Dom w Lesie
Dziś wysypki zostały zwizytowane całą rodziną.
Jest dobrze. Przy okazji potwierdzam: zniszczeń wylewkarze nie porobili żadnych. Nawet te, o których wspominałem - ten odbity tynk, to jak się okazało nie ich wina, tylko CO-cjusza, który z drugiej strony cienkiej ściany działowej za głęboko podkuł bruzdę pod rurę CO.
Wysypki zostały uczciwie podlane specjalnie w tym celu zakupioną konewką, w ilości sugerowanej przez kol. Mańka82, znaczy konewka na przeciętny pokój. Zdjęć brak, ale i co tu było fotografować, konewka - jaka jest, każdy widzi, ta konkretna nasza jest zielona z czarnym sitkiem
A przy okazji i na marginesie - wczoraj zapomniałem napisać: lokalny sklepik spożywczy znajdujący się niedaleko mojej budowy, w którym to sklepiku, po moich ostatnich trwających w sumie miesiąc czasu codziennych pracach na budowie, sprzedawczyni już na sam mój widok w drzwiach sklepu wzdychała głęboko, sięgała po zgrzewkę piwa marki "Żubr" i pytała się, czy coś jeszcze będzie, czy samo piwo, otóż w tymże sklepie wczoraj odkryłem cud!
Prawdziwą Bimbrozję!
Niebo w gębie każdego szanującego się piwosza!
Oto i ona:
Prawdziwe niepasteryzowane dzieło sztuki, w klasycznej butelce typu "granat". Kupiłem wczoraj jedno na spróbowanie, bo niepasteryzowane piwa w sklepach zwykle są... delikatnie mówiąc niesmaczne. Na budowie otworzyłem (oczywiście nie profanując tak szlachetnej butelki jakimiś chamskimi otwieraczami, tylko jak należy, tępą stroną noża do styropianu, strzelając kapslem w dal), spróbowałem... i błogość rozpłynęła się po mym obliczu. Jeszcze raz spróbowałem... i jeszcze się upewniłem, czy mi się nie zdaje... i jeszcze raz dla utrwalenia smaku... i nic nie zostało
Oczywiście w drodze powrotnej do domu specjalnie się zatrzymałem, żeby kupić jeszcze jedno i jeśli to piwo będzie tam w stałej sprzedaży, to chyba się na nie przestawię
A co do Żubra - piwo jak piwo, z tych sieciowych popularnych marek, one wszystkie właściwie smakują jednakowo, to konkretne jednak kupowałem, ponieważ była na nie promocja! Taka prawdziwa, jak w hipermarkecie Znaczy nie, nie, nie było żadnych przebranych za żubry blądynek ("Ą"!) chodzących po sklepie i plastikowo radosnym głosem namawiających do kupienia zgrzewki żubra celem dostania firmowej szklanki gratis, ale za to do każdego sześciopaka się losowało zdrapkę, a każda wygrywała! Można było wygrać np. "jeszcze jednego Żubra". Albo "Orzeszki do Żubra". Albo marzenie moje największe, niestety nieosiągnięte: Grill! Taki za 10zł, ale za to z firmowym napisem "Żubr"
J.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia