od zera do bohatera
Dzięki moi Mili Póki co jestem na etapie łykania echinacei, ćwiczenia (podobno dodającego tlenu i energii) oddechu przeponą i czytaniu codziennie przed snem Dzienników Sherlocka Holmesa A te wszystkie rzeczy, które robię do domu to udaję, że niby przypadkiem i nieprawda Przypadkiem także na wczorajszej, relaksacyjnej oczywiście, wycieczce rowerowej odkryłam TAKĄ miejscówę, że od razu myślałam jakby tu szybciej ją opisać na FM. Narobię więc trochę smaku Gwoździkowi, a może niedługo zaczaję się i zrobię zdjęcia... Od czego by tu zacząć... Może od haseł : STAW, NAJPIĘKNIEJSZA DZIAŁKA EVER, DLACZEGO NIE MOJA?!
No więc było to tak, pojechaliśmy z Mariem obadać jak się miewa po zimie nasza miejska http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20090629/BIALYSTOK/327985359" rel="external nofollow">http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20090629/BIALYSTOK/327985359" rel="external nofollow">plaża . Jakoś tak kręcąc wokół zalewu wjechaliśmy w żwirową uliczkę. Jakieś (kolejne z miliona w Białym) ogródki działkowe. Jedziemy, bo fajnie. I nagle wjeżdżamy na asfalt. Gdzie my w ogóle jesteśmy? Jedziemy... i nagle okazuje się, że jesteśmy na samym środku Mazur! Po prawej zalew, a raczej już bagna, wieeeelkie drzewa, wieeeelkie latające wśród nich ptaszyska, dźwięki jak nad ranem w puszczy, a po lewej... pięęęękne wielkie działki pod lasem, a wśród nich ta jak ta lala. Pół wcale niemałej działki zabiera staw. Nie byle jaki, bo z bajeczną wyspą i dłuuugim pomostem tuż nad taflą wody łączącym wyspę z 'lądem'. Staw obsadzony cudnie. Stałam tam z opadniętą szczeną, bo rośliny (powiedziałabym, że trzciny, ale te trzciny wyglądały jak z Madamme Tussauds Museum!) były jak z obrazka, jakby ktoś zrobił tam gigantycznego photoshopa! Wszystko było jak najbardziej naturalne, ale jednocześnie wokół tego ogromnego stawu nie było jednej trzciny, która nie stałaby pod idealnym kątem 90 stopni do tafli wody! W sumie głupio to brzmi, bo cały urok natury polega na tym, że jest niedoskonała i żyje własnym życiem i nie przejmuje się naszymi kanonami wymierzonego, sztywnego i ortodoksyjnego piękna... ale tam jakoś to wszystko współgrało i chociaż zapewne pielęgnowane przez wiele godzin miało bardzo naturalny i sielski flow. Może to zasługa (i tutaj element, który sprawił, że zakochałam się do końca) bardzo skromnego domku? Ludzie, którzy mają w takim miejscu (5 minut samochodem od centrum Białego) tak duży teren w ten sposób zagospodarowany (dopieszczony absolutnie każdy detal) zapewne mogliby wywalić tam sobie (jak sąsiedzi) mega chawirę w stylu 'jestem młodym paniczem' albo w stylu 'złote klamki świadczą o moim statusie'. Tymczasem dom jest mały, myślę, że na pewno grubo poniżej 100m2, właściwie weranda wychodząca na staw jest wielkości niemal połowy domu (jak coś takiego widzę to sobie tak bezczelnie myślę, że ten ktoś to umie cieszyć się życiem ), z prostą białą elewacją, równie prostą bryłą i właściwie to ten staw i ogród jest głównym punktem programu. Adekwatnie zresztą do otoczenia. Dzięki temu, że nie ma tam żadnego płotu, tylko niewysoka siatka obrastająca zielskiem (tak se gadam, a pewnie to zielsko to dogłębnie przemyślane) cała działka łączy się z otaczającym terenem. Ba, pomimo wielu roślin wygląda jak jego nierozerwalna część. Wiecie, jak czasem migają obrazki ze szwajcarskich gór gdzie stoi na przestrzeni 20 km jeden domek i nic to, że parcela kończy się 2 metry za ścianą budynku - dom jest wkomponowany w masyw górski. No to wyobraźcie coś takiego 5km ode mnie!! (a mieszkam naprawdę prawie w śródmieściu miasta, które wcale nie jest taką wiochą jakby się chciało )
No, to powiedziałam 'staw', powiedziałam 'najpiękniejsza działka ever', to teraz pytam: gdzie ja miałam rozum chcąc działkę w mieście?!
Mario się śmieje, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, że przecież oboje całe życie mieszkaliśmy w bloku, więc teraz i tak oaza Ale ja w głowę zachodzę jak ja, pani natura, wzięłam te 325m2 in da city...
Mario szybko mnie gasi: bo jesteś taka pani natura, że rowerem jeździsz, a nie samochodem (prawda, żadne z nas nie ma prawka i się nie zanosi), pracujemy w mieście, funkcjonujemy w przestrzeni miejskiej, jak ty byś chciała zimą (białostocką zimą! ) dojeżdżać? Nie mówiąc o dopilnowaniu budowy! I wszystko jasne.
Ale po wczorajszej wyciecze ja mam już plan. Póki młodzi i 'potrzebujący' to mieszkamy w mieście (i obsadzamy z każdej strony chaszczami co aby tylko zielono przez okno było, a nie facjata sąsiada), a potem ten dom zostawimy dzieciom/wnukom, a sami kupimy kawał ziemi na odludziu, z kawałkiem wody i lasu i domkiem szwedzkim o powierzchni 50m2. Tak o uradziłam. A miał być na całe życie....
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia