na tarasie. Dociągnąć zasilanie do hydroforu. Dociągnąć rezerwowy przewód i korespondencję do dolnej rozdzielni.
Wszystkie te pierdółki zrobiłem, ale zajęły mi w sumie kupę czasu, dzięki czemu zdążyłem tylko machnąć swój warsztat. O, proszę bardzo, tu gniazdka w części "elektronicznej" warsztatu:
http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S6VIJcwbKkI/AAAAAAAAC6w/IrKkawe6vh0/s720/8877_Sobota.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S6VIJcwbKkI/AAAAAAAAC6w/IrKkawe6vh0/s720/8877_Sobota.jpg
Od razu kilka słów wyjaśnienia, o co chodzi z tą częścią elektroniczną. Kiedy powstawał projekt naszego domu, ja miałem właściwie jeden podstawowy wymóg: na parterze ma być warsztat. I nie ma to być żaden kąt w garażu, tylko uczciwe osobne pomieszczenie gdzieś z 10m2. I jak już gdzieś na początku dziennika pisałem, małżonka zaprojektowała pierwotnie chyba 12m2 warsztat, który potem w wyniku przeróbek dachu i związanego z tym suwania osi konstrukcyjnych rozrósł się do 16. No nie protestowałem akurat tutaj zbyt mocno...
Niemniej, mając pomieszczenie w zasadzie kwadratowe 4x4 musiałem je jakoś rozplanować. I przyszedł mi wtedy do głowy pomysł, żeby lekką ścianką działową wydzielić w warsztacie "podwarsztat" do prac "czystych", odizolowany od reszty, w której, zwłaszcza przy zabawach w stolarstwo pyli się czasem dość mocno.
Na powyższej fotografii jest właśnie miejsce do postawienia biurka do prac elektronicznych, bateria gniazdek pod nim to:
- 2x zasilanie
- 2x ethernet (po dwa gniazdka na puszce, razem cztery)
- CTV kompletny
- coś. Nie wiem, co. Jak będę wiedział, to wstawię, póki co się zaślepi.
Kolejne zdjęcie, tu będzie z kolei stół warsztatowy do prac ciężkich:
http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S6VIIyPd-gI/AAAAAAAAC6s/lomV774uM1A/s720/8880_Sobota.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S6VIIyPd-gI/AAAAAAAAC6s/lomV774uM1A/s720/8880_Sobota.jpg
I przy tym zdjęciu, proszę wycieczki, się zatrzymamy. Prawe gniazdka z zespołu tych trzech podwójnych na ścianie. Widzą? Widzą. I ja też je dziś widziałem. Z całkiem bliska. A potem, przez resztę dnia, jakoś tak mniej wyraźnie, zwłaszcza prawym okiem...
Otwornica mi z wnętrza gniazda nie wyrwała do czysta "zawartości", bo akurat tam spoina wypadała między pustakami i "trzymała". No więc dłuto na wiertarkę i jedziemy... I tak jechaliśmy, jechaliśmy, jak najbardziej w okularach na nosie, kiedy gdzieś bokiem kawałek lecącego z kutego miejsca gruzowego pyłu wpadł był mi do oka. Wydłubać go sobie za bardzo nie mogłem, bo dłonie moje po pierwsze po ostatnich dniach stanem swoim przypominają bardziej dłonie chłopa małorolnego niż wykształconego, zawodowo pracującego przy komputerze człowieka, po drugie wtedy akurat były one skrajnie odległe od określenia "czyste". Usiłowałem się ratować kieliszkiem zrobionym naprędce z nakrętki od butelki, napełnionej przegotowaną wodą, ale płukanie oka nie pomagało. W lusterku też nic nie mogłem zobaczyć, więc w końcu wzruszyłem ramionami i zacząłem pracować dalej, po prostu jednym okiem łzawiąc i trochę częściej mrugając. Mam to szczęście, że kilka lat nosiłem soczewki kontaktowe, dzięki temu mam rogówki w oczach na tyle zrogowaciałe,, że np. rzęsa w oku nie wyłącza mnie z funkcjonowania a jest jedynie drobną niedogodnością, więc i tutaj nie było źle.
Na koniec pracy, po kilku godzinach jednak zaczęło mnie to wkurzać. Kiedy dojechałem do domu, znów było płukanie oka, żona mi robiła przegląd, nic nie mogła wypatrzeć, a oko bolało coraz mocniej i cały czas czułem, że coś w nim siedzi. Co było robić, taxi i do szpitala okulistycznego na ostry dyżur. Tamże spędziłem upojne dwie godziny w podobno wcale niedużej jak na sobotni wieczór kolejce złożonej m.in, z takich okazów, jak rozbawione towarzystwo z jakiejś imprezy, przywieziony przez radiowóz śmierdzący menel z rozbitym tuż przy oku łbem, dostarczony przez pogotowie pan z rozwalonym łbem, który po konsultacji okulistycznej miał być wieziony zaraz na chirurgię szczękową na operację połamanej twarzoczaszki (czy jakośtak, z tego co słyszałem, podobno dostał w łeb deską). Po odsiedzeniu zostałem wreszcie przyjęty przez przemiłą panią doktor, która bardzo dokładnie mi oko obejrzała, znalazła niewielkie skaleczenie rogówki i ani śladu po ciele obcym, które jednak musiało mi się udać wypłukać. Posmarowała maścią, założyła opatrunek i stwierdziła, że do jutra (znaczy do dzisiaj) się zagoi. I faktycznie, już jest ok. Troszkę je jeszcze czuję, ale idzie ku lepszemu
Wracając do opisu prac jednak - salonu w końcu nawet nie dotknąłem, a i to, co teoretycznie zrobiłem, też jest z jednym "ale" - mianowicie, kiedy już mocno spóźniony w stosunku do czasu, o którym się zapowiadałem, że wrócę do domu, pośpiesznie wykańczałem to, co zrobiłem, zostało mi jedynie wciągnięcie w peszel przewodów wychodzących z piwniczki. Złożyłem je do kupy, dowiązałem drut pilota, drugi koniec pilota podczepiłem sobie do rury gazowej i...
...i najpierw powoli, jak żółw ociężale,
ruszyła rura po drutach ospale.
szarpnąłem za peszel i ciągnę mozolnie
i wchodzi i wchodzi... i jak nie pier...!
(no co ja poradzę, że nic innego się nie rymuje)
Nagle... gruch!
Nagle... puch!
Jarek... dup!
Peszel... wziuuut!
A drut... srut!
No wzięło i pękło! Nie wiem, albo gdzieś był uszkodzony, albo zmęczony i śpieszący się nie ułożyłem dobrze przewodów, gdzieś się zakleszczył i dupa...
Machnąłem ręką, naciągnę kolejnego dnia, już ze świeżymi siłami i zapałem.
Na koniec ostatnie zdjęcie, kąt warsztatu, gdzie kiedyś może sobie stanie np. sterowana komputerowo obrabiarka CNC... albo może choć mała tokarka do metalu... chlip...
A póki co... w tym miejscu będzie gniazdko siłowe. Tak na wszelki wypadek
http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S6X5pp104VI/AAAAAAAAC60/sozHnghVSLg/s720/8882_Sobota.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S6X5pp104VI/AAAAAAAAC60/sozHnghVSLg/s720/8882_Sobota.jpg
J.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia